Ludzkie zachowania i poglądy, które dziwią

[Sondrina]

Ja zawsze biorę te ulotki, żeby ludziom było łatwiej Nikt nigdy nie wie, w jakiej sytuacji kiedyś się znajdzie i czy sam nie będzie musiał rozdawać tych ulotek... I spotykać się z niemiłymi reakcjami ludzi... Gdybym była głodna, również miałabym gdzieś drzewa... A ze aktualnie nie jestem, to zbieram ulotki od roznoszących i wrzucam je do kubła na makulaturę. Papier się przerobi i ponownie wykorzysta, wiec niekoniecznie kolejne drzewo pójdzie pod ścinkę

Ja się z kolei dziwię ludziom, którzy do kosza na bioodpady wrzucają wszystko włącznie z podpaską Always (ta jest ewidentnie z obu stron oblepiona tworzywem sztucznym) i plastikową butelką... Takie praktyki budzą u mnie większą złość niż ulotkarz, bo ulotkę mogę dać do przerobu, a w śmieciach nurkować nie będę... I potem mówi sie, ze Polacy nie segregują śmieci, a prawda jest taka, ze parę idiotów w klatce skutecznie psuje efekty segregacji innych osób...

[Angry]

Napisane przez tiramisu_

Nie mówię o statystkach a o rzeczywistości. Szukałyście moze teraz jakiejś pracy ew. ktoś ze znajomych? Bo ja wiekszego problemu nie widzę (w mojej okolicy i nie mówię o pracy stricte w jakimś konkretnym zawodzie). Praca jest, zazwyczaj kiepsko platna i pracą marzeń nie jest, ale jak się chce to się da znaleźć.
A jak widzę, że taki statystyczny "bezrobotny" kupuje sobie plazmę i wypaśnego laptopa a drugi z zasiłków przeróżnych wyciąga 3 tysiaki to mi się nóż w kieszeni otwiera.

Wiesz, ja szukam teraz pracy na wakacje i najczęściej pojawiające się oferty to właśnie ulotki i praca w call center. Telemarketerzy też nie mają łatwego życia i nie są lubiani, ich robota może tylko mniej szkodzi środowisku, choć i tu można polemizować. Osobiście mając do wyboru call center, które mnie odrzuca ze względu na ogólny charakter - nie lubię gadać przez telefon , niską stawkę, przekręty - w sumie nieźle da się zarobić zazwyczaj tylko na prowizjach, a wiem, że żyłki do sprzedaży nie mam; kontakt z podirytowanymi klientami i siedzenie na tyłku kilka godzin itd. itp. to wierz mi, że wybieram ulotki, gdzie dniówki mam 50-100 zł, spaceruję sobie po ulicach, nikt nade mną nie stoi i mam większą swobodę. I przykro mi, ale nie myślę o drzewach, bo to, czy ja podejmę się rozdania tych 5000 ulotek nic nie zmieni. Ale piszę to z perspektywy osoby, która nie potrzebuje na gwałt każdej ilości kasy, tylko po prostu szuka niezbyt stresującego zajęcia.

[Melanchton]

Napisane przez sydunia

Irytuje mnie, jak ludzie, którzy totalnie olewają studia - nie chodzą kompletnie na nic ponad to, na co muszą (albo i na to co muszą nie bardzo), są oburzeni, że np. wykładowca zrobił na jakichś zajęciach listę, która zwalnia z egzaminu. Po czym pytają, jak w ogóle on wygląda, bo na zajęciach ani razu nie zjawili się Albo są wielce zaskoczeni, że koniec semestru, a tu jakieś zaliczenie z czegoś ma być

Ja bym się nie dziwiła na Twoim miejscu, bo ludzie olewają studia nie tylko ze zwykłego lenistwa. Czasem pracują, czasem robią co innego. Z postawą podobną do Twojej spotkałam się zarówno na uczelni jak i na kursie, na który uczęszczam w tym roku.
Mam trochę zaległości i nieobecności, przychodzę i pytam ludzi z roku, co było laska odwala mi kazanie o tym, że olewam studia i na pewno nic nie robię tylko imprezuję, a drugi kierunek wcale mnie nie tłumaczy. I, że ona mi nic nie powie, bo trzeba było chodzić. Zapewne zazdrości, że dziekan pozwolił mi zdawać w kwietniu egzamin z lutego. Szkoda tylko, że nie wie, iż powodem mojej nieobecności jest ciężka choroba najbliższej mi osoby.

