2013-02-16, 19:19
|
#1
|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2011-07
Wiadomości: 5
|
Pół roku temu
Na wstępnie wywody chciałabym przeprosić za zbyt zagmatwany tekst, ale piszę to trochę pod wpływem emocji i mętliku w głowie Pół roku temu zaczęłam nową pracę na stanowisku administracyjnym ( ogólnie praca polega na sporządzaniu umów, czytaniu i weryfikowaniu często o trudnej do zrozumienia treści). Atmosfera i inni pracownicy - super!! zarobki też nie są tragiczne - wystarcza do 1-go.., ale charakter pracy... i tu zaczyna się problem. Ilość pracy (często zostaję w pracy nawet po 13 h dziennie) ciśnienie, jakie kierownicy wywierają na pracownikach - niszczy, z każdego błędu pracownik jest rozliczany (błędy wpływają również na premię lub jej brak - praktycznie nigdy tej premii nie ma) i żadne tłumaczenia, że człowiek komputerem nie jest - nie pomogą...Wychodzę z pracy zestresowana i nawet wieczorem zaczynam myśleć o problemach które czekają mnie jutro... Jestem pod telefonem służbowym cały dzień, chociaż z nawału pracy nie jestem w stanie wszystkich telefonów odebrać, choć mam taki obowiązek...Czy taka sytuacja w firmie jest normalna? ? Wiadomo jak ciężko teraz o pracę na stałe, więc ostatnią rzeczą, którą bym zrobiła to zwolnienie się z niej, ale gdy praca zaczyna wpływać też negatywnie na prywatne życie - stres, że coś się zrobiło źle, bo trzeba robić nadgodziny, bo jak się ich nie podejmie to już kierownictwo oskarża o "brak starań" to jest chore... Wiem, że wiele osób powie "ciesz się że w ogóle masz pracę", ale czy jest sens stawać na głowie i harować jak wół, bo trzeba wyrobić tą absurdalną "normę".. Niestety nie mogę sobie pozwolić na zmianę pracy, bo wiem, że gdzie indziej zaczynałabym od początku, często od najniższej krajowej, a gdy czesne za studia wynoszą ponad 600 zł to nie mam innego wyjścia, niż tkwić w tym motłochu....
|
|
|