Jak nam pomóc? jak przetrwać? - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2011-11-06, 15:12   #1
yeah
Zadomowienie
 
Avatar yeah
 
Zarejestrowany: 2006-01
Wiadomości: 1 809

Jak nam pomóc? jak przetrwać?


Nie sądziłam, że nastąpi moment, w którym będę prosiła Was o poradę, ale chyba jestem w takim momencie, w którym najbliższe mi osoby, nie są w stanie mi pomóc. Chciałabym, żeby ktoś spojrzał na całą sytuację obiektywnie. O ile dotrze do końca historii…
Jestem z chłopakiem 1.5 roku. Dla większości z Was nie jest to długi staż, jednak mieszkając razem od samego początku (mieszkaliśmy ze sobą przez cały rok akademicki) zdążyliśmy poznać się ‘od podszewki’. Razem robiliśmy w zasadzie wszystko. Od podróżowania do pobliskich krajów, autostopa, rozmów,wypadów do muzeów, spotykania nowych ludzi, po obowiązki dnia codziennego. Nie zawsze było fajnie, czasami się kłócilismy, o błahe i bardziej poważne sprawy. Nie wiem czy to istotne, ale jest moim pierwszym partnerem (mam 23 lata…).
Historia i problem zaczyna się dopiero tutaj. Nie studiuję w Polsce, on był tutaj tylko na wymianie, co więcej nie jest Polakiem (Estończyk) i dzieli nas na chwilę obecną 2000km. Kiedy wyjeżdżałam do pracy na wakcje w czerwcu b.r on wciąż tutaj jeszcze był. Płakaliśmy kiedy musieliśmy się rozdzielić, szok tym większy, że nagle zostaliśmy odcięci od siebie. Tak po prostu z dnia na dzień. Było ciężko, odliczanie dni do spotkania, smsy, skype.
W Estonii wojsko jest obowiązkowe. Niezależnie od tego czy się studiuje czy nie, trzeba odbyć służbę 8 lub 11 miesięczną. Obydwoje już wcześniej wiedzieliśmy, że w lipcu tam pójdzie i będzie do końca maja 2012 roku (z racji, że Estonia jest małym krajem, wymiganie się od służby graniczy z cudem).
Od momentu rozdzielenia widzieliśmy się tylko dwa razy.
Pierwsze spotkania po 2.5 miesiąca, miało miejsce w sierpniu. W zasadzie chyba daruję sobie opisywanie jak bardzo się cieszyliśmy, bo zrobiłoby się za bardzo patetycznie i pomyślałybyście, że jestem nienormalna. Widzieliśmy się krótko- tylko przez 2.5 dnia, więc tym bardziej mieliśmy motywacje, żeby wykorzystać ten czas intesywnie. Pożegnanie wyglądało identycznie jak wtedy kiedy rozdzielaliśmy się po raz pierwszy.
Drugi raz spotkaliśmy się trochę ponad miesiąc później. Miał prawie 7 dni wolnego, ja wzięłam urlop na uczelni ;-) i spotkaliśmy się w połowie drogi w moim mieście rodzinnym. Początek był podobny jak wcześniej (z drugiej strony jaki miałby być jeżeli dwoje ludzi się kocha i za sobą tęskni i nie widzi się taki czas…). Jednak podczas pobytu w Polsce, w pewnym momencie coś zaczęło we mnie pękąć i znowu zaczęłam poruszać temat (‘znowu’- zdarzyło się to wcześniej kilka razy, kiedy jeszcze mieszkaliśmy razem i miałam gorsze momenty) jak i czy w ogóle przetrwamy. Zamiast cieszyć się sobą, ja zadręczałam go swoimi przemyśleniami i w zasadzie z perspektywy czas dochodzę do wniosku, że wtedy jak się rozstawaliśmy, odetchnął z ulgą. Tak myślę. Ten temat towarzyszył naszym rozmowom jeszcze przez dłuższy czas. W zasadzie w pewnym momencie je zdominował.
Sytuacja jest o tyle gorsza, że nie mamy stałego kontaktu ze sobą, on nie może korzystać z dobrodziejstw XXI wieku tj. skypa czy FB. W zasadzie, jeżeli mamy czas dla siebie to tylko weekendy. Najczęściej jeżeli rozmawiamy, to po kilka godzin w ciągu weekendu. Jednak ostatnio coś się zaczęło zmieniać.
Wiem, że przechodzi bardzo ciężki okres. Jest mu najzwyczajniej w świecie smutno, jest dobity środowiskiem, w którym się znajduje, perspektywą spędzenia tam jeszcze co najmniej 7 miesięcy, brakiem rozwoju, brakiem czasu na przeczytanie książki, rozmyślania. Jest zmęczony psychicznie i fizycznie. Zeszły tydzień był dla niego najgorszym pod tym względem. Nie chciał z nikim rozmawiać, spędził cały weekend w domu. Trochę mnie to zabolało, głównie dlatego, że wiele razy podkreślałam, że jestem dla niego i damy radę. No tak, tylko, że ja jestem za monitorem, 2000km od niego.. co też kilka razy raczył podkreślić.
