2010-10-20, 21:25 | #1 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 917
|
Współlokatorzy - problemy
Dziewczyny!
Błagam, doradźcie mi coś... Pisałam ostatnio o mieszkaniu z facetem, dziś też chodzi o mieszkanie, ale tym razem o moich współlokatorów... Myślałam, czy podpiąć się pod jakiś wątek, ale właściwie nic nie pasuje. Nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że wykańczam się tutaj psychicznie, przez moich współlokatorów, których nawet ciężko nazwać znajomymi. Jak to mój TŻ określił: to po prostu ludzie, z którymi się użeram. Nie ma "w tym domu" rozmowy, komunikacja leży i kwiczy, nie ma czasem nawet głupiego "cześć" gdy mijamy się w korytarzu. To tak na wstępie. Znaliśmy się wcześniej, dlatego mieszkamy razem, bo nie chcieliśmy z kimś obcym, a akurat wszyscy potrzebowaliśmy mieszkania i kogoś kto będzie współlokatorem. Oni są parą, jest jeszcze jedna dziewczyna, która z nami mieszka, ale powiedzmy, że jest niegroźna, pracuje więc często jej nie ma i nie jest jakaś upierdliwa. Problemem są ona i on. Pomijam już, że nie tak wyobrażałam sobie studenckie życie pod jednym dachem. Myślałam, że będzie luzacka atmosfera, pogaduchy, itd. Że czasem można będzie wpaść z piwem do siebie i poplotkować... O ja naiwna. Główny problem to sprzątanie i atmosfera taka, że można... zawiesić siekierę w powietrzu. Tego nie będę próbowała zmienić, bo szczerze mówiąc na tym mi już przestało dawno zależeć. Po kilku próbach nawiązania kontaktu dałam sobie po prostu spokój. Czasem jednak porozmawiać trzeba, a ja się wtedy oblewam zimnym potem. Dlaczego? Każda moja próba podjęcia dyskusji, nieważne czy pytam "co słychać?" czy chcę zwrócić o coś uwagę kończy się albo: - zignorowaniem mnie oraz tego co miałam do powiedzenia - spławieniem mnie - wydarciem na mnie mordy (za przeproszeniem) i kłótnią. Ponieważ przekonałam się, jacy to są ludzie (typ: spluniesz, a oni powiedzą, że deszcz pada) przestałam zwracać uwagę, gdy coś mnie denerwuje i duszę niestety to w sobie, bo... moje gadanie i tak nic nie zmienia. Jednak dzisiejsza sytuacja doprowadziła mnie (nie pierwszy raz) do łez... Sprawy wyglądają tak: -odkąd on pracuje właściwie non stop jest syf w kuchni, ponieważ ona nie raczy pozmywać... (ona właściwie rzadko kiedy raczy cokolwiek posprzątać...) - przez to gary w zlewie stoją co najmniej dobę... albo dłużej. Raz nawet stały tyle, że aż w zlewie zrobiła się rdzawa obrączka od garnka... - ostatnio w umywalce w łazience, która jest w stanie: pożalsięboże, znalazłam mnóstwo blond kłaków(czyli nie moich), których postanowiłam nie sprzątać... ale nie skomentowałam tego. Nie mówię nic, bo tak jak pisałam wcześniej, nie ma to sensu, a poza tym mi też się zdarzy np. zostawić coś czasem w zlewie. Jednak od początku tego roku akademickiego bardzo się pilnuje i zmywam dzień w dzień po sobie wszystko, zwłaszcza, że tego dużo nie ma (na jedną osobę). Nawiasem mówiąc: Dziś żartowałam z TŻtem, że wczoraj nie zmyłam talerzyka i stoi w kuchni (ciężko było zresztą dostać się do zlewu, aby go zmyć, ale to w sumie już norma), więc jak się coś będą burzyć w tym temacie, to chyba padnę... I co się okazało? Weszłam ledwo do mieszkania (ok. godz. 18), a za chwilę słyszę, że i oni wrócili. Sama już ich obecność działa na mnie... irytująco. Za chwilę pukanie do drzwi mojego pokoju: On: "Czy mogłabyś zmyć po sobie kuchenkę? Zdumiona odparłam, że dobrze. A później, stojąc nad tą kuchenką i szorując ją wymyślałam w głowie cięte riposty. Niestety po fakcie, mogłam je sobie... do nosa wsadzić. Faktycznie, wczoraj podczas przygotowywania obiadu, mogło mi coś tam chlapnąć, chociaż nie jestem w 100% pewna, że wszystko było aby na pewno moje. Jednak, ostatnie 3 tygodnie, kuchenka stała uwalona tak, że głowa mała (ona sprzątała ostatnio w kuchni, jak wpisała sobie w grafiku, ale kuchenkę pominęła...) i jakoś nikomu to nie przeszkadzało, a ja że częściej jem ostatnio u TŻta, albo nie jem obiadów wcale, to stwierdziłam, że po nich sprzątać nie będę. Widocznie on sprzątnął ją 2-3 dni temu i teraz czepia się mnie o najmniejsze chlapnięcie. Ale dobrze, sprzątnęłam, trudno, po sprawie. Chodzi o to, że nie mogę tak dłużej. Rozmawiałam o całym zajściu z moim TŻ i z moją siostrą... Oczywiście, nie wyobrażają sobie, że tak jest... Problemem, jest to, że boję się coś odezwać. Wiem, że to głupie, ale nie często mam do czynienia z chamem, z którym spokojną rozmową nic nie osiągnę, natomiast wydzierania się na siebie nawzajem nie uznaję. Bo normalnie nie jestem osobą, która daje sobie na głowę wejść... No jednak z nimi... nie potrafię. W dodatku, kilka razy próbowałam konfrontacji, które spełzły na niczym. Jedynie ja się wkurzyłam i najadłam nerwów. Im nie można zwrócić uwagi. Myślę, że wydaje im się, że mają przewagę liczebną oraz, że można wygrać bez podawania sensownych argumentów i załatwić wszystko krzykiem (sama czasem słyszę, jak ze sobą rozmawiają). I przez te nerwy, bezsilność, wszystko co opisałam wyżej, boję się też pójść i im wygarnąć, bo chyba bym się ze złości rozpłakała. A później ona będzie się chwalić (jakby było czym), jak to on mnie zgasił. - wiem, bo już tak robiła z naszą poprzednią współlokatorką, chwaliła się właśnie czymś mniej więcej takim. No żenada. Sytuacja, dla mnie jest już po prostu beznadziejna. Wiem, że nie powinnam się bać i nawet jeśli przestanę i nastawię się na konfrontację to i tak pewnie z niej nic nie wyniknie. Za bardzo też nie mogę się wyprowadzić, bo widnieję w umowie (podpisaliśmy na 2 lata), a poza tym sama nie bardzo miałabym się gdzie teraz podziać. Z TŻtem chcemy zamieszkać razem dopiero od przyszłego roku... Czuję, że jestem w kropce. Może Wy, patrząc z boku, zobaczycie dla mnie jakieś wyjście?
