Krostki podskórne - niby nic a jednak

[canivoria]

Wiem, że jest było i będzie mnóstwo wątków o podskórnych krostkach, ale o tych moich - tak "trywialnych" - nie potrafiłam odszukać. Zresztą w każdym z tych wątków powtarzają się te same metody, których już spróbowałam.

Otóż - na brodzie, po bokach brody, po bokach policzków, na żuchwie, poniżej linii żuchwy i na początku szyi wyskakują mi malutkie podskórne krostki. Są bezbarwne zupełnie. Bardzo małe. Zupełnie nie bolą. Nie przeistaczają się w stan zapalny. Bardo je widać i czuć...brrr. Siedzą w tej skórze, jakby tam siedziały od zawsze. I jak jeden wyskoczy - już nie znika. A ich wyskakuje coraz więcej!

Nie mam pojęcia jak z tym walczyć. Nie chcę iść z tym dermatologa, bo sama rozumiem, że to "nic takiego". Po prostu maleńkie chropowate kulki.

Myślałam, że osiągnęłam coś blisko ideału pielęgnacji a tu takie...
Stosuje acne derm i benzacne. Ładnie radzą sobie z typowymi krostkami, pryszczami, jako tako z zaskórnikami (nadal z tym walczę), ale na to nic nie działa.
Swego czasu dostałam od dermatologa maść z kwasem fusydowym na inną zmianę, nawet tym smaruję, ale też nic się nie rusza.
Walka z tym czymś trwa już długo. W sumie całe wakacje. Są tylko zmiany na gorsze, tego tałatajstwa jest więcej.

Przez ostatni, dość długi okres czasu nie miałam w zasadzie żadnych problemów ze skórą twarzy jeśli chodzi o typowe krostki, typowe pryszcze. Od czasu do czasu coś wyskoczyło na brodzie czy gdzieś i tyle. Chociaż i z tym walczyłam, bo każda skaza jest be.
Mimo wielu niedoskonałości określono, że mam skórę dziecka.

Przyzwyczaiłam się więc do skóry w zasadzie bezkrostkowej i bezpryszczowej.

Bezpryszczowa została, ale co do krostek...Wiem, wiem, że skóra "nie bedzie idealnie gładka". Ale kiedyś była bliżej tej idealnej gładkości i bardzo bym chciała ten stan przywrócić!

Jestem naprawdę smutna i proszę o pomoc.
Serdecznie dziękuję.