Jaki język obcy wybrać?

[tamtaglista]

Napisane przez DiannDevil1214

Wybieram język angielski. To według mnie jest najlepszy język bo to według mnei przyszłościowy język. W biznesie na pewno każdy będzie go używał i w biznesie na pewno każdy musi go umieć. Inne poboczne języki się pomija i wszyscy nadal się tylko dogadują po angielsku - czy to bristish czy american english

Hahhahahahaha

[Lottie69]

Napisane przez vermelha

Język nie składa się z niczego moim zdaniem. Może pochodzić z tej lub tamtej rodziny i mieć zaporzyczone słowa i/lub gramatykę w mniejszym lub większym stopniu jak język angielski który jest językiem germańskim z ogromnym wpływem łaciny i języka francuskiego (słowa typu duvet, bouquet etc.)

Polski nie jest najtrudniejszy pod żadnym względem. Węgierski i estoński mają więcej przypadków niż my, czeski trudniejszą wymowę (z powodu małej ilości samogłosek w słowach), chiński jest trudniejszy w piśmie. Polski nie jest łatwy, ale i nie aż taki trudny.

Polska gramatyka nie jest łatwa, zobacz jaka jest ilość wyjątków. Mamy też trudne głoski do wymówienia dla obcokrajowców, ortografia też jest wg. mnie trochę zwariowana jak dla obcokrajowców (rz, ż, ó, u, ch, h).
Sami Polacy mają problem z prawidłowym użytkowaniem naszego języka, a co dopiero obcokrajowcy
Chiński trudny w piśmie? No ja bym powiedziała że tony są o wiele trudniejsze do opanowania, któryś poliglota nawet stwierdził, że dla obcokrajowca niemożliwe jest nauczenie się chińskiego na takim poziomie jak rodzimi użytkownicy.

Angielski jako jedyny język? Łolaboga!
Myślę, że nadal warto znać niemiecki, francuski, hiszpański i rosyjski. Angielski jest już przyjmowany za pewnik, że trzeba go znać, ale coraz częściej trzeba znać też drugi na poziomie zaawansowanym.

[ance]

A gdzie się uczysz?

[Maguda_]

Wrzucam ciekawostkę, szczególnie drugi wykres jest ciekawy, chociaż z drugiej strony gdy patrzy się na sytuację polityczno-gospodarczą większość odpowiedzi można się spodziewać http://i100.independent.co.uk/articl...es--bJ5uU51jZl

[Palmiasa]

Angielski to podstawa, dzisiaj posługują się nim wszyscy, więc nawet nie liczy się go jako język obcy tylko jako coś oczywistego, dlatego oprócz angielskiego warto znać jeden...albo dwa języki obce. Wg mnie jeden z nich powinien być językiem popularnym (niemiecki, hiszpański, francuski, rosyjski), a drugi jakimś bardziej egzotycznym (fiński, węgierski, litewski, chiński).

[Nineveh03]

Napisane przez Palmiasa

Angielski to podstawa, dzisiaj posługują się nim wszyscy, więc nawet nie liczy się go jako język obcy tylko jako coś oczywistego, dlatego oprócz angielskiego warto znać jeden...albo dwa języki obce. Wg mnie jeden z nich powinien być językiem popularnym (niemiecki, hiszpański, francuski, rosyjski), a drugi jakimś bardziej egzotycznym (fiński, węgierski, litewski, chiński).

"Wszyscy" to takie piękne określenie na grupę ludzi, która tylko i wyłącznie żyje w naszej wyobraźni, a którą tworzy się na podstawie obserwacji tylko i wyłącznie najbliższego środowiska.
Nie, nie wszyscy posługują się językiem angielskim. Tak, dość sporo osób jest w stanie powiedzieć "I am from Poland, hello", ale mało kto może pochwalić się znajomością angielskiego na poziomach B2/C1, o czym może chociażby nam powiedzieć ilość wątków "jak nauczyć się języka angielskiego" i tym podobnych.
Swego czasu, jak chodziłam do liceum dwujęzycznego, też żyłam w przeświadczeniu, że wszyscy znają angielski. Zmieniłam zdanie odkąd zaczęłam przebywać z innymi ludźmi. "Wszyscy" mają zazwyczaj solidne podstawy i na tym się kończy, a solidne podstawy to za mało, jeżeli ktoś chce pracować z tym językiem.