__________________
|
2010-10-20, 21:45 | #2 |
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2006-08
Lokalizacja: Miasto Gołębi
Wiadomości: 2 753
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Nieciekawa sytuacja. Moim zdaniem nie ma co się męczyc. Kto oprócz Ciebie widnieje na umowie? Postaw sprawę tak: nie chcę z wami mieszkac - albo ja się wyprowadzam albo wy. Nie wdawaj się w dyskusje. Co grozi Ci za zerwanie umowy?
|
2010-10-20, 22:15 | #3 |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2009-02
Wiadomości: 4 727
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
A musisz z nimi mieszkać?
|
2010-10-20, 22:31 | #4 | |
.
Zarejestrowany: 2010-07
Lokalizacja: koniec świata
Wiadomości: 28 112
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Cytat:
|
|
2010-10-20, 22:32 | #5 |
Nie depcze krokusów
Zarejestrowany: 2004-08
Wiadomości: 53 233
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
miss_bennet - miałam podobną sytuację, mieszkałam z dziewczynami-bałaganiarami. Po roku wyprowadziliśmy się do kawalerki.
__________________
- Rób swoje, wiedźminie. Resztą się nie turbuj.
Geralt solennie obiecał sobie nie turbować się. |
2010-10-20, 22:35 | #6 | |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 917
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Cytat:
W sumie mieszkanie jest dużą okazją, bardzo dobre warunki za niezłą cenę, punkt też niezły. Razem go szukaliśmy, więc nie chciałabym z niego rezygnować... Po pierwsze i głównie dlatego, że nie miałabym gdzie teraz mieszkać. Przypadkowe mieszkanie z ogłoszenia jest o tyle niebezpieczne, że nie wiem na kogo trafię i czy nie wpadnę z deszczu pod rynnę... Moje myślenie jest takie: dlaczego to ja mam z tego mieszkania rezygnować, mieszkać być może w gorszych warunkach, a jeszcze trafię na większych syfiarzy, albo niewiadomo co jeszcze. Może to błąd w myśleniu, ale buntuję się, że z jakiej racji ja mam ustąpić? Ech... Co mi grozi? Formalnie, jeśli nie zajdę kogoś na moje miejsce, to pewnie właściciel nie zwróci mi kaucji (wartość podwójnego czynszu, a na kasie nie śpię, więc odpada). Jeśli nie zerwę umowy, tylko się po prostu wyprowadzę, to postraszą mnie umową, że wciąż tam widnieję i mam płacić. A jeśli kogoś będę szukała na moje miejsce, to zaczną mnie gnębić psychicznie, że nie chcą nikogo obcego i że ja jestem podpisana na umowie, więc nic ich to nie obchodzi, ale płacić mam ja. Wiem, bo już jedna dziewczyna się wyprowadziła (ale ona akurat dlatego, że rodzice kupili jej mieszkanie) i wiem, jakie rozmowy były z nią. Zresztą, sama mam do niej trochę żalu, że znalazła ostatecznie kogoś z ogłoszenia, a nie znajomą osobę, tak jak chcieliśmy... Chociaż, jak widać nie ma to znaczenia. Czasem obcy są mniej szkodliwi, ale nie zawsze.
__________________
|
|
2010-10-20, 22:48 | #7 |
BAN stały
Zarejestrowany: 2007-12
Wiadomości: 27 877
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Przetrzymać?
Robić to co ta druga dziewczyna. Nie no, bardziej serio. Nie odzywać się, nie sprzątać po sobie (tyle co sama zabrudzisz, następnym razem mówić 'nie, nie mogłabym, chyba że zaczniesz usuwac swój pie*dolnik ze zlewu to po tygodniu widocznej poprawy pomyślę'). Olać własne zasady i zdrowo drzeć mordę. Jak się nie rozedrzesz to Cię najwyraxniej nie uszanują. |
2010-10-20, 23:14 | #8 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2008-04
Lokalizacja: Gdańsk
Wiadomości: 876
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
po to się jest w związku z kimś, że w razie problemów, z którymi nie potrafimy sobie poradzić, to się udajemy do naszej połowicy. poproś chłopaka żeby był przy Twojej rozmowie z lokatorami. nie odważą się na Ciebie nawrzeszczeć i potraktują Cię poważniej. w razie czego będziesz miała wsparcie.
