Co byście robiły jakbyście miały dużo czasu wolnego?

[3ebdb6c370169ce1a39c163fc8d64643247d9f80]

Napisane przez janiewracam

Skąd taka opinia? Ja widzę, że nawet 15 min dziennie aktywności daje efekty.

Zależy o jakich efektach i jakim "punkcie wyjścia" mówimy. Komuś z dużą nadwagą nawet ten kwadrans dziennie może stopniowo pomagać. Dla ludzi aktywnych w ogóle, wytrenowanych to praktycznie nic.

[mariamalaria]

W ogóle mnie praca nie jest do niczego potrzebna oprócz konieczności zarabiania pieniędzy. Nigdy bym się bez niej nie nudziła.

[Kelecka]

[1=b3e038722b79d57d9174818 9c48a0d4b42934a7c_612ac00 51d267;78564456]Ja bym spała Pracowałam po 8h + 2h dojazdów i jedyne o czym marzyłam to spanie a tu jeszcze pranie, gotowanie, zakupy spożywcze, umycie garów, odkurzenie, starcie kurzy, nakarmienie psa, wykąpanie się, przygotowanie jedzenia do pracy... bla bla bla
Dołączam się do tych, dla których 8h pracy to za dużo [/QUOTE]

TAK! Tak bardzo sie zgadzam!

Gdybym miala wiecej czasu chodzilabym na jakis fajny fitness / sztuki walki nawet codziennie, zaczelabym sie uczyc japonskiego, bardziej dbala o sibie w sensie urodowym

[Parabelka]

Napisane przez mariamalaria

W ogóle mnie praca nie jest do niczego potrzebna oprócz konieczności zarabiania pieniędzy. Nigdy bym się bez niej nie nudziła.

Amen, amen, amen

[natalia_t]

Ja jak mam dużo wolnego czasu to zawsze sobie coś wymyślę. Teraz jestem na etapie tworzenia akwarium. Ale tak poza tym to mam po prostu więcej czasu dla moich zwierzaków i roślin. Ostatnio nie mam tego pędu w życiu, żeby pójść tam, zrobić coś, iść na imprezę, na zakupy. Moje aktywności ograniczają się do tego, co można zrobić w domu, czyli właśnie zwierzaki, rośliny, chłopak, 3-4h w tygodniu poćwiczę, 1-2 godziny dziennie stoję przy garach (chociaż ostatnio mam już tego poważnie dosyć), uczę się, czytam, itp.

---------- Dopisano o 13:16 ---------- Poprzedni post napisano o 13:13 ----------

Napisane przez chacaos

Gdybym miała więcej czasu, mogłabym częściej chodzić na siłownię, mieć fajniejszy plan na studiach, więcej weekendowych wyjazdów i porządnie się wysypiać. Ale wyjąwszy te cztery rzeczy, moim problemem nie jest brak czasu, tylko brak energii. Czasem (choć rzadko) nawet po długim dniu na uczelni i w robocie wręcz mnie nosi, żeby coś jeszcze zrobić, a czasem po dwóch wykładach albo w wolny dzień czuję się, jakbym miała przemielony mózg i nie mam siły na nic poza leżeniem w łóżku. Nie aspiruję do bycia robotem, który nigdy w niczym nie nawala, ale dużo bym dała za więcej siły na wieczorne wyjścia, czytanie książek, naukę języków czy głupi spacer - niby to robię, ale chciałabym częściej i dłużej.

O, ja mam podobnie. Jak nie dostaję z rana tego kopniaka, że muszę coś zrobić, to wracam do domu taka przemielona. Za to jak dzieje się coś ciekawego to wracam do domu taka podkręcona i jeszcze to zrobię, i tamto bym zrobiła...

