Dziewczyny, zakładam wątek na podstawie tego, z czym często można się tutaj spotkać. Mianowicie chodzi o miłość. Użytkowniczki często gęsto piszą o swojej wielkie miłości, o tym że życie bez niego to w ogóle jest niemożliwe, nie wyobrażają sobie rozstania, kochają na zabój no w ogóle miłość na maksa...
Nie wiem, czy to ja dziwna jestem czy co ale nigdy tak nie myślałam o żadnym facecie. Oczywiście, kocham, chcę mu pomagać, chcę aby było mu jak najlepiej, chcę uszczęśliwiać ale szczerze? Wyobrażam sobie życie bez niego. W końcu przeżyłam 23 lata bez niego - dlaczego mam uważać, że załóżmy po zakończeniu związku moje życie będzie nie do zniesienia?

Wolę żyć z nim ale wiem, że nie nastąpiłby koniec świata po rozstaniu. I zastanawiam się, czy to normalne, czy jednak taka szaleńcza miłość 'albo my albo nic' to jest dobre? Mnie osobiście wydaje się jednak, że to po prostu chore.
Nie jest to moim palącym problemem, po prostu chciałam podyskutować