__________________
mam niską tolerancję na łańcuszki szczęścia i na linki do konkursów, proszę nie wysyłaj mi ich. !szukam podręczników do nauki esperanto. Edytowane przez aldenea Czas edycji: 2010-10-20 o 23:15 |
2010-10-20, 23:19 | #9 | ||
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 917
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Cytat:
Ja bym się wstydziła im zwrócić uwagę, że coś tam jest niesprzątnięte, gdybym sama regularnie zostawiała syf. Ale ja to ja, widocznie niektórzy nie mają wstydu... EDIT: Cytat:
__________________
Edytowane przez miss_bennet Czas edycji: 2010-10-20 o 23:26 |
||
2010-10-20, 23:27 | #10 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2006-12
Wiadomości: 5 046
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
ja w swej wrodzonej złośliwości pewnie bym robiła dokładnie to samo co owi upierdliwcy ;]. pobrudzili kuchenkę? jutro ja ją tak upieprzę, żeby się odmyć nie dało. zostawili kłaki w zlewie? wyczyszczę szczotkę i kłębek zostawię na widoku. wiesz, swój brudek może im nie wadzić, ale czyjś to już inna sprawa. i nie, nie zgadzaj się NIGDY na sprzątanie po nich.
nie daj się przekonać, że to oni mają rację bo 'jest ich więcej'. masz takie samo prawo do robienia w tym mieszkaniu 'co ci się podoba' co oni. inna sprawa, możesz się zakumplować bliżej z tą panienką niewadzącą jednocześnie absolutnie zlewając upierdliwą parkę. na niektórych to może podziałać, jakby poczuli się hm, 'wykluczeni'. |
2010-10-20, 23:28 | #11 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-07
Lokalizacja: Polska:)
Wiadomości: 372
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
do kitu ;/ Współczuje Ci i to bardzo ... Moja rada jak powyżej , sprzątaj sama po sobie ... wymyśl sobie ciętą gadkę i pociśnij im przy najbliższej okazji kiedy będzie ostro ale wtedy kiedy Twój Chłopak będzie obok Ciebie
|
2010-10-20, 23:44 | #12 | |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2008-04
Lokalizacja: Gdańsk
Wiadomości: 876
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Cytat:
poza tym możesz zapraszać kogo zechcesz, nic im do tego, bo to jest RÓWNIEŻ Twoje mieszkanie i płacisz za nie tak samo jak oni.
__________________
mam niską tolerancję na łańcuszki szczęścia i na linki do konkursów, proszę nie wysyłaj mi ich. !szukam podręczników do nauki esperanto. |
|
2010-10-20, 23:59 | #13 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 917
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Może dlatego, że mój współlokator jest chamem i prostakiem. Nie da się z nim porozmawiać. Argument ma w razie czego: "zamknij mor.de!!".
Była taka sytuacja kiedyś, nie dotyczyła sprzątania. Oni mieli gości (ich rodzeństwo przyjechało), ale to było jakoś w środku tygodnia. Ok. godz. 1 w nocy, kiedy próbowałam usnąć, dostawałam szału, że tupią, biegają, wydzierają się i słuchają głośno muzyki. Miałam nawet zamiar wstać i ich ochrzanić... Jednak usłyszałam dzwonek do drzwi: policja. Niezbyt to może miłe, ale rechotałam zadowolona, że nareszcie ktoś ich postanowił uciszyć. No i było cicho, ale o godz. 3 zaczęły się jakieś histerie i szarpana w toalecie. Wstałam więc, aby ich uciszyć, bo miałam na rano zajęcia czy egzamin (nie pamiętam już). "Za karę" poustawiali mi pod drzwiami butelki po piwie, które dotychczas stały w kuchni i jakoś nikomu nie przeszkadzały (fakt, że były moje). Dlatego nie chcąc już w nocy się awanturować, na drugi dzień przyszłam i zapytałam, co to wszystko miało znaczyć. Po czym on oświadczył mi, że sama zadzwoniłam na policję, to powinnam wiedzieć!!! Później było już tylko wydzieranie się na mnie, a tłumaczenia, że chyba sobie ze mnie żartuje były jak grochem o ścianę. Ja swoje, on swoje, a ona jak zwykle umywa ręce, bo nie wie czy to ja czy nie ja i to dla niej nie jest ważne. Parę innych sytuacji, gdzie próbowałam dojść do jakiegoś porozumienia to: zostałam olana, albo w niemiły sposób potraktowana. I boję się właśnie z tych wszystkich powodów, o których już pisałam i mogę powtórzyć: - zaczną się na mnie wydzierać - żadne sensowne argumenty nie popłyną i znów nic z tego nie wyniknie - jakbym miała im wszystko wygarnąć, to bym się ze złości i nerwów rozpłakała, a dla nich to największa satysfakcja kogoś zgnoić...
__________________
|
2010-10-21, 00:11 | #14 | |
.
Zarejestrowany: 2010-07
Lokalizacja: koniec świata
Wiadomości: 28 112
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Cytat:
widze, ze swietnych wspollokatorow sobie obralas. niesamowicie pozytywni ludzie <ironia> dobrze by bylo, zebys zapoznala sie blizej z ta pracujaca wspollokatorka |
|
2010-10-21, 00:15 | #15 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-08
Wiadomości: 3 533
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Powiem tak, dziwne macie stosunki w tym mieszkaniu. Bo co to znaczy, że jedna współlokatorka jest nieszkodliwa? A owa parka jest wyjątkowo podła i brudząca. To jest jakaś miara szkodliwości? Nieumyty garnek- syfiarz, uległość i potulność- nieszkodliwość?
