Mamusie styczniowe 2020 - Strona 159 - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Być rodzicem > Poczekalnia - będę mamą

Notka

Poczekalnia - będę mamą Forum dla przyszłych rodziców. Poczekalnia - będę mamą to miejsce, w którym podzielisz się tematami związanymi z oczekiwaniem na potomstwo.

Zamknij wątek
 
Narzędzia
Stary 2020-01-18, 18:30   #4741
Rose08
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2019-06
Wiadomości: 660
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Gratulacje!

I szacun dla wszystkich mam za te porody, czytam i czasem nie dowierzam do czego jest zdolny kobiecy organizm, jakie silne jesteście!
Rose08 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-18, 21:28   #4742
Wendy_123
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2019-09
Wiadomości: 229
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Ja mialam 3 proby wywołania i na ostatniej oxy jak mi przebili już pecherz to przy partych nie bylo postępu i zapadla decyzja o cc, co było wybawieniem dla mnie. Miednica za wąska a dzidzi za duza sie okazała. Ale ważne że całe i zdrowe jesteśmy. Więc taka cesarka straszna, chociaz bardzo chcialam sn, ale trudno

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Wendy_123 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-18, 21:35   #4743
CreamyMuffin
Rozeznanie
 
Avatar CreamyMuffin
 
Zarejestrowany: 2017-07
Lokalizacja: Pomorskie
Wiadomości: 559
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Opisuje mój porod
W niedzielę 29.12 rano po wstaniu pojawił się różowy śluz na wkladce. Cały dzień w sumie spędziliśmy w domu, przed południem mieliśmy jeszcze gości i wg rozmawialiśmy o porodzie, nastrój był super, szwagier się śmiał że jak zacznę im teraz rodzić to żeby 2 karetki od razu wzywać, jedna dla niego (A był przy porodzie swojej córki, mojej siostrzenicy i taka trauma mu została ) przy wieczorej toalecie znów wyszło trochę tego śluzu. Ok godziny 21 położyłam się do łóżka z zamiarem snu. Niestety nie mogłam zasnąć, stopniowo pojawiały się dziwne na tamten czas bóle pleców. Coś przysnęłam, potem się obudziłam, wstałam, pochodziłam, usiadłam w salonie i przestałam czuć bóle. Mąż do mnie wstał, po chwili położylismy się znowu. Po chwili ból uderzył tak mocno że stwierdziliśmy że pojedziemy sprawdzić co się dzieje. Cały czas biłam się z myślami czy warto jechać.. torby jeździły w aucie już od świąt. Ogarnęłam się, wzięłam torebkę z dokumentami i po 3 byliśmy na IP.
Wiadomo rejestracja, chwila czekania w między czasie karetka przywiozła inna ciężarna z zagrożeniem ciąży. Na poczekalni czułam już częściej i mocniej bóle ale nadal znośnie. Położna zmierzyła cisnienie, temperature, zważyła, na kozetce zmierzyła szerokosc miednicy i podpieła mnie pod ktg skorcze pisały się co 5 min. Mąż czekał na korytarzu. Po ktg przyszła lekarka ginekolog i badanie na fotelu. Nie było to komfortowe, 3 cm rozwarcia i masa krwi po badaniu. Cały fotel plus rynienka była we krwi. Ja trochę przerażona skąd ta krew. Lekarka też nie pewna czy coś się tam dzieje od środka czy to tylko wynik badania. Zeszłam na usg. Wszystko dobrze, waga niby 3200. (Tydzień przed na wizycie było 3100) decyzja PORODÓWKA.
W między czasie położna powiedziała mężowi żeby przyniósł torby, ja się przebrałam, dokonczylismy wywiad i podpisywanie papierów. Idziemy.

Wyjechaliśmy na trakt porodowy. Ja taka przejęta, myślałam że pierw pójdziemy na oddział i będziemy czekać na rozwój. Czekamy chwilę na korytarzu, patrzę wyjeżdża inna babka, która właśnie urodziła. Nowa położna wita się z nami i zaprasza wprowadza nas do sali porodowej A moje myśli w głowę "że co ? Że już?". No ok było po 5 rano. Wywiad, zgody.. wkłucie, pobranie krwi, kroplówka na gbs i ktg. W między czasie mąż podał przygotowany rożek dla maleństwa. Po zejściu kroplówki, odpięto ktg i położna zostawiła nas samych. Dluzylo się w tej ciszy, wzięłam sobie piłkę i właczylismy sobie z mężem film na telefonie. Skorcze cały czas co 5 min. (W między czasie pilnowalismy żeby po 6 poinformować moja ginekolog że nie będziemy tego dnia na wizycie i że jesteśmy na porodowce. Wiadomo zawsze mogą przesunąć sobie godziny pracy albo zaprosić kogoś innego na wizytę). Gdzieś ok 7 była zmiana położnych, wtedy była strasza babka, teraz młoda dziewczyna. Powitanie, ktg (I tu już się zaczęły przeboje bo miały problem żeby poprawnie je założyć). Po 8 wizyta lekarz gin. Badanie 4cm rozwarcia i znów krew. Doszedł jeszcze jakiś inny lekarz pytać się jak sytuacja. Decyzja o podłączeniu oxy bo akcja za wolno się rozwija. Lekarka od razu kazała poprawić ktg młodej położnej, bo zapis nie odczytywal skurczy. Męczyła się, potem poprosiła inna koleżankę do pomocy. Ok udało się. Przyszedł czas na kolejną dawkę kroplowki pod gbs. Szybko zeszła i znów oxy. Skorcze od razu co 2-3 min. Mąż cały czas przy mnie i z zegarkiem w ręku liczy skurcze. Ja już mialam w dyspozycji gaz. Między tym wszystkim byłam w toalecie, pod prysznicem z piłką, musiałam się ruszać na łóżku lewo, prawo. Im dłużej to trwało tym bardziej krzyczałam i było mi ciężko. Najgorsze było to że bardzo często mnie badali i za każdym razem badanie było na skorczu. Bóle tylko na plecach. Na brzuchu nic a nic. Czulam jakby mi rozrywalo plecy. Mowilam ze nie mam siły i bardzo chce mi sie spac. Zwiekszano mi przeplyw oksytocyny. Dostalam tez kroplowke nawadniajaca bo bylo mi slabo. Skorcze mocne, bolesne na ktg pisaly sie od 30-60. Ok 11 wizyta nowego lekarza, badanie i 7-8cm badanie bolało bardzo na siłę położna trzymała mi nogi. I decyzja przebijamy pęcherz płodowy żeby było szybciej. Oczywiście info że będzie mocniej bolało ale że to znacznie przyspieszy akcję. Dalej pod oxy. Mąż ciągle przy mnie, wspiera, mówi, masuje plecy chodź potem już odpychalam jego ręce, nie chciałam by mnie dotykano. Znów zmiany pozycji lewo, prawo. Ciągle poprawianie ktg, bóle nie do opisania, ciągle mówiłam jak w amoku że nie mam siły, że rozrywa mi plecy wiłam się na łóżku. Badania w skorczach. Położna kazała wstać i usiąść na takim niskim krzesełku z dziurą, mąż był podparciem na plecach. Gaz cały czas w ręce i na każdym skorczu intensywnie wdychany. Szybki i krótki oddech też bardzo pomagał. Położna podawała wodę, mówiła że bardzo dobrze mi idzie. Potem kazała mi kucac tzn przysiady. Ja myślałam że szczerze jej przywale, że nie wytrzymam ona nalegala i mówię podniesionym tonem że nie zrobię tego, że nie dam rady. Wróciłam na łóżko tam kazała leżeć na boku, noga podniesiona. Cały czas majstrowala w tym wszystkim z tym ktg bo opadało, bardzo mnie to irytowało, nie pozwalało się skupić. Z napięcia noga przy skórczu zapierała się i trzesla się jak garaleta. Krzyki i odczucie ciągłego parcia. Położna włożyła cewnik żebym nie musiała już schodzić z łóżka i spuścila mocz. Po 12 - 9cm. Po 13 - pełne rozwarcie. Cały czas na boku z nogą w górze, uczucie parcia w dole, plecy, plecy, plecy. Miałam też gdzieś tam kryzys już, zaczęłam popłakiwac. Nie chciałam z nikim rozmawiać, nie chciałam być dotykana. Przyszedł lekarz, kolejne 2 położne dodatkowo. O 13.50 parte, szybkie rozkładanie łóżka, ja nie miałam już siły.. Położna na siłę kierowała moje nogi żebym zgięla do siebie, mąż trzymał mnie za plecy i nachylał do przodu przy parciu. Pozycja półsiedząca. Nie czułam żadnych skurczy już ze zmęczenia, prę ale słabo, każą zmieniać oddech. Szybkie znieczulenie krocza do naciecia, nacięcie przy kolejnym parciu. Parłam na chama, nie miałam nad tym kontroli, nad swoim ciałem, parłam byle wypchać i dlatego też pękłam. Tak 30.12 o 14:00 mój syn przywitał mnie okrzykiem płaczu. Zaraz położono mi go na klatkę piersiową pod koszulę. Nagle senność ze mnie zeszła, wszystko odeszło i minęło. Radość i łzy. Płakałam tak bardzo że nawet personel był w szoku. Mąż głaskał mnie i przyglądał się małemu. Szlochalam i przepraszalam wszystkich głośno. Nie wiem czemu po prostu ciągle mówiłam "przepraszam" A do syna mówiłam że w końcu już jest.

