Nie wiem jak dalej radzić sobie w relacjach z osobami z zaburzeniami psychicznymi - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2020-12-03, 21:56   #1
Rogue_
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2011-07
Wiadomości: 12

Nie wiem jak dalej radzić sobie w relacjach z osobami z zaburzeniami psychicznymi


Szczerze mówiąc chyba właśnie zakładam kolejny wątek na wizażu z tematem przewodnim „potrzębuję się wygadać”. Moja historia polega na tym, że od wielu lat przyciągam do swojego bliskiego otoczenia osoby z zaburzeniami depresyjnymi/ depresyjno-lękowymi. Moja mama jest po kilku nieudanych próbach samobójczych, co prawda ostatnia była ponad 8 lat temu, a ja mam już 23 lata, ale jednak zostaje to w głowie, szczególnie, że poza nami przez całe moje życie w domu nie było nikogo innego. Mama jest od wielu lat pod kontrolą psychiatryczną, bierze leki, generalnie jest stabilnie, ale nie zmienia to faktu, że kiedy widzę, że ma gorsze dni żołądek podchodzi mi do gardła.
Kiedy byłam w liceum bardzo się zaprzyjaźniłam z dziewczyną z ogromnymi problemami – kompletnie tego wtedy nie udźwignęłam, można powiedzieć, że ona mnie nieświadomie wciągnęła w negatywną spiralkę – bardzo się wtedy zmieniłam. Kiedy skończyłam liceum, nie widziałyśmy się już tak często spojrzałam z boku i zobaczyłam, że ja jej nie pomagam tylko napędzam jej patologiczne zachowania, a sama również bardzo dużo na tym tracę. Po szczerej rozmowie, która została bardzo lekceważąco potraktowana zerwałam kontakt. Nie wiedziałam, że już wtedy zbliżyłam się do innej dziewczyny z problemami na tym samym tle, tylko jeszcze bardziej nasilonymi. Tutaj byłam już starsza, bardziej wyczulona, więc nie wpłynęło to w żaden sposób na moje zachowanie, ale ta relacja również była trudna. O ile na początku wydawało mi się, że jestem dobrą koleżanką, pomocną, która wysłucha i poświęci swój czas, oczywiście nie idealną i nie taką, która zawsze wie co powiedzieć, ale jednak taką, która się stara najlepiej jak potrafi, o tyle później stan psychiczny tej dziewczyny bardzo się pogorszył, w tle wyszła diagnoza borderline, która wiele wyjaśniała. Spędziłam naprawdę sporo czasu spróbując się wyedukować najlepiej jak potrafię, czytając książki, artykuły, fora… To jest bardzo inteligentna, charyzmatyczna dziewczyna, bardzo ją lubiłam. Mimo to nasza znajomość była coraz bardziej jednostronna, skończyła się kiedy powiedziałam „dość” i że nie odezwę się bez zwykłego „co tam?” w moją stronę, które nie nastąpiło od kilku miesięcy. To wszystko zazębiło się z początkiem pandemii, a krótko potem problemy natury lękowej zaczął mieć mój partner. Od tego czasu jest raz lepiej, raz gorzej – teraz jest chyba najgorzej jak było, stąd mój post na tym forum. Rozmawiam z nim od dłuższego czasu o tym, że to czas na psychologa, był u lekarza, ma skierowanie do poradni, jednak termin jest odległy, a niestety finansowo jest mu teraz ciężko, a i ja mam dość specyficzną sytuację materialną i o ile jestem w stanie mu na początku pomóc, o tyle sfinansowanie całej terapii nie wchodzi w grę. Staram się go wspierać najlepiej jak mogę, również czytam, rozmawiam, czasem mam wrażenie, że aż go zamęczam tymi rozmowami. W tym tygodniu chyba po prostu nastąpiła kumulacja, bo naraz pogorszył się stan psychiczny jego, mojej mamy (ona niestety zawsze będzie miała gorsze dni, ale dla mnie, przez naszą przeszłość, to zawsze trudne momenty) i innej mojej bardzo dobrej koleżanki, która również we mnie szuka teraz oparcia.
Czuję się paskudnie pisząc to wszystko, ale po prostu mam wrażenie, że znalazłam się w jakimś potrzasku. Staram się pomagać najlepiej jak umiem, ale im dłużej to wszystko trwa tym bardziej coś z tyłu głowy mi podopowiada „Pie*** to wszystko, skoro wszyscy mają jakieś zaburzenia, to ty też powiesz, że masz, ile można” - i nienawidzę siebie za to, bo racjonalnie naprawdę, naprawdę wiem, że zaburzenia psychiczne są dokładnie taką samą chorobą jak wszystkie inne i że nikt swoim zachowaniem nie robi mi na złość i że powinnam być wdzięczna za zaufanie, którym darzą mnie osoby z mojego otoczenia opowiadając naprawdę intymne szczegóły ze swojego życia. Chyba ze wszystkiego najbardziej mnie boli, że za wieloma ukrytymi warstwami czuję się oszukana przez mojego partnera, że nie jest tak silny jak myślałam, że jest - mimo, że naprawdę, powtórzę kolejny raz, racjonalnie wiem, że nie o siłe tutaj chodzi i tego typu problemy mogą spotkać każdego. Osoby, z którymi jestem blisko obecnie naprawdę nie mają w zwyczaju robić sztucznego szumu wokół siebie.
Trochę nie wiem czego potrzebuję od osób, które to przeczytają – kopa w tyłek, może jakiegoś swojego spojrzenia na podobne sytuacje? Odpowiem na wszystkie pytania dotyczące siebie, ale wolałabym nie wchodzić w szczegóły historii innych opisanych tu osób.
Rogue_ jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2020-12-04, 08:06   #2
tinkerver2
Zakorzenienie
 
