[mysza_87]

Napisane przez justyna_dt

O tak, rozumiem, ale żeby aż w 3 postach pisać zamiast edytować poprzedni?

Babka wyraźnie postąpiła nie fair i chociaż tyle, że zgodziła się na takie wystawianie ocen.
A jak to możliwe, że tracisz 80 min na dojazd 22 km? ja codziennie dojeżdżam 30 km i na uczelni jestem w średnio 25 minut (choć zdarzały się takie skrajności jak 10 minut (prawie jak samobójstwo) i 45 minut (wypadek po drodze ) )

Najpierw idę na przystanek busa do Łodzi 20 minut (nieraz jak musze biec bo za późno wyszłam to się to skraca do 15 minut )
A jak już jade busem to mniej jak 50 minut od Pabianic do Łodzi nie da rady, teraz remontują w zasadzie jedyną drogę wlotową do Łodzi od strony Pabianic i stoi się w koreczku Standardowo jadę teraz 60 minut. No i jeszcze dojście od busa na uniwerek No a jak jade na zaliczenie, to wyjeżdżam tak, żeby mieć jeszcze dodatkowe pół godziny na nieprzewidziane sytuacje. Mój rekord dotarcia na uczelnie to 2,5 godziny od wyjścia z domu, kiedy to wylewali asfalt przy wjeździe do Łodzi

Napisane przez Choomik

Mysza spokojnie Moje posty miały charakter generalnie abstrakcyjny, po podanych przez Ciebie szczegółach oczywiście w pełni się z Tobą zgadzam, ale nie znałam ich wcześniej i pisałam o ogólnym podejściu nie dotykając bezpośrenio Twojego przypadku. U mnie też za jedyną formę informacji o nieobecności wykładowcy przyjmuje się karteczkę na drzwiach gabinetu często tego samego dnia, dzięki czemu kilkakrotnie były już np 3 koła dziennie, wiec rozumiem o co chodzi.

Ja poczułam się dotknięta szczególnie stwierdzeniem, że daję zezwolenie studentom na nieprzychodzenie na zajęcia. No ale nic to, nie życzę tobie źle, ale pewnie na swojej skórze przekonasz się na wyższych latach, że wykładowcy wcale nie są tacy święci, jak ich się widzi na pierwszym roku


Ja wczoraj przebimbałam cały dzień na oglądaniu Californication 2 i dziś mnie spotka za to kara w postaci nauki rynku kapitałowego. O rany, jak mi się nie chce