Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Kobieta 30+

Notka

Kobieta 30+ Forum dla trzydziestolatek, czterdziestolatek i innych -latek. Tutaj możesz podzielić się swoimi problemami, poradami i doświadczeniem.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2012-07-05, 22:39   #1
whitebeth
Zadomowienie
 
Avatar whitebeth
 
Zarejestrowany: 2004-06
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 1 539

Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym


W zasadzie nie sądziłam że kiedykolwiek zdobędę się na to, żeby się tu poblicznie wywnętrzyć. Ale nadszedł ten moment ,w którym nie danie upustu temu co siedzi w mojej głowie, ba- kotłuje się pod sufitem może spowodować eksplozję groźną dla otoczenia.
W mojej głowie jest prawdziwa mieszanka wybuchowa: duma z siebie że postanowiłam w końcu pomyśleć o sobie połączona z wyrzutami sumienia ,że kogoś krzywdzę, radość z tego że mogę w końcu stać się sobą przeplatająca się z obawą , że " ja Edyta " już gdzieś się totalnie zagubiło i nie wróci, poszucie niesamowitej wolności miksujące się z obawą jak tę wolność wykorzystam , dostrzeganie całego wachlarza opcji na rozwój siebie powiązany z paraliżującym strachem przed nowym.
Ale od początku. Co prawda jestem 30 z lekkim minusem, ale mentalnie i fizycznie czuję na karku jakąś dodatkową dyszkę. Może to przez to że mój parter był 10 lat starszy (chociaż zawsze wydawało mi się ,że nie czuję różnicy wieku).
Ale do rzeczy - jestem - co tu dużo gadać na zakręcie, w czarnej dziurze przed którą się bronię ile mam sił, ale która jest niestety bardzo absorbująca.
W trakcie 4 letniego związku w którym nie czułam się szczęśliwa nabawiłam się depresji z której obecnie się leczę.
Patrząc już z pewej perspektywy stwierdzam ,że ja naprawdę mam jakies skłonności do autodestrukcji. Wiążąc się z nim wiedziałam że nie będę szczęśliwa, mimo wszytko popłynęłam w to na maksa. Zaplanowaliśmy ślub na wrzesień, wszytko już w zasadzie zaplanowane i dopięte na ostatni guzik i dopracowane w najmniejszych szcegółach- kiecka ślubna w szafie ,goście zaproszeni.
Mieszkaliśmy razem od 3 lat , byliśmy o krok od wzięcia kredytu i kupna mieszkania (podpisaliśmy umowę przedwstępną) .
Powiedziałam pass mimo presji otoczenia i rodziny. Nie wiem skąd we mnie nagle tyle odwagi ,ale poczułam że jestem zakładnikiem tej sytuacji i że pętla na mojej szyi się zaciska. Pękło coś we mnie. Tyle razy się zastanawiałam co takiego musi się stać że to zrobię. Ale to przyszło tak po prostu bez żadnych dramatów . Poczułam że muszę to zrobić. Ale nie powiem że nie mam wątpliwości. Wiecie jak to jet- jak hodujecie sobie marzenia , karmicie się nimi, tymi iluzjami oszukujecie że to jest właśnie to, czego chcecie. Jak to się robi przez 4 lata to później naprawdę ciężko oddzielić iluzję od tego co prawdziwe, to co sobię wmówiłaś że jest dla ciebie dobre od tego co naprawdę takie jest.
Ale zrobiłam to. Wyprowadziłam się , zorganizowałam sobie na szybko jakiś pokój a docelowo wynajmę kawalerkę. Spakowałam siebie , dwa koty i zostawiłam wszystko co wspólne.
Czuję pustkę wiecie, mimo tego ,że czuję że zrobiłam to co powinnam, to pojawiają się we mnie wątpliwości które mnie zżerają. Czy nie dać drugiej szansy, czy nie popełniam błędu...
