![]() |
#1 |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2023-02
Wiadomości: 8
|
Zdrowy rozsądek a serce.
Hej kobietki.
Przewertowałam wiele wątków, przeczytałam wiele wpisów, ale dalej nie wiem co robić. Nie za bardzo mam z kim tak szczerze o tym porozmawiać, a chciałabym aby ktoś spojrzał na moją sytuację z dalszej perspektywy. Mam prawie 30 lat i od 10 jestem (byłam) w stałym związku, pierwszy poważny, jesteśmy w tym samym wieku. Wiele razem przeszliśmy przez ten okres i dobrych i złych chwil, znamy się jak łyse konie. Z mojej perspektywy to ja byłam zawsze tą, której bardziej zależało, ale ostatnio wszystko się zmieniło. Rok temu poznałam faceta, starszy o 5 lat. Widujemy się 1-2 w tygodniu/na dwa tygodnie, podczas wspólnych zajęć, z przerwami. Początkowo relacja typowo znajomy - znajoma z zajęć. Z czasem zaczęło się zagadywanie typu "co u Ciebie, co słychać". Facet początkowo totalnie nie w moim typie, ale.... No właśnie, ale zaczął być. Fajnie spędzało nam się wspólnie czas i z zajęć na zajęcia pojawiały się "te spojrzenia", uśmiechy. Po ostatnich, które były we wrześniu napisał do mnie wiadomość, krótka wymiana zdań na temat zajęć, ale po chwili prosto z mostu wypalił z tym czy pójdziemy na kawę. Wtedy mnie zatkało. Moja reakcja - jestem w związku, pozostańmy na takim etapie znajomości na jakim jesteśmy, z jego strony - nie było problemu. Od tamtego czasu zdarzały się jakieś kilku-wiadomościowe wymiany zdań. Nic więcej. Pod koniec grudnia 2022 znowu spotkaliśmy się na wspólnych zajęciach i się zaczęło. Rozmowy do późna w nocy, propozycje spotkań. Tylko od początku grudnia moja sytuacja związkowa się zmieniła. Przechodząc do mojego dotychczasowego partnera, a właściwie narzeczonego, to od ok. 2 lat, kiedy wspólnie zamieszkaliśmy, średnio nam się układało, ale szkoda było zaprzepaścić 8 spędzonych razem lat więc podejmowaliśmy próby naprawy. W skrócie co krok do przodu to później 2 do tyłu. Bywało lepiej i gorzej, ale w miarę stabilnie. Ale od momentu, kiedy ON (znajomy z zajęć) do mnie napisał, można powiedzieć, przestałam wiedzieć czego chcę i straciłam głowę. Chociaż chyba się utwierdziłam w przekonaniu, że nie czuje tego co kiedyś, ale jeszcze nie wiem dlaczego tak się stało. Nie chciałam oszukiwać narzeczonego, więc podjęłam decyzję, wyprowadziłam się, powiedziałam mu, że sama nie wiem czego chce, że chyba się zmieniłam i zmieniło się moje postrzeganie, że potrzebuję czasu, że nie chcę go ranić dlatego wolę odejść i tak też zrobiłam. Przetrwaliśmy tak jakieś dwa tygodnie, bez odzewu z mojej strony. Trochę brakowało mi go, ale nie szczególnie. Bardziej martwiłam się jak on to znosi. On napierał, nie wiedział co się takiego wydarzyło i dlaczego tak nagle, ciągle chciał rozmawiać. W czasie kiedy nie miałam kontaktu z NIM (znajomy z zajęć) nie miałam też kontaktu z ex, który odnowiliśmy tuż przed ostatnim spotkaniem z NIM. I teraz jestem w błędnym kole. Z jednej strony mam stabilny związek, z osobą która wiem, że kocha mnie ponad życie, ale ja nie wiem czy tego chcę. Z drugiej strony boję się, że jak teraz powiem, że to definitywny koniec, nie będzie odwrotu, będę tego żałować, zatęsknię za starym życiem. Z drugiej strony jest ON. Jest w nim coś co mnie w nim interesuje i pociąga jednocześnie. Czuje, że chciałabym go lepiej poznać. Jednak z drugiej strony ja, moja praca, moje środowisko i ON - to totalnie dwie różne planety, więc nie wiem czy coś takiego miałoby szanse na dłuższą metę, ale jak to mówią "trawa jest bardziej zielona u sąsiada". Ex i ON to dwa totalne przeciwieństwa. Dwie różne osobowości. Dwa totalnie inne światy. Z ex łączy mnie niejako "ten sam zawód", wiele wspólnych znajomych, wspomnień. ON - to coś nowego, nieodkrytego, totalnie dla mnie obcy świat. Trochę taka walka pomiędzy sercem a rozumem. Aktualnie jestem w kropce. Nie chcę skrzywdzić ani jednego ani drugiego. Z NIM jestem na takim etapie, że powiedziałam, mu że aktualnie jestem na ciężkim etapie życia i nie wiem co mam robić, nie chcę robić mu nadziei. Ustaliliśmy, że relacja pozostaje na takim poziomie na jakim była, ale oboje czujemy, że chcielibyśmy czegoś więcej. Nie proszę Was o to, żebyście powiedziały mi co mam zrobić, wybrać, jaką decyzję podjąć. Proszę jedynie o wyrażenie przez Was opinii, jak to wygląda z Waszej perspektywy. Może same miałyście podobnie i co zrobiłyście. Musiałam się wygadać |
![]() |
![]() |
#2 |
Uskrzydlona wieszczka
Zarejestrowany: 2012-05
Wiadomości: 23 859
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
[1=611bf35e838720fc4ae81fd ee148be8d09595a4f_63e0433 15ef09;89488633]Hej kobietki.