[maacieek]

I tu wychodzi po części idea nauczania języków obcych w szkołach. Nie każdego stać na korepetycje czy kursy, ale jaki jest sens nauczania przez kolejne X lat jednego i tego samego w szkołach?
Przykład to np. czasy, które były klepane w podstawówce, gimnazjum i średniej. Rozumiem, że nie każdy ma dar do nauki języków, ale na litość boską w ciągu 10 lat da się chyba ogarnąć choćby i takie present perfect nie wspominając o past perfect (kwestia używalności inna sprawa).

Nauczycielka była leserką w średniej to fakt, bo po co pokazywać stronę bierną jak tego nie ma na maturze?

Dopóki w szkołach czy ministerstwie nie zajdą zmiany dot. nauki angielskiego dopóty ludzie będą ogarniać takie podstawy+.
I w telewizja, dlaczego w innych krajach potrafią puszczać w oryginale z napisami, a u nas usilnie dowalają lektora?

[tamtaglista]

To nie jest kwestia szkół jako takich bo sa i ambitni nauczyciele (jak moj anglista x lat temu) cała prawna strona edukacji i to jak sie to wszystko w rzeczywistości odbywa wola o zmianę

[megamag]

Napisane przez maacieek

I tu wychodzi po części idea nauczania języków obcych w szkołach. Nie każdego stać na korepetycje czy kursy, ale jaki jest sens nauczania przez kolejne X lat jednego i tego samego w szkołach?
Przykład to np. czasy, które były klepane w podstawówce, gimnazjum i średniej. Rozumiem, że nie każdy ma dar do nauki języków, ale na litość boską w ciągu 10 lat da się chyba ogarnąć choćby i takie present perfect nie wspominając o past perfect (kwestia używalności inna sprawa).

Taaa, w liceum poszłam na zaawansowany angielski. Okazał się, że będziemy przerabiać podręcznik do A2 od... połowy. A co! Grupa początkująca przerabiała go od początku. W końcu uczyłam się tylko od 6 lat, nie można przesadzać.

I w telewizja, dlaczego w innych krajach potrafią puszczać w oryginale z napisami, a u nas usilnie dowalają lektora?

Bo w czasach, kiedy odbiorniki telewizyjne zaczęły pojawiać się w domach, na zachodzie mieli lepsze. Do nas przyszły radzieckie, w których obraz rozmywał się na tyle, że nie dałoby rady odczytać napisu. Więc wymyśliliśmy lektorów. I tak już zostało.

[Palmiasa]

W moim otoczeniu wszyscy mówią po angielsku. Do pracy też wszędzie potrzeba teraz angielskiego. Nie wiem w jakim otoczeniu się obracasz, ale w moim angielski jest na porządku dziennym. Stąd "wszyscy". A jeśli ktoś idąc przez cały proces edukacji przez ponad 10 lat angielskiego się nie nauczył, to tylko jego wina i wynika z tego, że jest śmierdzącym leniem. Co chwilę idąc ulicą słyszę polaków rozmawiających po angielsku i ten angielski jest na całkiem niezłym poziomie.

[Nineveh03]

Napisane przez Palmiasa

W moim otoczeniu wszyscy mówią po angielsku. Do pracy też wszędzie potrzeba teraz angielskiego. Nie wiem w jakim otoczeniu się obracasz, ale w moim angielski jest na porządku dziennym. Stąd "wszyscy". A jeśli ktoś idąc przez cały proces edukacji przez ponad 10 lat angielskiego się nie nauczył, to tylko jego wina i wynika z tego, że jest śmierdzącym leniem. Co chwilę idąc ulicą słyszę polaków rozmawiających po angielsku i ten angielski jest na całkiem niezłym poziomie.

Jeżeli angielski masz na porządku dziennym to nie dziwię się, że w twoim otoczeniu wszyscy mówią dobrze po angielsku. Ale - teraz wielki szok - świat się na tym otoczeniu nie kończy. W dużych miastach owszem, angielski jest wszędzie, często go słychać, ale wystarczy pojechać do mniejszych miast, żeby zobaczyć dość drastyczną różnicę.

