Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2019-11-09, 22:46   #1
Lubonia
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 5

Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady


Drogie Użytkowniczki,

proszę o pomoc, zdecydowałam się tu napisać bo nie mogę sobie poradzić z czymś co mnie ostatnio spotkało. Mam 35 lat, jestem obecnie sama.

Kiedy miałam 14 lat zakochałam się do szaleństwa (myślę, że to było to co ludzie zwą piorunem sycylijskim) w księdzu, który przyszedł do naszej szkoły uczyć religii. Był młody (24 lata), przystojny, uroczy, kulturalny i życzliwy. Uczył mnie religii 2 lata. Byłam szczęśliwa gdy przed lekcjami albo przed kościołem coś zagadywał, żartował. Myślę, że w jakiś sposób był dla mnie figurą ojca, którego nigdy nie miałam (ojciec odszedł od mamy jak byłam mała). Gdy go (księdza) spotykałam serce biło mi jak oszalałe, ciągle o nim myślałam, śnił mi się w nocy, no typowy książkowy haj zakochaniowy. To było piersze moje zakochanie, może dlatego tak gwałtowne. Gdy ze mną rozmawiał, gdy się do mnie uśmiechał to autentycznie serce mi się rozpływało a w brzuchu tysiące motyli.

Potem poszłam do innej szkoły (liceum) i kontakt z nim miałam już rzadszy. Nie wiem czy się domyślał, że coś do niego czułam - w każdym razie ja bardzo szukałam tego kontaktu z nim, chodziłam do kościoła głównie w nadziei, że on bedzie odprawiał mszę/zbierał na tacę/rozdawał komunię, włóczyłam się celowo w okolicach plebanii w nadziei, że "przypadkiem" na siebie wpadniemy, zapisałam się do Oazy, w której działał. Po 3 latach (miałam wtedy 17 lat) przenieśli go do innego miasta a ja przepłakałam chyba z tydzień. W końcu jakoś przebolałam i życie toczyło się dalej.

Minęły 4 lata podczas których nie wiedziałam co się z nim dzieje, choć od czasu do czasu go wspominałam z wielkim sentymentem,
Miałam 21 lat i byłam na trzecim roku studiów, kiedy się dowiedziałam, że znowu wrócił do naszego miasta, choć tym razem do innej parafii. Nie przeszkadzało mi to - pewnej niedzieli zadzwoniłam do tej parafii, zapytałam kiedy mój ksiądz odprawia msze i pojechałam na tę godzinę. Gdy go zobaczyłam za ołtarzem to momentalnie wszystkie uczucia wróciły, te 4 lata przerwy absolutnie tu nic nie zmieniły. Podczas ogłoszeń mówił o wyjeździe z duszpasterstwa akademickiego w góry. Od razu podjęłam decyzję, że jadę. Po mszy poszłam do zakrystii, przywitałam się z nim, choć ciężko było bo serce waliło jak młotem, spytałam "czy ksiadz mnie pamięta?" Oczywiście, że pamiętał, byłam bardzo szczęśliwa z tego powodu. Była krótka rozmowa, co studiuję, na którym roku, jak się miewa mama, itp. gadka szmatka ale do domu wracałam jak na skrzydłach.

Za tydzień pojechałam z nim i innymi studentami na weekend w góry. Żartował, zagadywał, droczył się jak zwykle (raczej nie tylko do mnie, do innych też, taki już miał styl bycia, do wszystkich był bardzo otwarty, ludzie do niego lgnęli), a ja czułam że jestem tak zakochana w nim jak na początku a może nawet bardziej. Przyznam jednak, że czasami miałam wrażenie, że on też być może czuje do mnie więcej niż sympatię - czasami miał coś takiego w spojrzeniu, gdy ze mną rozmawiał, co dawało mi do myślenia, że nie jestem mu obojętna.

Po powrocie z gór, już na dworcu PKP spytał czy przyjdę na spotkanie duszpasterstwa w następnym tygodniu. Powiedziałam, że za tydzień nie, ale że przyjdę za 2 tygodnie.

Na tym spotkaniu za 2 tygodnie był jakiś dziwny, prawie się do mnie nie odzywał, był jakiś taki bardzo zdystansowany, odpowiedział tylko na przywitanie się i tyle. Pomyślałam, że może ma zły dzień, czy coś.
Przyszłam ponownie za 2 tygodnie na studenckie spotkanie andrzejkowe - były zabawy, lanie wosku ale on tak samo się zachowywał w stusunku do mnie - bardzo z dystansem.
Było mi przykro i nie rozumiałam, nie przyszło mi do głowy spytać skąd taka zmiana w zachowaniu w stosunku do zachowania na wyjeździe w góry i ogólnie zawsze, odkąd go znałam. No ale nie zapytałam - teraz żałuję.
W wyniku tej jego oschłości na tych 2 spotkaniach nie poszłam już na kolejne a wkrótce potem (2 miesiące później) zakochałam się w koledze ze studiów i o "moim księdzu" myślałam już tylko czasami, jak o miłym wspomnieniu, z sentymentem. Zawsze jednak miałam z tyłu głowy myśl, że jeszcze go kiedyś odwiedzę, jak odwiedza się dawnego dobrego znajomego, ważną osobę w życiu.

Mijały lata (14 lat). Byłam w kilku związkach przez ten okres czasu (ale w żadnym z nich nie było z mojej strony tak silnych uczuć jak do niego). Przelotnie w tamtym czasie widywałam go w kościele, na jakichś uroczystościach ale nie spotkaliśmy się już osobiście. Obiecywałam sobie jednak, że kiedyś wybiorę się do niego w odwiedziny ale jakoś tak odkładałam tę wizytę, myślałam sobie, że im wiecej czasu upłynie, po którym znów go zobaczę, tym jeszcze większe będą moje emocje (a może i jego?) - chyba to mnie kręciło i kusiło.

W przeciągu ostatnich kilku miesiecy wydarzyła się dziwna sytuacja, mianowicie śnił mi się 2 razy, w dość krótkim odstępie czasu (kilka tygodni). W jednym z tych snów byłam wręcz nachalna, weszłam do domu, gdzie mieszkają księża, znalazłam go, chciałam go pocałować (!) ale jednoznacznie dał mi do zrozumienia, że to nigdy nie będzie możliwe i że nie powinnam była tam przychodzić.
Drugi sen był raczej o zabarwieniu romantycznym i w nim mój ksiądz autentycznie dawał mi do zrozumienia, że coś do mnie czuje. Ten drugi sen był zaledwie kilkanaście dni temu i znowu mi przypomniał, że czas go odwiedzić.

A kilka dni temu dowiedziałam się, że zmarł (!!) Nie wiedziałam, że jest ciężko chory. I ogarnęły mnie potworne wyrzuty sumienia, że się nie pożegnałam, że mogłam pójść do niego przez te wszystkie lata, że mógł być częścią mojego życia chociaż jako przyjaciel. moja bratnia dusza. Żałuję, że urwałam z nim kontakt te kilkanaście lat temu i nie mogę sobie z tym poradzić. Chciałam iść do niego, żeby go jeszcze raz zobaczyć, być może żeby znowu poczuć to zakochanie. Tyle lat go nie widziałam i prawie zniknął z mojego życia a teraz nie mogę przestać rozpaczać odkąd dowiedziałam się o śmierci. Przykro mi, że już nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo był mi bliski, że nie zdązyłam się pożegnać przed śmiercią

Czuję się dosłownie tak, jakby mi ktoś wyrwał kawałek serca. Nie czułam się tak nawet po śmierci osób z mojej rodziny. A najgorsze jest to poczucie, że już nie ma odwrotu, już nie da się nic zrobić, żeby to zmienić...I zadręczam się, że może on czekał, że ja jeszcze przyjdę kiedyś? Że może się zastanawiał, czemu urwałam kontakt..