Przewertowałam wiele wątków, przeczytałam wiele wpisów, ale dalej nie wiem co robić. Nie za bardzo mam z kim tak szczerze o tym porozmawiać, a chciałabym aby ktoś spojrzał na moją sytuację z dalszej perspektywy. Mam prawie 30 lat i od 10 jestem (byłam) w stałym związku, pierwszy poważny, jesteśmy w tym samym wieku. Wiele razem przeszliśmy przez ten okres i dobrych i złych chwil, znamy się jak łyse konie. Z mojej perspektywy to ja byłam zawsze tą, której bardziej zależało, ale ostatnio wszystko się zmieniło. Rok temu poznałam faceta, starszy o 5 lat. Widujemy się 1-2 w tygodniu/na dwa tygodnie, podczas wspólnych zajęć, z przerwami. Początkowo relacja typowo znajomy - znajoma z zajęć. Z czasem zaczęło się zagadywanie typu "co u Ciebie, co słychać". Facet początkowo totalnie nie w moim typie, ale.... No właśnie, ale zaczął być. Fajnie spędzało nam się wspólnie czas i z zajęć na zajęcia pojawiały się "te spojrzenia", uśmiechy. Po ostatnich, które były we wrześniu napisał do mnie wiadomość, krótka wymiana zdań na temat zajęć, ale po chwili prosto z mostu wypalił z tym czy pójdziemy na kawę. Wtedy mnie zatkało. Moja reakcja - jestem w związku, pozostańmy na takim etapie znajomości na jakim jesteśmy, z jego strony - nie było problemu. Od tamtego czasu zdarzały się jakieś kilku-wiadomościowe wymiany zdań. Nic więcej. Pod koniec grudnia 2022 znowu spotkaliśmy się na wspólnych zajęciach i się zaczęło. Rozmowy do późna w nocy, propozycje spotkań. Tylko od początku grudnia moja sytuacja związkowa się zmieniła. Przechodząc do mojego dotychczasowego partnera, a właściwie narzeczonego, to od ok. 2 lat, kiedy wspólnie zamieszkaliśmy, średnio nam się układało, ale szkoda było zaprzepaścić 8 spędzonych razem lat więc podejmowaliśmy próby naprawy. W skrócie co krok do przodu to później 2 do tyłu. Bywało lepiej i gorzej, ale w miarę stabilnie. Ale od momentu, kiedy ON (znajomy z zajęć) do mnie napisał, można powiedzieć, przestałam wiedzieć czego chcę i straciłam głowę. Chociaż chyba się utwierdziłam w przekonaniu, że nie czuje tego co kiedyś, ale jeszcze nie wiem dlaczego tak się stało. Nie chciałam oszukiwać narzeczonego, więc podjęłam decyzję, wyprowadziłam się, powiedziałam mu, że sama nie wiem czego chce, że chyba się zmieniłam i zmieniło się moje postrzeganie, że potrzebuję czasu, że nie chcę go ranić dlatego wolę odejść i tak też zrobiłam. Przetrwaliśmy tak jakieś dwa tygodnie, bez odzewu z mojej strony. Trochę brakowało mi go, ale nie szczególnie. Bardziej martwiłam się jak on to znosi. On napierał, nie wiedział co się takiego wydarzyło i dlaczego tak nagle, ciągle chciał rozmawiać. W czasie kiedy nie miałam kontaktu z NIM (znajomy z zajęć) nie miałam też kontaktu z ex, który odnowiliśmy tuż przed ostatnim spotkaniem z NIM. I teraz jestem w błędnym kole. Z jednej strony mam stabilny związek, z osobą która wiem, że kocha mnie ponad życie, ale ja nie wiem czy tego chcę. Z drugiej strony boję się, że jak teraz powiem, że to definitywny koniec, nie będzie odwrotu, będę tego żałować, zatęsknię za starym życiem. Z drugiej strony jest ON. Jest w nim coś co mnie w nim interesuje i pociąga jednocześnie. Czuje, że chciałabym go lepiej poznać. Jednak z drugiej strony ja, moja praca, moje środowisko i ON - to totalnie dwie różne planety, więc nie wiem czy coś takiego miałoby szanse na dłuższą metę, ale jak to mówią "trawa jest bardziej zielona u sąsiada". Ex i ON to dwa totalne przeciwieństwa. Dwie różne osobowości. Dwa totalnie inne światy. Z ex łączy mnie niejako "ten sam zawód", wiele wspólnych znajomych, wspomnień. ON - to coś nowego, nieodkrytego, totalnie dla mnie obcy świat. Trochę taka walka pomiędzy sercem a rozumem. Aktualnie jestem w kropce. Nie chcę skrzywdzić ani jednego ani drugiego. Z NIM jestem na takim etapie, że powiedziałam, mu że aktualnie jestem na ciężkim etapie życia i nie wiem co mam robić, nie chcę robić mu nadziei. Ustaliliśmy, że relacja pozostaje na takim poziomie na jakim była, ale oboje czujemy, że chcielibyśmy czegoś więcej. Nie proszę Was o to, żebyście powiedziały mi co mam zrobić, wybrać, jaką decyzję podjąć. Proszę jedynie o wyrażenie przez Was opinii, jak to wygląda z Waszej perspektywy. Może same miałyście podobnie i co zrobiłyście. Musiałam się wygadać[/QUOTE] Ciągnie Cię do nieznanego i nowego bez tej rutyny a jak się zwiążesz z tym znajomym to wcale nie musi być tak różowo. Chcesz mieć ciastko i zjeść ciastko a to się nie uda. Już krzywdzisz narzeczonego wracając do niego i nadal myśląc o kimś innym.
