Kryzys po zaręczynach - Strona 8 - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2012-01-28, 21:46   #211
mayeczka87
Rozeznanie
 
Avatar mayeczka87
 
Zarejestrowany: 2005-11
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 754
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez miniminii Pokaż wiadomość
No właśnie chyba potrafię

---------- Dopisano o 22:29 ---------- Poprzedni post napisano o 22:21 ----------

nie chcę tego, nie chcę być homoseksualna, chce kochać mojego TŻta być z nim na zawsze(((( chce umrzeć
Nie wiem czy to mozliwe abys byla homoseksualna i tak bardzo chciala kochac tz, mialas wczesniej takie podejrzenia? Wydaje mi sie, ze jesli od zawsze pociagali cie faceci to nie mozwsz byc lesbijka. Z drugiej strony ta aktorka ktora grala w seks w wielkim miescie, ta ruda, jest lesbijka i ona twierdzi ze nigdy nie byla i ze to byl jej wybor, a wszyscy to krytykuja. Moze byla bi ale nigdy sie nie zakochala w kobiecie? Nie jestem lesbijka i nie wiem jak to jest, ale wydaje mi sie, ze gdybys nia byla to nie odczuwalabys przyjemnosci przytulajac sie do tz, spiac z nim, a seks bylby dla ciebie czyms obrzydliwym. Traktowalabys tz jak kumpla a nie swojego mezczyzne. Wyobrazic tez sobie moge seks z kobieta, ale nie jest to dla mnie wygodny obraz, tzn jakby mnie uwieral w glowe zwal to wszystko na chorobe i sprobuj sie nie zadreczac. Wiem ze to trudne jak sie wpadnie w spirale :/ przezywam to na codzien z sukienka.


A tak w ogole to sie Wam pozale. Od srody mielismy z tz wynajmowac mieszkanie, czekalismy na to ponad msc, a w piatek zadzwonila wlascicielka ze zmienily jej sie plany. Chcirlismy od stycznia wynajmowac, ale to nam sie spodobalo. I teraz musimy szukac od nowa, a ja juz dziadkowie powiedzialam ze sie wyprowadzam
__________________
www.gabrysiowo.pl zapraszam


Ćwiczę!! 1.12.2012

15.10.2008 12.12.2010 Zaręczyny 07.07.2012 Ślub

mayeczka87 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-28, 21:51   #212
Madzionella
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez miniminii Pokaż wiadomość
No właśnie chyba potrafię

---------- Dopisano o 22:29 ---------- Poprzedni post napisano o 22:21 ----------

nie chcę tego, nie chcę być homoseksualna, chce kochać mojego TŻta być z nim na zawsze(((( chce umrzeć

Miniminii, nie mów tak! Wiem, że teraz Ci ciężko, bo choroba daje popalić. Ale po pierwsze - skoro chcesz kochać swojego TŻta, to już jest naprawde dobrze. Kiedyś pewna osoba, zresztą też mająca za sobą zaburzenia jak nasze, napisała, że miłość to decyzja. I ma 100% racji. A po Tobie i Twoich wypowiedziach widać, że chcesz kochać swojego TŻta. Czyli jesteś już krok do przodu. I z każdym kolejnym będzie lepiej.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed



21 lipca 2012 godz. 16

16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc

1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka
Madzionella jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-30, 08:47   #213
tusiamar
Zakorzenienie
 
Avatar tusiamar
 
Zarejestrowany: 2011-12
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 11 898
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez Madelaine87 Pokaż wiadomość
Tak a dlaczego pytasz?
bo to mój rocznik... i tak się zastanawiałam, czy ja dałaby radę psychicznie na twoim miejscu...

---------- Dopisano o 09:41 ---------- Poprzedni post napisano o 09:39 ----------

Cytat:
Napisane przez Madzionella Pokaż wiadomość
Tusiamar, ty mnie nie strasz że miłość się kończy, bo to chyba jest dla mnie najczarniejszy sen. Chociaz, w sumie, gdy się patrzy realistycznie na życie, to wszystko jest możliwe, nie ma nic na zawsze. Nie wiem jak Wam, ale mi nauki troche dały do myślenia i rozszerzyły horyzonty. .
mi też. te całe przedślubne zajęcia traktowałam jak najgorsze zło, a... a zmieniłam zdanie. otworzyły mi oczy. na wiele rzeczy.

---------- Dopisano o 09:42 ---------- Poprzedni post napisano o 09:41 ----------

Cytat:
Napisane przez Madelaine87 Pokaż wiadomość
Miłość się nie kończy. Zmienia tylko formę, przyzwyczajenie które tak wiele osób tępi też jest formą miłości.
ja nie chciałabym stawiać miłości na równi z przyzwyczajeniem

---------- Dopisano o 09:44 ---------- Poprzedni post napisano o 09:42 ----------

Cytat:
Napisane przez miniminii Pokaż wiadomość
Jest mi wstyd, ale napiszę, choć pewnie zmienicie pogląd na mój temat i w ogóle umrę. Otóż teraz uważam, że dlatego nie kocham narzeczonego, bo tak naprawdę jestem lesbijką. Zawsze bardziej podobało mi się ciało kobiety, męskie narządy średnio no i nie do końca lubiłam seks. Nawet unikałam go. I to mi się połączyło Poszłam do seksuologa, ona powiedziała, że to normalne, że skoro zakochuję się w mężczyznach to znaczy że to nie możliwe. Że okres dojrzewania jest najbardziej miarodajny i że skoro "uganiałam" się wtedy za chłopcami to znaczy że wszystko ok. Jednak zaczełam czytać fora, wkręcać się, że jakaś kobieta po 10 latach małżeństwa odeszła od meża bo się zakochała w kobiecie i ja stwierdziłam, że na pewno mnie to spotka i że muszę już być lesbijką. Już zaczęłam myślec jak powiem mamie i jak będę teśknić za narzeczonym. Zaczęłam czytać, że jest homoseksualizm ukryty i że na pewno to mam. Nie mogę wyjść na ulicę bo nagle wydaje mi się że podoba mi się każda dziewczyna. Nawet mi wstyd jak to piszę(( Nie chcę tego, tak bardzo nie chcę. A już było dobrze, już kochałam Go z powrotem, już byłam szczęśliwa...
sądzę, że to kolejna fobia i sposób wytłumaczenia swojego zachowania. nie jesteś lesbijką na pewno!

---------- Dopisano o 09:47 ---------- Poprzedni post napisano o 09:44 ----------

Cytat:
Napisane przez mayeczka87 Pokaż wiadomość


A tak w ogole to sie Wam pozale. Od srody mielismy z tz wynajmowac mieszkanie, czekalismy na to ponad msc, a w piatek zadzwonila wlascicielka ze zmienily jej sie plany. Chcirlismy od stycznia wynajmowac, ale to nam sie spodobalo. I teraz musimy szukac od nowa, a ja juz dziadkowie powiedzialam ze sie wyprowadzam
Nienawidzę niekompetencji ludzi, którzy coś obiecują a potem dzieje się zupełnie inaczej.
Ja też się Wam pożalę...Wspominałam ostatnio, że u mnie średnio w związku. A wczoraj...wczoraj była ogromna kłótnia. TŻ powiedział, że woli opłacić wszystkie kary związane z zerwaniem ślubu niż miałby spędzić resztę życia ze mną. Trzasnął drzwiami i wyszedł... Wrócił 4 h później. Porozmawialiśmy na spokojnie, wylaliśmy krokodyle łzy.. I jest, jest dobrze. Nie wyobrażam sobie, aby go przy mnie nie było. Wariowałam przez te 4 h, nie wiedząc, co się z nim dzieje...
tusiamar jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-30, 09:37   #214
mayeczka87
Rozeznanie
 
Avatar mayeczka87
 
Zarejestrowany: 2005-11
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 754
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez tusiamar Pokaż wiadomość


Ja też się Wam pożalę...Wspominałam ostatnio, że u mnie średnio w związku. A wczoraj...wczoraj była ogromna kłótnia. TŻ powiedział, że woli opłacić wszystkie kary związane z zerwaniem ślubu niż miałby spędzić resztę życia ze mną. Trzasnął drzwiami i wyszedł... Wrócił 4 h później. Porozmawialiśmy na spokojnie, wylaliśmy krokodyle łzy.. I jest, jest dobrze. Nie wyobrażam sobie, aby go przy mnie nie było. Wariowałam przez te 4 h, nie wiedząc, co się z nim dzieje...
Współczuję kłótni i gorzkich słów od TŻ, ale każdy czasami w złości powie to, co najbardziej zaboli najbliższą osobę - dziwni jesteśmy jako ludzie. Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliście! Teraz już może będzie lepiej? Czasami lepiej jest powiedzieć wszystko co leży na sercu by móc wypracować wspólne rozwiązania.

Miniminii ... jak się trzymasz?? Odzywaj się...
__________________
www.gabrysiowo.pl zapraszam


Ćwiczę!! 1.12.2012

15.10.2008 12.12.2010 Zaręczyny 07.07.2012 Ślub

mayeczka87 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-30, 12:13   #215
Madzionella
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Tusiamar.. ja też miałam weekend gorzkich słów. W sobote TŻ wylał wszystkie swoje żale co do mnie. Co prawda nie odbyło się to w formie wielkiej awantury, ale porozmawialiśmy chyba porządnie. Jak na razie jest dobrze, ale nie powiem - jak powiedział, że skoro tak sie go czepiam, to może nie powinniśmy być razem, to z jednej strony omal nie przyznałam mu racji, a z drugiej - wyobrazić sobie życie osobno? Nawet nie wiem jak miałoby to wyglądać.

O ile z TŻtem jest dobrze, to z mamą i świadkową mam po prostu przeboje jakich mało. Z mamą pokłóciłam się jakies pół godziny temu, w zasadzie to wylałam na nią gromadzącą się we mnie od paru dni agresje. Co najlepsze - moja mama tak zachowuje się na codzień, moje zachowanie można powiedzieć, że było taką troche pokazówką. I co? Tłumacze to przy obiedzie dziadkowi, a on jej broni i twierdzi, że to ja mam sie leczyć. O mamie już nawet nie mówie, bo z racji tego, że chodze na terapie, uważa mnie za wariatke i przy każdej nadażającej sie okazji wypomina mi to i wpiera, że jestem nienormalna. Nie ma to jak pozytywny przekaz od rodziny, a co!