Nie wiem jak sobie pomóc. Próbuję sobie powtarzać, że moje podsycanie miłości do niego nic dobrego na dłuższą metę by nie przyniosło ale to nic nie daje. Nie mam siły ani ochoty, żeby rano wstać z łóżka od kilku dni jestem na zwolnieniu od psychiatry i leżę/ryczę całymi dniami.

Proszę pomóżcie, powiedzcie mi coś na pocieszenie. Wiem, że to brzmi dziwnie, że odczuwam tak silne emocje, tęsknotę, żal dopiero teraz, po jego śmierci, mimo że, przez kilkanaście lat żyłam normalnie bez niego i wydawało mi się, że już się z niego "wyleczyłam"...
Lubonia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-11-10, 06:56   #2
mariamalaria
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2017-03
Wiadomości: 4 900
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez Lubonia Pokaż wiadomość
Drogie Użytkowniczki,

proszę o pomoc, zdecydowałam się tu napisać bo nie mogę sobie poradzić z czymś co mnie ostatnio spotkało. Mam 35 lat, jestem obecnie sama.

Kiedy miałam 14 lat zakochałam się do szaleństwa (myślę, że to było to co ludzie zwą piorunem sycylijskim) w księdzu, który przyszedł do naszej szkoły uczyć religii. Był młody (24 lata), przystojny, uroczy, kulturalny i życzliwy. Uczył mnie religii 2 lata. Byłam szczęśliwa gdy przed lekcjami albo przed kościołem coś zagadywał, żartował. Myślę, że w jakiś sposób był dla mnie figurą ojca, którego nigdy nie miałam (ojciec odszedł od mamy jak byłam mała). Gdy go (księdza) spotykałam serce biło mi jak oszalałe, ciągle o nim myślałam, śnił mi się w nocy, no typowy książkowy haj zakochaniowy. To było piersze moje zakochanie, może dlatego tak gwałtowne. Gdy ze mną rozmawiał, gdy się do mnie uśmiechał to autentycznie serce mi się rozpływało a w brzuchu tysiące motyli.

Potem poszłam do innej szkoły (liceum) i kontakt z nim miałam już rzadszy. Nie wiem czy się domyślał, że coś do niego czułam - w każdym razie ja bardzo szukałam tego kontaktu z nim, chodziłam do kościoła głównie w nadziei, że on bedzie odprawiał mszę/zbierał na tacę/rozdawał komunię, włóczyłam się celowo w okolicach plebanii w nadziei, że "przypadkiem" na siebie wpadniemy, zapisałam się do Oazy, w której działał. Po 3 latach (miałam wtedy 17 lat) przenieśli go do innego miasta a ja przepłakałam chyba z tydzień. W końcu jakoś przebolałam i życie toczyło się dalej.

Minęły 4 lata podczas których nie wiedziałam co się z nim dzieje, choć od czasu do czasu go wspominałam z wielkim sentymentem,
Miałam 21 lat i byłam na trzecim roku studiów, kiedy się dowiedziałam, że znowu wrócił do naszego miasta, choć tym razem do innej parafii. Nie przeszkadzało mi to - pewnej niedzieli zadzwoniłam do tej parafii, zapytałam kiedy mój ksiądz odprawia msze i pojechałam na tę godzinę. Gdy go zobaczyłam za ołtarzem to momentalnie wszystkie uczucia wróciły, te 4 lata przerwy absolutnie tu nic nie zmieniły. Podczas ogłoszeń mówił o wyjeździe z duszpasterstwa akademickiego w góry. Od razu podjęłam decyzję, że jadę. Po mszy poszłam do zakrystii, przywitałam się z nim, choć ciężko było bo serce waliło jak młotem, spytałam "czy ksiadz mnie pamięta?" Oczywiście, że pamiętał, byłam bardzo szczęśliwa z tego powodu. Była krótka rozmowa, co studiuję, na którym roku, jak się miewa mama, itp. gadka szmatka ale do domu wracałam jak na skrzydłach.

Za tydzień pojechałam z nim i innymi studentami na weekend w góry. Żartował, zagadywał, droczył się jak zwykle (raczej nie tylko do mnie, do innych też, taki już miał styl bycia, do wszystkich był bardzo otwarty, ludzie do niego lgnęli), a ja czułam że jestem tak zakochana w nim jak na początku a może nawet bardziej. Przyznam jednak, że czasami miałam wrażenie, że on też być może czuje do mnie więcej niż sympatię - czasami miał coś takiego w spojrzeniu, gdy ze mną rozmawiał, co dawało mi do myślenia, że nie jestem mu obojętna.

Po powrocie z gór, już na dworcu PKP spytał czy przyjdę na spotkanie duszpasterstwa w następnym tygodniu. Powiedziałam, że za tydzień nie, ale że przyjdę za 2 tygodnie.

Na tym spotkaniu za 2 tygodnie był jakiś dziwny, prawie się do mnie nie odzywał, był jakiś taki bardzo zdystansowany, odpowiedział tylko na przywitanie się i tyle. Pomyślałam, że może ma zły dzień, czy coś.
Przyszłam ponownie za 2 tygodnie na studenckie spotkanie andrzejkowe - były zabawy, lanie wosku ale on tak samo się zachowywał w stusunku do mnie - bardzo z dystansem.
Było mi przykro i nie rozumiałam, nie przyszło mi do głowy spytać skąd taka zmiana w zachowaniu w stosunku do zachowania na wyjeździe w góry i ogólnie zawsze, odkąd go znałam. No ale nie zapytałam - teraz żałuję.
W wyniku tej jego oschłości na tych 2 spotkaniach nie poszłam już na kolejne a wkrótce potem (2 miesiące później) zakochałam się w koledze ze studiów i o "moim księdzu" myślałam już tylko czasami, jak o miłym wspomnieniu, z sentymentem. Zawsze jednak miałam z tyłu głowy myśl, że jeszcze go kiedyś odwiedzę, jak odwiedza się dawnego dobrego znajomego, ważną osobę w życiu.

Mijały lata (14 lat). Byłam w kilku związkach przez ten okres czasu (ale w żadnym z nich nie było z mojej strony tak silnych uczuć jak do niego). Przelotnie w tamtym czasie widywałam go w kościele, na jakichś uroczystościach ale nie spotkaliśmy się już osobiście. Obiecywałam sobie jednak, że kiedyś wybiorę się do niego w odwiedziny ale jakoś tak odkładałam tę wizytę, myślałam sobie, że im wiecej czasu upłynie, po którym znów go zobaczę, tym jeszcze większe będą moje emocje (a może i jego?) - chyba to mnie kręciło i kusiło.

