TOTALNY mętlik w głowie - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2024-12-28, 18:04   #1
Flondra123
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2024-12
Wiadomości: 1

TOTALNY mętlik w głowie


Pomocy, bo zwariuję. Mam taki absolutny mętlik w głowie, nie radzę sobie.
Razem 15 lat, po ślubie 10. Przed ślubem pisałam tu, więc po prostu zacytuję swój post z wtedy:

Cytat:
(...)Mam naprawdę duże zmartwienie ze swoim kilkuletnim związkiem! W tym roku mamy się pobrać ale ja się tego tak boję że wogóle nie umiem się tym cieszyć. bardzo się boję! Czuję ten niepokój od zaręczyn czyli już ze dwa lata! Na początku sobie to tłumaczyłam że jestem młoda, boję się zmiany i poważnego kroku... ale teraz sobie uświadomiłam że już z rok jedyną myślą która mnie trzyma w wmiarę dobrym nastroju jest przekonanie że do ślubu i tak nie dojdzie. Ale od początku. Mój chłopak jest czuły miły, zawsze komplementuje, interesuje się, dużo pięknych słówek. Wierzący, co dla mnie ważne! i często mówi jakie to dla niego ważne, być dobrym człowiekiem. na początku wydawał się istnym ideałem. Jego rodzina też! mieszkają na wsi, dbają o wspólne posiłki itd. Mnie zaakceptowali o co w sumie nie łatwo bo jestem z miasta. Puszczałam mimo uszu teksty typu "tak, ma fajną dziewczynę, mimo że z miasta, ale fajna..." w ich rozmowach... albo "nie wiele umie, ale wygląda na chętna żeby się nauczyć... może coś z tego będzie"
przez pewien czas czułam pod obserwacją, czy się nadaję, kazali mi robić różne rzeczy w domu, ogródku (ukochany często mówił "zrób to, bo się mamie spodoba", "mama lubi jak się jej proponuje pomoc" itp). Doszło do tego że czasem całą sobotę spędzałam u niego w kuchni, w ogródku, na sprzątaniu z siostrą, potem na gotowaniu z babcią itp. nawet już nie prosili ani nie dziękowali tylko zakładali że mam u nich po prostu obowiązki bo już mnie traktują "jak swoją". na początku się cieszyłam że mnie akceptują i czułam że robię dobrą robotę, żeby nasz związek był udany. ale w końcu zaczęłam się czuć jak darmowa pomoc domowa i że głupieję i się zamęczę! w tygodniu studia, prawie każda wolna chwila u nich, w tym z chłopakiem sam na sam może z 3 h w ciągu całego weekendu?? w końcu stwierdziłam dość tego, tez mam swoje życie, zainteresowania nie może tak być. potrzebuję czasu dla siebie i przestałam spędzać tam każdą wolną chwilę.i od tego czasu zaczęły się problemy. zaczęły się rożnice zdań i wobrażeń między mną i ukochanym. i okazało się że nie potrafimy dyskutować. on wszystko odbiera emocjonalnie i zaraz mu przykro, więc budzą się we mnie wyrzuty sumienia. i sobie uświadomiłam że większość mojego funkcjonowania w tym związku to wyrzuty sumienia i poczucie obowiązku i żeby komuś (chłopakowi albo komuś z jego rodziny nie było przykro). ciągle wbrew sobie. niby on jest bardzo miły dla mnie, wręcz uległy, nie lubi podejmować decyzji ale jak ma swoją wizję i jej nie chcę spełnić to czuję że wymusza to na mnie emocjonalnie. jego rodzice na nim tak wszystko wymuszają. na porządku dziennym są akcje że przez sobotnie popołudnie siedział w pokoju ze mną, coś sobie tam robiliśmy, potem zszedł na dół i wrócił w złym humorze "mama jest na mnie obrażona, że nie przyszliśmy zapytać, czy im coś pomóc" (bo rodzice spędzali popołudnie na pracach przydomowych). albo wołają go i jak nie przyjdzie natychmiast, np. mama sama coś dźwiga a potem ma do niego pretensje, ze musiała przez niego sama, bo nie przyszedł od razu. kiedyś ostro dyskutowali przez głośnomówiący telefon z siostrą chłopaka, więc wyszliśmy z pokoju bo i po co mamy słuchać? a jak wróciliśmy od razu atak,że on się siostrą nie interesuje, nie