Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5 - Strona 120 - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Być rodzicem > Poczekalnia - będę mamą

Notka

Poczekalnia - będę mamą Forum dla przyszłych rodziców. Poczekalnia - będę mamą to miejsce, w którym podzielisz się tematami związanymi z oczekiwaniem na potomstwo.

Zamknij wątek
 
Narzędzia
Stary 2019-12-14, 21:27   #3571
PatiPee
Zakorzenienie
 
Avatar PatiPee
 
Zarejestrowany: 2014-11
Lokalizacja: dziewczyna znad morza...
Wiadomości: 6 802
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

U mnie po tym śluzie zaczely sie skurcze. Gosia to moj ma caly czas glodomora a ja chciałabym podzielić troszkę uwagę na dwoje i się nie są

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
Kiedy mogę to czytam, a kiedy nie mogę - też czytam...
PatiPee jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-14, 22:02   #3572
Smarfetka
Zakorzenienie
 
Avatar Smarfetka
 
Zarejestrowany: 2005-10
Wiadomości: 14 099
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez izzy_91 Pokaż wiadomość
I u mnie spokój.
Wyskoczyła mi pod nosem opryszczka i pod wieczór zaczęła boleć i kluc kostka przy stopie. Zdjelam skarpetke a tam cała opuchnieta od wewnętrznej strony.
Jutro moj ptp

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz


Tez mi dzien przed ptp wyskoczyła opryszczka, następnego dnia urodziłam





Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

---------- Dopisano o 23:02 ---------- Poprzedni post napisano o 22:58 ----------

Jeju, dziewczyny, nie mam nawet kiedy coś więcej napisać Wam, ale mały jest cudowny i taki grzeczny, w ogóle nie płacze. Jedynie opil się wód i muszę go pilnować żeby się nie zakrztusił, bo mu się ulewa. Przez to nie chciał jeść. Teraz dwa karmienia za nami, jest progres. Tz mi bardzo pomaga dosłownie we wszystkim. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego ojca <3


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Smarfetka jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-14, 22:23   #3573
gosiulam185
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2018-03
Wiadomości: 3 003
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez Alicjazkrainyczaroww Pokaż wiadomość
A dużo miałaś tego śluzu? Bo ja tak mniej więcej wielkości 5zl

Wysłane z mojego F8331 przy użyciu Tapatalka
No u mnie było całkiem sporo, ale to po chwili, na samym początku nie wiem bo jak dotarłam do kibelka to już leciały wody

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
gosiulam185 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-14, 22:27   #3574
voice_of_silence
Zakorzenienie
 
Avatar voice_of_silence
 
Zarejestrowany: 2005-06
Wiadomości: 4 378
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez Smarfetka Pokaż wiadomość
Tez mi dzien przed ptp wyskoczyła opryszczka, następnego dnia urodziłam





Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

---------- Dopisano o 23:02 ---------- Poprzedni post napisano o 22:58 ----------

Jeju, dziewczyny, nie mam nawet kiedy coś więcej napisać Wam, ale mały jest cudowny i taki grzeczny, w ogóle nie płacze. Jedynie opil się wód i muszę go pilnować żeby się nie zakrztusił, bo mu się ulewa. Przez to nie chciał jeść. Teraz dwa karmienia za nami, jest progres. Tz mi bardzo pomaga dosłownie we wszystkim. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego ojca <3


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Może zadam głupie pytanie, ale na czym polega pilnowanie noworodka żeby się nie zakrztusił?

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
Kocham luksus. A luksus polega nie na bogactwie i ornamentach, ale na braku wulgarności.

Coco Chanel

Wyzwanie czytelnicze 2019
voice_of_silence jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-14, 23:01   #3575
black___raven
Raczkowanie
 
Avatar black___raven
 
Zarejestrowany: 2019-04
Wiadomości: 278
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Ja nie rodzę, ale kolejny dzień mam naprawdę upierdliwe skurcze i już mnie to zaczyna wkur...
O żadnej regularności nie ma mowy, czasem mnie zgina co 20 minut, a potem np. 2-3 godziny przerwy. Chyba sobie wypiję jeszcze ziółka i niech się dzieje wola nieba, idę spać na półwisząco, bo normalnie się nie da.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
black___raven jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-14, 23:16   #3576
sevenofnine
Rozeznanie
 
Avatar sevenofnine
 
Zarejestrowany: 2012-09
Lokalizacja: łdz
Wiadomości: 631
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez voice_of_silence Pokaż wiadomość
Może zadam głupie pytanie, ale na czym polega pilnowanie noworodka żeby się nie zakrztusił?

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Siedzisz i patrzysz. Nowoludzie to hipnotyzujący gatunek, więc nie jest tak źle

Wysłane z mojego Mi A2 przy użyciu Tapatalka
sevenofnine jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-14, 23:55   #3577
Ivi56
Rozeznanie
 
Avatar Ivi56
 
Zarejestrowany: 2019-02
Wiadomości: 636
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez PatiPee Pokaż wiadomość
Ivi, a jak tam u was? Opowiadaj

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

My nadal w szpitalu, Mój maluszek to straszelny ssak j mógłby tak cały dzień i w zasadzie prawie tak jest. Kręgosłup mnie boli bo sporo schylania, a jeszcze się przyzwyczaja do starej wagi bez brzuszka.

Po cc czuje się wyjątkowo dobrze, już prawie nie odczuwam rany

Zaraz muszę się przespać bo młodego uśpiłam j oczy mi się zamykają.
Co Was poczytam i chce coś odpisać to muszę karmić, a z małym jedna ręka jest mi mega niewygodnie.

Poza tym mam spoko dziewczynę w pokoju wiec dużo gadamy, ona ma już jedno dziecko wiec wie trochę więcej ode mnie i dzisiaj jak się wystraszyłam bo młody zwrócił coś ciemnego to powiedziała ze to krew i może się zdarzyć, zwłaszcza ze z tej piersi już mi raz poszła jak próbowałam nakładki. Ogólnie mega mnie ona boli jak z niej pije i to nie brodawka, tylko w środku jakby cały kanalik piecze

Jutro fajniejsza zmiana może będzie to podpytać co to może być i co z tym robić.

Mam nadzieje, ze Leo szybko przejdzie, dostał jakieś leki?

Cytat:
Napisane przez milawo Pokaż wiadomość
U mnie tez z pokarmem lipa. Dzis dopiero laktator odciagnal jakas lyzeczke mleka.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz


Cytat:
Napisane przez milawo Pokaż wiadomość
Ja bym chciala jednak sprobowac kp. Na ta chwile sytuacja wyglada tak ze proboje mala przystawiac ale ma problem ze zlapaniem mojej brodawki. Probuje wiec z nakladkami ale ona tez dlugo tak nie zasysa skoro nic jeszcze nie leci.
Na pomoc cdl w szpitalu sie nie doczekalam. Mam nadzieje ze w domu jakos na spokojnie cos wiecej podzialamy. W poniedzialek juz ma przyjsc polozna srodowiskowa, jak ona nie pomoze to na pewno choc raz zamowie jeszcze cdl.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz


Ale my tego samego dnia urodziliśmy, u mnie nie ma problemu z pokarmem i jest go po prostu mało bo początkowo maluszki tyle potrzebują. Mi położne powiedział ze w pierwsze dni nie ma co odciągać co to sa takie ilości ze tylko ścianki zabryzgasz i i tak nie będziesz miała co dziecku podać.

A ja mam tez małe i płaskie brodawki wiec podaje jak kanapkę. Najpierw troszkę wyciskam i układam pierś tak żeby do buzi mu włożyć na płasko jak kanapkę i daje radę. Kilka prób zwykle jest ale w końcu jakoś się udaje. Polecam wypróbować


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Ivi56 jest offline Zgłoś do moderatora  

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2019-12-15, 01:16   #3578
gosiulam185
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2018-03
Wiadomości: 3 003
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez Ivi56 Pokaż wiadomość
My nadal w szpitalu, Mój maluszek to straszelny ssak j mógłby tak cały dzień i w zasadzie prawie tak jest. Kręgosłup mnie boli bo sporo schylania, a jeszcze się przyzwyczaja do starej wagi bez brzuszka.

Po cc czuje się wyjątkowo dobrze, już prawie nie odczuwam rany

Zaraz muszę się przespać bo młodego uśpiłam j oczy mi się zamykają.
Co Was poczytam i chce coś odpisać to muszę karmić, a z małym jedna ręka jest mi mega niewygodnie.

Poza tym mam spoko dziewczynę w pokoju wiec dużo gadamy, ona ma już jedno dziecko wiec wie trochę więcej ode mnie i dzisiaj jak się wystraszyłam bo młody zwrócił coś ciemnego to powiedziała ze to krew i może się zdarzyć, zwłaszcza ze z tej piersi już mi raz poszła jak próbowałam nakładki. Ogólnie mega mnie ona boli jak z niej pije i to nie brodawka, tylko w środku jakby cały kanalik piecze

Jutro fajniejsza zmiana może będzie to podpytać co to może być i co z tym robić.

Mam nadzieje, ze Leo szybko przejdzie, dostał jakieś leki?









Ale my tego samego dnia urodziliśmy, u mnie nie ma problemu z pokarmem i jest go po prostu mało bo początkowo maluszki tyle potrzebują. Mi położne powiedział ze w pierwsze dni nie ma co odciągać co to sa takie ilości ze tylko ścianki zabryzgasz i i tak nie będziesz miała co dziecku podać.

A ja mam tez małe i płaskie brodawki wiec podaje jak kanapkę. Najpierw troszkę wyciskam i układam pierś tak żeby do buzi mu włożyć na płasko jak kanapkę i daje radę. Kilka prób zwykle jest ale w końcu jakoś się udaje. Polecam wypróbować


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Ja też mam płaskie brodawki i też małemu wciskam do buzi. Tzn przyszczypuje i naciągam sutek i mu wkładam żeby łatwiej było złapać. Oczywiście z lewej bo z prawej to mimo pomocy i tak nie chce złapać.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
gosiulam185 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 01:26   #3579
midusia86
Zakorzenienie
 
Avatar midusia86
 
Zarejestrowany: 2011-05
Lokalizacja: kk
Wiadomości: 4 863
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Pati co z Leo? Co powiedzieli w szpitalu? Biedactwo małe
Wspólczuję bo wiem, jak trudno się teraz rozdwoić

---------- Dopisano o 02:26 ---------- Poprzedni post napisano o 02:25 ----------

