Witam wszystkich
Jestem tu nowa i chcialabym prosic o mała porade bo troche sie motam...
oto moja w skrócie historia...Z 1,5 roku temu poznałam pewnego chłopaka-może nie model ale cechy charakteru?wymarzone opiekunczy całuśny,bezkonfliktowy,be zproblemowy-wiecznie usmiechniety...jak sie poznałismy -tez taka byłam-ładna wesoła rzucajaca mu sie na szyje otwarta,pewna siebie...sama bylam w szoku ze taka potrafie być.a;e przez jakies 2mc niemoglimsy byc razem bo mieszkałam w innym mieście..ale on czekal na mnie-wierzylam mu..przyjechalam do jego miasta wrocilam do rodziny i sie zaczely problemy,zaczelam miec fochy,nieodzywalam sie do niego robilam sceny zrywalam by go postraszyc(oczywscie tego niechcialam)on pisal smsy,ja czesto gesto tylko mu odpisywalam i tak trwalismy...on niewidzial zadnego problemu(pewnie widzial ale nierobil problemu)choc czasem zarzucal mi ze ,,mało sie nim interesuje...ale trwalismy dalej...ale ja tez coraz bardziej sie odsuwalam-odsunelam sie od jego ,,paczki''chodzil sam na imprezy..wiele razy mowilam zebysmysy sie rozstali..on jak to on zawsze odpowiadal-jasne jasne-oczywscie bral to jako zart.ale tez mial malo czasu dla mnie -bo to sie uczyl a to cos musial zrobic w domu a gadanie z nim zbytnio nie mialo sensu bo ja nawijałam a on zawsze mowil ze bedzie dobrze,ale ze on problemu niewidzi i w sumie tak to we mnie narastalo,ze kiedy znow mial mniej czasu-zerwalam i powiedzialam ze szkoda czasu na taki zwiazek..ze widzimy sie osttani raz.....a on-ze napewno nie,ze i tak sie zobaczymy-oczywscie z usmiechem na twarzy,z mi poplynely łzy i poszlam sobie..pisal mi jeszcze smsy z buziaczkami ale zaparlam sie i nieodzywalam sie(wiem glupia jestem)liczylam ze zrobi cos -nieweim przyleci z kwiatami..tak sie niestalo..po tygodniu napisalam do niego by oddal moje rzeczy-napisal ze odda zapytal.co slychac..odp pozniej znow zaczol sie odzywac itd ale sadzilam ze to robi z nudow..za kilka dni spotkalismy sie by oddal mi rzeczy-byl mily...calowal mnie-ja rzecz jasna -dystans...mowil ze wcale niechcial dac mi odejsc itd a ja ksiezniczka-widac dalej bylo mi malo-powiedzialam-,,teraz bedzie dobrze a i tak sie wszystko rozwali''....pozniej mi powiedzial 3słowa niechcac ich tlumaczyc-,,dziekuje,przepraszam,ko cham''..pozegnalismy sie ,mowil bym sie do niego odzywala i tak zrobilam dnia nastepnego...jednak zrobilam mu awanture o jakies tam zdjecie i wtedy napisal ze ,,wie ze go kocham,ale neichce mnie ranic,cche miec dobry kontakt bez problemow-zadzwonilam po tych slowach,zapytalam p co dzien wczesniej byla ta szopka..powiedzial ze przemyslal to co powiedzialam dzien wczesniej-,,ze i tak sie nieuda'' ja mu na to ze,,rob co chcesz-jestes dorosly'' on mi tylko powiedzial,,to nie pozeganie na zawsze''-ze jeszcze sie odezwie.odlaczylam sie..napisal smsa ze przeprasza za wszystko ze jest rozdarty-nieodpisalam.....
jeden dzien milczenia,drugi itd.....wiadomo świeta..wigilia..dokaldni e miesiac od rozstania-stwierdzilam ze nienapisze zyczen skoro kontaktu niemamy(ale nieusuwalam go z portali)i o dziwo on napisal zyczenia....ja mu na nie odpisalam po jakims czasie..to jeszcze odpisal,ze dziekuje za zyczenia i zostawil buziaczka...juz nieodpisalam...
i teraz mysle sobie tak-przed swietami chcialam by napisal do mnie ..a jak juz napisal zyczenia..zbyt to analizuje
czy ktos mogłby mi cos poradzic w owej sytuacji?z gory dziekuje