Potem zapytali się mnie czy moga go zabrać na ważenie itd. Przed tym maz przeciął pepowine, zaprosili go żeby był świadkiem mierzenia i ważenia. Mnie w tym czasie lekarz zszywał, pomimo znieczulenia krocza pod szycie czułam każde wkłucie. Zabieralam mu odruchowo pupę, to mówił żeby nie zabierać Ja już nie chciałam żeby mnie ktokolwiek tam dotykał. Tak zyskalam 9 szwów. Przeszłam na normalne łóżko. Pojechaliśmy na 2 godzinki z mężem i małym na inna salę by odpocząć. W między czasie 2 razy była położna i naciskała mi na brzuch by wyzbyć się resztek krwi. Ból przy tym aż się łóżka trzymałam. Ale nic już nie miało znaczenia. Mały był z nami. Szczęście przeogromne. Po tych 2 godzinach na pokój.

To co przeżyliśmy tam z mezem jest nie do opisania. Nadal gdzieś siedzi to głęboko w naszych głowach i że tak niespodziewanie to wszystko przyszło.

Pewnie chaotycznie opisane, ale nie da się wszystkiego tak zrobic krok po kroku, godzinę po godzinie. Jestem dumna że dałam radę, że mąż dał radę i że mamy nasz skarb. Przez pierwszy tydzień po tym wszystkim już w domu popłakiwalam sobie.

Teraz wiem że na porodowce nie ma takich pojęć jak wstyd czy coś innego. Czasami jesteś jak takie żywe mięso, które trzeba doprowadzić do jakiegoś stanu. Podziwiam lekarzy i położne że potrafia patrzeć z luźnym nastawieniem na ból drugiego człowieka. Wiadomo ból ten każda rodząca przechodzi, bo prowadzi on do wspaniałego zakończenia ale jednak.. Ja bym się nie nadawała na coś takiego.

A i nie miałam lewatywy, nic nie narobilam. Włoski drobne miałam tam na dole, nikt nawet nie wspomniał o goleniu.

Było to niesamowite doświadczenie, nie wiedziałam ani mój mąż nie wiedział że tak mogę krzyczeć i jęczec. Pewnie całe miasto mnie słyszało nie mogę uwierzyć że to nasze dziecko, że nosiłam je tyle czasu, że rosło z takiej małej fasolki, że wgl mieściło się tam w środku. Jakim cudem.. ? 🤷☠♀️ eh. My kobiety jesteśmy niesamowite i ogólnie organizm ludzki.
Jak rozmawiamy z mężem, to mówi że jak zdecyduje się na kolejne dziecko i będę chciała rodzić drugi raz sn to że mnie nie zostawi samej i idzie ze mną. Tak jak on wspomina to mówi że najgorsze dla niego było patrzeć na to jak mnie boli A on nie może mi pomóc. Ale wystarczyło że był, że mówił że dam radę, że pomagał, że podawał wodę i gaz. To już było bardzo dużo dla mnie.

To byłoby na tyle, sorki że tak długo. Polecam każdemu przeżyć to, a zarazem współczuję każdej rodzącej.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
J&M - 09.2019
CreamyMuffin jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-18, 21:53   #4744
Justi2019
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2019-06
Wiadomości: 481
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

CreamyMuffin no poprostu łzy mi pociekły czytając Twój opis , dzielna mamuśka z Ciebie. Muszę powiedzieć że super że mąż był z Tobą i jak dla mnie każdy mąż , partner powinien być w takiej chwili z kobietą , powinien przekonać się co to znaczy jaki to ból , wysiłek ile wylanych łez , może wtedy inaczej by na nas patrzyli , myślą sobie a pójdzie dziecko wyskoczy i po wszystkiemu , prawda jest zupełnie inna , wydaje mi się że wtedy więź z mężem staje się jeszcze bardziej bliższa , mąż widzi ile kobieta musi wycierpieć żeby wydać na świat takie szczęście . Kobietki jesteśmy wielkie
Justi2019 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-18, 22:19   #4745
netkaa00
Zakorzenienie
 
Avatar netkaa00
 
Zarejestrowany: 2009-03
Lokalizacja: okolice Warszawy
Wiadomości: 4 479
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez CreamyMuffin Pokaż wiadomość
Opisuje mój porod
W niedzielę 29.12 rano po wstaniu pojawił się różowy śluz na wkladce. Cały dzień w sumie spędziliśmy w domu, przed południem mieliśmy jeszcze gości i wg rozmawialiśmy o porodzie, nastrój był super, szwagier się śmiał że jak zacznę im teraz rodzić to żeby 2 karetki od razu wzywać, jedna dla niego (A był przy porodzie swojej córki, mojej siostrzenicy i taka trauma mu została ) przy wieczorej toalecie znów wyszło trochę tego śluzu. Ok godziny 21 położyłam się do łóżka z zamiarem snu. Niestety nie mogłam zasnąć, stopniowo pojawiały się dziwne na tamten czas bóle pleców. Coś przysnęłam, potem się obudziłam, wstałam, pochodziłam, usiadłam w salonie i przestałam czuć bóle. Mąż do mnie wstał, po chwili położylismy się znowu. Po chwili ból uderzył tak mocno że stwierdziliśmy że pojedziemy sprawdzić co się dzieje. Cały czas biłam się z myślami czy warto jechać.. torby jeździły w aucie już od świąt. Ogarnęłam się, wzięłam torebkę z dokumentami i po 3 byliśmy na IP.
Wiadomo rejestracja, chwila czekania w między czasie karetka przywiozła inna ciężarna z zagrożeniem ciąży. Na poczekalni czułam już częściej i mocniej bóle ale nadal znośnie. Położna zmierzyła cisnienie, temperature, zważyła, na kozetce zmierzyła szerokosc miednicy i podpieła mnie pod ktg skorcze pisały się co 5 min. Mąż czekał na korytarzu. Po ktg przyszła lekarka ginekolog i badanie na fotelu. Nie było to komfortowe, 3 cm rozwarcia i masa krwi po badaniu. Cały fotel plus rynienka była we krwi. Ja trochę przerażona skąd ta krew. Lekarka też nie pewna czy coś się tam dzieje od środka czy to tylko wynik badania. Zeszłam na usg. Wszystko dobrze, waga niby 3200. (Tydzień przed na wizycie było 3100) decyzja PORODÓWKA.
W między czasie położna powiedziała mężowi żeby przyniósł torby, ja się przebrałam, dokonczylismy wywiad i podpisywanie papierów. Idziemy.

Wyjechaliśmy na trakt porodowy. Ja taka przejęta, myślałam że pierw pójdziemy na oddział i będziemy czekać na rozwój. Czekamy chwilę na korytarzu, patrzę wyjeżdża inna babka, która właśnie urodziła. Nowa położna wita się z nami i zaprasza wprowadza nas do sali porodowej A moje myśli w głowę "że co ? Że już?". No ok było po 5 rano. Wywiad, zgody.. wkłucie, pobranie krwi, kroplówka na gbs i ktg. W między czasie mąż podał przygotowany rożek dla maleństwa. Po zejściu kroplówki, odpięto ktg i położna zostawiła nas samych. Dluzylo się w tej ciszy, wzięłam sobie piłkę i właczylismy sobie z mężem film na telefonie. Skorcze cały czas co 5 min. (W między czasie pilnowalismy żeby po 6 poinformować moja ginekolog że nie będziemy tego dnia na wizycie i że jesteśmy na porodowce. Wiadomo zawsze mogą przesunąć sobie godziny pracy albo zaprosić kogoś innego na wizytę). Gdzieś ok 7 była zmiana położnych, wtedy była strasza babka, teraz młoda dziewczyna. Powitanie, ktg (I tu już się zaczęły przeboje bo miały problem żeby poprawnie je założyć). Po 8 wizyta lekarz gin. Badanie 4cm rozwarcia i znów krew. Doszedł jeszcze jakiś inny lekarz pytać się jak sytuacja. Decyzja o podłączeniu oxy bo akcja za wolno się rozwija. Lekarka od razu kazała poprawić ktg młodej położnej, bo zapis nie odczytywal skurczy. Męczyła się, potem poprosiła inna koleżankę do pomocy. Ok udało się. Przyszedł czas na kolejną dawkę kroplowki pod gbs. Szybko zeszła i znów oxy. Skorcze od razu co 2-3 min. Mąż cały czas przy mnie i z zegarkiem w ręku liczy skurcze. Ja już mialam w dyspozycji gaz. Między tym wszystkim byłam w toalecie, pod prysznicem z piłką, musiałam się ruszać na łóżku lewo, prawo. Im dłużej to trwało tym bardziej krzyczałam i było mi ciężko. Najgorsze było to że bardzo często mnie badali i za każdym razem badanie było na skorczu. Bóle tylko na plecach. Na brzuchu nic a nic. Czulam jakby mi rozrywalo plecy. Mowilam ze nie mam siły i bardzo chce mi sie spac. Zwiekszano mi przeplyw oksytocyny. Dostalam tez kroplowke nawadniajaca bo bylo mi slabo. Skorcze mocne, bolesne na ktg pisaly sie od 30-60. Ok 11 wizyta nowego lekarza, badanie i 7-8cm badanie bolało bardzo na siłę położna trzymała mi nogi. I decyzja przebijamy pęcherz płodowy żeby było szybciej. Oczywiście info że będzie mocniej bolało ale że to znacznie przyspieszy akcję. Dalej pod oxy. Mąż ciągle przy mnie, wspiera, mówi, masuje plecy chodź potem już odpychalam jego ręce, nie chciałam by mnie dotykano. Znów zmiany pozycji lewo, prawo. Ciągle poprawianie ktg, bóle nie do opisania, ciągle mówiłam jak w amoku że nie mam siły, że rozrywa mi plecy wiłam się na łóżku. Badania w skorczach. Położna kazała wstać i usiąść na takim niskim krzesełku z dziurą, mąż był podparciem na plecach. Gaz cały czas w ręce i na każdym skorczu intensywnie wdychany. Szybki i krótki oddech też bardzo pomagał. Położna podawała wodę, mówiła że bardzo dobrze mi idzie. Potem kazała mi kucac tzn przysiady. Ja myślałam że szczerze jej przywale, że nie wytrzymam ona nalegala i mówię podniesionym tonem że nie zrobię tego, że nie dam rady. Wróciłam na łóżko tam kazała leżeć na boku, noga podniesiona. Cały czas majstrowala w tym wszystkim z tym ktg bo opadało, bardzo mnie to irytowało, nie pozwalało się skupić. Z napięcia noga przy skórczu zapierała się i trzesla się jak garaleta. Krzyki i odczucie ciągłego parcia. Położna włożyła cewnik żebym nie musiała już schodzić z łóżka i spuścila mocz. Po 12 - 9cm. Po 13 - pełne rozwarcie. Cały czas na boku z nogą w górze, uczucie parcia w dole, plecy, plecy, plecy. Miałam też gdzieś tam kryzys już, zaczęłam popłakiwac. Nie chciałam z nikim rozmawiać, nie chciałam być dotykana. Przyszedł lekarz, kolejne 2 położne dodatkowo. O 13.50 parte, szybkie rozkładanie łóżka, ja nie miałam już siły.. Położna na siłę kierowała moje nogi żebym zgięla do siebie, mąż trzymał mnie za plecy i nachylał do przodu przy parciu. Pozycja półsiedząca. Nie czułam żadnych skurczy już ze zmęczenia, prę ale słabo, każą zmieniać oddech. Szybkie znieczulenie krocza do naciecia, nacięcie przy kolejnym parciu. Parłam na chama, nie miałam nad tym kontroli, nad swoim ciałem, parłam byle wypchać i dlatego też pękłam. Tak 30.12 o 14:00 mój syn przywitał mnie okrzykiem płaczu. Zaraz położono mi go na klatkę piersiową pod koszulę. Nagle senność ze mnie zeszła, wszystko odeszło i minęło. Radość i łzy. Płakałam tak bardzo że nawet personel był w szoku. Mąż głaskał mnie i przyglądał się małemu. Szlochalam i przepraszalam wszystkich głośno. Nie wiem czemu po prostu ciągle mówiłam "przepraszam" A do syna mówiłam że w końcu już jest.

