|
Notka |
|
Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności. |
|
Narzędzia |
2015-12-03, 07:15 | #1 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2015-12
Wiadomości: 5
|
Długa historia miłości... przemyślenia?
Witajcie!
Do tej pory nigdy nie myślałem, że napiszę publicznie o swoich rozterkach w internecie, jednakże myślę, że zupełnie świeże spojrzenie na temat i ewentualna Wasza pomoc w postaci komentarza, może nawet rady, sprawi, że sam będę miał jaśniejszy i nieco bardziej przejrzysty obraz całej sytuacji, w jakiej się znajduję. Wraz z Dziewczyną jesteśmy razem od ponad 5 lat. Wcześniej oboje mieliśmy raczej małe doświadczenia odnośnie bycia w związku. Obecnie mamy ona - 25, ja - 26. Poznaliśmy się na Uczelni - podobny kierunek studiów, podobne poglądy na życie, jak i na religię. Pierwszy rok naszego związku był niemal idealny. Pomimo braku czasu (oboje studiowaliśmy dwa kierunki jednocześnie) znajdywaliśmy go dla siebie i jedyną kwestią, która mi w pewien sposób przeszkadzała był brak seksu, z racji faktu, że moja Dziewczyna będąc dziewicą stwierdziła, że względy religijne powodują, że nie chciałaby raczej współżyć przed ślubem (jedyną alternatywą byłoby może współżycie jako Narzeczeni, ale niekoniecznie). Pomimo, że mnie rozpalało ogromne uczucie do niej (wcześniej również nie poszedłem z żadną dziewczyną do łóżka) to każdorazowo dochodziło jedynie do pieszczot, pettingu, seksu francuskiego i koniec. Zaakceptowałem jej zdanie, pomimo, że nie przyszło mi to z łatwością. Po roku czasu, moja Dziewczyna zaczęła naciskać na wzajemne poznanie swoich Rodziców. Nie byłem hurra optymistą, gdyż wiedziałem, że moi Rodzice niekoniecznie tolerują moją Dziewczynę, gdyż ich zdaniem zbyt często w kluczowych momentach w ów roku akademickim 'zakłócała mi życie' (pomimo, że decyzje wraz z Dziewczyną podejmowaliśmy wspólnie np. tuż przed moimi egzaminami zrobić sobie jednodniowy wypad w góry etc.). Koniec końców, zachowywałem się tchórzliwie w tej kwestii. Moja Dziewczyna zaczęła mówić o ślubie... ale doszliśmy do wniosku, że na to przyjdzie czas jak się lepiej poznamy (z jasnym uwzględnieniem - wpierw zamieszkanie razem, poznanie, a potem zobaczymy co dalej - generalnie pochodzimy z niezbyt zamożnych rodzin). W międzyczasie stwierdziłem, że skoro się kochamy, to moglibyśmy spróbować zamieszkać razem. Zobaczylibyśmy jak funkcjonujemy, czy akceptujemy się także w dłuższym przebywaniu ze sobą, a przy okazji ograniczyłoby to koszty. Pomysł podłapali moi Rodzice, którzy chcieli wesprzeć mnie, jednakże z Jej strony był opór - zdecydowane nie dla zamieszkania przed ślubem z racji przekonań (ewentualnie po oświadczynach). Supportowali Jej myśl także Jej Rodzice, przez co koniec końców, moi Rodzice tym bardziej byli na nią 'cięci'. W międzyczasie, Ona zaprosiła mnie do domu swoich Rodziców. Niezbyt ochoczo, ale przyjąłem zaproszenie - są wspaniali ludzie, z którymi nawiązałem wręcz wzorcową relację, która trwa aż do dzisiaj, jednakże Ona nalegała bym coraz częściej przyjeżdżał w Jej rodzinne strony, na co sam nie wyrażałem zbyt często zgody, z racji chęci pomocy swoim Rodzicom (w międzyczasie znaleźli się w trudnej sytuacji materialnej). Koniec końców wylądowaliśmy w drugim roku znajomości. Zaczęły się lekkie niezrozumienia i konflikty. Sfera intymna zaczęła być przez nią jeszcze bardziej ograniczana (wpierw brak pieszczot oralnych... następnie brak pettingu... zwykle przez Jej zmęczenie/cykl/ból głowy/złe samopoczucie etc). Od czasu do czasu dawałem Jej do zrozumienia (czasami wręcz mówiłem), że moje uczucie jest po prostu duże i nie jest mi łatwo zapanować nad emocjami, jednakże praktycznie moje słowa coraz częściej odbijały się grochem o ścianę w tej kwestii. Poza powyżej wymienionymi kwestiami i problemami reszta była na swoim miejscu (starania, czyny w wielu innych kwestiach). Zdecydowaliśmy się wyjechać na studia zagraniczne (2k km od miejsca zamieszkania). Oboje dostaliśmy zielone światło z kilku uczelni, jednakże Ona nie była chętna do wyjazdu, gdyż dostała się również do uczelni w Polsce, do której marzyła się dostać, oraz nie chciała ze mną mieszkać za granicą bez ślubu. Podjęliśmy decyzję - ja wyjechałem, Ona została w Polsce. Jednakże zdecydowaliśmy się, że będziemy pielęgnować nasze uczucie, kontaktować się często i przynajmniej raz na jakiś czas odwiedzać się. Było nam ciężko na odległość, moja Dziewczyna coraz bardziej mówiła o formalizacji związku. Pewnego dnia obiecałem Jej, że jeśli zdecyduje się przyjechać do mnie, zamieszkamy razem i poznamy się w końcu, jak funkcjonujemy w codziennym życiu, to ja także nie będę zwlekał z podjęciem męskich decyzji. Nie mogłem jej jednak przekonać, jednakże... przekonała ją do przyjazdu Jej Ciocia. Pomimo, że podjęła decyzję już w trakcie roku akademickiego, załatwiłem zatem wszelkie formalności w związku z Jej przyjazdem (dostanie się na studia, pomimo trwającego roku akademickiego, mieszkanie etc.). Żeby zapewnić odpowiednie warunki podjąłem także pracę na cały etat. Wszystko było zamknięte na