chciał z rodziną rozmawiać itp. Ta atmosfera winy jest nie do zniesienia i co gorsze zauważyłam że on też ją przenosi do nas. przy byle czym czuję się winna. (...) Nie mogę nic powiedzieć bo od razu przekręca to sobie tak że wychodzi na to, że powiedziałam coś o wiele gorszego niż miałam na myśli. Prawie przy każdej poważnej rozmowie płaczemy. np. chciałam powiedzieć, że nie wyobrażam sobie robić kiedyś takich wielkich imprez jak jego rodzina (co urodziny zjdeżdża się ze 20 osób - należy zaznaczyć że jestem typem spokojnym i wole skromne i kameralne spotkania, wielkie imprezy po prostu mnie wczerpują i drażnią zwłaszcza że oni zawsze kogoś na nich obgadują - ale szanuję, że mają swoje zwyczaje, po prostu nie chcę ich przejmować, bo mam od nich inny charakter) i że nie będę gotować na 20 osób. on się obraził. że to zabrzmiało jakbym miała do niego pretensje jakieś, jakby mnie chciał zmuszać do gotowania, a tak przecież nie jest, a poza tym jego rodzice i tak do niego przyjadą na urodziny. zaraz zrobił taką atmosferę jakbym zapowiedziała że jego rodzinę będę wywalać za drzwi jak ktoś mi przyjedzie na jego urodziny, chociaż niczego nie miałam oczywiście na myśli nic takiego!! ale jak tu konstruktywnie dyskutować w takiej atmosferze? albo gadaliśmy o weselu. wiele razy wspominałam że chciałabym jak najskromniej, tylko bliska rodzina. wyszło teraz tak, że mamy 80-90 osób. w tym z 50 samej jego rodziny, bo "oni wszyscy są najblizsi" oraz nawet grupka przyjaciół rodziny a najbardziej taty, bo "oni są jak rodzina"... a potem twierdzi, że ma poglądy takie jak ja, że też by wolał tylko ślub i podróż, ale chyba źle by się czuł, jakby tak zrobił. Miałby wyrzuty i rodzina by się poobrażała. wiec albo jest bardzo uległy albo czuję że nie mam żadnego wyboru!! albo mam wybór ale jak coś wybiorę to wszyscy się obrażą albo on będzie smutny! często robi jakieś dziwne akcje np. ma pretensje że nie zaproponowałam mu pomocy z czymś a w tym czasie miałam czas, żeby zerknąć do kompa (nawet jak nie wie, po co zerknęłam). jak potem o tym rozmawiamy jak ochłonie, to zawsze przeprasza i mu głupio ale często zakłada w pierwszej chwili że mam złe intencje. co gorsze potem pamięta wydarzenia na moją niekorzyść np. kiedyś drukowaliśmy coś i prosiłam że dla mnie była czarno-białe (dużo tańsze niż druk w kolorze). wydrukował mi w kolorze. podziękowałam kilka razy, że się pofatygował itp. a potem delikatnie zapytałam czemu w kolorze choć prosiłam o czarno-białe. to już było mu przykro, że się czepiam , choć zrobił mi przysługę - a ja go wcale nie atakowałam, tylko możliwie najdelikatniej zapytałam. jak potem do tej sprawy wróciłam chcąc wyjaśnić to się prawie popłakał, że mu było przykro... ja powiedziałam, że przecież podziękowałam i to kilka razy, a on "nie pamiętam".i tak zawsze, afery i histerie urastają z byle drobiazgów... ciągle myślę jak tylko dobrać słowa żeby mnie dobrze zrozumiał, jeśli chcę poważnie pogadać. często sobie to odpuszczam dla dobrej atmosfery i żeby go nie "krzywdzić"... (...) kiedy jest dobrze to jest bardzo kochany ale czuję się często jak w jakimś potrzasku!! nie wspomnę już o pieszczotach! zawsze jak czegoś nie chciałam robić to tak nalegał, wracał do tego z takim uporem że w końcu się zgadzałam... nie odpuszczał chociaż widział że nie chcę! to następnym razem próbował znowu. albo pierwszy mi coś robił, to potem mi było głupio i też robiłam jemu, żeby nie było... ale to już bardziej moja własna głupota nie mniej boję się że będę w tym związku bez wolnej woli! albo on albo teściowie będą z nami robili co chcą i ciągle to okropne poczucie winy że kogoś unieszczęśliwiam!!