Avatar tinkerver2
 
Zarejestrowany: 2018-06
Wiadomości: 11 110
Dot.: Nie wiem jak dalej radzić sobie w relacjach z osobami z zaburzeniami psychiczny

Jedyne co mogę Ci powiedzieć - nie jesteś psychoterapeuta, nie masz obowiązku im pomagać, słuchać. Oni potrzebują psychoterapii. I twoja matka, i partner, i koleżanka.
Sama uwikłałam się w chorą relację z osobą z CHAD, i zerwanie tej toksycznej znajomości to było jak uciecie kuli u nogi.
Tak, ja wiem, że to brzmi samolubnie. Ale jednak - jak ktoś cię tylko ciągnie w dół, a ty się boisz do niego odezwać, żeby go broń boże nie urazić, to zerwanie takiej znajomości jest uzdrowieniem.

Wysłane z mojego moto g(8) power przy użyciu Tapatalka
tinkerver2 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2020-12-04, 10:46   #3
enterprisecat
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2020-06
Wiadomości: 66
Dot.: Nie wiem jak dalej radzić sobie w relacjach z osobami z zaburzeniami psychiczny

Mój narzeczony ma depresję i zaburzenia nerwicowe, raz jest lepiej, raz jest gorzej. To ja wytłumaczyłam mu, że czas iść do lekarza i staram się go wspierać, ale czasami jest ciężko. I, pewnie niektórzy uznają mnie za okropną, czasami przypominam mu, że nie jest pępkiem świata i że choroba, chorobą, ale on też musi chcieć i zmuszać się do niektórych rzeczy. Jego nerwica często przyjmuje charakter somatyczny, który prowadzi do (często niepotrzebnych) zwolnień, co z kolei nakręca nerwicę, no bo co powie pracodawca. Klasyczne błędne koło - wydaje się, że nie do przerwania. Po kilku takich przypadkach porozmawialiśmy, uświadomiłam go, że lekkie mdłości czy ból brzucha naprawdę nie wymaga dnia wolnego i że sam sobie robi krzywdę - niekoniecznie tak oględnie. Do czego zmierzam - Ty też możesz mieć dosyć. I nie twierdzę, że musisz od razu zrywać kontakty, ale po prostu czasami trzeba zakomunikować, że nie, dzisiaj nie ma opcji, żebym wysłuchiwała o tym, że jest źle, bo ja też muszę odpocząć. Związek z osobą z zaburzeniami lękowymi, nerwicą, depresją itd jest trudny i wymaga stawiania wyraźnych granic. Ja mojemu narzeczonemu mówię, że słyszę i widzę, że jest gorzej, i mogę go przytulić, mogę z nim robić rzeczy odwracające uwagę, ale ja go nie wyleczę - jeśli jest gorzej, to ma iść do lekarza/terapeuty i słuchać się zaleceń.
A w momencie kiedy naprawdę masz dosyć, masz prawo to powiedzieć.
enterprisecat jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2020-12-05, 15:38   #4
Gloryy
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2011-09
Lokalizacja: Północ
Wiadomości: 33
Dot.: Nie wiem jak dalej radzić sobie w relacjach z osobami z zaburzeniami psychiczny