A ze świadkową to już ogólnie masakra. Od momentu jak kupiłam suknię nie po jej myśli, zaczęła stroić fochy, najpierw mi skrytykowała ta suknię w piątek, pisałam Wam o tym. Wczoraj znowu pokazała rogi, tym razem gdy poprosiłam o nr telefonu do jej koleżanki, fryzjerki, która ma pradopodobnie mnie uczesać. Na co ona, że nie wie czy może mi dać jej numer, bo musi ją zapytać o zgodę. Jak dla mnie - to jeszcze ok, do przyjecia. Ale późniejszy komentarz - najwyżej sie sama uczeszesz był już nie do przyjecia. Po drodze były jeszcze sugestie, że oczepiny są ustawiane i ona chce welon złapać,oraz stwierdzenie, że ona panieńskiego organizować nie będzie. Nóż mi sie w kieszeni otwiera, ciśnienie skacze i ogólnie mam ochote już połowe ludzkości wysłać na Marsa. I nie wiem, czy to ja jestem taka konfliktowa, czy to ludzie wokół mnie tacy wredni.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed



21 lipca 2012 godz. 16

16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc

1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka
Madzionella jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-30, 12:27   #216
mayeczka87
Rozeznanie
 
Avatar mayeczka87
 
Zarejestrowany: 2005-11
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 754
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez Madzionella Pokaż wiadomość
Tusiamar.. ja też miałam weekend gorzkich słów. W sobote TŻ wylał wszystkie swoje żale co do mnie. Co prawda nie odbyło się to w formie wielkiej awantury, ale porozmawialiśmy chyba porządnie. Jak na razie jest dobrze, ale nie powiem - jak powiedział, że skoro tak sie go czepiam, to może nie powinniśmy być razem, to z jednej strony omal nie przyznałam mu racji, a z drugiej - wyobrazić sobie życie osobno? Nawet nie wiem jak miałoby to wyglądać.

O ile z TŻtem jest dobrze, to z mamą i świadkową mam po prostu przeboje jakich mało. Z mamą pokłóciłam się jakies pół godziny temu, w zasadzie to wylałam na nią gromadzącą się we mnie od paru dni agresje. Co najlepsze - moja mama tak zachowuje się na codzień, moje zachowanie można powiedzieć, że było taką troche pokazówką. I co? Tłumacze to przy obiedzie dziadkowi, a on jej broni i twierdzi, że to ja mam sie leczyć. O mamie już nawet nie mówie, bo z racji tego, że chodze na terapie, uważa mnie za wariatke i przy każdej nadażającej sie okazji wypomina mi to i wpiera, że jestem nienormalna. Nie ma to jak pozytywny przekaz od rodziny, a co!

A ze świadkową to już ogólnie masakra. Od momentu jak kupiłam suknię nie po jej myśli, zaczęła stroić fochy, najpierw mi skrytykowała ta suknię w piątek, pisałam Wam o tym. Wczoraj znowu pokazała rogi, tym razem gdy poprosiłam o nr telefonu do jej koleżanki, fryzjerki, która ma pradopodobnie mnie uczesać. Na co ona, że nie wie czy może mi dać jej numer, bo musi ją zapytać o zgodę. Jak dla mnie - to jeszcze ok, do przyjecia. Ale późniejszy komentarz - najwyżej sie sama uczeszesz był już nie do przyjecia. Po drodze były jeszcze sugestie, że oczepiny są ustawiane i ona chce welon złapać,oraz stwierdzenie, że ona panieńskiego organizować nie będzie. Nóż mi sie w kieszeni otwiera, ciśnienie skacze i ogólnie mam ochote już połowe ludzkości wysłać na Marsa. I nie wiem, czy to ja jestem taka konfliktowa, czy to ludzie wokół mnie tacy wredni.
O MATKO!!! Twoja świadkowa nie zasługuje na to, żeby być świadkową! Ona Ci łaskę robi?? Powinna się cieszyć Twoim szczęściem, a dla mnie wygląda to tak, jakby Ci zazdrościła i chciała zniszczyć najpiękniejszy dla Ciebie dzień. Ja proponuję zmienić świadkową. Co do mamy, to nie wiem dokładnie jak wygląda sytuacja u Was w domu, ale wiem, że są osoby które są wredne na codzień, a wystarczy być nie miłym dla nich i już tragedia. Dziadek broni swojej córki, może to normalne? Mój dziadek też broni swojej, chociaż nie jest to moja mama Ja na szczęście ten weekend bez kłótni z mamą i TŻ przeszłam
__________________
www.gabrysiowo.pl zapraszam


Ćwiczę!! 1.12.2012

15.10.2008 12.12.2010 Zaręczyny 07.07.2012 Ślub

mayeczka87 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-30, 13:05   #217
Madzionella
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez mayeczka87 Pokaż wiadomość
O MATKO!!! Twoja świadkowa nie zasługuje na to, żeby być świadkową! Ona Ci łaskę robi?? Powinna się cieszyć Twoim szczęściem, a dla mnie wygląda to tak, jakby Ci zazdrościła i chciała zniszczyć najpiękniejszy dla Ciebie dzień. Ja proponuję zmienić świadkową. Co do mamy, to nie wiem dokładnie jak wygląda sytuacja u Was w domu, ale wiem, że są osoby które są wredne na codzień, a wystarczy być nie miłym dla nich i już tragedia. Dziadek broni swojej córki, może to normalne? Mój dziadek też broni swojej, chociaż nie jest to moja mama Ja na szczęście ten weekend bez kłótni z mamą i TŻ przeszłam
Mayeczko, tez odnosze takie wrażenie, że to zazdrość w najgorszej postaci. Na razie stwierdziłam, że poczekam, poobserwuje, jak będzie sie zachowywała po ostatniej wymianie zdań. Jeżeli dalej będą takie jazdy, to grzecznie podziekuje za współpracę. Jeżeli się ogarnie - będzie ok i zostaje po staremu.

Co do mamy - cóż, jej życiowa rolą jest granie ofiary, mogłaby za to dostać Oscara. I to mimo tego, ze najcześciej tą ofiarą nie jest. Dziadek po prostu udaje że nie widzi, bo nie chce sie angażować, już nie mówiąc o tym, że sam boi sie dostać po uszach. I zwykle milknie, gdy mówię mu, że nie jest tak, jak on to widzi. Najgorsze jest to, że zaleznie od humoru moja mama albo jest miła, wręcz do przesłodzenia, a jak tylko zrobie coś nie po jej myśli, to zaczyna się afera, wyzywanie zarówno mnie jak i mojego TŻta. Dobrze, że po ślubie się wyprowadzam, bo dłużej w takim miejscu bym chyba nie wytrzymała.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed



21 lipca 2012 godz. 16

16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc

1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka
Madzionella jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2012-01-30, 13:42   #218
ArashiKishu
Raczkowanie
 
Avatar ArashiKishu
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 87
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Pozwolę się wtrącić do wątku jeśli pozwolicie bo od jakiegoś czasu przeżywam podobną huśtawkę emocjonalną jak autorka, kiedy piszecie o swoich domach, mamach, problemach to widzę siebie. Chodzę też do psychologa od niedawna, ale widzę że kobieta jakby nie traktuje mnie poważnie, uważa że ja zwykła osóbka i z drobnymi problemami. Dopiero jak od niej wychodzę, żałuję że wiele nie powiedziałam sama, bo ona za bardzo nie pyta... może tak to jest z psychologami na nfz...

Tak czy inaczej wasze słowa tutaj dodają mi sił i nadziej Taka cicha wielbicielka wasza jestem

A co do problemu z emocjami.. ja zawsze miewałam huśtawki emocjonalne, jak wpadałam w dołek to na amen i to sie działo w sekundę.. a potem godziny żebym wyszła z dołka i uśmiechnęła się szczerze. Ale te teraźniejsze są okropne i czuje się przez nie potwornie winna Nie wiem czy kocham. Mam podobno ku temu powodu, mama mówi mi że w mojej sytuacji sama nie wiedziałaby co mysleć co czuć. Ja się zastanawiam czy za stan moich emocji odpowiada rozum czy to faktycznie są moje emocje :/ Od zawsze miałam talent do nakręcania się i teraz to mi nie daje spokoju
Może później napiszę więcej, jak uda mi się to w logiczną całość ubrać i nie pisać tak chaotycznie. Poza tym jakbym chciała wszystko napisać , to miejsca by zabrakło ;P

Trzymam kciuki za Ciebie minimini i wam dziewczyny życzę powodzenia i spokoju, który i mi by się przydał. Wpisuję się też w panujący tutaj rocznik ;D
ArashiKishu jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-30, 14:01   #219
Madzionella
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez ArashiKishu Pokaż wiadomość
Pozwolę się wtrącić do wątku jeśli pozwolicie bo od jakiegoś czasu przeżywam podobną huśtawkę emocjonalną jak autorka, kiedy piszecie o swoich domach, mamach, problemach to widzę siebie. Chodzę też do psychologa od niedawna, ale widzę że kobieta jakby nie traktuje mnie poważnie, uważa że ja zwykła osóbka i z drobnymi problemami. Dopiero jak od niej wychodzę, żałuję że wiele nie powiedziałam sama, bo ona za bardzo nie pyta... może tak to jest z psychologami na nfz...

Tak czy inaczej wasze słowa tutaj dodają mi sił i nadziej Taka cicha wielbicielka wasza jestem

A co do problemu z emocjami.. ja zawsze miewałam huśtawki emocjonalne, jak wpadałam w dołek to na amen i to sie działo w sekundę.. a potem godziny żebym wyszła z dołka i uśmiechnęła się szczerze. Ale te teraźniejsze są okropne i czuje się przez nie potwornie winna Nie wiem czy kocham. Mam podobno ku temu powodu, mama mówi mi że w mojej sytuacji sama nie wiedziałaby co mysleć co czuć. Ja się zastanawiam czy za stan moich emocji odpowiada rozum czy to faktycznie są moje emocje :/ Od zawsze miałam talent do nakręcania się i teraz to mi nie daje spokoju
Może później napiszę więcej, jak uda mi się to w logiczną całość ubrać i nie pisać tak chaotycznie. Poza tym jakbym chciała wszystko napisać , to miejsca by zabrakło ;P

Trzymam kciuki za Ciebie minimini i wam dziewczyny życzę powodzenia i spokoju, który i mi by się przydał. Wpisuję się też w panujący tutaj rocznik ;D
Arashi, witaj w naszym wątku! Oj, ten rocznik 1987 jest jakiś wyjątkowy, jakbyśmy się wszystkie umówiły. Jak już znajdziesz wolną chwilę, to napisz na czym dokladnie polega problem i dlaczego uważasz, że masz powody, by być niepewną swych uczuć.

Pania psycholog się nie przejmuj, ja też chodze na nfz i mam bardzo fajną panią psycholog. Psycholog ma głownie zachęcić Cię do wypowiedzenia na głos tego, co w Tobie siedzi. Moja pani psycholog tez mało mówi, to głównie ja się "rozwijam",a ona tylko podsumowuje i naprostowuje niektóre moje myśli. A jeżeli faktycznie Ci nie pasuje - to nie wahaj się, zmien terapeutę. I może spróbuj sobie wypisywać wczesniej to co chcesz jej powiedzieć punktach, skoro masz wrażenie, ze o wielu rzeczach nie mówisz.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed



21 lipca 2012 godz. 16

16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc

1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka
Madzionella jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-30, 14:06   #220
tusiamar
Zakorzenienie
 
Avatar tusiamar
 
Zarejestrowany: 2011-12
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 11 898
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez Madzionella Pokaż wiadomość
Tusiamar.. ja też miałam weekend gorzkich słów. W sobote TŻ wylał wszystkie swoje żale co do mnie. Co prawda nie odbyło się to w formie wielkiej awantury, ale porozmawialiśmy chyba porządnie. Jak na razie jest dobrze, ale nie powiem - jak powiedział, że skoro tak sie go czepiam, to może nie powinniśmy być razem, to z jednej strony omal nie przyznałam mu racji, a z drugiej - wyobrazić sobie życie osobno? Nawet nie wiem jak miałoby to wyglądać.
Wiesz, czasem to bardzo dobrze takie rozmowy działają. Bardzo oczyszczająco. Nie żałuję, bo oboje wiemy co się zadziało, że sytuacja była jaka była. Oby do przodu - i Wam też tego życzę.

