|
Notka |
|
Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności. |
![]() |
|
Narzędzia |
![]() |
#1 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2017-06
Wiadomości: 114
|
co mam, co moge zrobić? czy jest dla mnie ratunek?
Pisze ten wątek w sumie nie wiem po co, bo nie mam chyba sił do siebie, życia i tego wszystkiego co otacza mnie wokół...
3 msc temu zaczęłam terapię, w poprzednim poście wszystko jest. Nie chce mi sie teraz do tego wracać. Na początku miałam ją z facetem (spytał sie mnie czy robi mi to różnice, czy będe się czuła źle że z facetem a nie z kobietą, odparłam szczerze, że raczej nie robi mi to różnicy). Teraz mam z kobietą (dziś pierwsza sesja, tak naprawdę dziś powiedziałam w skrócie nad czym wcześniej pracowałam z poprzednim terapeutą, no ale ona dalej nie wie wiadomo nic o mnie, o mojej przeszłości więc tego w kolejnych sesjach będzie chciała się dowiedzieć). Zapytała sie mnie czego oczekuje od terapii, co bym chciała po niej (jak już skończę definitywnie) osiągnąć itd. Więc odpowiedziałam szczerze, że chodzi mi o zakopanie demonów przeszłości, nauczenie się żyć ze stratą/po starcie osoby, wracanie do rodziny toksycznej, która mnie zniszczyła, ale również chodzi mi o mnie. Ja jestem bardzo młoda, chce mieć motywacje do wszystkiego - aktualnie nie mam chyba do niczego i to też przyznałam dziś. Mam cele w życiu, ale na razie niespecjalnie robię coś w tym kierunku bo jest mi ciężko. I psychicznie (chodzi o psychikę) i chyba boję się trochę porażek co też zresztą dziś przyznałam. Wiem, że jak będę próbować to się nie poddam od razu tylko będę walczyć. To też przyznałam bo kobieta się o mnie o to spytała. Zmieniłam terapeutę przez pracę i dlatego, przez godziny pracy w nowej pracy. Nową pracę zaczęłam niedawno, ale widać, że nie radzę sobie albo wcale albo tak jakbym chciała. Widzę to sama po sobie, widzi to przełożona...Niektórzy w głównej siedzibie podobno się skarżą...Staram się, chce żeby było dobrze, zależy mi na tej pracy. To nie jest praca gdzie zarobi się najniższą krajową tylko znacznie więcej o te kilka stówek w zwyż. A ja nie potrafię nawet tego...Biore pod uwagę, że praktycznie po msc czy po dwóch mi podziękują i biorę to pod uwagę więc czysto zapobiegawczo będę szukała nowej i wysyłała gdyby co CV ale wiadomo nigdzie mi tyle nie zaproponują tylko najniższą... Ja mam tak, że jak wali mi się wszystko w życiu na przykład jak aktualnie praca to uważam, że wszystko jest źle. Powiedziałam sobie, że żyję tylko dla celów w życiu i tym chce się zająć bo ja nie mam tak naprawdę nic w życiu. Niektórzy na przykład chcą zakładać rodziny, to jest ich cel, są szczęśliwi. Ja tego nie widzę. Jak widzę taki obrazek w głowie to mam łzy w oczach, czuje się bezsilna, nie chciana, ta gorsza...Czasem uważam, że tego mieć na przykład nie będę bo po prostu jestem gorszym człowiekiem, który na to nie zasługuje albo takim że nikt by nie chciał mnie w roli żony czy matki... Dla mnie to abstrakcja. Nie twierdzę, że nie chcę być kiedyś z facetem bo chcę, ale na przykład założenie rodziny to czuję, że to by było dla mnie za dużo. Czuję się sama jak palec mimo, że mam matkę i rodzeństwo. Co z tego? No bo nie mam rodziny, tatę straciłam, matka jest dla mnie jak największy wróg (moja nienawiść do niej przyszła jakoś w szkole średniej; nie wiem z jakiego powodu, ale powód musi gdzieś być), nie mam w niej wsparcia. Zawsze uważałam, że nie chcę aby mnie wspierała (nigdy jej tego nie powiedziałam). Teraz nawet gdybym zmieniła zdanie, to nie chcę ona umie tylko gasić, tłamsić, gnoić psychicznie. To ona ma się wyprowadzić bo ''x' czasu temu kupiła sobie mieszkanie. Miała to zrobić w marcu, teraz