Ponowny ślub- wątek dyskusyjny

[elvegirl]

Napisane przez Kolor Bzu

Pamiętam co wizażanki radziły i dziękować opaczności nie posłuchałam

A co by się stało gdybyś posłuchała i gdybyś zwolniła wtedy bieg tej relacji? Pewnie niewiele A tak to na Wizażu jesteś teraz postrzegana jako osoba, która zmieniła się o 180 stopni pod wpływem nowego związku i w sumie nie ma co się wizażankom dziwić, tutaj się ocenia na podstawie skrawków informacji. I tak zwane społeczeństwo ocenia podobnie - wiedzą niewiele, ale wnioski mają. Dlatego najlepiej żyć po prostu w zgodzie ze sobą i ludźmi, na których zdaniu nam zależy najbardziej. A reszta...cóż, najwyżej powiedzą "a nie mówiliśmy" ale to nasze decyzje i nasze konsekwencje, proste

Napisane przez Kolor Bzu

Zresztą już zaznaczałam, że nie piję akurat do swojej sytuacji, bo już więcej niż raz spotkałam się z sytuacją że ktoś dość szybko wziął drugi ślub, a ludzie właśnie gadali że to nieprzemyślane, że związek terapeutyczny, że te same błędy... A jednak związki te są szczęśliwe i mają się dobrze. I stąd się zastanawiam skąd się biorą te przekonania o tym że trzeba czasu i żeby uważać by nie wpaść w relację terapeutyczną, bo nie spotkałam się z istnieniem takowych w otoczeniu. I nie wiem czy trafiam na wyjątki czy po prostu większość ludzi jednak potrafi sobie poradzić.

U mnie takie przekonanie wynika z własnego doświadczenia (nie rozwodowego, ale rozstaniowego) i z rozmów ze znajomymi.

[Kolor Bzu]

Napisane przez elvegirl

A co by się stało gdybyś posłuchała i gdybyś zwolniła wtedy bieg tej relacji? Pewnie niewiele A tak to na Wizażu jesteś teraz postrzegana jako osoba, która zmieniła się o 180 stopni pod wpływem nowego związku i w sumie nie ma co się wizażankom dziwić, tutaj się ocenia na podstawie skrawków informacji. I tak zwane społeczeństwo ocenia podobnie - wiedzą niewiele, ale wnioski mają. Dlatego najlepiej żyć po prostu w zgodzie ze sobą i ludźmi, na których zdaniu nam zależy najbardziej. A reszta...cóż, najwyżej powiedzą "a nie mówiliśmy" ale to nasze decyzje i nasze konsekwencje, proste


U mnie takie przekonanie wynika z własnego doświadczenia (nie rozwodowego, ale rozstaniowego) i z rozmów ze znajomymi.

Stałoby się tylko to że zamiast kilku świetnych przeżyć bym siedziała sama i zastanawiała się kiedy mogę zrobić to co dla mnie dobre, by wizażanki nie gadały ci wydaje się mimo wszystko być gorszym interesem.

Właśnie dziwi mnie takie ocenianie bo po związkach znajomych widzę że żadnej reguły nie ma i że najgorzej wychodzi się słuchając innych zamiast swojej intuicji.

Ale skończmy o mnie, bo nie o tym jest ten wątek. Ja jak wiadomo lubię posłuchać opinii ale i tak zrobię swoje. I jak na razie nie żałuję żadnej decyzji;-)

[elvegirl]

Napisane przez Kolor Bzu

Właśnie dziwi mnie takie ocenianie bo po związkach znajomych widzę że żadnej reguły nie ma i że najgorzej wychodzi się słuchając innych zamiast swojej intuicji.

