TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2021-12-26, 09:08   #1
mirabela19
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2021-12
Wiadomości: 3

TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina


Cześć Dziewczyny! Często śledzę to forum i uważam Wasze opinie i uwagi za bardzo trafne. W moim życiu skumulowało się wiele spraw, z którymi nie umiem już sobie poradzić sama i potrzebuję Waszego spojrzenia z zewnątrz. To będzie bardzo długi post za co z góry przepraszam.

Jestem z moim partnerem już ponad 9 lat. Mieszkamy razem od 4 lat u niego w kawalerce. On pochodzi z tego samego miasta, a ja z miejscowości oddalonej o ok. 150 km. Pół roku temu zaręczyliśmy się, jednak od tego czasu nasze życie zaczęło się sypać i przypomina jeden wielki rollercoaster. Gdy próbujemy dojść do porozumienia zaraz wybucha kolejne ognisko i coraz bardziej zastanawiam się czy ten związek ma jeszcze sens.

Krótko po naszym wymarzonym zaręczynowym wyjeździe w dwójkę okazało się, że wróciliśmy z niego w trójkę. Zaszłam w niespodziewaną ciążę i początkowo, mimo że był to dla nas duży szok, bardzo się z tego powodu ucieszyliśmy J Narzeczony bardzo nalegał, by jak najszybciej powiedzieć o tym rodzicom, żeby doradzili nam (a przede wszystkim jego mama) co robić w tej sytuacji. Chciał jak najszybciej wziąć ślub, żeby jak to powiedział – dziecko nie miało gorszego startu w życie. Dla mnie to absurdalny argument, wiele dzieci rodzi się poza małżeństwem i w tej sytuacji nie miało to większego znaczenia bo najważniejsze było zdrowie malucha, a nie opinie innych.

Tutaj zrobię off topic, bo muszę Wam wyjaśnić, że kwestia ślubu była zawsze kwestią sporną w naszym związku. Ja jestem osobą wierzącą, on – ateistą. Nigdy nam to specjalnie nie przeszkadzało – ja nigdy nie zaciągałam go do Kościoła na siłę i nie starałam się w żaden sposób przekonywać, a on nigdy nie próbował mnie od wiary odwieść. Każdy ma prawo do swoich poglądów i szanowaliśmy je nawzajem. On bardzo nie lubi instytucji kościoła i bardzo mu przeszkadza. Uważa, że kościół w niczym nie pomaga i tylko szkodzi. Nie jestem jakimś moherem i też widzę złe rzeczy, które dzieją się w kościele, szczególnie dotyczące pedofilii i wszelkiego rodzaju nadużyć i uważam, że są karygodne i powinny być bezwzględnie egzekwowane. Staram się jednak odróżnić kwestię kościoła od wiary. Widzę też rzeczy w polityce, które bardzo mi się nie podobają, ale nie zmieniam z tego powodu obywatelstwa. No i z racji tej różnicy on chciał wziąć ślub cywilny, ja proponowałam połówkowy. Wtedy zawsze powtarzał, że dla niego ślub połówkowy jest bez sensu, bo niby z kim ja go zawieram skoro on jest niewierzący i prędzej weźmie ze mną ślub kościelny. Poza tym połówkowy będzie wyglądał tak, że inni od samego początku będą widzieć, że się nie możemy w tej sprawie dogadać. Dla mnie kolejny niezrozumiały argument, bo opinie innych na ten temat nie mają dla mnie znaczenia jeśli tylko mój partner i ja będziemy z tym ok. Co do ślubu pełnego kościelnego to nigdy go nie chciałam, bo uważałam, że w tej sytuacji byłoby to nadużyciem z mojej strony i zmuszało go do kłamstw, dlatego uważałam, że ślub połówkowy będzie rozwiązaniem, które nie krzywdzi żadnej ze stron. Pytałam też kilkukrotnie w trakcie naszego związku czy ślub w kościele jest czymś na co nie jest się w stanie zgodzić, ale odpowiadał wtedy, że nie jest z tym wyborem szczęśliwy, ale bezwzględnie nie odrzuca tego rozwiązania.

Nasze rodziny też są bardzo różne – ja ze swoją mam bardzo dobry kontakt i jest dość liczna, bo rodzice mają rodzeństwo, każdy ma swoją rodzinę przez co mam dużo kuzynostwa. Jego składa się głównie z domowników, bo z całą rodziną są skłóceni (nie utrzymują kontaktu z całą rodziną ojca, a ze strony mamy jest tylko dziadek i brat mamy, który jest kawalerem, ale relacje między nimi też są napięte), więc dodatkowo kwestia uroczystości po ślubie w formie wesela i obiadu też jest kością niezgody. Ja znam większość jego rodziny, on zna większość mojej, ale nasi rodzice się nie znają.

Wracając do głównego wątku – w obliczu ciąży nie chciałam podejmować decyzji, bo tak jak pisałam wcześniej, ślub nie był dla mnie w tej sytuacji najważniejszy. No ale jemu bardzo mocno na tym zależało, więc uzgodniliśmy kompromisowo, że w tej sytuacji weźmiemy ślub cywilny i ponieważ mi zależy to zrobimy wesele dla rodziny, a skromny ślub kościelny weźmie ze mną później jeśli nadal będę tego chciała. Po wizycie u lekarza mieliśmy w weekend powiadomić rodziców – jednych w sobotę, drugich w niedzielę. Niestety u mnie równolegle zaczęły się nudności i wymioty połączone z paskudnym zapaleniem pęcherza. Umówioną wizytę w sobotę u jego rodziców przełożyliśmy na niedzielę, a u moich na przyszły weekend. Jego rodzice przyjęli to w porządku i wizyta przebiegła w przyjemnej atmosferze. Ale już następnego dnia (w poniedziałek) napisał mi, że po pracy jedzie jeszcze do rodziców bo chcą z nim porozmawiać sam na sam. No i się zaczęło… Jak wrócił to powiedział, że wesele jest za drogie, że w trakcie pandemii to nieodpowiedzialne i jego rodzice się na weselu nie pojawią, a jeśli „zaciągnę” go do kościoła to oni mnie znienawidzą, ale on w obecnej sytuacji zgodzi się na wszystko dla dobra dziecka, bo chce żeby dziecko wiedziało że od początku było chciane. Pokłóciliśmy się wtedy bardzo, byłam wściekła, że próbujemy znaleźć kompromis a on zmienia zdanie pod wpływem nacisków rodziców i powiedziałam wtedy, że dziwię się, że koronawirus, który miał być głównym argumentem nie przeszkadza jego mamie chorującej na astmę gdy co najmniej 2 razy w tygodniu jest w galerii handlowej na zakupach lub wybiera się na wernisaż pełen ludzi co oczywiście od razu jej przekazał.


Nie zdajecie sobie sprawy co wtedy przechodziłam… czułam się fatalnie, całe dnie spędzałam w toalecie przez infekcję i bardzo się stresowałam, bo w żadnym wypadku nie chciałam podjąć decyzji, która skrzywdzi mojego partnera, ale też nie chciałam, by była ona krzywdząca dla mnie. W następny weekend pojechaliśmy do moich rodziców, przyjęli to też bardzo w porządku. Mój tata rozmawiając ze mną później sam na sam przede wszystkim dopytywał mnie czy znalazłam sobie odpowiedniego lekarza, do którego mogłabym się zgłosić gdyby działo się coś niepokojącego, że możemy liczyć na ich wsparcie (w miarę możliwości, bo moja rodzina nie jest bogata, a dodatkowo moja mama poważnie choruje i nie porusza się samodzielnie, więc jest całkowicie zależna od taty), ze ślubem powiedział, że mamy się zastanowić czy teraz to dobry moment, ale zrobimy jak chcemy, bo to nasze życie.


Niestety tydzień później poroniłam. Był to dla mnie duży cios i szok i od tego czasu moje samopoczucie znacząco się pogorszyło. Mam wrażenie, że im dalej od tej straty tym przeżywam to mocniej. Czasem zastanawiam się czy to już nie depresja. Mojemu narzeczonemu też było smutno, ale mam wrażenie, że już dawno się z tego otrząsnął.

Wrócił też temat ślubu i wesela i kolejna awantura. Z wcześniej zrobionej listy wyszło nam jakieś 70 osób, w tym połowa to moja rodzina, reszta to jego i nasi znajomi. Zdaję sobie sprawę, że to dużo, ale na mojej liście jest rodzeństwo moich rodziców ze swoimi rodzinami, moja matka chrzestna i córki chrzestne. Mój partner oczekiwał, że okroję znacząco tę listę, ale ja naprawdę nie wiem kogo mam z niej wyrzucić, by było mu lepiej. Mówi mi, że jego rodzice będą się nudzić, będzie niezręcznie i że nie będą tam nikogo znać i że osoby na których najbardziej nam zależy znikną jako pierwsze, bo jego rodzice na pewno nie będą do końca. Moi rodzice na tego typu uroczystościach starają się zjawić, jeśli zostają na dłużej to mama ma jakiś pokój gdzie w razie zmęczenia od siedzenia na wózku inwalidzkim może sobie odpocząć i poleżeć, a później wrócić do gości. Taki pokój byłby w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem i liczę się z tym, że przez część imprezy mogłaby potrzebować chwili odpoczynku. Narzeczony zdenerwował się na mnie że nie chcę okroić tej listy i zaczął wypisywać mi na kartce możliwości, na które on może się zgodzić i mam sobie wybrać (do wyboru kombinacje z rodzajem ślubu, czy dzieci będą chrzczone, czy będzie wesele – po prostu kosmos). Powiedziałam, że nie będzie ze mną w ten sposób prowadził rozmów i że to nie teleturniej, żeby sobie wybierać między opcjami, popłakałam się i wyszłam z mieszkania. Wracałam wtedy o północy do mojego domu rodzinnego, mimo że następnego dnia miałam wizytę kontrolną u ginekologa w związku z poronieniem – on nalegał żebym została, ale bardzo tego nie chciałam.