W przeciągu ostatnich kilku miesiecy wydarzyła się dziwna sytuacja, mianowicie śnił mi się 2 razy, w dość krótkim odstępie czasu (kilka tygodni). W jednym z tych snów byłam wręcz nachalna, weszłam do domu, gdzie mieszkają księża, znalazłam go, chciałam go pocałować (!) ale jednoznacznie dał mi do zrozumienia, że to nigdy nie będzie możliwe i że nie powinnam była tam przychodzić.
Drugi sen był raczej o zabarwieniu romantycznym i w nim mój ksiądz autentycznie dawał mi do zrozumienia, że coś do mnie czuje. Ten drugi sen był zaledwie kilkanaście dni temu i znowu mi przypomniał, że czas go odwiedzić.

A kilka dni temu dowiedziałam się, że zmarł (!!) Nie wiedziałam, że jest ciężko chory. I ogarnęły mnie potworne wyrzuty sumienia, że się nie pożegnałam, że mogłam pójść do niego przez te wszystkie lata, że mógł być częścią mojego życia chociaż jako przyjaciel. moja bratnia dusza. Żałuję, że urwałam z nim kontakt te kilkanaście lat temu i nie mogę sobie z tym poradzić. Chciałam iść do niego, żeby go jeszcze raz zobaczyć, być może żeby znowu poczuć to zakochanie. Tyle lat go nie widziałam i prawie zniknął z mojego życia a teraz nie mogę przestać rozpaczać odkąd dowiedziałam się o śmierci. Przykro mi, że już nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo był mi bliski, że nie zdązyłam się pożegnać przed śmiercią

Czuję się dosłownie tak, jakby mi ktoś wyrwał kawałek serca. Nie czułam się tak nawet po śmierci osób z mojej rodziny. A najgorsze jest to poczucie, że już nie ma odwrotu, już nie da się nic zrobić, żeby to zmienić...I zadręczam się, że może on czekał, że ja jeszcze przyjdę kiedyś? Że może się zastanawiał, czemu urwałam kontakt..

Nie wiem jak sobie pomóc. Próbuję sobie powtarzać, że moje podsycanie miłości do niego nic dobrego na dłuższą metę by nie przyniosło ale to nic nie daje. Nie mam siły ani ochoty, żeby rano wstać z łóżka od kilku dni jestem na zwolnieniu od psychiatry i leżę/ryczę całymi dniami.

Proszę pomóżcie, powiedzcie mi coś na pocieszenie. Wiem, że to brzmi dziwnie, że odczuwam tak silne emocje, tęsknotę, żal dopiero teraz, po jego śmierci, mimo że, przez kilkanaście lat żyłam normalnie bez niego i wydawało mi się, że już się z niego "wyleczyłam"...
Musisz przez to przejść i tyle.
Żałujesz, że już nie ma szans, żeby coś z tego było?
mariamalaria jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-11-10, 09:30   #3
f8c2d375a73595a7890227cbb2d3acee309191de_62181c3c5fcdf
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2012-06
Wiadomości: 9 946
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez Lubonia Pokaż wiadomość
Drogie Użytkowniczki,

proszę o pomoc, zdecydowałam się tu napisać bo nie mogę sobie poradzić z czymś co mnie ostatnio spotkało. Mam 35 lat, jestem obecnie sama.

Kiedy miałam 14 lat zakochałam się do szaleństwa (myślę, że to było to co ludzie zwą piorunem sycylijskim) w księdzu, który przyszedł do naszej szkoły uczyć religii. Był młody (24 lata), przystojny, uroczy, kulturalny i życzliwy. Uczył mnie religii 2 lata. Byłam szczęśliwa gdy przed lekcjami albo przed kościołem coś zagadywał, żartował. Myślę, że w jakiś sposób był dla mnie figurą ojca, którego nigdy nie miałam (ojciec odszedł od mamy jak byłam mała). Gdy go (księdza) spotykałam serce biło mi jak oszalałe, ciągle o nim myślałam, śnił mi się w nocy, no typowy książkowy haj zakochaniowy. To było piersze moje zakochanie, może dlatego tak gwałtowne. Gdy ze mną rozmawiał, gdy się do mnie uśmiechał to autentycznie serce mi się rozpływało a w brzuchu tysiące motyli.

Potem poszłam do innej szkoły (liceum) i kontakt z nim miałam już rzadszy. Nie wiem czy się domyślał, że coś do niego czułam - w każdym razie ja bardzo szukałam tego kontaktu z nim, chodziłam do kościoła głównie w nadziei, że on bedzie odprawiał mszę/zbierał na tacę/rozdawał komunię, włóczyłam się celowo w okolicach plebanii w nadziei, że "przypadkiem" na siebie wpadniemy, zapisałam się do Oazy, w której działał. Po 3 latach (miałam wtedy 17 lat) przenieśli go do innego miasta a ja przepłakałam chyba z tydzień. W końcu jakoś przebolałam i życie toczyło się dalej.

Minęły 4 lata podczas których nie wiedziałam co się z nim dzieje, choć od czasu do czasu go wspominałam z wielkim sentymentem,
Miałam 21 lat i byłam na trzecim roku studiów, kiedy się dowiedziałam, że znowu wrócił do naszego miasta, choć tym razem do innej parafii. Nie przeszkadzało mi to - pewnej niedzieli zadzwoniłam do tej parafii, zapytałam kiedy mój ksiądz odprawia msze i pojechałam na tę godzinę. Gdy go zobaczyłam za ołtarzem to momentalnie wszystkie uczucia wróciły, te 4 lata przerwy absolutnie tu nic nie zmieniły. Podczas ogłoszeń mówił o wyjeździe z duszpasterstwa akademickiego w góry. Od razu podjęłam decyzję, że jadę. Po mszy poszłam do zakrystii, przywitałam się z nim, choć ciężko było bo serce waliło jak młotem, spytałam "czy ksiadz mnie pamięta?" Oczywiście, że pamiętał, byłam bardzo szczęśliwa z tego powodu. Była krótka rozmowa, co studiuję, na którym roku, jak się miewa mama, itp. gadka szmatka ale do domu wracałam jak na skrzydłach.

Za tydzień pojechałam z nim i innymi studentami na weekend w góry. Żartował, zagadywał, droczył się jak zwykle (raczej nie tylko do mnie, do innych też, taki już miał styl bycia, do wszystkich był bardzo otwarty, ludzie do niego lgnęli), a ja czułam że jestem tak zakochana w nim jak na początku a może nawet bardziej. Przyznam jednak, że czasami miałam wrażenie, że on też być może czuje do mnie więcej niż sympatię - czasami miał coś takiego w spojrzeniu, gdy ze mną rozmawiał, co dawało mi do myślenia, że nie jestem mu obojętna.

Po powrocie z gór, już na dworcu PKP spytał czy przyjdę na spotkanie duszpasterstwa w następnym tygodniu. Powiedziałam, że za tydzień nie, ale że przyjdę za 2 tygodnie.