A z kolei ja po sobie i swoich znajomych widzę, że intuicja podpowiada dobrze dopiero wtedy, kiedy się jest poukładanym "w środku w czesiu" Najlepszą jak do tej pory decyzję związkową podjęłam będąc już dokładnie świadoma granic, jakich nie chcę przekraczać i wymagań, których spełnienie jest dla mnie niezbędne dla zdrowego związku. Wcześniej...bywało różnie. I jaśnie pani intuicja nie raz i nie pięć mnie na manowce prowadziła

[ajah]

Napisane przez elvegirl

A z kolei ja po sobie i swoich znajomych widzę, że intuicja podpowiada dobrze dopiero wtedy, kiedy się jest poukładanym "w środku w czesiu" Najlepszą jak do tej pory decyzję związkową podjęłam będąc już dokładnie świadoma granic, jakich nie chcę przekraczać i wymagań, których spełnienie jest dla mnie niezbędne dla zdrowego związku. Wcześniej...bywało różnie. I jaśnie pani intuicja nie raz i nie pięć mnie na manowce prowadziła

Również zaobserwowałam taką zależność.
Im człowiek bardziej poukładany po rozpadzie związku tym większe szanse na to, że nastepny będzie ... inny, bardziej pozytywny. Oczywiście zdarzają się odstępstwa od tej reguły.

[Kolor Bzu]

Napisane przez ajah

Również zaobserwowałam taką zależność.
Im człowiek bardziej poukładany po rozpadzie związku tym większe szanse na to, że nastepny będzie ... inny, bardziej pozytywny. Oczywiście zdarzają się odstępstwa od tej reguły.

To prawda, tylko nie znaczy to że koniecznie trzeba dużo czasu na poukładane się. To przecież indywidualna sprawa. Jednemu starczy miesiąc a drugiemu rok.

[elvegirl]

Napisane przez Kolor Bzu

To prawda, tylko nie znaczy to że koniecznie trzeba dużo czasu na poukładane się. To przecież indywidualna sprawa. Jednemu starczy miesiąc a drugiemu rok.

Oczywiście. I to wie każdy, kto jest blisko z osobą, która podjęła swoją decyzję. Cała reszta oceniającego społeczeństwa to ludzie, którzy oceniają sytuację, a nie konkretną osobę. A obserwacje wielu ludzi prowadzą do wniosków, że lepiej dać sobie więcej tego czasu, niż mniej. Z tym się chyba nie wygra, trzeba po prostu żyć po swojemu. Najważniejsze to mieć świadomość, że się podejmuje samodzielne decyzje i żyć w zgodzie ze sobą.

[ajah]

Napisane przez Kolor Bzu

To prawda, tylko nie znaczy to że koniecznie trzeba dużo czasu na poukładane się. To przecież indywidualna sprawa. Jednemu starczy miesiąc a drugiemu rok.

Zgadzam się. W końcu na to ile ktoś bedzie się zbierał po porzednim związku ma wpływ wiele czynników tj. czas jego trwania, to co się zadziało, sposób rozstania, wsparcie ludzi wokół czy indywidualne predyspozycje.

Natomiast w samym temacie to uważam, ze ludzie zawsze wiele mówią, oceniają, wiedą lepiej; najbardziej ci, którzy nie znają dobrze sytuacji.
Już lepiej słuchać tych coś wiedzą coś więcej w danej kwestii.

[new woman in town]

Napisane przez Kolor Bzu

To prawda, tylko nie znaczy to że koniecznie trzeba dużo czasu na poukładane się. To przecież indywidualna sprawa. Jednemu starczy miesiąc a drugiemu rok.

Ludzie myślą schematami, stereotypami, obawiają się tego co nieznane i niestandardowe. A jeśli nieznane i niestandardowe, to na pewno złe. Nieodpowiedzialne. Głupie.

A co nam do tego? Nie poniosę konsekwencji decyzji innych ludzi. To oni, ewentualnie, potłuką sobie tyłek kolejny raz. Nie chciałabym też być odpowiedzialna, za to, że moje złote rady były tak świetne, że załatwiły komuś samotne życie, miał szanse ale z niej zrezygnował, pod wpływem obcych.