Kiedy rozmawiamy np. właśnie na skypie, ja głównie opowiadam mu co robię, gdzie wychodzę, jak mi idzie na studiach (studiuję lekarsko-dentystyczny i to piekielnie pochłania czas), generalnie bez większych wzniosłości, przemyśleń. Tak o po prostu.
Ostatnio zaczął coś przebąkiwać, że nie jest pewien, czy jesteśmy stworzeni dla siebie. Że chyba nie jestem tą osobą, której potrzebuje, że on szuka najprawdopodobniej czegoś głębszego, że nie mam głębszego filozofii życiowej ;-) i w zasadzie odebrałam to trochę, jakbym już mu się znudziła.
Zaczęłam się nad tym wszystkim trochę zastanawiać, chyba faktycznie gdzieś się zagubiłam. Studia pochłonęły mnie na maksa, towarzystwo nie służy przemyśleniom (przykro to mówić, ale w większości przypadków, są to ludzie zapatrzeni w kasę i w to jak się dorobić).
Planuję pod koniec roku się przenieść i być bliżej niego, więc teoretycznie sytuacja powinna się unormalizować.
Parę dni temu rozmawialiśmy o tym wszystkim. Miał cztery dni wolnego. Poruszył temat, że nie wie czy mnie kocha. Że generalnie jest w takim momencie, że nie czuje nic do nikogo. Nie czuje potrzeby rozmawiania ze mną. Kiedyś pisał do mnie potajemnie smsy spod kołdry teraz w zasadzie w ogóle się nie odzywa. Mówi, że jest wypruty emocjonalnie. Nic go nie cieszy i nic nie ma sensu. Przez wymianę i wojsko potracił również część znajomych. Fakt, że powiedział, że nie wie czy mnie kocha zabolał piekielnie i przestałam się do niego odzywać. Jednak wcześniej zanim przestaliśmy rozmawiać, zapytałam czemu nie wykorzystał tej szansy na spotkanie ze mną, przecież moglismy się podzielić jakoś kosztami lotu (niestety nie ma taniego latania co pogarsza sytuację) i mogliśmy być ze sobą chociaż przez chwilę. Podłapał pomysł, generalnie bardzo mu się spodobał, zaczął wertować internet, jednak cenowo przerosło to nasze studenckie kieszenie i nie było odpowiedniego terminu powrotu. Znowu zaczęło się robić beznadziejnie.
Dzisiaj w nocy ponownie rozmawialiśmy. W dalszym ciągu jest dobity i nie widzi perspektyw na lepsze jutro. Znowu padły słowa, że nie wie czy mnie kocha i cała ta historia, z tym, że chyba nie pasujemy do siebie. Jednak mimo wsystko chce się ze mną zobaczyć w święta, chce do mnie przyjechać.
Chciałabym się zapytać Was, co o tym wszystkim sądzicie? Czy to co mówi, wynika z tej całej sytuacji, w której się znajduje? Jak nam pomóc? Czy jest jakaś szansa, jest o co walczyć?
Druga sprawa, jako, że jestem raczej walczna i po chwilach słabości i kryzysach na tyle czy damy radę, zawsze się podnoszę i chcę walczyć, wymyśliłam, że do niego pojadę. Muszę radzić sobie niskobudżetowo więc cała podróż będzie trwała 2 dni w jedną i 2 dni w drugą stronę; najpierw pociąg, potem stopem, żeby zobaczyć go kilka godzin (w najbliższy weekend nie może wyjść z wojska). Dla jednych gra nie jest warta świeczki, inni powiedzą, że bożenarodzenie niedługo i powinniśmy wytrzymać. Jednak jestem w stanie to zrobić, jeżeli to ma pomóc. Tylko czy no właśnie… czy jest w ogóle jeszcze sens? Powiedziałam mu o tym pomyśle, nie wykazał żadnych emocji, przypuszczam, że nie do końca wierzy, że jestem w stanie to zrobić, a może po prostu mu nie zależy?
Co o tym wszystkim sądzicie? Jechać czy dać mu od siebie odpocząć i uzbroić się w cierpliwość i czekać? a może to wszystko już się skonczyło i powinnam spróbować się z tym jakoś pogodzić?
Dziękuję wszystkim tym, które dobrnęły do końca.