Na tym spotkaniu za 2 tygodnie był jakiś dziwny, prawie się do mnie nie odzywał, był jakiś taki bardzo zdystansowany, odpowiedział tylko na przywitanie się i tyle. Pomyślałam, że może ma zły dzień, czy coś.
Przyszłam ponownie za 2 tygodnie na studenckie spotkanie andrzejkowe - były zabawy, lanie wosku ale on tak samo się zachowywał w stusunku do mnie - bardzo z dystansem.
Było mi przykro i nie rozumiałam, nie przyszło mi do głowy spytać skąd taka zmiana w zachowaniu w stosunku do zachowania na wyjeździe w góry i ogólnie zawsze, odkąd go znałam. No ale nie zapytałam - teraz żałuję.
W wyniku tej jego oschłości na tych 2 spotkaniach nie poszłam już na kolejne a wkrótce potem (2 miesiące później) zakochałam się w koledze ze studiów i o "moim księdzu" myślałam już tylko czasami, jak o miłym wspomnieniu, z sentymentem. Zawsze jednak miałam z tyłu głowy myśl, że jeszcze go kiedyś odwiedzę, jak odwiedza się dawnego dobrego znajomego, ważną osobę w życiu.

Mijały lata (14 lat). Byłam w kilku związkach przez ten okres czasu (ale w żadnym z nich nie było z mojej strony tak silnych uczuć jak do niego). Przelotnie w tamtym czasie widywałam go w kościele, na jakichś uroczystościach ale nie spotkaliśmy się już osobiście. Obiecywałam sobie jednak, że kiedyś wybiorę się do niego w odwiedziny ale jakoś tak odkładałam tę wizytę, myślałam sobie, że im wiecej czasu upłynie, po którym znów go zobaczę, tym jeszcze większe będą moje emocje (a może i jego?) - chyba to mnie kręciło i kusiło.

W przeciągu ostatnich kilku miesiecy wydarzyła się dziwna sytuacja, mianowicie śnił mi się 2 razy, w dość krótkim odstępie czasu (kilka tygodni). W jednym z tych snów byłam wręcz nachalna, weszłam do domu, gdzie mieszkają księża, znalazłam go, chciałam go pocałować (!) ale jednoznacznie dał mi do zrozumienia, że to nigdy nie będzie możliwe i że nie powinnam była tam przychodzić.
Drugi sen był raczej o zabarwieniu romantycznym i w nim mój ksiądz autentycznie dawał mi do zrozumienia, że coś do mnie czuje. Ten drugi sen był zaledwie kilkanaście dni temu i znowu mi przypomniał, że czas go odwiedzić.

A kilka dni temu dowiedziałam się, że zmarł (!!) Nie wiedziałam, że jest ciężko chory. I ogarnęły mnie potworne wyrzuty sumienia, że się nie pożegnałam, że mogłam pójść do niego przez te wszystkie lata, że mógł być częścią mojego życia chociaż jako przyjaciel. moja bratnia dusza. Żałuję, że urwałam z nim kontakt te kilkanaście lat temu i nie mogę sobie z tym poradzić. Chciałam iść do niego, żeby go jeszcze raz zobaczyć, być może żeby znowu poczuć to zakochanie. Tyle lat go nie widziałam i prawie zniknął z mojego życia a teraz nie mogę przestać rozpaczać odkąd dowiedziałam się o śmierci. Przykro mi, że już nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo był mi bliski, że nie zdązyłam się pożegnać przed śmiercią

Czuję się dosłownie tak, jakby mi ktoś wyrwał kawałek serca. Nie czułam się tak nawet po śmierci osób z mojej rodziny. A najgorsze jest to poczucie, że już nie ma odwrotu, już nie da się nic zrobić, żeby to zmienić...I zadręczam się, że może on czekał, że ja jeszcze przyjdę kiedyś? Że może się zastanawiał, czemu urwałam kontakt..

Nie wiem jak sobie pomóc. Próbuję sobie powtarzać, że moje podsycanie miłości do niego nic dobrego na dłuższą metę by nie przyniosło ale to nic nie daje. Nie mam siły ani ochoty, żeby rano wstać z łóżka od kilku dni jestem na zwolnieniu od psychiatry i leżę/ryczę całymi dniami.

Proszę pomóżcie, powiedzcie mi coś na pocieszenie. Wiem, że to brzmi dziwnie, że odczuwam tak silne emocje, tęsknotę, żal dopiero teraz, po jego śmierci, mimo że, przez kilkanaście lat żyłam normalnie bez niego i wydawało mi się, że już się z niego "wyleczyłam"...
Przecież gdyby mu zależało to przez te wszystkie lata też mógłby szukać z tobą kontaktu. Ksiądz to nie więzień, może korzystać z telefonu. Podejrzewam, że to jego zdystansowanie nie było przypadkowe. Chciał ci wyraźnie postawić granicę, bo zorientował się jakie żywisz do niego uczucia. Sam lub ktoś go uświadomił. Nie dał ci żadnego znaku, że jest zainteresowany tobą bardziej niż zwykłą parafianką. Wszystko miało miejsce w twojej głowie.

Jak dla mnie ten cały ksiądz to nie żadna miłość życia i bratnia dusza, tylko manifestacja twoich zaburzeń psychicznych. Żyjesz miłością do swoich wyobrażeń. Specjalnie na obiekt zainteresowań wybrałaś sobie księdza, bo w jego przypadku była naprawdę mała szansa, że te wyobrażenia będziesz musiała zweryfikować. Dodatkowo jako kapłan mógł faktycznie spełniać podwójną rolę, również ojca-przewodnika. Tylko życie mrzonkami boleśnie się skończyło, bo ksiądz nagle umarł. Nie możesz dłużej podświadomie żyć wielką niespełnioną miłością. Teraz wydaje ci się to tragedią, ale może dobrze, że masz szansę się uwolnić, znaleźć poczucie bezpieczeństwa w realnym oparciu, a nie wymyślonym. Jesteś pod opieką psychiatry czy tylko załatwiłaś zwolnienie? Bierzesz leki? Uczęszczasz na terapię?
f8c2d375a73595a7890227cbb2d3acee309191de_62181c3c5fcdf jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-11-10, 09:52   #4
7623cb0b746b4d40e529fc123bf669aade741778_65822f07d8014
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2004-12
Wiadomości: 16 089
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Kochalas twoje wyobrazenie o tym ksuedzu nie pelnego czlowieka
Zajmij sie czyms pozytecznym w zyciu to ci przejdzie
7623cb0b746b4d40e529fc123bf669aade741778_65822f07d8014 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-11-10, 10:46   #5
Lubonia
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 5
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez mariamalaria Pokaż wiadomość
Musisz przez to przejść i tyle.
Żałujesz, że już nie ma szans, żeby coś z tego było?
Żałuję z 3 powodów.
Że gdybym mu powiedziała o moich uczuciach (a on by je odwzajemniał) to może bylibyśmy razem (może zostawiłby kapłaństwo).
A nawet jeśliby nie odwzajemniał moich uczuć, to mógłby dalej być w moim życiu jako przyjaciel, bliska osoba - lepsze to niż nic.
No i żałuję też braku pożegnania się przed śmiercią.

---------- Dopisano o 11:46 ---------- Poprzedni post napisano o 11:39 ----------

[1=f8c2d375a73595a7890227c bb2d3acee309191de_62181c3 c5fcdf;87319934]Przecież gdyby mu zależało to przez te wszystkie lata też mógłby szukać z tobą kontaktu. Ksiądz to nie więzień, może korzystać z telefonu. Podejrzewam, że to jego zdystansowanie nie było przypadkowe. Chciał ci wyraźnie postawić granicę, bo zorientował się jakie żywisz do niego uczucia. Sam lub ktoś go uświadomił. Nie dał ci żadnego znaku, że jest zainteresowany tobą bardziej niż zwykłą parafianką. Wszystko miało miejsce w twojej głowie.