Ostatecznie wzięliśmy ślub - i było całkiem nieźle, mieszkaliśmy osobno od jego rodziców, dużo dobrego czasu razem (wyjazdy, kawki, koncerty itp).
Potem urodziło nam się Dzieciątko i ponownie wróciłam tu na forum wylewać żale :P
Dwa lata temu pisałam tak:
Cytat:
Historia długa i dziwna. Poznaliśmy się z mężem już ponad 10 lat temu, bardzo młodo. Bardzo mi zależało, zakochałam się, pierwszy chłopak. Dla niego też to pierwszy poważny związek, mieszkaliśmy wtedy oboje z rodzicami. On na wsi. Jeździłam do niego co weekend, był kochany, czuły. I bardzo mu zależało żebym się "integrowała" z jego rodziną a ja byłam wtedy naiwna i przyjazna i chętnie brałam udział we wszystkich zwyczajach, pomagałam wszystkim w domowych obowiązkach, bo sprzątanie jest u niego w domu świętością. Musiałam okazywać zaangażowanie w określony sposób, nie wypowiadać określonych słów, które go drażniły (np. "taka już jestem" - dla niego o oznacza brak chęci do pracy nad sobą, co wg niego jest dużą wadą). Przez pewien czas było ok, ale to wszystko postępowało i nagle obudziłam się niemal wcielona do jego rodziny. Nie do końca mi to odpowiadało, ale wtedy nagle zaczęły się problemy, bo jak tylko delikatnie mu sygnalizowałam, że coś mi się nie podoba, on przekręcał moje słowa, wbijał mnie w poczucie winy. Obrażał się, jak np. robiłam coś na telefonie, kiedy on poszedł sobie prasować koszulę - wg niego miałam zaproponować, że mu z tym pomogę, a nie sobie siedzieć. (...)W jedną stronę zawsze musiałam dojechać sama do niego, w drugą mnie odwoził - nie mógł mnie przywieźć i odwieźć, bo byłoby to wykorzystywanie go przeze mnie (ja nie miałam auta). Kiedy była jego kolej sprzątania, sprzątałam za niego cały ich dom, bo on był w pracy, a ja chciałam żeby mnie kochał. W końcu zauważyłam, że to jest dziwna relacja i zaczęłam próbować stawiać granice, a on wyjeżdżał wtedy z tekstami typu "Czemu nie czujesz się częścią rodziny, przecież wszyscy cię tak traktują". (...)Pół roku przed ślubem o czymś dyskutowaliśmy i w pewnym momencie powiedział, że mnie kocha i poczeka, jeśli trzeba, więc jeśli potrzebuję więcej czasu, to mam dać znać teraz póki czas. Dwa dni później powiedziałam, że chce przełożyć ślub i popracować nad związkiem. Wpadł w panikę i nie zgodził się. Od tego czasu czułam się jak w potrzasku, nie chciałam go definitywnie tracić, ale nie chciałam też brać ślubu. Ciągle się kłóciliśmy. Udało się dogadać, że zamieszkamy osobno od jego rodziców. Dwa tygodnie przed ślubem jednak zebrałam się w sobie i poinformowałam, że nie chcę za niego wychodzić. Wiem późno, ale nie potrafiłam, wiedziałam, że źle to odbierze, bałam się reakcji. Wtedy już byłam przyparta do muru i napisałam mu list, chociaż wiedziałam, ze on tego nie uznaje, jak ktoś pisał mu