Edytowane przez yeah
Czas edycji: 2011-11-06 o 15:21
yeah jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2011-11-06, 15:40   #2
Madzialenka_21
Zadomowienie
 
Avatar Madzialenka_21
 
Zarejestrowany: 2010-12
Lokalizacja: zewsząd
Wiadomości: 1 115
Dot.: Jak nam pomóc? jak przetrwać?

Cytat:
Napisane przez yeah Pokaż wiadomość
Nie sądziłam, że nastąpi moment, w którym będę prosiła Was o poradę, ale chyba jestem w takim momencie, w którym najbliższe mi osoby, nie są w stanie mi pomóc. Chciałabym, żeby ktoś spojrzał na całą sytuację obiektywnie. O ile dotrze do końca historii…
Jestem z chłopakiem 1.5 roku. Dla większości z Was nie jest to długi staż, jednak mieszkając razem od samego początku (mieszkaliśmy ze sobą przez cały rok akademicki) zdążyliśmy poznać się ‘od podszewki’. Razem robiliśmy w zasadzie wszystko. Od podróżowania do pobliskich krajów, autostopa, rozmów,wypadów do muzeów, spotykania nowych ludzi, po obowiązki dnia codziennego. Nie zawsze było fajnie, czasami się kłócilismy, o błahe i bardziej poważne sprawy. Nie wiem czy to istotne, ale jest moim pierwszym partnerem (mam 23 lata…).
Historia i problem zaczyna się dopiero tutaj. Nie studiuję w Polsce, on był tutaj tylko na wymianie, co więcej nie jest Polakiem (Estończyk) i dzieli nas na chwilę obecną 2000km. Kiedy wyjeżdżałam do pracy na wakcje w czerwcu b.r on wciąż tutaj jeszcze był. Płakaliśmy kiedy musieliśmy się rozdzielić, szok tym większy, że nagle zostaliśmy odcięci od siebie. Tak po prostu z dnia na dzień. Było ciężko, odliczanie dni do spotkania, smsy, skype.
W Estonii wojsko jest obowiązkowe. Niezależnie od tego czy się studiuje czy nie, trzeba odbyć służbę 8 lub 11 miesięczną. Obydwoje już wcześniej wiedzieliśmy, że w lipcu tam pójdzie i będzie do końca maja 2012 roku (z racji, że Estonia jest małym krajem, wymiganie się od służby graniczy z cudem).
Od momentu rozdzielenia widzieliśmy się tylko dwa razy.
Pierwsze spotkania po 2.5 miesiąca, miało miejsce w sierpniu. W zasadzie chyba daruję sobie opisywanie jak bardzo się cieszyliśmy, bo zrobiłoby się za bardzo patetycznie i pomyślałybyście, że jestem nienormalna. Widzieliśmy się krótko- tylko przez 2.5 dnia, więc tym bardziej mieliśmy motywacje, żeby wykorzystać ten czas intesywnie. Pożegnanie wyglądało identycznie jak wtedy kiedy rozdzielaliśmy się po raz pierwszy.