Potem zapytali się mnie czy moga go zabrać na ważenie itd. Przed tym maz przeciął pepowine, zaprosili go żeby był świadkiem mierzenia i ważenia. Mnie w tym czasie lekarz zszywał, pomimo znieczulenia krocza pod szycie czułam każde wkłucie. Zabieralam mu odruchowo pupę, to mówił żeby nie zabierać Ja już nie chciałam żeby mnie ktokolwiek tam dotykał. Tak zyskalam 9 szwów. Przeszłam na normalne łóżko. Pojechaliśmy na 2 godzinki z mężem i małym na inna salę by odpocząć. W między czasie 2 razy była położna i naciskała mi na brzuch by wyzbyć się resztek krwi. Ból przy tym aż się łóżka trzymałam. Ale nic już nie miało znaczenia. Mały był z nami. Szczęście przeogromne. Po tych 2 godzinach na pokój.

To co przeżyliśmy tam z mezem jest nie do opisania. Nadal gdzieś siedzi to głęboko w naszych głowach i że tak niespodziewanie to wszystko przyszło.

Pewnie chaotycznie opisane, ale nie da się wszystkiego tak zrobic krok po kroku, godzinę po godzinie. Jestem dumna że dałam radę, że mąż dał radę i że mamy nasz skarb. Przez pierwszy tydzień po tym wszystkim już w domu popłakiwalam sobie.

Teraz wiem że na porodowce nie ma takich pojęć jak wstyd czy coś innego. Czasami jesteś jak takie żywe mięso, które trzeba doprowadzić do jakiegoś stanu. Podziwiam lekarzy i położne że potrafia patrzeć z luźnym nastawieniem na ból drugiego człowieka. Wiadomo ból ten każda rodząca przechodzi, bo prowadzi on do wspaniałego zakończenia ale jednak.. Ja bym się nie nadawała na coś takiego.

A i nie miałam lewatywy, nic nie narobilam. Włoski drobne miałam tam na dole, nikt nawet nie wspomniał o goleniu.

Było to niesamowite doświadczenie, nie wiedziałam ani mój mąż nie wiedział że tak mogę krzyczeć i jęczec. Pewnie całe miasto mnie słyszało nie mogę uwierzyć że to nasze dziecko, że nosiłam je tyle czasu, że rosło z takiej małej fasolki, że wgl mieściło się tam w środku. Jakim cudem.. ? 🤷♀️ eh. My kobiety jesteśmy niesamowite i ogólnie organizm ludzki.
Jak rozmawiamy z mężem, to mówi że jak zdecyduje się na kolejne dziecko i będę chciała rodzić drugi raz sn to że mnie nie zostawi samej i idzie ze mną. Tak jak on wspomina to mówi że najgorsze dla niego było patrzeć na to jak mnie boli A on nie może mi pomóc. Ale wystarczyło że był, że mówił że dam radę, że pomagał, że podawał wodę i gaz. To już było bardzo dużo dla mnie.

To byłoby na tyle, sorki że tak długo. Polecam każdemu przeżyć to, a zarazem współczuję każdej rodzącej.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

Jednak to prawda, ze kobiety to wojowniczki. Waliło mi mocno serce jak to czytałam, dużo przeszłaś. Fajnie, ze Twój mąż tak Ci pomagał.


Ja oczywiście dziś już myślami krążę przy wtorku wizji wywoływania porodu itp, będzie to już 10 dni po terminie. TŻ przyjechał z działki, zastał mnie zapłakana na fotelu, przytulił mnie mocno i sam się popłakał, drugi raz w życiu po 5 latach razem widziałam łzy w jego oczach, jest z tych bardzo twardych... Sam przyznał, ze nie wie co to będzie we wtorek, ze już nie może patrzeć jak ja się mecze teraz a co będzie później... ciężkie to wszystko...


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
netkaa00 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-18, 22:45   #4746
CreamyMuffin
Rozeznanie
 
Avatar CreamyMuffin
 
Zarejestrowany: 2017-07
Lokalizacja: Pomorskie
Wiadomości: 559
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Justi tak masz rację, doceniaja po tym swoje kobiety i ogólne myślenie sie zmienia dot. kobiet, matek i dzieci.

Nas to jeszcze bardziej wzmocniło. Jak koledzy w pracy się pytali czy warto być przy porodzie to mówił że bardzo, a jeszcze bardziej jak umacnia to związek pewnie komuś może się wydawać że się rozczulamy nad tym i wg, ale tak naprawdę i nas jest.

Netka wspaniale jest widzieć łzy swojego mężczyzny, tego naszego codziennego twardziela - faceta. Bo przecież faceci nie płacza i tak szybko się nie wzruszaja. Możliwe.. Ale gdy coś za długo trwa i męczy to ten twardziel pęka i płacze. To znaczy że Cię bardzo kocha i chciałby żebyś już czuła się dobrze i żeby to wszystko już się skończyło A dzieciątko było na świecie.

My nie kryjemy łez przed sobą. U nas było podobnie gdy miałam kryzys uziemienia w domu. A po porodzie w domu razem się wzruszalismy.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
J&M - 09.2019
CreamyMuffin jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-18, 22:53   #4747
netkaa00
Zakorzenienie
 
Avatar netkaa00
 
Zarejestrowany: 2009-03
Lokalizacja: okolice Warszawy
Wiadomości: 4 479
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez CreamyMuffin Pokaż wiadomość
Justi tak masz rację, doceniaja po tym swoje kobiety i ogólne myślenie sie zmienia dot. kobiet, matek i dzieci.

Nas to jeszcze bardziej wzmocniło. Jak koledzy w pracy się pytali czy warto być przy porodzie to mówił że bardzo, a jeszcze bardziej jak umacnia to związek pewnie komuś może się wydawać że się rozczulamy nad tym i wg, ale tak naprawdę i nas jest.

Netka wspaniale jest widzieć łzy swojego mężczyzny, tego naszego codziennego twardziela - faceta. Bo przecież faceci nie płacza i tak szybko się nie wzruszaja. Możliwe.. Ale gdy coś za długo trwa i męczy to ten twardziel pęka i płacze. To znaczy że Cię bardzo kocha i chciałby żebyś już czuła się dobrze i żeby to wszystko już się skończyło A dzieciątko było na świecie.

