![]() |
#1 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2025-02
Wiadomości: 14
|
Czy ten związek ma jeszcze sens?
Cześć wszystkim,
to będzie długi wpis, ale czuję, że muszę przelać gdzieś wszystkie swoje przemyślenia i jakoś je uporządkować. Gdyby wyszło tego naprawdę dużo, to pewnie rozdzielę całość na dwa posty. Zdecydowałam się w końcu założyć konto, bo czasem zaglądam na forum i widzę wiele słów wsparcia, a przy tym zdrowego rozsądku i myślę, że ktoś patrzący zupełnie z boku zauważy coś, czego nie widzę ja albo podpowie jak rozwiązać sytuację. Jeśli nikomu nie będzie się chciało tyle czytać, to też nie szkodzi, po prostu muszę wszystko z siebie wyrzucić. Tytułem wstępu powiem, że mam za chwilę 28 lat i jest to mój pierwszy taki dłuższy związek (mój partner [???] jest w tym samym wieku); wcześniej raczej były to kilkumiesięczne znajomości, które jakoś same z siebie wygasały. Poznaliśmy się około 2,5 roku temu i szybko zostaliśmy parą. Wiadomo, początki były idealne, ale po niecałym roku coś się zaczęło psuć. Miałam wrażenie, że zamiast się do siebie zbliżać i rozwijać tę relację, stanęliśmy w miejscu, a może i się cofnęliśmy. Z jego strony pojawił się brak inicjatywy, wszelkie wyjścia i wyjazdy proponowałam i organizowałam ja. Zaczął być ciągle zmęczony albo chory i bardzo szybko się wszystkim irytował, do tego stopnia, że to przeradzało się w naprawdę niekontrolowane wybuchy złości. Zaczęło mi to przeszkadzać, jestem raczej pogodną i bezkonfliktową osobą i coraz mniej rozumiałam takie zachowanie. Wyglądało to tak, jakby zupełnie nie potrafił radzić sobie z emocjami. Nie mieszkaliśmy razem, mieliśmy do siebie niecałe 30 km, co raczej nie jest odległością nie do pokonania, a i tak zaczęliśmy się widywać raz w tygodniu lub rzadziej, zwykle z mojej inicjatywy, gdzie wcześniej było to co dwa-trzy dni. Po roku nastąpił kryzys już tak na poważnie. Ja sama na pewno kryształowa nie jestem (bywam uparta i lubię, jak jest „po mojemu”, ale potrafię też pójść na kompromis w wielu sprawach), jednak uważam, że głównie było to z jego winy: ignorowanie moich wiadomości i telefonów, coraz mniej jakiejkolwiek czułości czy zainteresowania, a przy tym coraz więcej problemów z radzeniem sobie z emocjami i niekontrolowaną złością. Było kilka poważnych rozmów, chciałam wiedzieć na czym stoję, czy coś się dzieje, czy mamy to dalej ciągnąć i jak on to sobie wyobraża. Za każdym razem zapewniał, że on chce, że mu zależy, tylko akurat miał stresujący czas w pracy, nieprzyjemną rozmowę z rodziną albo cokolwiek innego. Po takich rozmowach przez tydzień czy dwa było lepiej, po czym wracaliśmy do „normalności”. Moment kulminacyjny nastąpił, gdy przyjechałam do niego bez zapowiedzi po tym, jak nie widzieliśmy się dwa tygodnie. Nawet nie udawał, że cieszy się, że mnie widzi. Miała być miła niespodzianka, a zostałam odwieziona do domu, bo on już był umówiony z kolegami na mecz i co on im teraz powie – gdzie z kolegami widywał się nawet trzy razy w tygodniu. Mógł: a) zabrać mnie ze sobą, b) poprosić żebym zaczekała u niego i po prostu nie siedzieć z kolegami tak długo jak planował, c) zrezygnować z meczu. A wybrał najgorszą możliwą opcję. Nie chciałam robić scen po drodze, więc po wyjściu z samochodu pod moim domem grzecznie się pożegnałam i podziękowałam za znajomość. Nikt mnie nigdy wcześniej tak nie potraktował, przepłakałam