To prawda, że zazwyczaj, jak coś jest do wszystkiego, to najczęściej do niczego. Ale z tym kosmetykiem potrzeba było czasu i cierpliwości, żeby po paru nieudanych próbach nie walnąć w kąt. A byłby to błąd i strata niepowetowana dla moich włosów.
Jeśli chodzi o to działanie na WSZYSTKO, to z moich eksperymentów wynika niezbicie, iż:
1. Na ciało można, ale jest wtedy mega niewydajny, bo psikamy i psikamy, wcieramy i wcieramy, a końca nie widać. Zastosowałam w charakterze nowinki i muszę przyznać, że moja skóra czuła się całkiem dobrze, rano nie odnotowałam żadnych przesuszonych miejsc ani podrażnień. Natomiast nie mogę powiedzieć nic na temat wpływu owych "żywych witamin" na ciało, bo musiałabym stosować chociaż z dwa tygodnie. Wprawdzie można, ale po co?
2. Na twarz, szczerze, nie odważyłam się, bo z moją tendencją do zapychania, takie skoki w bok kończą się wykwitami, które goję potem przez kilka tygodni. Nie wypowiadam się więc.
3. WŁOSY. Moje to falowane, sianowate na końcach, jeśli nieumiejętnie pielęgnowane, a przetłuszczające się przy skórze głowy, wiecznie farbowane. Mój kłopot: piękne fale zaraz po umyciu i wysuszeniu w spiralnym splocie. Wyglądają wtedy naprawdę bosko, ale zazwyczaj efekt mija następnego dnia rano. Ponieważ jestem zawzięta i nie zamierzam myć kudełków codziennie, ciągle poszukuję sposobu, aby te moje fale ożywić i odnowić dnia drugiego. Ten właśnie spray jest w tym celu idealny, a patent sprawdzony, więc śmiało mogę polecić.
MÓJ PATENT:
Dzień drugi po umyciu, fale na włosach "zdeformowane", lekko przyklapnięte, bez życia. Rozczesuję włosy porządnie grzebieniem z gęstymi zębami, następnie robię stusia, czyli głowa w dół, spryskuję rękę tym sprayem i delikatnie formuję fale, wciskając mieszankę w każde wyciągane pasemko włosów. Na koniec, kiedy już wrócę do pozycji pionowej, robię następny psik na rękę i wygładzam włosy z wierzchu, aby poskromić odstające kosmyki. Nigdy nie stosuję sprayu na grzywkę i oczywiście nie przy skórze głowy. Nigdy też nie psikam bezpośrednio na włosy, bo mechanizm jest beznadziejny i ciecz leje się w jedno miejsce. Efektem właściwie przeprowadzonego zabiegu są zaś pięknie wygładzone, lekkie fale, które trzymają się cały dzień, nawet przy wietrze i wilgoci. Włosy nie są obciażone i nie sprawiają wrażenia "przyklejonych" do głowy, raczej uniesionych u nasdy i wizualnie gęstszych. Końcówki wyglądają na scalone i równe. Kiedy wyczeszemy spray wieczorem, głowa nie wygląda jak patelnia ze starym zjełczałym tłuszczem, ponieważ kosmetyk jednocześnie pielęgnuje i dyscyplinuje włosy. Zapach to sprawa gustu. Mnie odpowiada, ale też nie jest to woń ulotna, czujemy ją jakiś czas po zastosowaniu sprayu. Wydajność przy takiej formie stosowania na włosy przeogromna, więc cena raczej nie zniechęca.
Myślę, że kosmetyk ten spodoba się osobom, mającym problem ze swoimi puszącymi się falami, które potrzebują odżywienia i dyscypliny. Skład bardzo zachęca do spróbowania, a obietnica obecności "żywych witamin" skutecznie wpływa na psychikę, bo miło jest myśleć, że robimy sobie dobrze. Tak jakby przy okazji robienia sobie ładnie. Nie odważę się stwierdzić na ile spray poprawił stan moich włosów, bo używam go w momencie, kiedy raczej nie sprawiają mi większych problemów. Jednak na pewno go nie pogorszył, co niestety zdarza się wielu innym kosmetykom upiększającym. Biorąc pod uwagę wszystkie zalety, warto spróbować tych "żywych witamin" na swoich włoskach. Nie zaszkodzą na pewno, a pomóc mogą...
Używam tego produktu od: prawie dwa miesiące
Ilość zużytych opakowań: pierwsze w trakcie