Przemyślałam sobie wszystko i po kilku dniach wróciłam do mieszkania z chęcią ustalenia, w którą stronę zmierza nas związek. Uważam, że albo jesteśmy w stanie się dogadać, albo jeśli jest to na tyle trudne i nie możemy znaleźć kompromisu to nie ma sensu tego ciągnąć dalej. Ale mój narzeczony stwierdził, że nie jest gotowy teraz na takie rozmowy, ma do dokończenia doktorat, który pisze już 4 lata i zaczął wszystko przeciągać w czasie. W trakcie rozmów, które ja dosłownie wymuszałam (bo on nie miał ochoty rozmawiać) ustaliliśmy że mogę wziąć z nim ślub cywilny, pod warunkiem, że ochrzcimy dzieci i zamiast wesela zrobimy obiad. W obecnej sytuacji (różnice poglądów, przypadłości zdrowotne rodziców, pandemia) wydaje się to sensownym rozwiązaniem. Tylko niezależnie co ja zrobię to pojawia się kolejne ale: że przy tylu osobach to i tak koszt jak normalne wesele, albo pandemia, albo żeby było jak najdalej od mojego domu, żebym zobaczyła że nie wszystkim w mojej rodzinie zależy by być na tym ślubie i przeceniam swoją rodzinę, albo żeby nie było żadnych dekoracji, że on źle się czuje z tym naszym kompromisem, zawsze coś. Też mi źle z tym kompromisem, ale zależy mi na nim bardzo i jeśli chcemy być ze sobą to musimy iść na pewne ustępstwa i znaleźć drogę, która będzie akceptowalna przez obie strony. Stwierdziłam, że ślub cywilny nie zmieni to mojego podejścia do religii, choć jest to decyzja, której myślałam, że nigdy nie podejmę. Wcześniej namawiał mnie na ślub cywilny plenerowy, ale po rozmowie z mamą uważa, że w urzędzie jest bardziej „majestatycznie”. Jeżeli mamy już brać ślub cywilny to jeśli jest taka możliwość to chciałabym by był on w tym samym miejscu co poczęstunek, by mój tata nie musiał dźwigać mamy z miejsca na miejsce i wydaje mi się to sensownym podejściem.

Niedługo po moim powrocie miały miejsce dziwne sytuacje i sprzeczki. Partner poprosił mnie, bym wybrała się na wernisaż, w którym częściowo brał udział jego tata, bo najprawdopodobniej będzie tam sam. Zadzwonił wtedy do mamy i słyszałam, że wywiązała się między nimi napięta dysusja. Z kontekstu domyśliłam się, że chodzi o moją obecność (w związku z sytuacją gdy oburzyłam się o galerie handlowe i wernisaże). Mój narzeczony, nie chcąc mnie pewnie urazić wiedząc że słyszę co mówi, zaczął coś mówić o tym że miejsce jest małe, że nie wiadomo ile osób wpuszczają w trakcie pandemii itd. Nie chciałam się wpraszać i chodzę tam tylko ze względu na niego więc powiedziałam że spokojnie zostanę w domu, a on niech jedzie sam. Jednak bardzo nalegał, bym też się wybrała, więc się zgodziłam. Na miejscu okazało się oczywiście, że galeria jest ogromna, ludzi masa i że wszyscy łącznie z rodziną partnera są bez maseczek. Jego mama zmieszała się jak nas zobaczyła jako jedynych w maseczkach i odwróciła się tylko mówiąc, że tutaj wszyscy są szczepieni, więc nie ma się co obawiać. Normalnie szczęka mi opadła… dodatkowo zostałam przedstawiona jako „koleżanka” syna. W drodze powrotnej podwoziliśmy ją do domu i pół drogi trajkotali w dwójkę ile to nowych zakażeń teraz i że wirus taki niebezpieczny….

Dowiedziałam się też, że była na ślubie córki swojej koleżanki i że było jakieś 100 osób (chyba tylko z życzeniami, ale jak na osobę, która tak bardzo się obawia o swoje zdrowie i w obliczu dyskusji o ślubach i tak mnie to zszokowało…).

Na moje urodziny dostałam kredki, bo na okładce byli bohaterowie z mojego ulubionego filmu z dzieciństwa i uprzedzając pytania – z kolorowanek wyrosłam jakieś 20 lat temu i do tego słoik masła orzechowego. Zabrał mnie też do kina, bo znajomi w pracy polecali mu dobry film. Gdy zapytałam czy możemy zaprosić znajomych bo dawno się nie widzieliśmy a naturalnie nadarza się okazja to usłyszałam, że to już za późno, bo musielibyśmy organizować coś bardzo szybko, a za tydzień i za dwa nie możemy bo mama i tata będą mieli swoje urodziny i on nie wie, w który dzień weekendu będą chcieli je wyprawić (ostatecznie byliśmy w środku tygodnia). Rozumiem, że nie ma pamięci do dat i często zapomina o moich urodzinach albo rocznicach i nigdy nie robiłam mu z tego tytułu wyrzutów i obracałam w żart. Nie oczekuję też prezentów – wystarczyłaby mi mała tabliczka czekolady i życzenia. Gdyby znalazł się czas na wspólny wieczór na kanapie do tego to byłoby super. Chodzi mi o dysproporcję gdy chodzi o mnie i gdy chodzi o jego rodziców.

Mogłabym wymienić jeszcze sporo takich sytuacji, ale wtedy nikt nie dobrnie do końca tego postu…

Ostatnia kłótnia miała miejsce przed świętami. Zapytałam partnera jak planuje je spędzić, bo w końcu jesteśmy narzeczeństwem i fajnie byłoby już razem. Zapytałam, czy jeden dzień moglibyśmy spędzić z moimi rodzicami, a resztę jakoś ustalić razem. Nie bardzo wiedział co mi odpowiedzieć, zaczął pytać jak ja to widzę. Powiedziałam więc, że wigilię moglibyśmy spędzić albo we dwoje albo każde ze swoimi rodzicami, jedno ze świąt z moimi rodzicami, a drugie tak jak będzie chciał i nastała niezręczna cisza. Szczerze mówić liczyłam na odpowiedź w stylu „jasne, to jeden dzień spędźmy u moich rodziców, a na drugie pojedźmy do moich”, ale zamiast tego wylał na mnie swoje pretensje i powiedział, że to on ma rezygnować ze świąt u swoich rodziców i przyjeżdżać do mnie a ja nie zrezygnuję z niczego (nie zaproponowałam wizyty u niego, bo nie chciałam się wpraszać i myślałam, że naturalnie zaproponuje to sam, co później mu powiedziałam). Jak ochłonął to zapytał czy w takim razie wybrałabym się z nim do jego rodziców na co bez problemu się zgodziłam. Powiedział, że skoro spędza święta z mamą to musi z nią to skonsultować, bo to będzie nienaturalna i nowa sytuacja dla wszystkich (w Wielkanoc w drugie święto była u nich dziewczyna brata…), a w dodatku te święta będą takie krótkie bo wigilia jest z natury oficjalna, jeden dzień świąt będzie oficjalny u moich rodziców i znowu kolejny dzień oficjalny u jego i że w ogóle się nie odpocznie. Że u moich rodziców będzie niezręczna cisza (przyznaję, że ciężko im znaleźć wspólny język, mój partner unika moich rodziców jak ognia, moja mama z racji choroby nie ma wiele rzeczy do opowiadania, bo nie wychodzi z domu, a mój tata jest małomówny, ale to moi rodzice i są bardzo ważną częścią mojego życia). Ja staram się uczestniczyć w jego życiu rodzinnym, zgadzam się praktycznie na wszystko, dużo częściej odwiedzamy jego rodziców bo są bliżej, gramy w planszówki, pomagają nam itp., więc przyznaję, że jest więcej naturalnych momentów.
Wcześniej nie spędzaliśmy świąt razem i odmawiał bo przyjeżdżał do nich dziadek z którym widywał się rzadko, potem odmówił bo dziadek nie przyjechał więc rodzice byliby sami. Jednocześnie mówił mi żebym wpadła do nich (wracałam zwykle w ostatni dzień świąt, by następnego dnia iść do pracy), ale nie chciałam przyjmować zaproszenia, skoro on mi odmawiał. Miałam nadzieję, że teraz po zaręczynach będzie to coś naturalnego, a tu taka niespodzianka… Czekałam na decyzję ponad tydzień i w końcu powiedział, że w tej sytuacji on nie chce spędzać świąt razem bo nie jesteśmy małżeństwem i mamy niewyjaśnioną kwestię ślubu i boi się nacisków i pytań, a takie naturalnie pojawią się przy świątecznym stole, że zaproszenie było przekazane przeze mnie a nie został zaproszony bezpośrednio przez moich rodziców…. Powiedziałam, że jestem rozczarowana tym, że święta u rodziców to dopiero po ślubie, ale wspólne mieszkanie to już mu nie przeszkadza i znów się pokłóciliśmy. Chciał wysłać od nas życzenia do znajomych i przysłał mi propozycję, ale poprosiłam żeby w obecnej sytuacji tego nie robił i chcę wysłać je sama. I żeby był konsekwentny jak chce zachowywać konwenanse na czas po ślubie.

Proszę powiedzcie mi, czy ja faktycznie tak dużo wymagam po 9 latach razem? Wiem, że też zareagowałam w kilku momentach nieodpowiednio i zbyt emocjonalnie. Jestem już zmęczona tym związkiem i wykończona psychicznie, serce wali mi jak oszalałe i od dłuższego czasu mam problemy ze snem. Bardzo kocham swojego partnera, dobrze się dogadujemy gdy jesteśmy w dwójkę, ale mam wrażenie, że każdą ważną decyzję podejmuje tak, by mama była zadowolona. Mam wrażenie nieodciętej pępowiny, a on ma już 35 lat (ja 30) i po prostu boję się że to się nie zmieni po ślubie. Nie chcę wyjść na desperatkę, która naciska na ślub, ale po tylu latach cierpliwości (nigdy nie naciskałam na zaręczyny, bo chciałam żeby do tego sam dojrzał) naprawdę chciałabym wiedzieć na czym stoję. Nie jest moim celem, by zmuszać go do czegoś czego nie chce, ale chciałabym z nim porozmawiać, ustalić czy jesteśmy jeszcze w stanie się dogadać. Nie chcę żeby ten jeden dzień zaważył na naszym związku, ale nie chcę odpuszczać dlatego, że jego mamie coś się nie podoba. Chcę czuć, że jestem w związku z dojrzałą osobą, a nie taką która wszystko musi skonsultować… Czuję też że on kocha mnie, często mi to mówi, widzi że nie radzę sobie z emocjami i często płaczę po nocach. Nie potrafię już myśleć racjonalnie i spojrzeć na tą sytuację obiektywnie.

