Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2005-11
Wiadomości: 4 120
|
Dot.: Mamusie MAJ-CZERWIEC 2013, cz.16 - Rozpakowywanie trwa :)
Za chwilę byłam już przeniesiona na porodówke.. Dostałam inną sale niż wcześniej ale też fajną, też pojedyńczą.. Na porodówce na nocnym dyżurze były ze 3 studentki.. Pomimo tego, że na patologii tuż przed przyjsciem na porodówke byłam pod KTG to mnie zaraz znowu podłączyli.. Studentka mi zakładała peloty.. Zaraz weszła położna – która była okropna.. W jej oczach był demon bez kitu..Gadała do mnie po imieniu zdrobniale, co normalnie strasznie lubie, ale w jej głosie czaił się szatan..
Jak założyli mi te peloty to znowu mi się zaczęło słabo robić.. myśle nie, ledwo żyje to jeszcze będę teraz w tych bólach przywiazana do łóżka..
aaa.. no i weszła położna-demon.. Kazała mi położyć się na plecach.. Ja ale teraz? A ona, że jak mówi, ze na plecach to teraz.. No to ja zdziwiona ale z tymi pelotami kładę się na plecach.. Zaczęła mnie badać jak świniaka coś gmerała w srodku a gmeraniu nie było konca.. Oczywiście badała mnie na skurczu ja płakałam żeby poczekała chociaż aż skurcz odpuści, bo nie wytrzymam, bo boli, ale ona tam w ogóle na to nie patrzyła.. W trakcie badania wywołała jeszcze większy skurcz, ja już zanosiłam się od płaczu..
Coś ze mnie wypłynęło, zasyfiło całe łóżko, nie miałam pojęcia co to, ale leżałam w tym cała mokra, brudna i klejąca się..Oczywiście na badaniu mnie nawet nie zakryła tylko goła tak lezałam ona łapy w środku co raz ktoś wchodził ktoś wychodził.. Jak w rzeźni..Chociaż tak mnie bolało, że nawet mi było wszystko jedno czy ktoś na mnie patrzy czy nie.. Miałam tylko nadzieje, że zaraz będzie maż, bo ja tu sama nie dam rady..
Od tego płaczu (tak myślałam) zaczeło spadać tętno.. 80, 90, 50 , 40.. Ktoś mi zaczął podłączać kroplówke, ktoś się wydzierał, że źle oddycham, że dusze dziecko, ktoś mi wepchnął maskę z tlenem..zleciała się cała masa ludzi.. Tetno spadało, ja próbowałam oddychać jak mi kazali.. Nikt nic nie robił, wszyscy lampili się w cyferki i było słychać to alarmowe pikanie. Pip pip pip. Ja z tego wszystkiego to nawet się cieszyć zaczęłam, że jak tętno spada to może stwierdzą, że trzeba cesarkę zrobic i się to skończy.. W koncu ktoś powiedział, że chyba piszę się nie dziecka tętno tylko moje i że musiała pelota się przesunąc.. Tłum się rozszedł.. Została tylko ta studentka co mi KTG zakładała, żeby mi je odłączyć i ją się spytałam co ze mnie wypłynęło.. Powiedziała, że czop śluzowy.,.
Położna-demon zarządziła, że mam wdychać gaz z azotem.. Ja tego gazu nie chciałam bo wiedziałam, że on bóli nie zmniejszy tylko mnie ogłupi.. Ale stała nade mna i kazała wdychać.. Oczywiście krzyczała, że źle oddycham, że nie w tym miejscu i wszystko źle.. Że 20 sekund przed skurczem wdychać, a ja nie miałam pojęcia co ile mam skurcze i jak wyczuć te 20 sekund.. Nie miałam w ręku telefonu.. W koncu jakoś ogarnęłam ten gaz i zaczęłam go wdychać.. Bólu może nie uśmieżył, ale byłam na tyle zrelaksowana, że oddychałam spokojnie i mniej napinałam ciało.. Co w sumie trochę ulżyło w odczuwaniu skurczy.. Gdzieś w międzyczasie zapytała czy chce znieczulenie jak dojdzie rozwarcie do 4 cm..Ja powiedziałam, że pewnie tak, że raczej nie dam rady bez.. Coś mi przyiosła coś podpisałam..
W koncu przyjechał meżu..Ja wtedy leżałam na łóżku, chyba było znowu KTG, w jednej ręce kroplówka w drugiej jakaś maska podłączona pod butle.. Ja cała w jakimś syfie, przykryta brudnym prześcieradłem.. Potem przyszła położna-demon, że mam siadać na piłce.. Odkryła to prześcieradło a tam zarzynany knur.. Wszystko wypaplane w krwi, ja cała brudna. Meżu się pyta czy to krew.. A ona, żę krew, że to poród i jak mu słabo to niech sobie wyjdzie.. A on, że się krwi nie boi tylko się upewnie czy jest wszystko w porządku.. Trochę jej się głupio zrobiło dała mi piłkę i wyszła..
Mi na widok męża znacznie ulżyło, zwłaszcza, że ta położna przy nim już nie mogła się nade mną tak pastwić bo by jej nie dał.. Jeszcze mi się niedobrze zrobiło.. zaczęłam krzyczeć ze zaczne rzygać, przynieśli mi jakieś naczynie, ale miałam odruch wymiotny ale nie rzygałam, za to puścił mi pęcherz i zasikałam całe łóżko..Odłączyli mnie od aparatury…Przynieśli piłkę..
Powiedziałam, żę chce się umyć przed tą piłką. Poszłam pod prysznic. Tam siedziałam na piłce i lałam się wodą.. Była jakaś taka średnio ciepła.. zaczęło mną całą telepać, szczęka, nogi, ręce nie mogłam przestać.. Umyłam się i wyszłam było mi strasznie zimno a drgawki nie przestawały.. Siadłam na piłce i się bujałam.. Oczywiście wcale mi to nie pomagało.. W ręku miałam gaz i wdychałam.. Maz mi włączył muzykę, w tle leciał Bob Marley – Don’t worry about a thing,causa every little thing gonna be alright..ja jarałam się gazem i bujałam w lewo i prawo.. Męzu gadał do mnie jakieś rzeczy bo mówiłam, żeby coś do mnie non stop mówił. Nie mam pojecia o czym, ale gadał jak najęty a ja słuchałam..Co raz przychodziła położna i pytała co ile są skurcze i mi mówiła, że jak nie będzie regularnych skurczy to mi nie dadzą znieczulenia.. Tak jakbym ja specjalnie skurcze hamowała, żeby ich nie było.. i jakby to moja wina wszystko była ..
Meżu mówił, żębym już gazu może nie wdychała.. ale kiedy tego nie robiłam to skurcze bywały nie do zniesienia..
__________________
/// tralalala///
Wojtek
Edytowane przez maarchewka
Czas edycji: 2013-05-25 o 01:08
|