Rozwód? - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Kobieta 30+

Notka

Kobieta 30+ Forum dla trzydziestolatek, czterdziestolatek i innych -latek. Tutaj możesz podzielić się swoimi problemami, poradami i doświadczeniem.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2015-06-12, 20:47   #1
me_myslef
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 10

Rozwód?


Postanowiłam napisać o swoim problemie, ponieważ nie mam już siły dusić wszystkiego w sobie i też chciałabym może poznać opinię osób zupełnie postronnych. Zabrzmi to żałośnie i pewnie takich wątków było już z tysiąc, ale każda sytuacja jest inna, dlatego zakładam nowy wątek – mój. Będzie elaborat – ostrzegam


Otóż, w tym miesiącu będzie moja pierwsza rocznica ślubu, a ja… zaczęłam myśleć o rozwodzie. Wiem, temat stary jak świat – dopadło i mnie. Jak to się stało? Sama nie wiem do końca co sprawiło, że zaczęliśmy się tak od siebie oddalać. Mam 27 lat, wzięłam ślub mając 26, mój mąż jest dziesięć lat starszy (jestem jego pierwszą żoną, nie ma też dzieci z inną kobietą, ani ze mną). Przepraszam, że dodałam wątek na 30+, ale liczę tu na racjonalniejsze wypowiedzi niż na Intymnym. Byliśmy razem ponad 5 lat w dniu ślubu. Mieszkaliśmy też razem dłuższy czas przed zawarciem małżeństwa, więc to raczej nie są problemy dotarcia się po wspólnym zamieszkaniu itp. Większość naszych znajomych ma nas za idealną parę, ale wiadomo – w czterech ścianach wychodzą trupy z szafy.


Nasz związek zaczął się od koleżeństwa, poznaliśmy się na kursie w jednej z placówek oświatowych, dopiero po upływie dwóch lat zaczęło to ewoluować w stronę miłości. On był we mnie bardzo zakochany, ja – zmęczona rozstaniami z innymi facetami, młoda dwudziestolatka, na dodatek nieszczęśliwie zakochana. W końcu jednak jakoś przekonał mnie do siebie czułością, bliskością, ciepłem. Czułam, że myśli o mnie poważnie, nie tak jak moi rówieśnicy, że naprawdę mu na mnie zależy i na życiu ze mną. Nie było fajerwerków, ale myślałam, że może tak ma właśnie być, że jest starszy, zajmie się mną, otoczy opieką. Dodam, że jestem dzieckiem rozwiedzionych rodziców, wychowywali mnie dziadkowie i mama, a mój ojciec nigdy się mną nie interesował i nie interesuje do teraz. Niestety, w psychice to chcąc nie chcąc siedziało i siedzi. Z czasem też zaczęłam go naprawdę kochać. Zaczęło mi być z nim naprawdę dobrze. Był oddanym partnerem, w naszym związku nie było jakiś większych problemów czy sprzeczek. Było kilka trudnych spraw, w których bardzo się wykazał i sprawdził, pokazał, że można na niego liczyć. Ale… widzę to dopiero teraz, od samego początku zawsze liczyła się dla niego jego duma i honor. Z czasem zaczęły pojawiać się różne sprzeczki, jak w większości związków. Mój wtedy partner nigdy nie wyciągał pierwszy ręki do zgody, zawsze to ja musiałam go „ugłaskiwać”. Nigdy też nie stawał w mojej obronie w różnych mniej lub bardziej ważnych sytuacjach. Zawsze to ja byłam tą, którą się krytykuje i ochrzania. Dziś myślę, że byłam niesamowicie ślepa, że tego nie widziałam. Ale byliśmy związkiem na odległość, widywaliśmy się tylko w weekendy przez pierwsze lata, dopiero później on przeprowadził się do mojego miasta i zamieszkaliśmy razem. Jeszcze przed zamieszkaniem oświadczył mi się. Po dwóch latach był tak wyczekany przeze mnie ślub. Ten ślub to było moje wielkie marzenie, był dopieszczony w każdym szczególe, taki jak z moich snów. Tak zatraciłam się w przygotowaniach, że przestałam zauważać oznaki braku szacunku ze strony narzeczonego.



Dziś sytuacja wygląda tak, że kłócimy się bardzo często. Nie ma między nami czułości. Jeśli jest seks, jest bardzo mechaniczny i rutynowy. Nie ma słów „kocham cię”, nie ma komplementów, nie ma miłych gestów. Za to podczas coraz częstszych awantur są wyzwiska. Ja też nie jestem święta – jeśli on mnie wyzwie, wyzywam go i ja. Doszło do tego, że oboje zaczynamy pozwalać sobie na coraz więcej, na coraz ostrze wulgarne słowa. On, kiedy się już pokłócimy, wychodzi z domu i trzaska drzwiami, a po jakimś czasie wraca i nie odzywa się do mnie do końca dnia, po czym drugiego dnia wraca z pracy i zaczyna ze mną normalnie rozmawiać, jak gdyby nigdy nic. Moim zdaniem to wszystko świadczy o tym, że on mnie nie szanuje… Nie jestem też najważniejszą osobą w jego życiu – najważniejsza jest jego starsza siostra, o czym dowiedziałam się tak naprawdę dopiero po ślubie, kiedy weszłam z nią w zatarg nie z mojej winy, po prostu kobieta po naszym ślubie pokazała swoją prawdziwą twarz. On natomiast stanął po jej stronie.