No to opisałam swoje przeżycia z pd. Ale ostrzegam, jest dłuuuugo :P


Poniedziałkowy wieczór był jednym z cięższych w całej mojej ciąży. Nie miałam nawet problemu, że JESZCZE nie rodzę, ale już naprawdę miałam dość ciąży jako takiej. Czułam się nią zmęczona, obolała a mój organizm niezdolny już praktycznie do niesienia ciężaru żywienia naszej dwójki. Leżałam wieczorem w łóżku i płakałam TŻ-towi w rękaw. We wtorek jak codziennie rano wstałam i razem z TŻ ogarnialiśmy Pitula do pkola ale stwierdziłam, że tego dnia nie mam siły z nimi jechać i koniecznie muszę wrócić do łóżka jeszcze dospać. Obudził mnie dopiero TŻ o 12, gdy przyszedł i próbował trochę „pocieszyć”. Tym razem wrażenia podczas seksu były jakieś... inne 😉. Wstałam, ogarnęłam się i próbowałam jakoś przeczołgać przez resztę dnia. Jak już chyba od 2 tyg po seksie czułam lekkie ćmienie podbrzusza, ale nic poza tym. Na 15 wpadliśmy po sąsiedzku do teściów na obiad. Gadka szmatka, kawa, dyskusje jak to jeszcze nie rodzę a moje ćmienie podbrzusza zamiast już przechodzić zaczyna się dziwnie rozchodzić na krzyże. Taki mocno okres, przy którym czasem już nawet lekko wykrzywiam się z bólu. Jest 16:45 a ja siedząc poczułam ten mityczny PYK i kilkusekundowy skurcz okalający całe ciało. Wstałam w sekundę i ruszyłam w stronę wyjścia: „Rodzimy”. Szybka decyzja: Pitul zostaje z dziadkami a my schodzimy do siebie. W łazience próbuję się wysikać i czuję jak mi niedobrze. Pierwszy skurcz. Bolesny tak, że zaczynam syczeć. Uruchamiam aplikacje i liczę: drugi, trzeci, każdy co 3 min i trwają od razu po 40-50 sec. Już wiem, że nie będzie powoli i skurcze będą te najgorsze – krzyżowe. Dzwonię do położnej i szybko zdaję relację co i jak a ona decyduje, że natychmiast do nas wyjeżdza. TŻ wpadł w tryb zadaniowy: pieluszki i ręczniki do ogrzania na kaloryferze, ogarnia na szybko mieszkanie i nasłuchuje moich komend z łazienki: woda, przytul, szykuj wannę, miska bo rzygam. W łazience gasimy światło, TŻ zapala świece a w salonie odpala muzykę: Ayo, przy której ostatnio najmilej bujało mi się na piłce. Ja wyciągam z szafy moją ulubioną, mocno juz porozciąganą koszulkę, w kórej rodziłam Pitula. Teraz też chce w niej rodzić. Ściągam ciuchy ale kolejny skurcz rzuca mnie już na kolana z których nie wstaję. Rodzimy nago 😉 Tak klęcząc przetrwałam chyba jeszcze z 3 skurcze i natychmiast chcę do wanny. TŻ ciepłym strumieniem wody polewa mi plecy, podnoszący sie poziom wody powoli powoduje, że skurcze już nie są tak koszmarnie bolesne. Nie myślę o tym, że ruch w czasie skurczu pomaga w rozwieraniu. Na każdym zamieram w bezruchu na kolanach i jedyne o czym myśle to to, że mojemu dziecku jest tam pewnie jeszcze trudniej i muszę mu pomagać: ODDYCHAĆ. Skupiam się na wdechu torem brzusznym i powolnym wydechu. Nie spinać się, rozluźniać, rozluźniać, rozluźniać... Położna (niech będzie W) dotarła o 17:40. Poczułam że mam wszystkich których potrzebuję. W głaszcze mnie i przytula na powitanie a TZ szybko zdaje relacje z aktualnej sytuacji. Pomiędzy skurczami szybkie badanie i mamy 7-8cm rozwarcia. Po kolejnym skurczu nasłuchujemy regularnego bicia serduszka. Ja już nie podnoszę się z wanny. Cały czas klęczę i opieram sie o ramiona TŻ. W podaje wodę, polewa plecy, masuje krzyże i jakoś tak cudownie ściska mi biodra, że kolejne koszmarne skurcze są wciąż do wytrzymania. W miedzyczasie dalej rzygam... Coś słyszę jak W mówi, że ma słabe do mnie dojście i proponuje, że może spróbujemy wyjść z wanny ale ja kategorycznie odmawiam. Wannę mamy na tyle szeroką, że spokojnie mogłabym się jednak przekręcić, ale... nie chcę. I tak rodziłabym w tej wannie dalej, gdyby nie to, że zaczynam się oczyszczać z drugiej strony :P. Jestem przekonana, że gdyby zdarzyło mi się to w szpitalu spowodowałoby u mnie mocny dyskomfort i poczucie wstydu, ale tutaj tego nie ma. W była wtedy dla mnie jak taki anioł, jak matka (której btw nigdy nie chciałabym przy moim porodzie :P ): pozbierała co trzeba, otarła, dodawała mi otuchy, mówiła do naszego nienarodzonego dziecka i zapraszała je na świat. TŻ z W pomogli mi wyjść z wanny, ale zakotwiczyłam zaraz obok niej, klęcząc a rękami wisząc na TŻ i wbijając mu sie coraz mocniej zębami w ręce przy każdym kolejnym skurczu. Rozwarcie było chyba już pełne, bo nagle poczułam wielką ulgę. Nastała dłuższa chwile bez skurczy, w której odpoczęłam i nawet udało mi się lekko zrelaksować i nabrać sił. Coś nawet żartowaliśmy we 3, ale nic nie pamiętam. Potem zaczęły sie skurcze parte. Jedne mocniejsze, inne słabsze ale czułam, jak główka powolutku schodzi a ja odczuwam coraz większe rozpieranie. Sama z siebie nie parłam ani razu. Czułam, jak każdy skurcz sam delikatnie wypycha główkę dziecka a ja tylko głęboko oddychałam i czasem buczałam ,czasem wyłam z bólu, czasem krzyczałam. Pieczenie bylo nieziemskie i tylko czułam, jak W dzielnie walczy dla mnie o jak najmniejsze szkody w podwoziu: smarowała olejkiem, masowała, przytrzymywała głowkę maleństwa, kiedy szła za szybko. Cała faza II trwała 30min. Na jednym ze skurczy poczułam jak przestaje boleć: mamy głowkę!!! Na kolejnym skurczu, razem z fontanną wód płodowych wypływa nasze szczęście, które W błyskawicznie podaje mi między nogami i kładzie na moim brzuchu. To, co działo sie potem jest już o wiele bardziej zamazane. Przytulamy, głaszczemy, witamy. Dopiero po chwili przypomnieliśmy sobie, żeby sprawdzić płeć. Chwilę potem, na bardzo lekkim skurczu wypływa łozysko. Tulimy się tak jeszcze razem jakieś 30 min po czym TŻ odcina pępowinę. TŻ razem z W urządzili naszej 3 przytulne gniazdko na tych płytkach łazienkowych na których przeleżelismy razem jeszcze kolejne 2h (i tutaj gorąco polecam podłogówkę w łazience 😉 ). W przyrządziła mi ziółka z krokosza. Piłyście kiedyś najdroższego szampana świata? Nie? Ja też nie, ale na pewno nie smakuje nawet w połowie tak, jak wtedy ta herbatka. Potem już teściowa przyprowadziła Pitula. Były łzy powitania, ważenie i mierzenie gdy ja brałam prysznic a na końcu wspólne tulenie już we własnym łóżku.

Z praktycznych rzeczy: położna ogarnęła wszystko. Jeszcze na początku porodu prosiła TŻ o podanie kilku rzeczy. Po fakcie już tylko pytała gdzie czego szukać i sama ogarniała. Podgrzała nam żarcie, posprzątała całą łazienkę i chciała nawet iść do pralni wstawić pranie. Zatroszczyła sie o wszystko i wyszła od nas dopiero wtedy, kiedy była pewna, że nic więcej nie potrzebujemy. Rodząc pierwszy raz Pitula 3120 miałam nacięte krocze i szwy takie, że przez 2 tyg nie byłam w stanie normalnie usiaść. Teraz przy urodzeniu 4kg żadnego nacięcia, pęknięcia ani nawet otarcia.

Motyw zwierzęcy: nasza sucz amstaffka była ze mną w łazience podczas CAŁEGO porodu. Kiedy mną miotał skurcz ona wzdrygała się i widziałam, jak przeżywa go razem ze mną. Podczas partych kiedy wyłam z bólu ona wyła razem ze mną. Gdy urodziłam skuliła sie w głębi łazienki i posłusznie czekała na zaproszenie do przywitania nowego członka stada. Obwąchała, delikatnie liznęła po plecach a potem wyczerpana zasnęła z nami w nogach łóżka. Na razie nie odstępuje Jaśka na krok.

Bardzo chciałam rodzić w domu bo wiedziałam, że to zupełnie inne przeżycie i atmosfera w jakiej rodzi się dziecko i ja ponownie jako matka. Rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania ❤️ ❤️ ❤️.
__________________
You are so much stronger than you think
midusia86 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 02:06   #3580
misiaq002
Zadomowienie
 
Zarejestrowany: 2011-12
Wiadomości: 1 466
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Cytat:
Napisane przez Smarfetka Pokaż wiadomość
Tez mi dzien przed ptp wyskoczyła opryszczka, następnego dnia urodziłam





Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

---------- Dopisano o 23:02 ---------- Poprzedni post napisano o 22:58 ----------

Jeju, dziewczyny, nie mam nawet kiedy coś więcej napisać Wam, ale mały jest cudowny i taki grzeczny, w ogóle nie płacze. Jedynie opil się wód i muszę go pilnować żeby się nie zakrztusił, bo mu się ulewa. Przez to nie chciał jeść. Teraz dwa karmienia za nami, jest progres. Tz mi bardzo pomaga dosłownie we wszystkim. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego ojca <3


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
U mnie lekarstwem na krztuszenie wodami okazało się mm. Jak małą zabrali na noc i dali butle mm to "przepchnęło" wszystko co siedziało w tym przełyku. No chyba, że ją jakoś odessali o czym nie wiem ale wątpię.. I po tym mm zmieniło mi się dziecko
Cytat:
Napisane przez voice_of_silence Pokaż wiadomość
Może zadam głupie pytanie, ale na czym polega pilnowanie noworodka żeby się nie zakrztusił?

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Na ciągłym patrzeniu Moja pierwsza doba to było obserwowanie buzi 24/7. I ewentualne przekrecanie, żeby się wylało z buziaczki. Ze zmęczenia udało mi się przysnąć na 5 minut i akurat weszła położna i akurat w tej chwili mała postanowiła się krztusić. O losie nie było mi do śmiechu bo słaniałam się na nogach a tu nawet na sekundę nie można było odwrócić wzroku...
Cytat:
Napisane przez midusia86 Pokaż wiadomość
Pati co z Leo? Co powiedzieli w szpitalu? Biedactwo małe
Wspólczuję bo wiem, jak trudno się teraz rozdwoić

---------- Dopisano o 02:26 ---------- Poprzedni post napisano o 02:25 ----------

No to opisałam swoje przeżycia z pd. Ale ostrzegam, jest dłuuuugo


Poniedziałkowy wieczór był jednym z cięższych w całej mojej ciąży. Nie miałam nawet problemu, że JESZCZE nie rodzę, ale już naprawdę miałam dość ciąży jako takiej. Czułam się nią zmęczona, obolała a mój organizm niezdolny już praktycznie do niesienia ciężaru żywienia naszej dwójki. Leżałam wieczorem w łóżku i płakałam TŻ-towi w rękaw. We wtorek jak codziennie rano wstałam i razem z TŻ ogarnialiśmy Pitula do pkola ale stwierdziłam, że tego dnia nie mam siły z nimi jechać i koniecznie muszę wrócić do łóżka jeszcze dospać. Obudził mnie dopiero TŻ o 12, gdy przyszedł i próbował trochę „pocieszyć”. Tym razem wrażenia podczas seksu były jakieś... inne . Wstałam, ogarnęłam się i próbowałam jakoś przeczołgać przez resztę dnia. Jak już chyba od 2 tyg po seksie czułam lekkie ćmienie podbrzusza, ale nic poza tym. Na 15 wpadliśmy po sąsiedzku do teściów na obiad. Gadka szmatka, kawa, dyskusje jak to jeszcze nie rodzę a moje ćmienie podbrzusza zamiast już przechodzić zaczyna się dziwnie rozchodzić na krzyże. Taki mocno okres, przy którym czasem już nawet lekko wykrzywiam się z bólu. Jest 16:45 a ja siedząc poczułam ten mityczny PYK i kilkusekundowy skurcz okalający całe ciało. Wstałam w sekundę i ruszyłam w stronę wyjścia: „Rodzimy”. Szybka decyzja: Pitul zostaje z dziadkami a my schodzimy do siebie. W łazience próbuję się wysikać i czuję jak mi niedobrze. Pierwszy skurcz. Bolesny tak, że zaczynam syczeć. Uruchamiam aplikacje i liczę: drugi, trzeci, każdy co 3 min i trwają od razu po 40-50 sec. Już wiem, że nie będzie powoli i skurcze będą te najgorsze – krzyżowe. Dzwonię do położnej i szybko zdaję relację co i jak a ona decyduje, że natychmiast do nas wyjeżdza. TŻ wpadł w tryb zadaniowy: pieluszki i ręczniki do ogrzania na kaloryferze, ogarnia na szybko mieszkanie i nasłuchuje moich komend z łazienki: woda, przytul, szykuj wannę, miska bo rzygam. W łazience gasimy światło, TŻ zapala świece a w salonie odpala muzykę: Ayo, przy której ostatnio najmilej bujało mi się na piłce. Ja wyciągam z szafy moją ulubioną, mocno juz porozciąganą koszulkę, w kórej rodziłam Pitula. Teraz też chce w niej rodzić. Ściągam ciuchy ale kolejny skurcz rzuca mnie już na kolana z których nie wstaję. Rodzimy nago Tak klęcząc przetrwałam chyba jeszcze z 3 skurcze i natychmiast chcę do wanny. TŻ ciepłym strumieniem wody polewa mi plecy, podnoszący sie poziom wody powoli powoduje, że skurcze już nie są tak koszmarnie bolesne. Nie myślę o tym, że ruch w czasie skurczu pomaga w rozwieraniu. Na każdym zamieram w bezruchu na kolanach i jedyne o czym myśle to to, że mojemu dziecku jest tam pewnie jeszcze trudniej i muszę mu pomagać: ODDYCHAĆ. Skupiam się na wdechu torem brzusznym i powolnym wydechu. Nie spinać się, rozluźniać, rozluźniać, rozluźniać... Położna (niech będzie W) dotarła o 17:40. Poczułam że mam wszystkich których potrzebuję. W głaszcze mnie i przytula na powitanie a TZ szybko zdaje relacje z aktualnej sytuacji. Pomiędzy skurczami szybkie badanie i mamy 7-8cm rozwarcia. Po kolejnym skurczu nasłuchujemy regularnego bicia serduszka. Ja już nie podnoszę się z wanny. Cały czas klęczę i opieram sie o ramiona TŻ. W podaje wodę, polewa plecy, masuje krzyże i jakoś tak cudownie ściska mi biodra, że kolejne koszmarne skurcze są wciąż do wytrzymania. W miedzyczasie dalej rzygam... Coś słyszę jak W mówi, że ma słabe do mnie dojście i proponuje, że może spróbujemy wyjść z wanny ale ja kategorycznie odmawiam. Wannę mamy na tyle szeroką, że spokojnie mogłabym się jednak przekręcić, ale... nie chcę. I tak rodziłabym w tej wannie dalej, gdyby nie to, że zaczynam się oczyszczać z drugiej strony :P. Jestem przekonana, że gdyby zdarzyło mi się to w szpitalu spowodowałoby u mnie mocny dyskomfort i poczucie wstydu, ale tutaj tego nie ma. W była wtedy dla mnie jak taki anioł, jak matka (której btw nigdy nie chciałabym przy moim porodzie ): pozbierała co trzeba, otarła, dodawała mi otuchy, mówiła do naszego nienarodzonego dziecka i zapraszała je na świat. TŻ z W pomogli mi wyjść z wanny, ale zakotwiczyłam zaraz obok niej, klęcząc a rękami wisząc na TŻ i wbijając mu sie coraz mocniej zębami w ręce przy każdym kolejnym skurczu. Rozwarcie było chyba już pełne, bo nagle poczułam wielką ulgę. Nastała dłuższa chwile bez skurczy, w której odpoczęłam i nawet udało mi się lekko zrelaksować i nabrać sił. Coś nawet żartowaliśmy we 3, ale nic nie pamiętam. Potem zaczęły sie skurcze parte. Jedne mocniejsze, inne słabsze ale czułam, jak główka powolutku schodzi a ja odczuwam coraz większe rozpieranie. Sama z siebie nie parłam ani razu. Czułam, jak każdy skurcz sam delikatnie wypycha główkę dziecka a ja tylko głęboko oddychałam i czasem buczałam ,czasem wyłam z bólu, czasem krzyczałam. Pieczenie bylo nieziemskie i tylko czułam, jak W dzielnie walczy dla mnie o jak najmniejsze szkody w podwoziu: smarowała olejkiem, masowała, przytrzymywała głowkę maleństwa, kiedy szła za szybko. Cała faza II trwała 30min. Na jednym ze skurczy poczułam jak przestaje boleć: mamy głowkę!!! Na kolejnym skurczu, razem z fontanną wód płodowych wypływa nasze szczęście, które W błyskawicznie podaje mi między nogami i kładzie na moim brzuchu. To, co działo sie potem jest już o wiele bardziej zamazane. Przytulamy, głaszczemy, witamy. Dopiero po chwili przypomnieliśmy sobie, żeby sprawdzić płeć. Chwilę potem, na bardzo lekkim skurczu wypływa łozysko. Tulimy się tak jeszcze razem jakieś 30 min po czym TŻ odcina pępowinę. TŻ razem z W urządzili naszej 3 przytulne gniazdko na tych płytkach łazienkowych na których przeleżelismy razem jeszcze kolejne 2h (i tutaj gorąco polecam podłogówkę w łazience ). W przyrządziła mi ziółka z krokosza. Piłyście kiedyś najdroższego szampana świata? Nie? Ja też nie, ale na pewno nie smakuje nawet w połowie tak, jak wtedy ta herbatka. Potem już teściowa przyprowadziła Pitula. Były łzy powitania, ważenie i mierzenie gdy ja brałam prysznic a na końcu wspólne tulenie już we własnym łóżku.

