Napisane przez alexandraa13
Raz już zerwałam tą znajomość i po roku wróciłam do niej na normalnej, koleżeńskiej stopie. Było dobrze, do czasu...
Nie chciałam tego pisać, bo doskonale wiem jakie będą komentarze, a jest mi naprawdę ciężko tego "słuchać".
Pisząc w dużym uproszczeniu, kiedy go zirytuję (a jest to bardzo częste) nie panuje nad sobą i często mnie obraża, wyżywa się, pokazuje swoją pogardę itd., jest bardzo porywczy i potrafi się zachować w przerażający sposób. Powtarza mi zawsze, że jego zachowanie jest wynikiem mojego, więc pretensję mogę mieć tylko do siebie (czyt. nie zasłużyłam na lepsze). Nie lubi kompromisów, jest spokojny i zadowolony dopiero kiedy jest dokładnie tak, jak on chce. Nie ma takiego momentu, żebym miała pewność 100%, że w przeciągu 15minut nie wyjdę zaryczana od niego, przysięgając sobie, że to był ostatni raz.
Przewagi nie czuje, bardziej chodzi o to że jest jedyną osobą, której naprawdę na mnie zależy, fakt że w chory sposób. Raczej czuje się ofiarą, mam niestety dużą łatwość do wchodzenia w tę rolę.
Z terapią jest taki problem jak pisałam...Mówiłam już terapeutce, że moim zdaniem nasza relacja jest fałszywa i ona uważa mnie za kogoś lepszego, niż jestem, że to co o mnie uważa, jest nieprawdą. Ona twierdzi uparcie, że wie co ma myśleć i nie dałabym rady jej zmanipulować. Jeśli jej powiem, to też przedstawi to na pewno tak, że to nie moja wina i ze mną jest wszystko ok.
Nikt mnie nie będzie wspierał, bo nikt się nie dowie, nie ma szans (tzn. terapeuta ewentualnie, ale nikt inny).
|