Chcieliśmy kupić większe mieszkanie/dom – prosiłam, żebyśmy konsultowali z rodzicami jak już sami będziemy zdecydowani, a nie każde ogłoszenie. Gdy już coś wybraliśmy, ale mocno się wahaliśmy zaczął mi podsyłać oferty o 150 tys. droższe, ale bliżej jego rodziców. Rodzice oferowali częściowe wsparcie w postaci zwrotnej pożyczki, więc narzeczony chce z tego skorzystać. Jego argumenty są logiczne, że lepiej oddać rodzicom niż bankowi z odsetkami, ale w głębi duszy nie chcę tego, bo czuję, że tracimy niezależność… Dodam, że oboje mamy dobrze płatną pracę, zarabiamy powyżej średniej, więc jesteśmy w stanie poradzić sobie bez tego. Zmieniał pracę – mama miała decyzyjny głos. Przez pewien okres przywoziła nam zakupy, bo miała zniżki dla seniorów – prosiłam partnera by tego nie robiła bo to niezręczne żeby dźwigała nam zakupy i możemy to zrobić sami. Psuje się auto – rodzice są pośrednikiem między mechanikiem a nim. Powiedzieliśmy im o dziecku – pytał mamę czy nie jest zła (WTF?). Cały czas powtarzałam, że zależy mi na tym by zostać mamą przed 30 – jego mama urodziła w wieku 31 lat i było ok.

Z jednej strony to bardzo miłe, że są blisko i pomagają, ich rady często są cenne, mam z nimi dobre relacje, ale mnogość tych sytuacji i podatność mojego narzeczonego mnie przeraża. Mam wrażenie, że żyję w jakimś trójkącie i na dodatek jestem w nim na ostatnim miejscu. Boję się, że decyzje w naszym życiu tak naprawdę nie będą podejmowane przez nas. Ja ze strony swoich rodziców nie mam takiego wsparcia z wcześniej wspomnianych względów, ale bardzo cenię sobie to że w życiu dawali mi możliwość wyboru i na nic nie naciskali. Starali się we mnie wpoić poczucie niezależności i zawsze ostateczna decyzja należała do mnie. Pozwalali mi popełniać błędy i uczyć się na nich. Nie wiem czy to już paranoja i ja przesadzam, bo wiem też, że mam problem z przyjmowaniem pomocy, czy jednak mam rację i jest tego za dużo. Nie wiem jak się zachować w tej sytuacji, nie mam ochoty wracać tam po świętach i znów zaczynać rozmowy, bo zaczynam wątpić czy jakiekolwiek moje działania przyniosą jakiś efekt…
mirabela19 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 16:33   #2
invisible_01
Zakorzeniona
 
Avatar invisible_01
 
Zarejestrowany: 2010-02
Wiadomości: 23 947
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Cytat:
Napisane przez mirabela19 Pokaż wiadomość
Cześć Dziewczyny! Często śledzę to forum i uważam Wasze opinie i uwagi za bardzo trafne. W moim życiu skumulowało się wiele spraw, z którymi nie umiem już sobie poradzić sama i potrzebuję Waszego spojrzenia z zewnątrz. To będzie bardzo długi post za co z góry przepraszam.

Jestem z moim partnerem już ponad 9 lat. Mieszkamy razem od 4 lat u niego w kawalerce. On pochodzi z tego samego miasta, a ja z miejscowości oddalonej o ok. 150 km. Pół roku temu zaręczyliśmy się, jednak od tego czasu nasze życie zaczęło się sypać i przypomina jeden wielki rollercoaster. Gdy próbujemy dojść do porozumienia zaraz wybucha kolejne ognisko i coraz bardziej zastanawiam się czy ten związek ma jeszcze sens.

Krótko po naszym wymarzonym zaręczynowym wyjeździe w dwójkę okazało się, że wróciliśmy z niego w trójkę. Zaszłam w niespodziewaną ciążę i początkowo, mimo że był to dla nas duży szok, bardzo się z tego powodu ucieszyliśmy J Narzeczony bardzo nalegał, by jak najszybciej powiedzieć o tym rodzicom, żeby doradzili nam (a przede wszystkim jego mama) co robić w tej sytuacji. Chciał jak najszybciej wziąć ślub, żeby jak to powiedział – dziecko nie miało gorszego startu w życie. Dla mnie to absurdalny argument, wiele dzieci rodzi się poza małżeństwem i w tej sytuacji nie miało to większego znaczenia bo najważniejsze było zdrowie malucha, a nie opinie innych.

Tutaj zrobię off topic, bo muszę Wam wyjaśnić, że kwestia ślubu była zawsze kwestią sporną w naszym związku. Ja jestem osobą wierzącą, on – ateistą. Nigdy nam to specjalnie nie przeszkadzało – ja nigdy nie zaciągałam go do Kościoła na siłę i nie starałam się w żaden sposób przekonywać, a on nigdy nie próbował mnie od wiary odwieść. Każdy ma prawo do swoich poglądów i szanowaliśmy je nawzajem. On bardzo nie lubi instytucji kościoła i bardzo mu przeszkadza. Uważa, że kościół w niczym nie pomaga i tylko szkodzi. Nie jestem jakimś moherem i też widzę złe rzeczy, które dzieją się w kościele, szczególnie dotyczące pedofilii i wszelkiego rodzaju nadużyć i uważam, że są karygodne i powinny być bezwzględnie egzekwowane. Staram się jednak odróżnić kwestię kościoła od wiary. Widzę też rzeczy w polityce, które bardzo mi się nie podobają, ale nie zmieniam z tego powodu obywatelstwa. No i z racji tej różnicy on chciał wziąć ślub cywilny, ja proponowałam połówkowy. Wtedy zawsze powtarzał, że dla niego ślub połówkowy jest bez sensu, bo niby z kim ja go zawieram skoro on jest niewierzący i prędzej weźmie ze mną ślub kościelny. Poza tym połówkowy będzie wyglądał tak, że inni od samego początku będą widzieć, że się nie możemy w tej sprawie dogadać. Dla mnie kolejny niezrozumiały argument, bo opinie innych na ten temat nie mają dla mnie znaczenia jeśli tylko mój partner i ja będziemy z tym ok. Co do ślubu pełnego kościelnego to nigdy go nie chciałam, bo uważałam, że w tej sytuacji byłoby to nadużyciem z mojej strony i zmuszało go do kłamstw, dlatego uważałam, że ślub połówkowy będzie rozwiązaniem, które nie krzywdzi żadnej ze stron. Pytałam też kilkukrotnie w trakcie naszego związku czy ślub w kościele jest czymś na co nie jest się w stanie zgodzić, ale odpowiadał wtedy, że nie jest z tym wyborem szczęśliwy, ale bezwzględnie nie odrzuca tego rozwiązania.

Nasze rodziny też są bardzo różne – ja ze swoją mam bardzo dobry kontakt i jest dość liczna, bo rodzice mają rodzeństwo, każdy ma swoją rodzinę przez co mam dużo kuzynostwa. Jego składa się głównie z domowników, bo z całą rodziną są skłóceni (nie utrzymują kontaktu z całą rodziną ojca, a ze strony mamy jest tylko dziadek i brat mamy, który jest kawalerem, ale relacje między nimi też są napięte), więc dodatkowo kwestia uroczystości po ślubie w formie wesela i obiadu też jest kością niezgody. Ja znam większość jego rodziny, on zna większość mojej, ale nasi rodzice się nie znają.

Wracając do głównego wątku – w obliczu ciąży nie chciałam podejmować decyzji, bo tak jak pisałam wcześniej, ślub nie był dla mnie w tej sytuacji najważniejszy. No ale jemu bardzo mocno na tym zależało, więc uzgodniliśmy kompromisowo, że w tej sytuacji weźmiemy ślub cywilny i ponieważ mi zależy to zrobimy wesele dla rodziny, a skromny ślub kościelny weźmie ze mną później jeśli nadal będę tego chciała. Po wizycie u lekarza mieliśmy w weekend powiadomić rodziców – jednych w sobotę, drugich w niedzielę. Niestety u mnie równolegle zaczęły się nudności i wymioty połączone z paskudnym zapaleniem pęcherza. Umówioną wizytę w sobotę u jego rodziców przełożyliśmy na niedzielę, a u moich na przyszły weekend. Jego rodzice przyjęli to w porządku i wizyta przebiegła w przyjemnej atmosferze. Ale już następnego dnia (w poniedziałek) napisał mi, że po pracy jedzie jeszcze do rodziców bo chcą z nim porozmawiać sam na sam. No i się zaczęło… Jak wrócił to powiedział, że wesele jest za drogie, że w trakcie pandemii to nieodpowiedzialne i jego rodzice się na weselu nie pojawią, a jeśli „zaciągnę” go do kościoła to oni mnie znienawidzą, ale on w obecnej sytuacji zgodzi się na wszystko dla dobra dziecka, bo chce żeby dziecko wiedziało że od początku było chciane. Pokłóciliśmy się wtedy bardzo, byłam wściekła, że próbujemy znaleźć kompromis a on zmienia zdanie pod wpływem nacisków rodziców i powiedziałam wtedy, że dziwię się, że koronawirus, który miał być głównym argumentem nie przeszkadza jego mamie chorującej na astmę gdy co najmniej 2 razy w tygodniu jest w galerii handlowej na zakupach lub wybiera się na wernisaż pełen ludzi co oczywiście od razu jej przekazał.


Nie zdajecie sobie sprawy co wtedy przechodziłam… czułam się fatalnie, całe dnie spędzałam w toalecie przez infekcję i bardzo się stresowałam, bo w żadnym wypadku nie chciałam podjąć decyzji, która skrzywdzi mojego partnera, ale też nie chciałam, by była ona krzywdząca dla mnie. W następny weekend pojechaliśmy do moich rodziców, przyjęli to też bardzo w porządku. Mój tata rozmawiając ze mną później sam na sam przede wszystkim dopytywał mnie czy znalazłam sobie odpowiedniego lekarza, do którego mogłabym się zgłosić gdyby działo się coś niepokojącego, że możemy liczyć na ich wsparcie (w miarę możliwości, bo moja rodzina nie jest bogata, a dodatkowo moja mama poważnie choruje i nie porusza się samodzielnie, więc jest całkowicie zależna od taty), ze ślubem powiedział, że mamy się zastanowić czy teraz to dobry moment, ale zrobimy jak chcemy, bo to nasze życie.