Denerwuje mnie, jak ludzie pochopnie potrafią wyciągać wnioski

[ankasz]

Napisane przez Melanchton

Ja bym się nie dziwiła na Twoim miejscu, bo ludzie olewają studia nie tylko ze zwykłego lenistwa. Czasem pracują, czasem robią co innego. Z postawą podobną do Twojej spotkałam się zarówno na uczelni jak i na kursie, na który uczęszczam w tym roku.
Mam trochę zaległości i nieobecności, przychodzę i pytam ludzi z roku, co było laska odwala mi kazanie o tym, że olewam studia i na pewno nic nie robię tylko imprezuję, a drugi kierunek wcale mnie nie tłumaczy. I, że ona mi nic nie powie, bo trzeba było chodzić. Zapewne zazdrości, że dziekan pozwolił mi zdawać w kwietniu egzamin z lutego. Szkoda tylko, że nie wie, iż powodem mojej nieobecności jest ciężka choroba najbliższej mi osoby.

Denerwuje mnie, jak ludzie pochopnie potrafią wyciągać wnioski

A mnie denerwują osoby, które zawsze wszystko biorą do siebie i każde słowo odczytują jako atak na swoją szanowną osobę.

Moze sydunia WIE, że te osoby nie mają innych obowiązków, zobowiązań i nie chodzą na zajęcia z lenistwa. Wyluzuj trochę..

[Suvia]

Napisane przez Melanchton

(....) Szkoda tylko, że nie wie, iż powodem mojej nieobecności jest ciężka choroba najbliższej mi osoby.

Denerwuje mnie, jak ludzie pochopnie potrafią wyciągać wnioski

Taa, czyli jak u mnie na 500 osób, które maja zdawać dany przedmiot na wykład przychodzi ledwo 100, to mam naiwnie myśleć, że pozostałe 400 ma jakieś ważne powody, żeby go opuszczać?

Brutalna prawda jest taka, że czasem oczywiście niektórzy maja jakąś ciężką sytuację, ale zdecydowanie na ogół towarzystwo sobie po prostu bimba.

[yoona]

Napisane przez tiramisu_

Ojjj, praca jest, trzeba się wysilić i po nią sięgnąć, a nie każdemu się chce.
Ja nie mówię o pracy marzeń, ot o zwykłej pracy. W mojej okolicy raczej da się na luzie coś znaleźć. Ulotkarz chyba wiedział wcześniej z czym sie jego praca wiąże.

ha ha ha.
nawet mi sie komentowac nie chce.

---------- Dopisano o 11:47 ---------- Poprzedni post napisano o 11:47 ----------

Napisane przez tiramisu_

Nie mówię o statystkach a o rzeczywistości. Szukałyście moze teraz jakiejś pracy ew. ktoś ze znajomych? Bo ja wiekszego problemu nie widzę (w mojej okolicy i nie mówię o pracy stricte w jakimś konkretnym zawodzie). Praca jest, zazwyczaj kiepsko platna i pracą marzeń nie jest, ale jak się chce to się da znaleźć.
A jak widzę, że taki statystyczny "bezrobotny" kupuje sobie plazmę i wypaśnego laptopa a drugi z zasiłków przeróżnych wyciąga 3 tysiaki to mi się nóż w kieszeni otwiera.

o wiesz....tak? szukam ja i 80% moich znajomych.
a nie soryy, nie suzkamy tylko udajemy ze szukamy, bo nam sie pracowac nie chce i lubimy przymierac glodem

[Zariah]

Mnie zawsze zdumiewało jak Uniwersytet Łódzki (z innymi do czynienia nie miałam) traktuje swoich studentów. Wykładowcy nagminnie na zajęcia nie przychodzą, albo przychodzą 30min spóźnieni , informacje o zmianie terminu egzaminu wywieszają 3min przed jego zaplanowanym rozpoczęciem itd.. Bo przecież student nic nie robi tylko siedzi na uczelni od rana do nocy i może 5 razy przychodzić na ten sam egzamin w różnych terminach. Student nie ma obowiązków domowych, pracy, dzieci, drugiego kierunku... ależ skąd.
Wykładowca robi co chce i kiedy chce.
A jak student nie przyjdzie raz na ćwiczenia to
Tak było prawie 10 lat temu kiedy ja studia kończyłam i tak jest teraz kiedy kończy je moja siostra.

