Wrocilam ze spaceru,zostawilam mala jeszcze na dole,polecialam po pranko zeby rozwiesic na slonku.Weszlysmy do domku.Mala zaspana wiec siup z nia do hustawki a ja na wizaz, az tu nagle przerazliwy placz budzi mojego
Cukrostwora...
Atak kolki.Zmasowany.
Biegiem kropelki podalam,odczekalam chwile.Nic.
Herbatki kilka łyków.Chwila ciszy.I na nowo syrena włączona.Ja na zewnątrz opanowana a w srodku serduszko mi krwawi...
Minelo 30minut nieprzerwanego placzu,malenstwo ledwo zipie,chrypki juz dostaje, zanosi sie.Mysle sobie pora na czopek.
Czopek zaaplikowany.Mleczko podane, bo na to glod ją dopadl- akurat zbieglo sie to w czasie.Pite z przerwami i placzem bo sie irytowala ze boli i glodna

A na to kupa mega, mega,mega.Obesrała sie córunia dokumentnie.Niemalze po pachy, a do polowy plecków napewno.Bodzik,spodnie,on a obesrana

Teraz w hustawce siedzi i chichota jakby nieco blada po minionej akcji
uffff...ide na fajke.Poddaje sie.Jestem wyczerapana psychicznie