W zasadzie on nie jest złym człowiekiem. Po mojej wyprowadzce której nie traktował poważnie , odezwał się po tygodniu z pytaniem kiedy wracam. Powiedzialam że nie wrócę. Pozniej słowa, słowa słowa. Ze nie może beze mnie żyć ,cierpi. Pierwszy raz to usłyszałam od niego , widziałam że ma jakies emocje wogóle. Nie mogę powiedzieć że mnie nie kochał , kochał, ale na swój specyficzny sposób, tak wiecie - autystycznie. Nigdy nie powiedział mi że mnie kocha sam z siebie, nie zrobił nic żebym poczuła się wyjątkowo.
Po roku bycia razem przeprowadziłam się do niego do innego miasta. Zostawiłam wszystko, pracę, przyjaciól. Byłam przez rok na bezrobociu i zaczęła się deprecha Przez półtra roku mieszkania z nim nie spotykałam się z nikim. Moja aktywność sprowadzała się do wyonywania obowiązków domowych. Mówilam mu o tym jak sie czuje , czego oczekuje, ba - płakałam prosiłam żeby mi pomógł jak już zaczynal sie dołek . On traktował to jak moje fochy, nie traktował poważnie. A ja histeryzowałam płakałam czulam się totalnie bezsilna. Po roku awansował, przeprowadziliśmy się do Warszawy. Znalazłam pracę , wydawało się że się wszytko ustabilzuje. Ale ja czułam się coraz gorzej. Czułam że życie przecieka mi między palcami. On większość czasu spędzał przed komputerem , ja na drugim końcu kanapy z książką lub tv. Bycie razem i osobno. Mówiłam mu w tym wszytkim jak się czuję ,że jestm nieszczesliwa. Mowilam jasno czego oczekuję , jak sobie wyobrażam przyszlosc. On nie mówil nic. W zasadzie wszytko sprowadzało się do mojego monologu , nigdy nie powiedzial mi czego chce, o czym marzy czego oczekuje. Też nie był szczesliwy ,widzialam to. Przez te lata nastąpiła jakaś totalna destrukcja- ja z radosnej pewnej siebie kobiety stałam się zakomplekszoną nienawidzącą świata i siebie kurą. Stałam się taka jak on- totalna fuzja- utaciłam radość życia.
Skoro teraz już nabralam pewnej perspektywy i wiem że to co zrobiłam jest dla mnie najlepsze, to dlaczego mnie do niego tak bardzo ciągnie. Zastanawiam się czy to przypadkiem nie dało mu wsyatrczającego kopa do zmiany. Boję się ze przegapie ta szanse i że może będe tego żałować ze mu jej nie dalam. Nie wiem.
Będzie mi na pewno bardzo ciężko ,bo przejmując jego styl życia odebralam sobie szanse na zawieranie nowych znajomości i teraz w zasadzie zostalam sama. Nie mam tu w Warszawie przyjaciól ,kogoś kto spojrzy na to wszystko z boku i mnie wesprze , kopnie w tyłek . Czuje teraz tą samotność która dopiero zaczyna mnie dopadać i zżerać .Dlatego snuję tu wywody o swym marnym życiu i otym co z niego zostało.
Muszę dać radę , odnaleźć siebie i dać sobie szansę. Ale bez ludzi wokól ktorzy pomogą nabrać perspektywy i realnie ocenić będzie to trudne. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie towarzyska, a poznawanie nowych ludzi nigdy nie przychodziło mi łatwo. Dlatego chociaż może jakiś substytut tego, czego teraz potrzebuję uda mi się odnaleźć tutaj ,wśród Was.
whitebeth jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-07-05, 22:52   #2
201605090958
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2010-07
Wiadomości: 5 833
Dot.: Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym

Cytat:
Napisane przez whitebeth Pokaż wiadomość
W zasadzie nie sądziłam że kiedykolwiek zdobędę się na to, żeby się tu poblicznie wywnętrzyć. Ale nadszedł ten moment ,w którym nie danie upustu temu co siedzi w mojej głowie, ba- kotłuje się pod sufitem może spowodować eksplozję groźną dla otoczenia.
W mojej głowie jest prawdziwa mieszanka wybuchowa: duma z siebie że postanowiłam w końcu pomyśleć o sobie połączona z wyrzutami sumienia ,że kogoś krzywdzę, radość z tego że mogę w końcu stać się sobą przeplatająca się z obawą , że " ja Edyta " już gdzieś się totalnie zagubiło i nie wróci, poszucie niesamowitej wolności miksujące się z obawą jak tę wolność wykorzystam , dostrzeganie całego wachlarza opcji na rozwój siebie powiązany z paraliżującym strachem przed nowym.
Ale od początku. Co prawda jestem 30 z lekkim minusem, ale mentalnie i fizycznie czuję na karku jakąś dodatkową dyszkę. Może to przez to że mój parter był 10 lat starszy (chociaż zawsze wydawało mi się ,że nie czuję różnicy wieku).
Ale do rzeczy - jestem - co tu dużo gadać na zakręcie, w czarnej dziurze przed którą się bronię ile mam sił, ale która jest niestety bardzo absorbująca.
W trakcie 4 letniego związku w którym nie czułam się szczęśliwa nabawiłam się depresji z której obecnie się leczę.
Patrząc już z pewej perspektywy stwierdzam ,że ja naprawdę mam jakies skłonności do autodestrukcji. Wiążąc się z nim wiedziałam że nie będę szczęśliwa, mimo wszytko popłynęłam w to na maksa. Zaplanowaliśmy ślub na wrzesień, wszytko już w zasadzie zaplanowane i dopięte na ostatni guzik i dopracowane w najmniejszych szcegółach- kiecka ślubna w szafie ,goście zaproszeni.
Mieszkaliśmy razem od 3 lat , byliśmy o krok od wzięcia kredytu i kupna mieszkania (podpisaliśmy umowę przedwstępną) .
Powiedziałam pass mimo presji otoczenia i rodziny. Nie wiem skąd we mnie nagle tyle odwagi ,ale poczułam że jestem zakładnikiem tej sytuacji i że pętla na mojej szyi się zaciska. Pękło coś we mnie. Tyle razy się zastanawiałam co takiego musi się stać że to zrobię. Ale to przyszło tak po prostu bez żadnych dramatów . Poczułam że muszę to zrobić. Ale nie powiem że nie mam wątpliwości. Wiecie jak to jet- jak hodujecie sobie marzenia , karmicie się nimi, tymi iluzjami oszukujecie że to jest właśnie to, czego chcecie. Jak to się robi przez 4 lata to później naprawdę ciężko oddzielić iluzję od tego co prawdziwe, to co sobię wmówiłaś że jest dla ciebie dobre od tego co naprawdę takie jest.
Ale zrobiłam to. Wyprowadziłam się , zorganizowałam sobie na szybko jakiś pokój a docelowo wynajmę kawalerkę. Spakowałam siebie , dwa koty i zostawiłam wszystko co wspólne.
Czuję pustkę wiecie, mimo tego ,że czuję że zrobiłam to co powinnam, to pojawiają się we mnie wątpliwości które mnie zżerają. Czy nie dać drugiej szansy, czy nie popełniam błędu...
W zasadzie on nie jest złym człowiekiem. Po mojej wyprowadzce której nie traktował poważnie , odezwał się po tygodniu z pytaniem kiedy wracam. Powiedzialam że nie wrócę. Pozniej słowa, słowa słowa. Ze nie może beze mnie żyć ,cierpi. Pierwszy raz to usłyszałam od niego , widziałam że ma jakies emocje wogóle. Nie mogę powiedzieć że mnie nie kochał , kochał, ale na swój specyficzny sposób, tak wiecie - autystycznie. Nigdy nie powiedział mi że mnie kocha sam z siebie, nie zrobił nic żebym poczuła się wyjątkowo.