po tym całą noc. On był wściekły i chyba do niego nie dotarło, przez kilka kolejnych dni atakował mnie smsami i telefonami, więc w końcu zgodziłam się na rozmowę i już na spokojnie wyjaśniłam, że z mojej strony to koniec. Przez około miesiąc był spokój, po czym znów się odezwał. Że wszystko przemyślał, rozmawiał ze znajomym psychologiem, który pomógł mu wiele zrozumieć, i oczywiście że chciałby spróbować jeszcze raz. Nie chciałam w to wchodzić, powiedziałam, że minęło zbyt mało czasu i ewentualnie możemy czasem popisać na stopie koleżeńskiej – akurat rozmawiało nam się zawsze dobrze, mamy podobne poczucie humoru i w ogóle. Trochę to pisanie trwało, a on co jakiś czas wracał do tematu ponownego związku. Postawiłam kilka warunków, m. in. że ma zacząć spotykać się ze specjalistą, który pomoże mu radzić sobie z emocjami; ostrzegłam, że nawet jedna krzywa akcja w stylu tej ostatniej będzie oznaczała definitywny koniec. Na wszystko przystał bez gadania. Rozpoczął terapię i naprawdę już po kilku sesjach było widać zmianę – na razie bardzo drobną, ale to już jakiś początek. Podszedł zresztą do tego ze sporym entuzjazmem. W naszej relacji też widziałam, że jest inaczej. Specjalnie przestałam wychodzić z inicjatywą na jakiś czas, a on proponował spacery, wspólne wyjścia. Raz miał jeden z tych napadów złości, ale szybko udało mu się to opanować, nawet za to przeprosił, co się wcześniej nie zdarzało. Znów więcej rozmawialiśmy i zauważyłam, że częściej inicjował czułość. Może wielkiej sielanki nie było, bo jednak oboje mamy trudne charaktery i zdarzały się zgrzyty, ale w mojej ocenie było po prostu tak normalnie, fajnie, jak wydaje mi się że powinno być w związku. Pod koniec września pojechaliśmy na wspólne wakacje, było super, dawno się tak dobrze nie dogadywaliśmy, padły poważniejsze słowa i deklaracje, również z mojej strony. Niespodziewanie od razu po powrocie trafił do szpitala i przeszedł dość poważną operację. Regularnie go odwiedzałam i starałam się wspierać – było widać, że lekko się podłamał tą sytuacją. Byłam obok, gdy chciał pogadać czy się wyżalić. Wtedy zauważyłam, że chyba znów zaczyna być coś nie tak. Możliwe, że pierwsze oznaki były już wcześniej, a ja po prostu ich nie widziałam, bo taka byłam zadziwiona tymi pozytywnymi zmianami. Wydaje mi się, że od kilku miesięcy stopniowo wracamy do punktu wyjścia. On stosunkowo szybko powrócił do sprawności, do pracy, normalnego życia itd. I w tym normalnym życiu chyba znowu zaczyna brakować miejsca dla mnie. Od jakiegoś czasu widzę, że znów jest coraz mniej kontaktu, czy to telefonicznego, czy takiego na żywo. Przestał cokolwiek proponować od siebie, a moje pomysły na wspólne spędzanie czasu przyjmuje z wielką łaską albo w ogóle odrzuca. Widujemy się około raz w tygodniu, przy czym zwykle to ja jeżdżę do niego, bo on by tyyyyle paliwa spalił na 30 km, a przecież aż tak dużo nie zarabia. Ja jeżdżę komunikacją miejską, więc przebycie tych 30 km zajmuje mi nawet trzy razy tyle czasu co jemu. Spotykać się gdzieś pośrodku on nie chce, bo nie ma gdzie zaparkować, bo na mieście tyle ludzi, bo do tego muzeum bez sensu iść itp. itd. Jeśli akurat ja nie jadę do niego, to on sam z siebie nie potrafi się zebrać, żeby być u mnie wcześniej niż o 15, mimo że umawialiśmy się, że spędzimy razem cały dzień. Pretensje są wtedy do mnie, bo mogłam przecież zadzwonić