ostatni guzik. Przyjechała i zamieszkaliśmy razem. Na uczelni w Polsce wzięła dziekankę. Jednakże z racji nawału obowiązków (z mojej strony - praca, dzienne studia i dodatkowe kursy) czasu na rozmowę i poznanie było niewiele. Ze swoich obowiązków domowych Ona wywiązywała się bardzo dobrze, ja zapewniałem finanse. Po ok. trzech miesiącach (gdzie jedynymi wyrażanymi uczuciami były wyłącznie pocałunki) moja Dziewczyna zaczęła wspominać o mojej obietnicy. Tłumaczyłem jej, że potrzebuję czasu, że mało rozmawiamy, że sfera intymna prawie nie istnieje (do tego stopnia, że nie mogłem nawet zobaczyć Jej w stroju kąpielowym w domu (!), przez co... straciłem cierpliwość). Po dość konkretnej kłótni (prawdopodobnie pierwszej poważnej) nasz związek szedł powoli, lecz równią pochyłą w dół. Ona nie potrafiła coraz częściej znaleźć dla mnie czasu na rozmowę (ani rano, coraz rzadziej wieczorem - rzadko w ciągu dnia), zaczęła wspominać o podziale obowiązków domowych. Mając odłożony jakiś kapitał, ograniczyłem nieco godziny pracy kosztem wspólnego spędzania czasu i wspólnej nauki języka obcego (pomimo, że wcześniej uczyłem się sam i doszedłem do w miarę komunikatywnego poziomu, to chciałem pomóc także Jej by doszła do mojego poziomu, byśmy mogli dalej uczyć się razem - wszak mówienie w tym języku ułatwia znacząco znalezienie jakiejkolwiek pracy). Niestety, nie pilnowałem zbytnio harmonogramu w tym zakresie, więc to nie wypaliło. Brak systematyki w nauce przynosi na ogół wiadome efekty i tak było tym razem. W międzyczasie zdecydowaliśmy na przeprowadzkę z akademika (gdzie mieszkaliśmy w kawalerce) do pewnej Rodziny, która zaproponowała mi fantastyczne warunki mieszkaniowe. Podjęliśmy decyzję o przeprowadzce. Z racji tego, że po dwóch latach mieszkania z kilku walizek które ze sobą przywiozłem, plus kilka walizek, które Ona przywiozła - zrobiły się ... niemal dwa van'y rzeczy, które chcieliśmy przetransportować (kupione szafy, zamrażalka, lodówka, komoda, stoły, łóżko... i wiele innych). Z racji pecha - krótkiego terminu na przeprowadzkę i urwania głowy na studiach zdecydowaliśmy się na to, że moi Rodzice pomogą nam w tym. Zaczął się dramat. Okazało się, że moja Dziewczyna nie potrafiła zaakceptować rad moich Rodziców, a moi Rodzice dorzucili do tego swoje trzy grosze (wszak już wcześniej nie darzyli Jej zbytnią sympatią). Przeprowadzka się udała, ale został dramat. Rodzice wyjechali w gniewie co do jej zachowania, a Ona przestała zupełnie się odzywać do nich, co więcej stwierdzając, że kategorycznie trzymam stronę moich Rodziców. Przestała też odzywać się do mnie... Nie potrafiłem zupełnie poradzić sobie z sytuacją. Moja Dziewczyna zachowywała się wręcz irracjonalnie, a moi Rodzice pomimo, że po kilkukrotnej spokojnej mojej rozmowie z nimi by bardziej szanowali moją Dziewczynę, także w stosunku do Jej zachowania nie wytrzymywali i puszczały im nerwy. Koszmar. Na koniec jednak (parę godzin przed wyjazdem) moja Dziewczyna chciała porozmawiać (z własnej woli) z moimi Rodzicami, ale widząc, że już sam nie potrafię dotrzeć do moich Rodziców - stwierdziłem, że to nie ma najmniejszego sensu. Moja Dziewczyna przestała mnie kochać. Moi Rodzice pisali do mnie strasznie przykre rzeczy w stosunku do niej. Ja wziąłem się za ratowanie związku. Wziąłem długi urlop w pracy, poluzowałem uczelnię i wyjazd na kilkudniowe 'wakacje', gdzie mogliśmy sporo porozmawiać sprawił, że naprawiliśmy związek. Opowiedziałem się zdecydowanie po Jej stronie, jednocześnie informując o tym moich Rodziców. Cóż... miłość nie wybiera. Wszystko wróciło do normy w tej kwestii. Moi Rodzice zaczęli traktować ją jak powietrze. Totalnie. W relacjach z moją Dziewczyną jednak nie było już tak kolorowo. Kupiliśmy drugie łóżko, pojawiły się kolejne restrykcje, na które się zgodziłem, ale po jakimś czasie Ona zaczęła się znacznie bardziej starać o nas. Przyszedł czas, że poznałem Koleżankę, z którą spędzałem (z racji wspólnego projektu na uczelni) dość dużo czasu (tyle samo, co z moją Dziewczyną), i o którą moja Dziewczyna była bardzo zazdrosna. Czułem się nieco jak w klatce - słuchanie z Jej strony, że długo pracuję nad projektem wraz z Koleżanką, że powinienem zadbać o dom. Co więcej, Koleżanka zaczęła mi się podobać... pomimo, że starałem się blokować ów relację i ograniczyć ją do koleżeńskiej znajomości, powoli samo coś postępowało. W pewnym momencie Koleżanka (jak dowiedziałem się po czasie, wówczas zakochała się we mnie), stwierdziła, że dobra mojego związku powiedziała mi, że lepiej będzie, jeśli szybko skończymy projekt i nie będziemy w zbyt bliskich (koleżeńskich) relacjach, gdyż widzi, że rujnuje to mój związek (notabene ów Koleżanka była bardzo dobrą Koleżanką mojej Dziewczyny) - który wśród znajomych, Przyjaciół i otoczenia wyglądał na perfekcyjny. Rollercoaster w moim związku znów na szczęście wyhamował. Jednakże minął już czwarty rok naszego związku. Kwestia formalizacji związku wróciła jak bumerang, choćby, jak Ona stwierdziła, w kwestii pierścionka, argumentując to faktem braku pewności co do moich