Co tu się zadziało? Miłość "jak z filmu" ale bez happy endu - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2023-11-24, 21:54   #1
korokokoko
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2023-11
Wiadomości: 4

Co tu się zadziało? Miłość "jak z filmu" ale bez happy endu


[Disclaimer: będzie długo]

Cześć. Tak jak inni postanowiłam skorzystać z forum póki istnieje i opisać historię mojego związku, po którym totalnie mnie położyło na łopatki emocjonalnie, psychicznie. Może coś dostrzeżecie czego ja nie widzę - liczę na Wasze opinie, uwagi, sugestie, ocenę, cokolwiek. Rozmawiałam o tym z psychologiem ale on mi nie powie nic wprost, poza tym teraz na sesjach skupiam się na sobie, nie na byłym partnerze.

Zacznę od tego, jak do związku doszło. Najpierw opis mojego stanu psychicznego wtedy. Miałam trudne dzieciństwo choć długo sobie tego nie uświadamiałam i pewne rzeczy chyba wypierałam. Wydawało mi się, że radzę sobie nieźle - szkoła, znajomi, studia, imprezy, jakaś praca, czasem atak paniki ale dało się żyć. Aż do 2021 roku kiedy na ostatnim roku studiów i podczas epidemii covid, mój organizm nie wyrobił na zakręcie i dostałam depresji. Wyprowadziłam się wtedy z domu rodzinnego, pracowałam i kończyłam studia, zaczęły się problemy dorosłego życia, był lockdown i po prostu się załamałam. Mój ówczesny partner był dla mnie dużym wsparciem. Oczywiście zaczęłam psychoterapię itd. Czyli do psychologa, z małymi przerwami, chodzę już dwa lata i sporo ogarnęłam co nie znaczy, że jest łatwiej.

Po pół roku poczułam się lepiej. Obroniłam się, rzuciłam studencką i niezbyt fajną pracę, znalazłam pracę o której marzyłam, lockdown się skończył, odnowiłam życie towarzyskie. Gdzieś po drodze rozstałam się z tamtym chłopakiem, nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam, bo był super osobą, ale gdzieś coś tam się nie sklejało, "chemia" nie ta i od pewnego czasu rozważałam taką opcję, ale się bałam. Te wszystkie zmiany sprawiły, że nabierałam wiatru w żagle. Były trudności, bo gdy on się wyprowadził po rozstaniu to zostałam zupełnie sama, jestem do tego nieprzyzwyczajona i to było trudne, pusto, smutno, spałam przy zapalonej lampce przez pierwsze tygodnie. Ale wir życia mnie wciągnął i szybko poczułam że jestem gotowa na nową miłość, od pewnego czasu marzyłam o takiej "chemii" z prawdziwego zdarzenia - ech, głupia ja wychowana na komediach romantycznych, a życie to nie bajka.

Bardzo szybko i zupełnie przypadkowo poznałam kogoś. To znaczy, on mnie poznał - zauważył, doprowadził do naszego spotkania (mieliśmy wspólnych znajomych) i zagadał. Spodobał mi się. Wyjątkowo przystojny, elokwentny, zabawny i, przy takiej kombinacji zalet, skromny. Potem poszło bardzo szybko - tydzień później pierwszy spacer, dwa tygodnie później randka u mnie, która zakończyła się przytulaniem i oglądaniem filmu. Miałam tę cholerną chemię, aż w nadmiarze. Nigdy nie czułam aż takiej chemii i nigdy nikt mi się tak nie podobał - głos, uśmiech, zapach, wygląd. Szybko zaczęliśmy rozmawiać na trudne i głębokie tematy, on też miał trudne dzieciństwo, też chodził na psychoterapię. Rozumieliśmy się tutaj bez słów, każde z nas wiedziało, jak to jest wracać do domu ze strachem, co się w nim zastanie. Wydawał się być empatyczny, dojrzały, wyrozumiały, ciepły, opiekuńczy. I zaangażowany. Pewne rzeczy były dla mnie czerwoną flagą, np. jego nadal skomplikowana sytuacja rodzinna (nie mieszkał sam) czy impulsywność, silna emocjonalność, ale ja też mam takie cechy. Był też człowiekiem czynu, miał dwa kierunki studiów naraz i pracę, wszystko umiał załatwić, był dynamiczny co mi w jakiś sposób wtedy podpasowało, jako kontrast do introwertycznych ex. No i wtedy miał dla mnie dużo czasu.