Wszyscy jesteśmy ludzmi i chyba każdemu może sie zdarzyć nie umyć natychmiast po obiedzie garnków itp. Wiadomo, że nikt nie lubi siedzieć w brudzie, tak samo jak nikt nie lubi słuchać uwag na temat niewłaściwego zrobienia tego lub owego. Jakby ktoś w moim azylu chodził za mną i pouczał mnie jak powinnam sie gospodarzyć to pewnie byłabym wściekła. Myślę, że najwłaściwsza jest zasada każdy sprząta po sobie. Inna sprawa, że tak bardzo boisz sie obcych. Szukałaś mieszkania ze znajomymi i co? wyszłaś na tym jak na mydle, nawet nie powiedzą cześć. To co to są za znajomi, jak mają takie jazdy i nawet nie są w stanie na spokojnie porozmawiać o funkcjonowaniu w mieszkaniu. Obcy to też ludzie, normalni studenci, mniej lub bardziej nauczeni porządku. Czasem po prostu wystarczy na początku ustalić reguły i już będzie milej. Takich znajomych jak twoi współlokatorzy to trzeba mieć gdzieś.
__________________
Nikt nie śledzi tak bacznie postępowania innych jak ten, komu nic do tego. (V.Hugo) Kobieta nigdy nie wie czego chce, ale nie spocznie, dopóki nie osiągnie celu. |
2010-10-21, 00:36 | #16 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-07
Lokalizacja: Shmalzberg
Wiadomości: 7 002
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Miss bennet-> ale TY SIĘ ICH BOISZ!!
Boisz panicznie, boisz jakby byli no niewiem...bandą terrorystów z Al-kaidy, a nie grupą ludzi, których podobno znałaś...Bosh- jak czytam to co piszesz, to jedno mi sie nasuwa- jesteś słabą psychicznie osóbką (nie oceniam tego) i każdy ci możne pojechać po psychice Cytat:
jak nie sprzątają po sobie- zostawiaj syf taki sam albo gorszy jak przyjdą z pretensjami- "zamknij mordę" albo "spier...laj" zawsze możesz powiedzieć "wypie...dalaj z mojego pokoju" jak sie zaczną wydzierać- 2 pln za stopery do uszu w aptece- i problem z głowy ale jeśli ty, zamiast sie postawić swoim "oprawcom" wolisz popłakać, bo jesteś milutką dziewczynką- to juz twój problem Ja bym nie miała problemu- wyprowadziłabym się, sprawę wyprowadzki mozesz załatwić z samym właścicielem- umówić się z nim na miescie- pogadać na spokojnie np. drogi panie, mam problem, poniewaz osoby z którymi mieszkam okazały się nieodpowiedzialnymi flejtami, nie sprzątają po sobie, niszczą psychicznie współlokatorów, zachowują się agresywnie i nie przestrzegają zasad "współżycia" tj. ciszy nocnej- była wzywana policja. Chciałabym się wyprowadzić w związku z tym- albo może pan, jako właściciel lokalu wynająłby komuś innemu pozostałe pokoje a tych trutniów wyrzucił? Zobaczysz reakcję własciciela i zgodnie z nią postąpisz. Co do kaucji- możesz za nią odmieszkać ostatni miesiąc w tym mieszkaniu i w ten sposób sobie ją odbierzesz. nic trudnego- oczywiście dla kogoś kto chce poprawić swoją sytuację, a nie tylko ponarzekać
__________________
jedyne miejsce gdzie sukces jest wcześniej niż wysiłek, to słownik jak chłopu zależy, to żeby skały srały, a mury pękały, to znajdzie czas i sposób, żeby się z Tobą skontaktować... |
|
2010-10-21, 00:48 | #17 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2006-03
Lokalizacja: kraina uśmiechu i dobrego humoru :-D
Wiadomości: 9 033
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Widze trzy wyjścia
1. nie zmieniać nic 2. wyprowadzić się 3. rozpocząć z nimi otwartą wojnę. nie wydaje mi się żebyś psychicznie byla przygotowana na cos takiego, bo już po Tobie jeżdża jak po łysej kobyle, za przeproszeniem. Niewybaczalne żeby facet kazał Ci "zamknąć mordę" albo kazał sprzątnąć kuchenkę. Niestety z prostakami gada się po prostacku, a nie kulturalnie bo tylko taki jezyk rozumieją ich kurze móżdżki. Już masz zszargane nerwy a na dodatek jest dwoje na jednego - dlatego wyjście nr 3 byłoby mocno ryzykowne |
2010-10-21, 00:56 | #18 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2008-04
Lokalizacja: Gdańsk
Wiadomości: 876
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
la'Mbria - słuszność i prawda bije z postów Twoich. amen.
Autorko, co Ty tam jeszcze robisz? bądź mądrzejsza i ustąp świnkom miejsca. zrób jak wasza poprzednia współlokatorka i im dokoptuj osobę z ogłoszenia. nie ma co się patyczkować i tracić nerwów. to nie będzie Twój problem.