__________________
Czas leczy rany pozostawiając blizny. ![]() ![]() ![]()
mikroREKLAMA
moja reklama Opis reklamy Ta reklama pokazywana jest pod 23 859 postami tego użytkownika na forum. Jak założyć taką reklamę? (klik!) |
![]() |
![]() |
#3 |
BAN stały
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 1 844
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
10 lat razem, z czego tylko 2 wspólnego mieszkania. Dziwna dynamika związku.
Ale tak z kwiatka na kwiatek to się nie da. Kończysz jeden związek, dajesz sobie czas na "żałobę", wyciągnięcie wniosków, odszukanie własnych i jego błędów, zredefiniowanie celów i potrzeb i wtedy można próbować budować na nowo z kimś innym. A Ty jeszcze myślisz, że cały czas będzie tak samo. Guzik prawda, wszystko płynie i się zmienia. |
![]() |
![]() |
#4 |
Lady in red.
Zarejestrowany: 2018-06
Wiadomości: 66 091
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Sama przyznajesz, że związek się wypalił, że od kiedy razem zamieszkaliscie było ciężko, że przez czas kiedy nie miałaś z eks kontaktu nie brakowało Ci go - więc chyba jasne, że ta relacja nie ma już racji bytu.
Niestety w życiu nie da się tak, by nie zranić nikogo, wygodnie by było móc tego nie robić, ale się nie da. To też część życia. Nie wiem czy wyjdzie Ci z tym nowym, ale może jest idealnym impulsem do tego by zakończyć coś co cię nie satysfakcjonuje. Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 24 254
|
Zdrowy rozsądek a serce.
Sama mówisz, że Twój związek wyglada tak, ze raz do tylu, raz do przodu, po 8 latach dopiero razem zamieszkaliście, No nic dziwnego, że zainteresowałas sie kimś innym. Stabilność to nie wszystko i nie znaczy tez, ze jeśli nie z nim, to już nigdy z nikim.
Cała sprawa powinna dać Ci sygnał, czy Twoj związek jest wart kolejnych 10 lat. Spróbuj wyobrazić sobie Was za te 10 lat. Sent from my iPhone using Tapatalk |
![]() |
![]() |
#6 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2020-11
Wiadomości: 1 162
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
znam taką historię: 15 lat razem, od czasów nastoletnich, łączyło ich wszystko, wydawało się okej, z osiem lat wisieli zaręczeni bo jakoś tak wypadało, żyli sobie, super szczęśliwi nie byli, ale przecież nie było źle, aż on poznał JĄ - totalne przeciwieństwo obecnej wtedy partnerki i jego samego; było miotanie się, bo przecież tyle lat razem, próby ratowania, w międzyczasie emocjonalna zdrada z NIĄ, dalsze próby ratowania, finalnie rozstanie, a po latach żal że to rozstanie nie nastąpiło wcześniej.