Po roku bycia razem przeprowadziłam się do niego do innego miasta. Zostawiłam wszystko, pracę, przyjaciól. Byłam przez rok na bezrobociu i zaczęła się deprecha Przez półtra roku mieszkania z nim nie spotykałam się z nikim. Moja aktywność sprowadzała się do wyonywania obowiązków domowych. Mówilam mu o tym jak sie czuje , czego oczekuje, ba - płakałam prosiłam żeby mi pomógł jak już zaczynal sie dołek . On traktował to jak moje fochy, nie traktował poważnie. A ja histeryzowałam płakałam czulam się totalnie bezsilna. Po roku awansował, przeprowadziliśmy się do Warszawy. Znalazłam pracę , wydawało się że się wszytko ustabilzuje. Ale ja czułam się coraz gorzej. Czułam że życie przecieka mi między palcami. On większość czasu spędzał przed komputerem , ja na drugim końcu kanapy z książką lub tv. Bycie razem i osobno. Mówiłam mu w tym wszytkim jak się czuję ,że jestm nieszczesliwa. Mowilam jasno czego oczekuję , jak sobie wyobrażam przyszlosc. On nie mówil nic. W zasadzie wszytko sprowadzało się do mojego monologu , nigdy nie powiedzial mi czego chce, o czym marzy czego oczekuje. Też nie był szczesliwy ,widzialam to. Przez te lata nastąpiła jakaś totalna destrukcja- ja z radosnej pewnej siebie kobiety stałam się zakomplekszoną nienawidzącą świata i siebie kurą. Stałam się taka jak on- totalna fuzja- utaciłam radość życia.
Skoro teraz już nabralam pewnej perspektywy i wiem że to co zrobiłam jest dla mnie najlepsze, to dlaczego mnie do niego tak bardzo ciągnie. Zastanawiam się czy to przypadkiem nie dało mu wsyatrczającego kopa do zmiany. Boję się ze przegapie ta szanse i że może będe tego żałować ze mu jej nie dalam. Nie wiem.
Będzie mi na pewno bardzo ciężko ,bo przejmując jego styl życia odebralam sobie szanse na zawieranie nowych znajomości i teraz w zasadzie zostalam sama. Nie mam tu w Warszawie przyjaciól ,kogoś kto spojrzy na to wszystko z boku i mnie wesprze , kopnie w tyłek . Czuje teraz tą samotność która dopiero zaczyna mnie dopadać i zżerać .Dlatego snuję tu wywody o swym marnym życiu i otym co z niego zostało.
Muszę dać radę , odnaleźć siebie i dać sobie szansę. Ale bez ludzi wokól ktorzy pomogą nabrać perspektywy i realnie ocenić będzie to trudne. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie towarzyska, a poznawanie nowych ludzi nigdy nie przychodziło mi łatwo. Dlatego chociaż może jakiś substytut tego, czego teraz potrzebuję uda mi się odnaleźć tutaj ,wśród Was.
Z wlasnego doświadczenia napiszę Ci tylko tyle-nigdy nie jest za poźno, żeby być szczęśliwą i realizować marzenia. Cokolwiek postanowisz, czy zrobisz trzymam za Ciebie kciuki Lata temu też przechodzilam taką zmianę-oczywiście najpierw się analizuje, potem się rozpacza, potem jest znacznie gorzej, aż pewnego dnia widzi się słońce. I tego slońca Ci życzę
201605090958 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-07-06, 00:42   #3
laisla
Zakorzenienie
 