Mimo szybkiego postępu relacji ja starałam się nie pędzić. Dużo pisaliśmy, spotykaliśmy się, całowaliśmy, ale nikt nie naciskał na seks, on również. Tylko tak z miesiąc po tym jak się poznaliśmy wyskoczył z propozycją związku, ale go zastopowałam, że chcę się jeszcze pospotykać i on to uszanował. Miałam jakieś lęki, że to za piękne, żeby było możliwe i szybko się dzieje, więc podzieliłam się nimi z nim, ale powiedział, że będzie wszystko okej bo obojgu nam zależy i że on szuka czegoś na serio. Pierwsze problemy zaczęły się przeze mnie i jak się okazuje, moje nieprzepracowane poprzednie rozstanie (choć myślałam, że jest dobrze). Gdy nagle doszło do konfrontacji z moim ex, który gdzieś tam próbował na początku o mnie walczyć, przeżywałam to bardzo emocjonalnie i nowemu partnerowi było przykro. Ale daliśmy radę mimo że ja byłam jakiś czas (miesiąc może) rozchwiana, wybuchowa, nerwowa.

Potem zaczął się okres miodowy przerywany jakimiś okazjonalnymi sprzeczkami, w których on zawsze ale to zawsze ulegał mi (mimo że o to nie prosiłam) i brał winę na siebie (też nie prosiłam). Wybuchał płaczem czasem, był impulsywny, robiło mu się słabo. Był lękowy, wrażliwy, miał częste bóle brzucha na tle stresowym. Martwiłam się o niego, starałam się dbać. Miał wtedy trudny czas w domu, z rodzicami i bardzo go wspierałam w tym. Pomieszkiwał u mnie i żyliśmy jak w bajce - nigdy z nikim tak nie miałam, wydawało mi się to jakimś kosmicznym spełnieniem marzeń. Długie rozmowy, cudowny seks, wycieczki, wyznania, wspólne gotowanie. Czułam się jak na haju, jakbym umiała latać i góry przenosić. Bywałam już kiedyś zauroczona czy zakochana, ale to nigdy nie było tak silne i tak... kompatybilne "chemicznie". Seks był naprawdę jakimś wyjątkowym doświadczeniem dla obojga, transem niemalże. Nagle zrozumiałam co opisują w tych wszystkich książkach o miłości czy piosenkach. W tamtym czasie mogliśmy porozmawiać o wszystkim, snuliśmy plany na przyszłość.

Po pół roku związku, na wyjeździe, pokłóciliśmy się głupio z mojej winy - powiedziałam jakąś rzecz za dużo, ale nic - w mojej opinii - karygodnego. Żadne zdrady czy wyzwiska. Potem przeprosiłam, wydawało się ok, ale widocznie w nim została, bo tydzień później, niespodziewanie podczas ważnej rozmowy, on się wycofał na ten moment z części naszych wspólnych planów, ale zapewniając, że mnie nadal kocha i pogadamy o tym za jakiś czas, a ja byłam w szoku. Poczułam żal, ból, rozczarowanie, rozgoryczenie - myślałam, że obojgu nam zależy tak samo, że chcemy tego samego. Byłam bardzo zaangażowana w ten związek, ale od tego czasu straciłam do niego jakąś część zaufania. Zaczęłam czuć, że jest coś nie tak, podświadomie chyba, że w poważnych rzeczach nie można na nim polegać.