Drugi raz spotkaliśmy się trochę ponad miesiąc później. Miał prawie 7 dni wolnego, ja wzięłam urlop na uczelni ;-) i spotkaliśmy się w połowie drogi w moim mieście rodzinnym. Początek był podobny jak wcześniej (z drugiej strony jaki miałby być jeżeli dwoje ludzi się kocha i za sobą tęskni i nie widzi się taki czas…). Jednak podczas pobytu w Polsce, w pewnym momencie coś zaczęło we mnie pękąć i znowu zaczęłam poruszać temat (‘znowu’- zdarzyło się to wcześniej kilka razy, kiedy jeszcze mieszkaliśmy razem i miałam gorsze momenty) jak i czy w ogóle przetrwamy. Zamiast cieszyć się sobą, ja zadręczałam go swoimi przemyśleniami i w zasadzie z perspektywy czas dochodzę do wniosku, że wtedy jak się rozstawaliśmy, odetchnął z ulgą. Tak myślę. Ten temat towarzyszył naszym rozmowom jeszcze przez dłuższy czas. W zasadzie w pewnym momencie je zdominował.
Sytuacja jest o tyle gorsza, że nie mamy stałego kontaktu ze sobą, on nie może korzystać z dobrodziejstw XXI wieku tj. skypa czy FB. W zasadzie, jeżeli mamy czas dla siebie to tylko weekendy. Najczęściej jeżeli rozmawiamy, to po kilka godzin w ciągu weekendu. Jednak ostatnio coś się zaczęło zmieniać.
Wiem, że przechodzi bardzo ciężki okres. Jest mu najzwyczajniej w świecie smutno, jest dobity środowiskiem, w którym się znajduje, perspektywą spędzenia tam jeszcze co najmniej 7 miesięcy, brakiem rozwoju, brakiem czasu na przeczytanie książki, rozmyślania. Jest zmęczony psychicznie i fizycznie. Zeszły tydzień był dla niego najgorszym pod tym względem. Nie chciał z nikim rozmawiać, spędził cały weekend w domu. Trochę mnie to zabolało, głównie dlatego, że wiele razy podkreślałam, że jestem dla niego i damy radę. No tak, tylko, że ja jestem za monitorem, 2000km od niego.. co też kilka razy raczył podkreślić.
Kiedy rozmawiamy np. właśnie na skypie, ja głównie opowiadam mu co robię, gdzie wychodzę, jak mi idzie na studiach (studiuję lekarsko-dentystyczny i to piekielnie pochłania czas), generalnie bez większych wzniosłości, przemyśleń. Tak o po prostu.
Ostatnio zaczął coś przebąkiwać, że nie jest pewien, czy jesteśmy stworzeni dla siebie. Że chyba nie jestem tą osobą, której potrzebuje, że on szuka najprawdopodobniej czegoś głębszego, że nie mam głębszego filozofii życiowej ;-) i w zasadzie odebrałam to trochę, jakbym już mu się znudziła.
Zaczęłam się nad tym wszystkim trochę zastanawiać, chyba faktycznie gdzieś się zagubiłam. Studia pochłonęły mnie na maksa, towarzystwo nie służy przemyśleniom (przykro to mówić, ale w większości przypadków, są to ludzie zapatrzeni w kasę i w to jak się dorobić).
Planuję pod koniec roku się przenieść i być bliżej niego, więc teoretycznie sytuacja powinna się unormalizować.