Cytat:
Napisane przez Madzionella Pokaż wiadomość
A ze świadkową to już ogólnie masakra. Od momentu jak kupiłam suknię nie po jej myśli, zaczęła stroić fochy, najpierw mi skrytykowała ta suknię w piątek, pisałam Wam o tym. Wczoraj znowu pokazała rogi, tym razem gdy poprosiłam o nr telefonu do jej koleżanki, fryzjerki, która ma pradopodobnie mnie uczesać. Na co ona, że nie wie czy może mi dać jej numer, bo musi ją zapytać o zgodę. Jak dla mnie - to jeszcze ok, do przyjecia. Ale późniejszy komentarz - najwyżej sie sama uczeszesz był już nie do przyjecia. Po drodze były jeszcze sugestie, że oczepiny są ustawiane i ona chce welon złapać,oraz stwierdzenie, że ona panieńskiego organizować nie będzie.
AAA! matko z córką to jest świadkowa? Rany, moja to przeżywa bardziej niż ja! I chce pomagać we wszystkim, pytała nawet jaką bym chciała aby miała suknię. A Twoja...kurcze..nie masz kogoś innego? Nie rozumiem jej, zazdrości czy co?!

---------- Dopisano o 15:06 ---------- Poprzedni post napisano o 15:03 ----------

Cytat:
Napisane przez Madzionella Pokaż wiadomość
Oj, ten rocznik 1987 jest jakiś wyjątkowy, jakbyśmy się wszystkie umówiły.
wyjątkowy - 25 lat nam stuknie
tusiamar jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-30, 17:15   #221
Madzionella
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez tusiamar Pokaż wiadomość
Wiesz, czasem to bardzo dobrze takie rozmowy działają. Bardzo oczyszczająco. Nie żałuję, bo oboje wiemy co się zadziało, że sytuacja była jaka była. Oby do przodu - i Wam też tego życzę.


AAA! matko z córką to jest świadkowa? Rany, moja to przeżywa bardziej niż ja! I chce pomagać we wszystkim, pytała nawet jaką bym chciała aby miała suknię. A Twoja...kurcze..nie masz kogoś innego? Nie rozumiem jej, zazdrości czy co?!

---------- Dopisano o 15:06 ---------- Poprzedni post napisano o 15:03 ----------



wyjątkowy - 25 lat nam stuknie

Tusiamar,, no jak na razie podziałało super. Jest, odpukać, dobrze, póki co.

Co do świadkowej - na razie prowadzę obserwację i spokojnie czekam jak rozwinie sie sytuacja. Jeżeli dalej będzie taka jak jest, to wtedy podejmę konkretne kroki. Ale na razie spokojnie sobie czekam, bo podejmowanie decyzji w emocjach zwykle się źle się kończy, wiec wole dobrze przeanalizować sytuację.

Hihi, faktycznie, już niedługo pierwsza ćwiartka za nami. Ale ja przed ołtarzem staje jeszcze jako 24, bo moje urodziny wypadają pod koniec sierpnia.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed



21 lipca 2012 godz. 16

16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc

1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka
Madzionella jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2012-01-30, 20:48   #222
ArashiKishu
Raczkowanie
 
Avatar ArashiKishu
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 87
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Dziękuję za powitanie

Moja historia samej mi wydaje się dość absurdalna, ale muszę się wygadać bo nie umiem sobie z tym poradzić Z obecnym chłopakiem rozstawaliśmy się 2 razy. Za pierwszym razem przez moją zazdrość i zaborczość, po 1,5 miesiąca wrócił i byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Planowaliśmy wspólną przyszłość, zamieszkaliśmy razem. Potem niestety musieliśmy wrócić do swoich domów rodzinnych ale miała to być tymczasowa sytuacja. Niestety ja nie chodziłam wtedy do psychologa, bo myślałam że problem sam się rozwiąże, i kłótnie powróciły. Takie o naprawdę drobiazgi. Ostatnio psycholog na to jak jej opowiedziałam jak one przebiegały stwierdziła że z jakichś przyczyn mam dziwne reakcje obronne tam gdzie nie powinnam... Dodatkowo w tym okresie zaczęłam szukać przyczyn mojej impulsywności, rozgrzebałam moje dzieciństwo czekając na wizytę u psychologa, oczywiście nakręciłam się potwornie i wpadłam w depresję... Po jednej większej kłótni rozstaliśmy się w październiku po raz 2, tym razem oboje zmęczeni.

Przez 2 miesiące żyłam na tabletkach uspokajających a moja magisterka zawisła na włosku bo ruszyć jej nie mogłam, ba wstać z łóżka nie mogłam :/ jeździłam na uczelnię żeby przy innych ludziach robić cokolwiek bo w domu wariowałam. Tak jak usłyszałam któregoś dnia że moja koleżanka wyjeżdża na 2 koniec Polski do narzeczonego po magisterce a kolega do Niemiec za pracą wpadłam w panikę, jak dotąd jedną z poważniejszych i nie mogli mnie uspokoić :/ Zrobiłam z siebie ryczącą łapiąca oddech panikarę która boi się że wszyscy znikają, najpierw chłopak a potem moi najbliżsi znajomi. Z mamą też nie miałam zbyt dobrych kontaktów wtedy, bo po autoanalizie i nakręceniu się doszłam do wniosków że to przez jej wychowanie mam te wszystkie problemy. Poza tym opóźniająca się magisterka powodowała i jeszcze powoduje spięcia między nami...

Za chłopakiem tęskniłam potwornie. Wypisywałam sobie jego wady i problemy żeby zapomnieć. Dochodziło do tego że wpadałam w panikę nakręcając się bo małą wadę rozdmuchiwałam do olbrzymich rozmiarów i chwilami widziałam go jako potwora... W sylwestra złożył mi życzenia.. chciał żebym była szczęśliwa bo na moim szczęściu mu zależy, nawet jeżeli to nie będzie on. Poryczałam się. Zaproponował spotkanie i rozmowę. Ja dałam mu książkę o związkach, którą przeczytał i hmm olśniło go. Doczytał się że czasami problemom i niedomówieniom winni byliśmy oboje.Skakałam z radości że przeczytał.. i że teraz chce to naprawić. Spotkaliśmy się więc 6 stycznia.

Było to spotkanie oczyszczające, wywlekliśmy to co było złe i w tak dziwnej atmosferze wróciliśmy do domów. Od tamtej pory spotkamy się mniej więcej 2 razy w tygodniu. I tu się zaczynają schodki...

Na 2 spotkaniu było bardzo miło, jak na 1 randce. Czekając na niego waliło mi serce jak oszalałe. Potem też trochę. Byłam nieco chłodna i z rezerwą. Do domu wróciłam z płaczem że nie wiem czemu ale jestem smutna i pewnie już nie kocham. Chociaż do dnia spotkania pierwszego ryczałam za nim i tęskniłam potwornie. Na 3 spotkaniu coś poczułam, wracałam z niego do domu jak z pierwszej randki, po uszy zakochana, motyle fruwały mi przed oczami itd. A rano obudziłam się i płakałam. Potem jeszcze 2 takie spotkania były kiedy z nim czułam się jak kiedyś jakby nic się nie zmieniło, wracając do domu pociągiem dzwoniłam do niego, potem on dzwonił wieczorem ohy i ahy.. na 2 dzień albo na 3 dopadało mnie zwątpienie:/ i dołek. To sprawiało że non stop po głowie chodziły i chodzą mi myśli - jeżeli kocham to czemu jestem potem smutna i nawet czasem czuję niechęć? a jeżeli nie kocham to czemu jak go spotykam to potem nie chcę wracać do domu i całuję, obejmuję, mam na niego ochotę, a potem tęsknię i jak nastolatka wydzwaniam i ślinie się przez telefon?

Ostatnio z przyczyn nieemocjonalnych musiałam pojechać do niego do domu. Jechałam nakręcona strasznie. Niestety albo stety, bus jechał tak że obudził we mnie chorobę lokomocyjną :/ Odechciało mi się czegokolwiek. Przed spotkaniem pokazał że ma moje zdjęcia w portfelu i że chwali się jaką ma niesamowitą dziewczynę... Poczułam mały niepokój... bo prosiłam go żeby dał mi czasu trochę na razie i że spotykamy się przecież a nie związkujemy..
U niego była istna huśtawka :/ Chwilami tuliłam się jak małpka jakaś, potem chwilę czułam że jego jest za dużo jak przytulił się... ale to minęło... Potem kilka razy się popłakałam.. Myślałam że hmm intymność mnie obudzi a ja się popłakałam. Nie wiem czemu, nie umiem sobie samej odpowiedzieć czemu ja płaczę :/ Potem wyszedł jego ojciec (bałam się tego) i pytał jak mi idzie magisterka.. Na koniec zadzwoniła babcia z pytaniami kiedy przyjadę następnym razem... Do domu wracałam smutna i zawiedziona Na drugi dzień w płaczu zadzwoniłam do niego i jego głos mnie uspokoił...

Więc historia zupełnie inna, abstrakcyjna i w ogóle popaprana... A ja się zastanawiam czy skoro te kilka razy do domu wracałam zakochana zaślepiona to dlaczego to mija jak go nie ma I czy to są jakieś złudne wyskoki czy to znaczy że nadal kocham, tylko po tych przejściach to się musi obudzić znowu. Czy szukam dziury w całym ( co z resztą zawsze robiłam i robię... to mój "atut") ... Najgorsze jest to ze widzę w jego oczach radość i miłość i widzę że strasznie się stara.. a mi jest głupio bo czuję .. ha nie wiem co czuję. Bałam się stworzyć nowy wątek bo na tym forum większość by mnie zlinczowała i pogoniła od niego :P Na 50% to też jest możliwe... Postanowiłam poczekać które uczucie weźmie górę, bo chyba wiecznie wątpliwości mieć nie będę?
ArashiKishu jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-31, 09:03   #223
miniminii
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2008-11
Wiadomości: 108
Dot.: Kryzys po zaręczynach

ArashiKishu, powiedz nam, czy Ty masz psychoterapeutę któremu ufasz, nie wstydzisz się i czujesz się przy nim dobrze? Ja trafiłam i na super psycholog i super seksuolog i jest o tyle fajnie, że wręcz śmieją się ze mnie i pytają "czy Ty w ogóle słyszysz co Ty mówisz"??? Nie jakieś naukowe stwierdzenia tylko zwykle ludzkie: wymyślasz i na prawdę pomaga. Taże DOBRY I FAJNY psycholog to moim zdaniem podstawa.
Po drugie SPOKÓJ. Tylko spokój daje nam prawidłowy opis sytuacji. I pewnie CZAS. Musisz pomyśleć o tym, żeby się nie denerwować i może wyrzucić z siebie co Ci leży na sercu. Twój TŻ ma na pewno jakieś wady, które może Cię denerwują i warto się im przyjrzeć?