Co do rady, abym z nim porozmawiała. Rozmawiałam z nim miliony razy. Próbowałam wszystkiego, dosłownie wszystkiego. Wszystkich niemal metod naprawy tego związku. Próbowałam z całych sił sama się zmienić, nie dopuszczać do kłótni czy konfliktów. Ba, nawet przez prawie dwa tygodnie odzywałam się bardzo mało, by zobaczyć czy to naprawdę we mnie i w moim zachowaniu leży problem. Próbowałam rozmawiać na spokojnie, wyjaśniać rzeczowo i bez emocji. Obiecywałam, że sama się zmienię i prosiłam, aby i on spróbował naprawić naszą relację. Płacze oczywiście też były. Ale wszystko jest na nic, naprawdę na nic. On dalej jest taki sam. Dalej ma mnie w d… Na początku bardzo to przeżywałam, płakałam po każdej takiej scysji, cierpiałam. Aż w moim życiu pojawił się pewien mężczyzna. Zauroczyłam się nim bardzo i wydaje się, że on mną również. Nie zdradziłam oczywiście męża i nie planuję absolutnie tego zrobić, jest to dla mnie totalnie niemoralne i nigdy się czegoś takiego nie dopuszczę. Mój mąż widzi jednak chemię między nami, ale nie jest zazdrosny. Mam wrażenie, że ta sytuacja jest mu absolutnie obojętna. Ta sytuacja uświadomiła mi jedno. Że ja chyba wcale nie chcę być już z moim mężem, skoro tak intensywnie zwracam uwagę na innych facetów. Że mój mąż już nie tylko mnie irytuje i denerwuje, ale wręcz nudzi. Że jedzie gdzieś w delegację, a ja odpoczywam i cieszę się „wolną chatą”. To nawet nie jest tak, że my siedzimy tylko w domu i nigdzie nie wychodzimy, bo wychodzimy, spotykamy się z przyjaciółmi, mamy zaplanowany wyjazd na wakacje. Ale mnie to wszystko już w ogóle nie cieszy. Doszło do tego, że albo się awanturujemy i nienawidzimy, albo jest względnie cicho i nudno.



Nie chcę tu napisać, że go nie kocham, bo tak naprawdę NIE WIEM w tym momencie co do niego czuje. Nie wiem czy kocham czy nie kocham… Przestałam rozumieć czym jest miłość. Ta sytuacja ciągnie się miesiącami i jestem tym już wyczerpana. Przeraża mnie to, że na myśl o nim nie czuję szczęścia. Wcześniej zawsze czułam się szczęśliwa. Teraz wiele mi brakuje do tego stanu. Z mężczyzną, o którym napisałam, nigdy nie będę i jest to absolutnie pewne, to po prostu fascynacja, która również mam nadzieję mi minie, bo taki związek byłby kompletnie nierealny. Ale uświadomiło mi to, że to, co mam teraz to nie jest to, czego chcę od życia.



Co stoi więc na przeszkodzie do rozwodu? Różne czynniki… Pracuję, ale nie zarabiam na tyle dużo, by wynająć sobie samodzielną kawalerkę (obecnie wynajmujemy dwupokojowe mieszkanie), stać by mnie było co najwyżej na jakiś pokój w mieszkaniu, a nie uśmiecha mi się takie cofanie się do studenckiego życia. Jak nie to, to powrót do domu rodzinnego, ale moje relacje z mamą są dobre tylko na odległość, gdybyśmy teraz zamieszkały razem, zagryzłybyśmy się we dwie. Mogę ją odwiedzać, ale mieszkać tam znów to zupełnie inna opcja. Poza tym boję się samotności przeraźliwie po tych sześciu latach bycia w związku… Dobijam trzydziestki, nie da się ukryć, większość znajomych jest po ślubie i ma dzieci. Nie otaczam się wianuszkiem facetów na co dzień, boję się zwyczajnie, że już nikogo nie poznam i nie stworzę lepszego związku niż mam teraz. Mam myśli, że może lepiej już przeżyć życie tak, jak jest. Pewnych rzeczy się nie cofnie, lat mi nie ubędzie. Nie cofnę pewnych wyborów. Boję się zmiany swojego życia o 180 stopni, a tak by było, gdybym się z nim rozwiodła. Czuję się jak antyczny Edyp, czego bym nie wybrała, i tak będę cierpieć. Nie wiem czy proszę o rady. Po prostu musiałam się wypisać…Przyjmę każdą krytykę. Biorę to na klatę. W końcu to Wizaż
me_myslef jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 13:19   #2
kalincia
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2009-03
Wiadomości: 13 025
Dot.: Rozwód?

Cytat:
Napisane przez me_myslef Pokaż wiadomość
Postanowiłam napisać o swoim problemie, ponieważ nie mam już siły dusić wszystkiego w sobie i też chciałabym może poznać opinię osób zupełnie postronnych. Zabrzmi to żałośnie i pewnie takich wątków było już z tysiąc, ale każda sytuacja jest inna, dlatego zakładam nowy wątek – mój. Będzie elaborat – ostrzegam


Otóż, w tym miesiącu będzie moja pierwsza rocznica ślubu, a ja… zaczęłam myśleć o rozwodzie. Wiem, temat stary jak świat – dopadło i mnie. Jak to się stało? Sama nie wiem do końca co sprawiło, że zaczęliśmy się tak od siebie oddalać. Mam 27 lat, wzięłam ślub mając 26, mój mąż jest dziesięć lat starszy (jestem jego pierwszą żoną, nie ma też dzieci z inną kobietą, ani ze mną). Przepraszam, że dodałam wątek na 30+, ale liczę tu na racjonalniejsze wypowiedzi niż na Intymnym. Byliśmy razem ponad 5 lat w dniu ślubu. Mieszkaliśmy też razem dłuższy czas przed zawarciem małżeństwa, więc to raczej nie są problemy dotarcia się po wspólnym zamieszkaniu itp. Większość naszych znajomych ma nas za idealną parę, ale wiadomo – w czterech ścianach wychodzą trupy z szafy.


Nasz związek zaczął się od koleżeństwa, poznaliśmy się na kursie w jednej z placówek oświatowych, dopiero po upływie dwóch lat zaczęło to ewoluować w stronę miłości. On był we mnie bardzo zakochany, ja – zmęczona rozstaniami z innymi facetami, młoda dwudziestolatka, na dodatek nieszczęśliwie zakochana. W końcu jednak jakoś przekonał mnie do siebie czułością, bliskością, ciepłem. Czułam, że myśli o mnie poważnie, nie tak jak moi rówieśnicy, że naprawdę mu na mnie zależy i na życiu ze mną. Nie było fajerwerków, ale myślałam, że może tak ma właśnie być, że jest starszy, zajmie się mną, otoczy opieką. Dodam, że jestem dzieckiem rozwiedzionych rodziców, wychowywali mnie dziadkowie i mama, a mój ojciec nigdy się mną nie interesował i nie interesuje do teraz. Niestety, w psychice to chcąc nie chcąc siedziało i siedzi. Z czasem też zaczęłam go naprawdę kochać. Zaczęło mi być z nim naprawdę dobrze. Był oddanym partnerem, w naszym związku nie było jakiś większych problemów czy sprzeczek. Było kilka trudnych spraw, w których bardzo się wykazał i sprawdził, pokazał, że można na niego liczyć. Ale… widzę to dopiero teraz, od samego początku zawsze liczyła się dla niego jego duma i honor. Z czasem zaczęły pojawiać się różne sprzeczki, jak w większości związków. Mój wtedy partner nigdy nie wyciągał pierwszy ręki do zgody, zawsze to ja musiałam go „ugłaskiwać”. Nigdy też nie stawał w mojej obronie w różnych mniej lub bardziej ważnych sytuacjach. Zawsze to ja byłam tą, którą się krytykuje i ochrzania. Dziś myślę, że byłam niesamowicie ślepa, że tego nie widziałam. Ale byliśmy związkiem na odległość, widywaliśmy się tylko w weekendy przez pierwsze lata, dopiero później on przeprowadził się do mojego miasta i zamieszkaliśmy razem. Jeszcze przed zamieszkaniem oświadczył mi się. Po dwóch latach był tak wyczekany przeze mnie ślub. Ten ślub to było moje wielkie marzenie, był dopieszczony w każdym szczególe, taki jak z moich snów. Tak zatraciłam się w przygotowaniach, że przestałam zauważać oznaki braku szacunku ze strony narzeczonego.



Dziś sytuacja wygląda tak, że kłócimy się bardzo często. Nie ma między nami czułości. Jeśli jest seks, jest bardzo mechaniczny i rutynowy. Nie ma słów „kocham cię”, nie ma komplementów, nie ma miłych gestów. Za to podczas coraz częstszych awantur są wyzwiska. Ja też nie jestem święta – jeśli on mnie wyzwie, wyzywam go i ja. Doszło do tego, że oboje zaczynamy pozwalać sobie na coraz więcej, na coraz ostrze wulgarne słowa. On, kiedy się już pokłócimy, wychodzi z domu i trzaska drzwiami, a po jakimś czasie wraca i nie odzywa się do mnie do końca dnia, po czym drugiego dnia wraca z pracy i zaczyna ze mną normalnie rozmawiać, jak gdyby nigdy nic. Moim zdaniem to wszystko świadczy o tym, że on mnie nie szanuje… Nie jestem też najważniejszą osobą w jego życiu – najważniejsza jest jego starsza siostra, o czym dowiedziałam się tak naprawdę dopiero po ślubie, kiedy weszłam z nią w zatarg nie z mojej winy, po prostu kobieta po naszym ślubie pokazała swoją prawdziwą twarz. On natomiast stanął po jej stronie.