Parę dni temu rozmawialiśmy o tym wszystkim. Miał cztery dni wolnego. Poruszył temat, że nie wie czy mnie kocha. Że generalnie jest w takim momencie, że nie czuje nic do nikogo. Nie czuje potrzeby rozmawiania ze mną. Kiedyś pisał do mnie potajemnie smsy spod kołdry teraz w zasadzie w ogóle się nie odzywa. Mówi, że jest wypruty emocjonalnie. Nic go nie cieszy i nic nie ma sensu. Przez wymianę i wojsko potracił również część znajomych. Fakt, że powiedział, że nie wie czy mnie kocha zabolał piekielnie i przestałam się do niego odzywać. Jednak wcześniej zanim przestaliśmy rozmawiać, zapytałam czemu nie wykorzystał tej szansy na spotkanie ze mną, przecież moglismy się podzielić jakoś kosztami lotu (niestety nie ma taniego latania co pogarsza sytuację) i mogliśmy być ze sobą chociaż przez chwilę. Podłapał pomysł, generalnie bardzo mu się spodobał, zaczął wertować internet, jednak cenowo przerosło to nasze studenckie kieszenie i nie było odpowiedniego terminu powrotu. Znowu zaczęło się robić beznadziejnie.
Dzisiaj w nocy ponownie rozmawialiśmy. W dalszym ciągu jest dobity i nie widzi perspektyw na lepsze jutro. Znowu padły słowa, że nie wie czy mnie kocha i cała ta historia, z tym, że chyba nie pasujemy do siebie. Jednak mimo wsystko chce się ze mną zobaczyć w święta, chce do mnie przyjechać.
Chciałabym się zapytać Was, co o tym wszystkim sądzicie? Czy to co mówi, wynika z tej całej sytuacji, w której się znajduje? Jak nam pomóc? Czy jest jakaś szansa, jest o co walczyć?
Druga sprawa, jako, że jestem raczej walczna i po chwilach słabości i kryzysach na tyle czy damy radę, zawsze się podnoszę i chcę walczyć, wymyśliłam, że do niego pojadę. Muszę radzić sobie niskobudżetowo więc cała podróż będzie trwała 2 dni w jedną i 2 dni w drugą stronę; najpierw pociąg, potem stopem, żeby zobaczyć go kilka godzin (w najbliższy weekend nie może wyjść z wojska). Dla jednych gra nie jest warta świeczki, inni powiedzą, że bożenarodzenie niedługo i powinniśmy wytrzymać. Jednak jestem w stanie to zrobić, jeżeli to ma pomóc. Tylko czy no właśnie… czy jest w ogóle jeszcze sens? Powiedziałam mu o tym pomyśle, nie wykazał żadnych emocji, przypuszczam, że nie do końca wierzy, że jestem w stanie to zrobić, a może po prostu mu nie zależy?
Co o tym wszystkim sądzicie? Jechać czy dać mu od siebie odpocząć i uzbroić się w cierpliwość i czekać? a może to wszystko już się skonczyło i powinnam spróbować się z tym jakoś pogodzić?
Dziękuję wszystkim tym, które dobrnęły do końca.
My Ci raczej nie powiemy czy mu zależy czy nie. Skoro macie dla siebie tak mało czasu to zamiast cieszyć się każdą wspólną chwilą Ty robisz jakieś sceny i zadręczasz faceta swoimi przemysleniami. To zrozumiałe, że masz dużo wątpliwości, ale jeśli nie dajecie sobie wzajemnie żadnych powodów do obaw to radziłabym zacisnąć zęby i przeczekać najcieższy czas. Jeśli to naprawdę miłość to przetrwacie i wszystko wróci do normy.
__________________
Nie obiecam Ci, że będę bezbłędna, ale obiecam, że będę zawsze.


