Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Podzielcie się mamuśki wrażeniami z porodu :)
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2010-10-17, 11:23   #386
Paula SHIN
Zakorzenienie
 
Avatar Paula SHIN
 
Zarejestrowany: 2010-07
Wiadomości: 3 868
Dot.: Podzielcie się mamuśki wrażeniami z porodu :)


Niestety przyszla nowa zmiana i inna polozna powiedziala, ze po CC nie przykladaja dziecka do piersi.Dluuugo sie wyklucalam "o swoje"... Po telefonie od znajomej mamy (mialam pokoj na przeciwko pokoju poloznych, wiec slyszalam wszystko) wrocila i powiedziala, ze zadzwoni na noworodki , zeby przyniesli i pokazali mi malego.
Oddzial tam podzielony jest na 2 czesci, oddzielone korytarzem. Poloznictwo i Noworodki. (To ma duze znaczenie w tym, co bede pisac dalej).
Przyniesli dziecko i znowu doslownie chwile je widzialam, zawolalam polozna i poprosilam zeby powiedziala mi ile maly mierzyl i wazyl.
Przez ta cala akcje ze znajoma mamy, co chwile ktos mi wchodzil do pokoju i pytal jak sie czuje. Dostalam jakies kroplowki z dodatkiem srodkow przeciwbolowych, pozniej jeszcze zastrzyk, pomimo moich sprzeciwow. Powiedzieli, ze jak mnie zacznie bolec to juz tak nie zadziala, wiec ostatecznie sie zgodzilam.
Znowu zagladali, bylo juz pozno, dali mi zastrzyk nasenny zebym odpoczela i miala sily, by sie podniesc po 12h.
Nie zadzialal, nie spalam. Ale ciagle zagladali czy spie. Krecilo mi sie w glowie po tym, nie chcialam nastepnego, wiec dla swietego spokoju zamykalam oczy za kazdym razem jak slyszalam kroki (zostawily otwarte drzwi).
Jeszcze przed koncem zmiany zawolalam polozna, ze minelo juz 11h od porodu i czy moge zaczac wstawac. Pomogla mi sie napic, podwyzszla podglowek i kazala poczekac. Pozniej przyszla, wyciagnela cewnik i pomogla mi usiasc, dostalam zawrotow glowy. Chwile przed wyjsciem (konczyla sie zmiana), jeszcze raz pomogla mi wstac. Na nastepnej zmianie tez mialam swietna opieke. I tutaj jest duzy plus.
Nie moge o nich powiedziec zlego slowa, super babki. Fakt, ze mialam lekko "lepsza" opieke, ale innymi pacjentkami tez zajmowaly sie baaaardzo dobrze. Byly po prostu kochane.
Ale byl tez duzy minus. Dzieciatko mialam tylko na chwile w ciagu dnia przy sobie... Ledwo chodzilam, strasznie mnie bolalo. Nawet nie sama rana, a opatrunek. Ten klej po bokach bardzo przeszkadzal, naciagal skore, pieklo i bolalo. Ale przy kazdym placzu Michala nie czulam bolu i wstawalam do niego.
W drugiej dobie, kiedy znowu pielegniarka z noworodkow po niego przyszla zapytalam czemu tak szybko. Zaczela sie na mnie wydzierac "a ma pampersa zmienionego?! Nakarmiony jest?! Umie pani to zrobic?!! To prosze bardzo, ja go zostawiam!!!" Odepchnela "wozek" z dzieckiem i wyszla. Od tych krzykow i tego, ze wozek walnal w lozko Michas strasznie zaczal plakac. Poprosilam polozna, zeby zadzwonila na noworodki po pampersa. Latwo nie bylo, siki, spora kupa... Jakos zmienilam, Michas plakal dalej. Probowalam przystawic go do piersi. Nie umial zlapac. A jak zlapal, to za slabo lecialo i plakal jeszcze bardziej. Poprosilam polozna, zeby zadzwonila do nich po mleko. Zaraz ktos przyniosl. Tego samego dnia przeniesiono mnie na noworodki. Nie mialam jeszcze swoich pampersow i gdy po niego poszlam (niestety trafilam na ta babe co wczesniej), zaczela sie na mnie drzec, ze to nie jest pomoc spoleczna i pampersy mam miec wlasne.
Butelki tam byly z wielkim przeplywem (nawet 2-3 spore dziury), na tyle duze, ze mleko wylewalo sie malemu bokami. Przyzwyczajony do takiego przeplywu odrzucal piers, a poza tym nie umial jej zlapac. Czasami plakal przy tym bardzo duzo, caly czerwony i spocony juz w ogole nie chcial probowac zlapac piersi. A jak prosilam o mleko slyszalam "ma pani pokarm". Mialam wtedy nawal. Cale piersi zaguzowane, jedna tak sie zaguzowala, ze pojawil sie zastoj. Jedna polozna "z drugiej strony" czyli poloznictwa przyszla do mnie w nocy i pomagala "wycisnac" mleko. Masowala mi piersi i cisnela. Wielka ulga.
Walka z pielegniarkami z nowordkow trwala do 5 doby, czyli do wyjscia. Co Michas zaczynal plakac - ja plakalam z nim... Bo wtedy przybiegala jedna z nich, chwytala go z calej sily za glowe (jeszcze chwile po tym mial odciski ich paluchow...) i pchala w moja piers. Przy tym strasznie na mnie krzyczaly. Nie chcialy dawac mi butelki, ewentualnie po to, zeby lac po mojej piersi i zachecic Michala. Skonczylo sie na tym, ze co karmienie musialam do nich isc i prosic o butelke "do polania" bo wtedy dostawal pare lyczkow i chociaz troszke zaspokajal glod, wtedy mniej piszczal i krzyczal przy lapaniu piersi.
Waga leciala w dol. Po nocach odciagalam mleko na tyle, na ile sie dalo, bo slabo lecialo, a piersi tak bolaly, ze nie moglam ich dotknac.
Nie pozwolili mi uzywac wlasnego laktatora, wiec musialam cisnac sama. Raz udalo mi sie troche wycisnac mu do butelki, ale krzyczal z glodu i zanim napelnilam chociaz 10-20ml to czas mijal. Tyle ile odciagnelam to mu podalam. Ktos sie ulitowal i dal mu butle. (podejrzewam, ze to dlatego, ze byla wtedy polozna z "drugiej strony" i sama poszla mi po butelke). To byla 4 doba po porodzie. Przyszla jedna z nich i powiedziala, ze nie wypuszcza mnie do domu dopoki maly nie nauczy sie chwytac piersi, bo inaczej w domu podam mu mleko modyfikowane. Zbuntowalam sie, powiedzialam, ze wychodze i koniec. Wyklocilam sie z nimi i od nastepnej zmiany (nocnej) zaczelam mu podawac butle. Powiedzialam, ze to nie jest ich sprawa jak bede karmila moje dziecko, a musza dac mi butelke, bo ja jemu piersi nie podam i koniec. Jesli nie dadza mi butelki to zaglodza moje dziecko. Duzo sie nasluchalam przy tym, ojjj duzo. Ale sie udalo. Na nastepny dzien wyszlam do domu.