Co do rady, abym z nim porozmawiała. Rozmawiałam z nim miliony razy. Próbowałam wszystkiego, dosłownie wszystkiego. Wszystkich niemal metod naprawy tego związku. Próbowałam z całych sił sama się zmienić, nie dopuszczać do kłótni czy konfliktów. Ba, nawet przez prawie dwa tygodnie odzywałam się bardzo mało, by zobaczyć czy to naprawdę we mnie i w moim zachowaniu leży problem. Próbowałam rozmawiać na spokojnie, wyjaśniać rzeczowo i bez emocji. Obiecywałam, że sama się zmienię i prosiłam, aby i on spróbował naprawić naszą relację. Płacze oczywiście też były. Ale wszystko jest na nic, naprawdę na nic. On dalej jest taki sam. Dalej ma mnie w d… Na początku bardzo to przeżywałam, płakałam po każdej takiej scysji, cierpiałam. Aż w moim życiu pojawił się pewien mężczyzna. Zauroczyłam się nim bardzo i wydaje się, że on mną również. Nie zdradziłam oczywiście męża i nie planuję absolutnie tego zrobić, jest to dla mnie totalnie niemoralne i nigdy się czegoś takiego nie dopuszczę. Mój mąż widzi jednak chemię między nami, ale nie jest zazdrosny. Mam wrażenie, że ta sytuacja jest mu absolutnie obojętna. Ta sytuacja uświadomiła mi jedno. Że ja chyba wcale nie chcę być już z moim mężem, skoro tak intensywnie zwracam uwagę na innych facetów. Że mój mąż już nie tylko mnie irytuje i denerwuje, ale wręcz nudzi. Że jedzie gdzieś w delegację, a ja odpoczywam i cieszę się „wolną chatą”. To nawet nie jest tak, że my siedzimy tylko w domu i nigdzie nie wychodzimy, bo wychodzimy, spotykamy się z przyjaciółmi, mamy zaplanowany wyjazd na wakacje. Ale mnie to wszystko już w ogóle nie cieszy. Doszło do tego, że albo się awanturujemy i nienawidzimy, albo jest względnie cicho i nudno.



Nie chcę tu napisać, że go nie kocham, bo tak naprawdę NIE WIEM w tym momencie co do niego czuje. Nie wiem czy kocham czy nie kocham… Przestałam rozumieć czym jest miłość. Ta sytuacja ciągnie się miesiącami i jestem tym już wyczerpana. Przeraża mnie to, że na myśl o nim nie czuję szczęścia. Wcześniej zawsze czułam się szczęśliwa. Teraz wiele mi brakuje do tego stanu. Z mężczyzną, o którym napisałam, nigdy nie będę i jest to absolutnie pewne, to po prostu fascynacja, która również mam nadzieję mi minie, bo taki związek byłby kompletnie nierealny. Ale uświadomiło mi to, że to, co mam teraz to nie jest to, czego chcę od życia.



Co stoi więc na przeszkodzie do rozwodu? Różne czynniki… Pracuję, ale nie zarabiam na tyle dużo, by wynająć sobie samodzielną kawalerkę (obecnie wynajmujemy dwupokojowe mieszkanie), stać by mnie było co najwyżej na jakiś pokój w mieszkaniu, a nie uśmiecha mi się takie cofanie się do studenckiego życia. Jak nie to, to powrót do domu rodzinnego, ale moje relacje z mamą są dobre tylko na odległość, gdybyśmy teraz zamieszkały razem, zagryzłybyśmy się we dwie. Mogę ją odwiedzać, ale mieszkać tam znów to zupełnie inna opcja. Poza tym boję się samotności przeraźliwie po tych sześciu latach bycia w związku… Dobijam trzydziestki, nie da się ukryć, większość znajomych jest po ślubie i ma dzieci. Nie otaczam się wianuszkiem facetów na co dzień, boję się zwyczajnie, że już nikogo nie poznam i nie stworzę lepszego związku niż mam teraz. Mam myśli, że może lepiej już przeżyć życie tak, jak jest. Pewnych rzeczy się nie cofnie, lat mi nie ubędzie. Nie cofnę pewnych wyborów. Boję się zmiany swojego życia o 180 stopni, a tak by było, gdybym się z nim rozwiodła. Czuję się jak antyczny Edyp, czego bym nie wybrała, i tak będę cierpieć. Nie wiem czy proszę o rady. Po prostu musiałam się wypisać…Przyjmę każdą krytykę. Biorę to na klatę. W końcu to Wizaż
Szczerze ci współczuję sytuacji.
Mówisz ze rozmawiałaś. Ale czy on wie, że jesteście na granicy rozstania? Że jesteś tego bliska?
kalincia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 18:23   #3
me_myslef
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 10
Dot.: Rozwód?