życzenia na urodziny zamiast zadzwonić to zawsze wypowiadał się krytycznie o takich życzeniach. On wtedy zaczął deklarować, ze mnie kocha, ze możemy wyjechać na koniec świata, byle być razem, nie dal mi odejść. I tak się dotoczylismy do ślubu. Czułam, ze potrzebuje jego zgody na odwołanie wszystkiego i ze jej nie dostałam. Rano w dniu ślubu płakałam i nie chciałam wyjść z łóżka ale wszyscy zaczęli mi mówić, ze mam się uspokoić bo będę zle wyglądać na zdjęciach taka zapuchnięta. Wtedy poczułam, ze już za późno na wszystko, znikąd ratunku, nie dam rady już cofnąć czasu. I poszłam do ołtarza. Nie mogę tego zrozumieć, ale lata pozostawania w związku, gdzie najdrobniejsza odmowa albo uwaga o jego rodzinie była odbierana jako zamach zrobiły na pewno swoje. Po ślubie bardzo się starał, ale nadal musiałam jeździć obowiązkowo na wszystkie imprezy rodzinne jego rodziny. Ja jednak czułam, ze oboje się staramy, oboje dajemy coś od siebie i ze teraz jak już klamka zapadła, trzeba się postarać. Było dobrze. Dużo czasu razem, dużo dobrych chwil. Po kilku latach decyzja o dziecku. Ja się bałam, trochę naciskał. Wiedziałam, ze nie odpuści, nie teraz to za miesiąc wróci do tematu. W końcu zaszłam w ciążę, ale ja straciłam. Był przy mnie cały czas, wspierał. Czułam, że jesteśmy dobrym małżeństwem. Ufałam mu, w końcu udało się, narodziło się nam Dzieciątko, to był najpiękniejszy czas. Ciąża przypadała na czas pandemii i mąż odpuścił jeżdżenie do rodziny i na te obowiązkowe imprezy. Czułam, że jest normalnie, że to dowód na to, że jestem dla niego w końcu najważniejsza. Kiedy przed porodem dzwonili do niego i mówili, ze nie można robić krzywdy dziecku imieniem, jak się dowiedzieli, jak chcemy nazwać, był na nich zły. Wszystko zmieniło się po urodzeniu. Na początku byliśmy razem, miał dyżury z dzieckiem od 20 do północy, żebym mogła się choć troche wyspać. Czułam się kochana i bezpieczna. Potem jak dziecko miało dwa miesiące chcieliśmy je ochrzcić. Nie chciałam robić imprezy, bałam się pandemii, była jesień i po 30 tyś przypadków covid, bardzo się bałam o dziecko, tym bardziej po stracie. Mąż nie przyjmował do wiadomości, że miałoby nie być imprezy. Umówił się z rodzicami, ze będzie u nich impreza, bo oni maja więcej miejsca. Uważał, ze i tak zrobil dla mnie dużo ze na imprezie było tylko osiem osób a nie 20-30 jak zawsze u nich. A ja zaczęłam czuć się niepewnie. Po paru miesiącach zaczął naciskać, żeby jeździć z dzieckiem do jego rodziny.Jeśli nie chciałam, złościł się, co weekend było to samo. A ja miałam takie przeczucie, że jak dam palec, wezmą całą rękę i będą chcieli moje dziecko tak pochłonąć jak kiedyś mnie. Mąż upierał się, że będzie z dzieckiem jeździł do nich sam w czasie kiedy ma mieć swój czas z dzieckiem. Dziecko