|
![]() |
![]() |
#7 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2019-08
Wiadomości: 434
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
[1=611bf35e838720fc4ae81fd ee148be8d09595a4f_63e0433 15ef09;89488633]
(...) to od ok. 2 lat, kiedy wspólnie zamieszkaliśmy, średnio nam się układało, ale szkoda było zaprzepaścić 8 spędzonych razem lat więc podejmowaliśmy próby naprawy. Z jednej strony mam stabilny związek, z osobą która wiem, że kocha mnie ponad życie, ale ja nie wiem czy tego chcę. [/QUOTE] Czyli, żeby nie zmarnować 8 lat spędzonych razem, zmarnowaliście kolejne 2 lata na umierający związek? Nie, nie masz stabilnego związku, ten związek od 2 lat się kończy, a teraz ma szansę się skończyć na dobre. Nigdy już nie wrócicie do tego, co było, możecie reanimować zimnego trupa, tylko po co? Skoro masz 30 lat, 8 lat byłaś w stałym związku, to może pora odsapnąć i pobyć trochę samej, żeby sobie poukładać w głowie różne rzeczy. |
![]() |
![]() |
#8 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-01
Lokalizacja: W podróży
Wiadomości: 6 332
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Wygląda to tak, że już od jakiegoś czasu nie jesteś w tym związku. Zakończ go z klasą i bez furtek pt. "Zostańmy przyjaciółmi" i idź do przodu. Z tym nowym czy z innym to teraz nieistotne, odetchnij i pożyj trochę sama.
Wysłane z aplikacji Forum Wizaz |
![]() |
![]() |
#9 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2022-08
Wiadomości: 803
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Dlaczego zerwanie po 8 latach uważasz za zaprzepaszczenie? Tak jakby bycie w związku jak najdłuższym było celem samym w sobie.
Zastanów się czego właściwie chcesz od życia i czy dotychczasowy związek ci to daje. Niby twierdzisz, że masz (miałaś?) stabilny związek, a jednak układało wam się "średnio" i co krok do przodu, to dwa do tyłu. No nie brzmi to najlepiej jak się czyta z boku. Jak to się mówi *ujowo ale stabilnie. Tylko czy stabilnie w tym przypadku oznacza dobrze? |
![]() |
![]() |
#10 |
Uskrzydlona wieszczka
Zarejestrowany: 2012-05
Wiadomości: 23 859
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Pytanie czy autorka nie boi się być sama.
__________________
Czas leczy rany pozostawiając blizny. ![]() ![]() ![]()
mikroREKLAMA
moja reklama Opis reklamy Ta reklama pokazywana jest pod 23 859 postami tego użytkownika na forum. Jak założyć taką reklamę? (klik!) |
![]() |
![]() |
#11 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2019-08
Wiadomości: 434
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
|
![]() |
![]() |
#12 | |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2023-02
Wiadomości: 8
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Akurat sama być się nie boję. Nie o to chodzi. Bardziej boję się tego, że czegoś będę żałować i że kogoś skrzywdzę. Zawsze chciałam dla wszystkich najlepiej, nieraz kosztem siebie. I chyba w tym momencie wychodzi mi to bokiem, bo nie potrafię zawalczyć o samą siebie, tylko ciągle myślę o innych.
---------- Dopisano o 22:52 ---------- Poprzedni post napisano o 22:51 ---------- Cytat:
|
|
![]() |
![]() |
#13 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 24 254
|
Zdrowy rozsądek a serce.
[1=611bf35e838720fc4ae81fd ee148be8d09595a4f_63e0433 15ef09;89489171]Akurat sama być się nie boję. Nie o to chodzi. Bardziej boję się tego, że czegoś będę żałować i że kogoś skrzywdzę. Zawsze chciałam dla wszystkich najlepiej, nieraz kosztem siebie. I chyba w tym momencie wychodzi mi to bokiem, bo nie potrafię zawalczyć o samą siebie, tylko ciągle myślę o innych.[/QUOTE]
Ale to pozostanie w związku z kimś, bo nie chcesz go krzywdzić, nie jest w Twojej ocenie krzywdzeniem samym w sobie? Bo wiesz, on mógłby mieć partnerkę, która będzie go ubóstwiać, kochać najbardziej na świecie i takie tam. A nie kogos, kto ma ochotę na innego faceta No i. w sumie to tyle już zbudowała, że po co budować od nowa. Serio, nie ma w tym nic dobrego czy empatycznego, jest dokładnie na odwrót. Sent from my iPhone using Tapatalk |
![]() |
![]() |
#14 | |||
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2023-02
Wiadomości: 8
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Cytat:
---------- Dopisano o 22:56 ---------- Poprzedni post napisano o 22:55 ---------- Cytat:
---------- Dopisano o 22:59 ---------- Poprzedni post napisano o 22:56 ---------- Cytat:
Tylko widziałam jak się zachowywał, gdy się wyprowadzałam. Płakał, mówił że nie da sobie beze mnie rady i takie tam. Wiem, że on mnie mocno kocha, a ja mimo wszystko chciałabym dla niego jak najlepiej. Chciałabym, że nawet kiedy nam by nie wyszło, żeby był szczęśliwy z kim innym i żeby jak najszybciej ułożył sobie życie, ale wiem jak bardzo by najpierw cierpiał. ---------- Dopisano o 23:01 ---------- Poprzedni post napisano o 22:59 ---------- Dzięki dziewczyny za wszystkie odpowiedzi. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Tak jak pisałam to mój pierwszy i jedyny związek i w dodatku z takim stażem. I najnormalniej w świecie nie wiem co mam robić |
|||
![]() |
![]() |
#15 |
(=^‥^=)
Zarejestrowany: 2021-08
Lokalizacja: polsza
Wiadomości: 1 916
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Jak dla mnie autorko ty sobie tylko wmawiasz, że nie chcesz nikogo krzywdzić i to jest niby powód Twojego miotania się. Ty po prostu boisz się podjąć ryzyko, nie chcesz zostać na lodzie, nie umiesz być sama, dlatego nie puścisz jednej gałęzi zanim nie złapiesz drugiej nie mając pewności, że na tej drugiej gałęzi też Ci będzie dobrze.