Moją ulubioną historią opowiedzianą przez Młodą była akcja kiedy to informacje o zmianie godziny egzaminu z 10:00 rano na 9:15 (tego samego dnia!) wysłano do studentów mailem (!) o godzinie 8:30.
Jak dla mnie rewelacja. Naszczęcie wyznaczono też drugi termin ale i tak wszystkie kończyny człowiekowi opadają.
Ech. Kocham UŁ. Piękne wspomnienia.

[liquefy]

Napisane przez yoona

ha ha ha.
nawet mi sie komentowac nie chce.

---------- Dopisano o 11:47 ---------- Poprzedni post napisano o 11:47 ----------


o wiesz....tak? szukam ja i 80% moich znajomych.
a nie soryy, nie suzkamy tylko udajemy ze szukamy, bo nam sie pracowac nie chce i lubimy przymierac glodem

U mnie to samo jedyna praca jaką jest w miare łatwo znaleźć to właśnie ulotki, call center, czy akwizycja. Nawet w jakimś barze czy sklepie ciężko dostać pracę, już nie mówię o pracy w biurze czy banku.

[Smoke]

Napisane przez Zariah

Mnie zawsze zdumiewało jak Uniwersytet Łódzki (z innymi do czynienia nie miałam) traktuje swoich studentów. Wykładowcy nagminnie na zajęcia nie przychodzą, albo przychodzą 30min spóźnieni , informacje o zmianie terminu egzaminu wywieszają 3min przed jego zaplanowanym rozpoczęciem itd.. Bo przecież student nic nie robi tylko siedzi na uczelni od rana do nocy i może 5 razy przychodzić na ten sam egzamin w różnych terminach. Student nie ma obowiązków domowych, pracy, dzieci, drugiego kierunku... ależ skąd.
Wykładowca robi co chce i kiedy chce.
A jak student nie przyjdzie raz na ćwiczenia to
Tak było prawie 10 lat temu kiedy ja studia kończyłam i tak jest teraz kiedy kończy je moja siostra.

Moją ulubioną historią opowiedzianą przez Młodą była akcja kiedy to informacje o zmianie godziny egzaminu z 10:00 rano na 9:15 (tego samego dnia!) wysłano do studentów mailem (!) o godzinie 8:30.
Jak dla mnie rewelacja. Naszczęcie wyznaczono też drugi termin ale i tak wszystkie kończyny człowiekowi opadają.
Ech. Kocham UŁ. Piękne wspomnienia.

Taa, zawsze mnie zastanawiało, jak taki sposób myślenia wykładowców przekłada się na poziom polskiego szkolnictwa wyższego...

---------- Dopisano o 14:05 ---------- Poprzedni post napisano o 13:47 ----------

Napisane przez Suvia

Taa, czyli jak u mnie na 500 osób, które maja zdawać dany przedmiot na wykład przychodzi ledwo 100, to mam naiwnie myśleć, że pozostałe 400 ma jakieś ważne powody, żeby go opuszczać?

Brutalna prawda jest taka, że czasem oczywiście niektórzy maja jakąś ciężką sytuację, ale zdecydowanie na ogół towarzystwo sobie po prostu bimba.

Dobry wykładowca powinien się trochę zaangażować w pracę i bliższe poznanie swoich studentów, wtedy łatwiej rozróżnić kto olewa, a kto naprawdę nie może... Ci, co olewają nie powinni się zbyt długo utrzymać na uczelni.

No ale, skoro uczelnie przyjmują tak masowo, że jest 500 osób na roku, to nie ma się co dziwić, do tego zero normalnej, ludzkiej komunikacji między wykładowcą a studentem... I w taki to sposób system produkuje nam bezrobotnych absolwentów uczelni, którym udało się wszystko pozaliczać, ale w głowie pustka...