My nie kryjemy łez przed sobą. U nas było podobnie gdy miałam kryzys uziemienia w domu. A po porodzie w domu razem się wzruszalismy.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

Moj TŻ jest po bardzo dużych przejściach, długo by opowiadać, ma mega problem z mówieniem o swoich problemach, o tym co go wzrusza i boli a tym bardziej z pokazaniem swoich łez wiec tym bardziej mnie ta sytuacja dziś rozmiękczyła.
Chciałabym żebyśmy byli już tak jak u Was, razem we troje i mogli cieszyć się sobą, niezależnie już jak ten poród będzie wyglądał i jak dużo będę musiała przejść, jestem gotowa na wszystko, aby dzidzius był cały i zdrowy.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
netkaa00 jest offline Zgłoś do moderatora  

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2020-01-18, 22:58   #4748
CreamyMuffin
Rozeznanie
 
Avatar CreamyMuffin
 
Zarejestrowany: 2017-07
Lokalizacja: Pomorskie
Wiadomości: 559
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez netkaa00 Pokaż wiadomość
Moj TŻ jest po bardzo dużych przejściach, długo by opowiadać, ma mega problem z mówieniem o swoich problemach, o tym co go wzrusza i boli a tym bardziej z pokazaniem swoich łez wiec tym bardziej mnie ta sytuacja dziś rozmiękczyła.
Chciałabym żebyśmy byli już tak jak u Was, razem we troje i mogli cieszyć się sobą, niezależnie już jak ten poród będzie wyglądał i jak dużo będę musiała przejść, jestem gotowa na wszystko, aby dzidzius był cały i zdrowy.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Dacie radę. My kobiety jestesmy w stanie znieść wszystko. A potem całe życie poświęcamy by wychować to małe cudo.

Jesteście dla siebie wszystkim co macie, dzięki każdego rodzaju przejściom wzmacniacie tylko siebie. Niedługo się to skończy. Jeszcze troszkę

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
J&M - 09.2019
CreamyMuffin jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-18, 23:23   #4749
MagJa123
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 521
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Dziewczyny, szacun, naprawdę. Dla mnie to jest nadal szok ile jest w stanie znieść nasze ciało.
Netka, bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki, niech się zacznie jak najszybciej, a jak nie to pamiętaj, że i tak dasz radę ze wszystkim.


Może ja też opiszę trochę swój poród, bo moje dziecko dziś jęczàco-wyjące śpi na moich rękach i nie ma szans na odłożenie.

Zaczęło się w dniu tp z om, po 5 rano wstałam do toalety i idąc czułam bolesny nacisk na pęcherz, podtrzymywałam sobie brzuch rękoma. Zrobiłam siku, nagle "pyknięcie" i coś się ze mnie polało. Już wiedziałam co się dzieje, posiedziałam tak chwilę, wody ciągle odchodziły, więc weszłam pod prysznic. Obudziłam męża, ogarniamy się, jedziemy. W samochodzie miałam skurcze typowo miesiączkowe, ale nic regularnego. Zajechaliśmy na IP, doktor zbadał na fotelu, w sumie nic nie powiedział tylko co chwilę ziewał, bo było ok 7 rano i miał zaraz kończyć. Przyszła pielęgniarka i do niej powiedział, że kładziemy. Zajechaliśmy na salę porodową, podpięli ktg, wywiad, badanie, szyjka skrócona, 1cm rozwarcia, skurcze jakieś tam były. Do 11 siedzieliśmy sobie razem z mężem na sali, ja trochę chodziłam, o 11 zaczęło boleć na tyle, że nie dałam rady już chodzić ani usiąść na piłce, więc poprosiłam o znieczulenie. Skurcze były bardzo krótkie, częste i bolesne, nie było chwili na odpoczynek, kiedy doktor zakładała cewnik do zzo powiedziała, że mam się schylić i nie mogę drgnąć, przetrzymanie skurczu w takim bezruchu to była tragedia, byłam cała mokra. Miałam wtedy dopiero 2-3cm rozwarcia. Po zzo ogromna ulga, czułam skurcze, ale daleko im było do bólu, mogłam odpocząć, mąż poszedł do sklepu. Po ok 2godz ból zaczął być coraz większy, poprosiłam o drugą dawkę, rozwarcie już 8cm. Niestety tym razem nie poczułam ulgi, ten czas od 8 do 10cm był chyba najgorszy. Krzyczałam, jęczałam, myślałam, że rozerwie mi brzuch. Kiedy przyszły parte na 10cm spróbowałyśmy poprzeć na 2 skurczach, przyciąganie nóg do brzucha było dla mnie strasznie bolesne, ale kiedy parłam było lżej. Niestety główka za wysoko, trzeba poczekać, prosiłam żeby nie. Położna kilka razy obiecywała że jeszcze 4 skurcze i spróbujemy, już się bałam to słyszeć kolejny raz, bo miałam wrażenie, że nie wytrzymam ani jednego więcej. Pomiędzy skurczami miałam wrażenie, że tracę przytomność, na skurczach nie mogłam już krzyczeć bo czułam, że zemdleje, więc tylko oddychałam. W końcu zeszło się więcej personelu i przemy, i przemy... miałam wrażenie że to się nie skończy i że to się nie może udać. Podpięli mi oxy, żeby wzmocnić skurcze, bo główka ciągle się cofała, kolejne parcia mąż przyginał mi głowe do brzucha, ja kolana do siebie a personel naciskał na brzuch od góry, położne przemywały mnie zimnymi okładami. Cała część z parciem trwała prawie godzinę, ja pod koniec przerywałam parcie, bo znowu odcinało mi świadomość, myślaĺam, że mdleję. W końcu poczułam, że wychodzi, utknęła jeszcze pomiędzy parciami w kanale, to było bardzo nieprzyjemne. Przy kolejnych parciach w końcu wyszła, niestety z rękà przy buzi i pękłam, ale kiedy zobaczyłam, że to już popłakałam się i zaczęłam trząść. 2 godz byliśmy razem na sali, doktor mnie zszył, nieprzyjemne ale było mi wszystko jedno, mała była u mnie na brzuchu od razu też ją przystawiliśmy. Miałam wspaniały personel, gdyby nie położna nie dałabym rady, strasznie mnie motywowała, była dla mnie bardzo dobra ale stanowcza, ciągle mam w głowie jej "nie jęcz tylko pchaj" 😂 tak samo nie wyobrażam sobie być tam bez męża, bardzo nas to zbliżyło, jego obecność podawanie wody to było wszystko czego potrzebowałam.
Wtedy mówiłam, że koniec i nigdy więcej, teraz już się z tym oswoiłam.
MagJa123 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-18, 23:53   #4750
CreamyMuffin
Rozeznanie
 
Avatar CreamyMuffin
 
Zarejestrowany: 2017-07
Lokalizacja: Pomorskie
Wiadomości: 559
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

My dziś A w sumie już wczoraj byliśmy na sesji niemowlęcej. Bardzo się stresowalam bo nie wiedziałam jak będzie. Dostaliśmy propozycję darmowej sesji od naszego kamerzysty w ramach opóźnienia w realizacji materiału-filmu z wesela.
Jego żona wykonuje takowe zdjęcia. Nasluchalam się od niej żeby dziecko jak najdłużej przetrzymać, glodnego, marudzacego i wg. Bo potem zje i zaśnie.

Wstępnie umówiliśmy się na godzinę 11 i udałoby mi się przetrzymać małego ale mieli poranny poślizg u siebie w domu i zaproponowali jednak 12 więc odpuściłam i pozwoliłam małemu zasnąć bo kolejnej godziny byśmy nie dali rady.

W aucie śpioch totalny, ale jak juz bylismy na miejscu był grzeczniutki, co prawda już nie spał ale w 2 godzinki się wyrobilismy i myślę że zdjęcia wyjdą super

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
J&M - 09.2019
CreamyMuffin jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 03:30   #4751
Justi2019
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2019-06
Wiadomości: 481
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

CreamyMuffin takie zdjęcia to super pamiątka , robiłam taka sesje Adzie , teraz też zamierzam

Netka dziś na innym forum dziewczyna za poleceniem położnej zrobiła sobie koktajl , wypiła go rano koło 10 , o 15:42 napisała że już dwa razy ją pogoniło i zaczęły się skurcze a o 17:50 była już w szpitalu z pełnym rozwarciem , 18:05 urodziła dzidzię także poród ekspres . Nie wiem jak Ty ale jak nie urodzę do terminu to zrobię sobie taki koktajl . W załączniku przesyłam składniki. Trzeba go wypić w ciągu 30 minut
Justi2019 jest offline Zgłoś do moderatora  

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2020-01-19, 03:32   #4752
Justi2019
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2019-06
Wiadomości: 481
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Przepis
Załączone zdjęcia
Rodzaj pliku: png Screenshot_20200118-131055~2.png (117,3 KB, 85 załadowań)
Justi2019 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 07:03   #4753
MagJa123
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 521
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Mam pytanie do bardziej doświadczonych mam.
Od wczoraj wieczorem mamy zatkany nos, furczy przy oddychaniu, ale kiedy oddycha powoli i spokojnie nic nie słychać. Przez to się denerwuje, gorzej śpi, cały wieczór był ryk, nie wiedzieliśmy o co chodzi. Zakropiłam sól fizjologiczną, kładłam na brzuszku, pokichała, ale oddech bez zmian. Próbowaliśmy też odciągać aspiratorem Canpolu, ale nic tam raczej nie było i też nie dało ulgi. Co jeszcze mogę zrobić, jakie macie doświadczenia?
Słyszałam też, że można zakropić swoje mleko albo np posiedzieć w wilgotnej łazience po kąpieli. Mam ochotę próbować wszystkiego, bo szkoda mi jej jak jest taka marudą pomóżcie
MagJa123 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 07:11   #4754
CreamyMuffin
Rozeznanie
 
Avatar CreamyMuffin
 
Zarejestrowany: 2017-07
Lokalizacja: Pomorskie
Wiadomości: 559
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez MagJa123 Pokaż wiadomość
Mam pytanie do bardziej doświadczonych mam.
Od wczoraj wieczorem mamy zatkany nos, furczy przy oddychaniu, ale kiedy oddycha powoli i spokojnie nic nie słychać. Przez to się denerwuje, gorzej śpi, cały wieczór był ryk, nie wiedzieliśmy o co chodzi. Zakropiłam sól fizjologiczną, kładłam na brzuszku, pokichała, ale oddech bez zmian. Próbowaliśmy też odciągać aspiratorem Canpolu, ale nic tam raczej nie było i też nie dało ulgi. Co jeszcze mogę zrobić, jakie macie doświadczenia?
Słyszałam też, że można zakropić swoje mleko albo np posiedzieć w wilgotnej łazience po kąpieli. Mam ochotę próbować wszystkiego, bo szkoda mi jej jak jest taka marudą pomóżcie
Może nie mam takowego doświadczenia ale mam maleństwa w najbliższej rodzinie. Jeśli masz wątpliwości to może warto zrobić inhalacje z soli fizjologicznej.