Ludzie gadają i będą gadać. Jak nie o tym, to o innym. Nie będą obiektywni. Żyjesz bez ślubu- źle. Rozwodzisz się- źle. Bierzesz ślub- źle. Nie masz dzieci- źle. Masz 6 dzieci- zwariowała. Nie masz mieszkania- porażka życiowa. Masz mieszkanie na kredyt- hehehe. I tak w kółko.

Ja teoretycznie odczekałam sporo. Ale czy miałam taki plan? Nie. Jeśli spotkałabym wcześniej właściwego człowieka, nie zrezygnowałabym z niego, tylko dlatego, że ktoś uważa, że muszę zachować odpowiedni odstęp.

[ganesha]

Napisane przez Kolor Bzu

Hej

Tak sobie myślę, natchnięta swoją sytuacją oraz historiami kilku znajomych.
Jeśli ktoś był w związku małżeńskim, który się zakończył rozwodem to jaki czas Waszym zdaniem powinien minąć do zaręczyn z następnym partnerem, by nie zostało to źle odebrane?
Mam kolegę, który dostał rozwód, 3 miesiące potem się oświadczył kolejnej dziewczynie i po kolejnych 3 miesiącach był ślub.
Ma koleżankę, która wzięła rozwód i rok później miała narzeczonego kolejnego.
Sama nie planuję w najbliższym czasie zaręczyn. Ale nie zmienia to faktu, że z TŻ-em mieszkam i myślimy o sobie poważnie. W czerwcu dostałam rozwód i zastanawiam się jaki czas musiałby minąć (statystycznie) do deklaracji z obecnym, by nie spotkało się to ze społeczną konsternacją.

P.S. Wiem, że decyzja jest tylko nasza itd. Ten watek jest tylko w celu przedyskutowania społecznego odbioru takich sytuacji.

Myślę że jeśli macie "posprzątane" po eksach, wszystko wyjaśnione i się kochacie to choćby jutro Większość normalnych, otwartych osób nie będzie tego komentować a ludzie, których mogłoby to razić w oczy pewnie i tak są zbulwersowani rozwodem, tym że masz kolejnego faceta itp.
Ty powinnaś mieć opinię innych ludzi w głębokim poważaniu i robić tak jak mówi serce. A tak z ciekawości to zależy Ci na ślubie z jakiegoś konkretnego powodu? Pytam bo rozumiem że nie jesteś tradycjonalistką, która aż tak duża wagę przykłada to instytucji małżeństwa ?

[Kolor Bzu]

Napisane przez ganesha

Myślę że jeśli macie "posprzątane" po eksach, wszystko wyjaśnione i się kochacie to choćby jutro Większość normalnych, otwartych osób nie będzie tego komentować a ludzie, których mogłoby to razić w oczy pewnie i tak są zbulwersowani rozwodem, tym że masz kolejnego faceta itp.
Ty powinnaś mieć opinię innych ludzi w głębokim poważaniu i robić tak jak mówi serce. A tak z ciekawości to zależy Ci na ślubie z jakiegoś konkretnego powodu? Pytam bo rozumiem że nie jesteś tradycjonalistką, która aż tak duża wagę przykłada to instytucji małżeństwa ?

TŻ jest wierzący i nie wyobraża sobie założenia rodziny bez zawarcia związku przed Bogiem.

---------- Dopisano o 11:35 ---------- Poprzedni post napisano o 11:31 ----------

Tyle że my jeszcze dajemy sobie czas i na razie niczego nie planujemy.

[new woman in town]

Napisane przez ganesha

Pytam bo rozumiem że nie jesteś tradycjonalistką, która aż tak duża wagę przykłada to instytucji małżeństwa ?

Uważasz, że nie można być tradycjonalistką mając na koncie zakończony związek małżeński?

[ganesha]

Napisane przez new woman in town

Uważasz, że nie można być tradycjonalistką mając na koncie zakończony związek małżeński?