Oczywiście przyszedł ten "jakiś czas" ustalony przez nas na rozmowę o planach na przyszłość i on nadal nie umiał się określić. Wtedy to wywołało pierwszy kryzys w naszym związku, ja miałam poczucie że jestem w sytuacji prowadzącej do nigdzie - znamy się rok, ja już chcę zacząć coś robić w kierunku przyszłości (nie chodziło o zaręczyny, ślub, a plany), ale w sumie nie wiem na czym stoję. On w międzyczasie zaczął dodatkowe obowiązki i w ogóle się zaczęło, to znaczy - nie od razu.

Żyłam sobie w tym związku i było mi dobrze, nadal czułam się zakochana, on mówił o miłości, seks był wspaniały, spotykaliśmy się, ale gdzieś czułam taki smutek - że ja chcę bardziej, a on mniej - mimo że zaprzeczał. Chodziłam na terapię, pracowałam nad samowystarczalnością, traumami z dzieciństwa, on mnie niby wspierał, nawet pomógł mi załatwić terapeutę czy zawoził mnie czasem na sesje. Wydawało się, że poza brakiem planów na przyszłość jest fajnie. Znów mocno pokłóciliśmy się o... wojnę w Ukrainie, bo ja dostałam stanów lękowych gdy spadła ta rakieta na Polskę. Byłam przyzwyczajona, że gdy się czymś poważnie martwiłam, to dzieliłam się z poprzednim partnerem, a on ze mną rozmawiał spokojnie i racjonalnie. A tutaj miałam wsparcie np. gdy szefowa chciała mnie wyrzucić z pracy (chociaż nie martwiłam się tym bardzo i tylko raz się rozpłakałam), ale gdy zaczęłam panikować z powodu rakiety, to on w pewnym momencie zaczął na mnie krzyczeć, żebym się ogarnęła. Poczułam się totalnie bez wsparcia, chociaż powiedziałam sobie, że chcę za dużo, bo jestem panikarą - to prawda.

Tylko że od nowego roku zaczęliśmy się kłócić o wszystko. Był taki okres, że każda rozmowa mogła skończyć się wdepnięciem na "minę" i odpowiedzialni byliśmy za to oboje. Nasze spotkania zaczynały być coraz trudniejsze, chociaż seks był wspaniały, mówiliśmy o miłości, ale z jego strony żadnych deklaracji, których ja chciałam, on był zajęty nowymi obowiązkami, zaczęliśmy się rozjeżdżać. Ja się czułam samotna, ale ciągle mówiłam sobie, że wymyślam i nie mogę być bluszczem, on że przecież jest, wspiera mnie, zależy mu i nigdzie się nie wybiera. Tyle że nie byłam pewna czy za tymi słowami idą czyny. Parę razy wkręciła mi się przez całokształt i jego niedostępność jazda zazdrości (raz totalnie bez sensu, ale np. też pisała do niego jakaś dziewczyna intensywnie i mimo że byliśmy w kryzysie powiedział mi o tym bardzo zestresowany - bo się bał, że go posądzę o zdradę, a dla niego zdrada była największą i niewybaczalną zbrodnią).

Potem to zaczął być dramat. Zaczął odwoływać spotkania (bo jest zmęczony), zaczął odpisywać mi nagle bardzo rzadko (wcześniej pisał regularnie), potem wybuchł, że on potrzebuje swojego czasu, przestrzeni, znajomych, że chce mieć połowę weekendu dla siebie, a nie spędzać cały u mnie (tylko wtedy mogliśmy się spotkać, bo mieliśmy inne obowiązki) i że powinnam to zrozumieć, uszanować, bo zawsze on robił wszystko dla mnie i z myślą o mnie, a z myślą o nim nikt nic nie robi. Poczułam się koszmarną dziewczyną i zafiksowałam się na robieniu rzeczy głównie z myślą o nim. To polegało na tym, że np. pół dnia zero wiadomości od niego, ja ze ściśniętym z żalu żołądkiem, ale nie będę mu zawracać głowy. No tylko że jak nie wytrzymywałam i np. zadzwoniłam, to potrafił być wybuch, kłótnia. No i już wtedy trzeba się było rozstać, ale ja się czułam winna, że on zawsze wszystko dla mnie, a ja dla niego nic.