Ty już niestety krzywdzisz swojego partnera i jest mi go bardzo szkoda. Już go zdradziłaś. Nie trzeba iść z kimś do łóżka, żeby mówić o zdradzie. Jest coś takiego jak zdrada emocjonalna i wg mnie jest nawet gorsza od tej fizycznej. Postaw się w odwrotnej sytuacji. Kochasz jakiegoś faceta, a nagle dowiadujesz się, że on potajemnie się Tobą już nudzi i rozważa czy by nie związać się z inną, ale w sumie to nie wie, bo mu szkoda tych lat, a tam u tej nowej to nie wie co go spotka. Myślę, że raczej za fajnie by Ci nie było. Bez względu czy Ci z tym kolegą się uda czy nie, koniecznie definitywnie zakończ obecny związek. Może przyznaj się swojemu chłopakowi do tego co czujesz, może wtedy szybciej po prostu o Tobie zapomni. Niech on idzie w swoją stronę, daj mu szansę poznać kogoś, kto na prawdę go pokocha. Radziłabym też po rozstaniu nie pchać się od razu w nowy związek. Gdzie tu czas na jakieś przemyślenia, jakieś refleksje? Kierujesz się tylko uczuciami i mam wrażenie, że miałabyś problem zostać na jakiś czas singielką. |
![]() |
![]() |
#16 |
BAN stały
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 1 844
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
[1=611bf35e838720fc4ae81fd ee148be8d09595a4f_63e0433 15ef09;89489176]Nie rozumiem dlaczego dziwna. Część liceum, studia. Mieszkaliśmy w tym samym mieście. Dopiero po skończeniu studiów i dorwaniu stabilnej pracy postanowiliśmy zamieszkać razem w wynajmowanym mieszkaniu.[/QUOTE]
Bo ludzie nie czekają 8 lat, żeby ze sobą zamieszkać. Zwykle wtedy związek jest już "przechodzony". |
![]() |
![]() |
#17 | |
(=^‥^=)
Zarejestrowany: 2021-08
Lokalizacja: polsza
Wiadomości: 1 916
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Cytat:
Równie dobrze niektóre pary się zaręczają, biorą śluby, a innym nie jest to potrzebne do szczęścia. Też bym tyle lat nie czekała, ale oni spotykali się ze sobą jako dzieci, pewnie też studiowali dziennie. To ja się nie dziwię, że tak wyszło, to jest trochę specyficzna sytuacja. |
|
![]() |
![]() |
#18 |
BAN stały
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 1 844
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
|
![]() |
![]() |
#19 |
Zacietrzewienie
Zarejestrowany: 2020-10
Lokalizacja: Big Apple
Wiadomości: 6 139
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
8 lat zwiazku w typie "raz lepiej, raz gorzej ale stabilnie", nastepnie 2 lata reanimowania trupa, nie dziwne, ze pierwszy facet ktory dal ci troche uwagi zawrocil ci tym w glowie.
Moze zrob sobie przerwe od zwiazkow, zeby zobaczyc jak to jest pobyc troche singielka, bez pakowania sie od razu w nowa relacje.
__________________
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#20 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2022-06
Wiadomości: 378
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Też nic nowego nie napiszę- zdecydowanie bym zerwała, z tej relacji nic nie będzie. Piszesz, że nie chcesz żałować, tylko czego skoro w związku od 2 lat wam się nie układa? Jak zostaniesz, to zawsze będziesz się zastanawiać co by było gdybyś zerwała.
NATOMIAST po tak długim związku odpuściłabym sobie tą nową relację. Sama piszesz że jesteś z chłopakiem od liceum, więc dorastaliście w zasadzie razem. Teraz powinien być czas dla ciebie po rozstaniu, abyś przepracowała długi związek i trochę poznała siebie jako singielkę. |
![]() |
![]() |
#21 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2018-04
Lokalizacja: Polska, Górny Śląsk
Wiadomości: 18 889
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Bez sensu patrzeć na kilkuletni, ale powoli gasnący związek jako na "zmarnowane lata". Przecież na początku było dobrze - ot, zapewne typowy pierwszy poważny związek, który się mocno przeciągnął. Te dwa obecne lata to owszem, trochę już marnowanie czasu, ale jakbyście nie spróbowali, to byście się nie przekonali. Po prostu nie strać kolejnego roku i zakończ to. Wasze drogi się rozeszły. Normalna sprawa.