Pogrubione - uwielbiam taką generalizację i wrzucania wszystkich do jednego worka. Nie, nie zawsze osoby, które angielskiego się nie nauczyły, można tak nazwać. To jest bardzo niemiłe . Kto, mając lat 12 wiedział, że za kolejne 12 lat jego życia angielski będzie w pracy niezbędny? Jeżeli trafiło się na nauczycieli, którzy wczas uzmysłowili pewne rzeczy, to bardzo fajnie, ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia. A 10 lat edukacji to tak naprawdę powtarzający się materiał w nieskończoność, który zaczyna się od "I am, you are" a kończy na prawidłowym zaznaczeniu odpowiedzi A, B lub C na teście. A dla nauczycieli bardzo często ważniejsze są te testy niż powiedzenie - wiecie co, ważniejsze jest to, żebyście umieli się dogadać po angielsku, powinniśmy więc więcej czasu poświęcić na rozmowy. Testy i teściki są ważniejsze, bo rankingi i nagrody.

Podobnie jest z matematyką. Wielokrotnie na pytanie "do czego matematyka przyda mi się w życiu" słyszałam "będziesz umiała policzyć pieniążki/dobrze napiszesz maturę" zamiast "będziesz miała dobrze płatną pracę jako inżynier".

No i ocenienie czyjegoś angielskiego po usłyszeniu chwilowej rozmowy gdzieś na ulicy jest jak spojrzenie na pralkę i stwierdzenie "tak, jest biała, bęben jest, więc powinna działać".

[LilyAllen]

Napisane przez maacieek

I tu wychodzi po części idea nauczania języków obcych w szkołach. Nie każdego stać na korepetycje czy kursy, ale jaki jest sens nauczania przez kolejne X lat jednego i tego samego w szkołach?
Przykład to np. czasy, które były klepane w podstawówce, gimnazjum i średniej. Rozumiem, że nie każdy ma dar do nauki języków, ale na litość boską w ciągu 10 lat da się chyba ogarnąć choćby i takie present perfect nie wspominając o past perfect (kwestia używalności inna sprawa).

Nauczycielka była leserką w średniej to fakt, bo po co pokazywać stronę bierną jak tego nie ma na maturze?
I w telewizja, dlaczego w innych krajach potrafią puszczać w oryginale z napisami, a u nas usilnie dowalają lektora?

W przypadku lektora i tak zwykle w tle słychać oryginalny język. W Hiszpanii za to (i pewnie w kilku innych krajach) wszystko ma dubbing - masakra Są więc ludzie, którzy nigdy nie słyszeli głosu najsłynniejszych lektorów, bo zawsze zastępują ich Hiszpanie...

[Rabone]

Dzięki za artykuł, przyjemny dla oka wykres i patrząc na tę grafikę łatwo można zauważyć jakie kraje i dlaczego uważają poszczególne języki za przydatne.

Co do angielskiego - jest to język przyszłościowy, jest to język międzynarodowy tak jak łacina i francuski niegdyś i jeszcze długo takim pozostanie. Co do przeświadczenia, że "wszyscy muszą go znać" - no nie wszyscy. Pani Krysi, sklepikarce po 50-tce, która nie myśli o przebranżowieniu się ani o emigracji raczej nie w sos nauka języka obcego tylko dlatego, żeby była w stanie obsłużyć chociażby zagraniczną klientelę raz do roku. A takie zarzuty są właśnie najczęściej stawiane. "Wszyscy powinni znać angielski, bo nieznajomość to wiocha i wstyd dla całego narodu". Nie wiocha, bo jak ktoś gdzieś jedzie to wypadałoby się choć kilku podstawowych zwrotów nauczyć.

Ktoś jeszcze wspomniał, że angielski to wielki język biznesu, wspaniały i cudowny, a w biznesie małe i poboczne językątka się pomija. Radziłabym podjęcie nauki chińskiego. To będzie prawdziwy kolos biznesu.

[Leseratte93]

Napisane przez Rabone

Dzięki za artykuł, przyjemny dla oka wykres i patrząc na tę grafikę łatwo można zauważyć jakie kraje i dlaczego uważają poszczególne języki za przydatne.

