Zapach Bal d'Afrique

[redakcja]

☠Późne lata 20., Paryż. Dookoła namacalnie czuć wpływ afrykańskiej kultury, która przez wieki kolonializmu stała się częścią Francji. W Bal d'Afrique skonfrontowane zostały osiągnięcia francuskiej awangardy oraz filozofia życia z Czarnego Lądu, dając podstawy do niesamowitej gry ingrediencji.
czytaj więcej

[kama kama]

Piękny, po prostu piękny.
Przypomina mi odrobinę klasycznego Maxa Marę, ponieważ wyraźnie czuję tam trzcinę cukrową - w arystokratycznym wydaniu, bo tutaj jakość składników jest nieporównywalnie lepsza. A w składzie właśnie NIE MA trzciny, to tylko cukrowa ułuda płynąca z cyklamenu, jaśminu i olejku neroli - choć Bal d'Afrique nie pachnie jak żaden z tych składników sam w sobie. Ja czuję w nim jeszcze tuberozę.
Zapach na pograniczu kategorii jadalnej i kwiatowej, elegancki.
Niesamowicie ciepły i otulający, bez ogona, subtelny ale trwały. Kojarzy mi się z nienachalną kobiecością w najlepszym wydaniu. I ze złotem.
Jestem pewna, że będzie równie uroczy w lecie jak i w zimie.
I w ogóle mogłabym pisać peany na jego cześć gdyby nie ta cena - 500zł.

Nie jest to może killer o którym się nie zapomina, typu Angel albo Madness, ale brak ogona tutaj wydaje się być jak najbardziej na miejscu - wracam do nadgarstka jak spragniona łania do strumienia. Tak, tak. Właśnie tak