Niestety tydzień później poroniłam. Był to dla mnie duży cios i szok i od tego czasu moje samopoczucie znacząco się pogorszyło. Mam wrażenie, że im dalej od tej straty tym przeżywam to mocniej. Czasem zastanawiam się czy to już nie depresja. Mojemu narzeczonemu też było smutno, ale mam wrażenie, że już dawno się z tego otrząsnął.

Wrócił też temat ślubu i wesela i kolejna awantura. Z wcześniej zrobionej listy wyszło nam jakieś 70 osób, w tym połowa to moja rodzina, reszta to jego i nasi znajomi. Zdaję sobie sprawę, że to dużo, ale na mojej liście jest rodzeństwo moich rodziców ze swoimi rodzinami, moja matka chrzestna i córki chrzestne. Mój partner oczekiwał, że okroję znacząco tę listę, ale ja naprawdę nie wiem kogo mam z niej wyrzucić, by było mu lepiej. Mówi mi, że jego rodzice będą się nudzić, będzie niezręcznie i że nie będą tam nikogo znać i że osoby na których najbardziej nam zależy znikną jako pierwsze, bo jego rodzice na pewno nie będą do końca. Moi rodzice na tego typu uroczystościach starają się zjawić, jeśli zostają na dłużej to mama ma jakiś pokój gdzie w razie zmęczenia od siedzenia na wózku inwalidzkim może sobie odpocząć i poleżeć, a później wrócić do gości. Taki pokój byłby w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem i liczę się z tym, że przez część imprezy mogłaby potrzebować chwili odpoczynku. Narzeczony zdenerwował się na mnie że nie chcę okroić tej listy i zaczął wypisywać mi na kartce możliwości, na które on może się zgodzić i mam sobie wybrać (do wyboru kombinacje z rodzajem ślubu, czy dzieci będą chrzczone, czy będzie wesele – po prostu kosmos). Powiedziałam, że nie będzie ze mną w ten sposób prowadził rozmów i że to nie teleturniej, żeby sobie wybierać między opcjami, popłakałam się i wyszłam z mieszkania. Wracałam wtedy o północy do mojego domu rodzinnego, mimo że następnego dnia miałam wizytę kontrolną u ginekologa w związku z poronieniem – on nalegał żebym została, ale bardzo tego nie chciałam.

Przemyślałam sobie wszystko i po kilku dniach wróciłam do mieszkania z chęcią ustalenia, w którą stronę zmierza nas związek. Uważam, że albo jesteśmy w stanie się dogadać, albo jeśli jest to na tyle trudne i nie możemy znaleźć kompromisu to nie ma sensu tego ciągnąć dalej. Ale mój narzeczony stwierdził, że nie jest gotowy teraz na takie rozmowy, ma do dokończenia doktorat, który pisze już 4 lata i zaczął wszystko przeciągać w czasie. W trakcie rozmów, które ja dosłownie wymuszałam (bo on nie miał ochoty rozmawiać) ustaliliśmy że mogę wziąć z nim ślub cywilny, pod warunkiem, że ochrzcimy dzieci i zamiast wesela zrobimy obiad. W obecnej sytuacji (różnice poglądów, przypadłości zdrowotne rodziców, pandemia) wydaje się to sensownym rozwiązaniem. Tylko niezależnie co ja zrobię to pojawia się kolejne ale: że przy tylu osobach to i tak koszt jak normalne wesele, albo pandemia, albo żeby było jak najdalej od mojego domu, żebym zobaczyła że nie wszystkim w mojej rodzinie zależy by być na tym ślubie i przeceniam swoją rodzinę, albo żeby nie było żadnych dekoracji, że on źle się czuje z tym naszym kompromisem, zawsze coś. Też mi źle z tym kompromisem, ale zależy mi na nim bardzo i jeśli chcemy być ze sobą to musimy iść na pewne ustępstwa i znaleźć drogę, która będzie akceptowalna przez obie strony. Stwierdziłam, że ślub cywilny nie zmieni to mojego podejścia do religii, choć jest to decyzja, której myślałam, że nigdy nie podejmę. Wcześniej namawiał mnie na ślub cywilny plenerowy, ale po rozmowie z mamą uważa, że w urzędzie jest bardziej „majestatycznie”. Jeżeli mamy już brać ślub cywilny to jeśli jest taka możliwość to chciałabym by był on w tym samym miejscu co poczęstunek, by mój tata nie musiał dźwigać mamy z miejsca na miejsce i wydaje mi się to sensownym podejściem.

Niedługo po moim powrocie miały miejsce dziwne sytuacje i sprzeczki. Partner poprosił mnie, bym wybrała się na wernisaż, w którym częściowo brał udział jego tata, bo najprawdopodobniej będzie tam sam. Zadzwonił wtedy do mamy i słyszałam, że wywiązała się między nimi napięta dysusja. Z kontekstu domyśliłam się, że chodzi o moją obecność (w związku z sytuacją gdy oburzyłam się o galerie handlowe i wernisaże). Mój narzeczony, nie chcąc mnie pewnie urazić wiedząc że słyszę co mówi, zaczął coś mówić o tym że miejsce jest małe, że nie wiadomo ile osób wpuszczają w trakcie pandemii itd. Nie chciałam się wpraszać i chodzę tam tylko ze względu na niego więc powiedziałam że spokojnie zostanę w domu, a on niech jedzie sam. Jednak bardzo nalegał, bym też się wybrała, więc się zgodziłam. Na miejscu okazało się oczywiście, że galeria jest ogromna, ludzi masa i że wszyscy łącznie z rodziną partnera są bez maseczek. Jego mama zmieszała się jak nas zobaczyła jako jedynych w maseczkach i odwróciła się tylko mówiąc, że tutaj wszyscy są szczepieni, więc nie ma się co obawiać. Normalnie szczęka mi opadła… dodatkowo zostałam przedstawiona jako „koleżanka” syna. W drodze powrotnej podwoziliśmy ją do domu i pół drogi trajkotali w dwójkę ile to nowych zakażeń teraz i że wirus taki niebezpieczny….

Dowiedziałam się też, że była na ślubie córki swojej koleżanki i że było jakieś 100 osób (chyba tylko z życzeniami, ale jak na osobę, która tak bardzo się obawia o swoje zdrowie i w obliczu dyskusji o ślubach i tak mnie to zszokowało…).

Na moje urodziny dostałam kredki, bo na okładce byli bohaterowie z mojego ulubionego filmu z dzieciństwa i uprzedzając pytania – z kolorowanek wyrosłam jakieś 20 lat temu i do tego słoik masła orzechowego. Zabrał mnie też do kina, bo znajomi w pracy polecali mu dobry film. Gdy zapytałam czy możemy zaprosić znajomych bo dawno się nie widzieliśmy a naturalnie nadarza się okazja to usłyszałam, że to już za późno, bo musielibyśmy organizować coś bardzo szybko, a za tydzień i za dwa nie możemy bo mama i tata będą mieli swoje urodziny i on nie wie, w który dzień weekendu będą chcieli je wyprawić (ostatecznie byliśmy w środku tygodnia). Rozumiem, że nie ma pamięci do dat i często zapomina o moich urodzinach albo rocznicach i nigdy nie robiłam mu z tego tytułu wyrzutów i obracałam w żart. Nie oczekuję też prezentów – wystarczyłaby mi mała tabliczka czekolady i życzenia. Gdyby znalazł się czas na wspólny wieczór na kanapie do tego to byłoby super. Chodzi mi o dysproporcję gdy chodzi o mnie i gdy chodzi o jego rodziców.

Mogłabym wymienić jeszcze sporo takich sytuacji, ale wtedy nikt nie dobrnie do końca tego postu…

Ostatnia kłótnia miała miejsce przed świętami. Zapytałam partnera jak planuje je spędzić, bo w końcu jesteśmy narzeczeństwem i fajnie byłoby już razem. Zapytałam, czy jeden dzień moglibyśmy spędzić z moimi rodzicami, a resztę jakoś ustalić razem. Nie bardzo wiedział co mi odpowiedzieć, zaczął pytać jak ja to widzę. Powiedziałam więc, że wigilię moglibyśmy spędzić albo we dwoje albo każde ze swoimi rodzicami, jedno ze świąt z moimi rodzicami, a drugie tak jak będzie chciał i nastała niezręczna cisza. Szczerze mówić liczyłam na odpowiedź w stylu „jasne, to jeden dzień spędźmy u moich rodziców, a na drugie pojedźmy do moich”, ale zamiast tego wylał na mnie swoje pretensje i powiedział, że to on ma rezygnować ze świąt u swoich rodziców i przyjeżdżać do mnie a ja nie zrezygnuję z niczego (nie zaproponowałam wizyty u niego, bo nie chciałam się wpraszać i myślałam, że naturalnie zaproponuje to sam, co później mu powiedziałam). Jak ochłonął to zapytał czy w takim razie wybrałabym się z nim do jego rodziców na co bez problemu się zgodziłam. Powiedział, że skoro spędza święta z mamą to musi z nią to skonsultować, bo to będzie nienaturalna i nowa sytuacja dla wszystkich (w Wielkanoc w drugie święto była u nich dziewczyna brata…), a w dodatku te święta będą takie krótkie bo wigilia jest z natury oficjalna, jeden dzień świąt będzie oficjalny u moich rodziców i znowu kolejny dzień oficjalny u jego i że w ogóle się nie odpocznie. Że u moich rodziców będzie niezręczna cisza (przyznaję, że ciężko im znaleźć wspólny język, mój partner unika moich rodziców jak ognia, moja mama z racji choroby nie ma wiele rzeczy do opowiadania, bo nie wychodzi z domu, a mój tata jest małomówny, ale to moi rodzice i są bardzo ważną częścią mojego życia). Ja staram się uczestniczyć w jego życiu rodzinnym, zgadzam się praktycznie na wszystko, dużo częściej odwiedzamy jego rodziców bo są bliżej, gramy w planszówki, pomagają nam itp., więc przyznaję, że jest więcej naturalnych momentów.
Wcześniej nie spędzaliśmy świąt razem i odmawiał bo przyjeżdżał do nich dziadek z którym widywał się rzadko, potem odmówił bo dziadek nie przyjechał więc rodzice byliby sami. Jednocześnie mówił mi żebym wpadła do nich (wracałam zwykle w ostatni dzień świąt, by następnego dnia iść do pracy), ale nie chciałam przyjmować zaproszenia, skoro on mi odmawiał. Miałam nadzieję, że teraz po zaręczynach będzie to coś naturalnego, a tu taka niespodzianka… Czekałam na decyzję ponad tydzień i w końcu powiedział, że w tej sytuacji on nie chce spędzać świąt razem bo nie jesteśmy małżeństwem i mamy niewyjaśnioną kwestię ślubu i boi się nacisków i pytań, a takie naturalnie pojawią się przy świątecznym stole, że zaproszenie było przekazane przeze mnie a nie został zaproszony bezpośrednio przez moich rodziców…. Powiedziałam, że jestem rozczarowana tym, że święta u rodziców to dopiero po ślubie, ale wspólne mieszkanie to już mu nie przeszkadza i znów się pokłóciliśmy. Chciał wysłać od nas życzenia do znajomych i przysłał mi propozycję, ale poprosiłam żeby w obecnej sytuacji tego nie robił i chcę wysłać je sama. I żeby był konsekwentny jak chce zachowywać konwenanse na czas po ślubie.

