Hej dziewczyny! Niestety nie jestem w stanie nadrobić wszystkiego, choć coś tam podczytywałam, ale coś mi się poprzestawiało w telefonie i nie mogłam pisać. Jesteśmy w domu od czwartku i dziś siadłam i napisałam dla Was jak to było u mnie...
W środę (28.10.) pojechałam na ktg, miał być kontrolny zapis. Byłam do tego stopnia szalona, że pojechałam sama autem, bo potem miałam jeszcze jechać na ostatnie zakupy

Po podłączeniu pod ktg i po parunastu minutach przyszła położna i zaczęła kręcić nosem, zapytała do kogo chodzę i poleciała po moją gin. Ona przyszła i się za głowę złapała, powiedziała, że od razu do przyjęcia na oddział. Ja zrozumiałam z tego tylko tyle, że ta oscylacja między ruchami a tętnem płodu się nie zgadzała, tzn. za mało się ruszał, a za wysokie miał tętno… Tak się wystraszyłam, że aż się popłakałam. Dobrze, że pojechałam ze swoją torbą (tak mi gin kazała na wszelki wypadek). Przy przyjęciu okazało się, że mam długą i zamkniętą szyjkę, jak to lekarz dyżurujący powiedział „szyjka, aż pod gardło”

Z tego stresu zaczęły mnie łapać jakieś delikatne skurcze, było może południe… Koło 16 powtórzyli mi zapis, który wyszedł idealnie, ale te skurcze… Lekarz znów mnie zbadał i nic… Czekać, czekać… Poszłam spać i koło 4 nad ranem obudziły mnie coraz mocniejsze skurcze, z krzyża… Rano ktg, zapis znów nie bardzo… Po obchodzie znów badanie, rozwarcie 2-3 palce, skurcze… Zabrali mnie na usg, tam wszystko dobrze, tylko te skurcze… nic nie pisze się na ktg, bo te cholery z krzyża, a boli coraz bardziej… Spotkałam moją gin, zabrała mnie do zabiegowego, tam sama mnie zbadała, potwierdziła to co wszyscy, czekać…. Po południu ktg, zero skurczy, a ja się coraz bardziej zwijam z bólu… Wszyscy zaskoczeni, no bo jak to tak, brzuch prawie, że miękki a ja tak się zwijam, że usiąść nie idzie, leżeć nie idzie, stać nie idzie… Słodki Jezu sobie myślę, co to jest?! Przyjechał TŻ, posiedzieliśmy na korytarzu, ja stałam przy barierce i zęby w nią prawie wgryzałam. Te skurcze co 10 minut, regularne, ale krótkie max 30 sekund. Poszłam wieczorem do dyżurki, mówię, że rady nie daję z bólu, a one żeby obserwować, iść pod prysznic, po brzuchu się wmasować i za sutki wyciągać. Poszłam. Pod tym prysznicem to prawie upadłam taki mnie skurcz złapał… Tam czopa zobaczyłam, obrzydlistwo, ogromny, brązowy i z krwią. Myślę sobie „ohoooooo”. Położyłam się. Była gdzieś 22, zaczęłam liczyć te skurcze, przez godzinę miałam co 6 minut, trwające koło minuty. Z bólu gryzłam wargi i zaciskałam ręce na metalowych obręczach łóżka. Dziewczyny mówią, żebym szła bo się zamęczę i niech oni coś zrobią. Poszłam najpierw do łazienki, tam pełno krwi na majtach, potem prosto do dyżurki, a tam taki skurcz mnie złapał, że położna szybko zadzwoniła po lekarza. Zbadał mnie i powiedział, że rozwarcie 4 cm, ale przy nim znów skurcz, że znów się osunęłam… No to lekarz „Na porodówkę!” Wróciłam na salę, spakowałam torby i pojechałyśmy z położną na porodówkę. Byłam tam równiutko o północy. Tam papierologia, wywiady, cuda, wianki. Potem badanie, przebranie, lewatywa

i na salę porodów rodzinnych, tam wypas, wygodne łóżko, telewizor, prysznic. Położna kazała zadzwonić do męża, bo się rozkręca. No to zadzwoniłam. Przyjechał, była gdzieś 2 w nocy. Dostałam kroplówkę nawadniającą. Ja leżałam na łóżku, a mąż siedział przy mnie. Co skurcz, to łapałam go za rękę, a on przypominał mi, żebym oddychała. Jak było gdzieś 6 cm, to podpięli mi kroplówkę z oksy, co spotęgowało i nasiliło skurcze. Jezu! Chciałam wyć. Brzuch prawie, że miękki a ból nie z tej ziemi. Potem posiedziałam trochę na piłce, troszkę lepiej było, chodzić się nie dało, normalnie ból podcinał mi nogi