Z praktycznych rzeczy: położna ogarnęła wszystko. Jeszcze na początku porodu prosiła TŻ o podanie kilku rzeczy. Po fakcie już tylko pytała gdzie czego szukać i sama ogarniała. Podgrzała nam żarcie, posprzątała całą łazienkę i chciała nawet iść do pralni wstawić pranie. Zatroszczyła sie o wszystko i wyszła od nas dopiero wtedy, kiedy była pewna, że nic więcej nie potrzebujemy. Rodząc pierwszy raz Pitula 3120 miałam nacięte krocze i szwy takie, że przez 2 tyg nie byłam w stanie normalnie usiaść. Teraz przy urodzeniu 4kg żadnego nacięcia, pęknięcia ani nawet otarcia.

Motyw zwierzęcy: nasza sucz amstaffka była ze mną w łazience podczas CAŁEGO porodu. Kiedy mną miotał skurcz ona wzdrygała się i widziałam, jak przeżywa go razem ze mną. Podczas partych kiedy wyłam z bólu ona wyła razem ze mną. Gdy urodziłam skuliła sie w głębi łazienki i posłusznie czekała na zaproszenie do przywitania nowego członka stada. Obwąchała, delikatnie liznęła po plecach a potem wyczerpana zasnęła z nami w nogach łóżka. Na razie nie odstępuje Jaśka na krok.

Bardzo chciałam rodzić w domu bo wiedziałam, że to zupełnie inne przeżycie i atmosfera w jakiej rodzi się dziecko i ja ponownie jako matka. Rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania ️.
Wzruszyłam się

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
misiaq002 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 02:41   #3581
raficzyca
Zadomowienie
 
Zarejestrowany: 2012-01
Wiadomości: 1 396
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

O matko, Midusia, poplaksksm się . Szczerze zazdroszczę Ci takiego porodu, a opis psa mnie całkowicie rozwalił. Jednak zwierzęta są nieprawdopodobne mądre. Myślę też, że Twoja położna to prawdziwy skarb!
raficzyca jest offline Zgłoś do moderatora  

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2019-12-15, 03:13   #3582
Smarfetka
Zakorzenienie
 
Avatar Smarfetka
 
Zarejestrowany: 2005-10
Wiadomości: 14 099
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Cytat:
Napisane przez midusia86 Pokaż wiadomość
Pati co z Leo? Co powiedzieli w szpitalu? Biedactwo małe

Wspólczuję bo wiem, jak trudno się teraz rozdwoić

---------- Dopisano o 02:26 ---------- Poprzedni post napisano o 02:25 ----------

No to opisałam swoje przeżycia z pd. Ale ostrzegam, jest dłuuuugo :P





Poniedziałkowy wieczór był jednym z cięższych w całej mojej ciąży. Nie miałam nawet problemu, że JESZCZE nie rodzę, ale już naprawdę miałam dość ciąży jako takiej. Czułam się nią zmęczona, obolała a mój organizm niezdolny już praktycznie do niesienia ciężaru żywienia naszej dwójki. Leżałam wieczorem w łóżku i płakałam TŻ-towi w rękaw. We wtorek jak codziennie rano wstałam i razem z TŻ ogarnialiśmy Pitula do pkola ale stwierdziłam, że tego dnia nie mam siły z nimi jechać i koniecznie muszę wrócić do łóżka jeszcze dospać. Obudził mnie dopiero TŻ o 12, gdy przyszedł i próbował trochę „pocieszyć”. Tym razem wrażenia podczas seksu były jakieś... inne . Wstałam, ogarnęłam się i próbowałam jakoś przeczołgać przez resztę dnia. Jak już chyba od 2 tyg po seksie czułam lekkie ćmienie podbrzusza, ale nic poza tym. Na 15 wpadliśmy po sąsiedzku do teściów na obiad. Gadka szmatka, kawa, dyskusje jak to jeszcze nie rodzę a moje ćmienie podbrzusza zamiast już przechodzić zaczyna się dziwnie rozchodzić na krzyże. Taki mocno okres, przy którym czasem już nawet lekko wykrzywiam się z bólu. Jest 16:45 a ja siedząc poczułam ten mityczny PYK i kilkusekundowy skurcz okalający całe ciało. Wstałam w sekundę i ruszyłam w stronę wyjścia: „Rodzimy”. Szybka decyzja: Pitul zostaje z dziadkami a my schodzimy do siebie. W łazience próbuję się wysikać i czuję jak mi niedobrze. Pierwszy skurcz. Bolesny tak, że zaczynam syczeć. Uruchamiam aplikacje i liczę: drugi, trzeci, każdy co 3 min i trwają od razu po 40-50 sec. Już wiem, że nie będzie powoli i skurcze będą te najgorsze – krzyżowe. Dzwonię do położnej i szybko zdaję relację co i jak a ona decyduje, że natychmiast do nas wyjeżdza. TŻ wpadł w tryb zadaniowy: pieluszki i ręczniki do ogrzania na kaloryferze, ogarnia na szybko mieszkanie i nasłuchuje moich komend z łazienki: woda, przytul, szykuj wannę, miska bo rzygam. W łazience gasimy światło, TŻ zapala świece a w salonie odpala muzykę: Ayo, przy której ostatnio najmilej bujało mi się na piłce. Ja wyciągam z szafy moją ulubioną, mocno juz porozciąganą koszulkę, w kórej rodziłam Pitula. Teraz też chce w niej rodzić. Ściągam ciuchy ale kolejny skurcz rzuca mnie już na kolana z których nie wstaję. Rodzimy nago Tak klęcząc przetrwałam chyba jeszcze z 3 skurcze i natychmiast chcę do wanny. TŻ ciepłym strumieniem wody polewa mi plecy, podnoszący sie poziom wody powoli powoduje, że skurcze już nie są tak koszmarnie bolesne. Nie myślę o tym, że ruch w czasie skurczu pomaga w rozwieraniu. Na każdym zamieram w bezruchu na kolanach i jedyne o czym myśle to to, że mojemu dziecku jest tam pewnie jeszcze trudniej i muszę mu pomagać: ODDYCHAĆ. Skupiam się na wdechu torem brzusznym i powolnym wydechu. Nie spinać się, rozluźniać, rozluźniać, rozluźniać... Położna (niech będzie W) dotarła o 17:40. Poczułam że mam wszystkich których potrzebuję. W głaszcze mnie i przytula na powitanie a TZ szybko zdaje relacje z aktualnej sytuacji. Pomiędzy skurczami szybkie badanie i mamy 7-8cm rozwarcia. Po kolejnym skurczu nasłuchujemy regularnego bicia serduszka. Ja już nie podnoszę się z wanny. Cały czas klęczę i opieram sie o ramiona TŻ. W podaje wodę, polewa plecy, masuje krzyże i jakoś tak cudownie ściska mi biodra, że kolejne koszmarne skurcze są wciąż do wytrzymania. W miedzyczasie dalej rzygam... Coś słyszę jak W mówi, że ma słabe do mnie dojście i proponuje, że może spróbujemy wyjść z wanny ale ja kategorycznie odmawiam. Wannę mamy na tyle szeroką, że spokojnie mogłabym się jednak przekręcić, ale... nie chcę. I tak rodziłabym w tej wannie dalej, gdyby nie to, że zaczynam się oczyszczać z drugiej strony :P. Jestem przekonana, że gdyby zdarzyło mi się to w szpitalu spowodowałoby u mnie mocny dyskomfort i poczucie wstydu, ale tutaj tego nie ma. W była wtedy dla mnie jak taki anioł, jak matka (której btw nigdy nie chciałabym przy moim porodzie :P ): pozbierała co trzeba, otarła, dodawała mi otuchy, mówiła do naszego nienarodzonego dziecka i zapraszała je na świat. TŻ z W pomogli mi wyjść z wanny, ale zakotwiczyłam zaraz obok niej, klęcząc a rękami wisząc na TŻ i wbijając mu sie coraz mocniej zębami w ręce przy każdym kolejnym skurczu. Rozwarcie było chyba już pełne, bo nagle poczułam wielką ulgę. Nastała dłuższa chwile bez skurczy, w której odpoczęłam i nawet udało mi się lekko zrelaksować i nabrać sił. Coś nawet żartowaliśmy we 3, ale nic nie pamiętam. Potem zaczęły sie skurcze parte. Jedne mocniejsze, inne słabsze ale czułam, jak główka powolutku schodzi a ja odczuwam coraz większe rozpieranie. Sama z siebie nie parłam ani razu. Czułam, jak każdy skurcz sam delikatnie wypycha główkę dziecka a ja tylko głęboko oddychałam i czasem buczałam ,czasem wyłam z bólu, czasem krzyczałam. Pieczenie bylo nieziemskie i tylko czułam, jak W dzielnie walczy dla mnie o jak najmniejsze szkody w podwoziu: smarowała olejkiem, masowała, przytrzymywała głowkę maleństwa, kiedy szła za szybko. Cała faza II trwała 30min. Na jednym ze skurczy poczułam jak przestaje boleć: mamy głowkę!!! Na kolejnym skurczu, razem z fontanną wód płodowych wypływa nasze szczęście, które W błyskawicznie podaje mi między nogami i kładzie na moim brzuchu. To, co działo sie potem jest już o wiele bardziej zamazane. Przytulamy, głaszczemy, witamy. Dopiero po chwili przypomnieliśmy sobie, żeby sprawdzić płeć. Chwilę potem, na bardzo lekkim skurczu wypływa łozysko. Tulimy się tak jeszcze razem jakieś 30 min po czym TŻ odcina pępowinę. TŻ razem z W urządzili naszej 3 przytulne gniazdko na tych płytkach łazienkowych na których przeleżelismy razem jeszcze kolejne 2h (i tutaj gorąco polecam podłogówkę w łazience ). W przyrządziła mi ziółka z krokosza. Piłyście kiedyś najdroższego szampana świata? Nie? Ja też nie, ale na pewno nie smakuje nawet w połowie tak, jak wtedy ta herbatka. Potem już teściowa przyprowadziła Pitula. Były łzy powitania, ważenie i mierzenie gdy ja brałam prysznic a na końcu wspólne tulenie już we własnym łóżku.



Z praktycznych rzeczy: położna ogarnęła wszystko. Jeszcze na początku porodu prosiła TŻ o podanie kilku rzeczy. Po fakcie już tylko pytała gdzie czego szukać i sama ogarniała. Podgrzała nam żarcie, posprzątała całą łazienkę i chciała nawet iść do pralni wstawić pranie. Zatroszczyła sie o wszystko i wyszła od nas dopiero wtedy, kiedy była pewna, że nic więcej nie potrzebujemy. Rodząc pierwszy raz Pitula 3120 miałam nacięte krocze i szwy takie, że przez 2 tyg nie byłam w stanie normalnie usiaść. Teraz przy urodzeniu 4kg żadnego nacięcia, pęknięcia ani nawet otarcia.



Motyw zwierzęcy: nasza sucz amstaffka była ze mną w łazience podczas CAŁEGO porodu. Kiedy mną miotał skurcz ona wzdrygała się i widziałam, jak przeżywa go razem ze mną. Podczas partych kiedy wyłam z bólu ona wyła razem ze mną. Gdy urodziłam skuliła sie w głębi łazienki i posłusznie czekała na zaproszenie do przywitania nowego członka stada. Obwąchała, delikatnie liznęła po plecach a potem wyczerpana zasnęła z nami w nogach łóżka. Na razie nie odstępuje Jaśka na krok.



Bardzo chciałam rodzić w domu bo wiedziałam, że to zupełnie inne przeżycie i atmosfera w jakiej rodzi się dziecko i ja ponownie jako matka. Rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania .


Brzmi jak takie mistyczne przeżycie! Zazdroszczę bardzo ja podczas moich partych jedyne co miałam w głowie, to to, ze Wojtek będzie jedynakiem


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Smarfetka jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 03:23   #3583
Smarfetka
Zakorzenienie
 
Avatar Smarfetka
 
Zarejestrowany: 2005-10
Wiadomości: 14 099
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Cytat:
Napisane przez misiaq002 Pokaż wiadomość
U mnie lekarstwem na krztuszenie wodami okazało się mm. Jak małą zabrali na noc i dali butle mm to "przepchnęło" wszystko co siedziało w tym przełyku. No chyba, że ją jakoś odessali o czym nie wiem ale wątpię.. I po tym mm zmieniło mi się dziecko Na ciągłym patrzeniu Moja pierwsza doba to było obserwowanie buzi 24/7. I ewentualne przekrecanie, żeby się wylało z buziaczki. Ze zmęczenia udało mi się przysnąć na 5 minut i akurat weszła położna i akurat w tej chwili mała postanowiła się krztusić. O losie nie było mi do śmiechu bo słaniałam się na nogach a tu nawet na sekundę nie można było odwrócić wzroku... Wzruszyłam się

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz


Mi niestety powiedzieli, ze trzeba to przeczekać, czyli albo wypluje albo strawi, na szczęście już jest dobrze, zaczął jeść, widzę światełko w tunelu. Chociaż wyczuwam żółtaczkę na horyzoncie...