intencji wobec niej (choć przez niemal cały czas starałem się z całych sił, by nie dać Jej jakichkolwiek powodów do zastanowienia w tej kwestii). Prosiłem, żeby dała mi czas, żebyśmy potrafili wspólnie żyć. W międzyczasie straciłem pracę (choć byłem na to przygotowany finansowo) więc znaczną część wolnego czasu (który wcześniej przeznaczałem na pracę) poświęcałem mojej Dziewczynie. Wspólne gotowanie, weekendowe wypady w góry, filmy, sport, zainteresowania i pasje... Wszystko szło w optymalnym kierunku jeśli chodzi o nasz związek, jednakże poza jednym... brakiem zgody na przyjmowanie cielesne moich uczuć (z Jej strony) oraz Jej argumentacją, że czuje się w tym kraju źle (gdyż generalnie jest osobą małomówną, jednakże ponadto, ponoć nie służy jej klimat, który jest podobny do klimatu w Polsce, i nie ma możliwości by łatwo komunikować się z ludźmi w innym języku niż angielski - choć przez prawie dwa lata pobytu nie opanowała tutejszego języka choćby komunikatywnie). Rozmowy wspólne o moim problemie nie przynosiły zbytnio efektów. Testosteron znów nie dawał mi spokoju, a sport nie wystarczał by rozładować ów poziom. Powodowało to czasami wręcz krępujące dla mnie sytuacje wobec innych ludzi... zupełnie mimowolne. Minął już piąty rok (prawie drugi, od czasu, gdy mieszkaliśmy razem), i naciski w sprawach ślubu po prostu blokowały mnie. Z moimi Rodzicami ograniczyłem kontakt (do Polski przyjeżdżam dwa/trzy razy w roku na kilka dni, koresponduję dość lakonicznie parę razy w tygodniu) gdyż boli mnie, że nie potrafią zaakceptować mojej Dziewczyny i traktują ją jak powietrze. Wszelkie moje inicjacje prób rozmowy kończą się na "my nie zgadzamy się na ewentualny Wasz ślub i nie udzielimy błogosławieństwa, ale jeśli chcesz wziąć ją za Żonę, to jest to Twoja decyzja i masz do niej prawo". W międzyczasie moja Matka poważnie zachorowała i jestem na etapie zbierania funduszy na operację, ale mam poważne dowody by przypuszczać, że jeśli podejmę jakieś kroki w stosunku do mojej Dziewczyny, moi Rodzice nie przyjmą mojej pomocy. Moja Dziewczyna skończyła w międzyczasie studia za granicą i podjęła pierwszy raz (za moją namową) udział w wakacyjnym projekcie zagranicznym, gdzie poznała kilku Facetów, którzy zaczęli ją, kolokwialnie mówiąc' bajerować (lecz do niczego nie doszło). Parę tygodni później dostała ofertę pracy - roczny kontrakt w Polsce. Jedynym, moim zdaniem, argumentem ZA podjęciem pracy byłoby zyskanie cennego doświadczenia zaraz po studiach. Wszelkie inne aspekty: miłość, finanse, możliwości rozwoju są zdecydowanie na niekorzyść, jednakże wspólnie zadecydowaliśmy, że skoro przetrwaliśmy już niejedną ciężką chwilę, to roczny kontrakt w perspektywie zyskania doświadczenia będzie budujący w kwestii Jej i naszej przyszłości. W ciągu ostatniego pół roku, gdzie znów widywaliśmy się bardzo rzadko (choć to była wspólna decyzja), Ona zaczęła mieć coraz większe wątpliwości co do moich intencji. Zaczęła zarabiać gotówkę, obracać się w różnorodnym towarzystwie (z racji pracy) i pojawiły się przemyślenia. Skutkuje to tym, że przed kilkoma dniami poinformowała mnie, że przestaje jej zależeć, nie ma dłużej zamiaru czekać na moją decyzję. Okazywanie uczuć z jej strony (w rozmowie telefonicznej) też zostało ograniczone do minimum... Na pytanie, czy mnie jeszcze kocha, uzyskałem odpowiedź twierdzącą, aczkolwiek z tego co mówiła - nie rozumie mnie - moich przemyśleń i opieszałości w kwestii choćby zaręczyn. Chce stworzyć rodzinę, mieć dzieci i uważa, że jest już w tym wieku, że to 'ostatni gwizdek', pomimo, że niebawem kończy 25 lat. Kiedyś potrafiliśmy wymieniać się argumentami, dyskutować, sprzeczać (w dobrym tego słowa znaczeniu). Obecnie niemal wszelkie moje tłumaczenia, argumenty, powodują zaognienie się sytuacji/ jej smutek / płacz ... czasami to urasta do prawie skrajnych poziomów... Ze swojej strony wiem, że ją kocham - w moim, męskim, myśleniu uważam, że robię naprawdę co w mojej mocy, by nie miała wątpliwości co do moich intencji - że chciałbym z nią żyć na dobre i na złe. Ponadto ma Ona wiele zalet, które cenię, i momentami potrafiła ująć totalnie moje serce, że nie miałem żadnych wątpliwości wobec niej (cóż, sprawa rozbija się głownie w kwestii fizycznego wyrażania uczuć, jak i miejsca późniejszego życia). Ona nie chce mieszkać za granicą, pomimo, że wszystkie osoby (łącznie z Jej Rodzicami), z którymi rozmawiałem na ten temat twierdzą, że to znacznie lepsza opcja na życie, z wielu powodów. Dla mnie Sakrament Małżeństwa nie ma aż tak dużego znaczenia (choć wierzę w Boga), jednak pomimo to, dla Niej zachowałem wstrzemięźliwość seksualną przez cały nasz Związek. Chciałbym stabilizacji emocjonalnej przez dłuższy czas... Bardzo proszę Was o opinię... może feedback... może wskazówki, porady... może o to jak widzicie tą sytuację swoimi oczami... może po prostu o jakieś słowo. Pozdrawiam! W. |
2015-12-03, 09:10 | #2 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2009-07
Lokalizacja: porto
Wiadomości: 3 445
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
zwiewaj!