[ginewrona]

Mam dużo czasu i oto, co robię:
-dbanie o dom, sprzątanie, pranie, prasowanie, gotowanie i pieczenie- szukanie nowych przepisów- ogólnie te czynności mnie relaksują i cieszą
-dbanie o siebie- siłownia, maseczki, malowanie paznokci itd.
-czytanie książek, oglądanie seriali i filmów
-spotkania z koleżanką
-nauka języków
-i oczywiście spędzanie czasu z TŻ, jak jesteśmy razem w domu to robimy wszystko wspólnie, bardzo też lubimy wychodzić do kina, restauracji, odkrywać nowe miejsca

[dacn]

Napisane przez coccinelle7

Jak w temacie.

Kilka słów o mnie i o tym skąd wziął się wątek: Mam 27 lat. Ostatnie parę lat poświęciłam na ogranięcie sfery zawodowej. Zaczęłam parę lat temu od mieszkania w wynajętym pokoju z zarobkami 1250 zł. Poświecałam całą swoją energię na rozwój zawodowy. W końcu małymi kroczkami doszłam do tego zarabiam znośnie, wynajęliśmy z TŻtem mieszkanie, troche poświęciliśmy na urządzenie się. I tak ostatnio jak odetchnęłam po tym czasie to sobie zdałam sprawę że się nudzę.
Wiem, że to musi brzmieć dziwnie, bo raczej od wszystkich wookoło słyszę "nie mam czasu". Ale ja właśnie mam i to sporo. Nie mamy dzieci, zwierząt ani żadnych obowiązków. Nie planujemy ślubu ani dzieci póki co. Ja pracuje 8 godzin, ide 2 razu w tygodniu na siłownie, czytam książki, przeglądam internet. I to tyle! Jesteśmy raczej z tych trochę nudnych, niekreatywnych ludzi , i mimo że mamy chęci to ciężko nam sobie znaleźć jakieś ciekawe zajęcie "popracowe".
Dodatkowo nie mam znajomych w tym mieście oprócz Tż i jednej koleżanki i ciężko mi zawierać nowe znajomości.

Dlatego pomyślałam, że wasze wypowiedzi mnie nieco zainspirują. Co robicie w wolnym czasie albo co byście robiły gdyby było go jeszcze więcej? Jakieś ciekawe sporty? Kursy? Wyjazdy? Nauczenie się czegoś? Urządzenie mieszkania? Język?

Dzięki za pomysły

Przy tak lightowym dniu to:

24 h:
8 godzin snu
8 praca
2 dojazd
2 siłownia wymiennie z lenistwem w necie czy przed TV, czy ogarnianiem mieszkania
1 czytanie
1 nauka-wymiennie z gotowaniem
1 relaks
1 pielęgnacja ( ogólnie pojęta)

[Kelecka]

Napisane przez dacn

Przy tak lightowym dniu to:

24 h:
8 godzin snu
8 praca
2 dojazd
2 siłownia wymiennie z lenistwem w necie czy przed TV, czy ogarnianiem mieszkania
1 czytanie
1 nauka-wymiennie z gotowaniem
1 relaks
1 pielęgnacja ( ogólnie pojęta)

Bardzo chcialabym umiec tak sobie zaplanowac dzien, serio

[dacn]

Napisane przez Kelecka

Bardzo chcialabym umiec tak sobie zaplanowac dzien, serio

Tak właśnie wygląda mój idealny dzień, ale takie planowanie to nic trudnego.

[natalia_t]

Napisane przez dacn

Przy tak lightowym dniu to:

24 h:
8 godzin snu
8 praca
2 dojazd
2 siłownia wymiennie z lenistwem w necie czy przed TV, czy ogarnianiem mieszkania
1 czytanie
1 nauka-wymiennie z gotowaniem
1 relaks
1 pielęgnacja ( ogólnie pojęta)

Jak często zdarza ci się taki idealny dzień? Bo u mnie bardzo rzadko... Jednak między wstaniem z łóżka a wyjściem do pracy dochodzi mi jeszcze godzina, 2-3 razy w tygodniu trzeba zrobić zakupy to też trzeba liczyć minimum godzinkę. I tak mimochodem wychodzi, że tego czasu na lenistwo, relaks czy czytanie nie ma, bo zeszło na co innego... Jeszcze mam tą obowiązkową godzinkę dziennie na swoje hobby, więc w ogóle czas się kurczy. Tzn. teraz nie narzekam, ale jak był czas, że nie było mnie w domu 7-17, to było ciężko...