Może też trzeba sprawdzić wilgotność powietrza w mieszkaniu bo może być za sucho szczególnie teraz przez okres zimowy, gdy jest ciepło w mieszkaniu i zakupić nawilżacz powietrza. Dużo pomaga. Szczególnie na noc.

Mojemu codziennie wieczorem po kąpieli daje po kropli soli do noska i wyciągam szybko gruszka. Kilka razy wyciagłam pozostałości jeszcze maźi płodowej.

Moj sporadycznie wydaje takie odgłosy ale to raczej nie przez nos, wydaje mi się że to może byc wiotka jeszcze krtan

Pozostałe mamusie co myślicie? Co jeszcze może być nie tak, chętnie się dowiem na przyszłość.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
J&M - 09.2019
CreamyMuffin jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 07:54   #4755
netkaa00
Zakorzenienie
 
Avatar netkaa00
 
Zarejestrowany: 2009-03
Lokalizacja: okolice Warszawy
Wiadomości: 4 479
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez CreamyMuffin Pokaż wiadomość
Dacie radę. My kobiety jestesmy w stanie znieść wszystko. A potem całe życie poświęcamy by wychować to małe cudo.

Jesteście dla siebie wszystkim co macie, dzięki każdego rodzaju przejściom wzmacniacie tylko siebie. Niedługo się to skończy. Jeszcze troszkę

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

Dziękuje, oby wszystko zakończyło się szczęśliwie


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

---------- Dopisano o 08:50 ---------- Poprzedni post napisano o 08:47 ----------

Cytat:
Napisane przez MagJa123 Pokaż wiadomość
Dziewczyny, szacun, naprawdę. Dla mnie to jest nadal szok ile jest w stanie znieść nasze ciało.

Netka, bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki, niech się zacznie jak najszybciej, a jak nie to pamiętaj, że i tak dasz radę ze wszystkim.





Może ja też opiszę trochę swój poród, bo moje dziecko dziś jęczàco-wyjące śpi na moich rękach i nie ma szans na odłożenie.



Zaczęło się w dniu tp z om, po 5 rano wstałam do toalety i idąc czułam bolesny nacisk na pęcherz, podtrzymywałam sobie brzuch rękoma. Zrobiłam siku, nagle "pyknięcie" i coś się ze mnie polało. Już wiedziałam co się dzieje, posiedziałam tak chwilę, wody ciągle odchodziły, więc weszłam pod prysznic. Obudziłam męża, ogarniamy się, jedziemy. W samochodzie miałam skurcze typowo miesiączkowe, ale nic regularnego. Zajechaliśmy na IP, doktor zbadał na fotelu, w sumie nic nie powiedział tylko co chwilę ziewał, bo było ok 7 rano i miał zaraz kończyć. Przyszła pielęgniarka i do niej powiedział, że kładziemy. Zajechaliśmy na salę porodową, podpięli ktg, wywiad, badanie, szyjka skrócona, 1cm rozwarcia, skurcze jakieś tam były. Do 11 siedzieliśmy sobie razem z mężem na sali, ja trochę chodziłam, o 11 zaczęło boleć na tyle, że nie dałam rady już chodzić ani usiąść na piłce, więc poprosiłam o znieczulenie. Skurcze były bardzo krótkie, częste i bolesne, nie było chwili na odpoczynek, kiedy doktor zakładała cewnik do zzo powiedziała, że mam się schylić i nie mogę drgnąć, przetrzymanie skurczu w takim bezruchu to była tragedia, byłam cała mokra. Miałam wtedy dopiero 2-3cm rozwarcia. Po zzo ogromna ulga, czułam skurcze, ale daleko im było do bólu, mogłam odpocząć, mąż poszedł do sklepu. Po ok 2godz ból zaczął być coraz większy, poprosiłam o drugą dawkę, rozwarcie już 8cm. Niestety tym razem nie poczułam ulgi, ten czas od 8 do 10cm był chyba najgorszy. Krzyczałam, jęczałam, myślałam, że rozerwie mi brzuch. Kiedy przyszły parte na 10cm spróbowałyśmy poprzeć na 2 skurczach, przyciąganie nóg do brzucha było dla mnie strasznie bolesne, ale kiedy parłam było lżej. Niestety główka za wysoko, trzeba poczekać, prosiłam żeby nie. Położna kilka razy obiecywała że jeszcze 4 skurcze i spróbujemy, już się bałam to słyszeć kolejny raz, bo miałam wrażenie, że nie wytrzymam ani jednego więcej. Pomiędzy skurczami miałam wrażenie, że tracę przytomność, na skurczach nie mogłam już krzyczeć bo czułam, że zemdleje, więc tylko oddychałam. W końcu zeszło się więcej personelu i przemy, i przemy... miałam wrażenie że to się nie skończy i że to się nie może udać. Podpięli mi oxy, żeby wzmocnić skurcze, bo główka ciągle się cofała, kolejne parcia mąż przyginał mi głowe do brzucha, ja kolana do siebie a personel naciskał na brzuch od góry, położne przemywały mnie zimnymi okładami. Cała część z parciem trwała prawie godzinę, ja pod koniec przerywałam parcie, bo znowu odcinało mi świadomość, myślaĺam, że mdleję. W końcu poczułam, że wychodzi, utknęła jeszcze pomiędzy parciami w kanale, to było bardzo nieprzyjemne. Przy kolejnych parciach w końcu wyszła, niestety z rękà przy buzi i pękłam, ale kiedy zobaczyłam, że to już popłakałam się i zaczęłam trząść. 2 godz byliśmy razem na sali, doktor mnie zszył, nieprzyjemne ale było mi wszystko jedno, mała była u mnie na brzuchu od razu też ją przystawiliśmy. Miałam wspaniały personel, gdyby nie położna nie dałabym rady, strasznie mnie motywowała, była dla mnie bardzo dobra ale stanowcza, ciągle mam w głowie jej "nie jęcz tylko pchaj" tak samo nie wyobrażam sobie być tam bez męża, bardzo nas to zbliżyło, jego obecność podawanie wody to było wszystko czego potrzebowałam.

Wtedy mówiłam, że koniec i nigdy więcej, teraz już się z tym oswoiłam.

Twój poród tez ciężki, te kobiety to naprawdę musza wiele znieść!

Dziękuje, mam nadzieje, ze już na dniach wszystko się rozwiąże


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

---------- Dopisano o 08:52 ---------- Poprzedni post napisano o 08:50 ----------

Cytat:
Napisane przez Justi2019 Pokaż wiadomość
CreamyMuffin takie zdjęcia to super pamiątka , robiłam taka sesje Adzie , teraz też zamierzam

Netka dziś na innym forum dziewczyna za poleceniem położnej zrobiła sobie koktajl , wypiła go rano koło 10 , o 15:42 napisała że już dwa razy ją pogoniło i zaczęły się skurcze a o 17:50 była już w szpitalu z pełnym rozwarciem , 18:05 urodziła dzidzię także poród ekspres . Nie wiem jak Ty ale jak nie urodzę do terminu to zrobię sobie taki koktajl . W załączniku przesyłam składniki. Trzeba go wypić w ciągu 30 minut

Jeju kusi mnie żeby to wypić ale boje się, ze narobie sobie szkody sama już nie wiem...


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

---------- Dopisano o 08:54 ---------- Poprzedni post napisano o 08:52 ----------

Cytat:
Napisane przez MagJa123 Pokaż wiadomość
Mam pytanie do bardziej doświadczonych mam.

Od wczoraj wieczorem mamy zatkany nos, furczy przy oddychaniu, ale kiedy oddycha powoli i spokojnie nic nie słychać. Przez to się denerwuje, gorzej śpi, cały wieczór był ryk, nie wiedzieliśmy o co chodzi. Zakropiłam sól fizjologiczną, kładłam na brzuszku, pokichała, ale oddech bez zmian. Próbowaliśmy też odciągać aspiratorem Canpolu, ale nic tam raczej nie było i też nie dało ulgi. Co jeszcze mogę zrobić, jakie macie doświadczenia?

