Zmarnowane życie - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2016-03-14, 17:34   #1
Niewiemcorobic1
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2016-03
Wiadomości: 1

Zmarnowane życie


Witajcie Drogie Panie
Po pierwsze, chcialabym powiedziec, ze nie mialam nigdy wczesniej konta na wizazu, ale czytam Wasze rady do poduszki od dluzszego czasu. Swoja sprawa jestem tak zrezygnowana, ze nawet nie licze na jakąkolwiek pomoc, chyba chce sie jedynie wygadac.

Kiedy mialam 21 lat, (jak juz sie większość z Was domysla) poznalam faceta. Byl on 5 lat ode mnie starszy, mial juz skonczone studia i pracował w miescie w ktorym ja studiowalam. Byla to milosc praktycznie od pierwszego wejrzenia, po 10 dniach od poznania się zostalismy para. Jest on moim idealem. Byl przystojny, zadbany, szarmancki, inteligentny, byl gentlemanem. Mial niesamowite poczucie humoru, dobralismy sie perfekcyjnie, w czasie trwania naszego związku nie poklocilysmy sie praktycznie ani razu, nie liczac przekomarzania sie, czy kupujemy chleb bialy czy razowy
Milosc kwitla, czulam sie najszczesliwsza kobieta na swiecie.
Bylam zawsze cicha, szara myszka. Nie mialam znajomych ani przyjaciol, rzadko wychodzilam z domu. On byl taki sam, byl sierota i mial tylko mnie i swoja prace, ktora uwielbial. Spedzalismy ze soba caly wolny czas, polaczyla nas milosc do gier planszowych i niekonwencjonalnego kina. Czulam, ze to jest to, moja milosc na cale zycie.
Szybko, bo juz po 4 miesiacach zamieszkalismy ze soba i bylo tylko lepiej. Kazde z nas, mimo mlodego wieku tesknilo za stabilizacja, spokojnym zyciem we dwoje. Mielismy swoje rytuały, zawsze razem wieczorem gotowalismy posilki na cały następny dzien, sobotni wyjazd po zakupy na caly tydzien w sobote byl celebracja porownywalna niemal do randki.
Moja mama go uwielbiala za jego spokojny i pracowity charakter.
Minely nam tak 4 lata, 4 perfekcyjne lata.
Pewnego dnia, pamietam to dokladnie, bylam w kuchni i robilam sobie herbate, czekalam na niego az wroci z pracy. W pewnym momencie zadzwonil telefon, pomyslalam, ze to pewnie on, rano mowilam mu, ze skonczyl sie zwirek dla kota, a on zawsze zapominal jaka marke kupowalismy.
Niestety nie byl to telefon od niego, dzwonili do mnie ze szpitala, ze mial wypadek.
Nogi sie pode mna ugiely, zadzwonilam po taksowke i po prosth pojechalam, nawet drzwi za soba nie zamknelam.
Na miejscu powiedzieli, ze byl operowany, kazali mi czekac. Nikt nie byl w stanie niczego mi powiedzieć, po prostu czekac, czekac, czekac.
Po wielu godzinach przyszedl do mnie lekarz. Powiedział, ze jego stan jest bardzo, bardzo ciezki, ze ma duzo obrazen. Ze moge go zobaczyc, ale powinnam sie przygotowac na straszny widok i powinnam sie tez z nim - tak na wszelki wypadek- pozegnac. Nie dochodzilo to do mnie. Widok byl rzeczywiście straszny, te wszystkie rurki, pikajace aparaty, bandaze, since. To, co tam przezywalam to tego sie nie da opisac. Czulam sie taka samotna i przygnieciona.
Na nastepny dzien milosc mojego zycia zmarla w tym szpitalu. Nie wiedzialam co mam ze sobą zrobic.
Wrocilam do domu, polozylam sie do naszego lozka. Byla to pierwsza samotna noc jaka spedzilam od momentu naszego wspolnego zamieszkania.
Zalamalam sie, po prostu przestalam chodzic do pracy, tak z dnia na dzien. Pogrzeb zorganizowala moja mama, po tygodniu wprowadzila sie do naszego mieszkania, zeby mi pomoc. A właściwie to zeby mnie pielęgnować, bo cofnelam sie do czasow niemowlecych praktycznie. Nie wstawalam z lozka, nie jadlam i sie nie mylam. Tylko spalam wtulona w jego rzeczy i wylam, doslownie wylam z bolu bo placzem nie mozna bylo tego nazwac.
Pewnego dnia obudzilam sie i tak jakos zdalam sobie sprawe, ze jego rzeczy juz nim nie pachna. Trudno sie temu dziwic, 10 miesiecy minelo. Cos we mnie peklo i ten bol nie bul juz taki tepy, dotarl do mnie ze zwielokrotniona sila, bolal mnie niemal fizycznie. Dostalam jakiegoś ataku paniki, mama byla przy tym, bardzo sie wystraszyla. Po wszystkim powiedziela, ze tak nie mozna dluzej, ze musze poprosic kogos o pomoc. I tak zaczelam chodzic na terapie. Psycholog, terapeuta, psychiatra, leki antydepresyjne, nasenne. Nie czulam sie ani troche lepiej. Po roku od rozpoczecia terapii czyli prawie 2 lata po jego śmierci zebralam sie w koncu na to, zeby przejrzec jego rzeczy, w końcu wciaz mieszkalam w naszym mieszkaniu. W ktorejs z szuflad znalazlam schowany pierscionek, zareczynowy, ktorego nie zdazyl mi wreczyc. Bylo to kolejne potkniecie, kolejny cios. Zaczelam go nosic.
Dzisiaj mam 32 lata, od 2 lat udalo ki sie podjac prace. Za najnizsza krajowa, nie w zawodzie. Wciaz nie mam przyjaciol, znajomych. Wciaz jestem na lekach, wrocilam do domu rodzinnego. Wciaz chodze na kazda mozliwa terapie. Wczesniejszy psycholog powiedzial mi, ze niestety nie umie mi pomoc, musze szukac dalej. Żaden nie potrafil.
Mam 32 lata, nie mam nic. Wciaz go kocham. Wciaz zyje ta miloscia, nie potrafie odpuscic i isc dalej, nawet po takim czasie. Nosze ten pierscionek, w myslach milion razy wyobrazalam sobie jak chcial mi sie oświadczyć i kiedy. Mysle o naszych dzieciach, ktorych nie zdazylismy miec. Sni mi sie kilka razy w tygodniu. Wciaz lapie sie na mysleniu, 'jak x wroci to zrobimy to i to'. Nie mysle o nim jak o zmarlym, troche czekam jakby mial zaraz wrocic z dluzszego wyjazdu.
Nie mialam zadnego innego mezczyzny, on jest, byl i bedzie moim jedynym, tak chce. Mysle o tym, ze mialam wszystko, a teraz moje zycie nie istnieje. Nie wychodze z domu, rozmawiam tylko z rodzicami i psychiatra i terapeuta. Wciaz go kocham miłością taka jak z pierwszych miesięcy zwiazku.
Zale sie, widze ze terapia po tylu latach nie dziala i nie zadziala. Widze, ze zycie jest przegrane. Coraz częściej rozwazam mozliwosc samobójstwa, tutaj i tak nic mnie nie trzyma, a tam moze znowu mialabym jego.
Dziekuje za poswiecenie czasu i przeczytanie tego, musialam to z siebie wydusic.
Niewiemcorobic1 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-03-14, 17:54   #2
tarkowska
Zadomowienie
 