Co do angielskiego - jest to język przyszłościowy, jest to język międzynarodowy tak jak łacina i francuski niegdyś i jeszcze długo takim pozostanie. Co do przeświadczenia, że "wszyscy muszą go znać" - no nie wszyscy. Pani Krysi, sklepikarce po 50-tce, która nie myśli o przebranżowieniu się ani o emigracji raczej nie w sos nauka języka obcego tylko dlatego, żeby była w stanie obsłużyć chociażby zagraniczną klientelę raz do roku. A takie zarzuty są właśnie najczęściej stawiane. "Wszyscy powinni znać angielski, bo nieznajomość to wiocha i wstyd dla całego narodu". Nie wiocha, bo jak ktoś gdzieś jedzie to wypadałoby się choć kilku podstawowych zwrotów nauczyć.

Ktoś jeszcze wspomniał, że angielski to wielki język biznesu, wspaniały i cudowny, a w biznesie małe i poboczne językątka się pomija. Radziłabym podjęcie nauki chińskiego. To będzie prawdziwy kolos biznesu.

Wielu Chińczyków uczy się angielskiego i w interesach używają tego języka, więc chiński w biznesie na chwilę obecną jest bezużyteczny (chyba że przy specjalistycznych tłumaczeniach).

[Lottie69]

Napisane przez Rabone

Ktoś jeszcze wspomniał, że angielski to wielki język biznesu, wspaniały i cudowny, a w biznesie małe i poboczne językątka się pomija. Radziłabym podjęcie nauki chińskiego. To będzie prawdziwy kolos biznesu.

Ale po chińsku dogadasz się tylko z chińczykiem (i to nie każdym, bo masz przecież mandaryński, kantoński i masę pomniejszych), a po angielsku najprawdopodobniej z przedstawicielem prawie każdego kraju. Dlatego nie rozumiem porównywania ilością użytkowników, masa chińczyków żyje na stepach i w jakiś mega dziurach, gdzie zapewne nigdy się nie trafi, a w Europie wszędzie masz bliżej, jakby nie patrzeć i jest większe prawdopodobieństwo, że wyjedziesz do któregoś z większych miast jakiegokolwiek innego państwa niż do komunistycznego ChRL

[gallina1]

Co do angielskiego w szkole to się zgadzam, totalny dramat.
Dopiero teraz widzę jaka jest przepaść między B2 (czyli powiedzmy rozszerzonej matury) a C1. Zaczęłam na własną rękę przerabiać podręcznik na tym poziomie i załamana ilością nieznanych słówek, które zdążyłam wynotować w połowie pierwszego rozdziału..

Moja koleżanka nigdy nie miała angielskiego. Nadrobiła do B2 trzy lata będąc w liceum. W szkole- jakieś 12 lat i B2, bez komentarza.

[Palmiasa]

Napisane przez Nineveh03

Jeżeli angielski masz na porządku dziennym to nie dziwię się, że w twoim otoczeniu wszyscy mówią dobrze po angielsku. Ale - teraz wielki szok - świat się na tym otoczeniu nie kończy. W dużych miastach owszem, angielski jest wszędzie, często go słychać, ale wystarczy pojechać do mniejszych miast, żeby zobaczyć dość drastyczną różnicę.

Pogrubione - uwielbiam taką generalizację i wrzucania wszystkich do jednego worka. Nie, nie zawsze osoby, które angielskiego się nie nauczyły, można tak nazwać. To jest bardzo niemiłe . Kto, mając lat 12 wiedział, że za kolejne 12 lat jego życia angielski będzie w pracy niezbędny? Jeżeli trafiło się na nauczycieli, którzy wczas uzmysłowili pewne rzeczy, to bardzo fajnie, ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia. A 10 lat edukacji to tak naprawdę powtarzający się materiał w nieskończoność, który zaczyna się od "I am, you are" a kończy na prawidłowym zaznaczeniu odpowiedzi A, B lub C na teście. A dla nauczycieli bardzo często ważniejsze są te testy niż powiedzenie - wiecie co, ważniejsze jest to, żebyście umieli się dogadać po angielsku, powinniśmy więc więcej czasu poświęcić na rozmowy. Testy i teściki są ważniejsze, bo rankingi i nagrody.

Podobnie jest z matematyką. Wielokrotnie na pytanie "do czego matematyka przyda mi się w życiu" słyszałam "będziesz umiała policzyć pieniążki/dobrze napiszesz maturę" zamiast "będziesz miała dobrze płatną pracę jako inżynier".

