Dot.: Lubelskie Żonki!! cz. III
orany, jestem w domu i żyję...
wczoraj w nocy wracaliśmy z Zakopanego, przez Rzeszów. To co nas po drodze spotkało to jakiś koszmar; brrr Już przed Rzeszowem musieliśmy nadłożyć drogi, bo okazało się że w Dębicy zniszczyło drogę i jest nieprzejezdna. Jechaliśmy na dwa samochody i z GPSem, ale i tak spore kółko zrobiliśmy. Cieszyłam sie że wreszcie dotarliśy do Rzeszowa, bo jazda na szybkość w ciemnościach ponieznanych drogach nie jest moją ulubioną ekstremalną rozrywką :/ Nie było pewnośći czy za chwlę nie wjedziemy na jakiś zalany teren, tak, że adrenalina na maksa. Odetchnęłam z ulgą w Rzeszowie, bo to już znajoma droga a tu dopiero zaczęła sie gehenna. Sluchajcie, wjechaliśmy w jaką niesamowitą burzę , ktoa ciągnęła się z nami aż do Lublina. Koszmar jakiś - nic nie widać bo ściana deszczu, drogi zalane z groźbą utknięcia gdzieś, miasteczka ciemne, zero oświetlenia ylko te pioruny. A do odmu daleko... Mąż się uczepił jakiejś cysterny co jechałą przed nami, i tylko dziei temu orientować się jak droga prowadzi. NIe było tu dobrych rozwiązań, bo zatrzymanie się mogło grozić zostaniem gdzieś do rana. NO mówię Wam, co przeżyłam to moje. Ja nie wiem jak taka burza mogla tyle czasu sie ciągnąć, chyba że jechaliśy za nią ale jak dotarlimy wreszcie do Lublina ok 2 to już bylo chyba po chociaż potem jeszcze troche popadało.
Widze że i WY po cieżkich przejściach, współczuję bandola, ale widzę że już się uspokaja u Ciebie.
NIe mam ily wracać do dawnych wiadomości, ale widzialąm że mialyście się spotykać w weekend?? A co z tym filmem o COco, sprawdziłąś jodie???
zmykam na razie trochę się rozpakow i oprzytomnieć, bo niedawno sie obudzilam, Milego dnia żonki
|