[janiewracam]

[1=3ebdb6c370169ce1a39c163 fc8d64643247d9f80;7857138 1]Zależy o jakich efektach i jakim "punkcie wyjścia" mówimy. Komuś z dużą nadwagą nawet ten kwadrans dziennie może stopniowo pomagać. Dla ludzi aktywnych w ogóle, wytrenowanych to praktycznie nic.[/QUOTE]

Jestem byłym sportowcem i owszem, żeby mieć wyniki trzeba ćwiczyć zdecydowanie więcej, ale w przypadku autorki mówimy o sporcie rekreacyjnym. Nie wiem jak można mówić, że aktywność fizyczna 2 razy w tygodniu nic nie daje, wtf?

[Naomi21]

Napisane przez visionAM

A ja nie rozumiem tego parcia na robienie czegoś Od pewnego czasu świat sfiksował na punkcie zajmowania sobie każdej wolnej minuty. Serio się nudzisz czy może czujesz presję otoczenia, bo wszędzie w internecie każdy "coś" robi?

Też się dałam swego czasu wkręcić, że tak "trzeba", że "powinnam" i doszło do tego, że po 10 godzinach pracy (i dojazdach) szłam na zajęcia, które początkowo mnie cieszyły, ale potem stały się koszmarnym obowiązkiem. Wracałam o 23, o 5 rano pobudka, no ale miałam takie fajne hobby, wszyscy robili "wow", no i właśnie - jak to tak nic nie robić?

A teraz sobie odpuściłam. 5 godzin dziennie dla siebie to bardzo mało, bo wliczamy w to przygotowanie jakiegoś posiłku, różnego rodzaju codzienne sprawy. W tygodniu nie mam ambicji być super fajną. Jedynie staram się codziennie poświęcić godzinę na pisanie pracy doktorskiej, a pozostały wolny czas spędzam na czytaniu czy oglądaniu seriali, bo muszę kiedyś odpocząć i nie będę zapisywać się na 100 zajęć, bo to tak super brzmi. Nikt mnie nie przekona, że jest odporny na cały medialny przekaz i że chodzi na jogę, kurs chińskiego, warsztaty tworzenia bombek czy co tam innego, bo mu tak w duszy gra i super się realizuje mając czas zapełniony co do minuty. Ktoś nam wmówił (wiadomo dlaczego), że musimy chodzić na te zajęcia, ciągle coś robić, bo tylko wtedy jesteśmy wartościowi. Dla mnie to jest smutne.

A odpowiadając na pytanie z tytułu wątku - wysypiałabym się Jak mam wolne to głównie śpię, bo w tygodniu wychodzi maksymalnie 7 godzin i przez większość czasu zasypiam

[jaksy]

Ja nie wiem, ten czas w tygodniu przepływa mi między palcami. 8 godzin snu, 10 pracy z dojazdami, 1,5 na poranne i wieczorne ogarnięcie się, zostaje 4,5 godziny - a trzeba po zakupy skoczyć, ugotować obiad, potem jakaś kolacja, pozmywać gary (na zmianę z Tżem) i gdzieś 2 godziny zostają na film/serial/poczytanie/przejrzenie neta. I dobranoc.

[cava]

Napisane przez Naomi21

Też się dałam swego czasu wkręcić, że tak "trzeba", że "powinnam" i doszło do tego, że po 10 godzinach pracy (i dojazdach) szłam na zajęcia, które początkowo mnie cieszyły, ale potem stały się koszmarnym obowiązkiem. Wracałam o 23, o 5 rano pobudka, no ale miałam takie fajne hobby, wszyscy robili "wow", no i właśnie - jak to tak nic nie robić?

