Czy to koniec?
Witam chciałabym prosić Was o rade a raczej wasz punkt widzenia w tej sprawie. Jestem ze swoim Tż juz 7 lat a poznalismy się jak miałam lat 17. Mieszkamy ze soba jakieś 5 lat od początku moich studiów,ślubu nie mamy. Na początku nie potrafilam bez niego zyc byl dla mnie najwazniejszy bardzo go kochałam... no własnie kochałam. Teraz tż ma 26 lat troche sie zmienil od czasu gdy go poznalam. Nie wiem co sie dzieje ale chyba zrozumialam pewne sprawy. To że jego codzienne picie alkoholu moze sie w przyszlosci zle skonczyc, dodam ze jego rodzice bardzo duzo piją(chyba są alkoholikami). To że jest tak zadłużony ze nie wiem czy wyjdzie z tych długów kiedykolwiek w zasadzie dotyka to nas obojga bo ja tez przez to musze sobie wszystkiego odmawiac zeby nas utrzymac. A juz nie mam sił. Do zadłużenia sie nie przyczyniłam wręcz przeciwnie błagałam zeby nie kupowal niczego na raty i nie uzywal kart kredytowych. Niestety nie poskutkowalo a cierpimy teraz za to oboje. To ze nie próbuje nic zmienic, szukac nowej pracy tkwi w jednym miejscu gdzie nieduzo zarabia (pracę załatwił mu kolega). Nie ma żadnych ambicji, żadnych planów na przyszłość twierdzi ze na nic go nie stac. A przeciez pieniądze to nie wszystko. Mnie to dobija widze ze sie zle dzieje coraz mniej do niego czuje i to nie chodzi o to ze chce uciec od problemów i go zostawic gdy dzieje sie zle ale wydaje mi sie ze dopiero teraz zaczynam sobie to ukladac w jedna calość jakim tak naprawde człowiekiem jest mój tż. Że chyba źle wybrałam. Boje sie ze to nie jest chwilowy kryzys tylko taki juz bedzie zawsze. Nie wiem czy to problemy go tak zniszczyły ale zawsze bylam przy nim. Jednak dłużej nie mam siły.....
|