__________________
mam niską tolerancję na łańcuszki szczęścia i na linki do konkursów, proszę nie wysyłaj mi ich. !szukam podręczników do nauki esperanto. |
2010-10-21, 08:36 | #19 | ||
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 917
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Cytat:
Napisałam, że dziewczyna jest nieszkodliwa, żeby w skrócie dać do zrozumienia, że ona nie jest problematyczna. I nie chodzi o to, że cicha i potulna, tylko jej prawie, że nie ma i nie robi bałaganu, a zresztą nie o niej chciałam pisać, dlatego tak to ujęłam. Zgadzam się z tym, że każdemu czasem zdarzy się czegoś nie sprzątnąć. Nie jestem pedantką, sama czasem czegoś nie sprzątnę od razu, bo mi się najzwyczajniej w świecie nie chce. Chodzi tu o to, że oni po prostu myślą, że to jest dla mnie takie fajne codziennie przeciskać się przez stertę garów, aby nalać wodę do czajnika, albo zmyć szklankę po sobie. Bo na serio, dzień w dzień zlew jest zawalony. Nawet jak już on coś pozmywa, to za chwilę robią nowe jedzenie i świeża dostawa brudnych naczyń. Obłęd. Chodzi też o to, że przy takim zachowaniu z ich strony, mają jeszcze czelność czepiać się mnie o nie zmytą kuchenkę. A kiedy to ja próbuję zwrócić uwagę, to jest obraza majestatu. Co do pogrubionego: też właśnie tego nie potrafię zrozumieć, bo ja jestem i zawsze byłam otwarta na dyskusje na ten temat, ale oni nie rozumieją słowa dyskusja, i że można coś spokojnie obgadać. Dlatego pytam Was, co z tym zrobić... Cytat:
Myślałam o kartkach. Kiedyś nawet jedną powiesiłam... Oj, jakże ich wyprowadziłam tym z równowagi. A myślę, że nie jestem olewana z mojego powodu, bo nigdy nie idę do nich i się nie płaszczę, tylko dlatego, że oni nie mają za grosz szacunku do drugiego człowieka. Oni nawet nie mają go do siebie nawzajem, ale to mnie akurat najmniej obchodzi, bo w końcu co kto lubi. Na tyle na ile znam właściciela, nie obchodzi go, kto tu mieszka i co się dzieje, ważne, aby suma się zgadzała. Dlatego do niego się nie udam z prośbą, aby ich wyrzucił. Jedyne o czym mogłabym z nim rozmawiać, to sprawa osoby, którą znalazłabym na swoje miejsce - gdybym miała w tym momencie dokąd się wyprowadzić.
__________________
|
||
2010-10-21, 08:49 | #20 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-10
Lokalizacja: z kupy gruzu
Wiadomości: 18 377
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Boisz się ich- tak jak mówi la'Mbria.
I do własciciela też się iść boisz- nie sądzę ze mu tak wszystko jedno, bo jak jest burdel w mieszkaniu, to i niszczy sie wszystko. A już policja? Sądzisz ze by nie zareagował? Skoro w nocy była taka impreza, ze sąsiedzi wezwali policję, to dlaczego następnym razem mieliby nie wybic szyby czy cokolwiek? A jak na swoje miejsce znajdziesz kogoś w porozumieniu z właścicielem... to będą mogli sobie pogadać do ściany.
__________________
Źle czy dobrze, okaże się później. Ale trzeba działać, śmiało chwytać życie za grzywę.
Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się. Śledź też pies! - blogujemy ♥ Edytowane przez klempaa Czas edycji: 2010-10-21 o 08:51 |
2010-10-21, 09:02 | #21 | |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 917
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Cytat:
Bo zawsze wychodziłam z założenia, że skoro mamy ze sobą mieszkać, to nie warto robić skisu. Jednak teraz staram się przestawić na myślenie, że warto, bo jeśli nie, to szkodzę sobie, a dłużej nie mam już ochoty. A właściciela się nie boję akurat Do mieszkania większość rzeczy dokupowaliśmy sobie sami, a to co on kupił to jak sam stwierdza: jeśli wytrzymają te meble dwa lata to super, bo ja i tak zakładam, że po was one się rozlecą. Gościu wynajmuje kilka mieszkań, robi niezłą kasę, a że mieszkanie było praktycznie puste, to kupił nam najtańsze meble z ikea i takie ma podejście. Naprawdę, nic oprócz tego, żeby mieć całą kwotę w terminie , go nie interesuje. Co do tego, żeby wprowadzać zmiany, to wymyśliłam, że następnym razem, gdy będzie okazja, bo zobaczę coś typu te kłaki w umywalce, to pójdę pogadać do niej. Mimo wszystko z nią są większe szanse na spokojną rozmowę i przynajmniej powiem wszystko, co chcę powiedzieć. Zaznaczę jej wtedy, że nasza współpraca niezbyt się klei i jeśli nie chcą, żebym się wyprowadziła (bo wolą kogoś znajomego, czy coś), to lepiej, żeby zmienili swój stosunek do sprawy. Jeśli ona poskarży się jemu, a on wpadnie we wściekłość i przyleci do mnie grozić mi, że jestem w umowie, czy co tam jeszcze sobie wymyśli (jestem sobie w stanie wyobrazić, że to tak mniej więcej by wyglądało), wówczas będę z nim "rozmawiała" na jego poziomie, każąc mu zamknąć drzwi za sobą z drugiej strony. To tak na początek... Co myślicie...?
__________________
|
|
2010-10-21, 09:16 | #22 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2008-10
Lokalizacja: z kupy gruzu
Wiadomości: 18 377
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
A ja bym do właściciela i tak poszła. Nie po to, by cos robił, ale by zaakceptował osobę, którą znajdę na swoje miejsce
__________________
Źle czy dobrze, okaże się później. Ale trzeba działać, śmiało chwytać życie za grzywę.
Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się. Śledź też pies! - blogujemy ♥ |
2010-10-21, 09:22 | #23 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2009-05
Wiadomości: 32 059
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Od razu jak przeczytałam pierwszego posta doszłam do wniosku, że w większości to Twoja wina
Jak się zaczyna razem mieszkać to ustala się pewne zasady, grafik sprzątania itp. Nie rozumiem czemu tego nie zrobiliście. Nie rozumiem też czemu nie rozmawiasz z drugą współlokatorką, jej jest wszystko obojętne? Ty tylko siedzisz w pokoju i płaczesz, bo boisz się odezwać? Poza tym to niby Twoi znajomi więc o co chodzi... nie zauważyłaś wcześniej, że są chamscy (nie wierzę, że z dnia na dzień z aniołków zamienili się w chamskich buraków). Może Ty im wcześniej czymś podpadłaś albo pokłóciliście się, no nie wiem... i teraz robią Ci na złość? Co się stało, że zachowują się tak beznadziejnie skoro wcześniej się kolegowaliście? Cytat:
bo jakbyś chciała to nie szukałabyś pretekstu typu kłaki w zlewie tylko nawet teraz zapukałabyś do ich pokoju i powiedziałabyś co myślisz... ale Ty nie chcesz, boisz się Edytowane przez visionAM Czas edycji: 2010-10-21 o 09:23 |
|
2010-10-21, 09:39 | #24 |
Zakorzenienie
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Dziewczyno idź do własciciela choćby po to, by mu zasygnalizować problem! bo jeśli współlokatorzy są tacy jak ich opisałaś to jeszcze doczekasz się np oskarżenia o zniszczenie czegoś czego nie zniszczyłaś albo o głośne imprezy albo o jakieś niezapłacone rachunki czy cokolwiek. Prostaccy ludzie na prawdę potrafią wyrolować spokojnego uczciwego człowieka jeśli widzą okazję.