Edytowane przez miniminii
Czas edycji: 2013-11-18 o 07:09
miniminii jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-31, 09:04   #224
tusiamar
Zakorzenienie
 
Avatar tusiamar
 
Zarejestrowany: 2011-12
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 11 898
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez Madzionella Pokaż wiadomość
Hihi, faktycznie, już niedługo pierwsza ćwiartka za nami. Ale ja przed ołtarzem staje jeszcze jako 24, bo moje urodziny wypadają pod koniec sierpnia.
ja już jako 25...starość:|
tusiamar jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-31, 09:33   #225
mayeczka87
Rozeznanie
 
Avatar mayeczka87
 
Zarejestrowany: 2005-11
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 754
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez miniminii Pokaż wiadomość
Kochane Dziewczyny, jakoś żyję Schemat z poprzedniego kryzysu się powtórzył, już chciałam lecieć do wróżki, żeby zapytać jej, czy czasem nie widzi w mojej przyszłości kobiety, a nie mężczyzny, ale BOGU DZIĘKI się powstrzymałam:P Natomiast uczyniłam inny desperacki krok i opisałam moją historię na forum dla lesbijek, i wyśmiały potwornie i powiedziały, żebym poszła do psychiatry W ogóle zaczęłam spisywać swoje sny, bo podobno są wyrazem podświadomości i w każdym śnie mój TŻ mnie zdradza, krzyczy na mnie, zostawia mnie. Często pojawia się też ojciec, który też mnie zostawia. A mój biedny TŻ prędzej by umarł niż zdradził, bo ma złote serce (tam myślę) W każdym razie niby jak na tacy- tak potwornie boję się, że on mnie skrzywdzi, że zostawi, że może sama szukam sobie problemów i argumentów, że to ja mogę odejść a) bo nie kocham, b) bo jestem lesbijką. I pewnie wiele innych. A prawda jest taka, że życie bym za niego oddała bez zastanowienia. Im bardziej się nakręcam, tym bardziej coś nie jest tak. I nie słucham nikogo. Ale powiem Wam, że buddysta astrolog, z którego już się wcześniej śmiałyśmy, powiedział, że seksualność człowieka w ogóle nie jest istotna, że liczy się dobre serce, kogo kocha i że człowiek dobry nie musi szukać sobie problemów bo cieszy się z ludzi, których spotkał i jedyne czego chce to dać im szczęście i dobro. To bardzo ładne, prawda?
MiniMinii jak dobrze wiedzieć Cię w takiej formie! Ogromna zmiana przez kilka stron i z Twojej wypowiedzi aż płynie miłość do TŻ!
Myślę, że napisanie na forum dla lesbijek było fajnym posunięciem, przynajmniej zorientowałaś się, jak to wygląda z autopsji, bo my mogłyśmy tylko dumać.

Bardzo ładne

Cytat:
Napisane przez tusiamar Pokaż wiadomość
ja już jako 25...starość:|
Ja jeszcze 24 ostatnie kilkanaście dni ;p
__________________
www.gabrysiowo.pl zapraszam


Ćwiczę!! 1.12.2012

15.10.2008 12.12.2010 Zaręczyny 07.07.2012 Ślub

mayeczka87 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-31, 22:47   #226
Madzionella
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Miniminii - cieszę się, że jesteś w lepszej formie. Oby się to utrzymało jak najdłużej.

Kurcze, ja dzis mialam rozmowe kwalifikacyjną, na szczęście się jakoś bardzo nie stresowałam przed, w trakcie było bardzo sympatycznie. Tylko teraz mam stresa czy przejde do drugiego etapu. TŻ kazał mi się nie przejmować, ale wiecie jak to jest... jak człowiekowi zależy, to się przejmuje.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed



21 lipca 2012 godz. 16

16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc

1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka
Madzionella jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-01-31, 22:53   #227
antylopes
Przyczajenie
 
Avatar antylopes
 
Zarejestrowany: 2012-01
Wiadomości: 13
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cześć dziewczyny. Czytam ten wątek od samego początku. I muszę wam powiedzieć, że macie duże szczęście. Mnie spotkała zadziwiająco podobna historia, z tym, że od tej drugiej strony (jestem mężczyzną) i znam już jej zakończenie. Z góry przepraszam za tak długi post, ale i tak opiszę wszystko w skrócie, bez zbędnych szczegółów.

Moja księżniczka w tym roku również kończy 25 lat. Na wakacje mieliśmy zaplanowany ślub. Właściwie wszystko już pozałatwialiśmy i dopięliśmy na ostatni guzik (oprócz sukni i gajerka). Sala opłacona, kwiaty, orkiestra, obrączki, fotograf, kościół, tort, wszystko takie jakie sobie wymarzyliśmy. W październiku 2011 „stuknęło” nam 7 lat bycia razem. Po 6 latach związku, po półrocznym odkładaniu pieniędzy (studiowałem i pracowałem jednocześnie) kupiłem pierścionek z brylantem i zabrałem moją wtedy jeszcze dziewczynę w jedno z najbardziej romantycznych miejsc w Polsce gdzie się jej oświadczyłem. To było trochę ponad rok temu. Byłem strasznie zdenerwowany, ale po tym jak się zgodziła zostać moją żoną, stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ona zresztą też. Ostatni rok był jak marzenie. Był jeszcze lepszy niż poprzednie 6 lat związku. W końcu od tego momentu mogłem z dumą mówić o niej, że to moja narzeczona. Po zaręczynach pokochaliśmy się jeszcze mocniej.

Przez te 7 lat nigdy się nie kłóciliśmy. Kochałem ją ponad życie, zrobiłbym dla niej wszystko. Nigdy nie zwracałem uwagi na inne kobiety, liczyła się tylko ona. Ufałem jej w 100%, oddałem jej całe moje serce. Rozumieliśmy się zawsze bez słów. Kiedy ona czasem nie wiedziała jak zadać jakieś pytanie, ja już potrafiłem udzielić jej na nie odpowiedzi, wiedziałem o co chce spytać. Dosłownie czytałem jej w myślach. Chyba nikt jej nie znał tak dobrze jak ja. I wzajemnie. Widzieliśmy się prawie codziennie i spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę.

Pół roku temu, w związku z tym, że postanowiliśmy założyć rodzinę, jej rodzice kupili mieszkanie, w którym mieliśmy niebawem zamieszkać. Zabraliśmy się ostro za remont i wszystkie formalności z nim związane. W międzyczasie ja skończyłem studia (ona jest teraz na ostatnim roku) i w związku z tak daleko zakrojonymi planami i marzeniami zabrałem się ostro do roboty. Od pół roku pracuję po 10-14 h dziennie od poniedziałku do niedzieli (jak się łatwo domyślić z tego powodu zaczęliśmy się dużo rzadziej spotykać). Nie mogliśmy się doczekać wspólnego zamieszkania. Byliśmy strasznie szczęśliwi i podekscytowani. Wszystko układało się po naszych myślach.

I tu dochodzimy do finału tej historii. Na przełomie listopada i grudnia pojawiły się u niej wątpliwości (dokładnie takie jak opisujecie w tym wątku). Zaczęła mnie unikać. Kiedy ja miałem jakiś dzień wolny od pracy (co zdarzało się rzadko, ale ona dokładnie wiedziała kiedy mam wolne), ona z premedytacją umawiała się na imprezę ze swoimi znajomymi (oczywiście bez narzeczonego, bo po co). Nie powiem, trochę mnie to zaczęło irytować. Harowałem na to, żeby spełnić jej marzenia, a nie otrzymywałem żadnego wsparcia z jej strony. Właściwie to byłem jej potrzebny tylko wtedy, kiedy trzeba było załatwić w urzędach jakieś formalności związane z mieszkaniem (prąd, gaz, pozwolenia, kominiarz itp.). Po kilku tygodniach, od kiedy mi powiedziała o swoich wątpliwościach, równe osiem miesięcy przed naszym ślubem, spotkaliśmy się wieczorem po mojej pracy. Wtedy poinformowała mnie, że nie chce brać ślubu, że nie jestem mężczyzną jej życia i oddała mi pierścionek. To był najgorszy dzień (a później jeszcze gorsza noc) w moim życiu. Przez tydzień byłem wrakiem człowieka i nie nadawałem się do niczego (cudem nie straciłem pracy). Ale w końcu wstałem, otrzepałem się i postanowiłem, że nie odpuszczę, że nie mogę tak łatwo dać odejść kobiecie moich marzeń. Przez kolejne tygodnie zabiegałem o nią, posyłałem kwiaty, listy, zabrałem ją na romantyczną kolację, pisałem masę sms-ów, wydzwaniałem. Niestety w końcu oświadczyła mi, że nie chce mnie dłużej zwodzić i odwołuje wesele. Tak też zrobiła. Zostałem sam jak palec. Od tamtej pory nasz kontakt praktycznie się urwał i wszystko straciło sens.

Można sobie planować różne rzeczy. Ale nigdy, kiedy te plany są związane z drugim człowiekiem, nie można mieć pewności, że uda się je zrealizować. Teraz nie wierzę już w nic. Pozostała pustka i niesamowity niesmak. Nie chcę, żebyście traciły wiarę z powodu tego co opisałem. Jeśli wam zależy, to walczcie do końca. A przede wszystkim bądźcie życzliwe dla osób, które was kochają. Okazujcie im jak najwięcej ciepła. Moja narzeczona niestety postanowiła szukać szczęścia gdzie indziej. Mimo to nadal moje serce należy do niej i nie potrafię nawet wyobrazić sobie, żebym mógł być z inną kobietą. Można powiedzieć, że przegrałem życie. Straciłem swoją drugą połówkę, na którą przedtem tak długo czekałem. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem dlaczego. Nie potrafiła mi powiedzieć, co było nie tak, jaki był powód jej decyzji.

W każdym razie życzę wam powodzenia i proszę was – nie róbcie głupot.
antylopes jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 07:37   #228
mayeczka87
Rozeznanie
 
Avatar mayeczka87
 
Zarejestrowany: 2005-11
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 754
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez Madzionella Pokaż wiadomość
Miniminii - cieszę się, że jesteś w lepszej formie. Oby się to utrzymało jak najdłużej.