No i ocenienie czyjegoś angielskiego po usłyszeniu chwilowej rozmowy gdzieś na ulicy jest jak spojrzenie na pralkę i stwierdzenie "tak, jest biała, bęben jest, więc powinna działać".

Sorry ale jakoś za granicą każdy potrafi to przewidzieć i dlatego ludzie po angielsku mówią. Idąc takim tokiem myślenia nigdy nic się nie zmieni. Najlepiej jest winić za wszystko innych tylko nie siebie. Wiadomo od innych wymaga się łatwiej. Wydaje mi się, że świadomość społeczna przez ostatnie 10 lat powinna się już zmienić zwłaszcza, że ludzie nie znający angielskiego mają już dzieci i powinni zauważyć jak trudno się bez tego języka obejść. Poza tym istnieje INTERNET, który jest wręcz skarbem jeśli chodzi o naukę języków obcych. Są fora, gdzie tłumaczona jest gramatyka, są zadania, ćwiczenia itp. Poza tym jak komuś zależy to znajdzie sobie tzw English meetingi albo jakiś kontakt z nativem lub kimś kto po angielsku mówi. W dobie fb i skype'a to żaden problem, więc winienie za wszystko systemu edukacyjnego to słaba opcja. Tez przechodziłam przez ten sam proces edukacyjny i jakoś angielskiego się nauczyłam, bo byłam uparta i chciałam. Z moich obserwacji wynika, że jak ktoś chce, to się nauczy, jeśli nie to nie.

Btw - Wiesz kiedy ktoś na ulicy rozmawia o technicznych parametrach serwera, to mam wrażenie, że jednak angielski potrafi. Albo kiedy rozmawia przez telefon siedząc koło Ciebie na przystanku i płynnie porozumiewa się używając poprawnej gramatyki i słownictwa potocznego to raczej po angielsku mówi.

[Palmiasa]

Napisane przez Nineveh03

Jeżeli angielski masz na porządku dziennym to nie dziwię się, że w twoim otoczeniu wszyscy mówią dobrze po angielsku. Ale - teraz wielki szok - świat się na tym otoczeniu nie kończy. W dużych miastach owszem, angielski jest wszędzie, często go słychać, ale wystarczy pojechać do mniejszych miast, żeby zobaczyć dość drastyczną różnicę.

Pogrubione - uwielbiam taką generalizację i wrzucania wszystkich do jednego worka. Nie, nie zawsze osoby, które angielskiego się nie nauczyły, można tak nazwać. To jest bardzo niemiłe . Kto, mając lat 12 wiedział, że za kolejne 12 lat jego życia angielski będzie w pracy niezbędny? Jeżeli trafiło się na nauczycieli, którzy wczas uzmysłowili pewne rzeczy, to bardzo fajnie, ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia. A 10 lat edukacji to tak naprawdę powtarzający się materiał w nieskończoność, który zaczyna się od "I am, you are" a kończy na prawidłowym zaznaczeniu odpowiedzi A, B lub C na teście. A dla nauczycieli bardzo często ważniejsze są te testy niż powiedzenie - wiecie co, ważniejsze jest to, żebyście umieli się dogadać po angielsku, powinniśmy więc więcej czasu poświęcić na rozmowy. Testy i teściki są ważniejsze, bo rankingi i nagrody.

Podobnie jest z matematyką. Wielokrotnie na pytanie "do czego matematyka przyda mi się w życiu" słyszałam "będziesz umiała policzyć pieniążki/dobrze napiszesz maturę" zamiast "będziesz miała dobrze płatną pracę jako inżynier".

No i ocenienie czyjegoś angielskiego po usłyszeniu chwilowej rozmowy gdzieś na ulicy jest jak spojrzenie na pralkę i stwierdzenie "tak, jest biała, bęben jest, więc powinna działać".