miało pare miesięcy, było na piersi, wpadałam w straszny stan jak naciskał, ze pojedzie do nich. W końcu pojechał, kiedy miałam zajęcia online, musiałam się podłączyć, byłam zdana na jego łaskę w kwestii opieki nad dzieckiem. I wiedział, ze nie mogę płakać i protestować, bo mam godzinę, o której muszę się polaczyc z kamerą. Potem naciskał, ze zostawiać je z nimi samo. Teraz walczy, żeby zostawiać je u nich samo. Ja się boje, nie ufam im. Nie chce, żeby je wychowywali. Chciałam mieć je z nim, nie z nimi. Ich podejście do drugiego człowieka, do dzieci, mi nie odpowiada. Dzieci u nich nigdy nie mogły mieć swojego zdania, dzieci to inwestycja, mąż był wychowany tak, ze jego samoocena zależała od zapewniania im dobrego nastroju. Jak im służył, byli zadowoleni. Teraz odczuwam lęk przed przyszłością, bo teściowie kupili działkę obok siebie i rzucają w rozmowach luźne uwagi "to już nie nasza", "jako przyszli wlasciciele musicie wiedzieć, co jest w okolicy" itp.(...)
Cytat:
Niestety sama jestem z toksycznej relacji gdzie tato o wszystkim decydował, mama była zależna ekonomicznie i starała się o spokoj w domu dla naszego dobra wiec była mu całkiem podporządkowana. Nie pamietam żeby tato mnie przytulił, wszystkich krytykuje. Mąż wydawał się tak inny od niego, dał mi dużo czułości, romantyzmu, kwiaty na każda rocznice, wyznania, gdy idzie do sklepu zawsze kupi mi jakiś drobiazg który lubię.
Jestem osoba empatyczna i wysoko wrażliwa i niestety przez całe lata działało na mnie jak ktoś przekręcał moje słowa,
Odmowy odbierał osobiscie jako sugestie braku zaufania, wrogiego nastawienia, było mu przykro, czuł się niekochany... i ustępowałam, bo nie chciałam żeby to tak odbierał.
Ciagle powtarza ze te różnie dziwne akcje były dawno, ze jestem pamiętliwa, ze przecież już dawno mnie do niczego nie zmuszał (np. Ostatnie dwa miesiace...).
Inna sytuacja - mieliśmy jechać do jego dziadka na urodziny. Tuż przed wyjazdem rozpętała się śnieżyca, prognozy były ze będzie mocno sypać do wieczora, wiec bałam się jechać z maluchem w takich warunkach 40 km. Drogi białe zasypane, na poboczach auta po stłuczkach. Powiedziałam mężowi, ze wolałabym nie jechać z dzieckiem w takich warunkach. Zignorował to. Nie odpowiedział. Potem powiedział, ze idzie zanieść rzeczy do samochodu i mamy się ubierać. Kiedy wrócił nie byliśmy ubrani i powtórzyłam. On, ze mamy się ubierać. Ja ze nie chce jechać. Pokręcił się po domu i bez słowa wyszedł, trzaskając drzwiami. Po chwili zadzwonił, ze czeka pod blokiem, mamy się ubrać i zejść. I tak do skutku. W końcu pojechaliśmy. Bo już nie miałam siły, nie widziałam szansy ze da spokoj.
Kiedy dochodzi do konfrontacji, zawsze tak przedstawia sytuacje, ze jemu chodzi wyłącznie o dobro moje i dziecka i potem mi głupio.