Słyszałam też, że można zakropić swoje mleko albo np posiedzieć w wilgotnej łazience po kąpieli. Mam ochotę próbować wszystkiego, bo szkoda mi jej jak jest taka marudą pomóżcie

Podobno super działa maść majerankowa smarowanie pod noskiem, ewentualnie kąpiel majerankowa, ziółka zaparzamy i później dodajemy do wody do kąpieli, podobno super radzi sobie z odetkaniem dróg oddechowych, warto spróbować zwłaszcza, ze to naturalne


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
netkaa00 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 10:48   #4756
ania9106
Zadomowienie
 
Avatar ania9106
 
Zarejestrowany: 2011-10
Wiadomości: 1 682
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez MagJa123 Pokaż wiadomość
Mam pytanie do bardziej doświadczonych mam.
Od wczoraj wieczorem mamy zatkany nos, furczy przy oddychaniu, ale kiedy oddycha powoli i spokojnie nic nie słychać. Przez to się denerwuje, gorzej śpi, cały wieczór był ryk, nie wiedzieliśmy o co chodzi. Zakropiłam sól fizjologiczną, kładłam na brzuszku, pokichała, ale oddech bez zmian. Próbowaliśmy też odciągać aspiratorem Canpolu, ale nic tam raczej nie było i też nie dało ulgi. Co jeszcze mogę zrobić, jakie macie doświadczenia?
Słyszałam też, że można zakropić swoje mleko albo np posiedzieć w wilgotnej łazience po kąpieli. Mam ochotę próbować wszystkiego, bo szkoda mi jej jak jest taka marudą pomóżcie
To pewnie sapka się zebrała w nosku. Spróbuj spryskac woda morska i ściągnąć po chwili aspiratorem. Możesz położyć też na brzuszku żeby spływało.

Mas majerankowa jest dobra, ale na katarek jeśli to mleko to raczej nie pomoże

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
23.08.2014 MIKOŁAJEK : love:
21.08.2017 TYMEK : love:

15.02.2020 MAŁY KTOŚ
ania9106 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 11:04   #4757
MagJa123
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 521
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Dzięki dziewczyny. Póki co znowu zapuściłam sól, poleżała na brzuchu, pomasowałam plecki, wykichała się wywietrzyliśmy mieszkanie, położyłam mokry ręcznik na grzejnik i posiedziałam z nią w wilgotnej łazience po prysznicu. Jest lepiej, spokojniej oddycha, nie denerwuje się tak. Jeszcze dzisiaj zapuszczę ze 2 razy tę sól i spróbuję jeszcze raz odciągnąć.


Netka, co do koktajlu położnej. Znajoma tydzień po terminie piła, wydawało mi się, że nie pomogło, ale ostatnio rozmawiałam i jednak mówiła, że pogoniło ją do toalety a później w nocy ruszyła akcja. Nie wiem na ile to przypadek, a na ile rzeczywiście to działa

Edytowane przez MagJa123
Czas edycji: 2020-01-19 o 11:05
MagJa123 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 11:16   #4758
ania9106
Zadomowienie
 
Avatar ania9106
 
Zarejestrowany: 2011-10
Wiadomości: 1 682
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez MagJa123 Pokaż wiadomość
Dzięki dziewczyny. Póki co znowu zapuściłam sól, poleżała na brzuchu, pomasowałam plecki, wykichała się wywietrzyliśmy mieszkanie, położyłam mokry ręcznik na grzejnik i posiedziałam z nią w wilgotnej łazience po prysznicu. Jest lepiej, spokojniej oddycha, nie denerwuje się tak. Jeszcze dzisiaj zapuszczę ze 2 razy tę sól i spróbuję jeszcze raz odciągnąć.


Netka, co do koktajlu położnej. Znajoma tydzień po terminie piła, wydawało mi się, że nie pomogło, ale ostatnio rozmawiałam i jednak mówiła, że pogoniło ją do toalety a później w nocy ruszyła akcja. Nie wiem na ile to przypadek, a na ile rzeczywiście to działa
Ja wypiłam ten koktajl 3 lata temu.... Rany boskie po pierwszych dwóch razach miałam taka biegunkę, że myślałam, że jelita mi wylecą.... Za 3 razem zaczęłam rodzic, ale miałam taka biegunkę na porodówce, że nikomu nie życzę Nie wiem czy to przez to czy tak organizm się oczyszczał i reagował na ból, ale było to bardzo niekomfortowe... Nigdy więcej

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
23.08.2014 MIKOŁAJEK : love:
21.08.2017 TYMEK : love:

15.02.2020 MAŁY KTOŚ
ania9106 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 12:14   #4759
martuniaaa25
Zadomowienie
 
Avatar martuniaaa25
 
Zarejestrowany: 2010-07
Wiadomości: 1 154
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez MagJa123 Pokaż wiadomość
Dziewczyny, szacun, naprawdę. Dla mnie to jest nadal szok ile jest w stanie znieść nasze ciało.
Netka, bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki, niech się zacznie jak najszybciej, a jak nie to pamiętaj, że i tak dasz radę ze wszystkim.


Może ja też opiszę trochę swój poród, bo moje dziecko dziś jęczàco-wyjące śpi na moich rękach i nie ma szans na odłożenie.

Zaczęło się w dniu tp z om, po 5 rano wstałam do toalety i idąc czułam bolesny nacisk na pęcherz, podtrzymywałam sobie brzuch rękoma. Zrobiłam siku, nagle "pyknięcie" i coś się ze mnie polało. Już wiedziałam co się dzieje, posiedziałam tak chwilę, wody ciągle odchodziły, więc weszłam pod prysznic. Obudziłam męża, ogarniamy się, jedziemy. W samochodzie miałam skurcze typowo miesiączkowe, ale nic regularnego. Zajechaliśmy na IP, doktor zbadał na fotelu, w sumie nic nie powiedział tylko co chwilę ziewał, bo było ok 7 rano i miał zaraz kończyć. Przyszła pielęgniarka i do niej powiedział, że kładziemy. Zajechaliśmy na salę porodową, podpięli ktg, wywiad, badanie, szyjka skrócona, 1cm rozwarcia, skurcze jakieś tam były. Do 11 siedzieliśmy sobie razem z mężem na sali, ja trochę chodziłam, o 11 zaczęło boleć na tyle, że nie dałam rady już chodzić ani usiąść na piłce, więc poprosiłam o znieczulenie. Skurcze były bardzo krótkie, częste i bolesne, nie było chwili na odpoczynek, kiedy doktor zakładała cewnik do zzo powiedziała, że mam się schylić i nie mogę drgnąć, przetrzymanie skurczu w takim bezruchu to była tragedia, byłam cała mokra. Miałam wtedy dopiero 2-3cm rozwarcia. Po zzo ogromna ulga, czułam skurcze, ale daleko im było do bólu, mogłam odpocząć, mąż poszedł do sklepu. Po ok 2godz ból zaczął być coraz większy, poprosiłam o drugą dawkę, rozwarcie już 8cm. Niestety tym razem nie poczułam ulgi, ten czas od 8 do 10cm był chyba najgorszy. Krzyczałam, jęczałam, myślałam, że rozerwie mi brzuch. Kiedy przyszły parte na 10cm spróbowałyśmy poprzeć na 2 skurczach, przyciąganie nóg do brzucha było dla mnie strasznie bolesne, ale kiedy parłam było lżej. Niestety główka za wysoko, trzeba poczekać, prosiłam żeby nie. Położna kilka razy obiecywała że jeszcze 4 skurcze i spróbujemy, już się bałam to słyszeć kolejny raz, bo miałam wrażenie, że nie wytrzymam ani jednego więcej. Pomiędzy skurczami miałam wrażenie, że tracę przytomność, na skurczach nie mogłam już krzyczeć bo czułam, że zemdleje, więc tylko oddychałam. W końcu zeszło się więcej personelu i przemy, i przemy... miałam wrażenie że to się nie skończy i że to się nie może udać. Podpięli mi oxy, żeby wzmocnić skurcze, bo główka ciągle się cofała, kolejne parcia mąż przyginał mi głowe do brzucha, ja kolana do siebie a personel naciskał na brzuch od góry, położne przemywały mnie zimnymi okładami. Cała część z parciem trwała prawie godzinę, ja pod koniec przerywałam parcie, bo znowu odcinało mi świadomość, myślaĺam, że mdleję. W końcu poczułam, że wychodzi, utknęła jeszcze pomiędzy parciami w kanale, to było bardzo nieprzyjemne. Przy kolejnych parciach w końcu wyszła, niestety z rękà przy buzi i pękłam, ale kiedy zobaczyłam, że to już popłakałam się i zaczęłam trząść. 2 godz byliśmy razem na sali, doktor mnie zszył, nieprzyjemne ale było mi wszystko jedno, mała była u mnie na brzuchu od razu też ją przystawiliśmy. Miałam wspaniały personel, gdyby nie położna nie dałabym rady, strasznie mnie motywowała, była dla mnie bardzo dobra ale stanowcza, ciągle mam w głowie jej "nie jęcz tylko pchaj" 😂 tak samo nie wyobrażam sobie być tam bez męża, bardzo nas to zbliżyło, jego obecność podawanie wody to było wszystko czego potrzebowałam.
Wtedy mówiłam, że koniec i nigdy więcej, teraz już się z tym oswoiłam.
Mi też mówili żebym nie traciła sił na krzyk gdyby się tak dało 😀 I niestety mi oddychanie nie przynosiło ulgi ale ja nie potrafiłam tego robić prawidłowo.
martuniaaa25 jest offline Zgłoś do moderatora  

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2020-01-19, 12:15   #4760
Angelika1237
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2017-03
Wiadomości: 517
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Dużo dziewczyn jeszcze w dwupaku ? Na kiedy macie termin ?