Kurcze, ja dzis mialam rozmowe kwalifikacyjną, na szczęście się jakoś bardzo nie stresowałam przed, w trakcie było bardzo sympatycznie. Tylko teraz mam stresa czy przejde do drugiego etapu. TŻ kazał mi się nie przejmować, ale wiecie jak to jest... jak człowiekowi zależy, to się przejmuje.
Trzymam kciuki za wynik rozmowę, bo za przebieg to już za późno

Cytat:
Napisane przez antylopes Pokaż wiadomość
Cześć dziewczyny. Czytam ten wątek od samego początku. I muszę wam powiedzieć, że macie duże szczęście. Mnie spotkała zadziwiająco podobna historia, z tym, że od tej drugiej strony (jestem mężczyzną) i znam już jej zakończenie. Z góry przepraszam za tak długi post, ale i tak opiszę wszystko w skrócie, bez zbędnych szczegółów.

Moja księżniczka w tym roku również kończy 25 lat. Na wakacje mieliśmy zaplanowany ślub. Właściwie wszystko już pozałatwialiśmy i dopięliśmy na ostatni guzik (oprócz sukni i gajerka). Sala opłacona, kwiaty, orkiestra, obrączki, fotograf, kościół, tort, wszystko takie jakie sobie wymarzyliśmy. W październiku 2011 „stuknęło” nam 7 lat bycia razem. Po 6 latach związku, po półrocznym odkładaniu pieniędzy (studiowałem i pracowałem jednocześnie) kupiłem pierścionek z brylantem i zabrałem moją wtedy jeszcze dziewczynę w jedno z najbardziej romantycznych miejsc w Polsce gdzie się jej oświadczyłem. To było trochę ponad rok temu. Byłem strasznie zdenerwowany, ale po tym jak się zgodziła zostać moją żoną, stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ona zresztą też. Ostatni rok był jak marzenie. Był jeszcze lepszy niż poprzednie 6 lat związku. W końcu od tego momentu mogłem z dumą mówić o niej, że to moja narzeczona. Po zaręczynach pokochaliśmy się jeszcze mocniej.

Przez te 7 lat nigdy się nie kłóciliśmy. Kochałem ją ponad życie, zrobiłbym dla niej wszystko. Nigdy nie zwracałem uwagi na inne kobiety, liczyła się tylko ona. Ufałem jej w 100%, oddałem jej całe moje serce. Rozumieliśmy się zawsze bez słów. Kiedy ona czasem nie wiedziała jak zadać jakieś pytanie, ja już potrafiłem udzielić jej na nie odpowiedzi, wiedziałem o co chce spytać. Dosłownie czytałem jej w myślach. Chyba nikt jej nie znał tak dobrze jak ja. I wzajemnie. Widzieliśmy się prawie codziennie i spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę.

Pół roku temu, w związku z tym, że postanowiliśmy założyć rodzinę, jej rodzice kupili mieszkanie, w którym mieliśmy niebawem zamieszkać. Zabraliśmy się ostro za remont i wszystkie formalności z nim związane. W międzyczasie ja skończyłem studia (ona jest teraz na ostatnim roku) i w związku z tak daleko zakrojonymi planami i marzeniami zabrałem się ostro do roboty. Od pół roku pracuję po 10-14 h dziennie od poniedziałku do niedzieli (jak się łatwo domyślić z tego powodu zaczęliśmy się dużo rzadziej spotykać). Nie mogliśmy się doczekać wspólnego zamieszkania. Byliśmy strasznie szczęśliwi i podekscytowani. Wszystko układało się po naszych myślach.

I tu dochodzimy do finału tej historii. Na przełomie listopada i grudnia pojawiły się u niej wątpliwości (dokładnie takie jak opisujecie w tym wątku). Zaczęła mnie unikać. Kiedy ja miałem jakiś dzień wolny od pracy (co zdarzało się rzadko, ale ona dokładnie wiedziała kiedy mam wolne), ona z premedytacją umawiała się na imprezę ze swoimi znajomymi (oczywiście bez narzeczonego, bo po co). Nie powiem, trochę mnie to zaczęło irytować. Harowałem na to, żeby spełnić jej marzenia, a nie otrzymywałem żadnego wsparcia z jej strony. Właściwie to byłem jej potrzebny tylko wtedy, kiedy trzeba było załatwić w urzędach jakieś formalności związane z mieszkaniem (prąd, gaz, pozwolenia, kominiarz itp.). Po kilku tygodniach, od kiedy mi powiedziała o swoich wątpliwościach, równe osiem miesięcy przed naszym ślubem, spotkaliśmy się wieczorem po mojej pracy. Wtedy poinformowała mnie, że nie chce brać ślubu, że nie jestem mężczyzną jej życia i oddała mi pierścionek. To był najgorszy dzień (a później jeszcze gorsza noc) w moim życiu. Przez tydzień byłem wrakiem człowieka i nie nadawałem się do niczego (cudem nie straciłem pracy). Ale w końcu wstałem, otrzepałem się i postanowiłem, że nie odpuszczę, że nie mogę tak łatwo dać odejść kobiecie moich marzeń. Przez kolejne tygodnie zabiegałem o nią, posyłałem kwiaty, listy, zabrałem ją na romantyczną kolację, pisałem masę sms-ów, wydzwaniałem. Niestety w końcu oświadczyła mi, że nie chce mnie dłużej zwodzić i odwołuje wesele. Tak też zrobiła. Zostałem sam jak palec. Od tamtej pory nasz kontakt praktycznie się urwał i wszystko straciło sens.

Można sobie planować różne rzeczy. Ale nigdy, kiedy te plany są związane z drugim człowiekiem, nie można mieć pewności, że uda się je zrealizować. Teraz nie wierzę już w nic. Pozostała pustka i niesamowity niesmak. Nie chcę, żebyście traciły wiarę z powodu tego co opisałem. Jeśli wam zależy, to walczcie do końca. A przede wszystkim bądźcie życzliwe dla osób, które was kochają. Okazujcie im jak najwięcej ciepła. Moja narzeczona niestety postanowiła szukać szczęścia gdzie indziej. Mimo to nadal moje serce należy do niej i nie potrafię nawet wyobrazić sobie, żebym mógł być z inną kobietą. Można powiedzieć, że przegrałem życie. Straciłem swoją drugą połówkę, na którą przedtem tak długo czekałem. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem dlaczego. Nie potrafiła mi powiedzieć, co było nie tak, jaki był powód jej decyzji.

W każdym razie życzę wam powodzenia i proszę was – nie róbcie głupot.
O rany! Aż mi się smutno zrobiło jak to czytałam. Współczucie nie jest Ci raczej potrzebne, raczej ostre wsparcie. A czy ona wyjaśniła powody dla których odchodzi? Może znajomi jej coś nagadali? Oddaliła się od Ciebie kiedy pracowałeś po tyle godzin (chociaż to by było wyjątkowo okrutne, bo robiłeś to dla niej). A może ona ma podobne wątpliwości jak opisane tutaj na wątku, tylko, że ona nie jest tego świadoma. Pojawiły się wątpliwości więc nie stwierdziła : Nie kocham, odchodzę? Trzymaj się, niech Twoja historia będzie ostrzeżeniem i przestrogą dla innych. A ja mam teraz ochotę przytulić się do mojego TŻ.
__________________
www.gabrysiowo.pl zapraszam


Ćwiczę!! 1.12.2012

15.10.2008 12.12.2010 Zaręczyny 07.07.2012 Ślub

mayeczka87 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 09:23   #229
tusiamar
Zakorzenienie
 
Avatar tusiamar
 
Zarejestrowany: 2011-12
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 11 898
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez miniminii Pokaż wiadomość
Kochane Dziewczyny, jakoś żyję Schemat z poprzedniego kryzysu się powtórzył, już chciałam lecieć do wróżki, żeby zapytać jej, czy czasem nie widzi w mojej przyszłości kobiety, a nie mężczyzny, ale BOGU DZIĘKI się powstrzymałam:P Natomiast uczyniłam inny desperacki krok i opisałam moją historię na forum dla lesbijek, i wyśmiały potwornie i powiedziały, żebym poszła do psychiatry
a widzisz!

---------- Dopisano o 10:23 ---------- Poprzedni post napisano o 10:15 ----------

Cytat:
Napisane przez antylopes Pokaż wiadomość
Cześć dziewczyny. Czytam ten wątek od samego początku. I muszę wam powiedzieć, że macie duże szczęście. Mnie spotkała zadziwiająco podobna historia, z tym, że od tej drugiej strony (jestem mężczyzną) i znam już jej zakończenie. Z góry przepraszam za tak długi post, ale i tak opiszę wszystko w skrócie, bez zbędnych szczegółów.

Moja księżniczka w tym roku również kończy 25 lat. Na wakacje mieliśmy zaplanowany ślub. Właściwie wszystko już pozałatwialiśmy i dopięliśmy na ostatni guzik (oprócz sukni i gajerka). Sala opłacona, kwiaty, orkiestra, obrączki, fotograf, kościół, tort, wszystko takie jakie sobie wymarzyliśmy. W październiku 2011 „stuknęło” nam 7 lat bycia razem. Po 6 latach związku, po półrocznym odkładaniu pieniędzy (studiowałem i pracowałem jednocześnie) kupiłem pierścionek z brylantem i zabrałem moją wtedy jeszcze dziewczynę w jedno z najbardziej romantycznych miejsc w Polsce gdzie się jej oświadczyłem. To było trochę ponad rok temu. Byłem strasznie zdenerwowany, ale po tym jak się zgodziła zostać moją żoną, stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ona zresztą też. Ostatni rok był jak marzenie. Był jeszcze lepszy niż poprzednie 6 lat związku. W końcu od tego momentu mogłem z dumą mówić o niej, że to moja narzeczona. Po zaręczynach pokochaliśmy się jeszcze mocniej.

Przez te 7 lat nigdy się nie kłóciliśmy. Kochałem ją ponad życie, zrobiłbym dla niej wszystko. Nigdy nie zwracałem uwagi na inne kobiety, liczyła się tylko ona. Ufałem jej w 100%, oddałem jej całe moje serce. Rozumieliśmy się zawsze bez słów. Kiedy ona czasem nie wiedziała jak zadać jakieś pytanie, ja już potrafiłem udzielić jej na nie odpowiedzi, wiedziałem o co chce spytać. Dosłownie czytałem jej w myślach. Chyba nikt jej nie znał tak dobrze jak ja. I wzajemnie. Widzieliśmy się prawie codziennie i spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę.

Pół roku temu, w związku z tym, że postanowiliśmy założyć rodzinę, jej rodzice kupili mieszkanie, w którym mieliśmy niebawem zamieszkać. Zabraliśmy się ostro za remont i wszystkie formalności z nim związane. W międzyczasie ja skończyłem studia (ona jest teraz na ostatnim roku) i w związku z tak daleko zakrojonymi planami i marzeniami zabrałem się ostro do roboty. Od pół roku pracuję po 10-14 h dziennie od poniedziałku do niedzieli (jak się łatwo domyślić z tego powodu zaczęliśmy się dużo rzadziej spotykać). Nie mogliśmy się doczekać wspólnego zamieszkania. Byliśmy strasznie szczęśliwi i podekscytowani. Wszystko układało się po naszych myślach.