Myślę, że powielasz schematy, których nauczyłaś się w dzieciństwie. To trochę jak osoba współuzależniona - nie odejdziesz, bo wszystko kontrolujesz i bez Ciebie się wszystko zawali, a jak tak będzie, będziesz miała wyrzuty sumienia. Zawsze taka niewidoczna nić trzyma Cię blisko kogoś komu rzekomo musisz pomagać. Chcę Ci powiedzieć, że to fantazja stworzona przez Twój mózg. Nie musisz robić za psychoterapeutę, fajnie, że jesteś blisko osób które Cię potrzebują, ale proszę nie marnuj swojego zdrowia i życia dla szeroko pojętej misji uleczania świata z nerwic i depresji. Im potrzebna jest wizyta u psychiatry, który postawi diagnozę i wskaże możliwości leczenia. Jeśli na razie nie ma możliwości psychoterapii, to warto rozważyć z psychiatrą farmakoterapię. To nic demonicznego, sama chorowałam na depresję i leki bardzo mi pomogły. Tobie zalecałabym umówić się na kilka spotkań do psychologa, który pomógłby ustalić Ci granice w kontaktach z osobami chorymi, nauczył asertywności oraz rozpoznawać schematy, które powielasz i przez które nie możesz żyć w pełni.
Gloryy jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2020-12-06, 23:09   #5
43f4c6e05089aac1c48e760c19dfc261ffa43875_658383801b065
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2020-10
Wiadomości: 7 306
Dot.: Nie wiem jak dalej radzić sobie w relacjach z osobami z zaburzeniami psychiczny

Treść usunięta

Edytowane przez 43f4c6e05089aac1c48e760c19dfc261ffa43875_658383801b065
Czas edycji: 2023-12-05 o 05:02
43f4c6e05089aac1c48e760c19dfc261ffa43875_658383801b065 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2020-12-06, 23:33   #6
LhunLai
Eternal rebel
 
Avatar LhunLai
 
Zarejestrowany: 2019-12
Wiadomości: 1 054
Dot.: Nie wiem jak dalej radzić sobie w relacjach z osobami z zaburzeniami psychiczny

Przez to, że Twoja matka taka jest, przyciągasz i będziesz przyciągała takie same osoby. Sama to przerabiam.

Jedyne, co Ci może pomóc, to psychoterapia.
Wychowując się z taką matką, wyrobiłaś sobie nieświadomie postawę 'pomagacza', który zawsze będzie dla innych (tylko nie dla siebie...), zawsze na każde zawołanie wysłucha, pomoże, wyjdzie ze skóry, ale nikt tego i tak nie będzie doceniał. Brzmi znajomo?
Musisz się nauczyć dbać i zaspakajać przede wszystkim swoje potrzeby, a dopiero potem martwić się o innych. Musisz przestać się czuć źle/ mieć poczucie winy, że masz tego/ kogoś dość, to normalne i naturalne, że masz (ja się dziwię, że dopiero teraz), to sobą się powinnaś zająć i dbać o swój dobrostan. W tym celu musisz się nauczyć również stawiania granic - jeśli nie potrafisz odmawiać pomocy, nawet w sytuacji kiedy masz już serdecznie dość/ nie chcesz/ jesteś zbyt zmęczona, to ludzie Cię będą wykorzystywać, będą wysysać z Ciebie energię aż nic nie zostanie. Jeśli Ty o siebie nie zadbasz, to nikt tego za Ciebie nie zrobi. Na terapii nauczysz się, że życie innych ludzi, nawet tych najbliższych, to nie jest Twoja sprawa ani Twoja odpowiedzialność i masz prawo mieć dość, masz prawo być na nich za to zła. Nie pomożesz nikomu i nie wyleczysz go wyszukując informacji, artykułów, itp., tracisz tylko w ten sposób swój bezcenny czas. Ja też to przerabiałam, to jest bardzo wyczerpujące i nie przynosi żadnych efektów bo to ta osoba musi się chcieć zmienić sama z siebie najpierw. Jesteś jak mój były kolega z pracy - on też miał dziwną cechę przyciągania osób, które mu się z całego życia zwierzały, on miał tego dość, czuł się tym przytłoczony ale nie potrafił powiedzieć 'nie', żal mi go. Potem wyszło czemu, jego matka też taka była i był przyzwyczajony do robienia za konfesjonał.