Proszę powiedzcie mi, czy ja faktycznie tak dużo wymagam po 9 latach razem? Wiem, że też zareagowałam w kilku momentach nieodpowiednio i zbyt emocjonalnie. Jestem już zmęczona tym związkiem i wykończona psychicznie, serce wali mi jak oszalałe i od dłuższego czasu mam problemy ze snem. Bardzo kocham swojego partnera, dobrze się dogadujemy gdy jesteśmy w dwójkę, ale mam wrażenie, że każdą ważną decyzję podejmuje tak, by mama była zadowolona. Mam wrażenie nieodciętej pępowiny, a on ma już 35 lat (ja 30) i po prostu boję się że to się nie zmieni po ślubie. Nie chcę wyjść na desperatkę, która naciska na ślub, ale po tylu latach cierpliwości (nigdy nie naciskałam na zaręczyny, bo chciałam żeby do tego sam dojrzał) naprawdę chciałabym wiedzieć na czym stoję. Nie jest moim celem, by zmuszać go do czegoś czego nie chce, ale chciałabym z nim porozmawiać, ustalić czy jesteśmy jeszcze w stanie się dogadać. Nie chcę żeby ten jeden dzień zaważył na naszym związku, ale nie chcę odpuszczać dlatego, że jego mamie coś się nie podoba. Chcę czuć, że jestem w związku z dojrzałą osobą, a nie taką która wszystko musi skonsultować… Czuję też że on kocha mnie, często mi to mówi, widzi że nie radzę sobie z emocjami i często płaczę po nocach. Nie potrafię już myśleć racjonalnie i spojrzeć na tą sytuację obiektywnie.

Chcieliśmy kupić większe mieszkanie/dom – prosiłam, żebyśmy konsultowali z rodzicami jak już sami będziemy zdecydowani, a nie każde ogłoszenie. Gdy już coś wybraliśmy, ale mocno się wahaliśmy zaczął mi podsyłać oferty o 150 tys. droższe, ale bliżej jego rodziców. Rodzice oferowali częściowe wsparcie w postaci zwrotnej pożyczki, więc narzeczony chce z tego skorzystać. Jego argumenty są logiczne, że lepiej oddać rodzicom niż bankowi z odsetkami, ale w głębi duszy nie chcę tego, bo czuję, że tracimy niezależność… Dodam, że oboje mamy dobrze płatną pracę, zarabiamy powyżej średniej, więc jesteśmy w stanie poradzić sobie bez tego. Zmieniał pracę – mama miała decyzyjny głos. Przez pewien okres przywoziła nam zakupy, bo miała zniżki dla seniorów – prosiłam partnera by tego nie robiła bo to niezręczne żeby dźwigała nam zakupy i możemy to zrobić sami. Psuje się auto – rodzice są pośrednikiem między mechanikiem a nim. Powiedzieliśmy im o dziecku – pytał mamę czy nie jest zła (WTF?). Cały czas powtarzałam, że zależy mi na tym by zostać mamą przed 30 – jego mama urodziła w wieku 31 lat i było ok.

Z jednej strony to bardzo miłe, że są blisko i pomagają, ich rady często są cenne, mam z nimi dobre relacje, ale mnogość tych sytuacji i podatność mojego narzeczonego mnie przeraża. Mam wrażenie, że żyję w jakimś trójkącie i na dodatek jestem w nim na ostatnim miejscu. Boję się, że decyzje w naszym życiu tak naprawdę nie będą podejmowane przez nas. Ja ze strony swoich rodziców nie mam takiego wsparcia z wcześniej wspomnianych względów, ale bardzo cenię sobie to że w życiu dawali mi możliwość wyboru i na nic nie naciskali. Starali się we mnie wpoić poczucie niezależności i zawsze ostateczna decyzja należała do mnie. Pozwalali mi popełniać błędy i uczyć się na nich. Nie wiem czy to już paranoja i ja przesadzam, bo wiem też, że mam problem z przyjmowaniem pomocy, czy jednak mam rację i jest tego za dużo. Nie wiem jak się zachować w tej sytuacji, nie mam ochoty wracać tam po świętach i znów zaczynać rozmowy, bo zaczynam wątpić czy jakiekolwiek moje działania przyniosą jakiś efekt…
Skąd przekonanie, że ślub sprawi, że on dorośnie albo będziesz wiedziała, na czym stoisz? Ślub nie da Ci magicznie ani pewności co do niego ani co do Waszego związku, nie sprawi też, że zaczniecie się nagle dogadywać i będziecie mieli podobne spojrzenie na życie. Absolutnie bym nie naciskała na ślub w sytuacji, kiedy przechodzicie kryzys, bo ślub go nie uleczy.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
invisible_01 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 16:48   #3
Sofiane
Raczkowanie
 
Avatar Sofiane
 
Zarejestrowany: 2021-12
Wiadomości: 139
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Ślub i dziecko nie rozwiązuje problemów. Rozmowa szczera, lub terapia dla par..
Sofiane jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 16:49   #4
0fb2986dc06479a38c396fe4ec3c7ea3bc36c306_6584d2a18ec99
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2020-11
Wiadomości: 1 805
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

wspolczuje ci z powodu straty ciazy.

a jesli chodzi o twojego narzeczonego i jego rodzicow.. no coz, z opisu wyglada jakby oni wszyscy, wlacznie z narzeczonym, cie nawet nie lubili.
ciezko zeby rodzice faceta cie szanowali, jesli widza ze on sam cie nie szanuje i ty na to pozwalasz.

tylko tobie zalezy zeby to sie udalo, nie musze chyba pisac, ze to sie nigdy nie udaje jesli jedna ze stron ma wywalone?

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
0fb2986dc06479a38c396fe4ec3c7ea3bc36c306_6584d2a18ec99 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 17:09   #5
emiliais
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2019-12
Wiadomości: 774
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Twój TŻ i jego rodzina mają straszny kij w tyłku, za przeproszeniem. Wiecznie się jakiś problem znajdzie. A Ty doznasz zaszczytu spędzenia z nimi świąt dopiero, jak zasłużysz. Ludzie zabierają swoich partnerów na święta od razu, po kilku miesiącach znajomości, a Ty po 9 latach nie uświadczyłaś ani tego, ani ślubu, a zaręczyn tylko dlatego, że zaszłaś w ciąże, i on chciał to zrobić z jakichś idiotycznych powodów, a nie dlatego, że chce z Tobą spędzić resztę życia. Największym problemem jest to, że na pierwszym miejscu powinnaś być Ty, a nie mamusia, a jeśli ten facet tego nie rozumie, to nadaje się na terapię.
emiliais jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 17:21   #6
magdalenaCat
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2018-08
Wiadomości: 377
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Niepotrzebnie mówiliście tak szybko o tej ciąży i ślubie. Nic z tego nie wyszło i teraz kiedy straciłas dziecko a i ze ślubem

sie nie dogadujecie wynikla z tego bardzo niezręczna sytuacja. Mam wrażenie ze duża w tym wina twojego faceta bo zamiast z tobą obgadać co robicie i zakomunikować to we właściwym czasie rodzinie to poleciał do nich po rade jak mały chłopiec. Jeżeli nie dogadujecie się w kwestii ślubu i gości to weźcie cywilny w gronie najbliższej rodziny (rodzice, rodzeństwo, dziadkowie). Wesele w pandemii to głupi pomysł, pary które sie zdecydowały co rusz musza teraz przekładać. Twój narzeczony ma nieodciętą pępowinę, nie potrafi podejmować samodzielnych dezycji bez konsultacji z rodzicami i to zawsze będzie kładło się cieniem na waszych relacjach. Od ciebie zależy czy to zaakceptujesz czy nie bo na zmianę bym nie liczyła.
magdalenaCat jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 17:23   #7
f8c2d375a73595a7890227cbb2d3acee309191de_62181c3c5fcdf
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2012-06
Wiadomości: 9 946
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Nie doczytałam do końca, ale moim zdaniem tutaj jest za dużo różnic, za mało wzajemnego zrozumienia, także już zaczynacie się nawzajem męczyć to pomyśl co będzie dalej...

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

---------- Dopisano o 18:23 ---------- Poprzedni post napisano o 18:21 ----------

I też nie chciałabym faceta, który się we wszystkim radzi mamusi. Moim zdaniem on się nie zmieni. Taki już jest. Akceptujesz albo odchodzisz.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
f8c2d375a73595a7890227cbb2d3acee309191de_62181c3c5fcdf jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2021-12-26, 17:26   #8
this_witch
whatever
 
Avatar this_witch
 
Zarejestrowany: 2021-01
Wiadomości: 7 248
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Jezu, ale wy się męczycie nawzajem... Zmęczyłam się od samego czytania. Dajcie sobie spokój.

Sent from my SM-G996B using Tapatalk
this_witch jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 17:37   #9
v-x-n
Wtajemniczenie
 
Avatar v-x-n
 
Zarejestrowany: 2007-06
Lokalizacja: Nowhere
Wiadomości: 2 486
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

A po co w ogóle uparliscie się na ten ślub teraz??? Z tego, co zrozumiałam, początkowo miał być ze względu na dziecko - a teraz? Nie rozumiem po co jest jakieś parcie na ślub teraz, skoro dziecka w drodze nie ma, a wy macie milion rzeczy do uzgodnienia między sobą.
__________________
"La curiosidad mató al gato."
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
[ Nie kupuję nowych zanim nie zużyję starych ]
[ Biegam ] 10 - 15 - 20 - hM - 30 - M
v-x-n jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 18:06   #10
trutka90
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2011-11
Wiadomości: 72
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

"Powiedzieliśmy im o dziecku – pytał mamę czy nie jest zła (WTF?)."

