Ja dziś po przedpremierowej wizycie u gina - Guciak zapowiada sie na 3300, bez komplikacji (przepływy w mózgu i tętno idealne), 6 lutego o 7 rano mam sie stawić w szpitalu na czczo (czemu tak szybko sama nie wiem

) a 7 lutego rano wyciągną mojego synka. Ucieszyłam się ze wszystko zapowiada się dobrze, mój ojciec odwiózł nas do domu, położyłam sie na chwilę na lozko.. I się rozbeczałam :/ Nie wiem czy to hormony właściwie czy jakiś strach albo napady księżniczkowatych nastrojów w moim wykonaniu

jakoś tak mi wszystko siadlo i mnie załamalo. Raz ze wróciłam do rodziców zeby zamieszkać z nimi na miesiac gdzie mi pomogą i wesprą z moim pierwszym dzieckiem po cc. Tylko ze tu jest zawsze chaos (12letni brat, 4letni brat, rodzice wiecznie krzykliwi, czasami jako denicja bardziej pasuje dom wariatów niż rodzinny), stale sie wymaga pomocy i nie będę traktowana ulgowo tylko przeciwnie - juz mi mówią ze cc to zabieg kosmetyczny wiec szybko dojdę do siebie, z moją matka jestem dopiero jeden dzień i kocham tą kobietę ale wszystko musi byc tak jak ona chce wiec laktatorach nie kupię bo będę miała brzydkie cycki, a pampersow new born używa sie przez poł roku a nie 3 tygodnie, jak jej powiedziałam ze czytałam inaczej to juz śmiertelnie sie na mnie obraziła ze po co przyjeżdżam skoro nie polegam na niej i wszyscy wiedza lepiej niż ona, takie mocne wywijanie kota ogonem

wiec juz jestem teraz mocno zestresowana ze ten pierwszy miesiac to nie będzie moje dziecko tylko mój sprawdzian.. A zeby mi sie noga nie podwinela i żebym nie miała swojego zdania

do tego mój facet jest studentem, teraz mają sesje i przyjedzie tu dopiero na dzień przed moim pójściem do szpitala - niby to rozumiem ale kiedy sie boje i mam masę głupich myśli to on jedyny potrafi mnie uspokoić i akurat kiedy tego wszystkiego jest we mnie od groma to go nie ma - sugerowalam zeby dojeżdżał (120 km w jedna stronę niestety) ale uważa ze musimy zaoszczędzić - z jednej logicznej strony zdaje sobie sprawę z tego ze ma racje, ale z drugiej, tej mojej emocjonalnej? Jakoś w środku mam mu za złe, moja rodzina jest bardzo krytyczna i co chwile ktoś sie na kogoś obraza, wiec nie ma szans ze pójdę sie przytulić i przyznam ze sie np boje cewnikowania bo przecież by mnie wyśmiali ze jestem żałosna, co by miało tylko efekt odwotny, a idiotycznie nie wiem czemu akurat teraz takiego przytulania potrzebuje najbardziej (sadze ze to cholerne hormony

). Dodatkowo jeszcze strasznie sie martwię tym ze panuje oficjalna opinia o moim szpitalu w którym bede rodziła ze położne te na noworodkowym są bardzo niesymoatyczne - nie ma co liczyć na ich wsparcie juz po porodzie, a po cc nie potrafię przewidzieć czy będę w stanie zająć się moim synkiem czy nie. Uprzedzajac pytania - mam wybitne zaufanie do mojego gina, jestem całkowicie spokojna ze jezeli by podczas operacji lub po z Guciem cokolwiek miało pójść nie tak to on wie co robi, dlatego mimo opinii o położnych będę tam rodzić bo to wlasnie tam on ma dyżury. W dzień wizyty trwają tylko godzinę (łącznie z ojcem dziecka!!) i jest to bardzo rygorystycznie przestrzegane, wiec przez 23h na dobę jestem ja sama i mój dopiero co urodzony synek, w głowie juz mam wizje jak mój Gutek płacze przeraźliwie potrzebując mojego wsparcia, w końcu pierwszy raz będzie "sam", a ja nawet nie jestem w stanie go podnieść zeby przytulić.. A co dopiero jeszcze laktacja.. I teraz trochę śmieszny aspekt tego wszystkiego - ani razu nie płakałam z tych powodów, cały czas staram sie sama w głowie przekonać ze będzie dobrze, ze w domu będę tylko miesiac i wrócimy do siebie, ze mój TŻ niedługo przyjedzie, przytuli mnie i moje hormony na tle emocjonalnym tez sie skończą, ze położne jednak bedą spoko - to wszystko było jeszcze luz. Po czym po wizycie u gina rozmawiałam z położną co i jak i sie okazało ze nie mogę sie ogolić sama tylko one bedą mnie goliły, lewatywę będę miała robioną juz na miejscu, w szpitalu, cewnikowanie będzie przed zjieczuleniem, a do tego całą dobę wcześniej juz mam sie pojawić na czczo a ja przynajmniej raz na poł godziny pije wodę Żywiec, taką serio mam manie z piciem - te prozaiczne glupotki które w ogóle nie mają znaczenia sprawiły ze sie załamałam i rozbeczałam jak małe dziecko

n wiem czy za dużo było tego wszystkiego czy gorszy moment, po wypłakaniu sie juz był większy luz, pogładziłem sobie bolący brzuch (Gutek popierdzielił drogi i dziś cały dzień stara sie wyjść moim pępkiem) i trochę uspokoilam ale ten dzień nie należał to najbardziej udanych :/ zaznaczę: na co dzień nie jestem taką beksą, podejście mam bardzo realistyczne, wiec kolejny powód zeby płakać - mój ciążowy żelek coraz bardziej mi dokucza
Przynajmniej mam was zeby sie wyżalić
Wysłane z aplikacji mobilnej Wizaz Forum.