Avatar tarkowska
 
Zarejestrowany: 2016-03
Wiadomości: 1 552
Dot.: Zmarnowane życie

A myślisz, że on by chciał, by Twoje życie tak wyglądało, byś była nieszczęśliwa? Zrób to dla siebie i dla niego. Wiadomo, że nikt Ci go nie zastąpi, że zawsze będzie w Twoim sercu i w głowie. To normalne, naprawdę. Ale nie odwracaj się od innych ludzi, od innych mężczyzn. Powoli, powoli, zacznij coś robić dla siebie. Nawet na początku z myślą o nim.

No i kontynuuj terapię, bezwzględnie. Może poszukaj jakichś grup internetowych zrzeszających kobiety po śmierci ukochanego - coś takiego mi kiedyś mignęło w internecie, jak znajdę to podeślę przez PW.

Dużo szczęścia życzę i wytrwałości
tarkowska jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-03-14, 18:03   #3
atimaF
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2015-10
Lokalizacja: z daleka
Wiadomości: 156
Dot.: Zmarnowane życie

Wspolczuje...
Ale dane Ci bylo przezyc cos wyjatkowego.Nie kazdemu los dal taka szanse.
A jakie zycie jest lepsze ? Szare, monotonne ? Czy takie jak masz Ty ? Przezlas gleboka milosc, smierc, czulas sie szczesliwa, pozniej odplynelo od Ciebie zycie...
Nie zmarnowalas zycia, ale poznalas je z roznych stron.I wszystko jeszcze przed Toba.
atimaF jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-03-14, 18:16   #4
skazana_na_bluesa
.
 