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
#22 | |||
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2023-02
Wiadomości: 8
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Cytat:
Wiem, że aktualnie potrzebuję czasu dla siebie, żeby to sobie poukładać, przemyśleć i ogarnąć swoje życie i nie podjąć pochopnej decyzji. Nie boję się puścić jednej gałęzi. Boję się, że może moje wątpliwości są złudne. Okej ostatnie dwa lata były ciężkie dla Nas obojga, wiele się wydarzyło, w tym coś co wywróciło nasze życie do góry nogami, a nie było od nas zależne. Do tamtej pory, te 8 lat wspominam bardzo dobrze. Jak w każdym związku, zdarzały się kłótnie, ale mieliśmy wspólne plany, marzenia, spełnialiśmy je, byliśmy szczęśliwi. Gdybym całkowicie nic nie czuła do ex, byłoby mi o wiele prościej, ale w dalszym ciągu coś do niego czuje i nie potrafię odejść definitywnie i miotam się. ---------- Dopisano o 10:56 ---------- Poprzedni post napisano o 10:53 ---------- Może nie czekalibyśmy tyle, jeżeli mielibyśmy gdzie i za co razem zamieszkać. Sytuacje w życiu są różne. ---------- Dopisano o 10:59 ---------- Poprzedni post napisano o 10:56 ---------- i z pewnością byłoby o wiele łatwiej, gdyby takie wątpliwości co do dalszego trwania związku były z obu stron. Z jego aktualnie takich nie ma. On chce dalej robić wszystko, żeby było jak dawniej, jak na początku. ---------- Dopisano o 11:08 ---------- Poprzedni post napisano o 10:59 ---------- Cytat:
To nie były i nie są dla mnie zmarnowane lata. Naprawdę wiele przeszliśmy, ale aktualnie czuję, że teraz to ja potrzebuję sobie poukładać pewne rzeczy. Tak wiem, po 10 latach. Wtedy byliśmy młodzi. Może wtedy już nie powinniśmy tego ciągnąć. Nie wiem. Aktualnie wiem tylko, że już nie jestem tą samą osobą co 5 czy 10 lat temu. Kiedyś po studiach chciałam mieć męża, dzieci i dom. Teraz chciałabym skupić się na sobie, bo zawsze stawiałam siebie na samym końcu. Ślub? - totalnie nie moja bajka, nie czuję tego. Może cywilny dla formalności i z najbliższą rodziną. ---------- Dopisano o 11:15 ---------- Poprzedni post napisano o 11:08 ---------- Cytat:
Edytowane przez 611bf35e838720fc4ae81fdee148be8d09595a4f_63e043315ef09 Czas edycji: 2023-02-04 o 10:11 |
|||
![]() |
![]() |
#23 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2022-09
Wiadomości: 675
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
[1=611bf35e838720fc4ae81fd ee148be8d09595a4f_63e0433 15ef09;89489171]Akurat sama być się nie boję. Nie o to chodzi. Bardziej boję się tego, że czegoś będę żałować i że kogoś skrzywdzę. Zawsze chciałam dla wszystkich najlepiej, nieraz kosztem siebie. I chyba w tym momencie wychodzi mi to bokiem, bo nie potrafię zawalczyć o samą siebie, tylko ciągle myślę o innych.
---------- Dopisano o 22:52 ---------- Poprzedni post napisano o 22:51 ---------- Zaprzepaszczenie tego co do tej pory stworzyliśmy i tego, że przez to nowe i nieznane co mnie pociąga, mogę stracić to co miałam i tego żałować.[/QUOTE] I tu jest jedyna logiczna wypowiedź a nie pudrowanie. W związku fajnie nie masz, nie jest też źle, ale boisz stracić się tą namiastkę powierzchownej stabilności i normalności ryzykując związek z nowym, a nie jakieś teksty o ranieniu jednego i drugiego ![]() Co powiedzą znajomi, co powie rodzina, wątpliwości czy dobrze zrobiłaś, czy nie spadniesz z deszczu pod rynnę. Prawdziwy związek zaczyna się gdy razem mieszkacie, wspólne mieszkanie po 8 latach? dziwna "średnia". 8 lat to wy się bawiliście w rodzinę. Prawdziwy związek to masz od 2 lat, w którym nie jesteś szczęśliwa, ale tkwisz bojąc się przyznać sama przed sobą, że te poprzednie 8 nie były udaną decyzją i startujesz od zera. Ale chociaż mądrzejsza o doświadczenia. Jak nie z tym, będzie inny, szkoda życia żeby przed całym światem udawać, że Ci "wyszło" i masz fajny związek. Ludzie się zmieniają, zmieniają się priorytety. Takie szkolne miłości rzadko przetrwają. Ciężko Ci zerwać bo z nikim innym nie byłaś. Edytowane przez DrDoom Czas edycji: 2023-02-04 o 10:24 |
![]() |
![]() |
#24 |
BAN stały
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 1 844
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
[1=611bf35e838720fc4ae81fd ee148be8d09595a4f_63e0433 15ef09;89489501]Na początku związku, myślę że do chwili zaręczyn (zaręczyny po 5 latach) to ja wykazywałam inicjatywę. [/QUOTE]
Czyli zaręczyny były bez mieszkania razem? Czizys. Wszystko co się dało zrobiliście na opak. |
![]() |
![]() |
#25 |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2023-02
Wiadomości: 8
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
|
![]() |
![]() |
#26 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2018-04
Lokalizacja: Polska, Górny Śląsk
Wiadomości: 18 889
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Autorko, ale mając podejście "lepiej tkwić w czymś byle jakim, bo to przynajmniej jest" możesz serio sobie zmarnować sporo lat, a potem i tak skończyć porzucona. Żebyś potem nie miała pretensji do faceta, że Ci miłość zmarnował.