A teraz sobie odpuściłam. 5 godzin dziennie dla siebie to bardzo mało, bo wliczamy w to przygotowanie jakiegoś posiłku, różnego rodzaju codzienne sprawy. W tygodniu nie mam ambicji być super fajną. Jedynie staram się codziennie poświęcić godzinę na pisanie pracy doktorskiej, a pozostały wolny czas spędzam na czytaniu czy oglądaniu seriali, bo muszę kiedyś odpocząć i nie będę zapisywać się na 100 zajęć, bo to tak super brzmi. Nikt mnie nie przekona, że jest odporny na cały medialny przekaz i że chodzi na jogę, kurs chińskiego, warsztaty tworzenia bombek czy co tam innego, bo mu tak w duszy gra i super się realizuje mając czas zapełniony co do minuty. Ktoś nam wmówił (wiadomo dlaczego), że musimy chodzić na te zajęcia, ciągle coś robić, bo tylko wtedy jesteśmy wartościowi. Dla mnie to jest smutne.

A odpowiadając na pytanie z tytułu wątku - wysypiałabym się Jak mam wolne to głównie śpię, bo w tygodniu wychodzi maksymalnie 7 godzin i przez większość czasu zasypiam

A co ma do tego odporność na przekaz medialny?
Po 8 godzinach siedzenia (!) przed komputerem, oczy mi wybuchają a ciało potrzebuje ruchu. 7-8 godzin snu spoko mi wystarcza, nie będę leżała w łóżku do 13tej na siłę bo inni by chcieli więcej spać.
Nie ma różnicy czy posiadany (!) wolny czas się zagospodarowuje czytaniem, spaniem czy lataniem 5 razy w tygodniu na siłkę.

Natomiast mam wrażenie, że niektórzy maja jakiś ból pupy, ze inni spędzają swój wolny czas inaczej.

Ja odpoczywam zmieniając rodzaj aktywności. jak po całym dniu siedzenia w pracy przed monitorem przyjdę do domu i... siedzę/leżę , to się czuję jakby mnie walec przejechał: nic mi się nie chce poza użalaniem się ze nic mi się nie chce i nie mam czasu + wszystko mnie boli od siedzenia/leżenia.

To jest kwestia zarzadzania swoim czasem i podejmowania decyzji co do tego jak się _chce_i_moze_ go spędzać.

Ktoś kto leży i śpi/czyta/ogląda/skroluje tak samo "coś" robi w wolnym czasie jak osoba która uprawia sport/wyprowadza psy w schronisku/ przeprowadza babcie przez ulice/uczy się 5 go jezyka.

Jakby tego wolnego czasu nie miał, to by tego nie robił tylko zajmował się pracą/obowiązkami.

[Sybil_]

nadrobiłabym czytelnicze zaległości bez wyrzutów sumienia
uczyła języka
poszłabym na drugie studia

[dacn]

Napisane przez natalia_t

Jak często zdarza ci się taki idealny dzień? Bo u mnie bardzo rzadko... Jednak między wstaniem z łóżka a wyjściem do pracy dochodzi mi jeszcze godzina, 2-3 razy w tygodniu trzeba zrobić zakupy to też trzeba liczyć minimum godzinkę. I tak mimochodem wychodzi, że tego czasu na lenistwo, relaks czy czytanie nie ma, bo zeszło na co innego... Jeszcze mam tą obowiązkową godzinkę dziennie na swoje hobby, więc w ogóle czas się kurczy. Tzn. teraz nie narzekam, ale jak był czas, że nie było mnie w domu 7-17, to było ciężko...

Mi? Nigdy.