Avatar laisla
 
Zarejestrowany: 2010-01
Wiadomości: 21 825
Dot.: Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym

To rzeczywiście zaczynasz wszystko od nowa Podjęłaś decyzję, choć widzę, że masz wątpliwości, wahasz się i tęsknisz..To raczej naturalne, tym bardziej, że to Ty podjęłaś decyzję o zakończeniu długiego związku, paradoksalnie łatwiej bywa, gdy podejmują ją za nas
A znajomi z nowej pracy? Nie nawiązałaś bliższych relacji z nimi?
laisla jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-07-08, 10:22   #4
sunsister
Raczkowanie
 
Avatar sunsister
 
Zarejestrowany: 2011-01
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 302
Dot.: Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym

Gratuluję odwagi i siły. I bardzo podziwiam!
__________________

"Jeśli płaczesz, bo zaszło słońce, łzy przesłonią ci gwiazdy."


sunsister jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-07-09, 11:51   #5
lalika
Rozeznanie
 
Avatar lalika
 
Zarejestrowany: 2010-10
Lokalizacja: z daleka:)
Wiadomości: 995
Dot.: Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym

To bardzo odwazna decyzja. Gratuluje. Poczekaj, przetrzymaj a zobaczysz efekty.

Ja tez kiedys zakonczylam zwiazek, spakowalam sie i pojechalam bardzo daleko, do miasta gdzie nie znalam absolutnie nikogo. Chcialam sie odciac Pracowalam po 10 godzin dziennie, wieczorami czytalam ksiazki i uczylam sie jezykow z programow komputerowych Stwierdzilam ze skoro jestem sama to przynajmniej nie zmarnuje czasu a umiejetnosci ktore nabede moga mi sie pozniej przydac. W wolnych chwilach, ktorych staralam sie nie miec - plakalam. Bylo mi bardzo bardzo smutno i zle. Ale zawzielam sie i postanowilam ze nie dam sie zlamac. Wierzylam ze gdzies tam czeka na mnie szczescie. Ze na nie zasluguje, tylko musze poczekac. Mialam jednak mnostwo watpliwosci czy zrobilam dobrze czy nie ale po latach zrozumialam ze to byla najlepsza dezycja w moim zyciu. Bardzo oczyszczajaca. Po paru miesiacach wrocilam w rodzinne strony a potem wyjechalam za granice. Tu poznalam meza. Dzisiaj jestem szczesliwa. I wlasnie tamta dezycja, i tamte miesiace samotnosci pozwolily mi cieszyc sie prawdziwym szczesciem.

Uda sie i Tobie. na pewno!!!
lalika jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-07-10, 09:11   #6
karolaZM
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2012-05
Wiadomości: 326
Dot.: Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym

Witam. Czytając Ciebie momentami miałam wrażenie, że piszesz o mnie. Ja też zaczynam od nowa z tym, że ja zostałam porzucona. Można powiedzieć, że byłam w jakiejs chorej relacji, a mimo to tesknie za nim. Sama staram sie zapomnieć i nie idealizować go ale mi jest bardzo cieżko. Rozumiem Twoj strach przed nowym sama mam tak. Wydaje mi się, że jak już ma się 30 lat to bardziej odczuwamy starch na samą myśl, że od nowa, szukanie swojego miejsca w życiu. Pytanie jest czy masz siłe szukać swojego szczescia. Ja niestety boje się , że nie.
karolaZM jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-07-10, 11:38   #7
mhm0808
Obcy 8 pasażer Nostromo
 
Avatar mhm0808
 
Zarejestrowany: 2008-02
Lokalizacja: Warszawa/Gdańsk
Wiadomości: 19 675
Dot.: Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym

Naprawdę odważna z Ciebie osoba

Co do Twoich wątpliwości - to chyba normalne, że masz jakieś rozterki, cztery lata to sporo czasu spędzonego razem; ale skoro podjęłaś taką decyzję i skoro czujesz w sobie, że jest ona dobra, to się jej trzymaj Z czasem się wszystko ułoży, odzyskasz spokój.

Gdzie mieszkasz w tej Warszawie? W jakiej dzielnicy?
__________________
Crazy Handful of Nothin






mhm0808 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2012-07-12, 17:40   #8
Elfir
Zakorzenienie
 
Avatar Elfir
 
Zarejestrowany: 2006-07
Lokalizacja: Poznań
Wiadomości: 14 836
Dot.: Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym

partner ma cię uskrzydlać a nie dołować. Znaczy, że to nie był partner a garb i kula u nogi.
__________________
https://wizaz.pl/forum/showthread.ph...story by Elfir

***
Kiedy stwórca składał ten świat, miał mnóstwo znakomitych pomysłów, jednak uczynienie go zrozumiałym jakoś nie przyszło mu do głowy.
T.Pratchett
Elfir jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-07-23, 14:37   #9
new woman in town
Zakorzenienie
 
Avatar new woman in town
 
Zarejestrowany: 2009-10
Lokalizacja: W.
Wiadomości: 3 218
Dot.: Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym

Będzie gorzej zanim będzie lepiej - pamiętaj o tym w chwilach zwątpienia.