Jak położyłam się przed 5, tak już nie wstałam. Nie byłam w stanie. Skurcze miałam może co minutę, trwające ponad minutę. Co troch przychodzili lekarze, badali mnie. Rozwarcie postępowało. O 7 rano zmieniła się zmiana. Przyszła inna położna, Boże! Anioł, a nie kobieta! Mówiła co mam robić, czego nie. Ona mówiła co robi, co się dzieje. Jeszcze za starej zmiany przyszedł lekarz i mnie zbadał, powiedział, że przy następnym skurczu pęknie pęcherz. I tak było. Uwierzcie mi dziewczyny, nie da się tego z niczym pomylić. A jakie to przyjemne było przez chwile, takie ciepłe

Razem ze zmianą ekipy, zaczęły się skurcze parte. Trwały godzinę. Zupełnie inny rodzaj bólu, taki rozrywający, wypychający, ale na prawdę do przeżycia. Tż podtrzymywał mi głowę i trzymał za rękę. Położna w pewnym momencie mówi „Widzę już główkę!”, na co ja „ A ma włosy?”

, a ona w śmiech i „tak, ma” Że tak powiem popchnęłam jeszcze może ze dwa razy i urodził się Jaś

Boże co za uczucie! Jakby ktoś wyłączył przycisk z bólem. Nie było tego, w ogóle się o tym nie myśli gdy tylko zobaczysz dziecko. Ulga, szczęście, miłość, Jezu to były takie emocje, że nie jestem w stanie ich opisać. Nie było tego całego bólu, cierpienia, liczyło się tylko to dzieciątko, które całe takie fioletowe (był okręcony 2 razy pępowiną) i upaćkane leżało na mojej klatce i wpatrywało się we mnie tymi swoimi wielkimi oczyskami. Po jakimś czasie zabrali mi go na badania, ważył 3350 g i miał 51 cm, dostał 10 punktów. To było wszystko w tej samej sali, miałam go cały czas na oku, podczas gdy mnie zszywali, bo nie udało się uniknąć nacięcia. Na ostatnich 15 minutach na sali pojawiła się przez przypadek moja gin i jak tylko mnie zobaczyła, to została i ona mnie szyła. Potem jak już leżałam na obserwacji jeszcze przez 2 h, to przychodziła i a to sprawdzała, a to pytała czy wszystko ok. Potem pojechaliśmy na oddział, poleżałam jeszcze 1,5 h, po czy wstałam, pomalutku pochodziłam, a po kolejnych 2 h poszłam pod prysznic

Położne mówiły, że jestem niemożliwa

W szpitalu spędziliśmy prawie tydzień. Jaś miał wysoką żółtaczkę, nie obyło się bez naświetlań. Ja siedziałam przy tym inkubatorze, pilnowałam g, bo był strasznie nerwowy i ściągał sobie tą ochronną opaskę. Byłam strasznie zmęczona i niewyspana. Marzyłam o pójściu do domu. Synek przeszedł szereg badań ze względu na moją cukrzycę, ale wszystko w najlepszym porządku. Ma tylko małego krwiaka na główce po porodzie, który wchłonie się do 3 miesięcy.
Odkąd jesteśmy w domu jest cudownie

Jestem wyspana, dom ogarnięty, dzisiaj nawet szarlotkę piekę

Dzieciątko jest grzeczne, ładnie je, wiadomo, że czasem musi popłakać

Teraz śpi z tatusiem
Gratuluję wszystkim mamusiom! I życzę powodzenia jeszcze tym nierozpakowanym
Obiecuję odzywać się jak tylko synek da pozwolenie!