Jestem w innym etapie życia i mam inaczej wyglądające życie osobiste i rodzinne.
Pisałam o tym, jak na jej miejscu rozplanowałabym sobie dzień.
A co do powyższego to nie zgodzę się, zakupy i poranne ogarnięcie siebie może zajmować zdecydowanie mniej czasu. A nieobecność w domu 7-17 to nie jest źle.

[cojarobietu_uu]

Ja bym się przede wszystkim wyspała Ale to pewnie dlatego, że mam wieczny niedobór snu.
Poza tym miałabym zawsze posprzątane, na bieżąco poprane i poprasowane. Gotowałabym ambitne dania. Zadbałabym bardziej o siebie - więcej sportu, częściej maseczki, pomalowane paznokcie, układanie włosów, makijaże, wymyślniejsze stylizacje.
Częściej spotykałabym się ze znajomymi.
Zaczęłabym szyć.
Zajęłabym się urządzaniem wnętrz.

[natalia_t]

Napisane przez dacn

Mi? Nigdy.

Jestem w innym etapie życia i mam inaczej wyglądające życie osobiste i rodzinne.
Pisałam o tym, jak na jej miejscu rozplanowałabym sobie dzień.
A co do powyższego to nie zgodzę się, zakupy i poranne ogarnięcie siebie może zajmować zdecydowanie mniej czasu. A nieobecność w domu 7-17 to nie jest źle.

No to zgodzę się, że byłby to plan idealny. Tyle, że można sobie planować, a życie leci jak mu się podoba.

Kiedyś słyszałam teorię, że można sobie zaplanować około 60% czasu wolnego, że więcej nie ma sensu, bo 40% często przepadnie na jakieś nieprzewidziane przypadki i wypadki. U mnie to się sprawdza. A to ktoś zadzwoni, a to ktoś przyjdzie, a to trzeba odstać pół godziny w kolejce na poczcie z awizo, a to żarówka pęknie i trzeba pucować cały pokój, albo najzwyczajniej mam kiepski dzień, jestem flakiem i działam o połowę wolniej niż normalnie. I tak z 5-6 godzin wolnego robi się 4 albo mniej.

[karinkaka2]

podroże podróże i jeszcze raz podróże

[dacn]

Napisane przez natalia_t

No to zgodzę się, że byłby to plan idealny. Tyle, że można sobie planować, a życie leci jak mu się podoba.

Kiedyś słyszałam teorię, że można sobie zaplanować około 60% czasu wolnego, że więcej nie ma sensu, bo 40% często przepadnie na jakieś nieprzewidziane przypadki i wypadki. U mnie to się sprawdza. A to ktoś zadzwoni, a to ktoś przyjdzie, a to trzeba odstać pół godziny w kolejce na poczcie z awizo, a to żarówka pęknie i trzeba pucować cały pokój, albo najzwyczajniej mam kiepski dzień, jestem flakiem i działam o połowę wolniej niż normalnie. I tak z 5-6 godzin wolnego robi się 4 albo mniej.

Nie zgodzę się, planuję czas tak, żeby planu się trzymać. Inaczej musiałabym chyba nie spać.

[Limonka2738]

Jak zacznę, to chyba do jutra nie skończę.

Nauczyłabym się porządnie koreańskiego, została pro-graczem w jakimś e-sporcie, zrobiła pierdyliard cosplayów, jeździła do Japonii, Niemiec i USA na zmianę na jakieś wypasione konwenty w tych strojach, zapisałabym się na lekcje śpiewu albo gry na jakimś instrumencie, nauczyłabym się jakiejś walki bronią białą, preferowanie Japońskiej, albo Tai-chi, albo poszłabym na pole dance, spędziłabym rok w jakimś buddyjskim klasztorze szorując garnki, może jakaś akrobatyka dla dorosłych, zawsze chciałam opanować fiński, napisała książkę, czytała artykuły naukowe, robiła maratony growe, miała pięćset postaci na kosmicznym lvlu w WoWie, robiłabym jakieś kosmetyki DIY, przeczytała wszystkie komiksy Marvela i DC, weszłabym do challengera w LoLu, czytałabym mangi, oglądała anime, została gwiazdą na Broadwayu, potem zrobiła kurs pilotażu, woziłabym się po mieście na motorze, nauczyła się porządnie programowania i projektowania 3D, może pohackowałabym trochę z nudów, zrobiłabym prawdziwego mecha z kartonu i patyków, uszyła miliardy maskotek, oddawała je nawet do domu dziecka za darmo czy na jakieś aukcje (bo, pamiętacie, byłabym gwiazdą). O, nauczyłabym się też fotografować i liznęła architektury. Przeczytała mnóstwo literatury klasycznej, wszystkie fantastyczne książki na świecie, sci-fi też.

Szkoda, że nie mam czasu.

[ruda_beksa]

Oj zazdroszczę. Godziny pracy mam 9-18, ale często bywa do 19, 20, 21. I dojazd ponad godzinę, więc przeważnie w domu nie ma mnie od 7:30-19:30. Jakieś zakupy, kolacja, spacer z psem, sprzątnięcie, kąpiel... i jest 22. Trzy razy w tygodniu staram się rano iść na siłownię, więc padam na twarz.

Rozmarzyłam się:

z dokształcania: nauczyłabym się wreszcie francuskiego i hiszpańskiego, poszłabym na zajęcia z rzeźby, projektowania 3D, historii sztuki, literatury buddyjskiej, gotowania, ceramiki artystycznej, aromaterapii/komponowania perfum, warsztaty dmuchania szkła
sportowo/duchowo: więcej jogi i medytacji, zajęcia typu kąpiele dźwiękowe, sauna, ćwiczenia oddechu, taniec na rurze, jazda konna, wyczyny na trapezie / aero joga
do tego gotowanie, pieczenie, robienie na drutach, układanie kwiatów , porządne dbanie o domowy ogródek, wolontariat, fotografia... uffff

---------- Dopisano o 00:36 ---------- Poprzedni post napisano o 00:35 ----------

Napisane przez Limonka2738

została pro-graczem w jakimś e-sporcie

Przypomniałaś mi - waliłabym w Street Fightera aż by mi kciuki odpadły.

[Limonka2738]

Napisane przez ruda_beksa

Oj zazdroszczę. Godziny pracy mam 9-18, ale często bywa do 19, 20, 21. I dojazd ponad godzinę, więc przeważnie w domu nie ma mnie od 7:30-19:30. Jakieś zakupy, kolacja, spacer z psem, sprzątnięcie, kąpiel... i jest 22. Trzy razy w tygodniu staram się rano iść na siłownię, więc padam na twarz.

Ja rano biegam... pracuję teoretycznie 8-16, ale w praktyce trzeba jeszcze na uczelnię iść i na kursy językowe, więc jestem w domu jakoś tak przed 22/23 (niby wycieczka na uczelnię 45min, ale zajęcia 1,5h i już mam 3 godziny, a jeszcze okienka np 1h czy 2h, że nie opłaca się wrócić i tak sobie żyję, a dojazd w jedną stronę dom-praca ok. 1,5h). Staram się też na basen wybrać najczęściej jak się da. Dosłownie do snu, rano bieganie i prysznic i heja. 7 dni w tygodniu, choć w niedzielę uda mi się wrócić o 20 często.

Muszę zmniejszyć etat, bo jestem bliska rzucenia stołem w szefa, który niczemu nie jest winien i jest kochanym człowiekiem.