i go obudzić. Wychodzi na to, że to ja mam za każdym razem dzwonić rano, budzić i przypominać, że halo, mieliśmy się dziś spotkać. Gdy się widzimy, jest miło, owszem, są jakieś czułości, jest i seks, następnego dnia też sporo piszemy czy rozmawiamy, a przez kolejne 4 albo 5 zdarza się, że w ciągu dnia wymienimy między sobą dwa smsy, i tak do kolejnego spotkania. Coraz częściej zdarza się, że nie odbiera albo nie odpisuje. Rozmowy nieraz wyglądają tak, że na początku zapyta „co tam?”, a potem jest tylko potakiwanie, rzeczy w stylu „oj boże boże”, „mhm mhm” albo w ogóle nic, i jeśli ja nie zacznę mówić, to możemy tak trwać w ciszy po kilka minut – nawet gdy to on dzwoni do mnie. Według niego problemu nie ma i wciąż jest to poważny związek, tylko po prostu on jest w pracy, jest zmęczony, źle się czuje albo nie ma tyle czasu, żeby ciągle mieć ze mną kontakt. Żeby nie było, ja to wszystko rozumiem, każdemu się może zdarzyć gorszy dzień czy nawet kilka. Ale w tym przypadku te „gorsze dni” stają się normą, a coraz mniej jest tych lepszych albo chociaż normalnych. Żeby było okej, to on musi nie być zmęczony ani chory, musi mieć przynajmniej dwa dni wolne, nikt niczego nie może od niego chcieć, słońce musi świecić pod odpowiednim kątem, a wiatr nie może za mocno wiać. Praktycznie wszystko jest uzależnione od jego aktualnego nastroju – który coraz rzadziej jest dobry, bo każdy drobiazg jest w stanie wyprowadzić go z równowagi. Ogólnie to jest trochę taki schemat, że tydzień jest spoko, po czym kolejne dwa lub trzy znowu prawie brak kontaktu, jakieś dziwne humory itp., do momentu kiedy niby się obrażę za jego zachowanie albo coś powiem na ten temat. Wtedy znowu tydzień jest okej, i tak ciągle. Niedawno dowiedziałam się (sam się przyznał), że przestał spotykać się z psychologiem, bo jednak szkoda mu na to pieniędzy. Ciekawe, że nie szkoda na buty za 600 zł albo pada i gry za niewiele mniej… Wyszło na to, że odbył może 8 takich regularnych sesji i jeszcze raz czy dwa poszedł tak o, żeby zachować jakieś pozory. Potem zrezygnował już całkiem. Niestety zaczyna to pokutować – i tak długo się trzymał – i znowu zaczęły się napady złości z powodu drobiazgów. Potrafi wściekły prawie biegać po sklepie, bo nie było tego soku, który akurat chciał kupić. Zdarzyło mu się rzucić pilotem do bramy, bo sygnał nie załapał za pierwszym razem. Jeśli rozmawiamy przez telefon, gdy on akurat jedzie samochodem, zwykle wysłuchuję potoku przekleństw na innych kierowców, pieszych albo pogodę. Gdy zwracam mu na to uwagę, słyszę: „dobrze, mogę już w ogóle do ciebie nie dzwonić i się nie odzywać”. Próby rozmów na ten temat odbiera jako ataki na jego osobę i nie daje sobie nic powiedzieć. Wtedy zaczyna się użalanie nad sobą: „może powiedz od razu, jaki jestem ch***wy; jak inni narzekają to jest wszystko super, a ja jak sobie ponarzekam to od razu jestem ten najgorszy”. Tylko że w jego przypadku narzekanie to jest rzucanie bluzgami co kilka godzin z powodu głupot. Jak pewnie można wywnioskować, nie mieszkamy razem, parę razy o tym gadaliśmy, ale w sumie żadne konkrety nie padły. Może jestem dziwna, ale wolałabym, żeby to on wyszedł w tym kierunku z jakąś większą inicjatywą, bo to ja miałabym wprowadzić się do niego. Chciałabym usłyszeć coś w stylu: „proszę, dorobiłem dla ciebie klucz, chciałbym żebyś ze mną zamieszkała, a jeśli nie jesteś