Tak się tym wszystkim zakręcilam, że nie czytam sowjej poczty. Przepraszam, ze ci nie odpowiedziałam, ale to wszystko z Santorini to jest jak bajka. Myślałam, że będzie zupełnie inaczej, znacznie skromniej. Ale to co zrobili ci ludzie z aveny to mnie na kolana powaliło. Po pierwsze wszystko było tak zorganizowane, że nad niczym nie musielismy myśleć. Podali nam wszystkie informacje, dali 3 hotele do wyboru, a że żadne nam nie pasował, dali kolejne 3 i z nich sobie wybraliśmy ten najfajniejszy. Przysłali nam kalkulacje, umowy, listę dokumentów. Wszystko czysto, jasno i trochę formalnie, ale ich rozumiem, bo lepiej mieć na papierze, na co się człowiek umawia. Potem przelaliśmy im kasę i wysłali dokumenty. No a potem na lotnisku odpprawiał nas taki sympatyczny facet, wszsytko nam powiedział, dał bilety i poprowadził na nowy terminal. Ależ się to Okęcie zmieniło!
Na Santorini przylecieliśmy, czekały taksówki, pojechaliśmy do hotelu. Zupełnie inaczej wyglądał na zdjęciach, a inaczej w rzeczywistości. Dopiero drugiego dnia znaleźliśmy te miejsca, z których były robione zdjęcia i okazało się, że to jednak ten sam hotel. Cośmy przeżyli to nasze - basen znacznie większy, niż na zdjęciach, fajne meble w pokojach, bo remont w międzyczasie zrobili i wstawili nowe meble, i w restauracji kaskada z wodą, bo tego też nie było wcześniej. Byliśmy też mile zaskoczeni, bo w pokoju ręczniki pachniały jasminem, kapcie z logo hotelu, szlafroki, w łazience mydełka, szamponiki w pięknych buteleczkach z ciemnego szkła. I potpouri też jaśminowe.
Na powitanie dostaliśmy też butelkę wina z wizytówką tej aveny, co nas zaskoczyło, no bo niby skąd? Chyba mają swojego człowieka w hotelu.
Rano poszliśmy na spacer z konsultantką - ona mieszka na Santorini od 20 lat, ma męża Polaka i nawt zaprosili nas do domu, i do urzędu, gdzi sprawdzili dokumenty, podpisaliśmy oświadczenia i na następny dzień mieliśmy być gotowi do ślubu.
No a ślub to już zupełnie coś, co nas przerosło. Miał się odbyć na tarasie widokowym, i sobie wyobrażaliśmy, że będzie jakiś stół i krzesła, i człowiek w garniturze. Nawet nie myśleliśmy, że postawią swieże kwiaty, a na krzesłach dla Młodej Pary i gości będą pokrowce. W dodatku przewiązane wsążką pasującą kolorem do bukietu. A był piękny! Karmelowe róże z seledynową wstążką - ponoć najmodniejsze zestawienie w tym roku. Aż się zatchnęłam, jak zobaczyłam. Cudo!!!
Ceremonia była po angielsku, a tłumaczyła konsultantka. Poszło łatwo, bo tekst podano do czytania, więc nic na pamięć nie trzeba było wkuwać. A, zapomniałabym - tekst przysięgi dała nam ta babka z agencji już z tłumaczeniem i wymową. Mieliśmy trochę zabawy z czytaniem wieczorem przed ślubem i uczeniem się wymowy, ale poszło wszystko super gładko!
Ślub był o zachodzie słońca, co w wypadło ok 16.30. Az się popłakałam, tak pięknie było. Nawet się nie było żadnych machnięć w czytaniu przysięgi - za to w oczach łzy trochę przeszkadzały czytać.
Mieliśmy zamówiony lunch w tawernie z widokiem na zalany wulkan kaldera, i świetnie się bawiliśmy, bo grali nam ci sami grajowie, co na ślubie - akordeonista i gitarzysta, śmieszni starsi grecy w kapeluszach. Najbardziej smakowało mi wino - półsłodkie, takie jak szampan, który dali nam do uczczenia ślubu - kieliszki były fajnie przybrane seledynową wstązką. A w tawernie bardzo piękne dekoracje ze świecami i kiatami też karmelowe róże. Warto było zapłacić, żeby mieć taki ślub.
Tak sobie policzyłam, że gdyby miał być w Polsce, to za jeden wieczór-noc musielibyśmy wywalić 50 tysięcy, a tak zamknęło się trochę ponad 20.000 na tydzień dla 4 osób. Hotel mieliśmy 4*, śniadania i kolacje. Ale nie żłujemy, to najpiękniejszy ślub, ślub marzeń.
Jak chcesz jeszcze coś wiedzieć, to napisz. Cześć