Avatar skazana_na_bluesa
 
Zarejestrowany: 2010-07
Lokalizacja: koniec świata
Wiadomości: 28 112
Dot.: Zmarnowane życie

Cytat:
Napisane przez Niewiemcorobic1 Pokaż wiadomość
Witajcie Drogie Panie
Po pierwsze, chcialabym powiedziec, ze nie mialam nigdy wczesniej konta na wizazu, ale czytam Wasze rady do poduszki od dluzszego czasu. Swoja sprawa jestem tak zrezygnowana, ze nawet nie licze na jakąkolwiek pomoc, chyba chce sie jedynie wygadac.

Kiedy mialam 21 lat, (jak juz sie większość z Was domysla) poznalam faceta. Byl on 5 lat ode mnie starszy, mial juz skonczone studia i pracował w miescie w ktorym ja studiowalam. Byla to milosc praktycznie od pierwszego wejrzenia, po 10 dniach od poznania się zostalismy para. Jest on moim idealem. Byl przystojny, zadbany, szarmancki, inteligentny, byl gentlemanem. Mial niesamowite poczucie humoru, dobralismy sie perfekcyjnie, w czasie trwania naszego związku nie poklocilysmy sie praktycznie ani razu, nie liczac przekomarzania sie, czy kupujemy chleb bialy czy razowy
Milosc kwitla, czulam sie najszczesliwsza kobieta na swiecie.
Bylam zawsze cicha, szara myszka. Nie mialam znajomych ani przyjaciol, rzadko wychodzilam z domu. On byl taki sam, byl sierota i mial tylko mnie i swoja prace, ktora uwielbial. Spedzalismy ze soba caly wolny czas, polaczyla nas milosc do gier planszowych i niekonwencjonalnego kina. Czulam, ze to jest to, moja milosc na cale zycie.
Szybko, bo juz po 4 miesiacach zamieszkalismy ze soba i bylo tylko lepiej. Kazde z nas, mimo mlodego wieku tesknilo za stabilizacja, spokojnym zyciem we dwoje. Mielismy swoje rytuały, zawsze razem wieczorem gotowalismy posilki na cały następny dzien, sobotni wyjazd po zakupy na caly tydzien w sobote byl celebracja porownywalna niemal do randki.
Moja mama go uwielbiala za jego spokojny i pracowity charakter.
Minely nam tak 4 lata, 4 perfekcyjne lata.
Pewnego dnia, pamietam to dokladnie, bylam w kuchni i robilam sobie herbate, czekalam na niego az wroci z pracy. W pewnym momencie zadzwonil telefon, pomyslalam, ze to pewnie on, rano mowilam mu, ze skonczyl sie zwirek dla kota, a on zawsze zapominal jaka marke kupowalismy.
Niestety nie byl to telefon od niego, dzwonili do mnie ze szpitala, ze mial wypadek.
Nogi sie pode mna ugiely, zadzwonilam po taksowke i po prosth pojechalam, nawet drzwi za soba nie zamknelam.
Na miejscu powiedzieli, ze byl operowany, kazali mi czekac. Nikt nie byl w stanie niczego mi powiedzieć, po prostu czekac, czekac, czekac.
Po wielu godzinach przyszedl do mnie lekarz. Powiedział, ze jego stan jest bardzo, bardzo ciezki, ze ma duzo obrazen. Ze moge go zobaczyc, ale powinnam sie przygotowac na straszny widok i powinnam sie tez z nim - tak na wszelki wypadek- pozegnac. Nie dochodzilo to do mnie. Widok byl rzeczywiście straszny, te wszystkie rurki, pikajace aparaty, bandaze, since. To, co tam przezywalam to tego sie nie da opisac. Czulam sie taka samotna i przygnieciona.
Na nastepny dzien milosc mojego zycia zmarla w tym szpitalu. Nie wiedzialam co mam ze sobą zrobic.