Mówiłam mu to nie raz, ale on tego nie przyjmuje do wiadomości. Na zasadzie, że sobie myśli: "Pogadaj sobie i tak mnie nie zostawisz, bo gdzie byś poszła, nie masz żadnych perspektyw. Taka mocna to jesteś tylko w gębie". Po prostu myśli, że jestem na to za słaba psychicznie, żeby odejść. Nie traktuje moich słów poważnie.
me_myslef jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 18:27   #4
kalincia
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2009-03
Wiadomości: 13 025
Dot.: Rozwód?

Cytat:
Napisane przez me_myslef Pokaż wiadomość
Mówiłam mu to nie raz, ale on tego nie przyjmuje do wiadomości. Na zasadzie, że sobie myśli: "Pogadaj sobie i tak mnie nie zostawisz, bo gdzie byś poszła, nie masz żadnych perspektyw. Taka mocna to jesteś tylko w gębie". Po prostu myśli, że jestem na to za słaba psychicznie, żeby odejść. Nie traktuje moich słów poważnie.
I ma rację, nieprawdaż?
kalincia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 18:53   #5
me_myslef
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 10
Dot.: Rozwód?

Pewnie ma sporo racji
me_myslef jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 19:03   #6
kalincia
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2009-03
Wiadomości: 13 025
Dot.: Rozwód?

Cytat:
Napisane przez me_myslef Pokaż wiadomość
Pewnie ma sporo racji
On to wie. I dlatego twoich problemów nie traktuje serio. A ty? Jesteś w stanie serio odejść? Czy to tylko takie gadanie, a nic nie zrobisz?
kalincia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 19:14   #7
MissChievousTess
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2012-04
Wiadomości: 12 916
Dot.: Rozwód?

Chyba nigdy nie było chemii i nadal nie ma chemii za to jest proza życia.
Pewnie złapałaś się na własne pragnienie stabilizacji- wiele kobiet łapie się na to wybierając małżeństwo z rozsądku ze starszym partnerem.
Jak dla mnie jesteście na innych etapach życia, chemii brak, możliwe, że to też różnica pokoleniowa i wynikająca stąd różnica oczekiwań (to co wystrczałob do szczęścia kobiecie z jego pokolenia nie musi wystarczać Tobie). Ja na Twoim miejscu bym się nie męczyła.
Ale dla mnie związek bez chemii jest po prostu niemożliwy. Nigdy się na takie nie decydowałam i chyba już wolałabym być sama niż z kimś "z rozsądku i koleżeństwa".
Jak masz wątpliwości to zawsze opcją jest separacja.
Potem można się rozwieść jeśli separacja nie poprawi sytuacji.
__________________
Proszę zajrzyj do tego wątku i wypełnij ankietę:
https://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=733894
MissChievousTess jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2015-06-13, 19:34   #8
me_myslef
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 10
Dot.: Rozwód?

Cytat:
Napisane przez kalincia Pokaż wiadomość
On to wie. I dlatego twoich problemów nie traktuje serio. A ty? Jesteś w stanie serio odejść? Czy to tylko takie gadanie, a nic nie zrobisz?
Szczerze - NIE WIEM. Jeszcze miesiąc temu odpowiedziałabym Ci: "Masz rację, to tylko takie gadanie". Ale teraz... jest tak źle, że na serio zaczęłam się nad tym zastanawiać. Zaczęłam sobie nawet wizualizować nasz rozwód i swoje życie bez niego.
Chyba po prostu chciałabym, żeby zaczął traktować mnie serio, ale obawiam się, że na to już za późno. I mam pełną świadomość, że sama jestem sobie winna, bo na zbyt wiele mu pozwoliłam.

---------- Dopisano o 18:34 ---------- Poprzedni post napisano o 18:32 ----------

Cytat:
Napisane przez MissChievousTess Pokaż wiadomość
Chyba nigdy nie było chemii i nadal nie ma chemii za to jest proza życia.
Pewnie złapałaś się na własne pragnienie stabilizacji- wiele kobiet łapie się na to wybierając małżeństwo z rozsądku ze starszym partnerem.
Jak dla mnie jesteście na innych etapach życia, chemii brak, możliwe, że to też różnica pokoleniowa i wynikająca stąd różnica oczekiwań (to co wystrczałob do szczęścia kobiecie z jego pokolenia nie musi wystarczać Tobie). Ja na Twoim miejscu bym się nie męczyła.
Ale dla mnie związek bez chemii jest po prostu niemożliwy. Nigdy się na takie nie decydowałam i chyba już wolałabym być sama niż z kimś "z rozsądku i koleżeństwa".
Jak masz wątpliwości to zawsze opcją jest separacja.
Potem można się rozwieść jeśli separacja nie poprawi sytuacji.
Może... sama nie wiem. Wydaje mi się, że w naszym związku były momenty, kiedy naprawdę czułam całym sercem, że bardzo go kocham i życie bym za niego oddała. Jeszcze rok temu chociażby. W momencie składania przysięgi małżeńskiej byłam absolutnie pewna, że tylko ten i koniec.
Ale myślę, że możesz mieć rację z tym pragnieniem stabilizacji... Że to jednak przeważyło... Zwłaszcza, że moja mama żyje samotnie i bardzo nie chciałam nigdy i nie chcę powtórzyć jej losu, bo wiem jak jej ciężko.
me_myslef jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 19:38   #9
zakonna
Naczelna Nastolatka
 