Czekaj. Że co? Przepraszam, ale co ty robisz z tym śmiesznym człowiekiem?

Podsumowując to co napisałaś, ten związek to tragedia. Ten facet to tragedia. Niby tak się kochacie, a nie umiecie dojść do porozumienia w tak banalnych i nieistotnych sprawach jak wesele i ślub. Męczycie sobie na wzajem bułę. Szarpiecie się. Macie pretensje i fochy.

Nie, po ślubie on się nie zmieni.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
trutka90 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 18:23   #11
Hultaj
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2007-12
Wiadomości: 27 877
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

O ile mi się nie podoba idea ślubu połówkowego dla osoby niewierzącej o tyle jak na 9-letni związek twój facet jest istną wytwórnią tzw. problemów z dupy. Z boku wygląda że wymyśla co może byle się nie hajtac. Jestes oczadziała z afektu i nie chcesz widzieć skali bezsensu.
Kombinacje alpejskie jak spędzić święta, tolerowanie nazywania wieloletniej partnerki koleżanką oraz pytanie mamusi czy nie jest zła z powodu poronienia, wybacz, tego się nawet nie da sensownie podsumować.
Hultaj jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2021-12-26, 19:45   #12
white_bear
Pani żona :)
 
Avatar white_bear
 
Zarejestrowany: 2012-05
Lokalizacja: Codzienna 2/3
Wiadomości: 8 082
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Strasznie przykro jest czytać to co napisałaś. Współczuję Ci straty.

Prawda jest taka, że Twój partner, dorosły facet powinien stawiać Wasze zdanie i ustalenia na pierwszym miejscu (Twoje i jego), a nie rodziców, bo to Wasz związek. Niestety dopóki on nie zauważy tego, że jego relacja z rodzicami na tym etapie życia jest bardziej zażyła i ważniejsza niż z partnerką, to nic nie zrobisz. Jeśli masz siłę i ochotę jeszcze próbować to możecie iść na terapię dla par, żeby uświadomić sobie wzajemnie wasze odczucia i położenie w tym związku, ale to może zadziałać tylko wtedy kiedy oboje będziecie tego chcieli.

Temat ślubu na Twoim miejscu odłożyłabym na później, jak porozumiecie się w podstawowych rzeczach.
__________________
Kiedy Cię pierwszy raz ujrzałam, nigdy nie pomyślałam, że mogłabym Cię kochać ♥
Na zawsze Twoja
Na zawsze Mój
Na zawsze MY

white_bear jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 19:48   #13
b872d78680f891d873273d31baaf276c9d6e57ec_6594a44f1cc14
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2016-09
Wiadomości: 13 579
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Cytat:
Napisane przez Hultaj Pokaż wiadomość
O ile mi się nie podoba idea ślubu połówkowego dla osoby niewierzącej o tyle jak na 9-letni związek twój facet jest istną wytwórnią tzw. problemów z dupy. Z boku wygląda że wymyśla co może byle się nie hajtac. Jestes oczadziała z afektu i nie chcesz widzieć skali bezsensu.
Kombinacje alpejskie jak spędzić święta, tolerowanie nazywania wieloletniej partnerki koleżanką oraz pytanie mamusi czy nie jest zła z powodu poronienia, wybacz, tego się nawet nie da sensownie podsumować.
Ladne podsumowanie kulawego zwiazku ok👍
b872d78680f891d873273d31baaf276c9d6e57ec_6594a44f1cc14 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 22:16   #14
Likka9
Zakorzenienie
 
Avatar Likka9
 
Zarejestrowany: 2018-10
Wiadomości: 6 969
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Nie chciałabym takiej znajomości a co dopiero związku. Wymiksuj się z tego bo tracisz życie.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Likka9 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 23:01   #15
wiekanka
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2012-04
Wiadomości: 4 062
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Niby probujecie cos tam posztukowac, by tu przyciąc a tam doszyc i nazwac to kompromisem ale w momencie gdy jedno wierzy a drugie koscioła nienawidzi, to w cale nie dziwne ze wam to nie wychodzi i kompromisy bolą. A ochrzczonemu dziecku, ktore byscie mieli, jeszcze nie wiecie ani sie nie zastanawiacie, że zafundowalibyscie w głowie istny kogel mogel.

TE nieporozumienia będą i sie nie skonczą.
Dzis czujecie smutek wy, jutro niezadowolenie wasi rodzice a za chwile rozczarowanie i pogubienie waszego dziecka. Co ono bedzie czuło, gdy np. narysuje aniolka a ojciec go wyszydzi albo zignoruje. Albo nie bedzie się interesowac wraz z babcią komunią swietaba a gdy zapyta dlaczego, to co babcia powie, ze jego mama wierzy w głupoty i prez to jest głupia? A to wszystko bo jestescie niedobrani i to w dosc powaznym temacie.
Do tego tesciowa cie nie lubi, nie szanuje i sama jest zakłamana. Jedną dziewczyne syna przyjmuje na swieta a tobie wymysla jakiegoś tam dziadka z ktorym nie mozesz usiasc przy stole, bo co? dbają o ciebie na zapas, zebys sie nie nudziła, czy moze raczej, zebys nie przychodziła? A teraz znow dla odmiany, bo ona nie dostała zaproszenia od twoich, choc sama odmawia, bo nie jestes zoną... Dochodzi do absurdu jesteś w związku od 9l, mieszkasz od 4, narzeczenstwo od pol roku, dodatkowo po utracie waszego dziecka i jestes przedstawiana, jako kolezanka?? Wez ty sie obudz.

Twoj facet nie umie podejmowac decyzji bez mamusi. We wszystkich waszych istotnych sprawach pyta sie jej o zdanie. A to dopiero poczatek, bo jeszczes "kolezanka".
Nie bede ci zyczyła że sie wszystko ulozy, bo w to nie wierze.
wiekanka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 23:03   #16
linaya
astro-loszka
 
Avatar linaya
 
Zarejestrowany: 2008-02
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 7 502
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Bardzo Ci współczuję straty ciąży.


Mam wrażenie, że ten związek jest jakimś wspólnym męczeniem pupy. Że to, co było w nim dobre, wypaliło się dawno temu, a Wy trzymacie się siebie jakoś tak z przyzwyczajenia. Dla niego dopiero Twoja ciąża i wizja zostania ojcem była bodźcem do przygotowań do ślubu, poza tym on żyje pod dyktando swojej matki, a Ty jesteś dla niego na szarym końcu. Powinniście dać sobie spokój i rozstać się.
__________________
Kpię i o drogę nie pytam.
linaya jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-26, 23:22   #17
cava
Zakorzenienie
 
Avatar cava
 
Zarejestrowany: 2007-02
Wiadomości: 22 122
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Cytat:
Napisane przez trutka90 Pokaż wiadomość
"Powiedzieliśmy im o dziecku – pytał mamę czy nie jest zła (WTF?)."

Czekaj. Że co? Przepraszam, ale co ty robisz z tym śmiesznym człowiekiem?

Podsumowując to co napisałaś, ten związek to tragedia. Ten facet to tragedia. Niby tak się kochacie, a nie umiecie dojść do porozumienia w tak banalnych i nieistotnych sprawach jak wesele i ślub. Męczycie sobie na wzajem bułę. Szarpiecie się. Macie pretensje i fochy.

Nie, po ślubie on się nie zmieni.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Tak, to dokładnie obnaża sedno problemu.
I jeszcze ten kwiatek:
Mówi mi, że jego rodzice będą się nudzić, będzie niezręcznie i że nie będą tam nikogo znać i że osoby na których najbardziej nam zależy znikną jako pierwsze, bo jego rodzice na pewno nie będą do końca”
Ten facet żyje dla mamci i drży przed mamcią, wszytko co robi, chce robić dla mamci, żeby tylko mamcia była zadowolona.

Normalny rodzic na ślubie dziecka, czy mu się nudzi czy nie, zbiera doope w troki i robi dobrą minę i tkwi na posterunku do końca i służy pomocą młodym na ile jest w stanie. Bo ogarnia ze to ich dzień i oni są gwiazdami programu a nie jakaś narcystyczna mamcia.
__________________
Cava

Z salamandrą w dłoni szedłem przez powierzchnię komety.
Liz Williams
cava jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 03:29   #18
mirabela19
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2021-12
Wiadomości: 3
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi i słowa otuchy, właśnie tego spojrzenia z zewnątrz i postawienia do pionu potrzebowałam, bo zdaję sobie sprawę, że nie potrafię już myśleć racjonalnie.

Muszę sprostować kwestię zaręczyn, bo miały one miejsce przed tym, jak dowiedzieliśmy się o ciąży. Wtedy żadne z nas nie wiedziało o dziecku i oświadczyny nie były tym spowodowane. Poza tym nie przyjęłabym ich gdybym wiedziała, że po tylu latach oświadcza mi się tylko ze względu na dziecko mając w perspektywie niewyjaśnione inne kwestie związane ze ślubem. Teraz żałuję, że nie odłożyłam stanowczo tych rozmów na później bo oszczędziłabym sobie wiele stresów i może wszystko z ciążą byłoby dobrze…

Co do samego ślubu to chyba podświadomie liczę, że jak oficjalnie stworzymy własną rodzinę to postawi ją na pierwszym miejscu i będzie potrafił się postawić, ale Wasze opinie skutecznie pozbawiły mnie tych złudzeń i macie rację, że to żadne rozwiązanie. Z drugiej strony po takim czasie w związku bardzo chciałabym, żeby te kwestie sporne zostały już wyjaśnione i żebyśmy nie stali w miejscu albo nie poruszali się tempem żółwia. Poza tym po prostu chciałabym mieć już taką „prawdziwą” rodzinę w postaci męża i dzieci. Zależało mi na tym, by to nastąpiło przed 30-tką i mówiłam o tym otwarcie, ale byłam gotowa zaczekać też dłużej. Myślę, że moje naciski wynikają też z tego, że tracę już siły na dalsze czekanie w próżni, jak równolegle widzę jak jestem spychana na dalszy plan i boję się, że kolejny rok cierpliwości niczego nie zmieni i że wykazałam aż nadto jak duże pokłady cierpliwości posiadam.