Wrocilam do domu, polozylam sie do naszego lozka. Byla to pierwsza samotna noc jaka spedzilam od momentu naszego wspolnego zamieszkania.
Zalamalam sie, po prostu przestalam chodzic do pracy, tak z dnia na dzien. Pogrzeb zorganizowala moja mama, po tygodniu wprowadzila sie do naszego mieszkania, zeby mi pomoc. A właściwie to zeby mnie pielęgnować, bo cofnelam sie do czasow niemowlecych praktycznie. Nie wstawalam z lozka, nie jadlam i sie nie mylam. Tylko spalam wtulona w jego rzeczy i wylam, doslownie wylam z bolu bo placzem nie mozna bylo tego nazwac.
Pewnego dnia obudzilam sie i tak jakos zdalam sobie sprawe, ze jego rzeczy juz nim nie pachna. Trudno sie temu dziwic, 10 miesiecy minelo. Cos we mnie peklo i ten bol nie bul juz taki tepy, dotarl do mnie ze zwielokrotniona sila, bolal mnie niemal fizycznie. Dostalam jakiegoś ataku paniki, mama byla przy tym, bardzo sie wystraszyla. Po wszystkim powiedziela, ze tak nie mozna dluzej, ze musze poprosic kogos o pomoc. I tak zaczelam chodzic na terapie. Psycholog, terapeuta, psychiatra, leki antydepresyjne, nasenne. Nie czulam sie ani troche lepiej. Po roku od rozpoczecia terapii czyli prawie 2 lata po jego śmierci zebralam sie w koncu na to, zeby przejrzec jego rzeczy, w końcu wciaz mieszkalam w naszym mieszkaniu. W ktorejs z szuflad znalazlam schowany pierscionek, zareczynowy, ktorego nie zdazyl mi wreczyc. Bylo to kolejne potkniecie, kolejny cios. Zaczelam go nosic.
Dzisiaj mam 32 lata, od 2 lat udalo ki sie podjac prace. Za najnizsza krajowa, nie w zawodzie. Wciaz nie mam przyjaciol, znajomych. Wciaz jestem na lekach, wrocilam do domu rodzinnego. Wciaz chodze na kazda mozliwa terapie. Wczesniejszy psycholog powiedzial mi, ze niestety nie umie mi pomoc, musze szukac dalej. Żaden nie potrafil.
Mam 32 lata, nie mam nic. Wciaz go kocham. Wciaz zyje ta miloscia, nie potrafie odpuscic i isc dalej, nawet po takim czasie. Nosze ten pierscionek, w myslach milion razy wyobrazalam sobie jak chcial mi sie oświadczyć i kiedy. Mysle o naszych dzieciach, ktorych nie zdazylismy miec. Sni mi sie kilka razy w tygodniu. Wciaz lapie sie na mysleniu, 'jak x wroci to zrobimy to i to'. Nie mysle o nim jak o zmarlym, troche czekam jakby mial zaraz wrocic z dluzszego wyjazdu.
Nie mialam zadnego innego mezczyzny, on jest, byl i bedzie moim jedynym, tak chce. Mysle o tym, ze mialam wszystko, a teraz moje zycie nie istnieje. Nie wychodze z domu, rozmawiam tylko z rodzicami i psychiatra i terapeuta. Wciaz go kocham miłością taka jak z pierwszych miesięcy zwiazku.
Zale sie, widze ze terapia po tylu latach nie dziala i nie zadziala. Widze, ze zycie jest przegrane. Coraz częściej rozwazam mozliwosc samobójstwa, tutaj i tak nic mnie nie trzyma, a tam moze znowu mialabym jego.
Dziekuje za poswiecenie czasu i przeczytanie tego, musialam to z siebie wydusic.
żadna terapia cię nie naprawi, jeśli sama nie będziesz chciała zmienić pewnych rzeczy i nie będziesz walczyć o siebie. wyjdź z domu, poznaj nowych ludzi, zrób coś dla siebie. niestety, im bardziej rozpamiętujesz pewne rzeczy, tym trudniej będzie ci otworzyć nowy rozdział.
__________________
-27,9 kg