Avatar zakonna
 
Zarejestrowany: 2010-03
Lokalizacja: Podkarpacie
Wiadomości: 25 807
Dot.: Rozwód?

Autorko. Związek masz do kitu. Zapewne ktoś tutaj napisze żebyś próbowała szukać pomocy, terapii itp. Ja uważam, że w złych relacjach szkoda się męczyć, naprawdę.
Szkoda czasu i Twoich nerwów. W zasadzie nieistotne jest, dlaczego jest Tobie źle w tej relacji. Ważny jest sam fakt, że źle się czujesz.
Co do wieku i długości związku. Kochana, nie stoisz nad grobem, jesteś młoda więc te głupoty całkiem wyrzuć z głowy, to tylko wymówki i zasłona dymna żeby się nie zdecydować na zmiany.
Najgorzej widzę stronę praktyczną i materialną, ale wiem z własnego doświadczenia, że jak dojdziesz do psychicznej ściany, to zapewne podejmiesz decyzję spontanicznie, bez myślenia o realiach. Dlatego uważam, że lepiej byłoby żebyś o rozstaniu zdecydowała w miarę świadomie, przygotowawszy sobie uprzednio plan działania.
__________________
Małgorzata i spółka.
Matka natura to suka.
zakonna jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 19:49   #10
me_myslef
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 10
Dot.: Rozwód?

Cytat:
Napisane przez zakonna Pokaż wiadomość
Najgorzej widzę stronę praktyczną i materialną, ale wiem z własnego doświadczenia, że jak dojdziesz do psychicznej ściany, to zapewne podejmiesz decyzję spontanicznie, bez myślenia o realiach. Dlatego uważam, że lepiej byłoby żebyś o rozstaniu zdecydowała w miarę świadomie, przygotowawszy sobie uprzednio plan działania.
Właśnie to jest moja bolączka. I kombinuję z planem działania, ale nie jest to takie proste. Najprościej byłoby zmienić swoją pracę na lepiej płatną. Ale musiałabym zapewne w ogóle zmienić branżę i iść do jakiejś korpo, których nie dzierżę. A swoją aktualną pracę kocham i spełniam się w niej. Ale godziwego wynagrodzenia to mi ona nie daje
Musiałabym zamieszkać jak studentka na pokoju, bo nie wrócę do matki.
To mnie dobija. Coraz częściej myślę, że to jedyny powód, dla którego jeszcze z nim jestem. Gdybym miała dokąd pójść to wielokrotnie po kłótni bym się gdzieś wyniosła, chociaż na jedną noc.
me_myslef jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 19:58   #11
zakonna
Naczelna Nastolatka
 
Avatar zakonna
 
Zarejestrowany: 2010-03
Lokalizacja: Podkarpacie
Wiadomości: 25 807
Dot.: Rozwód?

Jesteś nauczycielem?
Ja ciebie rozumiem doskonale, bo sama miałam problemy z zakończeniem związku z podobnych powodów.
Może jednak ten wynajmowany pokój to lepsza alternatywa od męczenie się w tym kiepskim małżeństwie. Przecież to tylko na początek.
__________________
Małgorzata i spółka.
Matka natura to suka.
zakonna jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2015-06-13, 20:11   #12
me_myslef
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 10
Dot.: Rozwód?

Dokładnie, jestem nauczycielem. I to na domiar "złego" w prywatnej, nie w państwowej szkole... W państwowej szukam kolejny rok z rzędu, lecz etatów brak.
me_myslef jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 20:15   #13
zakonna
Naczelna Nastolatka
 
Avatar zakonna
 
Zarejestrowany: 2010-03
Lokalizacja: Podkarpacie
Wiadomości: 25 807
Dot.: Rozwód?

Ja pracuję w państwowej, jakoś szczególnie bogata się też nie czuję .

Nie możesz uzależniać zakończenia tego związku od finansów, bo zwariujesz i całkiem stracisz wiarę w to, że możesz to zakończyć.
__________________
Małgorzata i spółka.
Matka natura to suka.
zakonna jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 20:18   #14
me_myslef
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 10
Dot.: Rozwód?