Można powiedzieć, że w jakiś sposób byłam tam gdzie ty dziś jesteś, spadła na mnie decyzja o zburzeniu idealnie wyglądającej z boku sielanki, która była strasznie toksycznym, wyniszczającym psychicznie, połatanym związkiem.

Ale decyzja to pestka w porównaniu z wytrwaniem w niej, konsekwencją, tym bardziej kiedy walczysz nie tylko z byłym partnerem (który mówi:wróć, będzie dobrze), z rodziną/znajomymi (którzy miała swoje plany co do ciebie, przyzwyczajenia) , zobowiązaniami (jakich przez te kilka lat się podjęłaś w tym plany ślubu) ale przede wszystkim walczysz z samą sobą.

Cóż Ci mogę powiedzieć - ja zmieniłam wszystko - otoczenie, mieszkanie, pracę, styl życia, plany, marzenia, zaczęłam sama tworzyć swoją rzeczywistość tak jak zawsze chciałam a nigdy nie mogłam ( ze względu na partnera, obowiązki itp.). Leczyłam się z tego związku przez jakiś rok a pierwsze miesiące obfitowały w momenty nie do zniesienia. Ale wiedziałam, że walczę o swoje szczęście, o siebie.

I wygrałam.

Tobie życzę wiary w to, że się uda. Skoro byłaś w tej relacji nieszczęśliwa to znaczy, że nie powinnaś w niej dalej trwać. To tak jak w grach losowych - nie wygrasz jeśli nie zaryzykujesz, nie kupisz losu. A ty właśnie kupiłaś los na loterii...i wszystko dopiero przed Tobą.

Ps. Napisałam, że pierwszy rok był ciężki, ale "między wierszami" bawiłam się lepiej niż w całym swoim wcześniejszym życiu, kolejny rok był jeszcze lepszy - ludzie, których wtedy poznałam, doświadczenia które zdobyłam, miejsca w których byłam - bezcenne! Wiem jak być szczęśliwą. I nią jestem. Nie zgodzę się na bylejakość - nigdy więcej.
new woman in town jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-07-27, 05:40   #10
marika39
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2011-09
Wiadomości: 1 444
GG do marika39 Send a message via Skype™ to marika39
Dot.: Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym

Cytat:
Napisane przez whitebeth Pokaż wiadomość
W zasadzie nie sądziłam że kiedykolwiek zdobędę się na to, żeby się tu poblicznie wywnętrzyć. Ale nadszedł ten moment ,w którym nie danie upustu temu co siedzi w mojej głowie, ba- kotłuje się pod sufitem może spowodować eksplozję groźną dla otoczenia.
W mojej głowie jest prawdziwa mieszanka wybuchowa: duma z siebie że postanowiłam w końcu pomyśleć o sobie połączona z wyrzutami sumienia ,że kogoś krzywdzę, radość z tego że mogę w końcu stać się sobą przeplatająca się z obawą , że " ja Edyta " już gdzieś się totalnie zagubiło i nie wróci, poszucie niesamowitej wolności miksujące się z obawą jak tę wolność wykorzystam , dostrzeganie całego wachlarza opcji na rozwój siebie powiązany z paraliżującym strachem przed nowym.
Ale od początku. Co prawda jestem 30 z lekkim minusem, ale mentalnie i fizycznie czuję na karku jakąś dodatkową dyszkę. Może to przez to że mój parter był 10 lat starszy (chociaż zawsze wydawało mi się ,że nie czuję różnicy wieku).
Ale do rzeczy - jestem - co tu dużo gadać na zakręcie, w czarnej dziurze przed którą się bronię ile mam sił, ale która jest niestety bardzo absorbująca.
W trakcie 4 letniego związku w którym nie czułam się szczęśliwa nabawiłam się depresji z której obecnie się leczę.
Patrząc już z pewej perspektywy stwierdzam ,że ja naprawdę mam jakies skłonności do autodestrukcji. Wiążąc się z nim wiedziałam że nie będę szczęśliwa, mimo wszytko popłynęłam w to na maksa. Zaplanowaliśmy ślub na wrzesień, wszytko już w zasadzie zaplanowane i dopięte na ostatni guzik i dopracowane w najmniejszych szcegółach- kiecka ślubna w szafie ,goście zaproszeni.
Mieszkaliśmy razem od 3 lat , byliśmy o krok od wzięcia kredytu i kupna mieszkania (podpisaliśmy umowę przedwstępną) .
Powiedziałam pass mimo presji otoczenia i rodziny. Nie wiem skąd we mnie nagle tyle odwagi ,ale poczułam że jestem zakładnikiem tej sytuacji i że pętla na mojej szyi się zaciska. Pękło coś we mnie. Tyle razy się zastanawiałam co takiego musi się stać że to zrobię. Ale to przyszło tak po prostu bez żadnych dramatów . Poczułam że muszę to zrobić. Ale nie powiem że nie mam wątpliwości. Wiecie jak to jet- jak hodujecie sobie marzenia , karmicie się nimi, tymi iluzjami oszukujecie że to jest właśnie to, czego chcecie. Jak to się robi przez 4 lata to później naprawdę ciężko oddzielić iluzję od tego co prawdziwe, to co sobię wmówiłaś że jest dla ciebie dobre od tego co naprawdę takie jest.
Ale zrobiłam to. Wyprowadziłam się , zorganizowałam sobie na szybko jakiś pokój a docelowo wynajmę kawalerkę. Spakowałam siebie , dwa koty i zostawiłam wszystko co wspólne.
Czuję pustkę wiecie, mimo tego ,że czuję że zrobiłam to co powinnam, to pojawiają się we mnie wątpliwości które mnie zżerają. Czy nie dać drugiej szansy, czy nie popełniam błędu...
W zasadzie on nie jest złym człowiekiem. Po mojej wyprowadzce której nie traktował poważnie , odezwał się po tygodniu z pytaniem kiedy wracam. Powiedzialam że nie wrócę. Pozniej słowa, słowa słowa. Ze nie może beze mnie żyć ,cierpi. Pierwszy raz to usłyszałam od niego , widziałam że ma jakies emocje wogóle. Nie mogę powiedzieć że mnie nie kochał , kochał, ale na swój specyficzny sposób, tak wiecie - autystycznie. Nigdy nie powiedział mi że mnie kocha sam z siebie, nie zrobił nic żebym poczuła się wyjątkowo.
Po roku bycia razem przeprowadziłam się do niego do innego miasta. Zostawiłam wszystko, pracę, przyjaciól. Byłam przez rok na bezrobociu i zaczęła się deprecha Przez półtra roku mieszkania z nim nie spotykałam się z nikim. Moja aktywność sprowadzała się do wyonywania obowiązków domowych. Mówilam mu o tym jak sie czuje , czego oczekuje, ba - płakałam prosiłam żeby mi pomógł jak już zaczynal sie dołek . On traktował to jak moje fochy, nie traktował poważnie. A ja histeryzowałam płakałam czulam się totalnie bezsilna. Po roku awansował, przeprowadziliśmy się do Warszawy. Znalazłam pracę , wydawało się że się wszytko ustabilzuje. Ale ja czułam się coraz gorzej. Czułam że życie przecieka mi między palcami. On większość czasu spędzał przed komputerem , ja na drugim końcu kanapy z książką lub tv. Bycie razem i osobno. Mówiłam mu w tym wszytkim jak się czuję ,że jestm nieszczesliwa. Mowilam jasno czego oczekuję , jak sobie wyobrażam przyszlosc. On nie mówil nic. W zasadzie wszytko sprowadzało się do mojego monologu , nigdy nie powiedzial mi czego chce, o czym marzy czego oczekuje. Też nie był szczesliwy ,widzialam to. Przez te lata nastąpiła jakaś totalna destrukcja- ja z radosnej pewnej siebie kobiety stałam się zakomplekszoną nienawidzącą świata i siebie kurą. Stałam się taka jak on- totalna fuzja- utaciłam radość życia.
Skoro teraz już nabralam pewnej perspektywy i wiem że to co zrobiłam jest dla mnie najlepsze, to dlaczego mnie do niego tak bardzo ciągnie. Zastanawiam się czy to przypadkiem nie dało mu wsyatrczającego kopa do zmiany. Boję się ze przegapie ta szanse i że może będe tego żałować ze mu jej nie dalam. Nie wiem.
Będzie mi na pewno bardzo ciężko ,bo przejmując jego styl życia odebralam sobie szanse na zawieranie nowych znajomości i teraz w zasadzie zostalam sama. Nie mam tu w Warszawie przyjaciól ,kogoś kto spojrzy na to wszystko z boku i mnie wesprze , kopnie w tyłek . Czuje teraz tą samotność która dopiero zaczyna mnie dopadać i zżerać .Dlatego snuję tu wywody o swym marnym życiu i otym co z niego zostało.
Muszę dać radę , odnaleźć siebie i dać sobie szansę. Ale bez ludzi wokól ktorzy pomogą nabrać perspektywy i realnie ocenić będzie to trudne. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie towarzyska, a poznawanie nowych ludzi nigdy nie przychodziło mi łatwo. Dlatego chociaż może jakiś substytut tego, czego teraz potrzebuję uda mi się odnaleźć tutaj ,wśród Was.
Nie masz innego wyjscia- poddać się to najgorsze co można zrobić!
marika39 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2012-08-01, 21:19   #11
waaleria
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2012-08
Wiadomości: 4
Dot.: Depresja ,rozstanie i paraliżujący strach przed nowym

Witam Was,
od 2,5 roku jestem w zwiazku a 1,5 roku po slubie z czego ostatnie pol roku jest bardzo trudne. Maz twierdzi, ze rozczarowal sie, ze wydawalam mu sie inna, wiele razy w gniewie mowil mi, ze chce sie ze mna rozstac, po czym przepraszal i mowil, ze mowi tak tylko, ale mnie kocha i chce bysmy byli razem. Na spokojnie mowi jednak o ambiwalencji i watpliwosciach. Oczekuje ode mnie takiego zachowania, bym te ambiwalencje zmniejszyla. Maz ma 54 lata. Jest szanowanym prawnikiem. Ma za soba wiele krotkich zwiazkow i romansow. A to jego pierwsze malzenstwo. Moje drugie. Jest Polakiem, ale na stale mieszka w USA, dokad do niego wyjechalam. Jednak zycie z nim jest dla mnie trudne, trudno mi tez poczuc sie, ze to moje miejsce, poniewaz co 2-3 tygodnie mam informacje, ze jest ze mna nieszczesliwy. Gdy ja proponuje rozwod, mowi, ze jeszcze nie. Ze powinnismy ratowac zwiazek, mamy szanse na dobre zycie razem, tylko mamy pokonac trudnosci. Jestem wyczerpana, trace radosc zycia, energie. To dla mnie duzy bol, bo bardzo kochalam meza i mialam duzo dobrej woli by byc z nim w stalym dobrym zwiazku. Teraz mam zal, poczucie krzywdy i oszukania. Mysle o rozwodzie i wyjezdzie. Czy to jeszcze za wczesnie? Czy mozna cos zrobic?
Pisze na angielskiej klawiaturze, bez polskich znakow. Prosze o zrozumienie.
waaleria jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Kobieta 30+


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2014-01-01 00:00:00


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 15:14.