I tu dochodzimy do finału tej historii. Na przełomie listopada i grudnia pojawiły się u niej wątpliwości (dokładnie takie jak opisujecie w tym wątku). Zaczęła mnie unikać. Kiedy ja miałem jakiś dzień wolny od pracy (co zdarzało się rzadko, ale ona dokładnie wiedziała kiedy mam wolne), ona z premedytacją umawiała się na imprezę ze swoimi znajomymi (oczywiście bez narzeczonego, bo po co). Nie powiem, trochę mnie to zaczęło irytować. Harowałem na to, żeby spełnić jej marzenia, a nie otrzymywałem żadnego wsparcia z jej strony. Właściwie to byłem jej potrzebny tylko wtedy, kiedy trzeba było załatwić w urzędach jakieś formalności związane z mieszkaniem (prąd, gaz, pozwolenia, kominiarz itp.). Po kilku tygodniach, od kiedy mi powiedziała o swoich wątpliwościach, równe osiem miesięcy przed naszym ślubem, spotkaliśmy się wieczorem po mojej pracy. Wtedy poinformowała mnie, że nie chce brać ślubu, że nie jestem mężczyzną jej życia i oddała mi pierścionek. To był najgorszy dzień (a później jeszcze gorsza noc) w moim życiu. Przez tydzień byłem wrakiem człowieka i nie nadawałem się do niczego (cudem nie straciłem pracy). Ale w końcu wstałem, otrzepałem się i postanowiłem, że nie odpuszczę, że nie mogę tak łatwo dać odejść kobiecie moich marzeń. Przez kolejne tygodnie zabiegałem o nią, posyłałem kwiaty, listy, zabrałem ją na romantyczną kolację, pisałem masę sms-ów, wydzwaniałem. Niestety w końcu oświadczyła mi, że nie chce mnie dłużej zwodzić i odwołuje wesele. Tak też zrobiła. Zostałem sam jak palec. Od tamtej pory nasz kontakt praktycznie się urwał i wszystko straciło sens.

Można sobie planować różne rzeczy. Ale nigdy, kiedy te plany są związane z drugim człowiekiem, nie można mieć pewności, że uda się je zrealizować. Teraz nie wierzę już w nic. Pozostała pustka i niesamowity niesmak. Nie chcę, żebyście traciły wiarę z powodu tego co opisałem. Jeśli wam zależy, to walczcie do końca. A przede wszystkim bądźcie życzliwe dla osób, które was kochają. Okazujcie im jak najwięcej ciepła. Moja narzeczona niestety postanowiła szukać szczęścia gdzie indziej. Mimo to nadal moje serce należy do niej i nie potrafię nawet wyobrazić sobie, żebym mógł być z inną kobietą. Można powiedzieć, że przegrałem życie. Straciłem swoją drugą połówkę, na którą przedtem tak długo czekałem. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem dlaczego. Nie potrafiła mi powiedzieć, co było nie tak, jaki był powód jej decyzji.

W każdym razie życzę wam powodzenia i proszę was – nie róbcie głupot.

Kurcze, czytając początek tego postu, uśmiechałam się sama do siebie. Na prawdę. Zazdrościłam tej dziewczynie tego, że ma obok siebie kogoś takiego jak TY. Druga cześć wywarła na mnie ogromne wrażenie i zakręciła mi się łezka w oku... Masz rację, można planować różne rzeczy, ale nie zawsze druga połowa również ma taka wizję... Niby wszystko jest ok, miłość, szczęście, wsparcie a tu nagle bach! Najprościej jest to wytłumaczyć tym, że ONA NIE BYŁA CI PISANA.
Wierzę w miłość i wierzę, że jak się kocha, to można przenosić góry. Niestety, czasem te góry trzeba przenieść samemu. Niech Twoja wypowiedź da innym do myślenia...
tusiamar jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2012-02-01, 09:33   #230
ArashiKishu
Raczkowanie
 
Avatar ArashiKishu
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 87
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez miniminii Pokaż wiadomość
ArashiKishu, powiedz nam, czy Ty masz psychoterapeutę któremu ufasz, nie wstydzisz się i czujesz się przy nim dobrze? Ja trafiłam i na super psycholog i super seksuolog i jest o tyle fajnie, że wręcz śmieją się ze mnie i pytają "czy Ty w ogóle słyszysz co Ty mówisz"??? Nie jakieś naukowe stwierdzenia tylko zwykle ludzkie: wymyślasz i na prawdę pomaga. Taże DOBRY I FAJNY psycholog to moim zdaniem podstawa.
Po drugie SPOKÓJ. Tylko spokój daje nam prawidłowy opis sytuacji. I pewnie CZAS. Musisz pomyśleć o tym, żeby się nie denerwować i może wyrzucić z siebie co Ci leży na sercu. Twój TŻ ma na pewno jakieś wady, które może Cię denerwują i warto się im przyjrzeć?
Jeśli chodzi o psychologa to o ile ja chętnie powiem co mi lezy na sercu, to czasem mam wrażenie że nie mam jak, bo ta pani zaczyna mówić i ja nie mogę się wtrącić... więcej ona mówi niż mnie pyta :/ Na samym początku jak zobaczyła w karcie że kończę studia, wysnuła teorię że to stąd wszystkie moje problemy, bo jestem w przełomowym momencie życia.. eh

A mój Tż ja wiem że ma wady, znam je widzę je. O ile jeszcze przed tym rozstaniem nic mi nie przeszkadzało, mimo jakichś kryzysów kochałam go najmocniej na świecie... Wczoraj widzieliśmy się i wypłakałam że kazał mi czekać tak długo i że to tak bardzo bolało, że mam do niego ogromny żal... Chciałabym żeby te wątpliwości się skończyły, w którąkolwiek stronę bo to mnie niszczy od środka :/
Od paru tygodni zrobiłam się strasznie płaczliwa:/ Płaczę bo mam wątpliwości, płaczę jak wyobrażam sobie zerwanie, płaczę bo jestem smutna teraz a nie w euforii skoro wrócił.. płaczę bo nic nie rozumiem A najgorsze że czuję się jak oszust przed nim
ArashiKishu jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 09:45   #231
Madzionella
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez antylopes Pokaż wiadomość
Cześć dziewczyny. Czytam ten wątek od samego początku. I muszę wam powiedzieć, że macie duże szczęście. Mnie spotkała zadziwiająco podobna historia, z tym, że od tej drugiej strony (jestem mężczyzną) i znam już jej zakończenie. Z góry przepraszam za tak długi post, ale i tak opiszę wszystko w skrócie, bez zbędnych szczegółów.

Moja księżniczka w tym roku również kończy 25 lat. Na wakacje mieliśmy zaplanowany ślub. Właściwie wszystko już pozałatwialiśmy i dopięliśmy na ostatni guzik (oprócz sukni i gajerka). Sala opłacona, kwiaty, orkiestra, obrączki, fotograf, kościół, tort, wszystko takie jakie sobie wymarzyliśmy. W październiku 2011 „stuknęło” nam 7 lat bycia razem. Po 6 latach związku, po półrocznym odkładaniu pieniędzy (studiowałem i pracowałem jednocześnie) kupiłem pierścionek z brylantem i zabrałem moją wtedy jeszcze dziewczynę w jedno z najbardziej romantycznych miejsc w Polsce gdzie się jej oświadczyłem. To było trochę ponad rok temu. Byłem strasznie zdenerwowany, ale po tym jak się zgodziła zostać moją żoną, stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ona zresztą też. Ostatni rok był jak marzenie. Był jeszcze lepszy niż poprzednie 6 lat związku. W końcu od tego momentu mogłem z dumą mówić o niej, że to moja narzeczona. Po zaręczynach pokochaliśmy się jeszcze mocniej.

Przez te 7 lat nigdy się nie kłóciliśmy. Kochałem ją ponad życie, zrobiłbym dla niej wszystko. Nigdy nie zwracałem uwagi na inne kobiety, liczyła się tylko ona. Ufałem jej w 100%, oddałem jej całe moje serce. Rozumieliśmy się zawsze bez słów. Kiedy ona czasem nie wiedziała jak zadać jakieś pytanie, ja już potrafiłem udzielić jej na nie odpowiedzi, wiedziałem o co chce spytać. Dosłownie czytałem jej w myślach. Chyba nikt jej nie znał tak dobrze jak ja. I wzajemnie. Widzieliśmy się prawie codziennie i spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę.

Pół roku temu, w związku z tym, że postanowiliśmy założyć rodzinę, jej rodzice kupili mieszkanie, w którym mieliśmy niebawem zamieszkać. Zabraliśmy się ostro za remont i wszystkie formalności z nim związane. W międzyczasie ja skończyłem studia (ona jest teraz na ostatnim roku) i w związku z tak daleko zakrojonymi planami i marzeniami zabrałem się ostro do roboty. Od pół roku pracuję po 10-14 h dziennie od poniedziałku do niedzieli (jak się łatwo domyślić z tego powodu zaczęliśmy się dużo rzadziej spotykać). Nie mogliśmy się doczekać wspólnego zamieszkania. Byliśmy strasznie szczęśliwi i podekscytowani. Wszystko układało się po naszych myślach.

I tu dochodzimy do finału tej historii. Na przełomie listopada i grudnia pojawiły się u niej wątpliwości (dokładnie takie jak opisujecie w tym wątku). Zaczęła mnie unikać. Kiedy ja miałem jakiś dzień wolny od pracy (co zdarzało się rzadko, ale ona dokładnie wiedziała kiedy mam wolne), ona z premedytacją umawiała się na imprezę ze swoimi znajomymi (oczywiście bez narzeczonego, bo po co). Nie powiem, trochę mnie to zaczęło irytować. Harowałem na to, żeby spełnić jej marzenia, a nie otrzymywałem żadnego wsparcia z jej strony. Właściwie to byłem jej potrzebny tylko wtedy, kiedy trzeba było załatwić w urzędach jakieś formalności związane z mieszkaniem (prąd, gaz, pozwolenia, kominiarz itp.). Po kilku tygodniach, od kiedy mi powiedziała o swoich wątpliwościach, równe osiem miesięcy przed naszym ślubem, spotkaliśmy się wieczorem po mojej pracy. Wtedy poinformowała mnie, że nie chce brać ślubu, że nie jestem mężczyzną jej życia i oddała mi pierścionek. To był najgorszy dzień (a później jeszcze gorsza noc) w moim życiu. Przez tydzień byłem wrakiem człowieka i nie nadawałem się do niczego (cudem nie straciłem pracy). Ale w końcu wstałem, otrzepałem się i postanowiłem, że nie odpuszczę, że nie mogę tak łatwo dać odejść kobiecie moich marzeń. Przez kolejne tygodnie zabiegałem o nią, posyłałem kwiaty, listy, zabrałem ją na romantyczną kolację, pisałem masę sms-ów, wydzwaniałem. Niestety w końcu oświadczyła mi, że nie chce mnie dłużej zwodzić i odwołuje wesele. Tak też zrobiła. Zostałem sam jak palec. Od tamtej pory nasz kontakt praktycznie się urwał i wszystko straciło sens.