skazana_na_bluesa jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-03-14, 18:21   #5
meniusia
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2009-09
Wiadomości: 306
Dot.: Zmarnowane życie

czytając to na pocżatku się uśiechałam a później z każdym zdaniem byłam przerażona.
Wiem co to znaczy depresja, bo bliska mi osoba na nią choruje od lat. Podstawą jest chcieć, a samobójstwo jest egoizmem bo Ty znikniesz a Twoi bliscy będą cierpieć i płakać za Tobą jeszcze bardziej niż Ty za swoim facetem!! Nie rób im tego skoro wiesz co czułam po utracie ukochanego.
Jeśli chcesz możesz do mnie pisać prywatne wiadomości.

Chcieć to znaczy móc i skoro raz dostałaś szanse na miłość to napewno dostaniesz ją drugi raz. Nic w zyciu nie dzieje się bez przyczyny. otwórz się na ludzi zacznij myslec pozytywnie a milosc i szczescie samo przyjdzie!

Ja w przeciwieństwie do Ciebie chciałabym choć przez kilka dni móc być szczęśliwa tak jak Ty bylas i poczuć bliskość drugiej osoby, móc kochać i być kochaną. Mam 27 lat i nigdy nie byłam w poważnym związku i też tracę już na dzieje ze kiedyś będę szczesliwa, ze zakocham się z wzajemnoscia i wyjdę za mąż. Obecnie jest ktoś w moim życiu ale jesteśmy na etapie spotykania się i wielkiej niewiadomej. Jestem zakochana ale nie wiem czy on czuje to samo, a na pewno wiem że nie chce spróbowąc a to cholernie boli.

Edytowane przez meniusia
Czas edycji: 2016-03-14 o 18:24
meniusia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-03-14, 18:26   #6
szugarbejb
Zakorzenienie
 
Avatar szugarbejb
 
Zarejestrowany: 2006-09
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 10 550
Dot.: Zmarnowane życie

Bardzo to smutne, co napisałaś.
Bardzo Ci współczuję.

Szkoda, że tak to wygląda, jestem pewna, że On nie chciałby, żeby tak wyglądało Twoje życie.

Myślę, że jesteś jeszcze w stanie się pięknie odnaleźć w życiu, na przykład odnaleźć się w działalności charytatywnej (pomocy dzieciom, osobom chorym itp.). Samobójstwo na pewno nie jest dobrym rozwiązaniem, no bo jest bez sensu - to Ci go nie wróci.

Dużo siły Ci życzę, przesyłam całą swoją kolorową energię.
__________________

Cytat:
Napisane przez Hultaj Pokaż wiadomość
(...)
i oczywiście ma mieć ładnego penisa, jasnego i zadbanego a nie jakieś ogóra nabrzmiałego w fuj kolorach.
szugarbejb jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-03-14, 19:28   #7
allmode
Wtajemniczenie
 
Avatar allmode
 
Zarejestrowany: 2006-06
Wiadomości: 2 736
Dot.: Zmarnowane życie

Bardzo współczuję, bo przeżyłaś piekło.
Ale - jeśli możesz - usiądź i zastanów się, czy chciałabyś, żeby On tak żył, gdybyś to Ty odeszła. Czy chciałabyś, żeby pogrążył się w takiej rozpaczy i zrezygnował z życia?
On Cię bardzo kochał. I z pewnością chciałby, żebyś żyła jak najpełniej.

Nie pomoże Ci żadna terapia, dopóki Ty sama sobie nie pomożesz. Zapewne to brzmi strasznie, ale musisz się pogodzić z tą smiercią. Nie zapomnieć, ale pozwolić mu odejść i ruszyć do przodu.
Może dobrym pomysłem jest właśnie praca w wolontariacie?

Nie przegrałaś życia, masz dopiero 32 lata. Ale musisz sama sobie dać szansę na to, żeby spotkało Cie coś dobrego.
Małymi krokami, ale do przodu. Nawet jesli będziesz się co chwilę cofać. Nie poddawaj się.
allmode jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2016-03-14, 19:42   #8
Laila_
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2012-09
Wiadomości: 91
Dot.: Zmarnowane życie

Popłakałam się po przeczytaniu twojego postu... Nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić co przechodzisz. Nie wiem co miałabym ci poradzić, w tej sytuacji chyba żadne słowa nie ukoją bólu, ale w pełni zgadzam się z tym, co powyżej napisała inna użytkowniczka - czy myślisz, że on chciałby, abyś była nieszczęśliwa...?
Laila_ jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-03-14, 19:52   #9
MistrzyniDrugiegoPlanu
Rozeznanie
 
Zarejestrowany: 2014-04
Wiadomości: 907
Dot.: Zmarnowane życie

Cytat:
Napisane przez Niewiemcorobic1 Pokaż wiadomość
Witajcie Drogie Panie
Po pierwsze, chcialabym powiedziec, ze nie mialam nigdy wczesniej konta na wizazu, ale czytam Wasze rady do poduszki od dluzszego czasu. Swoja sprawa jestem tak zrezygnowana, ze nawet nie licze na jakąkolwiek pomoc, chyba chce sie jedynie wygadac.