Madzialenka_21 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2011-11-06, 16:06   #3
Atka87
Zadomowienie
 
Avatar Atka87
 
Zarejestrowany: 2007-11
Wiadomości: 1 295
Dot.: Jak nam pomóc? jak przetrwać?

A może on ma depresję, stąd ta apatyczność, widzenie wszystkiego w czarnych barwach?
Ja bym na razie walczyła, jeśli wam zależy na sobie. Jeśli przetrwacie rozłąkę spowodowaną pobytem w wojsku, to potem wszystko ma szansę się unormować.
__________________

Atka87 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2011-11-06, 18:39   #4
LadyMK
Zakorzenienie
 
Avatar LadyMK
 
Zarejestrowany: 2009-11
Lokalizacja: Ziemia
Wiadomości: 3 535
Dot.: Jak nam pomóc? jak przetrwać?

walczcie
i jedź...

ja tak kiedyś zrobiłam z moim M.. nie była to taka odległość jak u Was, ale chodzi sens... On nie miał humoru, byl strasznie przybity. Ja przyjechałam do niego i ... napisałam: czekam na dole.
Nie wiedział o co chodzi, ale zszedł... i... był w szoku. Bo poczuł wtedy, że mi zależy i że ... on się może otworzyć bardziej i że może na mnie liczyć...
__________________
"Potrafię płakać a po chwili w siebie wierzyć, mimo doświadczeń mam cel, aby zwyciężyć"

Szczęściara
LadyMK jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2011-11-06, 20:05   #5
Wenusjanka19
Raczkowanie
 
Avatar Wenusjanka19
 
Zarejestrowany: 2011-09
Wiadomości: 125
Dot.: Jak nam pomóc? jak przetrwać?

Ja bym jechała i walczyła . Pózniej będziesz sobie zarzucała ,że nic nie zrobiłaś . Jedz , walcz pokaż ,że Ci zależy. Dla niego ta sytuacja też jest bardzo ciężka i pewnie stąd te wszystkie wątpliwości , okaż mu wielkie wsparcie i zrozumienie . Pozdrawiam
Wenusjanka19 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2011-11-06, 23:54   #6
jacoco
Raczkowanie
 
Avatar jacoco
 
Zarejestrowany: 2009-02
Lokalizacja: Szczecin
Wiadomości: 190
Dot.: Jak nam pomóc? jak przetrwać?

hej,
jestem w podobnej sytuacji - związek erasmusa Polska - Niemcy. Dzieli nas jakieś 1200 km. Jak na razie przetrwaliśmy ponad 2 lata.

Udało nam sie utrzymać ten związek, pomimo że po roku znajomości on wyjechał na ponad pół roku i nie widzieliśmy się ani razu przez ten okres. Fakt faktem, że praktycznie codziennie skype, facebook, mail, telefony..

Kiedy wrócił - nadal byliśmy razem, szczęśliwi jak na początku. Przyszedł czas na magisterke ja postanowiłam że przeprowadzę się pod granicę niemiecką do Szczecina z nadzieją i obietnicami że on też się przeprowadzi.. Wymusiłam na nim spotkania 2 razy w miesiącu choć nie mamy tanich linii. Jeden wylot na weekend kosztuje ok. 400 - 500 zł ..
do czego zmierzam?? Kocham go, ale czuje że ten związek nie ma przyszłości .. ja tu, on tam ..
Bardzo żałuję, że podjęłam decyzje o przeprowadzce.. głupia byłam, myślałam że to nam pomoże, bedziemy blizej siebie, że bedzie lepiej. Ale tak naprawde jestem na niego tak cholernie zła .. zostawiłam w swoim ukochanym mieście znajomych, rodzine ..łatwiejsze życie. I wszystko na nic. Tyle bym dała żeby cofnąć czas.
Przemyśl czy na pewno chcesz poświęcić siebie i swoje życie na coś tak bardzo kruchego jak uczucie na odległość
__________________
jacoco jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2014-01-01 00:00:00


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 21:36.