Potem, po kilku rozmowach, polepszyło się, bo on powiedział, że nadal mnie kocha, że miał kryzys, ale nie chce mnie stracić, że chce o nas walczyć. No i walczyliśmy pół roku, ale kosztem mojego zdrowia (jego pewnie też), mojego apetytu, poczucia własnej wartości i wielu rzeczy. Próbowaliśmy, ale nigdy nie było jak wcześniej ani w sumie nawet dobrze. Dobrze to były przebłyski, dla których się starałam, zafiksowałam się na tym, w poczuciu winy (że ja ponoszę odpowiedzialność całkowitą za nasze problemy), że muszę wszystko naprawić. Pracowałam intensywnie nad sobą na terapii, czytałam mnóstwo poradników, starałam się być jak najmniej "potrzebująca" - nie dzwonić gdy mi smutno, nie pisać gdy się coś dzieje, nie prowokować kłótni, nie wymuszać nic i dawać mu z siebie dużo. No i zagrzebałam swoje potrzeby. Że chcę mówić na głos co mi się podoba - bez lęku, że usłyszę, że się czepiam albo "znowu poruszam trudne tematy". Że chcę planować z kimś przyszłość albo po prostu czuć bliskość, wsparcie, zaufanie. Oczywiście, ten związek się rozpadł, on odszedł w swoje życie wypełnione pracą, znajomymi, brakiem czasu dla mnie, ale przed tym jak się ze mną rozstał to jeszcze obiecał mi rzeczy, dając głupią nadzieję.

A ja zamiast ulgi wpadłam w załamanie nerwowe. Mój organizm, zmęczony wieczną huśtawką przez ostatnie pół roku, odreagował i odreagowuje. Żeby nie było, że siebie wybielam, a jego obwiniam (choć etap biczowania siebie, który doprowadził mnie do naprawdę fatalnego stanu psychicznego mam już mam nadzieję trochę za sobą), ja też przyczyniłam się na pewno do wielu trudności, zwłaszcza na początku. Tylko jak teraz pomyślę, to nie miałam świadomości wielu spraw. Na przykład, aż do kryzysu, on mi nigdy nie powiedział wprost, że coś mu się nie podoba, ale po fakcie myślę, że to czułam. Np. przez pierwszy prawie rok podróżowaliśmy i ja się dowiedziałam dopiero podczas kryzysu tak prosto w twarz, że on nie lubi podróży i najchętniej siedziałby w domu. Bałam się więc mu zaproponować następną podróż, że odmówi i jeździłam tylko ze znajomymi, choć z nim też chciałam. Więc może i ja byłam trudna czy bałam się jakichś rzeczy, ale przynajmniej wprost, mówiąc o tym.

Ok, wyrzuciłam wszystko z siebie. Teraz prosiłabym o Waszą opinię na temat tego co wypisałam, jeśli udało się którejś dobrnąć do końca. Z góry bardzo dziękuję!
korokokoko jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2023-11-26, 17:57   #2
Aelora
Zadomowienie
 
Zarejestrowany: 2021-09
Wiadomości: 1 291
Dot.: Co tu się zadziało? Miłość "jak z filmu" ale bez happy endu

Chyba po prostu zmęczył się tym wszystkim — Twoim nieprzepracowanym rozstaniem, emocjonalnością, zaczął mieć wątpliwości. A do tego sama piszesz, że miał swoje problemy, może w pewnym momencie tego wszystkiego było dla niego zbyt dużo.
Aelora jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2023-11-26, 21:43   #3
43f4c6e05089aac1c48e760c19dfc261ffa43875_658383801b065
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2020-10
Wiadomości: 7 306
Dot.: Co tu się zadziało? Miłość "jak z filmu" ale bez happy endu

Treść usunięta

Edytowane przez 43f4c6e05089aac1c48e760c19dfc261ffa43875_658383801b065
Czas edycji: 2023-12-08 o 02:47
43f4c6e05089aac1c48e760c19dfc261ffa43875_658383801b065 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2023-11-26, 21:54   #4
Indecence
nieprzyzwoita
 