Cytat:
Napisane przez zakonna Pokaż wiadomość
Ja pracuję w państwowej, jakoś szczególnie bogata się też nie czuję .

Nie możesz uzależniać zakończenia tego związku od finansów, bo zwariujesz i całkiem stracisz wiarę w to, że możesz to zakończyć.
To prawda, właśnie jestem na granicy takiego wariactwa. Do tego dochodzi też myśl, że chciałabym mieć już dziecko, a jeśli odejdę to coraz bardziej oddali się perspektywa, że będę matką. Chociaż oczywiście doskonale wiem, że jeśli miałabym mieć dziecko w nieudanym małżeństwie to lepiej w ogóle, bo szkoda i mnie, i tego dziecka. Teraz nie mamy też żadnych kredytów, więc o tyle byłoby łatwiej. Właściwie nie mamy żadnego majątku do podziału poza samochodem, który nawet byłabym skłonna mu po prostu zostawić.

Edytowane przez me_myslef
Czas edycji: 2015-06-13 o 20:19
me_myslef jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 20:22   #15
zakonna
Naczelna Nastolatka
 
Avatar zakonna
 
Zarejestrowany: 2010-03
Lokalizacja: Podkarpacie
Wiadomości: 25 807
Dot.: Rozwód?

Uważam, że powinnaś zrobić radykalny krok, chcesz mieć dzieci i dobry związek, a to się nie stanie bez zakończenia tego małżeństwa.
Warto chyba na początku żyć trochę gorzej, żeby dać sobie szansę na lepsze w przyszłości.
__________________
Małgorzata i spółka.
Matka natura to suka.
zakonna jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 20:40   #16
me_myslef
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 10
Dot.: Rozwód?

Cytat:
Napisane przez zakonna Pokaż wiadomość
Uważam, że powinnaś zrobić radykalny krok, chcesz mieć dzieci i dobry związek, a to się nie stanie bez zakończenia tego małżeństwa.
Warto chyba na początku żyć trochę gorzej, żeby dać sobie szansę na lepsze w przyszłości.
Coraz bardziej zaczynam być tego świadoma, dlatego chcąc nie chcąc pomału... buduję grunt...
me_myslef jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-13, 20:44   #17
zakonna
Naczelna Nastolatka
 
Avatar zakonna
 
Zarejestrowany: 2010-03
Lokalizacja: Podkarpacie
Wiadomości: 25 807
Dot.: Rozwód?

Oby ci się udało. Powodzenia.
__________________
Małgorzata i spółka.
Matka natura to suka.
zakonna jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-14, 14:21   #18
skazana_na_bluesa
.
 
Avatar skazana_na_bluesa
 
Zarejestrowany: 2010-07
Lokalizacja: koniec świata
Wiadomości: 28 112
Dot.: Rozwód?

jestem raptem rok młodsza od ciebie. mieszkam w mieszkaniu studenckim - czasem chciałoby się być "na swoim", ale jeśli nie trafi się na złych współlokatorów to da się przeżyć bez większych problemów. głupotą byłoby zostanie w tym związku, a już tym bardziej spłodzenie dziecka, bo lekką patolą już trąci w waszych relacjach. trzeba by nie mieć sumienia, żeby skazywać dziecko na takie obrazki. w zasadzie im szybciej się rozwiedziecie, tym syzbciej dasz sobie szansę na poznanie kogoś, z kim mogłabyś mieć dziecko. w pewnym wieku nie czeka się już x lat, żeby wykonać kolejne kroki.
__________________
-27,9 kg

skazana_na_bluesa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-14, 17:45   #19
Dollynka
Raczkowanie
 
Avatar Dollynka
 
Zarejestrowany: 2012-02
Lokalizacja: pomorskie
Wiadomości: 89
Dot.: Rozwód?

Moja Droga, postanowiłam napisać coś od siebie, bo mam inne spojrzenie na ten temat. Jestem w związku 22 lata. Początek zawsze jest piękny, jest romantycznie i jesteś na 100% pewna: tak, to ten! kocham go! Czas płynie ... życie jest pełne niespodzianek, ale i szarej monotonii i prozaicznych zdarzeń. Wszystko się zmienia. Nagle odkrywasz, że nie chcesz już być z tym człowiekiem, że ma same wady i wcale Cię nie szanuje. Przy okazji pojawia się zauroczenie innym mężczyzną. Tak... każdej mężatce to się przytrafiło, jestem pewna. Nie mówię o zdradzie. Tylko o zauroczeniu.
Tak, wszystko to znam. Jednak nastąpił taki moment, że uczciwie zadałam sobie pytanie: dlaczego widzę u niego same wady? może to ma usprawiedliwić moje odejście?
Jesteśmy razem, bo ten związek daje mi poczucie bezpieczeństwa i razem brniemy przez to trudne życie. A mamy za sobą kilka okropnych kryzysów, miliony kłótni. Nie namawiam Cię do zostania w tym związku, ani też do odejścia. Jednak może Twój aktualny stan potraktujesz jako pierwszy poważny kryzys małżeński? I nie ważne z kim będziesz jeszcze w związku, zawsze przyjdzie kryzys, pamiętaj. I co, zawsze będziesz odchodzić? Kiedyś trzeba będzie zdać egzamin z dorosłości.
__________________
"Zdrowie nie jest wszystkim, ale bez zdrowia wszystko jest niczym" Ks. Jan Twardowski
Dollynka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2015-06-14, 18:00   #20
201608040942
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2003-08
Wiadomości: 9 977
Dot.: Rozwód?