Zależy co rozumiesz przez "tradycjonalizm"? Ja odnoszę się do wiary katolickiej. Sama nie jestem wierząca, jednak faktem jest iż w tej właśnie religii małżeństwo jest świętą instytucją. Jeśli autorka byłaby, w moim rozumieniu tradycjonalistką, to dla niej instutucja małżeństwa byłaby "świętością" i tyle. Skoro w tak krótkim czasie udało jej się zakończyć jedno małżeństwo i stworzyć inny związek (w którym mysli o zamążpójściu) to potwierdzam iż w moim rozumieniu tradycjonalistką nie jest.
I ja tego nie oceniam, każdy powinien żyć wg swoich zasad. Autorka potwierdziła moje zdanie mówiąc iż TŻ jest wierzący i dla niego jest ważny ślub kościelny (nie wiem czy autorka miała już taki i walczy o unieważnienie czy tamten ślub był tylko cywilny).
Tobie autorko życzę powodzenia i raz jeszcze nie martw się tym, co pomyslą ludzie. Jeśli się kochacie i chcecie tego to idzcie za głosem serca

[new woman in town]

Napisane przez ganesha

Zależy co rozumiesz przez "tradycjonalizm"? Ja odnoszę się do wiary katolickiej. Sama nie jestem wierząca, jednak faktem jest iż w tej właśnie religii małżeństwo jest świętą instytucją. Jeśli autorka byłaby, w moim rozumieniu tradycjonalistką, to dla niej instutucja małżeństwa byłaby "świętością" i tyle. Skoro w tak krótkim czasie udało jej się zakończyć jedno małżeństwo i stworzyć inny związek (w którym mysli o zamążpójściu) to potwierdzam iż w moim rozumieniu tradycjonalistką nie jest.

No tak. Ja nie stawiam znaku równości pomiędzy tradycjonalizmem a religijnością. Poza tym nie każda religia traktuje instytucje małżeństwa jako sakrament, przymierze pomiędzy ludźmi i Bogiem, a co za tym idzie, dopuszczają rozwody i ponowne śluby. Dzięki za sprecyzowanie

[Kolor Bzu]

Napisane przez ganesha

Zależy co rozumiesz przez "tradycjonalizm"? Ja odnoszę się do wiary katolickiej. Sama nie jestem wierząca, jednak faktem jest iż w tej właśnie religii małżeństwo jest świętą instytucją. Jeśli autorka byłaby, w moim rozumieniu tradycjonalistką, to dla niej instutucja małżeństwa byłaby "świętością" i tyle. Skoro w tak krótkim czasie udało jej się zakończyć jedno małżeństwo i stworzyć inny związek (w którym mysli o zamążpójściu) to potwierdzam iż w moim rozumieniu tradycjonalistką nie jest.
I ja tego nie oceniam, każdy powinien żyć wg swoich zasad. Autorka potwierdziła moje zdanie mówiąc iż TŻ jest wierzący i dla niego jest ważny ślub kościelny (nie wiem czy autorka miała już taki i walczy o unieważnienie czy tamten ślub był tylko cywilny).
Tobie autorko życzę powodzenia i raz jeszcze nie martw się tym, co pomyslą ludzie. Jeśli się kochacie i chcecie tego to idzcie za głosem serca

Miałam ślub cywilny a nie religijny.

[new woman in town]

Kolor Bzu a Ty nie spotkałaś się z komentowaniem tego, że jesteś w kolejnym związku, mieszkacie razem? Te komentarze dotyczą wyłącznie decyzji o ponownym wejściu w związek małżeński czy każdy, poważniejszy?

[Kolor Bzu]

Napisane przez new woman in town

Kolor Bzu a Ty nie spotkałaś się z komentowaniem tego, że jesteś w kolejnym związku, mieszkacie razem? Te komentarze dotyczą wyłącznie decyzji o ponownym wejściu w związek małżeński czy każdy, poważniejszy?

