Mój poród:
W 15 czerwca poszłam spać około godziny 23, nie miałam żadnych oznak zbliżającego się porodu, czop był na swoim miejscu, czułam się super i dlatego byłam przygotowana że w poniedziałek będę musiała się stawić na wywoływanie... Obudziłam się w nocy około godz 3 poszłam na siku i nic, wróciłam do łóżka, nagle poczułam taki ból jakbym miała mieć biegunkę

więc poszłam jeszcze raz do wc a tam nic dalej boli ale to nie to więc wróciłam do łóżka i bolało dalej. Próbowałam zasnąć ale nic z tego bolało dalej, ból zaczął się nasilać i przekształcił się w skurcze które były od razu co 3 min

nie wiedziałm co jest grane czemu od razu takie częste, koło godz 5 obudziłąm męża żeby się powoli zbierał bo jednak chyba dziś pojedziemy do szpitala, ja dopakowałam torbę, umyłam się, ubrałam i poszłam zjeść sniadanie w tym czasie skurcze się tak nasiliły że ciężko było cos zjeść. Wstala mama i mówi mi ze jak mam skurcze co 10-15 min to ze trzeba powoli jechać do szpitala a ja jej mowie ze ja mam co 2-3 min

zaczeli mnie z mezem pospieszac wiec o 6.15 pojechałam do szpitala. w drodze (40min) skurcze były już co 2 min. Na IP byłam o 7, o 7.15 mnie przyjęli z 2,5 cm rozwarcia i mówią że będziemy dziś rodzić a ja myślałam że to fałszywy alarm

heh. podpięli mnie pod ktg, siedziałam tam chyba z godzinę, masakra w takiej niewygodnej pozycji. Przyszedł znowu lekarz zbadał mnie już 4 cm, przebił mi pęcherz z wodami, poczułam takie fajne ciepło (jak się później okazało wody były już zielone o czym mi nikt nie powiedział) i kazał mi pochodzić po korytarzu ale ja chodzić nie mogłam lepiej mi się siedziało więc siedziałam sobie na kiblu

tak najmniej bolało. po jakimś czasie przyszła położna i mówi żeby poszła pod prysznic to mi ulży więc siedziałam pod prysznicem ale znowu przyszła i mówi zebym przyszla do nich bo chcą mnie zbadać (straciłam poczucie czasu ) . Zbadała mnie i mówi że mamy pełne rozwarcie było jakoś po 10 godz. Śmiała się ze mnie że tak cicho siedze ze urodziłabym tam w łazience a one by nic nie wiedziały. kazala mi robic przysiady na skurczu żeby mala szybciej zeszła na dół. W końcu mówię jej że chce mi się kupę i więcej nie wytrzymam położyli mnie na tym łózku porodowym i kazali przeć, po kilku parciach mnie nacieli, potem jedno parcie i wyskoczyła Malutka. Dali mi ją do pocałowania, pokazli ze dziewczynka

potem zabrali ważyć i mierzyć. przynieśli jeszcze raz ale mi powiedzieli ze zabierają na noworodki. Mi nie chciało odejść łożysko, czekałyśmy na nie chyba z 10 min ale w końcu samo wypłynęło.. Zaczęli mnie szyć i to było najgorsze z całego porodu ale wytrzymałam. Miałam 4 szwy i w środku rozpuszczalne.
Ogólnie poród wspominam dobrze i stwierdzam że nie było się czego bać, owszem bolało ale jak dla mnie ból do wytrzymania. Byłam zdziwiona że tak szybko poszło, myślałam że może wieczorem urodzę a tu niespodzianka o 11.15 urodziłam

Zresztą takie dzieciątko wynagradza wszystkie bóle