Serio, idź na terapię.
__________________
In a society that profits from self-doubt... loving yourself is an act of rebellion.

Edytowane przez LhunLai
Czas edycji: 2020-12-06 o 23:34
LhunLai jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2020-12-07, 00:55   #7
Rogue_
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2011-07
Wiadomości: 12
Dot.: Nie wiem jak dalej radzić sobie w relacjach z osobami z zaburzeniami psychiczny

Cytat:
Jego nerwica często przyjmuje charakter somatyczny, który prowadzi do (często niepotrzebnych) zwolnień, co z kolei nakręca nerwicę, no bo co powie pracodawca. Klasyczne błędne koło - wydaje się, że nie do przerwania. Po kilku takich przypadkach porozmawialiśmy, uświadomiłam go, że lekkie mdłości czy ból brzucha naprawdę nie wymaga dnia wolnego i że sam sobie robi krzywdę - niekoniecznie tak oględnie.
To niestety też przerabiałam. Frustruje mnie to niemiłosiernie, bo wiem, że unikanie rzeczy stresujących tylko napędza lęk, ale dla mojego partnera jak ma objawy somatyczne to już jest koniec i nic nie dociera. Więc ja się wkurzam za swój brak cierpliwości.

Cytat:
Napisane przez LhunLai Pokaż wiadomość
Wychowując się z taką matką, wyrobiłaś sobie nieświadomie postawę 'pomagacza', który zawsze będzie dla innych (tylko nie dla siebie...), zawsze na każde zawołanie wysłucha, pomoże, wyjdzie ze skóry, ale nikt tego i tak nie będzie doceniał. Brzmi znajomo?
Brzmi kropka w kropkę jak opis tych relacji z zaburzonymi osobami, które zakończyłam... One mnie faktycznie wycisnęły z ogromnej ilości energii, myślę, że teraz miałabym jej więcej bez tego bagażu. Tylko te, które mi zostały (pomijając relację z mamą, bo ona chyba zawsze będzie skomplikowana), to właśnie relacje ze świetnymi ludźmi, na których mi zależy. Dlatego tak bardzo chciałabym móc je wspierać i myślę, że byłabym w stanie, gdyby to wszystko nie działo się na raz i gdybym ja nie została bez nikogo, komu mogę się zwierzyć. Wiem, że ja mogłam wypłakać się na ramieniu partnera, że mogłam napisać do koleżanki, że miałam ciężki dzień i czy przypadkiem nie chce się spotkać za 15 minut na wino więc teraz opcja odcięcia się od tych ludzi bo zachorowali dla mnie nie istnieje.

Dojrzewam od jakiegoś czasu, że nie wychowywałam się w zdrowych warunkach i że pewnie psychoterapia mogłaby mi pomóc, ale zawsze sama siebie od niej odwodzę bo "wiem jak wyglądają prawdziwe problemy i wiem, ze ja funkcjonuję stosunkowo dobrze". Chyba czytając wasze odpowiedzi uświadomiłam sobie trochę bardziej, że to ja nie potrafię się sobą zająć kiedy wiem, że coś komuś się dzieje. Mój partner nie ma do mnie pretensji kiedy mówię mu, że potrzebuję trochę czasu dla siebie. Ja za to mam do siebie okropne, że wiem, że mu jest ciężko, a sama się zajmuje głupotami. No i obwiniam go za brak bliskości, za to, że nie potrafi się zdobyć na to, żeby jakoś skomentować to co mówię kiedy mu odpowiadam o swoim dniu. Sam też nie jest w stanie mi za wiele powiedzieć, kiedy jest źle, to ja to słyszę od razu... Jestem potwornie wyczulona i na hasło "depresja", "gorszy dzień", "lęk" ja od razu widzę te najgorsze scenariusze.