Jak dla mnie ten cały ksiądz to nie żadna miłość życia i bratnia dusza, tylko manifestacja twoich zaburzeń psychicznych. Żyjesz miłością do swoich wyobrażeń. Specjalnie na obiekt zainteresowań wybrałaś sobie księdza, bo w jego przypadku była naprawdę mała szansa, że te wyobrażenia będziesz musiała zweryfikować. Dodatkowo jako kapłan mógł faktycznie spełniać podwójną rolę, również ojca-przewodnika. Tylko życie mrzonkami boleśnie się skończyło, bo ksiądz nagle umarł. Nie możesz dłużej podświadomie żyć wielką niespełnioną miłością. Teraz wydaje ci się to tragedią, ale może dobrze, że masz szansę się uwolnić, znaleźć poczucie bezpieczeństwa w realnym oparciu, a nie wymyślonym. Jesteś pod opieką psychiatry czy tylko załatwiłaś zwolnienie? Bierzesz leki? Uczęszczasz na terapię?[/QUOTE]


Nie miał się jak skontaktować ze mną, nie miał mojego telefonu a to nie były czasu mediów społecznościowych.
Dlaczego uważasz, że specjalnie na obiekt zainteresowań wybrałam sobie kogoś niedostępnego, jaki miałabym w tym cel?Przecież ja właśnie pragnęłam ciągle być blisko niego, nie chciałam jego niedostepności więc to nie mogło być moje celowe działanie. Chyba, że jakieś podświadome.

Mam zwolnienie na 2 tygodnie i zapisaną na razie tylko hydroksyzynę. Jak mi się nie polepszy to mam przyjść znowu i wtedy byc może silniejsze leki. Na terapię nie chodzę, psychiatra powiedziała że tu głównie czas będzie pomagał.
Lubonia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-11-10, 11:24   #6
f8c2d375a73595a7890227cbb2d3acee309191de_62181c3c5fcdf
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2012-06
Wiadomości: 9 946
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez Lubonia Pokaż wiadomość
Nie miał się jak skontaktować ze mną, nie miał mojego telefonu a to nie były czasu mediów społecznościowych.
Oczywiście, że miał. Mógł cię poprosić o numer. Mógł uzyskać go od kogoś z twoich znajomych. On nie wykonał absolutnie żadnego kroku, który miałbyś świadczyć o tym, że był tobą zainteresowany bardziej niż zwykłą parafianką. Życzliwość czy zainteresowanie to nie jest oznaka miłości.

Cytat:
Dlaczego uważasz, że specjalnie na obiekt zainteresowań wybrałam sobie kogoś niedostępnego, jaki miałabym w tym cel?Przecież ja właśnie pragnęłam ciągle być blisko niego, nie chciałam jego niedostepności więc to nie mogło być moje celowe działanie. Chyba, że jakieś podświadome.
Według mnie jest kilka powodów, z których wybrałaś właśnie jego. Był osobą zaufania - kapłani, psychoterapeuci, nauczyciele przyciągają słabsze psychicznie i samotne osoby, bo właśnie ich pracą jest bycie życzliwym, pomocnym, zainteresowanym. Reprezentują też autorytet, którego ze względu na wychowanie bez ojca mogło ci brakować. Był młody i atrakcyjny, w pewnym sensie wolny. Mogłaś sobie wmawiać, że on pewnie cię skrycie kocha tylko właśnie kapłaństwo powtrzymuje go od wykonania jakiegoś kroku. Dawało ci to w pewiem sposób poczucie bezpieczeństwa. Każdy chce się czuć kochany. Związki ci się rozpadały, ale z tyłu głowy miałaś, że może on żywi do ciebie jakieś uczucia i może kiedyś spełni się twoja wielka miłość. Nie musiałaś tego weryfikować tak jak w przypadku innych facetów, bo podrywanie księdza nie jest zbyt mile widziane, więc mogłaś się łudzić i czekać na jakieś objawienie z jego strony, zbieg okoliczności, który was połączy.

Ale wszystkie te uczucia nie dotyczyły realnego człowieka, rozgrywały się tylko w twojej głowie. Realny człowiek cię nie kochał, nie zabiegał o kontakt z tobą, nie oczekiwał od ciebie ani miłości, ani ostatniego pożegnaniania. Nie oczekiwał od ciebie niczego. Byłaś dla niego właściwie obcą osobą.

Cytat:
Mam zwolnienie na 2 tygodnie i zapisaną na razie tylko hydroksyzynę. Jak mi się nie polepszy to mam przyjść znowu i wtedy byc może silniejsze leki. Na terapię nie chodzę, psychiatra powiedziała że tu głównie czas będzie pomagał.
Jak powiedziałaś psychiatrze, że twoje nastroje depresyjne wynikają ze straty bliskiej osoby to w pewnym sensie wprowadziłaś go w błąd. Moim zdaniem twój problem jest znacznie bardziej złożony i jak najbardziej zalecana byłaby psychoterapia.
f8c2d375a73595a7890227cbb2d3acee309191de_62181c3c5fcdf jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-11-10, 11:50   #7
Lubonia
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 5
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

[1=f8c2d375a73595a7890227c bb2d3acee309191de_62181c3 c5fcdf;87320191]Oczywiście, że miał. Mógł cię poprosić o numer. Mógł uzyskać go od kogoś z twoich znajomych. On nie wykonał absolutnie żadnego kroku, który miałbyś świadczyć o tym, że był tobą zainteresowany bardziej niż zwykłą parafianką. Życzliwość czy zainteresowanie to nie jest oznaka miłości.



Według mnie jest kilka powodów, z których wybrałaś właśnie jego. Był osobą zaufania - kapłani, psychoterapeuci, nauczyciele przyciągają słabsze psychicznie i samotne osoby, bo właśnie ich pracą jest bycie życzliwym, pomocnym, zainteresowanym. Reprezentują też autorytet, którego ze względu na wychowanie bez ojca mogło ci brakować. Był młody i atrakcyjny, w pewnym sensie wolny. Mogłaś sobie wmawiać, że on pewnie cię skrycie kocha tylko właśnie kapłaństwo powtrzymuje go od wykonania jakiegoś kroku. Dawało ci to w pewiem sposób poczucie bezpieczeństwa. Każdy chce się czuć kochany. Związki ci się rozpadały, ale z tyłu głowy miałaś, że może on żywi do ciebie jakieś uczucia i może kiedyś spełni się twoja wielka miłość. Nie musiałaś tego weryfikować tak jak w przypadku innych facetów, bo podrywanie księdza nie jest zbyt mile widziane, więc mogłaś się łudzić i czekać na jakieś objawienie z jego strony, zbieg okoliczności, który was połączy.

Ale wszystkie te uczucia nie dotyczyły realnego człowieka, rozgrywały się tylko w twojej głowie. Realny człowiek cię nie kochał, nie zabiegał o kontakt z tobą, nie oczekiwał od ciebie ani miłości, ani ostatniego pożegnaniania. Nie oczekiwał od ciebie niczego. Byłaś dla niego właściwie obcą osobą.