[novemberry]

Idąc tematem studiów.

Irytuje mnie i ostatnio doprowadza wręcz do szału postawa osób notorycznie ściągających na egzaminach lub kolokwiach i cały czas żerujących na innych.

Przykład z życia: mam taką jedną 'koleżankę' na roku, która każde, dosłownie każde kolokwium i każdy pisemny egzamin zdaje tylko dzięki stosikowi ściąg zachomikowanych po kieszeniach/rękawach. Dziewczyna była moją współlokatorką przez jakiś czas, więc byłam mimowolnym świadkiem jej 'przygotowań' Obejmowały one w znakomitej większości planowanie jak zająć dobrą ławkę, jak rozmieścić ściągi i koło kogo usiąść, żeby jak najwięcej spisać.
I nie jesteśmy w podstawówce, tylko na drugim roku studiów, w dodatku prawniczych

A najlepsze jest to, że wspomniana 'koleżanka' potem ma w zwyczaju opowiadanie każdemu, kto się nawinie, jak to znalazła 'frajerów' i dzięki nim zdała
Dobrze, że już nie mam z nią za bardzo styczności

I potem taka osobistość dostaje 5 a ktoś starający się być uczciwym i pisać samodzielnie, ze szczegółowego materiału dostaje ledwo 3 albo oblewa

Dziwi mnie też, że po 2 latach nie została spławiona przez ludzi z grupy, albo złapana przez jakiegoś wykładowcę, ale jak widać sprawiedliwości nie ma

[karolynka90]

Jako, że zostałam zainspirowana pewnym wątkiem... dziwi mnie podejście pt. "wieczór kawalerski? goła baba musi być.".

[stokrotka_to_ja]

Napisane przez karolynka90

Jako, że zostałam zainspirowana pewnym wątkiem... dziwi mnie podejście pt. "wieczór kawalerski? goła baba musi być.".

i do tego "bo taka tradycja"...


ja się pytam...jaka tradycja?

[karolynka90]

Napisane przez stokrotka_to_ja

i do tego "bo taka tradycja"...


ja się pytam...jaka tradycja?

Ano bo przecie ślub to koniec wolności.

[emelie]

Dziwi mnie to, że ludzie nie potrafią dyskutować na kontrowersyjne tematy, typu religia, polityka etc., zupełnie kulturalnie, spokojnie, bez ironizowania, nieuzasadnionego zarzucania fanatyzmu/naiwności/głupoty itd. Rozumiem, że można się zdenerwować i o ile w tzw. "realu" jest trudno to zdenerwowanie pohamować, o tyle sądzę, że można pomyśleć przed naciśnięciem "wyślij" podczas dyskusji na forum

[wika82]

Novemberyy, mnie najbardziej do studiów (prawniczych, a jakże) zniechęcił nieuczciwy system oceniania, piszę wszystko i dostaję 3, albo o zgrozo 2.
Przez to zdarzyło mi się uczyć minimum, czasem wybranego materiału na zasadzie strzelania "co może być". Inna rzecz, że wbijanie na pamięć wielu partii materiału jest bezsensowne.
Ściągałam jeden, jedyny raz - na prawie bilansowym, którego pojąć nie mogłam, poprzez położenie na ławce zapisanej kartki A4 i przepisywanie na właściwa pracę. Nie mogłam się tego nauczyć.

[sydunia]

Napisane przez Melanchton

Ja bym się nie dziwiła na Twoim miejscu, bo ludzie olewają studia nie tylko ze zwykłego lenistwa. Czasem pracują, czasem robią co innego. Z postawą podobną do Twojej spotkałam się zarówno na uczelni jak i na kursie, na który uczęszczam w tym roku.
Mam trochę zaległości i nieobecności, przychodzę i pytam ludzi z roku, co było laska odwala mi kazanie o tym, że olewam studia i na pewno nic nie robię tylko imprezuję, a drugi kierunek wcale mnie nie tłumaczy. I, że ona mi nic nie powie, bo trzeba było chodzić. Zapewne zazdrości, że dziekan pozwolił mi zdawać w kwietniu egzamin z lutego. Szkoda tylko, że nie wie, iż powodem mojej nieobecności jest ciężka choroba najbliższej mi osoby.