Avatar Indecence
 
Zarejestrowany: 2022-04
Wiadomości: 1 102
Dot.: Co tu się zadziało? Miłość "jak z filmu" ale bez happy endu

Sorry, ja się nie wypowiem co do meritum, ale zmęczyłaś mnie swoją osobą samym czytaniem, normalnie jestem stłamszona. Nie wyobrażam sobie co czuł twój chłopak, jeśli nawet przez tak długi czas nie pisnął, że mu coś nie pasuje np. częste podróżowanie.
Indecence jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2023-11-26, 22:44   #5
Katerina_00
Zakorzenienie
 
Avatar Katerina_00
 
Zarejestrowany: 2011-02
Lokalizacja: Uk
Wiadomości: 5 195
GG do Katerina_00
Dot.: Co tu się zadziało? Miłość "jak z filmu" ale bez happy endu

Czy w dzisiejszych czasach biega się do psychologa po każdym nieudanym związku?
Katerina_00 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2023-11-26, 22:51   #6
43f4c6e05089aac1c48e760c19dfc261ffa43875_658383801b065
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2020-10
Wiadomości: 7 306
Dot.: Co tu się zadziało? Miłość "jak z filmu" ale bez happy endu

Treść usunięta

Edytowane przez 43f4c6e05089aac1c48e760c19dfc261ffa43875_658383801b065
Czas edycji: 2023-12-08 o 02:47
43f4c6e05089aac1c48e760c19dfc261ffa43875_658383801b065 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2023-11-26, 23:42   #7
DzieckoHagrida
BAN stały
 
Zarejestrowany: 2023-09
Wiadomości: 301
Dot.: Co tu się zadziało? Miłość "jak z filmu" ale bez happy endu

Ciekawe, jakbym czytała o sobie i swoim (byłym) TŻ.
Tylko, że mieliśmy związek na odległość, a on miał żonę. Ale wszystko tak samo - ciągłe fochy, kłótnie o wszystko, rozstania...
Ale jednak twój opis jest bardzo tajemniczy. Dużo tekstu, ale brakuje wielu informacji - np. co mu wtedy powiedziałaś? jaką "jedną rzecz za dużo"?
Czasami jeden tekst potrafi położyć dobry związek. Np. "Nadal kocham exa".
Z doświadczenia wiem, że postawa "robię wszystko, by go zadowolić", "nie podejmuję tematów, które Pan uważa za problematyczne, by go nie denerwować", kończy się wzajemną wrogością i żalem. Komunikacja w związku jest najważniejsza.
DzieckoHagrida jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2023-11-28, 12:51   #8
PurePurr
Raczkowanie
 
Avatar PurePurr
 
Zarejestrowany: 2019-02
Wiadomości: 342
Dot.: Co tu się zadziało? Miłość "jak z filmu" ale bez happy endu

Cytat:
Napisane przez Aelora Pokaż wiadomość
Chyba po prostu zmęczył się tym wszystkim — Twoim nieprzepracowanym rozstaniem, emocjonalnością, zaczął mieć wątpliwości. A do tego sama piszesz, że miał swoje problemy, może w pewnym momencie tego wszystkiego było dla niego zbyt dużo.
Zgadzam się.
PurePurr jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2023-11-28, 16:37   #9
Luxanna
Zadomowienie
 
Avatar Luxanna
 
Zarejestrowany: 2014-09
Lokalizacja: z miasta
Wiadomości: 1 257
Dot.: Co tu się zadziało? Miłość "jak z filmu" ale bez happy endu

Jeśli to dla ciebie opis miłości jak z filmu to nie chcę wiedzieć, jakie dramaty oglądasz
__________________
"Zbyt wiele w życiu widziałem, żeby nie wiedzieć, że kobiece przeczucia bywają cenniejsze niż wnioski analityka."
Luxanna jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2023-11-28 17:37:00


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 11:42.