Kiedy mialam 21 lat, (jak juz sie większość z Was domysla) poznalam faceta. Byl on 5 lat ode mnie starszy, mial juz skonczone studia i pracował w miescie w ktorym ja studiowalam. Byla to milosc praktycznie od pierwszego wejrzenia, po 10 dniach od poznania się zostalismy para. Jest on moim idealem. Byl przystojny, zadbany, szarmancki, inteligentny, byl gentlemanem. Mial niesamowite poczucie humoru, dobralismy sie perfekcyjnie, w czasie trwania naszego związku nie poklocilysmy sie praktycznie ani razu, nie liczac przekomarzania sie, czy kupujemy chleb bialy czy razowy
Milosc kwitla, czulam sie najszczesliwsza kobieta na swiecie.
Bylam zawsze cicha, szara myszka. Nie mialam znajomych ani przyjaciol, rzadko wychodzilam z domu. On byl taki sam, byl sierota i mial tylko mnie i swoja prace, ktora uwielbial. Spedzalismy ze soba caly wolny czas, polaczyla nas milosc do gier planszowych i niekonwencjonalnego kina. Czulam, ze to jest to, moja milosc na cale zycie.
Szybko, bo juz po 4 miesiacach zamieszkalismy ze soba i bylo tylko lepiej. Kazde z nas, mimo mlodego wieku tesknilo za stabilizacja, spokojnym zyciem we dwoje. Mielismy swoje rytuały, zawsze razem wieczorem gotowalismy posilki na cały następny dzien, sobotni wyjazd po zakupy na caly tydzien w sobote byl celebracja porownywalna niemal do randki.
Moja mama go uwielbiala za jego spokojny i pracowity charakter.
Minely nam tak 4 lata, 4 perfekcyjne lata.
Pewnego dnia, pamietam to dokladnie, bylam w kuchni i robilam sobie herbate, czekalam na niego az wroci z pracy. W pewnym momencie zadzwonil telefon, pomyslalam, ze to pewnie on, rano mowilam mu, ze skonczyl sie zwirek dla kota, a on zawsze zapominal jaka marke kupowalismy.
Niestety nie byl to telefon od niego, dzwonili do mnie ze szpitala, ze mial wypadek.
Nogi sie pode mna ugiely, zadzwonilam po taksowke i po prosth pojechalam, nawet drzwi za soba nie zamknelam.
Na miejscu powiedzieli, ze byl operowany, kazali mi czekac. Nikt nie byl w stanie niczego mi powiedzieć, po prostu czekac, czekac, czekac.
Po wielu godzinach przyszedl do mnie lekarz. Powiedział, ze jego stan jest bardzo, bardzo ciezki, ze ma duzo obrazen. Ze moge go zobaczyc, ale powinnam sie przygotowac na straszny widok i powinnam sie tez z nim - tak na wszelki wypadek- pozegnac. Nie dochodzilo to do mnie. Widok byl rzeczywiście straszny, te wszystkie rurki, pikajace aparaty, bandaze, since. To, co tam przezywalam to tego sie nie da opisac. Czulam sie taka samotna i przygnieciona.
Na nastepny dzien milosc mojego zycia zmarla w tym szpitalu. Nie wiedzialam co mam ze sobą zrobic.
Wrocilam do domu, polozylam sie do naszego lozka. Byla to pierwsza samotna noc jaka spedzilam od momentu naszego wspolnego zamieszkania.
Zalamalam sie, po prostu przestalam chodzic do pracy, tak z dnia na dzien. Pogrzeb zorganizowala moja mama, po tygodniu wprowadzila sie do naszego mieszkania, zeby mi pomoc. A właściwie to zeby mnie pielęgnować, bo cofnelam sie do czasow niemowlecych praktycznie. Nie wstawalam z lozka, nie jadlam i sie nie mylam. Tylko spalam wtulona w jego rzeczy i wylam, doslownie wylam z bolu bo placzem nie mozna bylo tego nazwac.
Pewnego dnia obudzilam sie i tak jakos zdalam sobie sprawe, ze jego rzeczy juz nim nie pachna. Trudno sie temu dziwic, 10 miesiecy minelo. Cos we mnie peklo i ten bol nie bul juz taki tepy, dotarl do mnie ze zwielokrotniona sila, bolal mnie niemal fizycznie. Dostalam jakiegoś ataku paniki, mama byla przy tym, bardzo sie wystraszyla. Po wszystkim powiedziela, ze tak nie mozna dluzej, ze musze poprosic kogos o pomoc. I tak zaczelam chodzic na terapie. Psycholog, terapeuta, psychiatra, leki antydepresyjne, nasenne. Nie czulam sie ani troche lepiej. Po roku od rozpoczecia terapii czyli prawie 2 lata po jego śmierci zebralam sie w koncu na to, zeby przejrzec jego rzeczy, w końcu wciaz mieszkalam w naszym mieszkaniu. W ktorejs z szuflad znalazlam schowany pierscionek, zareczynowy, ktorego nie zdazyl mi wreczyc. Bylo to kolejne potkniecie, kolejny cios. Zaczelam go nosic.
Dzisiaj mam 32 lata, od 2 lat udalo ki sie podjac prace. Za najnizsza krajowa, nie w zawodzie. Wciaz nie mam przyjaciol, znajomych. Wciaz jestem na lekach, wrocilam do domu rodzinnego. Wciaz chodze na kazda mozliwa terapie. Wczesniejszy psycholog powiedzial mi, ze niestety nie umie mi pomoc, musze szukac dalej. Żaden nie potrafil.
Mam 32 lata, nie mam nic. Wciaz go kocham. Wciaz zyje ta miloscia, nie potrafie odpuscic i isc dalej, nawet po takim czasie. Nosze ten pierscionek, w myslach milion razy wyobrazalam sobie jak chcial mi sie oświadczyć i kiedy. Mysle o naszych dzieciach, ktorych nie zdazylismy miec. Sni mi sie kilka razy w tygodniu. Wciaz lapie sie na mysleniu, 'jak x wroci to zrobimy to i to'. Nie mysle o nim jak o zmarlym, troche czekam jakby mial zaraz wrocic z dluzszego wyjazdu.
Nie mialam zadnego innego mezczyzny, on jest, byl i bedzie moim jedynym, tak chce. Mysle o tym, ze mialam wszystko, a teraz moje zycie nie istnieje. Nie wychodze z domu, rozmawiam tylko z rodzicami i psychiatra i terapeuta. Wciaz go kocham miłością taka jak z pierwszych miesięcy zwiazku.
Zale sie, widze ze terapia po tylu latach nie dziala i nie zadziala. Widze, ze zycie jest przegrane. Coraz częściej rozwazam mozliwosc samobójstwa, tutaj i tak nic mnie nie trzyma, a tam moze znowu mialabym jego.
Dziekuje za poswiecenie czasu i przeczytanie tego, musialam to z siebie wydusic.
Wiesz, może to będzie głupie, co powiem, ale... wydaje mi się, że ty żyłaś tylko tym chłopakiem. Jego odejście powinno było otworzyć ci oczy. Na życie. Jego już nie ma, a ty dalej żyjesz tylko nim. Jak to mówi jeden z obrazków w Internecie:

'Stop looking for your soulmate. Start looking for your soul, mate.'

Kiedy on był też marnowałaś swoje życie. Tylko on ci to przysłaniał. Prawda jest taka, że jesteś w takiej sytuacji, w jakiej jesteś i możesz tylko wyciągnąć z niej to, co da się z niej wyciągnąć. Więc idź, i zrób to.
MistrzyniDrugiegoPlanu jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-03-14, 20:15   #10
Lady Audrey
Zakorzenienie
 
Avatar Lady Audrey
 
Zarejestrowany: 2012-10
Lokalizacja: Pomorskie
Wiadomości: 3 656
Dot.: Zmarnowane życie

Poryczałam się. Nawet nie wiem jak Cię pocieszyć Autorko. Zapewne na Twoim miejscu zachowywałabym się podobnie.

Ale zastanów się czego On by dla Ciebie chciał? Na pewno nie chciałby żebyś się zabiła, chciałby abyś zatrzymała w sercu miłość do niego i wszystkie wspomnienia ale otworzyła się na życie, cieszyła się nim, być może znalazła nową (pewnie nie tak silną) miłość. Myślę, że Twoje życie nie jest zmarnowane, jesteś jeszcze bardzo młoda, życie bardzo Cię doświadczyło, los zesłał Ci wielką miłość a nie każdy taką miłość ma szansę spotkać, doceń to.

Postaw się w odwrotnej sytuacji, czy chciałabyś aby on marnował sobie życie po Twojej śmierci? Chciałabyś żeby zamykał się na wszystko, był nieszczęśliwy i chciał się zabić? Jeśli go kochasz, nie chciałabyś. I on by tego nie chciał. Więc usiądź, spakuj do pudełek jego rzeczy, najważniejsze pamiątki zachowaj, ubrania oddaj potrzebującym. Wyjdź do ludzi, chociażby do biblioteki albo do kawiarni. On by tego chciał. Więc idź do przodu kochana
__________________


Wczoraj, dzisiaj, zawsze.