Wysłane z aplikacji mobilnej Wizaz Forum.
__________________
not all who wander are lost.
|
2015-12-03, 09:37 | #3 | |
Copyraptor
Zarejestrowany: 2008-11
Lokalizacja: Kraków
Wiadomości: 21 283
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Cytat:
W związku są od 5 lat, zero seksu bo ona nie chce, on jakimś cudem w tym wytrzymuje, wcześniej były pieszczoty i oral, później to w ogóle zanikło. Po drodze flirt z jego strony z koleżanką, która się w nim zakochała, ale sprawa rozeszła się po kościach. Jego rodzice jej nie znoszą, jej rodzice jego lubią. Ona ma straszliwe parcie na ślub i dzieci, on na razie nie chce, wciąż znajduje kolejne wymówki (że nie dali rady się wystarczająco poznać przez te 5 lat, że seksu ni ma). Mieszkają za granicą, ona dostała pracę w Polsce i rozważa powrót. Ratunku co robić, bo on ją kocha, a ona zaczyna myśleć o rozstaniu. Moje zdanie: ten związek jest do bani. Powinniście się rozstać. |
|
2015-12-03, 09:38 | #4 | |
Copyraptor
Zarejestrowany: 2008-11
Lokalizacja: Kraków
Wiadomości: 21 283
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Cytat:
cyt. 2 część bo w poprzedniej wiadomości się nie zmieściło |
|
2015-12-03, 10:01 | #5 | |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2015-12
Wiadomości: 5
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Cytat:
Dlaczego uważacie, że to zupełnie nie ma sensu? |
|
2015-12-03, 10:03 | #6 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-03
Lokalizacja: Hiszpania
Wiadomości: 5 090
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Ja tu widzę zły związek itd samego początku. Nie wiem czemu i po co tyle lat to ciągniecie .
|
2015-12-03, 10:07 | #7 |
plum plum
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 4 384
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Autorze, a ile Ty potrzebujesz rozmów i mieszkania razem, by uznać, że ona to ta jedyna? 5 lat razem to za mało? Prawda jest pewnie taka, że nie zależy Ci na niej aż tak bardzo, ewentualnie jej na Tobie i czujesz to podświadomie. Może warto się z tym faktem skonfrontować i zapytać siebie: czemu nie chcę ślubu? Bez bzdetów w rodzaju: bo się za mało znamy. Znacie się naprawdę dość, to marna wymówka. Nie musisz odpowiadać nam, ale odpowiedz sobie. No i odetnij nieco pępowinę od rodziców, nie powinni ingerować w Twoje życie osobiste i mieć prawa krytykować Twojej dziewczyny, trzeba im było mówić, że nie będziesz tego słuchał i już.
Tak na marginesie, nigdy nie rozumiałam facetów, którzy decydują się na zamieszkanie z tego typu "dziewicami"(bo piękna mi dziewica, co oral uprawiała, pewnie na anal by też poszła, byle błonka była, po bóg do pochwy na pewno jedynie zagląda), a potem dorabiają się nerwic seksualnych, w takim pseudozwiązku, gdzie latami się sypia obok siebie, obserwuje się swoje ciała itp, ale seksu niet.
__________________
May the Force be with You!
|
2015-12-03, 10:07 | #8 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2013-04
Wiadomości: 262
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Szkoda mi dziewczyny. O poczatku mowila,ze nie chce seksu przed slubem, facet sie na to zgodzil, swiadomie I dobrowolnie jak mniemam. Od poczatku mu sygnalizowala, ze chce slubu, on ja zapewnia, ze tez chce. On chce zamieszkac razem, ona nie ale zmienia zdanie po namowach, dalej podkresla, ze chce tego slubu, chlopak jej mowi, ze tak tak , chce sie tylko dotrzec. Teraz po czterech latach razem chlopak jest zdziwiony, ze juz jakichkolwiek pieszczot nie ma, dziewczyna juz sie nie chce starac, nie zalezy jej. Na jej miejscu tez bym sie czula oszukana. Nie zapomnijmy tez do tego o jego rodzicach ktorzy jej nie lubia I otwarcie o tym mowia. Ciekawa jestem tej ostatniej klotni podczas przeprowadzki bo nic na ten temat nie jest napisanie oprocz tego, ze facet stanal po stronie dziewczyny dopiero po kilku dniach spedzonych razem. Piekna historia po prostu. Sorki za bledy ;-)
__________________
Life is life na na na na na Narzeczona od 28.06.2014 14.08.2015 |
2015-12-03, 10:19 | #9 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2015-06
Wiadomości: 116
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Wasz związek to totalna porażka. Ty musisz akceptować jej przekonania, ona Twoich już nie. Rozumiem to, że chce zostać dziewicą do ślubu (albo raczej akceptuję, że ktoś może czegoś takiego chcieć), ale fakt, że totalnie olewa Twoje potrzeby w ogóle ją przekreśla.