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Angelika1237 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 12:20   #4761
martuniaaa25
Zadomowienie
 
Avatar martuniaaa25
 
Zarejestrowany: 2010-07
Wiadomości: 1 154
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez CreamyMuffin Pokaż wiadomość
Opisuje mój porod
W niedzielę 29.12 rano po wstaniu pojawił się różowy śluz na wkladce. Cały dzień w sumie spędziliśmy w domu, przed południem mieliśmy jeszcze gości i wg rozmawialiśmy o porodzie, nastrój był super, szwagier się śmiał że jak zacznę im teraz rodzić to żeby 2 karetki od razu wzywać, jedna dla niego (A był przy porodzie swojej córki, mojej siostrzenicy i taka trauma mu została ) przy wieczorej toalecie znów wyszło trochę tego śluzu. Ok godziny 21 położyłam się do łóżka z zamiarem snu. Niestety nie mogłam zasnąć, stopniowo pojawiały się dziwne na tamten czas bóle pleców. Coś przysnęłam, potem się obudziłam, wstałam, pochodziłam, usiadłam w salonie i przestałam czuć bóle. Mąż do mnie wstał, po chwili położylismy się znowu. Po chwili ból uderzył tak mocno że stwierdziliśmy że pojedziemy sprawdzić co się dzieje. Cały czas biłam się z myślami czy warto jechać.. torby jeździły w aucie już od świąt. Ogarnęłam się, wzięłam torebkę z dokumentami i po 3 byliśmy na IP.
Wiadomo rejestracja, chwila czekania w między czasie karetka przywiozła inna ciężarna z zagrożeniem ciąży. Na poczekalni czułam już częściej i mocniej bóle ale nadal znośnie. Położna zmierzyła cisnienie, temperature, zważyła, na kozetce zmierzyła szerokosc miednicy i podpieła mnie pod ktg skorcze pisały się co 5 min. Mąż czekał na korytarzu. Po ktg przyszła lekarka ginekolog i badanie na fotelu. Nie było to komfortowe, 3 cm rozwarcia i masa krwi po badaniu. Cały fotel plus rynienka była we krwi. Ja trochę przerażona skąd ta krew. Lekarka też nie pewna czy coś się tam dzieje od środka czy to tylko wynik badania. Zeszłam na usg. Wszystko dobrze, waga niby 3200. (Tydzień przed na wizycie było 3100) decyzja PORODÓWKA.
W między czasie położna powiedziała mężowi żeby przyniósł torby, ja się przebrałam, dokonczylismy wywiad i podpisywanie papierów. Idziemy.

Wyjechaliśmy na trakt porodowy. Ja taka przejęta, myślałam że pierw pójdziemy na oddział i będziemy czekać na rozwój. Czekamy chwilę na korytarzu, patrzę wyjeżdża inna babka, która właśnie urodziła. Nowa położna wita się z nami i zaprasza wprowadza nas do sali porodowej A moje myśli w głowę "że co ? Że już?". No ok było po 5 rano. Wywiad, zgody.. wkłucie, pobranie krwi, kroplówka na gbs i ktg. W między czasie mąż podał przygotowany rożek dla maleństwa. Po zejściu kroplówki, odpięto ktg i położna zostawiła nas samych. Dluzylo się w tej ciszy, wzięłam sobie piłkę i właczylismy sobie z mężem film na telefonie. Skorcze cały czas co 5 min. (W między czasie pilnowalismy żeby po 6 poinformować moja ginekolog że nie będziemy tego dnia na wizycie i że jesteśmy na porodowce. Wiadomo zawsze mogą przesunąć sobie godziny pracy albo zaprosić kogoś innego na wizytę). Gdzieś ok 7 była zmiana położnych, wtedy była strasza babka, teraz młoda dziewczyna. Powitanie, ktg (I tu już się zaczęły przeboje bo miały problem żeby poprawnie je założyć). Po 8 wizyta lekarz gin. Badanie 4cm rozwarcia i znów krew. Doszedł jeszcze jakiś inny lekarz pytać się jak sytuacja. Decyzja o podłączeniu oxy bo akcja za wolno się rozwija. Lekarka od razu kazała poprawić ktg młodej położnej, bo zapis nie odczytywal skurczy. Męczyła się, potem poprosiła inna koleżankę do pomocy. Ok udało się. Przyszedł czas na kolejną dawkę kroplowki pod gbs. Szybko zeszła i znów oxy. Skorcze od razu co 2-3 min. Mąż cały czas przy mnie i z zegarkiem w ręku liczy skurcze. Ja już mialam w dyspozycji gaz. Między tym wszystkim byłam w toalecie, pod prysznicem z piłką, musiałam się ruszać na łóżku lewo, prawo. Im dłużej to trwało tym bardziej krzyczałam i było mi ciężko. Najgorsze było to że bardzo często mnie badali i za każdym razem badanie było na skorczu. Bóle tylko na plecach. Na brzuchu nic a nic. Czulam jakby mi rozrywalo plecy. Mowilam ze nie mam siły i bardzo chce mi sie spac. Zwiekszano mi przeplyw oksytocyny. Dostalam tez kroplowke nawadniajaca bo bylo mi slabo. Skorcze mocne, bolesne na ktg pisaly sie od 30-60. Ok 11 wizyta nowego lekarza, badanie i 7-8cm badanie bolało bardzo na siłę położna trzymała mi nogi. I decyzja przebijamy pęcherz płodowy żeby było szybciej. Oczywiście info że będzie mocniej bolało ale że to znacznie przyspieszy akcję. Dalej pod oxy. Mąż ciągle przy mnie, wspiera, mówi, masuje plecy chodź potem już odpychalam jego ręce, nie chciałam by mnie dotykano. Znów zmiany pozycji lewo, prawo. Ciągle poprawianie ktg, bóle nie do opisania, ciągle mówiłam jak w amoku że nie mam siły, że rozrywa mi plecy wiłam się na łóżku. Badania w skorczach. Położna kazała wstać i usiąść na takim niskim krzesełku z dziurą, mąż był podparciem na plecach. Gaz cały czas w ręce i na każdym skorczu intensywnie wdychany. Szybki i krótki oddech też bardzo pomagał. Położna podawała wodę, mówiła że bardzo dobrze mi idzie. Potem kazała mi kucac tzn przysiady. Ja myślałam że szczerze jej przywale, że nie wytrzymam ona nalegala i mówię podniesionym tonem że nie zrobię tego, że nie dam rady. Wróciłam na łóżko tam kazała leżeć na boku, noga podniesiona. Cały czas majstrowala w tym wszystkim z tym ktg bo opadało, bardzo mnie to irytowało, nie pozwalało się skupić. Z napięcia noga przy skórczu zapierała się i trzesla się jak garaleta. Krzyki i odczucie ciągłego parcia. Położna włożyła cewnik żebym nie musiała już schodzić z łóżka i spuścila mocz. Po 12 - 9cm. Po 13 - pełne rozwarcie. Cały czas na boku z nogą w górze, uczucie parcia w dole, plecy, plecy, plecy. Miałam też gdzieś tam kryzys już, zaczęłam popłakiwac. Nie chciałam z nikim rozmawiać, nie chciałam być dotykana. Przyszedł lekarz, kolejne 2 położne dodatkowo. O 13.50 parte, szybkie rozkładanie łóżka, ja nie miałam już siły.. Położna na siłę kierowała moje nogi żebym zgięla do siebie, mąż trzymał mnie za plecy i nachylał do przodu przy parciu. Pozycja półsiedząca. Nie czułam żadnych skurczy już ze zmęczenia, prę ale słabo, każą zmieniać oddech. Szybkie znieczulenie krocza do naciecia, nacięcie przy kolejnym parciu. Parłam na chama, nie miałam nad tym kontroli, nad swoim ciałem, parłam byle wypchać i dlatego też pękłam. Tak 30.12 o 14:00 mój syn przywitał mnie okrzykiem płaczu. Zaraz położono mi go na klatkę piersiową pod koszulę. Nagle senność ze mnie zeszła, wszystko odeszło i minęło. Radość i łzy. Płakałam tak bardzo że nawet personel był w szoku. Mąż głaskał mnie i przyglądał się małemu. Szlochalam i przepraszalam wszystkich głośno. Nie wiem czemu po prostu ciągle mówiłam "przepraszam" A do syna mówiłam że w końcu już jest.

Potem zapytali się mnie czy moga go zabrać na ważenie itd. Przed tym maz przeciął pepowine, zaprosili go żeby był świadkiem mierzenia i ważenia. Mnie w tym czasie lekarz zszywał, pomimo znieczulenia krocza pod szycie czułam każde wkłucie. Zabieralam mu odruchowo pupę, to mówił żeby nie zabierać Ja już nie chciałam żeby mnie ktokolwiek tam dotykał. Tak zyskalam 9 szwów. Przeszłam na normalne łóżko. Pojechaliśmy na 2 godzinki z mężem i małym na inna salę by odpocząć. W między czasie 2 razy była położna i naciskała mi na brzuch by wyzbyć się resztek krwi. Ból przy tym aż się łóżka trzymałam. Ale nic już nie miało znaczenia. Mały był z nami. Szczęście przeogromne. Po tych 2 godzinach na pokój.

To co przeżyliśmy tam z mezem jest nie do opisania. Nadal gdzieś siedzi to głęboko w naszych głowach i że tak niespodziewanie to wszystko przyszło.

Pewnie chaotycznie opisane, ale nie da się wszystkiego tak zrobic krok po kroku, godzinę po godzinie. Jestem dumna że dałam radę, że mąż dał radę i że mamy nasz skarb. Przez pierwszy tydzień po tym wszystkim już w domu popłakiwalam sobie.

