Pewnie, chętnie pomogę.
Zapisywałam się na egzamin po całkowitym ukończeniu kursu, ale często szkoły idą kursantom na rękę i wypisują papiery wcześniej, potem 'dojeżdżają' te parę godzin i mają od razu egzamin.
Sam egzamin kosztuje 144 zł bodajże (22 teoria, 122 praktyka, ale mogę się mylić minimalnie). Płacisz przy zapisie. Tak jak mówiłam, z tego, co wiem, teraz nie czeka się tak długo na egzamin. Sama byłam świadkiem, jak ktoś zapisywał się w piątek i dostał termin na poniedziałek.
Przebieg egzaminu mogę opisać tak:
1) Teoria - 18 pytań testowych, baza jest na stronie WORDu. Trzeba je wyłuskać spośród wszystkich kategorii i uwzględnić te, które doszły do bazy w styczniu tego roku. Można zrobić dwa błędy. Testy są wielokrotnego wyboru i czas na rozwiązanie to 25 minut.
Jeśli zdasz, czekasz w poczekalni na wywołanie przez egzaminatora.
Jeśli nie, za kolejne podejście płacisz 78 zł (i teoria, i praktyka).
Potem oczekujesz właśnie na tę swoją kolej. Obawiałam się długiego czekania, ale było to zaledwie jakieś... pół godziny? Mimo że w poczekalni było dużo ludzi, egzaminatorów też zjawiło się całkiem sporo i sprawnie to poszło. Zresztą dużo ludzi oblewało, ale to raczej nie zależy od niczego, co mogłabym opisać.
2) Plac manewrowy - kiedy zostałam wywołana, egzaminator posadził mnie po stronie pasażera, zawiózł na placyk i ustawił się w początkowej kopercie łuku. Tam nastąpiły procedury (przedstawienie się, żeby było na nagraniu, itp) i dowiedziałam się, co mam sprawdzić w czynnościach kontrolno-obsługowych.
Ogólnie chodzi o to, że powinnaś znać metody włączania świateł, umieć wskazać ich położenie w samochodzie i ocenić, czy działają. Ponadto w Twoje kompetencje wchodzą cztery zbiorniki pod maską - musisz umieć je wskazać, nazwać i ocenić, na czym polega kontrola stanu płynów w tych zbiornikach. Na upartego można się tego nauczyć na ostatnią chwilę, plansze ze zdjęciami wiszą w WORDzie.
Ja, niezwykle ambitnie, sprawdzałam klakson i światła awaryjne
Potem kolej na łuk. Podobno nie można robić go na same lusterka. Ja wolałam nie ryzykować, oczy latały mi od lusterek do tylnej szyby, po wyprostowaniu auta z zakrętu patrzyłam już tylko przez tylną szybę. Tak było mi po prostu łatwiej ocenić.
(ja, przygotowawszy auto do jazdy, nie odciągnęłam ręcznego i ruszyłam na nim, co było uznane za jedyny błąd, jaki mogę popełnić. Na szczęście zrobiłam łuk na tyle dobrze, że nie musiałam się poprawiać.)
Następnie egzaminator kazał mi podjechać pod linię na wzniesieniu przy wyjeździe z ośrodka. Zaciągnęłam ręczny i ruszyłam z niego. Podjechałam pod bramę ośrodka, tam egzaminator wsiadł i ruszyliśmy do miasta.
(kiedy czekałam, aż wsiądzie, zauważyłam, że potwornie latają mi nogi ze stresu, tak się tym przejęłam, że poluzowałam nacisk na hamulec i auto delikatnie mi się stoczyło, na to egzaminator zza szyby, czy na pewno panuję nad pojazdem. Odparłam, ze oczywiście, zaciągnęłam ręczny na własny użytek, uspokoiłam nogi, odetchnęłam i już było lepiej. Ale myślę, że mógłby mnie oblać za taką rzecz jakby był mniej kontaktowy.)
3) Miasto - jest oczywiście dokładna lista rzeczy, jakie jesteś zobowiązana wykonać podczas tej części egzaminu. Musiałabyś sprawdzić ją sobie dokładnie, ja mogę powiedzieć, co zawiera się w tym na pewno. Podczas mojego egzaminu poza oczywistościami typu znaki, reguły pierwszeństwa itp sprawdzane było też parkowanie prostopadłe (jedno z trzech, jakie może Cię spotkać), zawracanie z użyciem infrastruktury (czyli wjazd tyłem do ulicy prostopadłej i wyjazd przodem), włączanie się do ruchu, jazda ulicami jednokierunkowymi, oczywiście zatrzymanie przed strzałką warunkową, musiałam też rozpędzić się do 50 km/h i zatrzymać przy punkcie wskazanym przez egzaminatora. Oceniał też płynność jazdy. Nic więcej jak na razie nie przychodzi mi do głowy, ale na pewno niczym Cię nie zaskoczy.
Znam historie o egzaminatorach, którzy podpuszczają, każąc skręcić w ulicę z zakazem wjazdu czy coś takiego. Mnie to na szczęście nie spotkało, ale wiem, że musisz wtedy wyraźnie powiedzieć, że skręcisz w najbliższą możliwą ulicę, żeby było to na nagraniu. Ogólnie ze wszystkiego trzeba się 'spowiadać', znam przypadek oblania, kiedy kursant nie poinformował, że korzysta z uprzejmości kogoś ustępującego pierwszeństwo i tym samym zostało to zaliczone jako wymuszenie.
Potem wróciłam pod ośrodek, tam zaparkowałam. Egzaminator nawet próbował podpuszczać mnie, czy na pewno jestem tą osobą, która przedstawiła się na początku, ale widziałam, że żartuje. Pogratulował mi zdania, wyliczył błędy i omówił oraz życzył szerokiej drogi. Ogólnie miałam szczęście. Wiem, ze są w Bytomiu też niezbyt przyjaźni egzaminatorzy, ale tak jest raczej wszędzie. W każdym razie na pewno jest kilku miłych.
Potem sprawdziłam dane w dokumentach i dowiedziałam się, że za 10 dni mam iść do urzędu miasta i tam zacząć postępowanie o prawo jazdy (WORD wysyła dokumenty do poszczególnych urzędów, najwyraźniej nie można ich zabrać samemu). Chyba ta cała biurokracja jest jedną z najdłuższych rzeczy w egzaminie.
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, produkuję się już tak długo, że nie mam już pomysłu. Oczywiście pytaj jakby co.
Ach, i co do zdania za którymś razem - ja byłam PEWNA, że jeszcze nieraz odwiedzę Bytom, a tu miałam po prostu szczęście. Poza umiejętnościami i pewnością siebie nic więcej nie zrobisz, więc nie ma sensu się źle nastawiać.