Czy rodzice TŻ-a mnie nie lubią? Naprawdę ciężko mi to stwierdzić, bo nigdy bezpośrednio nie dali mi tego odczuć, zapraszali chętnie do siebie, kupowali drobiazgi (zwrotnie moi rodzice nie dawali mu prezentów, bo rzadko tam razem bywaliśmy – zawsze czymś się wykręcał i nie chciał się ze mną wybierać z różnych powodów), jego mama szukała kontaktu zapraszając nas na zakupy czy obiad na mieście, ale też pomagali mi w poważnych rzeczach jak miałam problemy w pracy czy złamaną rękę. Wyjątkiem było to wbicie szpili z „koleżanką”. Usprawiedliwiałam to tym, że wtedy byliśmy po największej naszej kłótni i nasz związek naprawdę wisiał na włosku, ale dopiero teraz widzę jak bardzo poniżej wszelkiego poziomu to było.

No i bardzo mnie boli to na co też zwracacie uwagę czyli, że jak jest się w związku to druga osoba ma być tą najważniejszą – w obliczu ostatniego pół roku coraz rzadziej to widzę. Za to coraz częściej mam wrażenie że najważniejsza jest mama. I możemy sobie ustalać różne rzeczy (tak jak w kwestii ślubu), ale jak po konsultacji z mamą jej zdanie jest inne to trzyma się jej. Może to kwestia tego, że my za bardzo się różnimy i jak czuje poparcie ze strony rodziców to zaczyna się tego kurczowo trzymać, mnie traktuje jak „obcego” i idzie ze mną na noże. Niestety, ale obawiam się, że macie rację, że należy poważnie zastanowić się czy jest sens w to dalej brnąć…

Jutro nie wracam do niego - zostanę jeszcze u rodziców i skorzystam z okazji, by to dobrze przemyśleć.
mirabela19 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 06:38   #19
wiekanka
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2012-04
Wiadomości: 4 062
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Chcę ci powiedzieć z własnego doswiadczenia i z opowiadan innych kobiet ze to bzdura, ze dzielące problemy po jakims wiążącym wydarzeniu rodzinnym się jakos ułozą i relacja pojdzie do przodu. I jak świat swiatem jak nie było porozumienia przed to te problemy potem bedą się pietrzyc i bedziecie sobie tylko zycie uprzykrzac nie mogac zlepic z tego sensownej całosci. Bo o ile jeszcze we dwoje mozna bujac sie bez konkretow to w pozniejszy procesie wspolnego zycia jest nie mozliwe.

U was jest nie jeden a kilka problemow.
1 religia
2 jego toksyczna matka
3 podporzadkowany synek

Moze i ciebie jego matka lubi ale zwroc uwage na jej fatalne zachowanie, gdy podział ktory jest miedzy wami bardziej sie uwidocznił. Podejrzewam, ze to ona sklocila rodzine ojca a ukształtowany synek jest taki, jak go zaprogramowała. Jego matka i jej syn dla ciebie sie nie zmienią i zapomnij, ze masz samodzielnie myślącego faceta. Oni stanowią całośc.

Zwiazek jest przechodzony roznicie sie i nie dogadujecie od dawna a ostatnie wydarzenia, wyraznie to pokazały.
wiekanka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2021-12-27, 07:04   #20
Lumimi
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2016-07
Wiadomości: 4 161
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Dziewczyno wiej bo cale twoje zycie to bedzie walka z matka o niego (ale on I tak woli mamuske) I chodzenie na paluszkach zeby mamusi nie urazic.

Wysłane z mojego Redmi Note 8 Pro przy użyciu Tapatalka
Lumimi jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 08:07   #21
invisible_01
Zakorzeniona
 
Avatar invisible_01
 
Zarejestrowany: 2010-02
Wiadomości: 23 947
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Cytat:
Napisane przez mirabela19 Pokaż wiadomość
Bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi i słowa otuchy, właśnie tego spojrzenia z zewnątrz i postawienia do pionu potrzebowałam, bo zdaję sobie sprawę, że nie potrafię już myśleć racjonalnie.

Muszę sprostować kwestię zaręczyn, bo miały one miejsce przed tym, jak dowiedzieliśmy się o ciąży. Wtedy żadne z nas nie wiedziało o dziecku i oświadczyny nie były tym spowodowane. Poza tym nie przyjęłabym ich gdybym wiedziała, że po tylu latach oświadcza mi się tylko ze względu na dziecko mając w perspektywie niewyjaśnione inne kwestie związane ze ślubem. Teraz żałuję, że nie odłożyłam stanowczo tych rozmów na później bo oszczędziłabym sobie wiele stresów i może wszystko z ciążą byłoby dobrze…

Co do samego ślubu to chyba podświadomie liczę, że jak oficjalnie stworzymy własną rodzinę to postawi ją na pierwszym miejscu i będzie potrafił się postawić, ale Wasze opinie skutecznie pozbawiły mnie tych złudzeń i macie rację, że to żadne rozwiązanie. Z drugiej strony po takim czasie w związku bardzo chciałabym, żeby te kwestie sporne zostały już wyjaśnione i żebyśmy nie stali w miejscu albo nie poruszali się tempem żółwia. Poza tym po prostu chciałabym mieć już taką „prawdziwą” rodzinę w postaci męża i dzieci. Zależało mi na tym, by to nastąpiło przed 30-tką i mówiłam o tym otwarcie, ale byłam gotowa zaczekać też dłużej. Myślę, że moje naciski wynikają też z tego, że tracę już siły na dalsze czekanie w próżni, jak równolegle widzę jak jestem spychana na dalszy plan i boję się, że kolejny rok cierpliwości niczego nie zmieni i że wykazałam aż nadto jak duże pokłady cierpliwości posiadam.

Czy rodzice TŻ-a mnie nie lubią? Naprawdę ciężko mi to stwierdzić, bo nigdy bezpośrednio nie dali mi tego odczuć, zapraszali chętnie do siebie, kupowali drobiazgi (zwrotnie moi rodzice nie dawali mu prezentów, bo rzadko tam razem bywaliśmy – zawsze czymś się wykręcał i nie chciał się ze mną wybierać z różnych powodów), jego mama szukała kontaktu zapraszając nas na zakupy czy obiad na mieście, ale też pomagali mi w poważnych rzeczach jak miałam problemy w pracy czy złamaną rękę. Wyjątkiem było to wbicie szpili z „koleżanką”. Usprawiedliwiałam to tym, że wtedy byliśmy po największej naszej kłótni i nasz związek naprawdę wisiał na włosku, ale dopiero teraz widzę jak bardzo poniżej wszelkiego poziomu to było.

No i bardzo mnie boli to na co też zwracacie uwagę czyli, że jak jest się w związku to druga osoba ma być tą najważniejszą – w obliczu ostatniego pół roku coraz rzadziej to widzę. Za to coraz częściej mam wrażenie że najważniejsza jest mama. I możemy sobie ustalać różne rzeczy (tak jak w kwestii ślubu), ale jak po konsultacji z mamą jej zdanie jest inne to trzyma się jej. Może to kwestia tego, że my za bardzo się różnimy i jak czuje poparcie ze strony rodziców to zaczyna się tego kurczowo trzymać, mnie traktuje jak „obcego” i idzie ze mną na noże. Niestety, ale obawiam się, że macie rację, że należy poważnie zastanowić się czy jest sens w to dalej brnąć…

Jutro nie wracam do niego - zostanę jeszcze u rodziców i skorzystam z okazji, by to dobrze przemyśleć.
Papierek ani w urzędzie, ani w kościele, nie przemieni nikogo magicznie w ojca rodziny i nie sprawi, że postawi Ciebie na pierwszym miejscu. Wiele kobiet na to liczyło, poszukaj sobie wątków chociażby na tym forum, ile razy tu było pisane "myślałam, że po ślubie/urodzeniu dziecka on się zmieni".

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
invisible_01 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 08:11   #22
Ninanina88
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2018-12
Wiadomości: 502
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Cytat:
Napisane przez mirabela19 Pokaż wiadomość
Bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi i słowa otuchy, właśnie tego spojrzenia z zewnątrz i postawienia do pionu potrzebowałam, bo zdaję sobie sprawę, że nie potrafię już myśleć racjonalnie.

Muszę sprostować kwestię zaręczyn, bo miały one miejsce przed tym, jak dowiedzieliśmy się o ciąży. Wtedy żadne z nas nie wiedziało o dziecku i oświadczyny nie były tym spowodowane. Poza tym nie przyjęłabym ich gdybym wiedziała, że po tylu latach oświadcza mi się tylko ze względu na dziecko mając w perspektywie niewyjaśnione inne kwestie związane ze ślubem. Teraz żałuję, że nie odłożyłam stanowczo tych rozmów na później bo oszczędziłabym sobie wiele stresów i może wszystko z ciążą byłoby dobrze…

Co do samego ślubu to chyba podświadomie liczę, że jak oficjalnie stworzymy własną rodzinę to postawi ją na pierwszym miejscu i będzie potrafił się postawić, ale Wasze opinie skutecznie pozbawiły mnie tych złudzeń i macie rację, że to żadne rozwiązanie. Z drugiej strony po takim czasie w związku bardzo chciałabym, żeby te kwestie sporne zostały już wyjaśnione i żebyśmy nie stali w miejscu albo nie poruszali się tempem żółwia. Poza tym po prostu chciałabym mieć już taką „prawdziwą” rodzinę w postaci męża i dzieci. Zależało mi na tym, by to nastąpiło przed 30-tką i mówiłam o tym otwarcie, ale byłam gotowa zaczekać też dłużej. Myślę, że moje naciski wynikają też z tego, że tracę już siły na dalsze czekanie w próżni, jak równolegle widzę jak jestem spychana na dalszy plan i boję się, że kolejny rok cierpliwości niczego nie zmieni i że wykazałam aż nadto jak duże pokłady cierpliwości posiadam.