Kiedyś teściowie byli u nas we wtorek, a potem był długi weekend. Teściowa w ten wtorek nie była do końca zdrowa chociaż prosiliśmy wiele razy, żeby do dziecka przyjeżdżać tylko w pełnym zdrowiu. W czwartek zaprosili nas moi rodzice na obiad (chodzimy do nich może trzy, cztery razy w roku - do teściów mąż jezdzi z dzieckiem raz, dwa razy w tygodniu). Do nikogo się prawie nie odzywał przez cała wizytę, bo przedtem zaproponował żebyśmy w piatek pojechali do jego rodzicow i odmówiłam. Bałam się ze teściowa jeszcze nie jest zdrowa i w dodatku nie miałam ochoty, dopiero
Co się widzieliśmy z nimi, chciałam spędzić z dzieckiem czas inaczej. Pojechał sam.
Czasem mówi ze nie będzie żył pod dyktando mojego strachu albo ze to ja tu jestem przemocowa, wywieram „bierna presję” nie zgadzając się na jego pomysły (dotyczące teściów). Mam potem mętlik w głowie bo zależy mi na szczęśliwej rodzinie.
(...)Kiedy dziecko przytula się samo do mojej mamy, mąż dziwnie patrzy, jakby sceptycznie, ale nic nie powie wiec to może być tylko mylne wrażenie.... Kiedy wyciągnie raczki do teścia lub teściowej mąż cały w skowronkach, podobnie jak jedziemy do nich nie może się nacieszyć jeśli dziecko jest zadowolone i ładnie się u nich bawi. Powtarza jak go cieszy ze ono się dobrze u nich czuje. Na roczku teść twierdził, siedząc obok mojego taty ze to on teść jest „prawdziwym dziadkiem”, bo po synu.
Potem poszłam na terapię psychologiczną, bo miałam już jak najgorsze myśli, stany depresyjne. Powoli było trochę lepiej, ale nie wróciliśmy do współżycia, co powodowało, że mąż się frustrował, a ja miałam poczucie winy. Chodziliśmy na terapię par, pisał na mnie dziwne rzeczy w swoim notatniku (typu, że źle podgrzałam obiad, nie mówiąc już o tym, żebym sama coś przyrządziła, a nie odgrzewała kupną pieczeń, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, a mojej mamy priorytety to koty i torebki i na szarym końcu mąż itp., że on mi daje czas i bierze dziecko na wycieczkę a ja nic w tym czasie nie zrobię, żeby żyło nam się lepiej - czyt. nie posprzątam, itp. itd.). To było około rok temu, dynamika była taka, że ciągle chodziłam zestresowana, widziałam, że coś mu się nie podoba, np. przytulił się do mnie wieczorem, ja po chwili powiedziałam, że muszę siku, wyszłam do łazienki, wracam - jego nie ma, po chwili słyszę, że z furią ubiera kurtkę i wychodzi z domu - musiał sobie pojeździć w nocy autem dla rozładowania emocji bo coś go w tym wkurzyło. Dwa lata temu były akcje typu dziecko zwymiotowało w nocy, poprosiłam go o przebranie pościeli a sama poszłam umyć malucha i przebrać, próbowałam go uśpić w pokoju obok w oczekiwaniu na łóżko, a mąż owszem, zrobił to, ale przedtem z furią rzucał po pokoju moimi ubraniami które były w kącie łóżka i spakował je do torby na śmieci, po czym jak tak się "wyżył", to nic o tym nie powiedział, tylko zrobił co trzeba. Dziwnie się czułam. W każdym razie, postanowiłam odejść, bo ta relacja bardzo mnie męczyła psychicznie. Psycholog uświadomiła mi, że wiele zachowań było przemocowych lub manipulacyjnych. Oglądałam mieszkania na wynajem, rozmawiałam z prawnikiem. I tak się też stało, że zaczęłam poznawać kogoś i wpadł w panikę, że to koniec na poważnie, chce naprawiać, od paru miesięcy jest do rany przyłóż, na nic się nie złości, wszystko na spokojnie, wszystko tolerancyjnie, otwarcie, miły, kochający, czuły, na nic nie naciska, zgadza się na wszystko (typu żeby się wyprowadził na 2 tyg, żebyśmy