jeszcze gotowa, to po prostu przyjeżdżaj kiedy tylko chcesz, tu jest dla ciebie przygotowana półka w szafie”. A przynajmniej ja bym tak zrobiła, gdyby to on miał wprowadzać się do mnie. Nie jestem typem osoby, która kieruje się strategią „domyśl się” i powiedziałam mu to raz czy dwa. W odpowiedzi usłyszałam: „no przecież ci mówiłem, że możesz się wprowadzić” i szczerze, jakoś mnie to bardziej zniechęca niż zachęca do wspólnego mieszkania. Czasem zostaję u niego na 2-3 dni. Wspólnie spędzany czas to zwykle leżenie na kanapie i oglądanie netflixa. Wcześniej wychodziliśmy chociaż na jedzenie, ostatnio coraz częściej też woli zamawiać do domu. Nie uważam ogólnie, że to coś złego, natomiast jeśli tak wygląda dosłownie każdy weekend, to coraz mniej mi się chce do niego jeździć. Ja mogłabym ciągle gdzieś wyjeżdżać, chodzić do muzeów itp. Nie wymagam od niego aż takiej aktywności, ma dość nieregularny grafik w pracy i rozumiem, że bywa zmęczony, ale też zwykle pracuje w godzinach 14-22 i śpi do 11-12. Więc chyba mógłby poświęcić ze dwie niedziele w miesiącu, żeby wstać wcześniej i jakoś inaczej spędzić wspólny czas? Otóż nie – bo wolny dzień jest od tego, żeby się wyspać i tyle. Gdy zostaję u niego akurat kiedy on idzie do pracy, a ja mam wolne, to np. przygotowuję kolację – tak po prostu, żeby było mu miło, że wraca i ktoś o nim myślał i czekał. Niedawno przytachałam od siebie więcej sprzętu kuchennego (on ma taki bardzo podstawowy) i zrobiłam jego ulubiony deser. Fakt, podziękował i nawet było więcej przytulania podczas oglądania serialu. Z kolei ja parę razy napomknęłam, jak to by było miło dostać śniadanie do łóżka – niby taka drobnostka, a od razu dzień jest lepszy. Wybitnym kucharzem nie jest, fakt, ale przez te dwa lata ani razu nie był w stanie wstać sam z siebie wcześniej i przygotować dla mnie nawet kawy. Bo musi się wyspać po pracy… CDN. ---------- Dopisano o 13:05 ---------- Poprzedni post napisano o 12:43 ---------- Tak się składa, że ja mieszkam z rodzicami. Mieszkamy w dość dużym domu, gdzie każdy ma swoją przestrzeń i prywatność, i trochę bez sensu byłoby dla mnie wyprowadzanie się na siłę i wydawanie połowy wypłaty na wynajem, gdy mogę dorzucić się do domowego budżetu i nie martwić się, że na coś mi zabraknie. Poza tym dobrze dogaduję się z rodzicami i uważam ich za naprawdę fajnych i otwartych ludzi (zwłaszcza mamę; nieraz nawet od znajomych słyszałam, że mi zazdroszczą takiej super mamy ![]() Zauważyłam też, że nie przepada za takimi większymi rodzinnymi spotkaniami – chociaż sam nigdy mi tego nie powiedział. Rozumiem, nie każdy musi to lubić, ale też jest mi trochę głupio, gdy jesteśmy gdzieś zaproszeni razem i ja za każdym razem wymyślam wymówki, czemu nie przyszedł (akurat moja rodzina jest dość liczna i lubi się spotykać, więc miło by było gdyby od czasu do czasu się na takiej imprezie pojawił, zwłaszcza jeśli zawsze jest zapraszany). Średnio sobie to wyobrażam w przyszłości, gdzie np. za 2-4 lata nadal jesteśmy razem, tworzymy poważny związek, a na wszelkie urodziny, święta, chrzciny, śluby chodzę sama. Trochę mi się to wszystko kłóci z tym, jak zachowuje się w pracy. Jego praca to ciągły kontakt z klientem i tam jakoś nie ma problemu, żeby zagadywać do obcych, tu coś polecić, tam zażartować – naprawdę tak to wygląda, kilka razy widziałam. Sam się nieraz chwali, jak ta praca otworzyła