Sorry ale jakoś za granicą każdy potrafi to przewidzieć i dlatego ludzie po angielsku mówią. Idąc takim tokiem myślenia nigdy nic się nie zmieni. Najlepiej jest winić za wszystko innych tylko nie siebie. Wiadomo od innych wymaga się łatwiej. Wydaje mi się, że świadomość społeczna przez ostatnie 10 lat powinna się już zmienić zwłaszcza, że ludzie nie znający angielskiego mają już dzieci i powinni zauważyć jak trudno się bez tego języka obejść. Poza tym istnieje INTERNET, który jest wręcz skarbem jeśli chodzi o naukę języków obcych. Są fora, gdzie tłumaczona jest gramatyka, są zadania, ćwiczenia itp. Poza tym jak komuś zależy to znajdzie sobie tzw English meetingi albo jakiś kontakt z nativem lub kimś kto po angielsku mówi. W dobie fb i skype'a to żaden problem, więc winienie za wszystko systemu edukacyjnego to słaba opcja. Tez przechodziłam przez ten sam proces edukacyjny i jakoś angielskiego się nauczyłam, bo byłam uparta i chciałam. Z moich obserwacji wynika, że jak ktoś chce, to się nauczy, jeśli nie to nie.

Btw - Wiesz kiedy ktoś na ulicy rozmawia o technicznych parametrach serwera, to mam wrażenie, że jednak angielski potrafi. Albo kiedy rozmawia przez telefon siedząc koło Ciebie na przystanku i płynnie porozumiewa się używając poprawnej gramatyki i słownictwa potocznego to raczej po angielsku mówi.

[Palmiasa]

Sorry ale jakoś za granicą każdy potrafi to przewidzieć i dlatego ludzie po angielsku mówią. Idąc takim tokiem myślenia nigdy nic się nie zmieni. Najlepiej jest winić za wszystko innych tylko nie siebie. Wiadomo od innych wymaga się łatwiej. Wydaje mi się, że świadomość społeczna przez ostatnie 10 lat powinna się już zmienić zwłaszcza, że ludzie nie znający angielskiego mają już dzieci i powinni zauważyć jak trudno się bez tego języka obejść. Poza tym istnieje INTERNET, który jest wręcz skarbem jeśli chodzi o naukę języków obcych. Są fora, gdzie tłumaczona jest gramatyka, są zadania, ćwiczenia itp. Poza tym jak komuś zależy to znajdzie sobie tzw English meetingi albo jakiś kontakt z nativem lub kimś kto po angielsku mówi. W dobie fb i skype'a to żaden problem, więc winienie za wszystko systemu edukacyjnego to słaba opcja. Tez przechodziłam przez ten sam proces edukacyjny i jakoś angielskiego się nauczyłam, bo byłam uparta i chciałam. Z moich obserwacji wynika, że jak ktoś chce, to się nauczy, jeśli nie to nie.

Btw - Wiesz kiedy ktoś na ulicy rozmawia o technicznych parametrach serwera, to mam wrażenie, że jednak angielski potrafi. Albo kiedy rozmawia przez telefon siedząc koło Ciebie na przystanku i płynnie porozumiewa się używając poprawnej gramatyki i słownictwa potocznego to raczej po angielsku mówi.

[Palmiasa]

Sorry ale jakoś za granicą każdy potrafi to przewidzieć i dlatego ludzie po angielsku mówią. Idąc takim tokiem myślenia nigdy nic się nie zmieni. Najlepiej jest winić za wszystko innych tylko nie siebie. Wiadomo od innych wymaga się łatwiej. Wydaje mi się, że świadomość społeczna przez ostatnie 10 lat powinna się już zmienić zwłaszcza, że ludzie nie znający angielskiego mają już dzieci i powinni zauważyć jak trudno się bez tego języka obejść. Poza tym istnieje INTERNET, który jest wręcz skarbem jeśli chodzi o naukę języków obcych. Są fora, gdzie tłumaczona jest gramatyka, są zadania, ćwiczenia itp. Poza tym jak komuś zależy to znajdzie sobie tzw English meetingi albo jakiś kontakt z nativem lub kimś kto po angielsku mówi. W dobie fb i skype'a to żaden problem, więc winienie za wszystko systemu edukacyjnego to słaba opcja. Tez przechodziłam przez ten sam proces edukacyjny i jakoś angielskiego się nauczyłam, bo byłam uparta i chciałam. Z moich obserwacji wynika, że jak ktoś chce, to się nauczy, jeśli nie to nie.

