2008-10-03, 14:54
|
#892
|
|
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2006-09
Wiadomości: 466
|
Dot.: Jak zimowe zawieruszki uczyniły z nas mamuśki: Wrześniowo-Październikowe Bobasy
Iwa ja miałam specjalną koszulkę do porodu ale nie zdążyłam jej ubrać bo szybko urodziłam - na izbie przyjęć wystroiłam się do badania w nowa ładną piżamikę no i w koncu w niej przywitałam moją córcię Ale nie odniosła zbyt wielkich obrażeń - jedynie kiedy położyli mi małą na brzuchu to trochkę się zaplamiła...
Oficjalnie melduję sie na odchowalni... Wklejam opis z poczekalni:
A co do porodu to generalnie mówiąc poszło szybko - położna stwierdziła że jak na pierwszy poród to tempo zawrotne. Opiszę go tak raczej technicznie... ale nie mam siły na nic więcej...
Od piątku miałam nieregularne skurcze (tak jak z resztą pisałam w postach), które w niedzielę ok. północy stały się coraz mocniejsze. Aha, rano w niedzielę odszedł mi czop.
Ok. 4 zdecydowałam ze chyba czas się szykować bo skurcze nagle zrobily się całkiem bolesne. Umyklam głowę, obudziłam tzta, zrobiłam lekki make up i do szpitala Na porodówkę trafiłam ok. 6.15 z 7 cm rozwarciem - nie było już czasu na lewatywę, nie wspomne o znieczuleniu. Na początku leżałam pod ktg i żartowałam z tztem ale żarty dośyć szybko sie skończyły bo nadeszły naprawdę mocne skurcze przy których położna kazała mi kucać przy łóżku... A ja miałam ochotę wyć - nie wiem czemu ale jakoś tego nie robiłam i cały poród przeszedł prawie bezgłośnie . W każdym razie w tych momentach podtrzymywała mnie na duchu tylko myśl że skurcz za chwilę minie - warto o tym pamiętac.
Po kilku takich razach położna kazała się położyć i zbadała, chyba przebiła przy tym pęcherz bo czułam jakby wiadro wody ze mnie popłynęło. No i potem nadeszło dla mnie najgorsze - parcie. Nie dlatego, zebardziej bolało - ja nie nazwałabym tego bólem nawet... Tylko takie dziwne uczucie naporu od środka dla mnie bardzo nieprzyjemne... Nie mogłam wypchnąć główki dlatego po jakichś 4-5 partych, z których jeden czy dwa poszły na marne bo wypuściłam powietrze zamiast przeć, nacięto mi krocze (czułam ze położna to robi ale też nie bolało).
O 8. 35 nasza księżniczka była już na świecie.
Tż spisał sie świetnie, wszystko widział dokładnie i o dziwo nic go to nie ruszyło
No i jeszcze fotka Kalinki:
|
|
|