Jak powiedziałaś psychiatrze, że twoje nastroje depresyjne wynikają ze straty bliskiej osoby to w pewnym sensie wprowadziłaś go w błąd. Moim zdaniem twój problem jest znacznie bardziej złożony i jak najbardziej zalecana byłaby psychoterapia.[/QUOTE]

Może być dużo prawdy w tym co piszesz. Od dawna zauważyłam, że mam skłonność do zakochiwania się w osobie, która jedynie okazała mi jakieś zainteresowanie i życzliwość (to pewnie spuścizna braków z dzieciństwa, tzw. zimnego chowu). Tak samo było zresztą z tym kolegą ze studiów, w którym się zakochałam zaraz po księdzu. Czułam się samotna wśród ludzi z roku a on jako jedyny okazał mi zainterosowanie. I w jego przypadku to moje zakochanie też wyglądało tak jak z księdzem - trwało latami, nie weryfikowałam tego (nie przyznałam mu się, skończyło się moją depresją gdy znalazł sobie dziewczynę).

Wracając jeszcze do księdza, nie rozumiem głównie tego dlaczego zareagowałam na jego śmierć tak, jakby mi co najmniej umarł mąż, skoro przez ostatnie 14 lat nawet nie rozmawialiśmy a myślałam o nim naprawdę sporadycznie.


Co do psychoterapii to jak najbardziej się zgadzam, że pewnie przydałaby się tylko że już nie mam siły podejmować kolejnych prób. Zaczynałam terapię chyba już z 4 osobami, i na żadnej nie wytrwałam dłużej niż kilka/kilkanaście spotkań. Nie mam dobrego zdania o terapeutach ale może mam pecha i trafiałam na złych. Zmarnowałam na to mnóstwo kasy (sesje kosztowały od 170 do 200 zł) i boję się marnować kolejną, bo jaką mam gwarację, że trafię na kogoś kto mi będzie pasował. Do tej pory miałam wrażenie, że ci do których chodziłam nie mieli żadnego planu na moją terapię, że każda wizyta to było tylko moje gadanie i ich albo przytakiwanie albo gadanie bzdur, z którymi się nie zgadzałam (żeby tylko wypełnić czymś te 50 minut). Czułam tylko stratę czasu i pieniędzy. W ogóle czy jest jakiś wyznacznik tego, że terapia idzie w dobrym kierunku? Po czym można to poznać?

Edytowane przez Lubonia
Czas edycji: 2019-11-10 o 11:52
Lubonia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2019-11-10, 14:48   #8
980cf4958a6e724c916e7adb24f4c6159aa2df82_65d7e02c47328
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2017-09
Wiadomości: 18 061
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

[1=f8c2d375a73595a7890227c bb2d3acee309191de_62181c3 c5fcdf;87319934]
Jak dla mnie ten cały ksiądz to nie żadna miłość życia i bratnia dusza, tylko manifestacja twoich zaburzeń psychicznych. Żyjesz miłością do swoich wyobrażeń. [/QUOTE]
Strasznie sobie wkrecilas to uczucie. Przecież ty go praktycznie nie znałas - z tego, co zrozumialam, tylko uczył cię religii i kilka razy brałaś udział w jakimś spotkaniu duszpasterskim. Ja będąc bardzo młoda też zakochiwalam się "do szaleństwa" w niemal nieznajomych facetach, bo byli przystojni i wydawali mi się fajni Ale po jakimś czasie mi to przechodziło i zdawałam sobie sprawę, że nie da się czuć miłości do kogoś, o kim się tylko fantazjowalo, a tak naprawdę nic się o nim nie wie poza jakimis powierzchownymi drobnostkami. I ty tez powinnaś to teraz tak traktować. Wybacz, ale to co przezywasz nie jest normalne.

Cytat:
Napisane przez Lubonia Pokaż wiadomość
Żałuję z 3 powodów.
Że gdybym mu powiedziała o moich uczuciach (a on by je odwzajemniał) to może bylibyśmy razem (może zostawiłby kapłaństwo).
Tak, na pewno. I dlatego stał się dla ciebie oschly. Życie to nie romantyczna bajka.
Cytat:
Napisane przez Lubonia Pokaż wiadomość
A nawet jeśliby nie odwzajemniał moich uczuć, to mógłby dalej być w moim życiu jako przyjaciel, bliska osoba - lepsze to niż nic.
Naprawdę myślisz, że wiedząc, co czujesz, chciałby się z tobą przyjaźnic? Tym bardziej unikalby z tobą kontaktu, żeby nie robic ci niepotrzebnej nadziei. Kontakt i "przyjaźń" z kimś, w kim jesteśmy nieszczęśliwie zakochani przynosi tylko cierpienie.

Naprawdę żyjesz w jakimś swoim świecie, nie myślisz racjonalnie. Mam nadzieję, że jesteś pod opieką psychologiczna.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
980cf4958a6e724c916e7adb24f4c6159aa2df82_65d7e02c47328 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-11-10, 18:33   #9
mrs_koala
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2019-08
Wiadomości: 28
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Może napisz do niego list, wyrzuć z siebie wszystkie te emocje. Powiedz to, czego nigdy nie powiedziałaś. Moim zdaniem nie obędzie się bez dobrej terapii. Być może wcześniej nie trafiłaś na "swojego" terapeutę - to się czuje już na pierwszej sesji. Już nawet jedna sesja może być zwrotem w dobrą stronę, ale do tego musisz być też gotowa do pracy nad sobą... To właśnie Ty masz tą pracę wykonać. Poprzednie zerwane terapie sugerują, że może się tego boisz. Jeśli jest z Warszawy, mogę dać Ci namiary na bardzo dobrą osobę.
mrs_koala jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-11-10, 18:41   #10
Hultaj
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2007-12
Wiadomości: 27 877
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

wydaje mi się że jedyne co możesz teraz zrobić to pożegnać się z nim w myślach duchowo i tyle.
Hultaj jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-11-11, 00:11   #11
Limonka2738
Zakorzenienie
 
Avatar Limonka2738
 
Zarejestrowany: 2015-08
Lokalizacja: Undercity
Wiadomości: 30 089
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Myślę, że to bezpieczne ulokowanie uczuć, bo przecież ksiądz nie będzie mógł odwzajemnić twoich zalotów, bo jest księdzem, a przez to też nie odrzuci cię, a nawet jeśli odrzuci, to możesz sobie tłumaczyć, że to dlatego, że jest księdzem.


Tak czy siak, nie żyje, ale dla ciebie to w sumie niewiele zmienia, bo i jako martwy i jako ksiądz nie byłby z tobą w związku. Pozostaje się odkochać. I tak jak dziewczyny radzą - może psychoterapia.
__________________
To boldly go where no man has gone before.

Top secret Uczestnik ściśle tajnego rządowego programu badań nad eksperymentalną szczepionką na malarię.
Limonka2738 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2019-11-11, 11:16   #12
Swietusia
Bot
 
Avatar Swietusia
 
Zarejestrowany: 2018-10
Wiadomości: 11 718
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Hej autorko, jak się dziś czujesz?