Ogolnie po tym wszystkim wiem, ze nigdy wiecej tam nie pojde.
Z malym mialam problem, po ktorym kilka dni pozniej musialam wrocic do szpitala. Ulewal, wymiotowal, mial biegunki, kupke ze sluzem. Trafilam do kiepskiego lekarza, ktory kazal nam isc do szpitala, bo on nic nie zrobi. Wiec nie majac innego wyjscia poszlam tam. Mowilam, ze pewnie jest uczulony na mleko. Zbagatelizowali to. Kazali mi zglaszac kazdy klopot. Tj. wymioty, brak apetytu itd.
Kiedy poszlam to zglosic w odpowiedzi uslyszalam "a co mnie to obchodzi". "Lekarka z poprzedniej zmiany kazala mi wszystko zglaszac", "prosze stad wyjsc".
No tak. Przeszkodzilam jej w popoludniowej drzemce...
W dodatku jak w nocy plakal czasami przybiegala jakas pielegniarka (no tak, nie dawal im spac. A moja wina, ze bolal go brzuch i wymiotowal?) i mowila teksty w stylu "przy piersi tak by nie bylo". "no prosze prosze. a w domu mialo byc najlepiej, i co teraz?", "taa teraz to pani mu bedzie smoczka dawac, a normalne kobiety to przyloza do piersi i z glowy placz!".
Dzien przed wyjsciem zglosilam bardzo niemilej lekarce (tej ktorej moj maly "nie obchodzi"), ze maly dostal kataru. W odpowiedzi uslyszalam, ze to moja wina, bo odwijam go z becika (Byl opatulony becikiem, ale nie zwiazany sznurkiem). Zwyzywala mnie, nawet go nie zbadala. Niestety na nastepny dzien tez byla ona. Zbadala go przed wyjsciem. Badanie zajelo moze z 5 sekund? Przy osluchiwaniu ledwie go dotykala, "przykladala" stetoskop na ulamek sekundy i tyle. Po czym dodala "no nic nie slysze" i wyszla. Oczywiscie w ten sam dzien po powrocie do domu "okazalo sie", ze maly ma porzadny katar, trzeba odciagac, podawac wapno, wit. c. itd...
Oczywiscie lekarz znowu chcial go wyslac do szpitala, ale sie nie dalam. Przepisalam sie do lekarki polecanej przez znanych mi lekarzy. Od razu "okazalo sie", ze maluszek nie toleruje mleka i dostalismy recepte na bebilon pepti. Po zmianie mleka "dziwnym zbiegiem okolicznosci" przeszla biegunka i wymioty. hmmm

Aaaa, oczywiscie w wypisie ze szpitala lekarka napisala, ze Michas chetnie przyjmowal mleczko. Pomimo tego, ze zglaszalam brak apetytu (i co jakis czas przychodzila pielegniarka i na sile wlewala mu mleko).

Dziewczyny wybierajcie szpitale z dobra opinia! A jak u Was w miescie jest jeden szpital, w dodatku z nienajlepsza opinia, to i tak probojcie sie dostac do innego! W naszym najblizszym szpitalu odmawiaja przyjmowania osob z mojego miasta, ale znam kilka osob, ktore tam rodzily, czyli jednak jakos sie da!
__________________
Uwielbiam moje życie po zmianach. Przeszłości nie zmienię, ale muszę pracować na lepszą przyszłość

Bardzo, bardzo, bardzo szczesliwa
Nasze Drugie Dziecko



Edytowane przez Paula SHIN
Czas edycji: 2011-03-11 o 19:33
Paula SHIN jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując