
Podstawy pielęgnacji, których nauczyłam się od mojej mamy
Gdy miałam sześć lat, uważałam moją mamę za najbardziej elegancką kobietę świata. Od tego czasu nic się nie zmieniło. Nadal podziwiam jej wyczucie stylu, subtelne ruchy i naturalny wygląd.
Moja mama wygląda młodo jak na swój wiek. W naszym przypadku powiedzenie, że wyglądamy jak siostry, nie jest tylko komplementem dla niej, ale przede wszystkim dla mnie. Jak każda kobieta, moja mama zaliczyła po drodze kilka wpadek. Nie do twarzy jej było w trwałej ondulacji, z którą na przełomie lat 80. i 90. eksperymentowały wszystkie Polki.
Czytaj też: Mydła naturalne. Jak powstają i czy warto ich używać?
Kilka razy zdarzyło jej się włożyć zbyt odważne kolory. Może raz czy dwa wybrała niewłaściwy odcień pokładu. Ale dla mnie była i jest ideałem, niezależnie od tego, czy wkłada dżinsowe rurki i New Balance'y, chanelowski kostiumik czy koronkową sukienkę.
Styl mojej mamy nie zmienił się od lat, ale dzięki temu, że ma nosa do rzeczy, które przetrwają zawieruchę trendów, inwestuje w dobre tkaniny i umiejętnie łączy wygodę z wyrafinowaniem, zawsze wygląda jak spod igły.
Czytaj też:
Nauczyłam się od niej jednak nie tylko wyczucia stylu, ale przede wszystkim rytuałów pielęgnacyjnych. To mama kupiła mi pierwszy krem nawilżający, mama przypominała mi o tym, żebym zawsze stosowała odżywkę do włosów, mama nie zabraniała mi eksperymentów z makijażem, chociaż tych pierwszych nie można uznać za specjalnie udane. Moja mama wierzy w dobre, czyli dostosowane do cery, wieku i pory dnia, kremy.
Mimo tego, że często dostaję kosmetyki w prezencie z pracy, ona i tak obdarowuje mnie tymi, które uważa za idealne dla mnie. Podchwyciłam od niej podstawowe zasady makijażu, a przede wszystkim tę, że mniej znaczy więcej. (Zobaczcie: Najlepsze maseczki do twarzy na lato)
Baza, podkład, rozświetlacz, róż i tusz. W tej kwestii trochę się różnimy. Ja lubię kocie kreski, mama woli jasne cienie, ja maluję usta na intensywne kolory, ona preferuje błyszczyki albo pomadki w odcieniu nude. Ale to jej zawdzięczam to, że potrafię bez bólu spojrzeć w lustro bez makijażu. Chociaż mama zawsze malowała się do pracy, czy na rodzinne wyjście, w domu pokazywała się sauté, bo nie miała potrzeby ukrywania tego, jaka jest naprawdę. Ja cieszę się nie tylko z godzin, ale i dni bez makijażu. W upały rezygnuję z niego czasem całkowicie.
Osobnym tematem są włosy – duma mojej mamy. Ma je gęste, ciemne, pełne objętości (tutaj znajdziecie najlepsze olejki do pielęgnacji włosów!). Od wielu lat raczej krótkie, ale zawsze uniesione ku górze, trochę jak u Jackie Kennedy. Proces ich suszenia i stylizacji potrafi zająć cały wieczór. Najpierw więc nauczyłam się od mamy, że piękne włosy są dumą kobiety, więc odżywki, maseczki i zabiegi to obowiązek, ale potem odrobinę się zbuntowałam i zamiast żmudnie układać moje, często pozwalam im wyschnąć na wietrze.
O czym jeszcze pamiętam dzięki mojej mamie? Gdy tylko wyjdzie słońce, używam kremów z filtrem i noszę okulary przeciwsłoneczne. Mama prawie nie ma zmarszczek, też liczę na to, że moja prewencja przyniesie rezultaty (TOP 5 z KWC: najlepsze kremy pod oczy). Pamiętam o wszelkich formach nawilżania – od picia wody mineralnej po zabiegi w spa. Dbam o dłonie i stopy, bo zdaniem mojej mamy, świadczą o tym, czy można nas uznać za damy.
Ale najważniejszą nauką, jakiej przekazała mi mama, jest lekcja samoakceptacji. Nigdy nie mówiła, że jestem idealna. Bywa nawet zbyt szczera, mówiąc, że mogłabym troszkę schudnąć, zrezygnować z opalania albo ściąć włosy. Ale zawsze szanuję jej rady, bo wiem, że pochodzą od osoby, która wie, co mówi. A przede wszystkim mnie kocha.
Czytaj też: Przedłużanie rzęs: dlaczego chcemy na co dzień wyglądać jak gwiazdy czerwonego dywanu?