Lady Audrey jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-03-14, 20:49   #11
ef54e0a2a1d8c328bd9581b7d386552d742cc4ca
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2008-05
Wiadomości: 3 240
Dot.: Zmarnowane życie

Treść usunięta

Edytowane przez ef54e0a2a1d8c328bd9581b7d386552d742cc4ca
Czas edycji: 2016-03-14 o 20:53
ef54e0a2a1d8c328bd9581b7d386552d742cc4ca jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-03-16, 13:06   #12
un_chocolat
Raczkowanie
 
Avatar un_chocolat
 
Zarejestrowany: 2013-04
Lokalizacja: Gdańsk
Wiadomości: 169
Dot.: Zmarnowane życie

Autorko, bardzo wspolczuje. Sama jestem bardzo zakochana w swoim partnerze, jestesmy bardzo podobni i nie wyobrazam sobie jakby cos mu sie stalo. Nie wyobrazam sobie znalazienia kogos tak mi bliskiego, osoby z ktora czulabym sie tak swobodnie i zartowala na takie same tematy.

Calkowicie rozumiem jak to jest miec wlasnie taka niesamowita osobe, ktora jest calym twoim zyciem. Sek w tym, ze cudownie jest do czasu gdzie albo wlasnie cos zlego sie stanie, albo pojawi sie duzy problem ktory potrzasa uczuciem. Wtedy czlowiek zdaje sobie sprawe ze trzeba umiec zbalansowac pewne rzeczy i nabrac dystansu, chociazby malego, do tej ukochanej osoby. Ja sama mam z tym problem.

Majac na mysli balans, mam na mysli zauwaznie, ze zycie sklada sie z wielu czynnikow, ktore moga nas uszczesliwic. Oczywistym jest, ze osoby zakochane widza ten jeden jedyny. Jest to cudowne, ale niezdrowe, szczegolnie w przypadku takiej tragedii.
Tak wiec sprobuj spojrzec z dystansem na sytuacje, tak jakbys w niej nie uczestniczyla.
Bylas bardzo zakochana, wciaz jestes, spedzilas niesamowity czas ze swoim partnerem - na pewno wiedzial ze go kochalas i odszedl z ta swiadomoscia. Na pewno chcialby twojego szczescia. Przeszlas przez traume, co jest bardzo zrozumiale, i twoj stan rowniez jest zrozumialy. Minelo jednak troche czasu. Zycie toczy sie dalej. Tez mam depresje i moze takie slowa nie daja duzo otuchy, ale chodzi mi o to ze duzo dobrego cie jeszcze spotka. Nie musisz go wymazywac z pamieci, ale prawda jest ze sa inni, dobrzy ludzie na tym swiecie i jesli dasz sobie szanse, poznasz kogos kto na poczatku odwroci uwage od twojego cierpienia, a potem po prostu ci potowarzyszy i bedziesz mogla milej spedzic czas. Jest to mozliwe, chociaz ciezko sobie to dla ciebie pewnie wyobrazic. Z niektorych znajomosci moze wyjsc cos wiecej. Wazne bys lekko sie otworzyla i jak komus zaufasz, nie ukrywala swoich przezyc. Wygadanie sie zweryfikuje postawe tej osoby i ta wlasciwa, wartosciowa osoba wesprze cie. W tym momencie bedzie ci o wiele latwiej z nia przebywac, bo zna twoje doswiadczenia. Stworzysz wiez, albo wiez przyjazni albo blizsza. Zobaczysz ze jak zrobisz ten pierwszy krok, potem bedzie juz latwiej.
Z terapii nie rezygnuj. Znajdz specjaliste ktory bedzie rozumial twoja sytuacje i probowal wielu sposobow by ci pomoc. Wazne bys wcielala w zycie rozne techniki.
Od siebie powiem, pij wode i kilka razy dziennie rumianek. Jesli lubisz pomagac - wolontariat. Tak jak wspomnialam wczesniej: duzy krok, ale pozwoli ci sie na czyms skupic a swiadomosc ze pomagasz moze miec u ciebie znaczenie.

Zycze powodzenia i jesli potrzebujesz pogadac, napisz.
un_chocolat jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-03-16, 17:47   #13
Ikupashi
Raczkowanie
 
Avatar Ikupashi
 
Zarejestrowany: 2009-10
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 77
Dot.: Zmarnowane życie

Daj mu odejść.
Nie pielęgnuj w sobie bólu.


Bardzo przykre, to co piszesz.
__________________
Razem przeciwko białaczce.

www.anachcebanana.blogspot.com <-


Marysia była lekko w szoku
Ikupashi jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2016-03-16 18:47:22


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 21:23.