trochę odpoczęli i zebrali myśli - mówi, że wszystko, co tylko potrzebuję, bo jemu zależy na nas i nie chce żebyśmy się rozeszli). Ja mam absolutny, totalny mętlik w głowie. Tyle lat było źle, możliwe że ostatecznie coś zrozumiał? Przeprasza mnie za wszystko, co się działo przez te lata. Ja jednak nie wiem, czy potrafię zaufać czy nawet zakochać się od nowa, współżyć z nim (od 4 lat nie miało to miejsca). Ale jednak zachował wierność przez cały ten czas, a teraz mimo moich drastycznych ruchów typu szukanie mieszkania, próby odejścia, chce się starać i pracować, mówi, że możemy gdzieś wyjechać (gdzie dwa lata temu kiedy bałam się wojny i mówiłam, że może pomyślimy o wyjeździe za granicę, słyszałam że jemu tu dobrze, bo może się spotykać z rodziną na kawkę itp). Jest naprawdę bardzo kochany i cudowny, pełen refleksji (chodził przez chwile na swoją terapię, i też na terapię par), ale mam wrażenie, że te lata wcześniejsze zostawiły u mnie dużo "mikrotraum". I teraz nie potrafię się zupełnie odnaleźć w tej sytuacji, nie wiem co myśleć, co robić. Panikuję... I mam poczucie, że co nie zrobię, to będę żałować...
Flondra123 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2025-01-02, 12:23   #2
Aelora
Wtajemniczenie
 
Zarejestrowany: 2021-09
Wiadomości: 2 488
Dot.: TOTALNY mętlik w głowie

Jest duża szansa, że spokorniał i stara się gdy uświadomił sobie że naprawdę może Cię stracić. Albo wytrwa w postanowieniu zmiany, albo jak tylko poczuje że wybaczyłaś mu i ma Cię w garści wróci do starych zachowań. Tutaj nie umiem Ci odpowiedzieć jakie będzie jego zachowanie, sama znasz go lepiej i pewnie wiesz czego bardziej możesz się po nim spodziewać. Oraz tego czy sama jesteś gotowa zapomnieć i żyć z nim dalej, czy chcesz rozejść się i spróbować ułożyć swoje życie na nowo.
Aelora jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2025-01-02, 13:41   #3
skara
Zakorzenienie
 
Avatar skara
 
Zarejestrowany: 2007-03
Lokalizacja: Hiszpania
Wiadomości: 5 545
Dot.: TOTALNY mętlik w głowie

Od początku było źle, od zawsze miałaś wątpliwości, związek był do bani. Czy warto reanimować tego trupa? Moim zdaniem nie bardzo, ale to Twoja decyzja.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
skara jest teraz online Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2025-01-02 14:41:58


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 16:37.






© 2000 - 2025 Wizaz.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Jakiekolwiek aktywności, w szczególności: pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie, lub inne wykorzystywanie treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, w szczególności w celu ich eksploracji, zmierzającej do tworzenia, rozwoju, modyfikacji i szkolenia systemów uczenia maszynowego, algorytmów lub sztucznej inteligencji Obowiązek uzyskania wyraźnej i jednoznacznej zgody wymagany jest bez względu sposób pobierania, zwielokrotniania, przechowywania lub innego wykorzystywania treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, jak również bez względu na charakter tych treści, danych i informacji.

Powyższe nie dotyczy wyłącznie przypadków wykorzystywania treści, danych i informacji w celu umożliwienia i ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz umożliwienia pozycjonowania stron internetowych zawierających serwisy internetowe w ramach indeksowania wyników wyszukiwania wyszukiwarek internetowych

Więcej informacji znajdziesz tutaj.