Teraz wiem że na porodowce nie ma takich pojęć jak wstyd czy coś innego. Czasami jesteś jak takie żywe mięso, które trzeba doprowadzić do jakiegoś stanu. Podziwiam lekarzy i położne że potrafia patrzeć z luźnym nastawieniem na ból drugiego człowieka. Wiadomo ból ten każda rodząca przechodzi, bo prowadzi on do wspaniałego zakończenia ale jednak.. Ja bym się nie nadawała na coś takiego.

A i nie miałam lewatywy, nic nie narobilam. Włoski drobne miałam tam na dole, nikt nawet nie wspomniał o goleniu.

Było to niesamowite doświadczenie, nie wiedziałam ani mój mąż nie wiedział że tak mogę krzyczeć i jęczec. Pewnie całe miasto mnie słyszało nie mogę uwierzyć że to nasze dziecko, że nosiłam je tyle czasu, że rosło z takiej małej fasolki, że wgl mieściło się tam w środku. Jakim cudem.. ? 🤷☠♀️ eh. My kobiety jesteśmy niesamowite i ogólnie organizm ludzki.
Jak rozmawiamy z mężem, to mówi że jak zdecyduje się na kolejne dziecko i będę chciała rodzić drugi raz sn to że mnie nie zostawi samej i idzie ze mną. Tak jak on wspomina to mówi że najgorsze dla niego było patrzeć na to jak mnie boli A on nie może mi pomóc. Ale wystarczyło że był, że mówił że dam radę, że pomagał, że podawał wodę i gaz. To już było bardzo dużo dla mnie.

To byłoby na tyle, sorki że tak długo. Polecam każdemu przeżyć to, a zarazem współczuję każdej rodzącej.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Miałam podobnie kazali mi oddychać a ja się darłam że nie umiem żeby coś zrobili bo ja nie urodzę po wszystkim przepraszałam.Podobnie też masowanie na początku przynosiło ulgę a potem zakazałam się zbliżać do siebie bo mnie każdy dotyk drażnił i ta moja biedna mama którą błagałam żeby coś zrobiła bo umrę a potem mi pokazała jak ma odciśnięte moje palce na ręce 😄 Szycie mnie nie bolało ale miałam trzy razy znieczulenie dane tyle że poszyta jestem mocno.
I dziewczyny po jakim czasie mogłyście normalnie siedzieć, chodzić? U mnie wczoraj było minimalnie lepiej i nie wiem czy zsuwając się z sofy czegoś nie zahaczyłam bo jest na nowo masakra, tak mnie to męczy 😟
martuniaaa25 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 13:31   #4762
Justi2019
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2019-06
Wiadomości: 481
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Angelika zostałam ja, netka , Ania i basias22 . Jeśli się nie mylę to 5 nas zostało Choć basias22 się nie odzywała to może już tuli dzidzię :p
Justi2019 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 13:35   #4763
Inevera123
Zadomowienie
 
Avatar Inevera123
 
Zarejestrowany: 2019-05
Wiadomości: 1 116
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez martuniaaa25 Pokaż wiadomość
Miałam podobnie kazali mi oddychać a ja się darłam że nie umiem żeby coś zrobili bo ja nie urodzę po wszystkim przepraszałam.Podobnie też masowanie na początku przynosiło ulgę a potem zakazałam się zbliżać do siebie bo mnie każdy dotyk drażnił i ta moja biedna mama którą błagałam żeby coś zrobiła bo umrę a potem mi pokazała jak ma odciśnięte moje palce na ręce Szycie mnie nie bolało ale miałam trzy razy znieczulenie dane tyle że poszyta jestem mocno.
I dziewczyny po jakim czasie mogłyście normalnie siedzieć, chodzić? U mnie wczoraj było minimalnie lepiej i nie wiem czy zsuwając się z sofy czegoś nie zahaczyłam bo jest na nowo masakra, tak mnie to męczy
Po pierwszym porodzie gdzie pękłam i byłam nacięta po 11 dniach. Po drugim porodzie gdzie byłam nacięta po 2 godzinach. Po trzecim porodzie bez pęknięcia i nacięcia po 15 minutach.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Inevera123 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 14:18   #4764
MagJa123
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 521
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez martuniaaa25 Pokaż wiadomość
Miałam podobnie kazali mi oddychać a ja się darłam że nie umiem żeby coś zrobili bo ja nie urodzę po wszystkim przepraszałam.Podobnie też masowanie na początku przynosiło ulgę a potem zakazałam się zbliżać do siebie bo mnie każdy dotyk drażnił i ta moja biedna mama którą błagałam żeby coś zrobiła bo umrę a potem mi pokazała jak ma odciśnięte moje palce na ręce 😄 Szycie mnie nie bolało ale miałam trzy razy znieczulenie dane tyle że poszyta jestem mocno.
I dziewczyny po jakim czasie mogłyście normalnie siedzieć, chodzić? U mnie wczoraj było minimalnie lepiej i nie wiem czy zsuwając się z sofy czegoś nie zahaczyłam bo jest na nowo masakra, tak mnie to męczy 😟

Ja po pęknięciu przez kilka dni miałam dyskomfort przy leżeniu, siedzenie na półdupku. Mnie to bardziej ciągnęło i przeszkadzało, w domu robiłam gniazdo z koca i tak siadałam do karmienia. W 8 dobie położna zdjęła szwy i czuję się zupełnie normalnie.
MagJa123 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 14:25   #4765
netkaa00
Zakorzenienie
 
Avatar netkaa00
 
Zarejestrowany: 2009-03
Lokalizacja: okolice Warszawy
Wiadomości: 4 479
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez ania9106 Pokaż wiadomość
Ja wypiłam ten koktajl 3 lata temu.... Rany boskie po pierwszych dwóch razach miałam taka biegunkę, że myślałam, że jelita mi wylecą.... Za 3 razem zaczęłam rodzic, ale miałam taka biegunkę na porodówce, że nikomu nie życzę Nie wiem czy to przez to czy tak organizm się oczyszczał i reagował na ból, ale było to bardzo niekomfortowe... Nigdy więcej

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

Nie odważę się chyba go wypić....


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
netkaa00 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 15:15   #4766
ania9106
Zadomowienie
 
Avatar ania9106
 
Zarejestrowany: 2011-10
Wiadomości: 1 682
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez netkaa00 Pokaż wiadomość
Nie odważę się chyba go wypić....


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Nigdy nie wiadomo jak zareaguje oragnizm. Jeśli jest bez sraczki to super, ale mojej przygody nie chciała bym powtórzyć

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
23.08.2014 MIKOŁAJEK : love:
21.08.2017 TYMEK : love:

15.02.2020 MAŁY KTOŚ
ania9106 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 15:45   #4767
Angelika1237
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2017-03
Wiadomości: 517
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

No właśnie ja się boje tej sraczki Ja to myślałam że jak pierwsza core urodziłam 4 dni przed terminem to że to to tak z tydzień przed a tu niestety się nie zapowiada nic na poród ;(

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Angelika1237 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 15:52   #4768
CreamyMuffin
Rozeznanie
 
Avatar CreamyMuffin
 
Zarejestrowany: 2017-07
Lokalizacja: Pomorskie
Wiadomości: 559
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Cytat:
Napisane przez martuniaaa25 Pokaż wiadomość
Miałam podobnie kazali mi oddychać a ja się darłam że nie umiem żeby coś zrobili bo ja nie urodzę po wszystkim przepraszałam.Podobnie też masowanie na początku przynosiło ulgę a potem zakazałam się zbliżać do siebie bo mnie każdy dotyk drażnił i ta moja biedna mama którą błagałam żeby coś zrobiła bo umrę a potem mi pokazała jak ma odciśnięte moje palce na ręce Szycie mnie nie bolało ale miałam trzy razy znieczulenie dane tyle że poszyta jestem mocno.
I dziewczyny po jakim czasie mogłyście normalnie siedzieć, chodzić? U mnie wczoraj było minimalnie lepiej i nie wiem czy zsuwając się z sofy czegoś nie zahaczyłam bo jest na nowo masakra, tak mnie to męczy
Ja po tygodniu już całkiem dobrze chodziłam i w tym czasie szwy miałam zdjete prawie wszystkie to mega ulga. W ta środę polozna w domu zdjemie mi ostatnie 2 szwy bodajże. Przez ten czas używałam w domu tych grubych podkładów bo inaczej nie usiedzialabym za długo.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
J&M - 09.2019
CreamyMuffin jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 19:34   #4769
netkaa00
Zakorzenienie
 
Avatar netkaa00
 
Zarejestrowany: 2009-03
Lokalizacja: okolice Warszawy
Wiadomości: 4 479
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

Dziewczyny, nie wiem czy ten koktajl położnych by pomógł, stwierdziłam, ze pójdziemy na próbę na ostra pizzę, przegnało mnie i to tyle

Zaliczyliśmy spacer chyba z 6 km aż mnie biodra rozbolały

Jestem odporna na wszystko

Czekam na szpital we wtorek, mam nadzieje, ze max w środę zobaczę moja uparta córkę cała i zdrowa


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
netkaa00 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2020-01-19, 20:41   #4770
Justi2019
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2019-06
Wiadomości: 481
Dot.: Mamusie styczniowe 2020

netka00 trzymam kciuki żeby samo się zaczelo i to dziś i żebyś do wtorku już była po wszystkim duża dzidzia się szykuje?
Justi2019 jest offline Zgłoś do moderatora  
Zamknij wątek

Nowe wątki na forum Poczekalnia - będę mamą


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2020-01-29 09:18:41


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 23:26.