podobno w maju. Z resztą rodziny nie utrzymuję kontaktu - typu dziadkowie itd. Mentalnie się od nich już odcięłam, fizycznie - jako pierwsza. Mieszkają i tak w innym województwie i po prostu są dla mnie jak wrogowie śmiertelni. Święta? Święta kiedyś to po prostu będę miała gdzieś. Dla mnie to może nie istnieć. Kiedyś nie chce ich obchodzić, po co, skoro będę sama? To nie są normalne święta. Na święta aktualnie od 2 lat wyjeżdżam na przykład w góry z matką i z rodzeństwem (też jest pełnoletnie), ale to nie są prawdziwe święta i takie normalne. Jest udawanie i w ogóle udawanie również przed ludźmi, a święta polegają na tym, że chodzi o to aby się najeść potraw, pójść spać. Mojego tatę bardzo kochałam mimo, że tego nie okazywałam. Do taty nigdy nie powiedziałam na przykład w etapie dojrzewania bo wcześniej nie pamiętam - słów ''kocham cię'', ale zdarzyło się, że przytuliłam... Do matki czuję trochę nienawiści po prostu za to że niszczyła mnie psychicznie i nadal to robi. Wyniosła to z domu. To wszystko wychodzi na terapii. Terapeutce przyznałam, że tacy ludzie jak moi rodzice nie powinni mieć dzieci bo nie sprostali wychowaniu, skrzywdzili mnie a nie wychowali, a jeśli mnie wychowali to zrobili to źle. Wychowywałam się w poczuciu winy i krzywdy, czułam się zawsze jak ofiara i myślę, że nadal tak jest. Moja matka względem taty, manipulowała myślę, że nim i mną, wplątywała mnie w swoje gierki. W rodzinie z takim problemem zawsze było zamiatanie tego wszystkiego pod dywan i mówienie, że problemu nie ma. Do tej pory miałam klapki na oczach ale uważam, że te spadły po śmierci taty. Od matki zawsze słyszałam - co słyszę nadal - ''jesteś głupia'', ''tępa'', ''pusta'' i inne tego typu frazesy. To nie jest normalne. To nie jest normalne aby matka tak do własnego dziecka się zwracała. To co chciałabym robić w życiu czy osiągnąć - tego jej nie mówię, bo raz skończyło się tak, że zmieszała mnie z błotem. Ona chce abym była taka sama jak ona, żebym młodo dzieci urodziła i stała przy garach 24/7. Tyle, że ja nie będę taka jak ona z podejścia, bo z wyglądu jestem jej odbiciem lustrzanym... Po prostu nie chcę dla siebie takiego życia bo jakbym chciała to już dawno bym takie mogła mieć. Nie mam natarczywych myśli samobójczych, ale powiedziałam sobie kiedyś, że jak nie dam rady już i nie wytrzymam, zeby unieść psychicznie to wszystko to po prostu skończe ze sobą bo nie będę miała już sił - psychicznych. Jestem głupia, zdarza mi się mysleć, że dlaczego nie mam raka na przykład i kiedy umrę bo nie chcę już tak żyć. Wiem, że inni mają gorzej, ale ja uważam, że u mnie jest tak źle, że ja nie dam rady. Nie widzę plusów swego życia, tylko minusy - że zejdę na złą drogę na przykład przestępczą (miewałam takie myśli), ze komuś coś zrobie (bardziej ludziom niż sobie) bo bywam impulsywna, wewnętrznie czuję agresję i nienawiść, którą wpoili mi podejrzewam rodzice. Czasem mam w myslach jak rozmawiam z tatą i pytam się go ''dlaczego mnie nie chcesz zebrać ze sobą?'' i takie różne. Ja po prostu może gdzieś mam też jakieś problemy natury egzystencjalnej. Nie wiem. Czasem mam również mysli, że ta terapia mi pomoże, a czasem, że nic mi nie pomoże i znajde się znów w punkcie wyjścia, że zmarnuje lata, siebie, że do niczego nie dojdę. Samej jest mi cholernie ciężko. Chciałabym aby ktoś mi pomógł będąc fizycznie. Mam przyjaciółkę, mimo, że zaniedbałam naszą przyjaźń i muszę to na nowo zapielęgnowac, ale też mam na myśli kogoś takiego jak przyjaciel męskiej formie, jakiś mistrz, wzór. Nie chodzi tylko o to, że naoglądałam się filmów akcji, ale po prostu piszę jak czuję. Że tego mi potrzeba. Na początek powiedziałam, że znajdę sobie