Hej
Ssak śpi więc ja wrzucę swój opis pordu. A nóż widelec komuś pomoże

No więc jak wiecie leżałam w szpitalu od dłużeszego czasu przed porodem. 25 kwietnia od 4 miałam regularne skurcze co 5 minut poszłam do położnej ta sprawdziła tętno małej i stwierdziła, że to to. Kazała się pakować i na porodówkę. Tam KTG, Skurcze powyżej 100 3 badania szyjka nie rozwiera. Ale z każdą godziną skurcze cichły i tak wyciszyły sie do 0

Obchód i decyzja że wracam na patologię.
I tak mi leciały dni tam dni. Dwa razy dziennie ktg, gdzie codziennie coś się nie podobało. Jak nie za spokojna to za ruchliwa i tak w kółko. Ale ja czekałam...
Aż wkońcu pamiętnego 03.05.2014r

Obudziłam się o 6 z takim dziwnym mokrym czymś w gaciach. Poszłam do kibelsona a tam na podpasce dużo sluzu. Powiedziałam o tym położym, dały mi podkład i kazały leżeć po czym przyszły zajrzały zadzwoniły do lekarza ale ten mnie na porodówkę odesłał. Więc spakowałam się i zeszłyśmy. Tam oczywiście nie były pewne czy to wody czy śluz...

Podłączyli ktg i cisza. Ok 8 zmieniła się obsada i tam wielka niespodzianka. Znajoma położna i lekarz z mojej miejscowości przekazali im kto ja jestem i od razu inaczej gadaliśmy. Lekarz zbadał 2cm i kazał podać oksy. Wtedy napisałam do madzi

Zaraz przyszedł inny lekarz i stwierdził ze pęcherz pełen i stwierdził że ja dziś urodzę. Przebił i zrobiło się ciepło i mokro...
W między czasie przyjechał mąż z mamą i ciocią.
Na początku skurcze ok, a między nimi śmiech i opowiadanie o dupie maryni
Z każdą minutą nasilały się i ok 11 poszliśmy do wanny tam relaks bo skurcze bolały, ale dało się przeżyć. Podobno darłam się jak dzika

Po 40 minutach wróciłam na sale, badanie i szyjka nie chce rozwierać

Więc masaż i krzyk mój gdzie mąż już bladł. Dostałam zastrzyk w dupsko co by szyjka szybciej puszczała. Skurcze przycichły... Ale okazało się że oksy nie idzie w żyłę, więc kolejny wenflon. I tu już zaczęło się dziać... Skurcze co chwilę ale ta szyjka nadal ok 6 cm. Decyzja pod prysznic. Tam pół godziny i 9 cm. Delikatny masaż. I zaczęłam przeć. Najpierw przy łóżku co by główka niżej zeszła. Później na czworakach na łóżku i tu to pomogło dużo. Zaraz chyc na plecy parę "pustych" I później wielkie skupienie i wyszła główka

Nie chciałam dotknąć

I cisza masowały sutki i zaraz kolejny skurcz i o 15:10 wyskoczyła moja rozkrzyczana kruszynka jak z procy

Ja w szoku że to już

Nie dostałam jej na piersi od razu bo pępowina krótka.
Mąż dzielnie przeciął i dostałam ją do siebie

Wtuliła się we mnie i płakała mąż pocykał jej do uszka i się uspokoiła, tak robił do brzucha. Później zabrali posprawdzali. Wsio ok 10/10 i serducho też ok.
Leżała sobie u mnie a mnie szyli. Długo i dokładnie. Do tego dostałam znieczulenie. Dwie godziny na sali porodowej i później na salę do siebie. Miałam jednoosobową z łazienką na dwa pokoje. W pokoju obok koleżanka z gimnazjum

Ogólnie ból opisywałam w skali do 10 na 7, także wytrzymałabym więcej jeszcze. Przy partych już nie bolało.
Zostałam nacięt, bo wolałam to niż popękać w każdą możliwą stronę. Nie czułam nacinania.
Opieka na porodówce super, ale już noworodki i położnictwo tragedia. Nikim się nie przyjmują i zero pomocy.
Po 40 minutach zrobiłam siku, a na drugi dzień już coś więcej. Od razu chodziłam i nie poddawałam się. Zero przeciwbólowych i innych. Dałam radę i powiem Wam, że jestem spełnioną kobietą, która przetrwa wszystko!!!
Ogólnie poród I faza 4,45 h , II faz 25 minut