Idź, opowiedz mu wszystko, jak Ci powie, że mu to wisi ok - ale będzie przynajmniej wiedział jak sytuacja wygląda i w razie jakichś większych klopotów na pewno sobie przyopmni...
__________________
Gdyby wybory miały coś zmienić już dawno byłyby zakazane ... |
2010-10-21, 09:55 | #25 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-08
Lokalizacja: z łona matki.
Wiadomości: 955
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Miałam podobną sytuację. Mieszkałam z dziewuchą, która miałą niewyparzoną gębę, i cięty język. I na jej nieszczęście ja nie pozwoliłam sobie w kaszę dmuchać.
Ona na początku była miła itp. bo szukała ludzi na mieszkanie. Poszłam ja no i zaczęły się schody. Lala zaczęła się czepiać o moje niedociągnięcia, które jej też się zdarzały. Ona jednak często przeginała, nocne schadzki, imprezy .No i wiadomo, atmosfera nieciekawa, aż się wracać nie chce na chate bo wiadomo, ona czeka z 'ryjem' Nie było mowy o jakimś chowaniu głowy w piasek, podeszłam do niej najbliżej jak mogłam, popatrzyłam prosto oczy i od razu powiedziałam prosto z mostu 'hej koleżanko, chyba się nieco zagalopowałyśmy i czegoś nie rozumiemy' i zaczęłam jej wymieniać co i jak. Sprawa została wyjaśniona, były ciche dni ale zarówno ona jak i ja czułyśmy jakiś respekt i był porządek. Bo dziewucha zobaczyła, że ma do czynienia z osobą rozumną, która zna swoją wartość i nie pozwoli by ktoś psuł jej humor Odwagi, przygotuj sobie argumenty, nie zaj się zakrzyczeć i działaj a zobaczysz jaka potem satysfakcja
__________________
Nalej Serce, nalej... Na początku bóg stworzył człowieka, ale widząc go takim ułomnym, dał mu kota. |
2010-10-21, 09:57 | #26 | |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 917
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Cytat:
Właśnie: ustala się RAZEM, a nie, że każdy sobie... W tamtym roku grafiku nie było. Błąd. Ale w tym roku już jest, na zasadzie wpisywania co kto i kiedy posprzątał. Tylko wpisujemy całe pomieszczenia, a nie poszczególne sprzęty. No, a niestety czasem potrzeba zmyć tylko tę nieszczęsną kuchenkę... i wtedy już chętnych brak. Nie rozmawiam, bo jej nie ma, albo mnie nie ma. Nie znamy się za bardzo i nie chciałam tydzień po jej przeprowadzce wyskakiwać: Tyy, słuchaj, a wiesz, że ona i on to są takie flejtuchy i buraki? Bo to by o mnie źle świadczyło. Nie wiem, czy jej przeszkadza ale sądzę, że w związku z tym, że rzadko bywa w domu, na weekendy jej nie ma, to jej po prostu wszystko jedno. Nie mówię, że nie spróbuję z nią pogadać, ale nie chcę jej podburzać, bo ostatecznie dziewczyna ma swój rozum i stwierdzi, że ja tu chcę jakieś gierki prowadzić, a ją to zwyczajnie nie bawi. Jest też od nas trochę starsza (5-6lat), więc myślę, że inaczej do wszystkiego podchodzi. A ja nie siedzę codziennie zapłakana, bo tak bardzo się ich boję. Po prostu to nie pierwsza sytuacja, która mnie wyprowadziła z równowagi. Zresztą, pisałam już, że było kilka prób odezwania się, ale one nic nie wnosiły. Z tą dziewczyną znałam się z kursu językowego w naszym rodzinnym mieście. Nie jakoś super, ale lubiłyśmy się. W momencie gdy obie dostałyśmy się tu na studia, stwierdziłyśmy, że razem poszukamy mieszkania. Niewielu moich znajomych się tu wybierało, więc była moją jedyną opcją. Poza tym, jest ona typem osoby przesłodkiej, która będzie dla Ciebie milutka, a z tyłu wbije nóż w plecy - o tym przekonałam się dopiero mieszkając razem. Jej chłopaka znałam z widzenia, a później w kilku tam sytuacjach. Nie dało się wówczas stwierdzić, że są burakami. Znałam ich, ale to nie byli moi jacyś tam przyjaciele. Z nią mieszkałam na pierwszym roku w jednym pokoju i już wtedy próby rozmawiania kończyły się fiaskiem. Ja: mogłabyś zgasić światło, bo chciałabym spać. ona: nie, bo się uczę/siedzę przy kompie/maluję paznokcie. ja: to może chociaż lampkę sobie zapal, a zgaś to górne światło: ona: nie, nie chcę sobie psuć wzroku. Powiecie: trzeba było wstać i zgasić po chamsku. No może i trzeba było... Później jej chłopak dostał się tu na studia więc musieliśmy znaleźć coś większego, a skoro miałam mieć swój pokój, a oni swój (swoje, bo mają dwa), to stwierdziłam, że nie będą mi przeszkadzać... Nie pojawiła się też okazja, żeby mieszkać z kimś innym. Poza tym miałam wtedy zawirowania związane z tym, że zostawił mnie mój były i nie miałam przez to głowy do spraw mieszkaniowych. Wiem, że jakieś tam błędy z mojej strony są, ale to ich chyba nie usprawiedliwia do bycia burakami. Bo można ze sobą normalnie gadać i obejść się bez grafiku czy czegoś, trzeba tylko chcieć. Ale chcieć