Btw. Pojedyncza sala poporodowa to prawdziwe szczęście mogę sobie wietrzyć krocze kiedy chce, dziecko mi się nie budzi od innych płaczących. Nie kręcą mi się obce osoby. Jedynym minusem jest to ze jako osoba bez żadnej wiedzy, mogłabym się dużo nauczyć od innych matek. No ale trudno, sama tez się nauczę


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Smarfetka jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 04:16   #3584
gosiulam185
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2018-03
Wiadomości: 3 003
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Cytat:
Napisane przez midusia86 Pokaż wiadomość
Pati co z Leo? Co powiedzieli w szpitalu? Biedactwo małe
Wspólczuję bo wiem, jak trudno się teraz rozdwoić

---------- Dopisano o 02:26 ---------- Poprzedni post napisano o 02:25 ----------

No to opisałam swoje przeżycia z pd. Ale ostrzegam, jest dłuuuugo


Poniedziałkowy wieczór był jednym z cięższych w całej mojej ciąży. Nie miałam nawet problemu, że JESZCZE nie rodzę, ale już naprawdę miałam dość ciąży jako takiej. Czułam się nią zmęczona, obolała a mój organizm niezdolny już praktycznie do niesienia ciężaru żywienia naszej dwójki. Leżałam wieczorem w łóżku i płakałam TŻ-towi w rękaw. We wtorek jak codziennie rano wstałam i razem z TŻ ogarnialiśmy Pitula do pkola ale stwierdziłam, że tego dnia nie mam siły z nimi jechać i koniecznie muszę wrócić do łóżka jeszcze dospać. Obudził mnie dopiero TŻ o 12, gdy przyszedł i próbował trochę „pocieszyć”. Tym razem wrażenia podczas seksu były jakieś... inne . Wstałam, ogarnęłam się i próbowałam jakoś przeczołgać przez resztę dnia. Jak już chyba od 2 tyg po seksie czułam lekkie ćmienie podbrzusza, ale nic poza tym. Na 15 wpadliśmy po sąsiedzku do teściów na obiad. Gadka szmatka, kawa, dyskusje jak to jeszcze nie rodzę a moje ćmienie podbrzusza zamiast już przechodzić zaczyna się dziwnie rozchodzić na krzyże. Taki mocno okres, przy którym czasem już nawet lekko wykrzywiam się z bólu. Jest 16:45 a ja siedząc poczułam ten mityczny PYK i kilkusekundowy skurcz okalający całe ciało. Wstałam w sekundę i ruszyłam w stronę wyjścia: „Rodzimy”. Szybka decyzja: Pitul zostaje z dziadkami a my schodzimy do siebie. W łazience próbuję się wysikać i czuję jak mi niedobrze. Pierwszy skurcz. Bolesny tak, że zaczynam syczeć. Uruchamiam aplikacje i liczę: drugi, trzeci, każdy co 3 min i trwają od razu po 40-50 sec. Już wiem, że nie będzie powoli i skurcze będą te najgorsze – krzyżowe. Dzwonię do położnej i szybko zdaję relację co i jak a ona decyduje, że natychmiast do nas wyjeżdza. TŻ wpadł w tryb zadaniowy: pieluszki i ręczniki do ogrzania na kaloryferze, ogarnia na szybko mieszkanie i nasłuchuje moich komend z łazienki: woda, przytul, szykuj wannę, miska bo rzygam. W łazience gasimy światło, TŻ zapala świece a w salonie odpala muzykę: Ayo, przy której ostatnio najmilej bujało mi się na piłce. Ja wyciągam z szafy moją ulubioną, mocno juz porozciąganą koszulkę, w kórej rodziłam Pitula. Teraz też chce w niej rodzić. Ściągam ciuchy ale kolejny skurcz rzuca mnie już na kolana z których nie wstaję. Rodzimy nago Tak klęcząc przetrwałam chyba jeszcze z 3 skurcze i natychmiast chcę do wanny. TŻ ciepłym strumieniem wody polewa mi plecy, podnoszący sie poziom wody powoli powoduje, że skurcze już nie są tak koszmarnie bolesne. Nie myślę o tym, że ruch w czasie skurczu pomaga w rozwieraniu. Na każdym zamieram w bezruchu na kolanach i jedyne o czym myśle to to, że mojemu dziecku jest tam pewnie jeszcze trudniej i muszę mu pomagać: ODDYCHAĆ. Skupiam się na wdechu torem brzusznym i powolnym wydechu. Nie spinać się, rozluźniać, rozluźniać, rozluźniać... Położna (niech będzie W) dotarła o 17:40. Poczułam że mam wszystkich których potrzebuję. W głaszcze mnie i przytula na powitanie a TZ szybko zdaje relacje z aktualnej sytuacji. Pomiędzy skurczami szybkie badanie i mamy 7-8cm rozwarcia. Po kolejnym skurczu nasłuchujemy regularnego bicia serduszka. Ja już nie podnoszę się z wanny. Cały czas klęczę i opieram sie o ramiona TŻ. W podaje wodę, polewa plecy, masuje krzyże i jakoś tak cudownie ściska mi biodra, że kolejne koszmarne skurcze są wciąż do wytrzymania. W miedzyczasie dalej rzygam... Coś słyszę jak W mówi, że ma słabe do mnie dojście i proponuje, że może spróbujemy wyjść z wanny ale ja kategorycznie odmawiam. Wannę mamy na tyle szeroką, że spokojnie mogłabym się jednak przekręcić, ale... nie chcę. I tak rodziłabym w tej wannie dalej, gdyby nie to, że zaczynam się oczyszczać z drugiej strony :P. Jestem przekonana, że gdyby zdarzyło mi się to w szpitalu spowodowałoby u mnie mocny dyskomfort i poczucie wstydu, ale tutaj tego nie ma. W była wtedy dla mnie jak taki anioł, jak matka (której btw nigdy nie chciałabym przy moim porodzie ): pozbierała co trzeba, otarła, dodawała mi otuchy, mówiła do naszego nienarodzonego dziecka i zapraszała je na świat. TŻ z W pomogli mi wyjść z wanny, ale zakotwiczyłam zaraz obok niej, klęcząc a rękami wisząc na TŻ i wbijając mu sie coraz mocniej zębami w ręce przy każdym kolejnym skurczu. Rozwarcie było chyba już pełne, bo nagle poczułam wielką ulgę. Nastała dłuższa chwile bez skurczy, w której odpoczęłam i nawet udało mi się lekko zrelaksować i nabrać sił. Coś nawet żartowaliśmy we 3, ale nic nie pamiętam. Potem zaczęły sie skurcze parte. Jedne mocniejsze, inne słabsze ale czułam, jak główka powolutku schodzi a ja odczuwam coraz większe rozpieranie. Sama z siebie nie parłam ani razu. Czułam, jak każdy skurcz sam delikatnie wypycha główkę dziecka a ja tylko głęboko oddychałam i czasem buczałam ,czasem wyłam z bólu, czasem krzyczałam. Pieczenie bylo nieziemskie i tylko czułam, jak W dzielnie walczy dla mnie o jak najmniejsze szkody w podwoziu: smarowała olejkiem, masowała, przytrzymywała głowkę maleństwa, kiedy szła za szybko. Cała faza II trwała 30min. Na jednym ze skurczy poczułam jak przestaje boleć: mamy głowkę!!! Na kolejnym skurczu, razem z fontanną wód płodowych wypływa nasze szczęście, które W błyskawicznie podaje mi między nogami i kładzie na moim brzuchu. To, co działo sie potem jest już o wiele bardziej zamazane. Przytulamy, głaszczemy, witamy. Dopiero po chwili przypomnieliśmy sobie, żeby sprawdzić płeć. Chwilę potem, na bardzo lekkim skurczu wypływa łozysko. Tulimy się tak jeszcze razem jakieś 30 min po czym TŻ odcina pępowinę. TŻ razem z W urządzili naszej 3 przytulne gniazdko na tych płytkach łazienkowych na których przeleżelismy razem jeszcze kolejne 2h (i tutaj gorąco polecam podłogówkę w łazience ). W przyrządziła mi ziółka z krokosza. Piłyście kiedyś najdroższego szampana świata? Nie? Ja też nie, ale na pewno nie smakuje nawet w połowie tak, jak wtedy ta herbatka. Potem już teściowa przyprowadziła Pitula. Były łzy powitania, ważenie i mierzenie gdy ja brałam prysznic a na końcu wspólne tulenie już we własnym łóżku.

Z praktycznych rzeczy: położna ogarnęła wszystko. Jeszcze na początku porodu prosiła TŻ o podanie kilku rzeczy. Po fakcie już tylko pytała gdzie czego szukać i sama ogarniała. Podgrzała nam żarcie, posprzątała całą łazienkę i chciała nawet iść do pralni wstawić pranie. Zatroszczyła sie o wszystko i wyszła od nas dopiero wtedy, kiedy była pewna, że nic więcej nie potrzebujemy. Rodząc pierwszy raz Pitula 3120 miałam nacięte krocze i szwy takie, że przez 2 tyg nie byłam w stanie normalnie usiaść. Teraz przy urodzeniu 4kg żadnego nacięcia, pęknięcia ani nawet otarcia.

Motyw zwierzęcy: nasza sucz amstaffka była ze mną w łazience podczas CAŁEGO porodu. Kiedy mną miotał skurcz ona wzdrygała się i widziałam, jak przeżywa go razem ze mną. Podczas partych kiedy wyłam z bólu ona wyła razem ze mną. Gdy urodziłam skuliła sie w głębi łazienki i posłusznie czekała na zaproszenie do przywitania nowego członka stada. Obwąchała, delikatnie liznęła po plecach a potem wyczerpana zasnęła z nami w nogach łóżka. Na razie nie odstępuje Jaśka na krok.

Bardzo chciałam rodzić w domu bo wiedziałam, że to zupełnie inne przeżycie i atmosfera w jakiej rodzi się dziecko i ja ponownie jako matka. Rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania ️.
Piękny opis

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

---------- Dopisano o 04:16 ---------- Poprzedni post napisano o 04:12 ----------

Cytat:
Napisane przez Smarfetka Pokaż wiadomość
Brzmi jak takie mistyczne przeżycie! Zazdroszczę bardzo ja podczas moich partych jedyne co miałam w głowie, to to, ze Wojtek będzie jedynakiem


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Przez chwilę miałam podobne odczucia. Pierwsza mysl- ja chciałam szybko drugie dziecko?! Never! A jak wyszła główka to stwierdziłam, że nie było tak zle i tak to ja mogę rodzić

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
gosiulam185 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 06:13   #3585
Smarfetka
Zakorzenienie
 
Avatar Smarfetka
 
Zarejestrowany: 2005-10
Wiadomości: 14 099
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Dziewczyny, jak u Was z odbijaniem po jedzeniu i czkawka? W ogóle nie ogarniam tematu ;/ wytłumaczycie zielonej koleżance?


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Smarfetka jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 06:16   #3586
ja_kasi
Raczkowanie
 
Avatar ja_kasi
 
Zarejestrowany: 2019-10
Lokalizacja: Wielkopolska
Wiadomości: 241
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Cytat:
Napisane przez midusia86 Pokaż wiadomość
Pati co z Leo? Co powiedzieli w szpitalu? Biedactwo małe
Wspólczuję bo wiem, jak trudno się teraz rozdwoić

---------- Dopisano o 02:26 ---------- Poprzedni post napisano o 02:25 ----------