Czy rodzice TŻ-a mnie nie lubią? Naprawdę ciężko mi to stwierdzić, bo nigdy bezpośrednio nie dali mi tego odczuć, zapraszali chętnie do siebie, kupowali drobiazgi (zwrotnie moi rodzice nie dawali mu prezentów, bo rzadko tam razem bywaliśmy – zawsze czymś się wykręcał i nie chciał się ze mną wybierać z różnych powodów), jego mama szukała kontaktu zapraszając nas na zakupy czy obiad na mieście, ale też pomagali mi w poważnych rzeczach jak miałam problemy w pracy czy złamaną rękę. Wyjątkiem było to wbicie szpili z „koleżanką”. Usprawiedliwiałam to tym, że wtedy byliśmy po największej naszej kłótni i nasz związek naprawdę wisiał na włosku, ale dopiero teraz widzę jak bardzo poniżej wszelkiego poziomu to było.

No i bardzo mnie boli to na co też zwracacie uwagę czyli, że jak jest się w związku to druga osoba ma być tą najważniejszą – w obliczu ostatniego pół roku coraz rzadziej to widzę. Za to coraz częściej mam wrażenie że najważniejsza jest mama. I możemy sobie ustalać różne rzeczy (tak jak w kwestii ślubu), ale jak po konsultacji z mamą jej zdanie jest inne to trzyma się jej. Może to kwestia tego, że my za bardzo się różnimy i jak czuje poparcie ze strony rodziców to zaczyna się tego kurczowo trzymać, mnie traktuje jak „obcego” i idzie ze mną na noże. Niestety, ale obawiam się, że macie rację, że należy poważnie zastanowić się czy jest sens w to dalej brnąć…

Jutro nie wracam do niego - zostanę jeszcze u rodziców i skorzystam z okazji, by to dobrze przemyśleć.
Strata ciąży to nie wina stresu więc naprawdę nie ms co sobie wmawiać. Zdeeeecydowwna większość poronień na tym etapie wynika z wad płodu, ewentualnie problemów po stronie matki np hormonalnych.
Ten ślub jak w soczewce pokazał jak bardzo jesteście niedobrani, dziecko pewnie by to pokazało jeszcze bardziej. Naprawdę samo kochanie i to, że fajnie Wam się spędza czas to za mało żeby tworzyć poważny związek. To tego pottxrbne jest jesscze wspólne spojrzenie na życie, wizje przyszłości, dogadywanie soe w kluczowych kwestiach. U Was każda ☠☠☠☠☠☠☠a urasta do rangi dramatu, a to nawet nie są problemy. No i jeszcze kwestia braku dorosłości Twojego partnera. Naprawdę lepiej niech każde idzie w swoją stronę.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Ninanina88 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 08:25   #23
wlosomaniaczkaaa
Zakorzenienie
 
Avatar wlosomaniaczkaaa
 
Zarejestrowany: 2013-01
Wiadomości: 3 261
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Chłop ma 35 lat. Skoro do tej pory nie potrafił odkleić się od mamy, to już tego nie zrobi. Ty też udana jesteś skoro myślisz, że ślub by go zmienił. Świadomie pakujesz się w małżeństwo z maminsynkiem i chcesz go na ojca swojego dziecka. Nie płacz później, że będzie jak jest teraz, bo brzydko mówiąc widziały galy co brały

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
wlosomaniaczkaaa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 08:30   #24
f8c2d375a73595a7890227cbb2d3acee309191de_62181c3c5fcdf
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2012-06
Wiadomości: 9 946
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

To że sobie założyłaś, że do 30 roku życia chcesz założyć rodzinę to jeszcze nie jest powód, żeby to robić z byle kim i byle jak. Twoim celem powinna być szczęśliwa rodzina, a nie jakakolwiek byle by była, bo tak sobie ustaliłaś na sztywno. 30 urodziny to żadna magiczna granica. Nie trzeba się po niej kłaść na katafalk i czekać na koniec, jeśli nie zrealizowałaś jakiś planów. Ja bym się rozstała i zaczęła sprawnie szukać kogoś innego skoro masz takie marzenia. Jeśli dla tego faceta nie jesteś priorytetem po 9 latach (a jego zachowanie dobitnie wskazuje, że nie jesteś), to już nigdy nie będziesz. Być może dzieci będą, ale je też można wychowywać z mamusią, a nie z partnerką. To dość powszechny schemat, gdzie po urodzeniu dzieci matka jest spychana na boczny tor, bo przecież teściowa ma większe doświadczenie, 'dzieci już odchowała i żyją' i 'daj spokój, ona chce jak najlepiej'. Dopiero wtedy byś była sfrustrowana.
f8c2d375a73595a7890227cbb2d3acee309191de_62181c3c5fcdf jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 09:38   #25
Patizm
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2019-06
Wiadomości: 278
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Nie da sie tego doczytac do konca.

Po pierwsze: przykro mi z powodu utraty ciazy.

Po drugie :mysle ze powinniscie sie rozstac- zbyt wiele toznic miedzy wami nie gracie jako druzyna a kazdy sobie rzepke skrobie
Patizm jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 10:01   #26
Pollinaa
Zakorzenienie
 
Avatar Pollinaa
 
Zarejestrowany: 2012-09
Wiadomości: 6 118
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Współczuję z powodu ciąży.
Nie ogarniam ile w tym związku szarpania i męczenia się. 9 lat razem i nawet świąt razem nie spędzacie. Dla mnie to było naturalne, pierwsza Wielkanoc z tż była po niespełna 4 miesiącach związku. Może nie całe święta od razu ale przyjeżdżał popołudniu pierwszego dnia i zostawał na następny. Teraz po ślubie dzielimy pół na pół między nasze rodziny.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Pollinaa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 10:19   #27
Mamrot28
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2021-03
Wiadomości: 860
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Po takim czasie bycia razem usłyszeć, że jest się "koleżanką?" Przykro się czyta Twój wątek.
Bardzo mi przykro, że straciłaś ciążę.
Przykro mi, że Twój partner zapomniał Ci powiedzieć, że jest długoletnim związku z Mamą a nie z Tobą.
Przykro mi, że Twoje zdanie się nie liczy.
Magiczna 30 to tylko liczba. Zadbaj proszę o swój własny komfort. ️ Zawalcz o siebie.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Mamrot28 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 10:26   #28
invisible_01
Zakorzeniona
 
Avatar invisible_01
 
Zarejestrowany: 2010-02
Wiadomości: 23 947
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Co do magicznej 30. - ja naprawdę z całego serca rozumiem chęć szybszego założenia rodziny i bycia "młodą mamą". Tylko że aby spełnić to marzenie, to właśnie nie powinnaś zostawać w związku bez przyszłości, tylko skończyć go jak najszybciej, żeby dać sobie szansę na szybsze poznanie kogoś nowego.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
invisible_01 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 11:12   #29
Hultaj
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2007-12
Wiadomości: 27 877
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

Żadna Twoja kłotnia z narzeczonym nie tłumaczy chamstwa Twoich niedoszłych lub przyszłych teściów żeby nazywać wieloletnią partnerkę syna koleżanką. Jakbyście byli po ślubie i w separacji, też byś była ''koleżanką''? Normalni za przeproszeniem ci ludzie w ogóle są ?

Skoro Twoi rodzice do niczego się nie wtrącają jakiekolwiek pretensje do partnerki że jej rodzice w czymś są uprzywilejowani podczas gdy matka jest niepełnosprawna i porusza się na wózku jest również buractwem pierwszej wody.

Co do reszty to nie z znajduję ani jednego zdania poza Twoim zapewnieniem jak to niby jest rzekomo sielanka, które by świadczyło o tej sielance. Albo lecisz na słowa i deklaracje albo na czyny. Facet stawia Ci coraz głupsze warunki na jakich ślub ''może'' się odbyć (włączając w to nawet dekoracje ) , nie może Cię normalnie dołączyć do rodziny w czasie świąt czy spotkań (prawie 10 lat razem), zlewa Twoją rodzinę, ogólnie dla mnie kompletnie nie liczy się z Twoim zdaniem, potrzebami, wszystko pod siebie. To jest moment kiedy należałoby olać ślub całkowicie i wytrącić mu kartę przetargową z ręki. Jakbym miała pozwalać tak się dawać traktować w imię ślubu to bym powiedziała że tematu nie ma, ślub nie jest mi potrzebny, podobnie jak w życiu bym się nie zgodziła na kupowanie chałupy droższej o 150 tyś za to bliżej teściów, skoro nie takie były Wasze plany. Jeszcze pożyczka zwrotna, łaskawcy. Rozumiałabym, jakby to miał być prezent. Naprawdę, jeśli rodzice wyjdą wcześniej ze ślubu dziecka ''bo będzie im nudno'', to wyjdą, to są dorośli ludzie i to ich problem jeśli nie umieją zachować się na weselu syna. Wykreślać bliskich gości bo mamusi nie pasuje, nieźle. Ogólnie rozumiem że jesteś zaangażowana uczuciowo i za chinskiego boga nie chcesz się rozstawać, niemniej tolerowanie mieszkania ze sobą ale niechodzenia do rodzin w sposób naturalny (w sensie że jest ta rodzinna wigilia i dla mnie logiczne samo z siebie że na niej jesteś) jest dla mnie niepojęte, jak i w ogóle wiele z tego co wyżej przedstawiłaś (jakby mi facet wiedząc że ślub miał w być w plenerze wyskoczył z urzędem wiedząc że matkę ojciec musiałby wnosić na rękach serio uznałabym że mu mózg odjęło). Są jakieś granice pajacowania i wymyślania bzdur.

Edytowane przez Hultaj
Czas edycji: 2021-12-27 o 11:20
Hultaj jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2021-12-27, 13:00   #30
wiekanka
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2012-04
Wiadomości: 4 062
Dot.: TŻ, ciąża i nieodcięta pępowina

A do tego całego hermetycznego towarzystwa, jakim jest jego rodzina, liczaca zaledwie domownikow, bo z innymi dookoła dogadac sie nie moze, na czele ktorej stoi pani matka, ktora juz zdazyła cie ponizyć i szantazować. A fecet we wszystkim uczestniczy i nie reaguje, bo widzi tylko "dobro" idace od mamci.
Ja rozumiem, ze on moze miec fajna osobowosc, sposób bycia, poczucie humoru, zainteresowania itd. ale to wszystko do udanego zycia za mało, kiedy cala inna reszta dzieli.
Wiem tez ze jak zerwiesz, to rodzina wyleje na ciebie wiadro pomyj, bo nie beda w stanie zrozumiec dlaczego skoro sie starali. Ty nigdy nie bylas i nie bedziesz jedna z nich.
wiekanka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 
Narzędzia

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2021-12-28 12:44:35


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 23:16.