muszą wszyscy, a nie, że to ja za każdym razem, jak jest problem idę do nich i zaczynam rozmowę. Oni czasem też by mogli wykazać inicjatywę. Już zostawiając to, że mogliby też czasem okazać trochę szacunku: słuchając tego co mam do powiedzenia i nie olewając mnie. W tym momencie bawią mnie już sytuacje, kiedy stojąc w kuchni, rozmawiamy, po czym np. ona z kuchni wychodzi w połowie zdania, a ja sobie je dokańczam... do ścian mówiąc. Pytam zatem, gdzie kultura? A nie będę za nią biegła i dokańczała jej zdania, bo ona ma mnie słuchać... Szukam pretekstu, bo jak pójdę ot tak, to pomyślą: wymyśliła sobie od wczoraj ripostę i teraz przyłazi dopiero, a poza tym, mając pretekst mam powód do rozmowy, jakąś podstawkę. Nie będę się przepychać słownie w stylu: nie zrobisz, zrobię, nie zrobisz, zrobię, bo nie o to chodzi. Mam taki pomysł po prostu i mam nadzieję go zrealizować. I nie mogę zapukać teraz, bo on jeszcze jest. Muszę poczekać, aż pójdzie i gadać tylko z nią, żeby móc oczywiście dojść do słowa. Z nim mogę później, jak już mu dziewczyna przekaże.
__________________
Edytowane przez miss_bennet Czas edycji: 2010-10-21 o 10:05 Powód: kolorki się pomieszały :P |
|
2010-10-21, 12:05 | #27 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-04
Wiadomości: 206
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
a macie okres wypowiedzenia? wg znajdz sobie nowe lokum, nie ma sensu walczyc, tylko nerwy stracisz, oswiadcz wlascicielowi mieszkania ze chcesz sie wyprowadzic i czy to Ty masz znalezc nowa osobe na swoje miejsce czy on, czy ewentualnie reszta wspolokatorow, wspollokatorom tez powiedz ze sie wyprowadzasz - ale zrob to w momencie jak juz zaklepiesz sobie lokum bo inaczej zycia nie bedziesz miala, choc pewnie i tak dadza Ci ostro popalic, dla mnie jasne, wyprowadzasz sie i tyle, szkoda zdrowia marnowac na takich ludzi i tyle.............. ja po dwoch latach prob i bledow wreszcie mam super lokum, a niezle wczesniej sie meczylam, mniej wiecej to samo co Ty razy 100 :P
|
2010-10-21, 14:07 | #28 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2010-08
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 542
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Współlokatorzy ... Temat rzeka.... Niestety rozumiem Twoje położenie, bo sama znalazłam się kiedyś w podobnej sytuacji...
Wynajęliśmy piękne, duże (92 m kw - 3 pokoje + salon z kuchnią) mieszkanie w trójkę. Pracowaliśmy razem, więc uznaliśmy, że to nie jest głupi pomysł bo się już trochę znamy. Żadne z nas nie miało partnera więc układ był jasny. Kłopoty zaczęły się szybko, gdyż okazało się, iż ON jest mocno trunkowo-imprezowy ONA i JA po pracy wolałyśmy raczej ciszę i spokój. ON spraszał sobie swoich kolegów "dresiarzy". Na wszelkie próby zwrócenia uwagi odpowiadał "U siebie jestem q.wa!". Nie byłam przygotowana na taki przebieg wydarzeń... ON jak tylko dostawał wypłatę to brał wolne i przez trzy, cztery dni non stop pił. W połowie miesiąca oczywiście zaczynał wyżerać nasze jedzenie z lodówki bo już kasy nie miał. Pomijam aspekty w stylu: brudne skarpety leżące w łazience, resztki zarostu w umywalce, obsrany kibel, wieczny zaduch w jego pokoju i zapach się z niego wydobywający, jego brudne naczynia w kuchni bo to po prostu obrzydliwe było ale... Najbardziej wqrzało mnie co innego.. Wyprowadzając się z domu nie miałam wiele rzeczy. Wszystko co później zabrałam wyprowadzając się od byłego TŻ kupiłam sama za ciężko zarobioną kasę. Skoro wprowadziliśmy się do pustego mieszkania: ON, ONA i JA. , powiedziałam, żeby korzystali z moich rzeczy jeśli mają ochotę. Nie wzięłam jednak pod uwagę tego, że ON nie będzie miał absolutnie żadnego szacunku do pożyczanych rzeczy... I tak: w czasie mojego z NIM mieszkania straciłam chyba ze cztery komplety szkła, które zostały potłuczone w czasie JEGO imprez. Na żądanie odkupienia odpowiadał: "pier..l się! więcej zarabiasz ode mnie to sama sobie kup!" albo "odkupię jak dostanę wypłatę" co oczywiście nigdy nie nastąpiło. Korzystając z mojej patelni Tefala (za prawie sto pln) zdrapał z niej teflon nożem.. Jadł z moich naczyń, a potem wstawiał do zlewu i czekał aż ONA się wnerwi i zmyje.. Wiem, że to bzdury, ale ja gdy pożyczam coś od kogoś to to szanuję i uważam bardziej niż na własne... Potem zaczęły się skargi sąsiadów do administracji. Ci z kolei interweniowali do właścieciela mieszkania. Gość całą naszą trójkę ochrzaniał mówiąc, że nie interesuje go kto co zrobił, razem wynajmujemy - razem ponosimy konsekwencje.. Ale dlaczego ja miałam odpowiadać za czubka, który w trakcie swoich