No to opisałam swoje przeżycia z pd. Ale ostrzegam, jest dłuuuugo


Poniedziałkowy wieczór był jednym z cięższych w całej mojej ciąży. Nie miałam nawet problemu, że JESZCZE nie rodzę, ale już naprawdę miałam dość ciąży jako takiej. Czułam się nią zmęczona, obolała a mój organizm niezdolny już praktycznie do niesienia ciężaru żywienia naszej dwójki. Leżałam wieczorem w łóżku i płakałam TŻ-towi w rękaw. We wtorek jak codziennie rano wstałam i razem z TŻ ogarnialiśmy Pitula do pkola ale stwierdziłam, że tego dnia nie mam siły z nimi jechać i koniecznie muszę wrócić do łóżka jeszcze dospać. Obudził mnie dopiero TŻ o 12, gdy przyszedł i próbował trochę „pocieszyć”. Tym razem wrażenia podczas seksu były jakieś... inne . Wstałam, ogarnęłam się i próbowałam jakoś przeczołgać przez resztę dnia. Jak już chyba od 2 tyg po seksie czułam lekkie ćmienie podbrzusza, ale nic poza tym. Na 15 wpadliśmy po sąsiedzku do teściów na obiad. Gadka szmatka, kawa, dyskusje jak to jeszcze nie rodzę a moje ćmienie podbrzusza zamiast już przechodzić zaczyna się dziwnie rozchodzić na krzyże. Taki mocno okres, przy którym czasem już nawet lekko wykrzywiam się z bólu. Jest 16:45 a ja siedząc poczułam ten mityczny PYK i kilkusekundowy skurcz okalający całe ciało. Wstałam w sekundę i ruszyłam w stronę wyjścia: „Rodzimy”. Szybka decyzja: Pitul zostaje z dziadkami a my schodzimy do siebie. W łazience próbuję się wysikać i czuję jak mi niedobrze. Pierwszy skurcz. Bolesny tak, że zaczynam syczeć. Uruchamiam aplikacje i liczę: drugi, trzeci, każdy co 3 min i trwają od razu po 40-50 sec. Już wiem, że nie będzie powoli i skurcze będą te najgorsze – krzyżowe. Dzwonię do położnej i szybko zdaję relację co i jak a ona decyduje, że natychmiast do nas wyjeżdza. TŻ wpadł w tryb zadaniowy: pieluszki i ręczniki do ogrzania na kaloryferze, ogarnia na szybko mieszkanie i nasłuchuje moich komend z łazienki: woda, przytul, szykuj wannę, miska bo rzygam. W łazience gasimy światło, TŻ zapala świece a w salonie odpala muzykę: Ayo, przy której ostatnio najmilej bujało mi się na piłce. Ja wyciągam z szafy moją ulubioną, mocno juz porozciąganą koszulkę, w kórej rodziłam Pitula. Teraz też chce w niej rodzić. Ściągam ciuchy ale kolejny skurcz rzuca mnie już na kolana z których nie wstaję. Rodzimy nago Tak klęcząc przetrwałam chyba jeszcze z 3 skurcze i natychmiast chcę do wanny. TŻ ciepłym strumieniem wody polewa mi plecy, podnoszący sie poziom wody powoli powoduje, że skurcze już nie są tak koszmarnie bolesne. Nie myślę o tym, że ruch w czasie skurczu pomaga w rozwieraniu. Na każdym zamieram w bezruchu na kolanach i jedyne o czym myśle to to, że mojemu dziecku jest tam pewnie jeszcze trudniej i muszę mu pomagać: ODDYCHAĆ. Skupiam się na wdechu torem brzusznym i powolnym wydechu. Nie spinać się, rozluźniać, rozluźniać, rozluźniać... Położna (niech będzie W) dotarła o 17:40. Poczułam że mam wszystkich których potrzebuję. W głaszcze mnie i przytula na powitanie a TZ szybko zdaje relacje z aktualnej sytuacji. Pomiędzy skurczami szybkie badanie i mamy 7-8cm rozwarcia. Po kolejnym skurczu nasłuchujemy regularnego bicia serduszka. Ja już nie podnoszę się z wanny. Cały czas klęczę i opieram sie o ramiona TŻ. W podaje wodę, polewa plecy, masuje krzyże i jakoś tak cudownie ściska mi biodra, że kolejne koszmarne skurcze są wciąż do wytrzymania. W miedzyczasie dalej rzygam... Coś słyszę jak W mówi, że ma słabe do mnie dojście i proponuje, że może spróbujemy wyjść z wanny ale ja kategorycznie odmawiam. Wannę mamy na tyle szeroką, że spokojnie mogłabym się jednak przekręcić, ale... nie chcę. I tak rodziłabym w tej wannie dalej, gdyby nie to, że zaczynam się oczyszczać z drugiej strony :P. Jestem przekonana, że gdyby zdarzyło mi się to w szpitalu spowodowałoby u mnie mocny dyskomfort i poczucie wstydu, ale tutaj tego nie ma. W była wtedy dla mnie jak taki anioł, jak matka (której btw nigdy nie chciałabym przy moim porodzie ): pozbierała co trzeba, otarła, dodawała mi otuchy, mówiła do naszego nienarodzonego dziecka i zapraszała je na świat. TŻ z W pomogli mi wyjść z wanny, ale zakotwiczyłam zaraz obok niej, klęcząc a rękami wisząc na TŻ i wbijając mu sie coraz mocniej zębami w ręce przy każdym kolejnym skurczu. Rozwarcie było chyba już pełne, bo nagle poczułam wielką ulgę. Nastała dłuższa chwile bez skurczy, w której odpoczęłam i nawet udało mi się lekko zrelaksować i nabrać sił. Coś nawet żartowaliśmy we 3, ale nic nie pamiętam. Potem zaczęły sie skurcze parte. Jedne mocniejsze, inne słabsze ale czułam, jak główka powolutku schodzi a ja odczuwam coraz większe rozpieranie. Sama z siebie nie parłam ani razu. Czułam, jak każdy skurcz sam delikatnie wypycha główkę dziecka a ja tylko głęboko oddychałam i czasem buczałam ,czasem wyłam z bólu, czasem krzyczałam. Pieczenie bylo nieziemskie i tylko czułam, jak W dzielnie walczy dla mnie o jak najmniejsze szkody w podwoziu: smarowała olejkiem, masowała, przytrzymywała głowkę maleństwa, kiedy szła za szybko. Cała faza II trwała 30min. Na jednym ze skurczy poczułam jak przestaje boleć: mamy głowkę!!! Na kolejnym skurczu, razem z fontanną wód płodowych wypływa nasze szczęście, które W błyskawicznie podaje mi między nogami i kładzie na moim brzuchu. To, co działo sie potem jest już o wiele bardziej zamazane. Przytulamy, głaszczemy, witamy. Dopiero po chwili przypomnieliśmy sobie, żeby sprawdzić płeć. Chwilę potem, na bardzo lekkim skurczu wypływa łozysko. Tulimy się tak jeszcze razem jakieś 30 min po czym TŻ odcina pępowinę. TŻ razem z W urządzili naszej 3 przytulne gniazdko na tych płytkach łazienkowych na których przeleżelismy razem jeszcze kolejne 2h (i tutaj gorąco polecam podłogówkę w łazience ). W przyrządziła mi ziółka z krokosza. Piłyście kiedyś najdroższego szampana świata? Nie? Ja też nie, ale na pewno nie smakuje nawet w połowie tak, jak wtedy ta herbatka. Potem już teściowa przyprowadziła Pitula. Były łzy powitania, ważenie i mierzenie gdy ja brałam prysznic a na końcu wspólne tulenie już we własnym łóżku.

Z praktycznych rzeczy: położna ogarnęła wszystko. Jeszcze na początku porodu prosiła TŻ o podanie kilku rzeczy. Po fakcie już tylko pytała gdzie czego szukać i sama ogarniała. Podgrzała nam żarcie, posprzątała całą łazienkę i chciała nawet iść do pralni wstawić pranie. Zatroszczyła sie o wszystko i wyszła od nas dopiero wtedy, kiedy była pewna, że nic więcej nie potrzebujemy. Rodząc pierwszy raz Pitula 3120 miałam nacięte krocze i szwy takie, że przez 2 tyg nie byłam w stanie normalnie usiaść. Teraz przy urodzeniu 4kg żadnego nacięcia, pęknięcia ani nawet otarcia.

Motyw zwierzęcy: nasza sucz amstaffka była ze mną w łazience podczas CAŁEGO porodu. Kiedy mną miotał skurcz ona wzdrygała się i widziałam, jak przeżywa go razem ze mną. Podczas partych kiedy wyłam z bólu ona wyła razem ze mną. Gdy urodziłam skuliła sie w głębi łazienki i posłusznie czekała na zaproszenie do przywitania nowego członka stada. Obwąchała, delikatnie liznęła po plecach a potem wyczerpana zasnęła z nami w nogach łóżka. Na razie nie odstępuje Jaśka na krok.

Bardzo chciałam rodzić w domu bo wiedziałam, że to zupełnie inne przeżycie i atmosfera w jakiej rodzi się dziecko i ja ponownie jako matka. Rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania ️.
Piękny poród super, że wszystko udało się tak jak chciałaś.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
ja_kasi jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 06:40   #3587
Ivi56
Rozeznanie
 
Avatar Ivi56
 
Zarejestrowany: 2019-02
Wiadomości: 636
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Cytat:
Napisane przez midusia86 Pokaż wiadomość
Pati co z Leo? Co powiedzieli w szpitalu? Biedactwo małe

Wspólczuję bo wiem, jak trudno się teraz rozdwoić

---------- Dopisano o 02:26 ---------- Poprzedni post napisano o 02:25 ----------

No to opisałam swoje przeżycia z pd. Ale ostrzegam, jest dłuuuugo :P





Poniedziałkowy wieczór był jednym z cięższych w całej mojej ciąży. Nie miałam nawet problemu, że JESZCZE nie rodzę, ale już naprawdę miałam dość ciąży jako takiej. Czułam się nią zmęczona, obolała a mój organizm niezdolny już praktycznie do niesienia ciężaru żywienia naszej dwójki. Leżałam wieczorem w łóżku i płakałam TŻ-towi w rękaw. We wtorek jak codziennie rano wstałam i razem z TŻ ogarnialiśmy Pitula do pkola ale stwierdziłam, że tego dnia nie mam siły z nimi jechać i koniecznie muszę wrócić do łóżka jeszcze dospać. Obudził mnie dopiero TŻ o 12, gdy przyszedł i próbował trochę „pocieszyć”. Tym razem wrażenia podczas seksu były jakieś... inne . Wstałam, ogarnęłam się i próbowałam jakoś przeczołgać przez resztę dnia. Jak już chyba od 2 tyg po seksie czułam lekkie ćmienie podbrzusza, ale nic poza tym. Na 15 wpadliśmy po sąsiedzku do teściów na obiad. Gadka szmatka, kawa, dyskusje jak to jeszcze nie rodzę a moje ćmienie podbrzusza zamiast już przechodzić zaczyna się dziwnie rozchodzić na krzyże. Taki mocno okres, przy którym czasem już nawet lekko wykrzywiam się z bólu. Jest 16:45 a ja siedząc poczułam ten mityczny PYK i kilkusekundowy skurcz okalający całe ciało. Wstałam w sekundę i ruszyłam w stronę wyjścia: „Rodzimy”. Szybka decyzja: Pitul zostaje z dziadkami a my schodzimy do siebie. W łazience próbuję się wysikać i czuję jak mi niedobrze. Pierwszy skurcz. Bolesny tak, że zaczynam syczeć. Uruchamiam aplikacje i liczę: drugi, trzeci, każdy co 3 min i trwają od razu po 40-50 sec. Już wiem, że nie będzie powoli i skurcze będą te najgorsze – krzyżowe. Dzwonię do położnej i szybko zdaję relację co i jak a ona decyduje, że natychmiast do nas wyjeżdza. TŻ wpadł w tryb zadaniowy: pieluszki i ręczniki do ogrzania na kaloryferze, ogarnia na szybko mieszkanie i nasłuchuje moich komend z łazienki: woda, przytul, szykuj wannę, miska bo rzygam. W łazience gasimy światło, TŻ zapala świece a w salonie odpala muzykę: Ayo, przy której ostatnio najmilej bujało mi się na piłce. Ja wyciągam z szafy moją ulubioną, mocno juz porozciąganą koszulkę, w kórej rodziłam Pitula. Teraz też chce w niej rodzić. Ściągam ciuchy ale kolejny skurcz rzuca mnie już na kolana z których nie wstaję. Rodzimy nago Tak klęcząc przetrwałam chyba jeszcze z 3 skurcze i natychmiast chcę do wanny. TŻ ciepłym strumieniem wody polewa mi plecy, podnoszący sie poziom wody powoli powoduje, że skurcze już nie są tak koszmarnie bolesne. Nie myślę o tym, że ruch w czasie skurczu pomaga w rozwieraniu. Na każdym zamieram w bezruchu na kolanach i jedyne o czym myśle to to, że mojemu dziecku jest tam pewnie jeszcze trudniej i muszę mu pomagać: ODDYCHAĆ. Skupiam się na wdechu torem brzusznym i powolnym wydechu. Nie spinać się, rozluźniać, rozluźniać, rozluźniać... Położna (niech będzie W) dotarła o 17:40. Poczułam że mam wszystkich których potrzebuję. W głaszcze mnie i przytula na powitanie a TZ szybko zdaje relacje z aktualnej sytuacji. Pomiędzy skurczami szybkie badanie i mamy 7-8cm rozwarcia. Po kolejnym skurczu nasłuchujemy regularnego bicia serduszka. Ja już nie podnoszę się z wanny. Cały czas klęczę i opieram sie o ramiona TŻ. W podaje wodę, polewa plecy, masuje krzyże i jakoś tak cudownie ściska mi biodra, że kolejne koszmarne skurcze są wciąż do wytrzymania. W miedzyczasie dalej rzygam... Coś słyszę jak W mówi, że ma słabe do mnie dojście i proponuje, że może spróbujemy wyjść z wanny ale ja kategorycznie odmawiam. Wannę mamy na tyle szeroką, że spokojnie mogłabym się jednak przekręcić, ale... nie chcę. I tak rodziłabym w tej wannie dalej, gdyby nie to, że zaczynam się oczyszczać z drugiej strony :P. Jestem przekonana, że gdyby zdarzyło mi się to w szpitalu spowodowałoby u mnie mocny dyskomfort i poczucie wstydu, ale tutaj tego nie ma. W była wtedy dla mnie jak taki anioł, jak matka (której btw nigdy nie chciałabym przy moim porodzie :P ): pozbierała co trzeba, otarła, dodawała mi otuchy, mówiła do naszego nienarodzonego dziecka i zapraszała je na świat. TŻ z W pomogli mi wyjść z wanny, ale zakotwiczyłam zaraz obok niej, klęcząc a rękami wisząc na TŻ i wbijając mu sie coraz mocniej zębami w ręce przy każdym kolejnym skurczu. Rozwarcie było chyba już pełne, bo nagle poczułam wielką ulgę. Nastała dłuższa chwile bez skurczy, w której odpoczęłam i nawet udało mi się lekko zrelaksować i nabrać sił. Coś nawet żartowaliśmy we 3, ale nic nie pamiętam. Potem zaczęły sie skurcze parte. Jedne mocniejsze, inne słabsze ale czułam, jak główka powolutku schodzi a ja odczuwam coraz większe rozpieranie. Sama z siebie nie parłam ani razu. Czułam, jak każdy skurcz sam delikatnie wypycha główkę dziecka a ja tylko głęboko oddychałam i czasem buczałam ,czasem wyłam z bólu, czasem krzyczałam. Pieczenie bylo nieziemskie i tylko czułam, jak W dzielnie walczy dla mnie o jak najmniejsze szkody w podwoziu: smarowała olejkiem, masowała, przytrzymywała głowkę maleństwa, kiedy szła za szybko. Cała faza II trwała 30min. Na jednym ze skurczy poczułam jak przestaje boleć: mamy głowkę!!! Na kolejnym skurczu, razem z fontanną wód płodowych wypływa nasze szczęście, które W błyskawicznie podaje mi między nogami i kładzie na moim brzuchu. To, co działo sie potem jest już o wiele bardziej zamazane. Przytulamy, głaszczemy, witamy. Dopiero po chwili przypomnieliśmy sobie, żeby sprawdzić płeć. Chwilę potem, na bardzo lekkim skurczu wypływa łozysko. Tulimy się tak jeszcze razem jakieś 30 min po czym TŻ odcina pępowinę. TŻ razem z W urządzili naszej 3 przytulne gniazdko na tych płytkach łazienkowych na których przeleżelismy razem jeszcze kolejne 2h (i tutaj gorąco polecam podłogówkę w łazience ). W przyrządziła mi ziółka z krokosza. Piłyście kiedyś najdroższego szampana świata? Nie? Ja też nie, ale na pewno nie smakuje nawet w połowie tak, jak wtedy ta herbatka. Potem już teściowa przyprowadziła Pitula. Były łzy powitania, ważenie i mierzenie gdy ja brałam prysznic a na końcu wspólne tulenie już we własnym łóżku.