Można sobie planować różne rzeczy. Ale nigdy, kiedy te plany są związane z drugim człowiekiem, nie można mieć pewności, że uda się je zrealizować. Teraz nie wierzę już w nic. Pozostała pustka i niesamowity niesmak. Nie chcę, żebyście traciły wiarę z powodu tego co opisałem. Jeśli wam zależy, to walczcie do końca. A przede wszystkim bądźcie życzliwe dla osób, które was kochają. Okazujcie im jak najwięcej ciepła. Moja narzeczona niestety postanowiła szukać szczęścia gdzie indziej. Mimo to nadal moje serce należy do niej i nie potrafię nawet wyobrazić sobie, żebym mógł być z inną kobietą. Można powiedzieć, że przegrałem życie. Straciłem swoją drugą połówkę, na którą przedtem tak długo czekałem. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem dlaczego. Nie potrafiła mi powiedzieć, co było nie tak, jaki był powód jej decyzji.

W każdym razie życzę wam powodzenia i proszę was – nie róbcie głupot.
Witaj, Antilopes! Twoja historia jest bardzo smutna i na pewno teraz serducho bardzo boli. Ale za jakiś czas podniesiesz sie i będzie lepiej. I może nawet stwierdzisz, że to co cię spotkało, doprowadziło do pozytywnych zmian w Twoim życiu. Być może Twoja narzeczona przeszła przez to co my, ale inny był wynik jej walki. Ale czy tak rzeczywiście było - tylko ona może odpowiedzieć na to pytanie.

Osobiście dziękuję Ci za ten post, bo teraz jeszcze lepiej rozumiem jak musiał czuć się mój narzeczony gdy ja przechodziłam przez to piekło i nie byłam pewna niczego. I jestem mu jeszcze bardziej wdzięczna, ze pozwolił mi trzymać się w takiej niepewności, mimo, że tak naprawdę było to bardzo okrutne z mojej strony.

Wiem, że teraz to co przeszedłeś jest życiową tragedią, ale jak napisałam wcześniej, kiedyś uznasz że dobrze sie stało. Jest takie powiedzenie - "co nas nie zabije, to nas wzmocni". I to jest szczera prawda, potwierdzam własnym przykładem.

A na marginesie - kolega mojego TŻta również przeżył podobną historię, rozstali się przed ślubem po 8 latach związku. Co prawda zaliczyli powrót, ale nie wyszło. Teraz ten kolega we wrześniu bierze ślub, poznał miłą dziewczynę i są razem szczęśliwi.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed



21 lipca 2012 godz. 16

16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc

1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka
Madzionella jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 09:47   #232
Clood
Zadomowienie
 
Zarejestrowany: 2011-06
Wiadomości: 1 160
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Boże w końcu jakiś prawdziwy post, prawdziwe emocje, prawdziwe wątpliwości, a nie tylko chwalenie pod niebiosa swojego związku. Dziękuję za to, że jesteście prawdziwe i nie boicie się wyrażać najszczerszych emocji. Dlaczego ludzie wiecznie przekłamują jakich to mają wspaniałych TŻów, jakie to mają wspaniałe związki, jakie to są w ogóle super kobiety - absolutnie niezazdrosne, ufające w 100% swoim facetom.

Czemu większość jest tak parszywie zakłamana

Ja też miałam akcje, planowaliśmy ślub, były zaręczyny, nagle 3 miesiące przed cichutkim ślubem TŻ stwierdził, że potrzebuje jeszcze czasu... Zabolało cholernie, bo myślałam, że mamy wspólne plany, marzenia. Trudno było mi to przełknąć, z miłości poczułam wręcz nienawiść do Niego, złość, zawód, miałam masę wątpliwości czy jednak podążamy tą samą drogą, 2 tygodnie sama nie wiedziałam jak to się wszystko skończy bo strasznie to przeżyłam i każdego dnia odsuwałam się od TŻa coraz bardziej. Oddałam wręcz pierścionek. Jesteśmy nadal razem, ale już na innych zasadach. Już nie jest na pozycji na której był wcześniej, musi sobie zapracować na moje zaufanie, zaczęłam w końcu patrzeć na siebie i swoje potrzeby, a nie jak wcześniej układałam wszystko pod Niego. Nawet zastanawiam się nad wyprowadzką do innego miasta, nie żeby zrobić mu na złość, ale znaleźć sensowną pracę. Teraz zauważyłam jaką masę błędów popełniłam i nie zrobię tego więcej. A i hipotetyczny ślub za jakiś czas już nie będzie tak oczekiwany jak ten, który miał się odbyć w kwietniu tego roku. Dla mnie to wręcz obojętne już kiedy i w jakiej formie się odbędzie, odgrzewane kotlety i TŻ ma tego świadomość, że odebrał mi taką najszczerszą radość i ekscytację. Jak jest w stanie to udźwignąć to okej. Ja też święta nie jestem, ale przejrzałam na oczy.

No i też się wygadałam i mi ulżyło..
Clood jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 10:00   #233
ArashiKishu
Raczkowanie
 
Avatar ArashiKishu
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 87
Dot.: Kryzys po zaręczynach

To prawda to chyba jedyny wątek gdzie można przyznać się do takich uczuć. Ja się bałam założyć nowy temat, bo wiedziałam że raczej nikt mnie nie zrozumie. Witaj Clood.
ArashiKishu jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 10:15   #234
Madzionella
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Clood, wirtualnie Cię przytulam. Nie wiem co prawda, jak to jest, dostać taki cios od najbliżej osoby, ale wiem, jak ciężko jest powiedzieć, że się nie jest pewnym ślubu. I wiem jak to jest, kiedy nagle wszystkie piękne marzenia zostają przekreślone.

Jedyne co mogę Ci, powiedzieć, to to, byś teraz żyła swoim życiem i czekała co dobrego może ono Ci przynieść.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed



21 lipca 2012 godz. 16

16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc

1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka
Madzionella jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 10:28   #235
Clood
Zadomowienie
 
Zarejestrowany: 2011-06
Wiadomości: 1 160
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Dzięki Dziewczyny

Ja mam o tyle fajny charakter, że z czasem się wyciszam i po prostu analizuję co robiłam źle. Ale w trakcie ciężkich sytuacji nie radzę sobie z emocjami, ostatnio wkroczyły na salony tabletki uspokajające, bo wszystko mi się piep****y, wcześniej w związku, teraz w pracy, a jeszcze sesja przede mną na magisterce, na którą nie mam czasu się uczyć, dodatkowa praca w lutym, koszmar po prostu.

Kocham TŻa, ale teraz zdecydowanie zdystansowanie. Już nie ma takiej sraczki jak kiedyś w tym temacie. Teraz trzeba żyć swoim życiem, postanowiłam nie asymilować się z Jego rodziną, nie ma zostawania u siebie na noc. Teraz mi wstyd przed rodzicami, że tak wszystko było rozluźnione, nie to że jestem jakąś ortodoksyjną katoliczką, bo w kościele jestem rzadkim gościem, ale na za dużo pozwalałam, co mogło moim rodzicom w głębi duszy nie odpowiadać, no ale skoro mieliśmy zmienić stan cywilny to miałam wrażenie, że to wszystko jakoś ujdzie w tłumie. A tak? Pan się przyzwyczaił, więc po co się wiązać i brać odpowiedzialność za drugą osobę? Widzicie - jeszcze mam żal i jeszcze sobie z tym nie poradziłam. Stałam się mega sarkastyczna, ech.
Clood jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 10:40   #236
Madzionella
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Gród Króla Kraka
Wiadomości: 774
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez Clood Pokaż wiadomość
Dzięki Dziewczyny

Ja mam o tyle fajny charakter, że z czasem się wyciszam i po prostu analizuję co robiłam źle. Ale w trakcie ciężkich sytuacji nie radzę sobie z emocjami, ostatnio wkroczyły na salony tabletki uspokajające, bo wszystko mi się piep****y, wcześniej w związku, teraz w pracy, a jeszcze sesja przede mną na magisterce, na którą nie mam czasu się uczyć, dodatkowa praca w lutym, koszmar po prostu.

Kocham TŻa, ale teraz zdecydowanie zdystansowanie. Już nie ma takiej sraczki jak kiedyś w tym temacie. Teraz trzeba żyć swoim życiem, postanowiłam nie asymilować się z Jego rodziną, nie ma zostawania u siebie na noc. Teraz mi wstyd przed rodzicami, że tak wszystko było rozluźnione, nie to że jestem jakąś ortodoksyjną katoliczką, bo w kościele jestem rzadkim gościem, ale na za dużo pozwalałam, co mogło moim rodzicom w głębi duszy nie odpowiadać, no ale skoro mieliśmy zmienić stan cywilny to miałam wrażenie, że to wszystko jakoś ujdzie w tłumie. A tak? Pan się przyzwyczaił, więc po co się wiązać i brać odpowiedzialność za drugą osobę? Widzicie - jeszcze mam żal i jeszcze sobie z tym nie poradziłam. Stałam się mega sarkastyczna, ech.
Clood, też przesżłam etap izolowania się. Teraz wiem, że było mi to potrzebne. Też nie jeździłam do jego rodziny, pojechałam dopiero po 10 miesiącach. I mimo, że wróciliśmy do tematu ślubu, który będzie za mniej niż pół roku, to już nie napalam się tak na ślubny temat. Już nie mówiąc, że narzeczony, niczym rasowy facet, raczej nie ma głowy do tych wszystkich pierdółek, i w zasadzie tylko potwierdza moje decyzje.

Wiem, że boli, ale spróbuj pohamować swój sarkazm. Jeżeli Twój chłopak jest w podobnym stanie, do tego, przez który my przeszłyśmy lub przechodzimy, to takie komunikaty nie pomagają ,wręcz przeciwnie, tylko nakręcają panikę. Dobrze, ze się od niego dystansujesz, szukasz swojej przestrzeni. Ten wzajemny dystans powinien pomóc wam do siebie znowu wrócić. Czasem trzeba przestrzeni, bo wtedy jesteśmy paradoksalnie bliżsi dla siebie.
__________________
Pani mecenas z niebieskim żabotem - mission completed



21 lipca 2012 godz. 16

16 marca 2015 "nie widzę akcji serca" 10 tc

1 sierpnia 2016 godz. 18. Nasza Asieńka
Madzionella jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 10:48   #237
Clood
Zadomowienie
 
Zarejestrowany: 2011-06
Wiadomości: 1 160
Dot.: Kryzys po zaręczynach

ja wiem, że będzie dobrze, tylko jak wspomniałaś trzeba na to czasu...
Clood jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 11:07   #238
tusiamar
Zakorzenienie
 
Avatar tusiamar
 
Zarejestrowany: 2011-12
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 11 898
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
Napisane przez Clood Pokaż wiadomość
Boże w końcu jakiś prawdziwy post, prawdziwe emocje, prawdziwe wątpliwości, a nie tylko chwalenie pod niebiosa swojego związku. Dziękuję za to, że jesteście prawdziwe i nie boicie się wyrażać najszczerszych emocji. Dlaczego ludzie wiecznie przekłamują jakich to mają wspaniałych TŻów, jakie to mają wspaniałe związki, jakie to są w ogóle super kobiety - absolutnie niezazdrosne, ufające w 100% swoim facetom.