Twoja partnerka jest leniwą dziunią (języka się nawet komunikatywnie nie nauczyć po 2 latach?), która tylko czeka aż będzie na Twoim garnuszku, z Twoim nazwiskiem zajmować się Twoimi dziećmi tylko po to, żeby Ci później wypominać, że robi tylko to, a Ty nic, bo pracujesz! Zwiewaj póki możesz, znajdź sobie normalną dziewczynę, która nie będzie Cię do niczego zmuszać. Zapomniałam dodać: Po co jesteś z kimś, kto ma zupełnie inne przekonania niż Ty. Jak chcesz z nią być, to jedynym wyjściem są oświadczyny. Dlaczego się jeszcze wahasz, skoro tak ją kochasz? Edytowane przez leenecka Czas edycji: 2015-12-03 o 10:26 |
2015-12-03, 11:13 | #10 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2015-09
Wiadomości: 11
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Baba czeka na oswiadczyny a chlop na seks. Najlepsze jest to, ze jedno w tym przypadku wyklucza drugie. Uwazam, ze sa siebie warci i niech sie mecza dalej
|
2015-12-03, 11:44 | #11 | ||||
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2015-12
Wiadomości: 5
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Cytat:
Cytat:
Co do rozmów - potrzebuję dużo, szczególnie, że moja Dziewczyna czasami po prostu nie ma ochoty by ze mną rozmawiać na niektóre tematy, gdyż to ją drażni. Z 5 lat związku mieszkaliśmy razem niecałe dwa, z czego przez ponad 1,5 roku pracowałem średnio 45+h tygodniowo, studiowałem dziennie i chodziłem na kurs. Nie chcę ślubu już w tej chwili, gdyż pomimo, że darzę ją uczuciem - nie widzę tego tak jasno u niej + Ona zmieniła częściowo podejście do życia (wstępnie mieliśmy razem zamieszkać zagranicą) + irytuję się, że już po 3 miesiącach mieszkania razem zagranicą, zaczęły się ograniczenia z Jej strony - najpierw brak pettingu, potem brak całusów, następnie dzielenie obowiązków domowych na nas oboje, potem brak czasu na rozmowę, aż w końcu doszło do tego, że nie mogłem Jej widzieć jak hasa w stroju kąpielowym po domu (!) - dla mnie to był szczyt - dopiero po 'burzy' był czas na szczerą rozmowę, w której oboje się słuchaliśmy... Co do moich Rodziców - to fakt, widzę to jasno, że byłem mało stanowczy, niestety, a Oni też nie zawsze mieli najlepsze idee (pomimo, że pewnie chcieli dobrze...). Obecnie kontaktuję się z nimi rzadko, co nie oznacza, że są mi zupełnie obcy. Sam decyduję o wszystkich swoich działaniach od dobrych kilku lat. W momencie największego spięcia na linii Ona - Rodzice - stanąłem w Jej obronie. Ona podczas kłótni wyszła. Za pierwszym razem jak zostałem i kłóciłem się z Rodzicami, Ona uznała, że trzymam ich stronę. Za drugim razem, gdy sytuacja się powtórzyła - pobiegłem za nią - uznała, że boję się przeciwstawić Rodzicom i wstawić się za nią. Moja Dziewczyna też chce dla mnie dobrze... tyle, że to nie oznacza, że zawsze ma najlepsze idee... Ostatni akapit jest kwintesencją - ja szanuję Jej poglądy, ale zupełnie nie rozumiem Jej dominacji i angażowania 'kolejnych armat', rygorów, zakazów... wszystko zwalając na to, że jak bylibyśmy po ślubie, to wszystko byłoby wyśmienicie. Cytat:
Tak, mówiła od początku, że seksu RACZEJ nie przed ślubem (a na pewno nie wcześniej jak przed narzeczeństwem). Szanowałem to. Ja również mówiłem otwarcie o swoich potrzebach - pragnąłem Jej dogodzić jak tylko potrafiłem najlepiej, pragnąłem gorącej namiętności, która była przez ok. rok. Potem zaczęły się rygory, wymówki itd. Tak, chciałem ślubu, ale dopiero pod koniec studiów. Wiedziała o tym na wstępie. Na początku trudno było jej to zaakceptować, ale stwierdziła, że mnie kocha i wytrzymamy. Zamieszkała razem nie po moich namowach, które były nieskuteczne (trwały prawie rok) tylko po... odwiedzinach u jej Cioci, która doradziła Jej, że skoro Ona mnie kocha - to powinna jechać za mną i nawet się nie zastanawiać. Odnośnie kłótni Ona - Rodzice - stanąłem w Jej obronie od razu (choć z nie taką stanowczością, z jaką powinienem), natomiast Ona interpretowała to odwrotnie. Po kilku dniach dopiero dała się namówić, byśmy mogli po prostu porozmawiać i spędzić wspólnie czas (po to brałem urlopy i zrezygnowałem z kilku przedsięwzięć, gdyż zależało mi by ratować związek) Cytat:
Owszem, ostatnio usłyszałem, że nie chcę Ślubu, gdyż unikam odpowiedzialności - tak, to prawda. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której, czując, że Ona stosuje kolejne rygory, dodatkowo nie mając pełnego wykształcenia, pracy/jakiegoś źródła dochodu i trudną sytuację finansową w Rodzinie- podejmuję decyzję o... założeniu własnej Rodziny. Dla niej Sakrament Małżeństwa = nierozerwalny związek, co w istocie jest piękne (chciałbym właśnie taki związek zawrzeć), a w rzeczywistości bywa różnie, bo ludzie się dobrze nie poznali/żyli wyobrażeniami etc. (czego Ona nie dopuszcza do myśli). |
||||
2015-12-03, 12:03 | #12 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2010-06
Lokalizacja: Habana
Wiadomości: 1 305
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Wiesz, ona jakby w ogóle się☠z tobą nie liczy.