hobby, ale takie w którym będę mogła się wyżyć psychicznie i fizycznie - sporty. Wiem, że jest mi to potrzebne. Jeszcze do tego nie doszłam, ale wiem jak się poczuję gdy już będę ćwiczyć na siłowni czy uderzać w worek. Poczuję się myślę lepiej psychicznie i fizycznie bo o to tym wszystkim chodzi. Nigdy nie miałam zaburzeń odżywania mimo, że od dziecka jestem szczupła (zawsze w klasie byłam najniższa, najszczuplejsza po prostu najdrobniejsza) ale boję się, że mogę wpaść w anoreksję albo w bulimię. Odkąd stało się to co się stało moja psychika upadła i czasem zdarza mi się coś zwrócić. To nie jest często, ze dzień w dzień ale zdarza się. Nie mogę nad tym zapanować. Czasem poprostu gdy przełknę kawałek posiłku, jedzenia to po prostu czuję, że zwracam i albo zwymiotuję to albo nie... Na pewno pójdę z tym do lekarza, ale to problem również w psychice i jeśli ja go nie przepracuję psychicznie to jak lekarz ma mi pomóc? Na razie jest prawda taka, że za dużo gadam a mało robię, i co chwila mówię sobie, że chce to zmienić bo naprawdę chce! ale nie umiem wyjść z tego g.na. Mam chyba zamkniętą psychikę, a to jest wielki błąd, wielu rzeczy się boję...Brakuje mi wsparcia również słownego, że sobie dam radę, że jestem silna, po prostu kogoś dzięki któremu dostanę skrzydeł, ale nie mam takiej osoby... Muszę polegać tylko i wyłącznie na sobie. Ludziom nie chcę ufać bo mnie to boli, nie chcę aby ktoś mnie skrzywdził, wykorzystał...tylko czasem się zastanawiam czy brak zaufania zawsze będzie dla mnie oznaczała samotnosć? Ogólnie jestem rozważna, ale czasem mam chęć robić coś na przekór sobie i światu na przykład rzucić się po prostu w niezobowiązujące relacje bo jestem zmęczona własnym życiem, bezsilnością i tym wszystkim co otacza mnie w okół. Mam chęć robić coś co nie jest zgodne z prawem itd. Czytałam, że to w moim przypadku jest normalne, że ludzie tacy jak ja są albo na przekór rozsądni i rozważni albo wręcz przeciwnie. Tak, brakuje mi może adrenaliny, żeby nie myśleć o konsekwencjach tylko aby zatracić się w danej chwili, spontanu też. Generalnie jestem osobą planującą, ale wiem, że spontan jest potrzebny żeby się wyrwać i oderwać od szarówki dnia codziennego. Chciałabym aby małymi krokami w moim życiu zaczęło się układać. Teraz forsuje mnie ta praca, gdy jest źle na przykład z pracą to czuję, że tracę grunt pod nogami. W życiu prywatnym jest źle, w pracy też i zaczynam czuć bezsilność, płaczę bo boję się o siebie i chcę o siebie walczyć, ale nie wiem jak..nie wiem czy coś w tym kierunku robię. Wiem, że chcę też czytać książki motywacyjne. One dużo dają, dużo pomagają. Co zrobić, żeby zmienić swoje myślenie i podejście? Jaka urwać się z tego łańcucha? Czy ktoś mi jest w stanie pomóc, choćby jakąś radą? Co robię źle? |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2018-02
Wiadomości: 60
|
Dot.: co mam, co moge zrobić? czy jest dla mnie ratunek?
Myślę, że najważniejsze dla Ciebie jest kontynuowanie terapii. Nie poddawaj się na sobie. Ja też miałam dysfunkcyjną rodzinę, stany depresyjne, dużą wrażliwość, myśli samobójcze itp., ale wyszłam z tego po prostu ciężko pracując nad sobą. Byłam na rocznej terapii, jakiś czas również na antydepresantach, które bardzo mi pomogły. Wspaniale, że masz przyjaciółkę, dbaj o tą przyjaźń. Terapia jest skuteczna, o ile jesteś na nią gotowa oraz trafiłaś na odpowiednią dla siebie osobę. Ja na dzień dzisiejszy jestem bardzo szczęśliwą osobą, w dalszym ciągu pracuję nad swoją osobowością (bez terapii) i wierzę, że Ty również poukładasz sobie swoje życie.
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|



Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 07:43.