Edit.
Dopiszę może jeszcze, że przez to że mechanizm obronny mojego partnera polega nie na ciągłych rozmowach tylko właśnie na wycofaniu, to trochę nie wiem co z tym związkiem dalej zrobić. Wiem, że go kocham, wiem że jest świetnym facetem i wiem, że chcę z nim spędzić życie, ale związek z taką osobą jest dla mnie dużo trudniejszy niż przyjaźń. On mówi, że nie chce rozmawiać, że nie ochoty na cokolwiek, a mi jest samej źle, ale się wycofuje, no bo co niby mam zrobić? Ja też mam teraz trochę swoich problemów - nic o randze depresji, ale chciałabym móc się komuś wygadać, czuć swobodnie w takiej rozmowe, a nie mogę bo nawet jak próbuję to słyszę "No, ja też dzisiaj miałem/miałam zły dzień/nie udało mi się wstać z łóżka/przepłakałem/łam pół nocy" no i co mam zrobić? Czuję się źle, że w ogóle zaczęłam temat, że nie potrafiłam się zamknąć. Ale wizja związku, w którym jak któreś z nas ma problem to znika do czasu jego rozwiązania w samotności mi się nie podoba. Kiedy się poznaliśmy, to właśnie miałam wrażenie, że w końcu to nie ja muszę być "tą silną" w tej relacji, czułam realne wsparcie, partnerstwo... Potwornie mi tego brakuje i chyba nie mogę się pogodzić z faktem, że już tak nie jest.

Edytowane przez Rogue_
Czas edycji: 2020-12-07 o 12:21
Rogue_ jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2020-12-07, 22:58   #8
LhunLai
Eternal rebel
 
Avatar LhunLai
 
Zarejestrowany: 2019-12
Wiadomości: 1 054
Dot.: Nie wiem jak dalej radzić sobie w relacjach z osobami z zaburzeniami psychiczny

Ja bym się nie chciała męczyć w takim związku ale to Twoje życie. Powodzenia życzę
__________________
In a society that profits from self-doubt... loving yourself is an act of rebellion.
LhunLai jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2020-12-10, 21:16   #9
dzwonek_dzyn_dzyn
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2020-10
Wiadomości: 61
Dot.: Nie wiem jak dalej radzić sobie w relacjach z osobami z zaburzeniami psychiczny

Niestety, jeśli zaburzona osoba sama nie zechce się leczyć, edukować, pracować nad sobą, czy ogółem szukać dla siebie jakiejś pomocy, to nie da się komuś takiemu pomóc. Nawet jakbyś siłą zapędziła tą osobę do gabinetu psychologa czy psychiatry, albo podsunęła pod sam nos najlepszy podręcznik dotyczący danego zaburzenia, to jak nie będzie prawdziwych chęci i zainteresowania, to żadne leczenie ani inna pomoc nic nie da na dłuższą metę.
Powiem Ci taką może trochę nawet szokującą rzecz, moje takie spostrzeżenie. Otóż, są osoby, którym chorowanie dostarcza tyle "profitów", że one w głębi duszy wcale nie chcą nic zmieniać. Są w pewien pokrętny sposób zadowolone z takiego życia, jak złe obiektywnie by ono nie było, są pogodzone z tym jak jest i też wydaje im sie to chyba po prostu wygodniejsze, niż jakieś tam próby polepszania, nie ma tam specjalnie chęci do zmiany. Z tym, że jest to raczej proces podświadomy, zaznaczam. Taka osoba świadomie myśli, że oczywiście chce być zdrowa, jakżeby inaczej, każdy przecież chce być zdrowy i szczęśliwy. Tylko, najlepiej jakby to tak "samo się" i nie trzeba było włożyć w to ani krzty wysiłku i własnej inwencji Taki chory umysł sobie potrafi właśnie gdzieś w głębi siebie pokrętnie przekalkulować, że lepiej być otoczonym opieką i zainteresowaniem, móc wrócić do stanu dziecka, gdy to ktoś inny się opiekuje i skacze wokół ciebie, niż musieć stanąć jak dorosły człowiek twarzą w twarz ze swoimi problemami. Bo to dużo wysiłku i nieprzyjemne, i może boleć, i niebezpieczne. Niebezpieczne może być temu, bo nowe, nieznane. A wszystko nieznane jest potencjalnie niebezpieczne. Tak działa instynkt. Każdy organizm instynktownie ma tendencje do unikania sytuacji nieprzyjemnych, niebezpiecznych, a lgnięcia do tych znajomych, kojących i niezagrażających. Czyli strach odpycha od zmiany życia. Przyjemniej jest, gdy swojsko, gdy mama po główce głaska, pyta o samopoczucie, chodzi wokół na paluszkach, podaje ciepłą herbatkę do łóżka. A więc powrót do znajomego rewiru, czegoś, co zna się z wcześniejszego życia i co się dobrze kojarzy.