Ja praktykuję trochę inny model związku, w którym przede wszystkim nie ma miejsca na ślub, ale za to mój partner to osoba, z której zdaniem się liczę i jeśli w czymś☠się nie zgadzamy, próbujemy dojść do konsensusu. U was nawet nie ma o tym dyskusji. Nie będziesz z nią szczęśliwy. |
2015-12-03, 17:43 | #13 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2015-02
Wiadomości: 306
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Matko Święto Bosko co ja czytam XD
Twoja dziewczyna dziewica ? Może jeszcze po seksie oralnym dalej się tak nazywa ? i te jej " zasady" katolickie... tak ich przestrzega, że normalnie złoty medal od papieża powinna dostać.... Jeśli już twierdzi, że wiara jest dla niej ważna i stosuje się do reguł religii katolickiej to przynajmniej mogłaby to robić porządnie, bo dla mnie ta dziewczyna to zwykła hipokrytka. |
2015-12-03, 18:07 | #14 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2013-01
Wiadomości: 684
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Macie zupełnie różne przekonania. Twoje są mi znacznie bliższe niż jej. Nie rozumiem osób wierzących, które uprawiają seks oralny - a zasłaniają się dziewictwem do ślubu. Oszukują same siebie. Chłopie...skup się na sobie. Masz 26 lat i jesteś nadal prawiczkiem. Nie młodniejesz. Seks to jest piękna sprawa. Zwłaszcza w połączeniu z miłością. To jest dopełnienie relacji między partnerami. Zobacz ile już Ci zleciało. Wcale się nie dziwię Twoim wahaniom. Kochasz wiele cech tej dziewczyny, ale boisz się - że w łóżku może wam się kiedyś nie układać, skoro nie możecie tego sprawdzić przed ślubem. Ludzie często różnią się temperamentami, a ślub to według Ciebie poważna decyzja - na całe życie (popieram takie podejście). W dodatku ona może traktować seks tylko w kategoriach rozrodczych, albo jako kartę przetargową (już to robi). Jeśli chodzi o rodziców to nikt nikogo lubić nie musi. Wystarczy, że będą się na wzajem tolerować i szanować. Ona powinna zrozumieć, że rodziców też kochasz. Gdyby mama mojego TŻ coś do mnie miała. Oczekiwałabym tylko, że mój facet dopilnuje, żeby zachowała swoje oceny dla siebie. Ja także zamknęłabym buzię na kłódkę. A tak to byłabym za tym, żeby TŻ nadal miał z nią dobry kontakt. W końcu to jego mama. Jak facet ma jaja to nie da sobie nic wmówić i bez ograniczania kontaktów. Jeśli Twoi rodzice będą stawiać ultimatum to już inna sprawa. Świadomie sami się od Ciebie oddalają. Ich sprawa.
Podsumowując...daj sobie szansę na normalny związek, w którym jest i miłość i namiętność. Życie mamy tylko jedno. Teraz nie widzisz po za nią świata...ale jednak ludzie zakochują się na nowo. Dla mnie to jest coś pięknego, jak z moim TŻ zjemy romantyczną kolację, pośmiejemy się do późna w nocy, a później ,,cieszymy sobą" I powiem Ci, że po 1,5 roku związku...JA wielka przeciwniczka ślubów - nie mam żadnych wątpliwości, że to jest ten facet. Nadal nie mam parcia na ślub, ale GDYBY padła taka propozycja - odpowiedziałabym tak. Dodam, że kiedyś byłam z kimś 5 lat i mimo miłości - jednak ta pewność nie nadeszła. Edytowane przez BadLife Czas edycji: 2015-12-03 o 18:32 |
2015-12-03, 19:45 | #15 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2006-07
Lokalizacja: Poznań
Wiadomości: 14 836
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
chłopie - po ślubie seks będziesz miał tylko do momentu zapłodnienia. Potem poświęci się dziecku, a ciebie oleje.
Warto?
__________________
https://wizaz.pl/forum/showthread.ph...story by Elfir *** Kiedy stwórca składał ten świat, miał mnóstwo znakomitych pomysłów, jednak uczynienie go zrozumiałym jakoś nie przyszło mu do głowy. T.Pratchett |
2015-12-03, 20:54 | #16 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2014-09
Wiadomości: 823
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
A ja uważam, że i Ty i ona się zachowujecie do bani.
Dla niej cielesność nie jest ważna, ważne jest małżeństwo, założenie rodziny, stabilizacja, ślub i cała towarzysząca temu otoczka. Mimo tego upiera się być z facetem, dla którego czekanie do ślubu to nie wybór, tylko przykra, wymuszona konieczność od której chętnie by się uwolnił. Chce, by oświadczył jej się facet, dla którego argumentem, by tego nie robić jest fakt, że "cielesność kuleje", mimo że wie, że tej cielesności ona przed ślubem nie chce (nawet jeśli przez pierwszy rok, kopnięta hormonami chciała) i który jej naobiecywał, że jak przyjedzie do niego za granicę, to nie będzie się ociągał z decyzją, a ociąga się już ponad dwa lata i na zmianę nie widać nadziei. Ty wziąłeś sobie dziewczynę o bardzo specyficznych, wyraźnych poglądach, niespecjalnie spójnych z Twoimi. Brak seksu i cielesności Cię boli, używasz tego jako wymówki, by nie zdecydować się na ślub, mimo że jej to obiecałeś. Ciągniesz związek, który w sferze seksualnej Cię nie satysfakcjonuje, mając nadzieje, że coś się magicznie odmieni. Błędne koło: nie ma seksu/cielesność kuleje, więc nie będzie ślubu-> nie ma zaręczyn, nie ma pewności co do związku, nie będzie cielesności, sprawia że kompletnie do siebie nie pasujecie. Smutne jest to, że na takie szarpanie się marnujecie młodość. Ona mogłaby już dawno znaleźć kogoś, kto też chciałby czekać do ślubu, a fizyczność byłaby sprawą drugorzędną, Ty kogoś, kto z seksem, pettingiem i pieszczotami nie miałby żadnego problemu. Ale z jakiegoś powodu wolicie się szarpać i obwiniać wzajemnie za brak rozwoju w związku. Tylko że rozwój dla każdego z Was oznacza co innego. |
2015-12-03, 21:46 | #17 | |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2013-01
Wiadomości: 684
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Cytat:
Ostatnie zdanie jest bardzo trafne. Dążycie do zupełnie innych rzeczy. Przypomniała mi się historia moich znajomych. Chłopak miał kilka lat dziewczynę. Ona (tak jak dziewczyna autora) miała mocne przekonania religijne, więc o cielesności nie było mowy. No i pojawiła się ta trzecia. Ich wspólna koleżanka. Skończyło się na tym, że facet rozstał się z tamtą i zaczął nowy związek z tą. Minęły dwa lata i już są po ślubie. Jego ex nadal sama. Nie mówię, że jest gorsza z tego powodu, ale nie udało jej się z nikim związać jak na razie. Śmiejemy się z koleżankami, że pewnie chłopak w końcu odkrył smak seksu i stąd ten ślub Oczywiście to tylko żart. Obojgu życzę jak najlepiej. W każdym razie. Nie ma co się na wzajem męczyć. |
|
2015-12-04, 00:28 | #18 | ||
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2010-09
Lokalizacja: z najwyższej wieży
Wiadomości: 3 768
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Cytat:
Dalej nie czytałam, bo mnie znudziły te wywody. ---------- Dopisano o 01:28 ---------- Poprzedni post napisano o 01:24 ---------- Cytat:
__________________
just like Johnny Flynn said, 'the breath I've taken and the one I must' to go on
|
||
2015-12-04, 03:15 | #19 | |||||||
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2015-12
Wiadomości: 5
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Dziękuję za wszelkie komentarze. Nie wszystkie z nich do końca zrozumiałem, ale staram się je przemyśleć. Na razie jednak jestem trochę... zagubiony w tym wszystkim...