Czemu większość jest tak parszywie zakłamana

Nie sądzę, aby ludzie byli zakłamani. Są po prostu jeszcze na takim etapie związku, kiedy wszystko jest jeszcze różowe. U mnie było 5 cudownych lat a potem pojawiło się prawdziwe wspólne życie i prawdziwe problemy.

Cytat:
Napisane przez Clood Pokaż wiadomość
Ja też miałam akcje, planowaliśmy ślub, były zaręczyny, nagle 3 miesiące przed cichutkim ślubem TŻ stwierdził, że potrzebuje jeszcze czasu... Zabolało cholernie, bo myślałam, że mamy wspólne plany, marzenia. Trudno było mi to przełknąć, z miłości poczułam wręcz nienawiść do Niego, złość, zawód, miałam masę wątpliwości czy jednak podążamy tą samą drogą, 2 tygodnie sama nie wiedziałam jak to się wszystko skończy bo strasznie to przeżyłam i każdego dnia odsuwałam się od TŻa coraz bardziej. Oddałam wręcz pierścionek. Jesteśmy nadal razem, ale już na innych zasadach. Już nie jest na pozycji na której był wcześniej, musi sobie zapracować na moje zaufanie, zaczęłam w końcu patrzeć na siebie i swoje potrzeby, a nie jak wcześniej układałam wszystko pod Niego. Nawet zastanawiam się nad wyprowadzką do innego miasta, nie żeby zrobić mu na złość, ale znaleźć sensowną pracę. Teraz zauważyłam jaką masę błędów popełniłam i nie zrobię tego więcej. A i hipotetyczny ślub za jakiś czas już nie będzie tak oczekiwany jak ten, który miał się odbyć w kwietniu tego roku. Dla mnie to wręcz obojętne już kiedy i w jakiej formie się odbędzie, odgrzewane kotlety i TŻ ma tego świadomość, że odebrał mi taką najszczerszą radość i ekscytację. Jak jest w stanie to udźwignąć to okej. Ja też święta nie jestem, ale przejrzałam na oczy.

No i też się wygadałam i mi ulżyło..

O tym jak się czujesz, wiedzą nieliczni. Aczkolwiek rzadko się spotyka, że to facet się wycofuje - nie wiem czemu. Zawsze to kobiety, w tym także ja, mają setki wątpliwości. I nie ważne jak cudownie było...Ważne jak się wszystko schrzaniło w sekundę. Ja się domyślałam, że odczytałabym jego zachowanie tak, jak ty. Było by mi źle, smutno, wręcz nie wiedziałabym co mam ze sobą zrobić i gdzie był błąd. Tak musiało być. Daj mu przestrzeń, niech Twój facet zobaczy jak to jest nie musieć żyć w związku. Z biegiem czasu pewnie wszystko się ułoży, pytanie tylko, czy warto czekać... Bo może znów usłyszysz, że "nie jest gotowy.."

Edytowane przez tusiamar
Czas edycji: 2012-02-01 o 11:08
tusiamar jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 12:07   #239
Clood
Zadomowienie
 
Zarejestrowany: 2011-06
Wiadomości: 1 160
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Cytat:
O tym jak się czujesz, wiedzą nieliczni. Aczkolwiek rzadko się spotyka, że to facet się wycofuje - nie wiem czemu. Zawsze to kobiety, w tym także ja, mają setki wątpliwości. I nie ważne jak cudownie było...Ważne jak się wszystko schrzaniło w sekundę. Ja się domyślałam, że odczytałabym jego zachowanie tak, jak ty. Było by mi źle, smutno, wręcz nie wiedziałabym co mam ze sobą zrobić i gdzie był błąd. Tak musiało być. Daj mu przestrzeń, niech Twój facet zobaczy jak to jest nie musieć żyć w związku. Z biegiem czasu pewnie wszystko się ułoży, pytanie tylko, czy warto czekać... Bo może znów usłyszysz, że "nie jest gotowy.."
Ja mu nie mówię ile ma czasu, absolutnie, ale jak poczuję, że mnie zwodzi po prostu to zakończę, bo należę do osób które podejmują radykalne decyzje, oddanie pierścionka uważam za jedną z takich i nie żałuję. A o ślubie w sumie na tą chwilę nawet nie chce mi się myśleć, bo temat mi obrzydł totalnie, jak wspomniałam nie będę się tym ekscytować i nawet nie będzie mi się chciało tego organizować. Ślub na ten moment byłby dla mnie rejestracją więc lepiej jak go póki co w ogóle nie mam w głowie.
Clood jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-02-01, 15:00   #240
miniminii
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2008-11
Wiadomości: 108
Dot.: Kryzys po zaręczynach

Wydaje mi się, że na takie "ślubne decyzje" trzeba też spojrzeć z innej strony. Wszyscy wychowujemy się w jakiejś rodzinie, wszyscy mamy jakieś wewnętrzne lęki, rzeczy, które leżą w naszej podświadomości. W tak potwornie ważnym momencie, jakim jest ślub WSZYSTKO WYCHODZI. I wtedy pojawia się decyzja - walczę, albo nie walczę.
Można powiedzieć, że jeżeli "coś" mówi danej osobie , że "to nie to, że nie może tego zrobić" i ta osoba odchodzi to jest odważna. ALE. Ta osoba ma podświadomość i to ona mówi, że coś jest nie tak. A co jest w podświadomości? Tego ta osoba nie wie. A nie próbuje dotrzeć do podświadomości, tylko ucieka. Więc w tym momencie przestaje być odważna.
Ja poczułam, że coś jest nie tak, że muszę odejść. Że co nie zrobię będzie źle. Tak mi mówi podświadomość, że nie kocham i koniec. JUŻ CHCIAŁAM ZERWAĆ - TO WY MNIE POWSTRZYMAŁYŚCIE! I szereg osób powiedziało mi , że problem jest we mnie... Bo jeśli człowiek jest szczęśliwy, a nagle nie chce ślubu to logiczne że "coś" jest nie tak. A tym "czymś" niekoniecznie jest druga osoba, a często my sami.
Wtedy stoimy przed wyborem - naprawiamy siebie i jako nowi, dobrzy ludzie próbujemy trzeźwym okiem budować relację z drugim człowiekiem. Jeśli okazuje się nie warty - odchodzimy. Ale odchodzić zanim naprawimy siebie? Nagle negując dobro i miłość drugiego człowieka? To błąd.
Może ukochana Antylopes się odkochała, poznała kogoś i z motylami w brzuchu wydaje się jej, że podjęła dobrą decyzję. Ale z pewnością nie była to decyzja dyktowana "dobrym sercem" i starannymi przemyśleniami. Może kiedy jej nowe życie spowszednieje zrozumie, że problem był w niej, nie w Tobie? Bo zakochiwać można się do śmierci. Żyć dla motyli w brzuchu. Cierpieć raz, a drugi raz skakać z radości. Ale czy to zastąpi PRAWDZIWĄ RELACJĘ, opiekę, dobro, miłość, wsparcie??? Które małżeństwa są najpiękniejsze? Te, które mają motyle w brzuchu, te w których jest dobry sex, czy te oparte na bezgraniczej miłości, zaufaniu i cieple??? Czy dwójka staruszków patrząca sobie w oczy ma dobry sex? Przeżywa miłosne uniesienie? Nie - kocha się z całego serca, jest z drugim człowiekiem, bo widzi w nim dobro i potrafi się nim cieszyć. Ja wierzę, że ludzi na swojej drodze spotykamy nieprzypadkowo. Tak jak siebie na tym forum. Nic nie dzieje się bez przyczyny, "wybieramy" swoją miłość, a ona nas. Niestety często zaniedbujemy ją kierując się instynktami. Jednak one nie dadzą nikomu szczęścia na dłużej. Dobre serce - to cecha, którą powinna mieć ukocha osoba. A czy my mamy tą cechę? To jest ważne pytanie. Dlaczego "wkurza" nas coś w ludziach? Jak jedzą, siorbią, robią dziwne miny. Może nerwica. A może nie potrafienie zaakceptowania wad drugiego człowieka? KAŻDY mąż kiedyś nas będzie wkurzał. Każdy po 20 latach będzie miał milion wad. Ale jak MY będziemy dobrzy to nam w ogóle nie będzie przeszkadzać. Może ktoś powie, że to jest rezygnowanie z własnego szczęścia. Ale moim zdaniem nie istnieje na świecie druga osoba, która NIGDY nie będzie nas wkurzać, nie "znudzi nam się". Zawzsze coś będzie nie tak. Ale jak będziemy dobrzy, będziemy pamiętać, że po prostu kogoś kochamy i to czas pokaże, czy ten ktoś na tę miłość zasługuje.
Antylopes, Twoja ukochana na Twoją miłość nie zasłużyła. Nie chciała o nią walczyć. Być może popełniła błąd swojego życia. Ale ona nie walczyła. Nie przyszła do Ciebie zapłakana i nie powiedziała "nie wiem co się dzieje, boję się, że Cię już nie kocham". Nie dała Wam czasu. Taka była jej decyzja i może była jej pewna. Nie przejmuj się tym, co teraz z nią się stanie. Musisz znaleźć osobę równie dobrą jak Ty, która, jeśli kiedykolwiek przyjdą wątpliwości, będzie o Was walczyć.
Może to głupie co mówię, może w wieku 20 lat kiedy przychodzą wątpliwości, powinno się odejść. A może to jest tak, że Bóg kładzie nam pod nogi kłodę, żeby pokazać, że jeśli ją podniesiemy będziemy szczęśliwszy niż kiedykolwiek? Może ominięcie tej kłody i pójście w drugą stronę jest wyborem łatwym, ale pustym, złym? Tego nie wiem. Ale jakoś wiara w to nadaje sens wielu wydarzeniom z mojego życia....
Po kilku tygodniach terapii dowiedziałam się, że niczego nie boję się tak bardzo, jak tego, że ktoś mnie opuści. Dlatego wolę zostawić sama, niż zostać zraniona. Kiedy chodzi o koleżankę, czy kogoś, na kim mi nie zależy po prostu odchodzę, jak czuję się nieważna. Tak też zrobiłam z ojcem. Zostawiłam go w myślach, bo czułam, że on zostawia mnie. Musiałam być szybsza.
Jesli jednak mi zależy, to pojawia się lęk, co jeśli JA opuszczę? I zaczynam się bać, że ja opuszczę i zaczyna się koło zapętlać.
KAŻDY mój sen opowiada o tym, że TŻ mnie krzywdzi, zdradza, krzyczy na mnie, nie kocha mnie. Zostawia. Kiedy śpię i nie myślę, pojawiają się moje prawdziwe lęki. I ja, z pomocą psychoterapii muszę je zabić. A jeśli pomoże mi w tym mój TŻ będę już wiedziała, że nie spotkaliśmy się bez przyczyny
Rozpisałam się, ale to było dla mnie bardzo, bardzo ważne

Edytowane przez miniminii
Czas edycji: 2012-02-01 o 16:26
miniminii jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2014-08-09 21:27:35


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 09:32.