Z praktycznych rzeczy: położna ogarnęła wszystko. Jeszcze na początku porodu prosiła TŻ o podanie kilku rzeczy. Po fakcie już tylko pytała gdzie czego szukać i sama ogarniała. Podgrzała nam żarcie, posprzątała całą łazienkę i chciała nawet iść do pralni wstawić pranie. Zatroszczyła sie o wszystko i wyszła od nas dopiero wtedy, kiedy była pewna, że nic więcej nie potrzebujemy. Rodząc pierwszy raz Pitula 3120 miałam nacięte krocze i szwy takie, że przez 2 tyg nie byłam w stanie normalnie usiaść. Teraz przy urodzeniu 4kg żadnego nacięcia, pęknięcia ani nawet otarcia.



Motyw zwierzęcy: nasza sucz amstaffka była ze mną w łazience podczas CAŁEGO porodu. Kiedy mną miotał skurcz ona wzdrygała się i widziałam, jak przeżywa go razem ze mną. Podczas partych kiedy wyłam z bólu ona wyła razem ze mną. Gdy urodziłam skuliła sie w głębi łazienki i posłusznie czekała na zaproszenie do przywitania nowego członka stada. Obwąchała, delikatnie liznęła po plecach a potem wyczerpana zasnęła z nami w nogach łóżka. Na razie nie odstępuje Jaśka na krok.



Bardzo chciałam rodzić w domu bo wiedziałam, że to zupełnie inne przeżycie i atmosfera w jakiej rodzi się dziecko i ja ponownie jako matka. Rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania .


Wow PIĘKNE przeżycie Idealny poród, cieszę się, ze wszystko się tak idealnie potoczyło. Aż się popłakałam


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Ivi56 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 06:45   #3588
milawo
Wtajemniczenie
 
Avatar milawo
 
Zarejestrowany: 2018-11
Wiadomości: 2 073
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Midusia piekna opowiesc!! Tez sie wzruszylam.
Za nami 1 noc w domu. Karmienie o 12 i 4 mm. Zaczynam miec pokarm ale dalej ciezko dostawic

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
milawo jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 06:47   #3589
gosiulam185
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2018-03
Wiadomości: 3 003
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez Smarfetka Pokaż wiadomość
Dziewczyny, jak u Was z odbijaniem po jedzeniu i czkawka? W ogóle nie ogarniam tematu ;/ wytłumaczycie zielonej koleżance?


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Po każdej butli podnoszę pionowo do odbicia. Po karmieniu piersią zależy. Jak ładnie mi zaśnie przy cycku to tylko go chwilę trzymam bardziej po skosie, a nie na płasko żeby spłynęło do brzuszka, jak widzę, że się wierci to odbijam. U Maksa łatwo poznać bo jak chce odbić to wydaje dźwięki jak osiołek, takie no to cmokanie, czkanie... Takie dziwne iioo jakby się zapowietrzał. Czkawkę mamy bardzo często wtedy bierzemy się na kangurka, albo kładziemy na brzuszku i po chwili przechodzi.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
gosiulam185 jest offline Zgłoś do moderatora  

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2019-12-15, 07:06   #3590
Smarfetka
Zakorzenienie
 
Avatar Smarfetka
 
Zarejestrowany: 2005-10
Wiadomości: 14 099
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez gosiulam185 Pokaż wiadomość
Po każdej butli podnoszę pionowo do odbicia. Po karmieniu piersią zależy. Jak ładnie mi zaśnie przy cycku to tylko go chwilę trzymam bardziej po skosie, a nie na płasko żeby spłynęło do brzuszka, jak widzę, że się wierci to odbijam. U Maksa łatwo poznać bo jak chce odbić to wydaje dźwięki jak osiołek, takie no to cmokanie, czkanie... Takie dziwne iioo jakby się zapowietrzał. Czkawkę mamy bardzo często wtedy bierzemy się na kangurka, albo kładziemy na brzuszku i po chwili przechodzi.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz


Dziekuje bedziemy testować!


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Smarfetka jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 07:38   #3591
Ola0731
Wtajemniczenie
 
Avatar Ola0731
 
Zarejestrowany: 2008-08
Lokalizacja: Warszawa Bemowo
Wiadomości: 2 818
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Cytat:
Napisane przez midusia86 Pokaż wiadomość
Pati co z Leo? Co powiedzieli w szpitalu? Biedactwo małe
Wspólczuję bo wiem, jak trudno się teraz rozdwoić

---------- Dopisano o 02:26 ---------- Poprzedni post napisano o 02:25 ----------

No to opisałam swoje przeżycia z pd. Ale ostrzegam, jest dłuuuugo


Poniedziałkowy wieczór był jednym z cięższych w całej mojej ciąży. Nie miałam nawet problemu, że JESZCZE nie rodzę, ale już naprawdę miałam dość ciąży jako takiej. Czułam się nią zmęczona, obolała a mój organizm niezdolny już praktycznie do niesienia ciężaru żywienia naszej dwójki. Leżałam wieczorem w łóżku i płakałam TŻ-towi w rękaw. We wtorek jak codziennie rano wstałam i razem z TŻ ogarnialiśmy Pitula do pkola ale stwierdziłam, że tego dnia nie mam siły z nimi jechać i koniecznie muszę wrócić do łóżka jeszcze dospać. Obudził mnie dopiero TŻ o 12, gdy przyszedł i próbował trochę „pocieszyć”. Tym razem wrażenia podczas seksu były jakieś... inne . Wstałam, ogarnęłam się i próbowałam jakoś przeczołgać przez resztę dnia. Jak już chyba od 2 tyg po seksie czułam lekkie ćmienie podbrzusza, ale nic poza tym. Na 15 wpadliśmy po sąsiedzku do teściów na obiad. Gadka szmatka, kawa, dyskusje jak to jeszcze nie rodzę a moje ćmienie podbrzusza zamiast już przechodzić zaczyna się dziwnie rozchodzić na krzyże. Taki mocno okres, przy którym czasem już nawet lekko wykrzywiam się z bólu. Jest 16:45 a ja siedząc poczułam ten mityczny PYK i kilkusekundowy skurcz okalający całe ciało. Wstałam w sekundę i ruszyłam w stronę wyjścia: „Rodzimy”. Szybka decyzja: Pitul zostaje z dziadkami a my schodzimy do siebie. W łazience próbuję się wysikać i czuję jak mi niedobrze. Pierwszy skurcz. Bolesny tak, że zaczynam syczeć. Uruchamiam aplikacje i liczę: drugi, trzeci, każdy co 3 min i trwają od razu po 40-50 sec. Już wiem, że nie będzie powoli i skurcze będą te najgorsze – krzyżowe. Dzwonię do położnej i szybko zdaję relację co i jak a ona decyduje, że natychmiast do nas wyjeżdza. TŻ wpadł w tryb zadaniowy: pieluszki i ręczniki do ogrzania na kaloryferze, ogarnia na szybko mieszkanie i nasłuchuje moich komend z łazienki: woda, przytul, szykuj wannę, miska bo rzygam. W łazience gasimy światło, TŻ zapala świece a w salonie odpala muzykę: Ayo, przy której ostatnio najmilej bujało mi się na piłce. Ja wyciągam z szafy moją ulubioną, mocno juz porozciąganą koszulkę, w kórej rodziłam Pitula. Teraz też chce w niej rodzić. Ściągam ciuchy ale kolejny skurcz rzuca mnie już na kolana z których nie wstaję. Rodzimy nago Tak klęcząc przetrwałam chyba jeszcze z 3 skurcze i natychmiast chcę do wanny. TŻ ciepłym strumieniem wody polewa mi plecy, podnoszący sie poziom wody powoli powoduje, że skurcze już nie są tak koszmarnie bolesne. Nie myślę o tym, że ruch w czasie skurczu pomaga w rozwieraniu. Na każdym zamieram w bezruchu na kolanach i jedyne o czym myśle to to, że mojemu dziecku jest tam pewnie jeszcze trudniej i muszę mu pomagać: ODDYCHAĆ. Skupiam się na wdechu torem brzusznym i powolnym wydechu. Nie spinać się, rozluźniać, rozluźniać, rozluźniać... Położna (niech będzie W) dotarła o 17:40. Poczułam że mam wszystkich których potrzebuję. W głaszcze mnie i przytula na powitanie a TZ szybko zdaje relacje z aktualnej sytuacji. Pomiędzy skurczami szybkie badanie i mamy 7-8cm rozwarcia. Po kolejnym skurczu nasłuchujemy regularnego bicia serduszka. Ja już nie podnoszę się z wanny. Cały czas klęczę i opieram sie o ramiona TŻ. W podaje wodę, polewa plecy, masuje krzyże i jakoś tak cudownie ściska mi biodra, że kolejne koszmarne skurcze są wciąż do wytrzymania. W miedzyczasie dalej rzygam... Coś słyszę jak W mówi, że ma słabe do mnie dojście i proponuje, że może spróbujemy wyjść z wanny ale ja kategorycznie odmawiam. Wannę mamy na tyle szeroką, że spokojnie mogłabym się jednak przekręcić, ale... nie chcę. I tak rodziłabym w tej wannie dalej, gdyby nie to, że zaczynam się oczyszczać z drugiej strony :P. Jestem przekonana, że gdyby zdarzyło mi się to w szpitalu spowodowałoby u mnie mocny dyskomfort i poczucie wstydu, ale tutaj tego nie ma. W była wtedy dla mnie jak taki anioł, jak matka (której btw nigdy nie chciałabym przy moim porodzie ): pozbierała co trzeba, otarła, dodawała mi otuchy, mówiła do naszego nienarodzonego dziecka i zapraszała je na świat. TŻ z W pomogli mi wyjść z wanny, ale zakotwiczyłam zaraz obok niej, klęcząc a rękami wisząc na TŻ i wbijając mu sie coraz mocniej zębami w ręce przy każdym kolejnym skurczu. Rozwarcie było chyba już pełne, bo nagle poczułam wielką ulgę. Nastała dłuższa chwile bez skurczy, w której odpoczęłam i nawet udało mi się lekko zrelaksować i nabrać sił. Coś nawet żartowaliśmy we 3, ale nic nie pamiętam. Potem zaczęły sie skurcze parte. Jedne mocniejsze, inne słabsze ale czułam, jak główka powolutku schodzi a ja odczuwam coraz większe rozpieranie. Sama z siebie nie parłam ani razu. Czułam, jak każdy skurcz sam delikatnie wypycha główkę dziecka a ja tylko głęboko oddychałam i czasem buczałam ,czasem wyłam z bólu, czasem krzyczałam. Pieczenie bylo nieziemskie i tylko czułam, jak W dzielnie walczy dla mnie o jak najmniejsze szkody w podwoziu: smarowała olejkiem, masowała, przytrzymywała głowkę maleństwa, kiedy szła za szybko. Cała faza II trwała 30min. Na jednym ze skurczy poczułam jak przestaje boleć: mamy głowkę!!! Na kolejnym skurczu, razem z fontanną wód płodowych wypływa nasze szczęście, które W błyskawicznie podaje mi między nogami i kładzie na moim brzuchu. To, co działo sie potem jest już o wiele bardziej zamazane. Przytulamy, głaszczemy, witamy. Dopiero po chwili przypomnieliśmy sobie, żeby sprawdzić płeć. Chwilę potem, na bardzo lekkim skurczu wypływa łozysko. Tulimy się tak jeszcze razem jakieś 30 min po czym TŻ odcina pępowinę. TŻ razem z W urządzili naszej 3 przytulne gniazdko na tych płytkach łazienkowych na których przeleżelismy razem jeszcze kolejne 2h (i tutaj gorąco polecam podłogówkę w łazience ). W przyrządziła mi ziółka z krokosza. Piłyście kiedyś najdroższego szampana świata? Nie? Ja też nie, ale na pewno nie smakuje nawet w połowie tak, jak wtedy ta herbatka. Potem już teściowa przyprowadziła Pitula. Były łzy powitania, ważenie i mierzenie gdy ja brałam prysznic a na końcu wspólne tulenie już we własnym łóżku.

Z praktycznych rzeczy: położna ogarnęła wszystko. Jeszcze na początku porodu prosiła TŻ o podanie kilku rzeczy. Po fakcie już tylko pytała gdzie czego szukać i sama ogarniała. Podgrzała nam żarcie, posprzątała całą łazienkę i chciała nawet iść do pralni wstawić pranie. Zatroszczyła sie o wszystko i wyszła od nas dopiero wtedy, kiedy była pewna, że nic więcej nie potrzebujemy. Rodząc pierwszy raz Pitula 3120 miałam nacięte krocze i szwy takie, że przez 2 tyg nie byłam w stanie normalnie usiaść. Teraz przy urodzeniu 4kg żadnego nacięcia, pęknięcia ani nawet otarcia.

Motyw zwierzęcy: nasza sucz amstaffka była ze mną w łazience podczas CAŁEGO porodu. Kiedy mną miotał skurcz ona wzdrygała się i widziałam, jak przeżywa go razem ze mną. Podczas partych kiedy wyłam z bólu ona wyła razem ze mną. Gdy urodziłam skuliła sie w głębi łazienki i posłusznie czekała na zaproszenie do przywitania nowego członka stada. Obwąchała, delikatnie liznęła po plecach a potem wyczerpana zasnęła z nami w nogach łóżka. Na razie nie odstępuje Jaśka na krok.