![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
#27 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2008-06
Wiadomości: 1 546
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
Moim zdaniem bez sensu koncentrujesz się teraz na przeszłości. To już BYŁO. Jasne, przeszłość z nim cię ukształtowała, wspomnienia zostaną, ale twoje życie będzie się rozgrywać w przyszłości. I o tym powinnaś myśleć. Czy ty chcesz z tym człowiekiem spędzić kolejne lata? Ale czy CHCESZ, a nie czy powinnaś albo coś tam. A jeśli faktycznie chcesz, to czy jesteś gotowa na pracę nad tą relacją, żeby takie sytuacje jak teraz już się nie powtarzały w przyszłości.
Z boku ten związek wygląda na szarpany i wymęczony, jak byście sami siebie ciągle próbowali przekonać, że wam zależy. Mnie np. dziwi twoja gwałtowna reakcja na propozycję kawy z kolegą. Gdybyś była pewna swoich uczuć do narzeczonego, to byś na tą kawę mogła pójść po prostu, żeby się dobrze bawić i poznać ciekawego człowieka. A ty już się bałaś, że zainteresowanie kolegą się wymknie spod kontroli, jak tylko nadarzy się okazja. Więc z mojej perspektywy - twoja więź z narzeczonym nie jest zbyt silna. I pytanie czy jest sens kolejny raz starać się ją reanimować. |
![]() |
![]() |
#28 | |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2023-02
Wiadomości: 8
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
[1=611bf35e838720fc4ae81fd ee148be8d09595a4f_63e0433 15ef09;89489547]Tak.[/QUOTE]
Wiem, że Wam się może wydać, że jak tak można, dopiero po 8 latach zamieszkać razem, oświadczać się bez wspólnego mieszkania itd. Dla mnie jest dziwne jak ludzie zamieszkują ze sobą po pół roku znajomości, po roku się oświadczają, a po 2 są po ślubie. Sytuacja z nami była taka, że zaczęliśmy być ze sobą w liceum, później studia. Jedno miasto. To samo liceum, te same studia, ba nawet ten sam kierunek. Dzienne, 5-letnie, podczas których można było "coś tam" dorobić, ale nie na tyle, żeby wynająć mieszkanie, z resztą chyba wtedy nawet o tym nie myśleliśmy. Widywaliśmy się non stop, nocowaliśmy u siebie bardzo często, ale ani u mnie ani u niego nie było warunków, żeby wspólnie zamieszkać, z rodzicami. Po naszym wykształceniu z podjęciem "pracy w zawodzie" od razu po studiach - no way. Dlatego wspólne zamieszkanie "na swoim" tak się odwlekło w czasie. Dla Was może wydaje się to dziwne, ale dla ludzi z mojego otoczenia - normalna sytuacja. ---------- Dopisano o 12:02 ---------- Poprzedni post napisano o 11:57 ---------- Cytat:
---------- Dopisano o 12:05 ---------- Poprzedni post napisano o 12:02 ---------- Dziewczyny dziękuję Wam bardzo jeszcze raz za wszystkie odpowiedzi. Dużo kwestii mi się wyjaśniło. Zawsze to lepiej jak ktoś spojrzy na problem totalnie z boku, nie znając prywatnie mnie, mojego ex ani naszej historii od podszewki. Teraz czeka mnie poważna rozmowa, ale dam sobie jeszcze chwilę na przemyślenia. |
|
![]() |
![]() |
#29 |
lokalna gwiazda
Zarejestrowany: 2010-02
Lokalizacja: Mazury
Wiadomości: 19 594
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
[1=611bf35e838720fc4ae81fd ee148be8d09595a4f_63e0433 15ef09;89489501]Nie zamierzam pchać się w nowy związek. To, że napisałam ze pojawił się ktoś kto mnie zainteresował, nie oznacza, że pragnę nagle skoczyć z kwiatka na kwiatek. Nie należę do takich osób.