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
contra negantem principia non est disputandum
Swietusia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-11-14, 08:32   #13
Pugslove
Raczkowanie
 
Avatar Pugslove
 
Zarejestrowany: 2019-04
Wiadomości: 274
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Twoje urojone uczucia poszło zdecydowanie za daleko w pewnym momencie i zamiast traktować to jako fajne wspomnienie z czasów nastoletnich dostalas bardzo dziwnej obsesji na punkcie tego ksiedza - do tego stopnia, ze nawet majac chlopaka on nadal siedzi ci w glowie i rozwazasz jakies scenariusze ze moze by rzucil dla ciebie kaplanstwo. To nie jest zdrowe.
Pugslove jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-12-04, 14:37   #14
Misthios
Raczkowanie
 
Avatar Misthios
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 212
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez Limonka2738 Pokaż wiadomość
Myślę, że to bezpieczne ulokowanie uczuć, bo przecież ksiądz nie będzie mógł odwzajemnić twoich zalotów, bo jest księdzem, a przez to też nie odrzuci cię, a nawet jeśli odrzuci, to możesz sobie tłumaczyć, że to dlatego, że jest księdzem.


Tak czy siak, nie żyje, ale dla ciebie to w sumie niewiele zmienia, bo i jako martwy i jako ksiądz nie byłby z tobą w związku. Pozostaje się odkochać. I tak jak dziewczyny radzą - może psychoterapia.

Ulokowanie uczuć w kimś kto nie będzie mógł tego odwzajemnić jest bezpieczne? Bezpieczne dla czego? Bo napewno nie dla jej psychiki.

To podjeżdża jakąś chorą obsesją i manipulacją. Tak religia pierze mózgi xD


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Misthios jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-12-04, 14:42   #15
Myshqa
Raczkowanie
 
Avatar Myshqa
 
Zarejestrowany: 2019-03
Wiadomości: 276
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez Misthios Pokaż wiadomość
Ulokowanie uczuć w kimś kto nie będzie mógł tego odwzajemnić jest bezpieczne? Bezpieczne dla czego? Bo napewno nie dla jej psychiki.
Jest o tyle bezpieczne, że w wypadku odrzucenia nie trzeba szukac winy w sobie tylko mozna od razu usunąć z siebie cieżar dzieki przekonywaniu siebie, że to dlqatego, ze powolanie mu zabrania. Co oczywiscie jest rowniez niebezpieczne bo potem (jak widac po autorce) robi sie z tego mocno fałszywy i romantyzowany obraz danej osoby która przecież miałaby z autorką wielką miłośc gdyby nie dzielące ich różnice. Co jest mocnym absurdem.
Myshqa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-12-05, 11:11   #16
Limonka2738
Zakorzenienie
 
Avatar Limonka2738
 
Zarejestrowany: 2015-08
Lokalizacja: Undercity
Wiadomości: 30 089
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez Misthios Pokaż wiadomość
Ulokowanie uczuć w kimś kto nie będzie mógł tego odwzajemnić jest bezpieczne? Bezpieczne dla czego? Bo napewno nie dla jej psychiki.

Bezpieczne dla naszego ego. Nie odrzucił mnie, bo jestem brzydka, bo mnie nie lubi, tylko odrzucił mnie, bo powołanie.


Taki głupi mechanizm obronny, który na dłuższą metę rzeczywiście przynosi więcej strat niż korzyści.

---------- Dopisano o 12:11 ---------- Poprzedni post napisano o 11:41 ----------

Cytat:
Napisane przez Misthios Pokaż wiadomość
Ulokowanie uczuć w kimś kto nie będzie mógł tego odwzajemnić jest bezpieczne? Bezpieczne dla czego? Bo napewno nie dla jej psychiki.

Bezpieczne dla naszego ego. Nie odrzucił mnie, bo jestem brzydka, bo mnie nie lubi, tylko odrzucił mnie, bo powołanie.


Taki głupi mechanizm obronny, który na dłuższą metę rzeczywiście przynosi więcej strat niż korzyści.
__________________
To boldly go where no man has gone before.

Top secret Uczestnik ściśle tajnego rządowego programu badań nad eksperymentalną szczepionką na malarię.
Limonka2738 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-12-05, 23:50   #17
Misthios
Raczkowanie
 
Avatar Misthios
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 212
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Bez sensu xD To ja się zakocham w żonatym mężczyźnie, który i tak nie odwzajemni moich uczuć niż w kimś kto jest wolny bo tak jest bezpieczniej dla mojego ego bo przecież on kocha żonę i nie może ze mną być. Co wy macie za pokrętne myślenie?


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Misthios jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-12-06, 00:43   #18
Limonka2738
Zakorzenienie
 
Avatar Limonka2738
 
Zarejestrowany: 2015-08
Lokalizacja: Undercity
Wiadomości: 30 089
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez Misthios Pokaż wiadomość
Bez sensu xD To ja się zakocham w żonatym mężczyźnie, który i tak nie odwzajemni moich uczuć niż w kimś kto jest wolny bo tak jest bezpieczniej dla mojego ego bo przecież on kocha żonę i nie może ze mną być. Co wy macie za pokrętne myślenie?


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Tak. Dlatego takie myślenie określamy zaburzeniami psychicznymi i mamy ludzi, którzy zawodowo pomagają ludziom z takim spojrzeniem na świat.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
To boldly go where no man has gone before.

Top secret Uczestnik ściśle tajnego rządowego programu badań nad eksperymentalną szczepionką na malarię.
Limonka2738 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-12-06, 10:43   #19
Myshqa
Raczkowanie
 
Avatar Myshqa
 
Zarejestrowany: 2019-03
Wiadomości: 276
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez Misthios Pokaż wiadomość
Bez sensu xD To ja się zakocham w żonatym mężczyźnie, który i tak nie odwzajemni moich uczuć niż w kimś kto jest wolny bo tak jest bezpieczniej dla mojego ego bo przecież on kocha żonę i nie może ze mną być. Co wy macie za pokrętne myślenie?


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Nie "my mamy" tylko przedstawiamy ci mechanizm myślenia osób którzy pchają się w taka sytuację. Czy jest irracjonalna? No jest. Ale stanowi dla nich bardzo wygodną sytuację. Jak nie wierzysz to polecam jeszcze raz przeczytac uwaznie posty autorki tematu.
Myshqa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2019-12-12, 14:25   #20
Misthios
Raczkowanie
 
Avatar Misthios
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 212
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez Myshqa Pokaż wiadomość
Nie "my mamy" tylko przedstawiamy ci mechanizm myślenia osób którzy pchają się w taka sytuację. Czy jest irracjonalna? No jest. Ale stanowi dla nich bardzo wygodną sytuację. Jak nie wierzysz to polecam jeszcze raz przeczytac uwaznie posty autorki tematu.
Ok. Teraz rozumiem.
Misthios jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-12-13, 04:32   #21
dziewczyna_dz
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2019-12
Wiadomości: 99
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Bardzo mi przykro z powodu śmierci księdza.
Natomiast jaka jest szansa, że byłoby coś z waszej relacji?
Z miejsca można przypisać 90% prawdopodobieństwo, że nawet jeśli mu się podobałaś, nie odszedłby z kapłaństwa (musiałby być szalony by robić to dla dziewczyny, której nie zna).