imprez sikał na kwiatki sąsiada pod nami, albo rzucał z balkonu śliwkami w przechodzących ludzi...?!?! Dłuuuugo zaciskałam zęby, bo nie miałam innego wyjścia. Miarka się przebrała, gdy ON miał urlop. Nie trzeźwiał przez dwa tygodnie, a gdy zrobił imprezę ( ja wyszłam do znajomych ) wracając natknęłam się na leżącego w moim łóżku obrzyganego JEGO kumpla.... qr.a, zero szacunku dla cudzych rzeczy... I pamiętam jak dziś, że rano poszłam do sklepu, za ostatnie pieniądze, kupić produkty na obiad (m.in. pół kg boczku) Wyszłam po TŻ, patrzę, a ta łajza zeżarła mój boczek! Zero przejęcia. Wydawało mu się , że cały czas jest bezkarny! Myślałam, że mu łeb urwę.... Weszłam do swojego pokoju, rozpłakałam się jak dziecko mówiąc: "Nie wytrzymam tego dłużej!" a TŻ wyjął z kieszeni klucze od swojego domu i mi je wcisnął w rękę. Historii jednak nie koniec. Najpeirw poszłam do NIEJ mówiąc, że mam dosyć zycia w takim gościem i , że najchętniej wypowiedziałabym umowę, tylko nie wiedziałam czy ONA da sobie radę. ONA tylko popatrzyła na mnie i powiedziała : "Od dwóch miesięcy się zbieram do Ciebie z tym samym pytaniem. Dasz sobie radę jak wypowiemy umowę?" Ponieważ właściciel mieszkania był normalnym , młodym człowiekiem i też miał już dosyć wysłuchiwania skarg od administracji z radością przyjął moją i JEJ deklarację, że rezygnujemy. ONA bała się powiedzieć JEMU , że rezygnuje. To ja zostałam posłańcem. Jak mu przekazałm "radosna" nowinę to puścił w moim kierunku taką wiązankę epitetów, że aż uszy bolały... Przez dwa tygodnie się do mnie nie odzywał... Po kolejnych dwóch ja się wyprowadziłam....... Podobnie jak w Twoim przypadku umowa najmu spisana była na trzy osoby. Wystarczyło by jedna osoba wypowiedziała umowę, a automatycznie pozostali najmujący dostają wypowiedzenie.
__________________
Ever thine. Ever mine. Ever ours.
|
2010-10-21, 14:31 | #29 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2009-07
Lokalizacja: Mazowieckie
Wiadomości: 1 641
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Jak już dziewczyny napisały: ale Ty się ich boisz. Do tego stopnia, że sprzątasz po nich zasyfiałą kuchenkę. Niedługo może będziesz im obiad gotowała?
Wybacz, ale złość mnie bierze na takie osoby jak Ty. Jakiś palant i jego panna wydzierają się na Ciebie, zachowują się jak państwo na włościach, a Ty buzi nie umiesz otworzyć i paru słów powiedzieć. Cham ryknie, a Ty tuptasz do kuchni szorować kuchenkę. Na forum piszesz pięknie, inteligentnie i elokwentnie, a w rzeczywistości siedzisz cicho i dusisz wszystko w sobie. Kochana, troszkę odwagi! Nie daj sobą pomiatać. Gdyby na mnie ten chłopaczyna ryknął, to by usłyszał kilka słów. A pannie, która zasłania się swoim ryczącym maczo, powiedziałabym co myślę o zostawianiu kłaków w sitku. Nie bój się i nie daj się stłamsić, tak samo jak oni płacisz za to mieszkanie. Jeśli ich nie obchodzi bałagan, to sprzątaj tylko po sobie w kuchni. Wannę myj zanim się wykąpiesz i odkurzaj tylko w swoim pokoju. |
2010-10-21, 15:03 | #30 |
Zakorzenienie
|
Dot.: Współlokatorzy - problemy
Oj współczuje bardzo
Na pocieszenie powiem Ci że nie masz jeszcze takiej najgorszej sytuacji - nie znika Ci jedzenie z lodówki, nie uciekają kosmetyki Jestem w poniekąd podobnej sytuacji a może i gorszej bo ja się męczę z siostrą Tż-ta i wiele innych spraw w takim wypadku dochodzi Wiesz co musisz się poprostu odizolować od nich - ich życie, ich sprawa dopóki nie zakłócają Ci snu, nauki da się żyć Nigdy nie wiesz na co możesz trafić i zawsze moze być gorzej - np w akademiku - Ty masz jak zrozumiałam własny pokój, możesz mieć w nim porządek jaki chcesz i na reszcie się nie koncentrować. No racja wiadomo jak irytujący jest burdel w łazience, na kuchence, ale może nie traktuj tych pomieszczeń jako swoje, tylko nie wiem - powszechnego użytku W takich sytuacjach wg mnie najważniejsze jest nastawienie, nie możesz się przejmować bo się zamęczysz, musisz przyjąć stosunek poniekąd obojętny No i może jakiś konkretny regulamin razem z tą "trzecią" dziewczyną? Albo np dałoby się porozmawiać z tylko jedną osobą z tej pary, jak będzie sama? w cztery oczy zawsze łatwiej no o ile będziesz pewna że jest szansa na poważną rozmowę w celu porozumienia i później w "parce" Cię nie obgadają Powodzenia, trzymaj się i nie stresuj
__________________
[COLOR=blue]Za Tobą szaleje [COLOR=Green]Nasza wielka miłość na maleńkich nóżkach Marianek i Rysiu |
Nowe wątki na forum Intymnie |
|
Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
Narzędzia | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 12:05.