Wybaczcie, ale nie nadrobię
U nas maskara, jesteśmy 3 dzień w szpitalu

Maluch w sobotę był marudny, płaczliwy, skarżył się na brzuszek. Zakładałam, że to osławione kolki, kupiłam Bobotic, po trzecim karmieiu z zastosowaniem kropelek było lepiej, choć maluch był jakiś taki smutny.
Jazda zaczęła się w nocy. O 2.00 blisko 39 stopni gorączki u mojego 5-tygodniowego brzdąca

Rajd po pogotowiu i wpakowali nas do szpitala. Okazuje się, że to fuckane rotawirusy, nie wiadomo nawet kiedy kruszek złapał to diabelstwo.
Dzięki niebiosom dość szybko spadła gorączka, Juluś już czuje się świetnie. Przy czym badania trzeba było zrobić na maksa szczegółowe, bo z taką historią nie ma żartów. Lekarze cały czas przymierzają się do punkcji lędźwiowej żeby wykluczyć jakieś choroby układu nerwowego, konsultowali się ze szpitalem chorób zakaźnych. Tam im powiedzieli, że to bardzo prawdopodobne,że te same rotawirusy mają taki ostry przebieg i to może nie być nic innego. Także punkcji na razie nie będzie - aż dostaniemy wyniki posiewu krwi.
Wszystkie wyniki badań są już w normie, tylko wysokie (już szybko spadające CRP) wskazuje, że to jakaś infekcja. Maluch ma super apetyt więc to świetnie rokuje. Waży już bagatelka 5180 gramów i ubranka z H&M na 2-4M leżą jak ulał
Musi być dobrze