Cytat:
Po kilku dniach stwierdziła, że powinienem w końcu o siebie zadbać - nie tylko biegać, ale również chodzić na basen i częściej jeździć na rowerze... Nie jestem osobą otyłą, ani też chuderlakiem, choć parę kilo zrzucić powinienem - 180/88. Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Tak, obiecałem Jej, że jeśli przyjedzie dla mnie, zamieszkamy razem i będzie nam dobrze to nie będę bierny w kwestii Ślubu. Decyzja o przyjeździe podjęła za namową... Cioci. Było nam dobrze jakieś 3, może 4 miesiące, w ciągu których widywaliśmy się przed pójściem spać i na śniadaniu. Potem Ona zaczęła się blokować (w tym także moje intencje), czego ja nie rozumiałem. Po roku mieszkania razem było już, w mojej ocenie, skrajnie, po czym zaczął się temat, że jest już tak długo ze mną (rok), a ja nic nie robię w kwestii ślubu. Rozwój związku dla każdego z nas miał wiele punktów wspólnych - ale dopiero po ślubie. Ostatnio zaś nawet te punkty zaczęły się zmieniać (np. jej brak chęci na zamieszkanie ze mną za granicą, nawet po ślubie...). Cytat:
Moja Dziewczyna w poprzednim związku była przez jakieś 4 lata. W pewnym momencie zaczynał wyładowywać swoje frustracje na Niej i obwiniać Ją o wszystko. Wtedy pojawiłem się ja.. On poznał w ciągu pół roku nową Dziewczynę, która po roku została Jego Żoną... . Cytat:
|
|||||||
2015-12-04, 06:44 | #20 |
wiosna sewastopolska
Zarejestrowany: 2015-09
Wiadomości: 134
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Wszyscy huzia na dziewczynę Autora, a mi jej szkoda. Wyglada na to, że dziewczyna ma marzenie o katolickim małżeństwie, rodzinie, a tego marzenia nie widzi i nie rozumie szanowny Autor. Powinieneś dac jej szansę na spełnienie tego marzenia. Tj. z kimś, kto jej marzenie rozumie. A i Ty powinieneś spełnić swoje pragnienie z kobietą, ktorej to nie przeszkadza. Widzisz chyba, ze nawet jeśli dziewczyna się z Tobą przespi, zrobi to z musu, bez przekonania i z wyrzutami sumienia. I jaki w tym sens? I co dalej Twoim zdaniem?
Przespicie się ze sobą, ona będzie miała wyrzuty sumienia i będzie chciała przyspieszyć ślub. Następnie: a) stwierdzisz, ze poznales ją wystarczająco i się oświadczysz. Przeżyjesz zimny prysznic, bo po ślubie będziecie współżyc bez antykoncepcji, zgodnien z rytmem jej cyklu. Z Twojego postu wynika, że komfortowe to dla Ciebie nie będzie. b) stwierdzisz, że seks nie idzie Wam tak ekstra, bo to rzadko od razu idzie tak ekstra, i dalej będziesz ją zwodzil, że kiedyś, jak będzie Wam się lepiej układało w łóżku, może się oświadczasz. Dziewczynie skonczy się cierpliwość i odejdzie. |
2015-12-04, 10:09 | #21 | |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2015-12
Wiadomości: 5
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Cytat:
Momentami zastanawiałem się, czy po prostu nie powinienem szybko podjąć męskiej decyzji w jedną lub w drugą stronę i tyle... tyle, że kochając, nie jestem pewien, które rozwiązanie byłoby lepsze, dla Niej, dla nas czy dla mnie. To prawda, nie do końca rozumiem Jej marzenia, tym bardziej, że poza jednym "Małżeństwo otwiera wszelkie drogi", cała reszta to taki mini rollercoaster. Z tego co obserwuję, Jej marzenie jest wręcz, w moim przekonaniu, skrajnie katolickie, pomimo, że kiedyś tak do tego nie podchodziła, przez co było zbieżne w większości z moimi przekonaniami... Nie chciałbym, aby Ona się ze mną po prostu przespała, nic do mnie nie czując. Z resztą, jakieś cztery lata temu, będąc pod znacznym wpływem % (co jej się prawie nigdy nie zdarza), chciała się ze mną 'przespać', ale wiedziałem, że z tego nic dobrego być nie może, więc zastopowałem i wszystko rozeszło się po kościach. Dla mnie ważne jest nie do końca to, czy prześpi się ze mną, czy też nie (choć uważam, że skoro dwoje ludzi się kocha to nie powinno nic stać na przeszkodzie by wspólnie troszkę... pofiglować), tylko to, czy będzie nam, RAZEM dobrze, będziemy się słuchać i rozumieć. W chwili obecnej, nawet jakby Ona nagle tego chciała, wiem, że robiłaby to w afekcie, co kategorycznie bym odrzucił, wszak nie zawsze rozumiem ludzi, którzy potrafią w sprawach bardzo istotnych zmieniać zdanie o 180st. w ciągu pstryknięcia palcami. Ze swojej strony staram się podchodzić do tego długodystansowo - nie liczą się dla mnie starania przez tydzień, miesiąc, czy dwa... Dla mnie, jeśli się kocha i widzi się, że druga strona nie ma zbyt wielu wątpliwości, ale potrzebuje czasu, oznacza tyle, że można względnie długo walczyć o daną Osobę, ale przede wszystkim - nie obrażać się, sankcjonować, blokować, gdy nie widać żadnych efektów. To powoduje większe przemyślenia i ładujemy się wówczas w błędne koło. Komfortowe to dla mnie nie będzie. Ponoć Razem w przyszłości nie chcieliśmy mieć gromadki dzieci, więc brak antykoncepcji + badanie cyklu i używanie jedynie tych metod jest jednoznaczną zgodą imho na wielodzietność. Wówczas, przypuszczam, że będzie trzeba ograniczyć jeszcze bardziej częstotliwość stosunków... gdyż stanie się przed prostym i czytelnym wyborem: kolejne