Bardzo chciałam rodzić w domu bo wiedziałam, że to zupełnie inne przeżycie i atmosfera w jakiej rodzi się dziecko i ja ponownie jako matka. Rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania ️.
Piękny opis porodu

Dzień dobry

Ja niedawno wstałam. Dziś kolejny dzień sama w domu. Mąż pojechał z kolegami na ostatnie ganianie po lesie przed urodzeniem Tomka.

Jutro idę na ostatnią wizytę do prowadzącego i mam nadzieję że czegoś się dowiem, bo już zaczynam się wkurzać że nawet żadnego przepowiadającego skurczu nie miałam i że wizję przenoszenia jest bardzo prawdopodobna mimo że to ptp zostało mi 10 dni.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

---------- Dopisano o 08:38 ---------- Poprzedni post napisano o 08:37 ----------

Cytat:
Napisane przez Smarfetka Pokaż wiadomość
Brzmi jak takie mistyczne przeżycie! Zazdroszczę bardzo ja podczas moich partych jedyne co miałam w głowie, to to, ze Wojtek będzie jedynakiem


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Uzupełnić bardziej szczegółowo dane na 1 str czy zostawić jak jest?

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Ola0731 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 07:47   #3592
misiaq002
Zadomowienie
 
Zarejestrowany: 2011-12
Wiadomości: 1 466
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Alicja jak nocka? Doczekałaś się tego cewnika? Jak wrażenia?
Cytat:
Napisane przez Smarfetka Pokaż wiadomość
Mi niestety powiedzieli, ze trzeba to przeczekać, czyli albo wypluje albo strawi, na szczęście już jest dobrze, zaczął jeść, widzę światełko w tunelu. Chociaż wyczuwam żółtaczkę na horyzoncie...


Btw. Pojedyncza sala poporodowa to prawdziwe szczęście mogę sobie wietrzyć krocze kiedy chce, dziecko mi się nie budzi od innych płaczących. Nie kręcą mi się obce osoby. Jedynym minusem jest to ze jako osoba bez żadnej wiedzy, mogłabym się dużo nauczyć od innych matek. No ale trudno, sama tez się nauczę


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Nie słuchałabym ich (ale to ja już po fakcie). Mi też tak mówili, przyszła noc a mała dalej to samo. Ja w dodatku w pierwszej dobie nie miałam mleka więc nie miała totalnie czym tego przepchnąć. Mi po mm zmieniło się dziecko. A do tej pory (10 dni) mm jadła tylko w szpitalu, więc nie przyzwyczaiła się

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
misiaq002 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 07:51   #3593
Smarfetka
Zakorzenienie
 
Avatar Smarfetka
 
Zarejestrowany: 2005-10
Wiadomości: 14 099
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Cytat:
Napisane przez Ola0731 Pokaż wiadomość
Piękny opis porodu

Dzień dobry

Ja niedawno wstałam. Dziś kolejny dzień sama w domu. Mąż pojechał z kolegami na ostatnie ganianie po lesie przed urodzeniem Tomka.

Jutro idę na ostatnią wizytę do prowadzącego i mam nadzieję że czegoś się dowiem, bo już zaczynam się wkurzać że nawet żadnego przepowiadającego skurczu nie miałam i że wizję przenoszenia jest bardzo prawdopodobna mimo że to ptp zostało mi 10 dni.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

---------- Dopisano o 08:38 ---------- Poprzedni post napisano o 08:37 ----------

Uzupełnić bardziej szczegółowo dane na 1 str czy zostawić jak jest?

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz


Bez imienia i godziny poproszę


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

---------- Dopisano o 08:51 ---------- Poprzedni post napisano o 08:49 ----------

Cytat:
Napisane przez misiaq002 Pokaż wiadomość
Alicja jak nocka? Doczekałaś się tego cewnika? Jak wrażenia? Nie słuchałabym ich (ale to ja już po fakcie). Mi też tak mówili, przyszła noc a mała dalej to samo. Ja w dodatku w pierwszej dobie nie miałam mleka więc nie miała totalnie czym tego przepchnąć. Mi po mm zmieniło się dziecko. A do tej pory (10 dni) mm jadła tylko w szpitalu, więc nie przyzwyczaiła się

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz


Ja jeszcze młoda i głupia dlatego ślepo wierze w to co mi gadają ...


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Smarfetka jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 07:56   #3594
MagaLena84
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2019-06
Wiadomości: 281
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Ja tak na szybko. Urodziłam przed 24 godz.
Wandeczka 3050g i 60 cm. Przez CC.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
MagaLena84 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 07:57   #3595
voice_of_silence
Zakorzenienie
 
Avatar voice_of_silence
 
Zarejestrowany: 2005-06
Wiadomości: 4 378
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Cytat:
Napisane przez sevenofnine Pokaż wiadomość
Siedzisz i patrzysz. Nowoludzie to hipnotyzujący gatunek, więc nie jest tak źle
Wysłane z mojego Mi A2 przy użyciu Tapatalka
Miałam ciężką noc. Trzy razy czytałam o tych nowoludziach zanim złapałam

Cytat:
Napisane przez midusia86 Pokaż wiadomość
Pati co z Leo? Co powiedzieli w szpitalu? Biedactwo małe
Wspólczuję bo wiem, jak trudno się teraz rozdwoić

---------- Dopisano o 02:26 ---------- Poprzedni post napisano o 02:25 ----------

No to opisałam swoje przeżycia z pd. Ale ostrzegam, jest dłuuuugo


Poniedziałkowy wieczór był jednym z cięższych w całej mojej ciąży. Nie miałam nawet problemu, że JESZCZE nie rodzę, ale już naprawdę miałam dość ciąży jako takiej. Czułam się nią zmęczona, obolała a mój organizm niezdolny już praktycznie do niesienia ciężaru żywienia naszej dwójki. Leżałam wieczorem w łóżku i płakałam TŻ-towi w rękaw. We wtorek jak codziennie rano wstałam i razem z TŻ ogarnialiśmy Pitula do pkola ale stwierdziłam, że tego dnia nie mam siły z nimi jechać i koniecznie muszę wrócić do łóżka jeszcze dospać. Obudził mnie dopiero TŻ o 12, gdy przyszedł i próbował trochę „pocieszyć”. Tym razem wrażenia podczas seksu były jakieś... inne . Wstałam, ogarnęłam się i próbowałam jakoś przeczołgać przez resztę dnia. Jak już chyba od 2 tyg po seksie czułam lekkie ćmienie podbrzusza, ale nic poza tym. Na 15 wpadliśmy po sąsiedzku do teściów na obiad. Gadka szmatka, kawa, dyskusje jak to jeszcze nie rodzę a moje ćmienie podbrzusza zamiast już przechodzić zaczyna się dziwnie rozchodzić na krzyże. Taki mocno okres, przy którym czasem już nawet lekko wykrzywiam się z bólu. Jest 16:45 a ja siedząc poczułam ten mityczny PYK i kilkusekundowy skurcz okalający całe ciało. Wstałam w sekundę i ruszyłam w stronę wyjścia: „Rodzimy”. Szybka decyzja: Pitul zostaje z dziadkami a my schodzimy do siebie. W łazience próbuję się wysikać i czuję jak mi niedobrze. Pierwszy skurcz. Bolesny tak, że zaczynam syczeć. Uruchamiam aplikacje i liczę: drugi, trzeci, każdy co 3 min i trwają od razu po 40-50 sec. Już wiem, że nie będzie powoli i skurcze będą te najgorsze – krzyżowe. Dzwonię do położnej i szybko zdaję relację co i jak a ona decyduje, że natychmiast do nas wyjeżdza. TŻ wpadł w tryb zadaniowy: pieluszki i ręczniki do ogrzania na kaloryferze, ogarnia na szybko mieszkanie i nasłuchuje moich komend z łazienki: woda, przytul, szykuj wannę, miska bo rzygam. W łazience gasimy światło, TŻ zapala świece a w salonie odpala muzykę: Ayo, przy której ostatnio najmilej bujało mi się na piłce. Ja wyciągam z szafy moją ulubioną, mocno juz porozciąganą koszulkę, w kórej rodziłam Pitula. Teraz też chce w niej rodzić. Ściągam ciuchy ale kolejny skurcz rzuca mnie już na kolana z których nie wstaję. Rodzimy nago Tak klęcząc przetrwałam chyba jeszcze z 3 skurcze i natychmiast chcę do wanny. TŻ ciepłym strumieniem wody polewa mi plecy, podnoszący sie poziom wody powoli powoduje, że skurcze już nie są tak koszmarnie bolesne. Nie myślę o tym, że ruch w czasie skurczu pomaga w rozwieraniu. Na każdym zamieram w bezruchu na kolanach i jedyne o czym myśle to to, że mojemu dziecku jest tam pewnie jeszcze trudniej i muszę mu pomagać: ODDYCHAĆ. Skupiam się na wdechu torem brzusznym i powolnym wydechu. Nie spinać się, rozluźniać, rozluźniać, rozluźniać... Położna (niech będzie W) dotarła o 17:40. Poczułam że mam wszystkich których potrzebuję. W głaszcze mnie i przytula na powitanie a TZ szybko zdaje relacje z aktualnej sytuacji. Pomiędzy skurczami szybkie badanie i mamy 7-8cm rozwarcia. Po kolejnym skurczu nasłuchujemy regularnego bicia serduszka. Ja już nie podnoszę się z wanny. Cały czas klęczę i opieram sie o ramiona TŻ. W podaje wodę, polewa plecy, masuje krzyże i jakoś tak cudownie ściska mi biodra, że kolejne koszmarne skurcze są wciąż do wytrzymania. W miedzyczasie dalej rzygam... Coś słyszę jak W mówi, że ma słabe do mnie dojście i proponuje, że może spróbujemy wyjść z wanny ale ja kategorycznie odmawiam. Wannę mamy na tyle szeroką, że spokojnie mogłabym się jednak przekręcić, ale... nie chcę. I tak rodziłabym w tej wannie dalej, gdyby nie to, że zaczynam się oczyszczać z drugiej strony :P. Jestem przekonana, że gdyby zdarzyło mi się to w szpitalu spowodowałoby u mnie mocny dyskomfort i poczucie wstydu, ale tutaj tego nie ma. W była wtedy dla mnie jak taki anioł, jak matka (której btw nigdy nie chciałabym przy moim porodzie ): pozbierała co trzeba, otarła, dodawała mi otuchy, mówiła do naszego nienarodzonego dziecka i zapraszała je na świat. TŻ z W pomogli mi wyjść z wanny, ale zakotwiczyłam zaraz obok niej, klęcząc a rękami wisząc na TŻ i wbijając mu sie coraz mocniej zębami w ręce przy każdym kolejnym skurczu. Rozwarcie było chyba już pełne, bo nagle poczułam wielką ulgę. Nastała dłuższa chwile bez skurczy, w której odpoczęłam i nawet udało mi się lekko zrelaksować i nabrać sił. Coś nawet żartowaliśmy we 3, ale nic nie pamiętam. Potem zaczęły sie skurcze parte. Jedne mocniejsze, inne słabsze ale czułam, jak główka powolutku schodzi a ja odczuwam coraz większe rozpieranie. Sama z siebie nie parłam ani razu. Czułam, jak każdy skurcz sam delikatnie wypycha główkę dziecka a ja tylko głęboko oddychałam i czasem buczałam ,czasem wyłam z bólu, czasem krzyczałam. Pieczenie bylo nieziemskie i tylko czułam, jak W dzielnie walczy dla mnie o jak najmniejsze szkody w podwoziu: smarowała olejkiem, masowała, przytrzymywała głowkę maleństwa, kiedy szła za szybko. Cała faza II trwała 30min. Na jednym ze skurczy poczułam jak przestaje boleć: mamy głowkę!!! Na kolejnym skurczu, razem z fontanną wód płodowych wypływa nasze szczęście, które W błyskawicznie podaje mi między nogami i kładzie na moim brzuchu. To, co działo sie potem jest już o wiele bardziej zamazane. Przytulamy, głaszczemy, witamy. Dopiero po chwili przypomnieliśmy sobie, żeby sprawdzić płeć. Chwilę potem, na bardzo lekkim skurczu wypływa łozysko. Tulimy się tak jeszcze razem jakieś 30 min po czym TŻ odcina pępowinę. TŻ razem z W urządzili naszej 3 przytulne gniazdko na tych płytkach łazienkowych na których przeleżelismy razem jeszcze kolejne 2h (i tutaj gorąco polecam podłogówkę w łazience ). W przyrządziła mi ziółka z krokosza. Piłyście kiedyś najdroższego szampana świata? Nie? Ja też nie, ale na pewno nie smakuje nawet w połowie tak, jak wtedy ta herbatka. Potem już teściowa przyprowadziła Pitula. Były łzy powitania, ważenie i mierzenie gdy ja brałam prysznic a na końcu wspólne tulenie już we własnym łóżku.

Z praktycznych rzeczy: położna ogarnęła wszystko. Jeszcze na początku porodu prosiła TŻ o podanie kilku rzeczy. Po fakcie już tylko pytała gdzie czego szukać i sama ogarniała. Podgrzała nam żarcie, posprzątała całą łazienkę i chciała nawet iść do pralni wstawić pranie. Zatroszczyła sie o wszystko i wyszła od nas dopiero wtedy, kiedy była pewna, że nic więcej nie potrzebujemy. Rodząc pierwszy raz Pitula 3120 miałam nacięte krocze i szwy takie, że przez 2 tyg nie byłam w stanie normalnie usiaść. Teraz przy urodzeniu 4kg żadnego nacięcia, pęknięcia ani nawet otarcia.

Motyw zwierzęcy: nasza sucz amstaffka była ze mną w łazience podczas CAŁEGO porodu. Kiedy mną miotał skurcz ona wzdrygała się i widziałam, jak przeżywa go razem ze mną. Podczas partych kiedy wyłam z bólu ona wyła razem ze mną. Gdy urodziłam skuliła sie w głębi łazienki i posłusznie czekała na zaproszenie do przywitania nowego członka stada. Obwąchała, delikatnie liznęła po plecach a potem wyczerpana zasnęła z nami w nogach łóżka. Na razie nie odstępuje Jaśka na krok.