Denerwuje mnie, jak ludzie pochopnie potrafią wyciągać wnioski

Napisane przez ankasz

A mnie denerwują osoby, które zawsze wszystko biorą do siebie i każde słowo odczytują jako atak na swoją szanowną osobę.

Moze sydunia WIE, że te osoby nie mają innych obowiązków, zobowiązań i nie chodzą na zajęcia z lenistwa. Wyluzuj trochę..

Dokładnie. Nie znam Ciebie, nie wiem nic o Twojej sytuacji, więc Cię nie oceniam. Piszę z własnego doświadczenia na temat ludzi, których znam. Nie jestem super pilna, nie chodzę na każdy jeden wykład, ale jak nie pójdę na jakiś, bo zwyczajnie mi się nie chce, a wykładowca zrobi na nim jakąś bonusową listę (zwłaszcza jeśli przy minimum zainteresowania, człowiek się dowiadywał, że taką listę robi zawsze i przydałoby się chodzić), to nie mam pretensji do całego świata, tylko raczej do siebie. Poza tym dla mnie jest różnica pomiędzy mam trochę/dużo załegłości (bo ja mam je nawet z przedmiotów, na których zawsze byłam), a niechodzeniem nigdy na zajęcia i oburzaniem się, bo zaliczenie ktoś robi. No jak to ktoś śmie zaliczenia na studiach robić Dwukierunkowców u mnie niewielu, a jakoś oni sobie radzą. Jeśli ktoś nie może przyjść na zajęcia, bo pokrywają mu się z innymi/jest chory/coś się losowego przytrafiło - rozumiem. Jeśli ktoś notorycznie nie chodzi, bo ma jakieś inne zajęcie w tym czasie, to niech się zastanowi nad priorytetami

[mm444]

Treść usunięta

[Suvia]

Napisane przez mm444

Treść usunięta

Nie no, podałam oczo*ebny przykład U nas też są pomniejsze przedmioty, gdzie na wykładach ma się zgłosić te np. 40 zapisanych osób a przychodzi garstka

[BioIvO]

Napisane przez karolynka90

Jako, że zostałam zainspirowana pewnym wątkiem... dziwi mnie podejście pt. "wieczór kawalerski? goła baba musi być.".

Ostatnio bardzo się zdziwiłam, ze za takim tekstem stoi nie tyle pani tańcząca w skąpej bieliźnie tylko najnormalniejsza prostytutka dla przyszłego młodego....

[Madzik08]

Napisane przez karolynka90

Jako, że zostałam zainspirowana pewnym wątkiem... dziwi mnie podejście pt. "wieczór kawalerski? goła baba musi być.".

Moj facet byl ostatnio na wieczorze, na ktorym nie bylo zadnej dziewczyny i swietnie sie bawili
Wiec mnie tez to dziwi.

[reverse]

A ja nie potrafię zrozumieć zachowania niektórych miłośników zwierząt. W pewnym wątku na autorkę ktoś "najechał", bo napisała, że woli przejechać zwierzaka, który wybiega na drogę niż samej mieć wypadek.

Jak można cenić wyżej życie ludzi niż zwierząt? Ja sama baardzo lubię zwierzęta, chciałabym uniknąć ich niepotrzebnego zabijania, ale jeśli miałabym wybierać między życiem ludzkim a zwierzęcym, to wybór byłby dla mnie prosty.

Nie mam tu na myśli oczywiście sytuacji, gdy ktoś celowo zabija zwierzęta, bo takie osoby to dla mnie margines.

[wika82]

Napisane przez reverse

A ja nie potrafię zrozumieć zachowania niektórych miłośników zwierząt. W pewnym wątku na autorkę ktoś "najechał", bo napisała, że woli przejechać zwierzaka, który wybiega na drogę niż samej mieć wypadek.

Jak można cenić wyżej życie ludzi niż zwierząt? Ja sama baardzo lubię zwierzęta, chciałabym uniknąć ich niepotrzebnego zabijania, ale jeśli miałabym wybierać między życiem ludzkim a zwierzęcym, to wybór byłby dla mnie prosty.