Ladny mi kryzysz jak maz ubliza i wyzywa od najgorszych.
Sama mialam kryzys w malzenstwie, ale moj maz nie pozwolil sobie na wyzwiska pod moim adresem.
Moje zdanie jest takie, ze jesli walka o to malzenstwo nic nie daje, rozmawiasz i dalej to samo, dalej wyzwiska itp. to pewnie trzeba zaczac dzialac w druga strone :-(
201608040942 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-15, 05:26   #21
kalincia
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2009-03
Wiadomości: 13 025
Dot.: Rozwód?

Też tak sądzę.
kalincia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-06-15, 06:03   #22
skazana_na_bluesa
.
 
Avatar skazana_na_bluesa
 
Zarejestrowany: 2010-07
Lokalizacja: koniec świata
Wiadomości: 28 112
Dot.: Rozwód?

Zauroczenie innym to jedno, ale brak szacunku to nie jest cos, obok czego warto przejsc obojetnie. Autorko, nie daj sobie wmawiac, ze warto tkwic w czyms takim. Moi rodzice po 30 latach malzenstwa + 5 latach zwiazku przed slubem, nadal zachowuja sie jak zakochani nastolatkowie i NIGDY nie wykazali sie brakiem szacunku w stosunku do siebie. Nawet jak bylo ciezko pod wzgledem finansowym i mnostwo klotni.
__________________
-27,9 kg

skazana_na_bluesa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-01, 11:11   #23
spejson
Przyczajony tygrys
 
Zarejestrowany: 2015-08
Wiadomości: 18
Dot.: Rozwód?

Akurat to, że następnego dnia gada z Tobą normalnie świadczy o tym, że emocje z niego zeszły. Zauważ, że też nie jesteś święta a my faceci mamy trochę inną psychikę i podejście do innych rzeczy. Sam się z kobietą często kłócę i lecą wyzwiska - tylko, że w moim przypadku to ona odwraca się na pięcie i ma focha (jak to baba - szczególnie uparta). Pogadaj z nim, może dojdziecie do porozumienia a jak nie to wtedy rozwód.

Edytowane przez Trzepotka
Czas edycji: 2016-08-01 o 15:35 Powód: Link.
spejson jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-01, 13:12   #24
lamadeleine
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2014-07
Wiadomości: 147
Dot.: Rozwód?

musicie porozmawiać
lamadeleine jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-09-06, 11:24   #25
biia
Wtajemniczenie
 
Avatar biia
 
Zarejestrowany: 2008-05
Wiadomości: 2 984
Dot.: Rozwód?

Też postanowiłam coś od siebie napisać. Mam trochę dłuższy staż po 3 lata po ślubie. Nie zawsze jest kolorowo. Ale staram się to przepracować. Wymieniam rzeczy, które mi nie pasują i muszą się zmienić, bo ja nie chcę takiego związku. Wolę wrócić do rodziców. Różnica polega na tym, że mam gdzie odejść i w razie czego bym to zrobiła.

Zadaj może pytanie partnerowi, czemu Cię tak traktuje? Czy mu nie zależy?
Jesteś młoda, mam dużo znajomych w Twoim wieku i starszych, którzy są sami, albo takich, którzy w Twoim wieku dopiero poznali swoją druga połówkę. Życie różnie się układa. Jeżeli nie ma szansy na poprawę sytuacji to trzeba rozważyć odejście.
__________________
Włosomaniaczka


biia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-09-20, 12:50   #26
eporzeczkowa
Przyczajenie
 
Avatar eporzeczkowa
 
Zarejestrowany: 2016-06
Wiadomości: 18
Dot.: Rozwód?

Postaraj się finansowo trochę odłożyć i może wtedy jakieś odejście wchodzi w grę? Ewentualnie dobry prawnik i podział majątku, może uda Ci się coś ugrać? Moja znajoma co prawda po 10 letnim związku ugrała dość sporo przy podziale, zakładam, że to zasługa dobrego prawnika, bo xxx to w Warszawie się chwali nie od dzisiaj. Przede wszystkim podejść do tego racjonalnie, może jeszcze wcześniej jakaś terapia?

Edytowane przez Trzepotka
Czas edycji: 2016-09-24 o 20:20 Powód: Reklama.
eporzeczkowa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Kobieta 30+


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2016-09-20 13:50:57


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 15:24.