My nie jesteśmy zaręczeni więc o planach ślubnych nikt nic nie mówi. Zresztą sami planujemy to za jakieś 2 może 3 lata.
To że jesteśmy ze sobą i mieszkamy to raczej nie spotkało się z negatywnymi opiniami, chyba że o nich nie wiem.
Ojciec TŻa kręcił na początku nosem bo jak zamieszkaliśmy razem nie miałam rozwodu. Moi rodzice się ucieszyli, że mam w końcu porządnego i kulturalnego faceta. Znajomi moi nic mi złego nie mówili. Jego znajomi też nie, a on też zakończył związek 3 miesiące przed naszym wspólnym zamieszkaniem.
Ale może gadają swoje za plecami.

---------- Dopisano o 16:24 ---------- Poprzedni post napisano o 16:21 ----------

A co do związków innych to bardzo duża część moich znajomych też żałoby po poważnym związku nie nosiła więc gro z nich bardzo szybko weszło w kolejny, zgodnie z zasadą że szkoda czasu na żałobę po czymś co nie wyszło.

[new woman in town]

Wiem, że jeszcze nie planujecie. Przeczytałam ze zrozumieniem Pytałam nie tylko o waszą sytuację ale może źle to napisałam

W pierwszym poście wspominasz o znajomych, ich ślubach i komentarzach. I tak się zastanawiałam, czy komentowane były tylko śluby czy już sam nowy związek.

[Kolor Bzu]

Napisane przez new woman in town

Wiem, że jeszcze nie planujecie. Przeczytałam ze zrozumieniem Pytałam nie tylko o waszą sytuację ale może źle to napisałam

W pierwszym poście wspominasz o znajomych, ich ślubach i komentarzach. I tak się zastanawiałam, czy komentowane były tylko śluby czy już sam nowy związek.

Opisałam na to chwilę później;-) właściwie tylko co do ślubu.
Związku czepia się tylko wizaż;-)

[new woman in town]

Czyli wynika z tego, że związek nikogo nie dziwi i nie bulwersuje o ile nie dochodzi do ślubu. Co najmniej ciekawe

To tak jakby ktoś wepchnął ludzi do pudełka z napisem "rozwodnik" a potem był niepocieszony, że trzeba go przenieść do pudełka z napisem "normalny".

[elvegirl]

Napisane przez new woman in town

Czyli wynika z tego, że związek nikogo nie dziwi i nie bulwersuje o ile nie dochodzi do ślubu. Co najmniej ciekawe

A z tym to się nigdy nie spotkałam

[b82ed09e83d6cc96f3cec4b39c6008ed9e8c5acd_5dd330825eb9e]

Ja ogolnie uwazam, ze kazdy ma prawo do szczescia i szczerze mowiac nigdy nie myslalam o jakichs ramach czasowych na przeczekanie miedzy jednym slubem, a drugim. Uwazam, ze kazdy ma prawo zyc jak chce, nawet jesli dla mnie wydaje sie to byc smieszne, malo powazne- wazne, ze nie krzywdzi sie tym innych. Banalne, ale co mnie obchodza cudze sluby.

[Kolor Bzu]

Napisane przez new woman in town

Czyli wynika z tego, że związek nikogo nie dziwi i nie bulwersuje o ile nie dochodzi do ślubu. Co najmniej ciekawe

To tak jakby ktoś wepchnął ludzi do pudełka z napisem "rozwodnik" a potem był niepocieszony, że trzeba go przenieść do pudełka z napisem "normalny".

Też to trochę tak odbieram. Że jak był długoletni konkubinat i się posypie to w sumie nie szkoda, bo to tylko konkubinat, ale małżeństwo? Nie... to już zapewne zakrawa dla niektórych o patologię. A to w sumie ciekawe.
A może mają problem z tym, że rozwodnik ma kolejnego małżonka, a oni sami np. nie mogą doczekać się zaręczyn?

[cleopadra]

Ja nie rozumiem podejscia niektorych ludzi.Jezeli zwiazek bezslubny sie rozpadnie to spoko,za 2 dni mozna zamieszkac z innym partnerem,a jak zwiazek byl slubny to musi minac jakis czas by znow stanac na slubnym kobiercu.