Bardzo chciałam rodzić w domu bo wiedziałam, że to zupełnie inne przeżycie i atmosfera w jakiej rodzi się dziecko i ja ponownie jako matka. Rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania ️.
Na maksa... błękitnie


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
Kocham luksus. A luksus polega nie na bogactwie i ornamentach, ale na braku wulgarności.

Coco Chanel

Wyzwanie czytelnicze 2019
voice_of_silence jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 08:13   #3596
ja_kasi
Raczkowanie
 
Avatar ja_kasi
 
Zarejestrowany: 2019-10
Lokalizacja: Wielkopolska
Wiadomości: 241
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez MagaLena84 Pokaż wiadomość
Ja tak na szybko. Urodziłam przed 24 godz.
Wandeczka 3050g i 60 cm. Przez CC.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Gratulacje jaka długa dziewczyna

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
ja_kasi jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 08:13   #3597
Ola0731
Wtajemniczenie
 
Avatar Ola0731
 
Zarejestrowany: 2008-08
Lokalizacja: Warszawa Bemowo
Wiadomości: 2 818
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez MagaLena84 Pokaż wiadomość
Ja tak na szybko. Urodziłam przed 24 godz.
Wandeczka 3050g i 60 cm. Przez CC.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Gratulacje

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Ola0731 jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 08:19   #3598
milawo
Wtajemniczenie
 
Avatar milawo
 
Zarejestrowany: 2018-11
Wiadomości: 2 073
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez MagaLena84 Pokaż wiadomość
Ja tak na szybko. Urodziłam przed 24 godz.
Wandeczka 3050g i 60 cm. Przez CC.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Super, gratulacje

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
milawo jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 08:22   #3599
Alicjazkrainyczaroww
Rozeznanie
 
Avatar Alicjazkrainyczaroww
 
Zarejestrowany: 2016-09
Wiadomości: 864
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ️- część 5

Cytat:
Napisane przez misiaq002 Pokaż wiadomość
Alicja jak nocka? Doczekałaś się tego cewnika? Jak wrażenia? Nie słuchałabym ich (ale to ja już po fakcie). Mi też tak mówili, przyszła noc a mała dalej to samo. Ja w dodatku w pierwszej dobie nie miałam mleka więc nie miała totalnie czym tego przepchnąć. Mi po mm zmieniło się dziecko. A do tej pory (10 dni) mm jadła tylko w szpitalu, więc nie przyzwyczaiła się

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Nie, nie doczekałam się cewnika, ale może to i lepiej bo dziś zostałam zbadana i cewnik okazal się niepotrzebny. Wczoraj było rozwarcie na 1 palec, dzisiaj już 3, no i szyjka sama dała radę Dzisiaj mam mieć podane oxy, oby tylko jedna wystarczyła


Cytat:
Napisane przez MagaLena84 Pokaż wiadomość
Ja tak na szybko. Urodziłam przed 24 godz.
Wandeczka 3050g i 60 cm. Przez CC.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
Gratulacje


Wysłane z mojego F8331 przy użyciu Tapatalka
Alicjazkrainyczaroww jest offline Zgłoś do moderatora  
Stary 2019-12-15, 09:06   #3600
PatiPee
Zakorzenienie
 
Avatar PatiPee
 
Zarejestrowany: 2014-11
Lokalizacja: dziewczyna znad morza...
Wiadomości: 6 802
Dot.: Mamy Grudniowe 2019 ❤️- część 5

Cytat:
Napisane przez midusia86 Pokaż wiadomość
Pati co z Leo? Co powiedzieli w szpitalu? Biedactwo małe
Wspólczuję bo wiem, jak trudno się teraz rozdwoić

---------- Dopisano o 02:26 ---------- Poprzedni post napisano o 02:25 ----------

No to opisałam swoje przeżycia z pd. Ale ostrzegam, jest dłuuuugo


Poniedziałkowy wieczór był jednym z cięższych w całej mojej ciąży. Nie miałam nawet problemu, że JESZCZE nie rodzę, ale już naprawdę miałam dość ciąży jako takiej. Czułam się nią zmęczona, obolała a mój organizm niezdolny już praktycznie do niesienia ciężaru żywienia naszej dwójki. Leżałam wieczorem w łóżku i płakałam TŻ-towi w rękaw. We wtorek jak codziennie rano wstałam i razem z TŻ ogarnialiśmy Pitula do pkola ale stwierdziłam, że tego dnia nie mam siły z nimi jechać i koniecznie muszę wrócić do łóżka jeszcze dospać. Obudził mnie dopiero TŻ o 12, gdy przyszedł i próbował trochę „pocieszyć”. Tym razem wrażenia podczas seksu były jakieś... inne . Wstałam, ogarnęłam się i próbowałam jakoś przeczołgać przez resztę dnia. Jak już chyba od 2 tyg po seksie czułam lekkie ćmienie podbrzusza, ale nic poza tym. Na 15 wpadliśmy po sąsiedzku do teściów na obiad. Gadka szmatka, kawa, dyskusje jak to jeszcze nie rodzę a moje ćmienie podbrzusza zamiast już przechodzić zaczyna się dziwnie rozchodzić na krzyże. Taki mocno okres, przy którym czasem już nawet lekko wykrzywiam się z bólu. Jest 16:45 a ja siedząc poczułam ten mityczny PYK i kilkusekundowy skurcz okalający całe ciało. Wstałam w sekundę i ruszyłam w stronę wyjścia: „Rodzimy”. Szybka decyzja: Pitul zostaje z dziadkami a my schodzimy do siebie. W łazience próbuję się wysikać i czuję jak mi niedobrze. Pierwszy skurcz. Bolesny tak, że zaczynam syczeć. Uruchamiam aplikacje i liczę: drugi, trzeci, każdy co 3 min i trwają od razu po 40-50 sec. Już wiem, że nie będzie powoli i skurcze będą te najgorsze – krzyżowe. Dzwonię do położnej i szybko zdaję relację co i jak a ona decyduje, że natychmiast do nas wyjeżdza. TŻ wpadł w tryb zadaniowy: pieluszki i ręczniki do ogrzania na kaloryferze, ogarnia na szybko mieszkanie i nasłuchuje moich komend z łazienki: woda, przytul, szykuj wannę, miska bo rzygam. W łazience gasimy światło, TŻ zapala świece a w salonie odpala muzykę: Ayo, przy której ostatnio najmilej bujało mi się na piłce. Ja wyciągam z szafy moją ulubioną, mocno juz porozciąganą koszulkę, w kórej rodziłam Pitula. Teraz też chce w niej rodzić. Ściągam ciuchy ale kolejny skurcz rzuca mnie już na kolana z których nie wstaję. Rodzimy nago Tak klęcząc przetrwałam chyba jeszcze z 3 skurcze i natychmiast chcę do wanny. TŻ ciepłym strumieniem wody polewa mi plecy, podnoszący sie poziom wody powoli powoduje, że skurcze już nie są tak koszmarnie bolesne. Nie myślę o tym, że ruch w czasie skurczu pomaga w rozwieraniu. Na każdym zamieram w bezruchu na kolanach i jedyne o czym myśle to to, że mojemu dziecku jest tam pewnie jeszcze trudniej i muszę mu pomagać: ODDYCHAĆ. Skupiam się na wdechu torem brzusznym i powolnym wydechu. Nie spinać się, rozluźniać, rozluźniać, rozluźniać... Położna (niech będzie W) dotarła o 17:40. Poczułam że mam wszystkich których potrzebuję. W głaszcze mnie i przytula na powitanie a TZ szybko zdaje relacje z aktualnej sytuacji. Pomiędzy skurczami szybkie badanie i mamy 7-8cm rozwarcia. Po kolejnym skurczu nasłuchujemy regularnego bicia serduszka. Ja już nie podnoszę się z wanny. Cały czas klęczę i opieram sie o ramiona TŻ. W podaje wodę, polewa plecy, masuje krzyże i jakoś tak cudownie ściska mi biodra, że kolejne koszmarne skurcze są wciąż do wytrzymania. W miedzyczasie dalej rzygam... Coś słyszę jak W mówi, że ma słabe do mnie dojście i proponuje, że może spróbujemy wyjść z wanny ale ja kategorycznie odmawiam. Wannę mamy na tyle szeroką, że spokojnie mogłabym się jednak przekręcić, ale... nie chcę. I tak rodziłabym w tej wannie dalej, gdyby nie to, że zaczynam się oczyszczać z drugiej strony :P. Jestem przekonana, że gdyby zdarzyło mi się to w szpitalu spowodowałoby u mnie mocny dyskomfort i poczucie wstydu, ale tutaj tego nie ma. W była wtedy dla mnie jak taki anioł, jak matka (której btw nigdy nie chciałabym przy moim porodzie ): pozbierała co trzeba, otarła, dodawała mi otuchy, mówiła do naszego nienarodzonego dziecka i zapraszała je na świat. TŻ z W pomogli mi wyjść z wanny, ale zakotwiczyłam zaraz obok niej, klęcząc a rękami wisząc na TŻ i wbijając mu sie coraz mocniej zębami w ręce przy każdym kolejnym skurczu. Rozwarcie było chyba już pełne, bo nagle poczułam wielką ulgę. Nastała dłuższa chwile bez skurczy, w której odpoczęłam i nawet udało mi się lekko zrelaksować i nabrać sił. Coś nawet żartowaliśmy we 3, ale nic nie pamiętam. Potem zaczęły sie skurcze parte. Jedne mocniejsze, inne słabsze ale czułam, jak główka powolutku schodzi a ja odczuwam coraz większe rozpieranie. Sama z siebie nie parłam ani razu. Czułam, jak każdy skurcz sam delikatnie wypycha główkę dziecka a ja tylko głęboko oddychałam i czasem buczałam ,czasem wyłam z bólu, czasem krzyczałam. Pieczenie bylo nieziemskie i tylko czułam, jak W dzielnie walczy dla mnie o jak najmniejsze szkody w podwoziu: smarowała olejkiem, masowała, przytrzymywała głowkę maleństwa, kiedy szła za szybko. Cała faza II trwała 30min. Na jednym ze skurczy poczułam jak przestaje boleć: mamy głowkę!!! Na kolejnym skurczu, razem z fontanną wód płodowych wypływa nasze szczęście, które W błyskawicznie podaje mi między nogami i kładzie na moim brzuchu. To, co działo sie potem jest już o wiele bardziej zamazane. Przytulamy, głaszczemy, witamy. Dopiero po chwili przypomnieliśmy sobie, żeby sprawdzić płeć. Chwilę potem, na bardzo lekkim skurczu wypływa łozysko. Tulimy się tak jeszcze razem jakieś 30 min po czym TŻ odcina pępowinę. TŻ razem z W urządzili naszej 3 przytulne gniazdko na tych płytkach łazienkowych na których przeleżelismy razem jeszcze kolejne 2h (i tutaj gorąco polecam podłogówkę w łazience ). W przyrządziła mi ziółka z krokosza. Piłyście kiedyś najdroższego szampana świata? Nie? Ja też nie, ale na pewno nie smakuje nawet w połowie tak, jak wtedy ta herbatka. Potem już teściowa przyprowadziła Pitula. Były łzy powitania, ważenie i mierzenie gdy ja brałam prysznic a na końcu wspólne tulenie już we własnym łóżku.

Z praktycznych rzeczy: położna ogarnęła wszystko. Jeszcze na początku porodu prosiła TŻ o podanie kilku rzeczy. Po fakcie już tylko pytała gdzie czego szukać i sama ogarniała. Podgrzała nam żarcie, posprzątała całą łazienkę i chciała nawet iść do pralni wstawić pranie. Zatroszczyła sie o wszystko i wyszła od nas dopiero wtedy, kiedy była pewna, że nic więcej nie potrzebujemy. Rodząc pierwszy raz Pitula 3120 miałam nacięte krocze i szwy takie, że przez 2 tyg nie byłam w stanie normalnie usiaść. Teraz przy urodzeniu 4kg żadnego nacięcia, pęknięcia ani nawet otarcia.

Motyw zwierzęcy: nasza sucz amstaffka była ze mną w łazience podczas CAŁEGO porodu. Kiedy mną miotał skurcz ona wzdrygała się i widziałam, jak przeżywa go razem ze mną. Podczas partych kiedy wyłam z bólu ona wyła razem ze mną. Gdy urodziłam skuliła sie w głębi łazienki i posłusznie czekała na zaproszenie do przywitania nowego członka stada. Obwąchała, delikatnie liznęła po plecach a potem wyczerpana zasnęła z nami w nogach łóżka. Na razie nie odstępuje Jaśka na krok.

Bardzo chciałam rodzić w domu bo wiedziałam, że to zupełnie inne przeżycie i atmosfera w jakiej rodzi się dziecko i ja ponownie jako matka. Rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania ️.
Ależ Ci zazdroszcze tak pieknego porodu
Ja mialam również wspaniale polozne, ale ból przerósł moje najsmielsze oczekiwania. I o dziwo tez mam tylko jedno maleńkie pęknięcie a waga słuszna była. Wzruszylam się Twoim opisem porodu 🥰

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

---------- Dopisano o 11:06 ---------- Poprzedni post napisano o 11:04 ----------

Cytat:
Napisane przez Smarfetka Pokaż wiadomość
Dziewczyny, jak u Was z odbijaniem po jedzeniu i czkawka? W ogóle nie ogarniam tematu ;/ wytłumaczycie zielonej koleżance?


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Ja tule po jedzeniu odbije albo nie. Po cycku nie musi odbijac

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
Kiedy mogę to czytam, a kiedy nie mogę - też czytam...
PatiPee jest offline Zgłoś do moderatora  
Zamknij wątek

Nowe wątki na forum Poczekalnia - będę mamą


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 
Narzędzia

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2019-12-30 18:22:36


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 12:41.