Nie mam tu na myśli oczywiście sytuacji, gdy ktoś celowo zabija zwierzęta, bo takie osoby to dla mnie margines.

Ja się nie dziwię.
Przykładowo podczas pożaru w bloku naturalnym jest dla mnie ratowanie swojego kota, a nie anonimowej sąsiadki. W obliczu wyboru ratuję istotę, którą kocham.
To oczywiście przykład ekstremalny.

Jeśli chodzi o te wypadki, niestety sama miałam z TŻtem sytuację w zeszłym roku, kiedy TŻ jako kierowca musiał przejechać psa, żeby uniknąć bardzo groźnego wypadku, którego konsekwencją mogła być utrata życia przez co najmniej parę osób. A i tak instynktownie w pierwszym ułamku sekundy odbił kierownicą w przeciwnym kierunku do psa.

Można sobie gdybać, ale w niektórych sytuacjach stawianie życia zwierzęcia (zwłaszcza swojego) ponad ludzkie mnie nie dziwi wcale.

[emelie]

Napisane przez wika82

Ja się nie dziwię.
Przykładowo podczas pożaru w bloku naturalnym jest dla mnie ratowanie swojego kota, a nie anonimowej sąsiadki. W obliczu wyboru ratuję istotę, którą kocham.
To oczywiście przykład ekstremalny.

A gdybyś miała do wyboru sąsiadkę, a jej psa?

[mm444]

Treść usunięta

[wika82]

Napisane przez emelie

A gdybyś miała do wyboru sąsiadkę, a jej psa?

Myślę, że wtedy wybrałabym sąsiadkę.

[201604190949]

A ja wybrałabym raczej psa. Jestem okropna, ah jej.

[emelie]

Napisane przez 1000days

A ja wybrałabym raczej psa. Jestem okropna, ah jej.

Dlaczego akurat psa?

[karolynka90]

A ja nigdy nie odpowiadam na takie głupie pytania.
To jak nieśmiertelne pytanie, kierowane do małego dziecka "kochasz bardziej mamusię czy tatusia?".

[_vixen_]

Napisane przez wika82

Ja się nie dziwię.
Przykładowo podczas pożaru w bloku naturalnym jest dla mnie ratowanie swojego kota, a nie anonimowej sąsiadki. W obliczu wyboru ratuję istotę, którą kocham.
To oczywiście przykład ekstremalny.

Naprawdę?
Uratowałabyś kota zamiast sąsiadki, która bylaby czyjąś matką, mogła osierocić grono dzieci, mogła być czyjąś ukochaną babcią, żoną, najważniejszą osobą w czyimś życiu? Albo dziecko?
Też zrozumiałabyś wobec tego i pochwaliła, gdyby ktoś uratował z pożaru swojego chomika, a nie Twojego TŻta czy rodziców?

Dla mnie taka postawa byłaby skrajnym egoizmem i szczerze mówiąc nie wierze, że ktoś móglby się realnie tak zachować.

Napisane przez 1000days

A ja wybrałabym raczej psa. Jestem okropna, ah jej.

I tutaj podobnie...

[emelie]

Napisane przez karolynka90

A ja nigdy nie odpowiadam na takie głupie pytania.
To jak nieśmiertelne pytanie, kierowane do małego dziecka "kochasz bardziej mamusię czy tatusia?".

Po prostu ciekawi mnie, jaki ludzie mają stosunek do życia ludzkiego, a jaki do zwierzęcego; czy stawiają oba te istnienia na równi, czy jednak uważają, że człowiek jest w jakiś sposób od zwierząt lepszy (a to powszechne myślenie).
Nie zapytałam, czy ktoś ratowałby sąsiadkę czy sąsiada

Poza tym, czy starsze dziecko kocha swoich rodziców jednakowo?... Myślę, że to dyskusyjna kwestia. Wiadomo, że małe powie, że kocha ich tak samo (pomijając ekstremalne przypadki).

Generalnie, to ja chyba zgadzam się z vixen, chociaż moje poglądy na podobne tematy dopiero się kształtują.