Wiem, że aktualnie potrzebuję czasu dla siebie, żeby to sobie poukładać, przemyśleć i ogarnąć swoje życie i nie podjąć pochopnej decyzji. Nie boję się puścić jednej gałęzi. Boję się, że może moje wątpliwości są złudne. Okej ostatnie dwa lata były ciężkie dla Nas obojga, wiele się wydarzyło, w tym coś co wywróciło nasze życie do góry nogami, a nie było od nas zależne. Do tamtej pory, te 8 lat wspominam bardzo dobrze. Jak w każdym związku, zdarzały się kłótnie, ale mieliśmy wspólne plany, marzenia, spełnialiśmy je, byliśmy szczęśliwi. Gdybym całkowicie nic nie czuła do ex, byłoby mi o wiele prościej, ale w dalszym ciągu coś do niego czuje i nie potrafię odejść definitywnie i miotam się. ---------- Dopisano o 10:56 ---------- Poprzedni post napisano o 10:53 ---------- Może nie czekalibyśmy tyle, jeżeli mielibyśmy gdzie i za co razem zamieszkać. Sytuacje w życiu są różne. ---------- Dopisano o 10:59 ---------- Poprzedni post napisano o 10:56 ---------- i z pewnością byłoby o wiele łatwiej, gdyby takie wątpliwości co do dalszego trwania związku były z obu stron. Z jego aktualnie takich nie ma. On chce dalej robić wszystko, żeby było jak dawniej, jak na początku. ---------- Dopisano o 11:08 ---------- Poprzedni post napisano o 10:59 ---------- Nie był ostatni. Wręcz przeciwnie. Na początku związku, myślę że do chwili zaręczyn (zaręczyny po 5 latach) to ja wykazywałam inicjatywę. Ja byłam go pewna w 100% i walczyłam. Walczyłam o Nas. W miedzy czasie on odchodził 3 razy, to on miał wątpliwości, ja walczyłam o Nas, ale nie przekonywałam na siłę. Potrzebował czasu, żeby sobie poukładać - dawałam mu go. Była sytuacja, że z jego strony doszło do zdrady emocjonalnej. Kolejna przerwa. Czas na przemyślenia. To były ciężkie chwile, ale chyba dopiero wtedy zrozumiał co tak naprawdę czuje. Zawalczył wtedy o mnie. Walczył mimo, że ja go odpychałam i nie chciałam. Nie poddał się. Następnie były zaręczyny. Nie. Ja o nich nic mu nie wspominałam, nie wymuszałam, nie mówiłam "że już najwyższy czas". Sam z siebie doszedł do tego przekonania. Stał się pewny tego co było miedzy nami. Okres po zaręczynach - planowanie ślubu w przyszłości. Planowanie, które zostało nagle zaburzone przez jeno dramatyczne dla nas wydarzenie, ale nie o tym. To nie były i nie są dla mnie zmarnowane lata. Naprawdę wiele przeszliśmy, ale aktualnie czuję, że teraz to ja potrzebuję sobie poukładać pewne rzeczy. Tak wiem, po 10 latach. Wtedy byliśmy młodzi. Może wtedy już nie powinniśmy tego ciągnąć. Nie wiem. Aktualnie wiem tylko, że już nie jestem tą samą osobą co 5 czy 10 lat temu. Kiedyś po studiach chciałam mieć męża, dzieci i dom. Teraz chciałabym skupić się na sobie, bo zawsze stawiałam siebie na samym końcu. Ślub? - totalnie nie moja bajka, nie czuję tego. Może cywilny dla formalności i z najbliższą rodziną. ---------- Dopisano o 11:15 ---------- Poprzedni post napisano o 11:08 ---------- Pierwszy który zawrócił, nie pierwszy, który próbował, ale z mojej strony zawsze było stanowcze nie i koniec. Byłam pewna swojego związku. ON pojawił się i zawrócił w głowie w złym momencie. W tym problem[/QUOTE] Czyli najpierw 5 lat szarpaniny. Zaręczyny i rok(?) spokoju. Ostatnie 2 lata, to powolny rozkład. Czy aby naprawdę jest się nad czym zastanawiać? |
![]() |
![]() |
#30 |
BAN stały
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 1 844
|
Dot.: Zdrowy rozsądek a serce.
[1=611bf35e838720fc4ae81fd ee148be8d09595a4f_63e0433 15ef09;89489572]Wiem, że Wam się może wydać, że jak tak można, dopiero po 8 latach zamieszkać razem, oświadczać się bez wspólnego mieszkania itd. Dla mnie jest dziwne jak ludzie zamieszkują ze sobą po pół roku znajomości, po roku się oświadczają, a po 2 są po ślubie.
[/QUOTE] No ale widzisz jaki jest tego efekt? Zamieszkaliście i zaczęło się psuć. Czyli straciłaś minimum 2 lata, a pewnie i ze 4 gdybyście wzięli jakąkolwiek pracę, w między czasie szukali innej i jakoś próbowali spleść wspólne losy, bo czasy studenckich randek i bzykania z rodzicami za ścianą dawno się skończyły. Związek (na tym etapie) ma to do siebie, że jeśli nie ewoluuje, to się rozpada. Edytowane przez Mad_Max Czas edycji: 2023-02-04 o 11:17 |
![]() |
![]() |
![]() |
|



Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
Narzędzia | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 09:16.