O tym Ci piszę tak szczegółowo, bo sama całkiem dobrze miałam okazję coś takiego zaobserwować, jak i czytałam także jako teorię psychologiczną, że właśnie istnieje takie zjawisko. Jednak tu zaznaczam, że nie można tej osoby za to winić, bo jak mówię, to schemat nieświadomy raczej, nie jest to jakoś na zimno przemyślane przez osobę, tylko tak "kalkuluje" człowieka podświadomość i wybiera tego typu "profity". Które na prawdę są dość marnymi profitami, jakby się nad tym zastanowić takim trzeźwym, zdrowym rozumem. Jest to takie ustawianie się w pozycji dziecka, osoby potrzebującej, gdzie z jednej strony fakt, że to pozycja pod pewnymi względami uprzywilejowana, gdzie uwaga, opieka i troska jest z otoczenia głównie "pobierana", niż dawana i właśnie ma się tym sposobem taką "korzyść" dla siebie, jednak z drugiej strony, przez takie nastawienie przecież największą krzywdę taki człowiek robi sam sobie. Bo za takie wątpliwe zalety jak otrzymywanie współczucia wymieniać swoje szczęśliwe, spokojne, zrównoważone, normalne życie, życie na własnych nogach i o własnym kręgosłupie? To bardzo wątpliwej jakości wymiana. Coś, jak w przysłowiu: wymienił stryjek siekierkę na kijek

Jednak niektórzy na prawdę wolą cierpieć, niż cokolwiek musieć zmienić. Też mi w to kiedyś trudno było uwierzyć, że tak można chcieć płynąć z prądem i być niechętnym do wszelkiego wysiłku mentalnego. Być może to wyuczona bezradność też się kłania. Ale ostatecznie myślę, że jeśli taka osoba tak wybrała, to należy to uszanować. Jeśli na próby pomocy nie ma odzewu, to nie ma się co szarpać, nie ma sensu na siłę pomagać. Czasem lepiej zaakceptować stan faktyczny, że tak jest i to się nie zmieni. Jeśli to dorosły człowiek, to sam - czy chce, czy nie chce - jest odpowiedzialny za to, jak jego życie się będzie toczyć.

Do Ciebie teraz pytanie - czy chcesz żyć z partnerem i z tymi znajomymi, jeśli oni się w ogóle nie zmienią, pozostaną tacy sami? Widzisz siebie w tym co masz teraz, za rok, dwa, 5 i 10? Jeśli czujesz, że dasz radę, że to OK, to bardzo fajnie. Bo mało kto potrafi zaakceptować, gdy widzi cierpienie bliskiej osoby i jeszcze że ona sama z tym niewiele robi. Ciężko stać z boku i to obserwować. Mało ludzi by potrafiło. Myślę, że to już taka wyższa szkoła jazdy, żeby pozwolić komuś żyć jak chce, choć nam sie to wcale nie podoba... Może nawet to jest prawdziwa miłość, umieć tak zaakceptować kogoś z tą chorobą, z tymi problemami, z tą jego niemocą i niechęcią do zmian, tylko być przy kimś bez poczucia, że koniecznie trzeba go próbować zmienić? Większość ludzi w takiej sytuacji ucieka, bo nie mogą znieść własnej bezradności.

Wszystko chcemy mieć pod kontrolą, a tu taki pstryczek w nos od losu, heh. Nagle się człowiek dowiaduje, że nie, nie ma wcale władzy i kontroli nad życiem. Nad wyborami innych ludzi. Nad chorobami, które przyszly i wcale nie chcą sobie pójść. I nad wieloma innymi rzeczami tez nie mamy kontroli. Ciężko tak sobie to uświadomić, co nie? Ale w tej prawdzie przychodzi nauka, lepsze zrozumienie życia.

Generalnie, nie próbuj tylko robić za kogoś cudzej roboty, bo i tak nic nie wskórasz Są takie rodzaje roboty w życiu, które należy wykonać samodzielnie. Może być przy pomocy specjalisty, jeśli ktoś tego potrzebuje. Choć specjalista też nikomu do głowy nie wejdzie i po prawdzie może jedynie wskazać kierunek pracy własnej, niż coś zrobi za nas.
dzwonek_dzyn_dzyn jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2020-12-10 22:16:03


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 08:54.