Napisane przez Narrhien
:O
Ja byłam chyba jakąś drętwą nastolatką, bo mimo całej mej buńczuczności i wiary we własną niezniszczalność w życiu bym takich rzeczy nie robiła...
Kurde, nie wiem, ja na imprezy do klubów mogłam w wieku 17 lat wychodzić raz w miesiącu (no chyba że coś przeskrobałam) do ostatniego dziennego (czyli do 24), chyba że była jakaś impreza specjalna typu urodziny czy półmetek w liceum, to wtedy po mnie przyjeżdżali rodzice.
W wieku 16tu lat do klubów na imprezy po nocach chodzić jeszcze nie mogłam, tylko na jakieś imprezy specjalne (typu urodziny czy koncert) po których zawsze rodzice po mnie przyjeżdżali. A tak to godzina policyjna do 22. Mogłam wypić jedno bądź jednego drinka .
I naprawdę czułam, że mam bardzo dużo swobody i wypracowałam sobie z rodzicami świetny układ, zważywszy na to, że moi rodzice wyznawali genialną zasadę: "Im bardziej będziesz czegoś zabraniać, tym bardziej dziecko będzie to robić" więc miałam rozsądne podejście do alkoholu, fajek i czułam się taka... traktowana jak dorosła.
Jak skończyłam 18 lat, a potem liceum to jakoś nie uderzyło mi nic do głowy, a jak pisałam, najbardziej szalałam na 1 i 2 roku studiów.
A teraz wychodzi na to, że byłam drętwą nastolatką która mało co przeżyła.
Ja nie wiem, ale wśród moich koleżanek w wieku 15 czy 16 lat nie było takich, które ciągle chodziłyby na imprezy, już pomijając to, że do klubów rzadko kiedy wpuszczali takie małolaty. I dla nas było to normalne, że bywamy rzadko, alkohol mało która piła, fajki mało która paliła, nikt sie nie upijał, nie szlajał, nie jeździł autostopem, nie okłamywał rodziców, nie wyjeżdżał na samotne wakacje pod namiotem... I to wszystko było dla nas normalne. Jak się jedna koleżanka kiedyś tak upiła, że aż struła, to wszyscy znajomi byli zniesmaczeni i oburzeni.
Czyżbym miała koleżanki z kółka różańcowego, czy po prostu czasy się zmieniły...?
|