jak łapać okazję, byka za rogi?
Hej,
od pewnego czasu od jakiegoś roku czy 9 miesięcy podchodzę do życia bardzo racjonalnie i logicznie. Jednak w moim życiu nic się nie dzieje ciekawego, nie ma powiewu świeżości itp. Tak jakbym nie łapała okazji, bo na coś czekam, bo coś mi nie pasuje. A później mogę już tego nie dostać, ta rzecz może do mnie nie wrócić. Tak jakby miało się tylko 1 szansę.
Ostatnio się o tym przekonałam- pisanie z chłopakami, moje odmawianie wyjść na randki bo akurat siedzę w książkach i mam 3 egzaminy w tygodniu. Z jednej strony uważam, że albo mam niefart i nieszczęście w tych sprawach, albo nie umiem pogodzić sobie życia, zorganizować tak, aby nie być tylko skupioną na 1 rzeczy.
Później takie osoby ( po moich egzaminach) zwykle nie chcą sie ze mną spotykać, mimo moich wiadomości i chęci. Mam o to do siebie żal.
Je sli chodzi o pracę- boję się czasem wziąć czegoś w ciemno jak ktoś mi zleci zlecenie- znajomi, jego znajomy- bo boję się wyjść ze strefy komfortu. Zwykle wysyłałam CV i ktoś brał mnie na rozmowę - wszystko szło tak 'gładko'. Boję się jak coś jest nieplanowane, nie idzie po mojej myśli. Kieyd ktoś mnie czymś zaskakuje.
Kiedy życie mnie zaskakuje.
Boję się, że jestem jakaś mentalnie stara. Bo musze mieć wszytsko uporządkowane- mimo, że wydaję się osobą zabieganą i nieogarnięta. Taki paradoks.
Nie wiem jak mam brać byka za rogi- kiedy ktoś mi proponuje randkę, kiedy ktoś proponuje zlecenie. Bez dodatkowych wymyślań i analiz. A nuż coś tam lepszego w przyszłości mi się nadarzy, a nuż ktoś mnie zaprosi tego dnia wiec nie będę mieć czasu.Mam z tym problem, proszę o radę.
Pozdrawiam
PS widzę, że czasem zycie prowadzi się na wariackich papierach- że dużo spraw jest niedopięta w 100% a i tak wychodzi. Widzę, że ludzie robią jakieś machlojki w każdej branży, nikt nie jest profesjonalistą. W szkole, na studiach uczyli nas bycia profesjonalnym, bycia zawsze na czas, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Ja od maleńkości jestem punktualna, nienawidzę się spóźniać, sama mam wyrzuty sumienia jak się spóźnię 15 min obojętnie gdzie. A widzę, że ludzi to nie obchodzi. Widzę, że ludzie się nie przejmują i idą dalej zostawiają jakieś niedociągnięcia dalej i prą do przodu. A jak ja widzę, że coś nie jest w 100% wykonane to siedzę po nocach i to poprawiam ( projekty grupowe, indywidualne, konkursy), bo mi wstyd że wysłałabym coś niedokończonego, pokazałabym coś nieskończonego komuś obcemu.
Rodzice uczyli mnie od zawsze, że trzeba coś wykonać skończyć w 100% i później się pochwalić. Żeby nie mówić HOP póki się nie przeskoczy, żeby nie kusić losu. Widzę że ludzie chwalą się rzeczami których jeszcze nie dokonali, chwalą się że mają pracę, mimo, że dopiero poszli na rozmowę, chwalą się że zdali egzamin mimo, że do niego podeszli. Nie rozumiem.
Czy ja myślę jakoś staroświecko?
Edytowane przez slydslyd
Czas edycji: 2015-06-16 o 19:18
|