Dzieci czy seks? Dla mnie odpowiedź jest jasna, jednakże nie wiem, jaka byłaby odpowiedź mojej Dziewczyny... a wydaje mi się, że o takich zagadnieniach dobrze jest rozmawiać i być stabilnym w tym co się mówi. Ze swojej strony obiecałem Jej wiele rzeczy w swoim życiu i, co sama z resztą przyznaje (możecie mi wierzyć na słowo), wywiązuję się z nich znakomicie. Obiecałem ślub, jeśli wszystko będzie szło dobrze. Popełniłem błąd, gdyż nie uściśliłem ram czasu. Jak się później okazało, dla niej wystarczy kilkanaście tygodni mieszkania pod wspólnym dachem (na tamten czas), dla mnie to w gruncie rzeczy okres zbyt krótki. Myślę, że jeśli ja zdecydowałbym się na śłub znacznie wcześniej, teraz pewnie bylibyśmy szczęśliwym Małżeństwem, niemniej zabrakło mi odwagi albo po prostu bałem się zaryzykować. Jednakże uważam również, że niezależnie od czasu czekania (w tym konkretnym wypadku), jeśli coś idzie nie tak, to o tym mówi się partnerowi otwarcie. Imho tego zabrakło z Jej strony, gdy zaczęła się zachowywać zupełnie dla mnie irracjonalnie (o czym z resztą Jej mówiłem). |
|
2015-12-04, 10:25 | #22 |
plum plum
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 4 384
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Myślę, że z tym czekaniem, aż będzie dobrze, przesadzasz. Tak naprawdę wiesz już, jak będzie wyglądało Wasze życie, bo ślub nic nie zmieni. Będzie dokładnie takie, jak dotychczas, ewentualnie pojawi się seks od czasu do czasu. Podejrzewam, że osobne łóżka wrócą, jak tylko zajdzie w ciąże itp. Nie ma w życiu czegoś takiego, jak idealna zgoda i sielanka w związku, to działa przez pierwszy rok, dwa znajomości, ale później codzienna rutyna się wkrada. I od ludzi zależy, czy umieją ze sobą rozmawiać, twórczo spędzać czas i jak rozwiązują wzajemne konflikty. Obydwoje działacie na zasadzie kija i marchewki, dla Ciebie nią jest seks, dla niej małżeństwo. Ty wiesz, że ona, jak jej coś nie będzie w przyszłości pasować, to będzie się odsuwać, ona wie, że Ty będziesz zwlekał z podjęciem jakiś drastycznych kroków i w końcu jej ulegniesz. Możecie się tak męczyć w nieskończoność. Oszukujesz sam siebie, twierdząc, że potrzebujesz jeszcze czasu na dalszy sprawdzian. Ty doskonale już wiesz jaka ona jest i co Was razem czeka. I co więcej - nie pasuje Ci to na tyle, by się z nią związać na zawsze, bo inaczej byś nie medytował tyle nad tym.
Czas podjąć jakąś decyzję, bo jesteście ze sobą praktycznie całą Waszą dorosłość i jak nic się nie zmieni, to stracicie najlepsze lata, kisząc się ze sobą. Moim zdaniem - najlepszy rozwiązaniem jest dla Was rozstanie, bo macie różne cele życiowe, różne poglądy i rozmijacie się coraz bardziej w swojej wizji życia. No chyba, że chcesz żyć w białym związku na odległość i mieć dziewczynę tylko na papierze. btw- ta maniera pisania: Przyjaciółka, Ona, Osoba z wielkich liter jest irytująca. Nie piszesz o bogach, a o zwykłych ludziach, rozumiem, że to przejaw szacunku w Twoim mniemaniu, ale to nie jest poprawne językowo.
__________________
May the Force be with You!
Edytowane przez zlotniczanka Czas edycji: 2015-12-04 o 10:35 |
2015-12-04, 14:19 | #23 | |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2006-04
Wiadomości: 4 261
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Cytat:
Autorze, jeśli po 5 latach nie chcesz wziąć ślubu, to dlatego, że wiele rzeczy Ci nie pasuje i to też się nie zmieni. Czas podjąć męską decyzję i ruszyć dalej, bo tracicie tylko czas, oboje się zwodząc i czekając na lepsze jutro.
__________________
|
|
2015-12-04, 15:59 | #24 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2013-01
Wiadomości: 684
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Dokładnie. Koniec tego bełkotu. Albo w jedną albo w drugą. Nic lepszego nie wymyślisz. Tylko później - w swoim życiu bez seksu - możesz mieć pretensje do samego siebie.
Szkoda, że ludzie rezygnują z czegoś tak naturalnego. Chociaż w sumie...to aż jestem pod wrażeniem takiego samobiczowania :O No, ale każdy ma prawo do swoich poglądów Edytowane przez BadLife Czas edycji: 2015-12-04 o 16:02 |
2015-12-04, 16:30 | #25 |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2008-05
Wiadomości: 3 240
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
Treść usunięta
|
2015-12-04, 16:33 | #26 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2013-01
Wiadomości: 684
|
Dot.: Długa historia miłości... przemyślenia?
No tak, bo kobieta uprawiająca seks nie może być przecież niewinna i czysta Brudne te nasze chłopy. Ehhh...szkoda gadać, ale co poradzisz. Jakaś błonka nie definiuje czystości, jak widać na przykładzie dziewczyny autora. Niektórym tutaj jej szkoda. A mi nie...Ona może równie dobrze zerwać z autorem, jak i on z nią. Tak jak jemu wymuszony seks nic nie da, tak i jej wymuszony ślub. Czyli są siebie warci. Niech czekają jak to się mówi do usran...
Edytowane przez BadLife Czas edycji: 2015-12-04 o 16:38 |
Nowe wątki na forum Intymnie |
|
Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 01:05.