Btw - Wiesz kiedy ktoś na ulicy rozmawia o technicznych parametrach serwera, to mam wrażenie, że jednak angielski potrafi. Albo kiedy rozmawia przez telefon siedząc koło Ciebie na przystanku i płynnie porozumiewa się używając poprawnej gramatyki i słownictwa potocznego to raczej po angielsku mówi.

[gallina1]

Nie sądziłam, ze jednak będę niezdecydowana co do wyboru języka, ale muszę się poradzić. Za jakiś czas będę wybierała drugi język obcy. Waham się między włoskim a portugalskim, chociaz na włoski byłam zdecydowana (chodzi o lektorat na filologii hiszpańskiej). Portugalski jakoś mnie wczesniej nie kręcił, ale ostatnio jestem całkiem nakręcona- nie wiem co mi się podoba w tym języku, po prostu mnie zaciekawił, wydaje się zabawny (chociaż nie wiem czy to odpowiednie kryterium wyboru)..
Włochy uwielbiam jako kraj. No i stąd mój dylemat: portugalski to rzadziej spotykany język, ale czy faktycznie z tego powodu będzie bardziej przydatniejszy? Nie ukrywam, że zapotrzebowanie też biorę pod uwagę. Z góry dzięki za rady

[tamtaglista]

Wybierz ten, który Ci się bardziej podoba

[Nineveh03]

Też jestem zdania, że lepiej wybrać ten język, który się tobie bardziej podoba. Zrób sobie najpierw rekonesans, posłuchaj piosenek w tych dwóch językach, posiedź sobie trochę w nich i wtedy zdecyduj ;]. Im przyjemniejsza nauka tym więcej i szybciej się nauczysz (a przynajmniej ja tak mam )

[tamtaglista]

Pisałam ostatnio na ten temat na blogu jesli masz ochotę poczytaj, moze Ci to pomoże podjąć decyzję

[gallina1]

Lecę czytać, ale co do podobania, wlasnie aktualnie nie umiem stwierdzić, który wolę, stąd wahania

[maacieek]

Tematy zeszły ciut mniej niż główny wątek tematu, to i ja się zapytam. Przeglądam sobie szkołę językową - cena dobra, grupy małe, bo do 6 osób, książki w cenie, centrum miasta, ludzie sobie chwalą.
I tutaj zagwozdka, idąc od A1 liczyłem cały czas, że 1 rok akademicki to jeden poziom czyli 4 lata na B2, po czym jest napisane, że poziom A2 jest już po semestrze nauki dla osób, które kontynuują. B1 po rzekomo 1 roku nauki.

I tutaj pytanie, jakiś błąd czy to faktycznie tak w szkołach idzie? Niby na semestr to tylko 60 godzin więc nie tak wiele znowu.

Zdaję sobie sprawę, że jeden w rok dojdzie do B2, a inny będzie nadal na tym podstawowym poziomie, ale czy to takie nie za szybkie? Nie zależy mi na samym pochwaleniu się, że mam B1 w rok, a faktycznie coś umieć, nawet jakby to miało zejść dłużej.

[tamtaglista]

B1 to mają na filologiach od zera po roku przy dużym obłożeniu godzin. Wątpię.

[maacieek]

Napisane przez tamtaglista

B1 to mają na filologiach od zera po roku przy dużym obłożeniu godzin. Wątpię.

U nas po roku mamy A2.

Wracając, dla mnie to też jakieś mało prawdopodobne i może to ja jakoś inaczej zrozumiałem. Wrócę z domu na stancję to się przejdę i popytam.

[nicRu]

Watpie by dalo sie zrobic porzadnie dwa poziomy w rok. W wiekszosci szkol jakie searchowalam max poziom w rok. gdzieniegdzie jeden poziom sie robilo 1.5 roku nawet.

[tamtaglista]

Napisane przez maacieek

U nas po roku mamy A2.

Wracając, dla mnie to też jakieś mało prawdopodobne i może to ja jakoś inaczej zrozumiałem. Wrócę z domu na stancję to się przejdę i popytam.

Możliwe, że A2, wybacz pomyłkę, ale chodziło mi o to, że B2 przy tak małej ilości godzin nie da się zrobić bo nie wszystkie umiejętności da się wyćwiczyć w domu. Zresztą wiadomo, że niewielu kursantów poświęca dużo czasu na dodatkową naukę.