[eebfc9c325adb09985bf42ddedbac8fdab6caec1_659f30416d860]

czytałabym książki i robiłabym na drutach

[201803090921]

Objechałabym świat, przeczytałabym masę książek i napisała własną, poszłabym na kurs rysunku / malarstwa, nauczyłabym się jeszcze jednego języka obcego, codziennie byłabym na siłowni / basenie / jodze, a na koniec założyłabym hotel dla kotów, na którym nie zarobiłabym ani złotówki ale za to pochłonąłby mnóstwo czasu

[mariamalaria]

Napisane przez Limonka2738

Ja rano biegam... pracuję teoretycznie 8-16, ale w praktyce trzeba jeszcze na uczelnię iść i na kursy językowe, więc jestem w domu jakoś tak przed 22/23 (niby wycieczka na uczelnię 45min, ale zajęcia 1,5h i już mam 3 godziny, a jeszcze okienka np 1h czy 2h, że nie opłaca się wrócić i tak sobie żyję, a dojazd w jedną stronę dom-praca ok. 1,5h). Staram się też na basen wybrać najczęściej jak się da. Dosłownie do snu, rano bieganie i prysznic i heja. 7 dni w tygodniu, choć w niedzielę uda mi się wrócić o 20 często.

Muszę zmniejszyć etat, bo jestem bliska rzucenia stołem w szefa, który niczemu nie jest winien i jest kochanym człowiekiem.

Szczerze współczuję trybu życia. Mnie by taki zniszczył. Nie oceniam. Porównuję. Ja muszę powoli i spokojnie. Tak cieszę się życiem. Nie lubię się spinać, że od rana do nocy coś muszę. Dla mnie to masakra, tyle musieć. Najbardziej bym chciała nic nie musieć.

[c091e8898908a1b264e2bb88ceb2cf7cf162daf4_5d967d9baaf5e]

Napisane przez mariamalaria

Szczerze współczuję trybu życia. Mnie by taki zniszczył. Nie oceniam. Porównuję. Ja muszę powoli i spokojnie. Tak cieszę się życiem. Nie lubię się spinać, że od rana do nocy coś muszę. Dla mnie to masakra, tyle musieć. Najbardziej bym chciała nic nie musieć.

Mnie też. Nienawidze bieganiny i wciskania zajęć w każdą minute dnia. Z pełną premedytacją układam sobie życie tak, żeby musieć jak najmniej. Tylko że dojście do tego też kosztuje sporo pracy i musienia A już wstawanie o 6 i wracanie do domu o 8 to dla mnie złoty sen cyborga. Kiedy czas na życie?

[nelciak]

Nic bym nie zmieniała. Czasu mam wystarczająco dużo. Problem z niektórymi rzeczami jest w chęciach, albo w kasie (tak, chciałabym mieć 2 miesiące wakacji w roku. Ale nawet gdybym miała tyle urlopu, to szkoda byłoby mi wydawać kasę na tyle wyjazdów, zeby 2 miesiące zapelnic)

Niedawno czytałam przykład laski, która zwolniła się z pracy na własne życzenie. Chciała odmiany i więcej wolnego na jakiś czas. Przez chyba 3miesięczne bezrobocie zrobiła 20% tego co planowała (jej plany przed zwolnieniem były dość ambitne).

[Limonka2738]

Napisane przez mariamalaria

Szczerze współczuję trybu życia. Mnie by taki zniszczył. Nie oceniam. Porównuję. Ja muszę powoli i spokojnie. Tak cieszę się życiem. Nie lubię się spinać, że od rana do nocy coś muszę. Dla mnie to masakra, tyle musieć. Najbardziej bym chciała nic nie musieć.

Ja też sobie współczuję.

Ale z powodu braku specjalistów muszę jechać na Daleki Wschód studiować. A to wymaga nauczenia się języka, w którym mam robić doktorat. xD Do tego kończenie drugiego kierunku i praca na pełen etat. A że nie chcę już na kasę, do gastronomii albo do odzieżowego, to trzymam się pełnego etatu w takim pseudo-korpo.

Tylko rok, a potem będę odcinać kupony.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz

[mariamalaria]

Życzę wiec wytrwałości.