Wypadek w szkole co robić
Witam koleżanki a więc od początku .Mój syn tydzień temu złamał w szkole nogę podwójne złamanie kości piszczelowej (z przemieszczeniem chyba tak to sie nazywa ) i kość strzałkowa też złamana .Obecnie leży w szpitalu i za tydzień będzie ponownie noga prześwietlana ze wzgledu czy przeprowadzac operacje czy też nie co wiąże sie chyba ze śrubami w nodze.póżniej wyciągnięcie śrub i rehabilitacja.Czas leczenia lekarz nie jest wstanie określić
ale wstępnie określił do 6 miesięcy .
Wypadek:
Syn miał godzine lekcyjną z panem od informatyki .po 15 minutach lekcji podszedł do pana czy mógłby skorzystać z toalety .Pan nauczyciel wyraził zgodę .W tej samej chwili drugi uczeń poprosił o to samo pan nauczyciel powiedział idzcie obaj.miedzy salą lekcyjna a toaletą jest dosłownie 30 metrów.Chłopaki pobiegli do toalety .gdy dobiegali mój syn się niefortunnie przewrócił. i zaczął krzyczeć z bólu.pierwszej pomocy udzielała pani sprzątaczka która akurat myła łazienki i kolega syna .Pani sprzataczka zachowała sie dobrze poinformowała wychowawczynie .ta zadzwoniła do mnie i wezwała karetke. To co działo się póżniej to w nas rodzicach aż się gotuje.
Lekarz prowadzący kazał dziecku o samych siłach przejść do karetki.Czyli mój syn miał wypadek na II piętrze miał do pokonania 48 schodów plus 30 metrów na parterze zanim wszedł do karetki .cały czas płakał i mówił że kość mu pękła.Nauczyciele mówili do lekarza żeby syna wzieli na nosze a ten im odpowiedział że ma przestać symulować .lekarz ewidentnie zaniedbał swoje obowiązki według nas.Złamane kończyny przecież sie usztywnia.
Co możemy zrobić z takim postępowaniem lekarza udzielajacego pomocy czy możemy złożyć skarge na niego jak tak to gdzie to sie wnosi .czy to jest walka z wiatrakami .Może ktoś był w podobnej sytuacji i podpowie nam czy wogóle warto poruszac ten temat
|