Jeśli natomiast byłby z tobą w związku będąc jednocześnie księdzem, to szansa, że wasz związek by się rozpadł, wynosi grubo powyżej 50%.


Pytanie czemu w ogóle miałby być z tobą. Skąd wiesz, że nikogo nie miał. Skąd wiesz, że w ogóle chciałby poważnej relacji.


Opierasz swoje stany psychiczne o rzeczy bardzo nieprawdopodobne.
dziewczyna_dz jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-12-13, 18:54   #22
Lubonia
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 5
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez dziewczyna_dz Pokaż wiadomość
Bardzo mi przykro z powodu śmierci księdza.
Natomiast jaka jest szansa, że byłoby coś z waszej relacji?
Z miejsca można przypisać 90% prawdopodobieństwo, że nawet jeśli mu się podobałaś, nie odszedłby z kapłaństwa (musiałby być szalony by robić to dla dziewczyny, której nie zna).


Jeśli natomiast byłby z tobą w związku będąc jednocześnie księdzem, to szansa, że wasz związek by się rozpadł, wynosi grubo powyżej 50%.


Pytanie czemu w ogóle miałby być z tobą. Skąd wiesz, że nikogo nie miał. Skąd wiesz, że w ogóle chciałby poważnej relacji.


Opierasz swoje stany psychiczne o rzeczy bardzo nieprawdopodobne.
Nie wiem czy nikogo nie miał. Nie wiem czy chciałby poważnej relacji. Wiem (na tyle na ile go znałam z rozmów) że był raczej na pewno szlachetnym i dobrym człowiekiem (tym bardziej wiem to teraz po jego śmierci, chociażby wnioskując z opinii które ludzie świeccy i księża o nim wygłaszali na mszy pogrzebowej).

Pytasz czemu miałby być ze mną...Nie pisałam tego w pierwszym poście bo to dla mnie bardzo osobista sprawa ale na tym wyjeździe w góry była taka jedna sytuacja że podawał mi zegarek przez szparę w drzwiach (ja byłam w łazience z innymi dziewczynami, on wtedy zapukał i chciał oddać mi zegarek) i gdy już mi ten zegarek założył na nadgarstek to potem musnal palcami moją dłoń od nadgarstka az po końce palców i zdecydowanie bylo to zamierzone. Nie zareagowalam wtedy, nie wiem czy wzięłam to za żart czy nie wiedziałam co tym myśleć wtedy. Dziś myślę że może chciał przez to mi coś powiedziec Niestety już się tego nie dowiem i jest mi tym ciężej
Lubonia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-12-13, 19:30   #23
980cf4958a6e724c916e7adb24f4c6159aa2df82_65d7e02c47328
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2017-09
Wiadomości: 18 061
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Cytat:
Napisane przez Lubonia Pokaż wiadomość
Nie wiem czy nikogo nie miał. Nie wiem czy chciałby poważnej relacji. Wiem (na tyle na ile go znałam z rozmów) że był raczej na pewno szlachetnym i dobrym człowiekiem (tym bardziej wiem to teraz po jego śmierci, chociażby wnioskując z opinii które ludzie świeccy i księża o nim wygłaszali na mszy pogrzebowej).
A co mieli mówić? Przecież to oczywiste, że na pogrzebie o osobie zmarłej mówi się jak najlepiej.
Znalas go bardzo powierzchownie, mozesz tylko zgadywac, jaki był naprawdę. Ludzie się czasami zawodzą na najbliższych i przekonują się, że np. prowadzili podwójne życie, podczas gdy oni ufali im niemal bezgranicznie, a ty chcesz wyciągać wnioski z czegoś tak mało znaczącego, jak czyjas opinia.
Cytat:
Napisane przez Lubonia Pokaż wiadomość
Pytasz czemu miałby być ze mną...Nie pisałam tego w pierwszym poście bo to dla mnie bardzo osobista sprawa ale na tym wyjeździe w góry była taka jedna sytuacja że podawał mi zegarek przez szparę w drzwiach (ja byłam w łazience z innymi dziewczynami, on wtedy zapukał i chciał oddać mi zegarek) i gdy już mi ten zegarek założył na nadgarstek to potem musnal palcami moją dłoń od nadgarstka az po końce palców i zdecydowanie bylo to zamierzone. Nie zareagowalam wtedy, nie wiem czy wzięłam to za żart czy nie wiedziałam co tym myśleć wtedy. Dziś myślę że może chciał przez to mi coś powiedziec Niestety już się tego nie dowiem i jest mi tym ciężej
Dziwna sytuacja, jak się patrzy z boku, to wrecz niestosowne zachowanie. Ty oczywiście patrzysz na to przez pryzmat zakochania, ale ksiądz chyba nie powinien tak postępować. Gdyby mnie coś takiego spotkało, to pomyślałabym, ze mocno coś z ta osoba nie tak. Może lubił podrywac dziewczyny i nie byłaś pierwsza ani ostania, chyba niezbyt dobrze by to o nim świadczyło.
Ogólnie bardzo idealizujesz i jego osobe i wszystko co z nim związane.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
980cf4958a6e724c916e7adb24f4c6159aa2df82_65d7e02c47328 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-12-13, 20:36   #24
Lubonia
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2019-11
Wiadomości: 5
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

[1=980cf4958a6e724c916e7ad b24f4c6159aa2df82_65d7e02 c47328;87418194]A co mieli mówić? Przecież to oczywiste, że na pogrzebie o osobie zmarłej mówi się jak najlepiej.
Znalas go bardzo powierzchownie, mozesz tylko zgadywac, jaki był naprawdę. Ludzie się czasami zawodzą na najbliższych i przekonują się, że np. prowadzili podwójne życie, podczas gdy oni ufali im niemal bezgranicznie, a ty chcesz wyciągać wnioski z czegoś tak mało znaczącego, jak czyjas opinia.


Dziwna sytuacja, jak się patrzy z boku, to wrecz niestosowne zachowanie. Ty oczywiście patrzysz na to przez pryzmat zakochania, ale ksiądz chyba nie powinien tak postępować. Gdyby mnie coś takiego spotkało, to pomyślałabym, ze mocno coś z ta osoba nie tak. Może lubił podrywac dziewczyny i nie byłaś pierwsza ani ostania, chyba niezbyt dobrze by to o nim świadczyło.
Ogólnie bardzo idealizujesz i jego osobe i wszystko co z nim związane.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz[/QUOTE]


Zgadzam się z Tobą że patrząc z boku to była dziwna i niestosowna sytuacja ale w moich oczach nie wydawała się taka. Nie wiem czy podrywał inne dziewczyny - może jestem naiwna ale jakoś ubzdurałam sobie, że tylko we mnie się zakochał i że innych nie podrywał. Tym gestem z mizianiem dłoni chciał coś wybadać, tylko właśnie nie wiem co, czy moją gotowość na romans, czy na związek czy jeszcze coś innego. Nie mam pojęcia.
Lubonia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2019-12-14, 01:46   #25
dziewczyna_dz
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2019-12
Wiadomości: 99
Dot.: Umarł ksiądz, którego kochałam, nie daję sobie rady

Skoro tak to być może chciał co najmniej seksu.
dziewczyna_dz jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2019-12-14 02:46:00


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 00:25.