go na ludzi, że pozbył się nieśmiałości itp., a ja zupełnie tego nie widzę właśnie w takich kontaktach rodzinnych. Możliwe, że w całej tej historii ważny jest aspekt jego rodziny. Wiem, że we wczesnej młodości był typem imprezowicza (takim sporo ponad normę) i miał z tego powodu bardzo złe relacje z rodzicami. Jednak ogarnął się, wyjechał na kilka miesięcy do pracy za granicę, a po powrocie już normalnie zaczął pracę w kraju i z dawnym towarzystwem ma sporadyczny kontakt. Relacje z rodzicami można powiedzieć, że ma na ten moment poprawne. Wydaje mi się, że ze względu na przeszłość rodzice nie do końca mu ufają i chcą go trochę kontrolować. Przykład: niby dostał mieszkanie, ale przez pierwszy rok „w papierach” właścicielką miała być jego mama, a jeśli wszystko będzie w porządku i będzie sobie radził, to przepiszą mieszkanie na niego. Minęły dwa lata, z mieszkaniem wszystko ok, czystość utrzymana na najwyższym poziomie, a nadal formalnie właścicielką jest mama. Rachunków za mieszkanie on w życiu na oczy nie widział, po prostu przelewa pieniądze rodzicom i oni wszystko opłacają. Zdarza się (średnio raz w miesiącu), że na cały dzień przyjeżdża jego tata, dodatkowo z psem, żeby popracować w ciszy, on niewiele ma wtedy do gadania. Dla mnie trochę dziwna sytuacja i kolejny powód, dla którego zastanawiam się nad wspólnym zamieszkaniem. Czasem rodzice chyba wymuszają na nim pewne rzeczy, a on nie potrafi być wobec nich asertywny i zawsze się zgadza, a potem chodzi wkurzony, że ciągle ktoś czegoś od niego chce. Może myśli, że wszędzie jest tak jak u niego i dlatego tak się boi moich rodziców? Szkoda tylko, że przez te ponad dwa lata nawet nie spróbował zauważyć, że nie każda rodzina jest taka sama… Do tego, co ważne, z poprzedniego związku ma dziecko. Powiedział mi o tym na samym początku znajomości, więc cieszę się, że w tej kwestii od razu był ze mną szczery. Dla niego samego jest to dość trudny temat, bo jego syn urodził się w wyniku „wpadki”, gdy on i jego ówczesna dziewczyna mieli po 21-22 lata. Niby coś próbowali razem stworzyć, ale szybko się rozstali, ona wyjechała za granicę z dzieckiem i obecnie mają skomplikowane relacje, a jego kontakt z synem siłą rzeczy jest mocno ograniczony. Na samym początku poprosił, żebym nikomu o tym na razie nie mówiła i on powie sam, gdy będzie gotowy. Bez problemu się zgodziłam, bo uważałam, że w tamtym momencie nie była to informacja niezbędna dla osób postronnych. Jednak od tamtej pory nic się nie zmieniło i nadal nikt w moim otoczeniu nie wie, że on ma dziecko. Jakoś podświadomie czuję, że okłamuję moich rodziców; uważam, że przynajmniej oni powinni o tym wiedzieć i nie wyobrażam sobie, że mielibyśmy np. wziąć ślub, a moi najbliżsi nadal nie wiedzieliby, że mój mąż ma dziecko. Kilka razy z nim o tym rozmawiałam, ale jego główny argument to: „no bo co oni sobie o mnie pomyślą…” i nadal nic w tym kierunku nie zrobił, a przy tym nie chce, żebym ja sama im o tym powiedziała. Coraz bardziej żałuję, że nie przycisnęłam go w tej sprawie od razu. Nie wiem, może nie mam wystarczająco doświadczenia i tak po prostu wyglądają związki, a ja się głupio czepiam, ale coraz mniej mi się to podoba i coraz mniej czuję, że jestem z kimś. Mam wrażenie, że znów daję z siebie bardzo dużo, a nie dostaję w zamian prawie nic. Chyba trochę jest tak, że gdy pali mu się grunt pod nogami, to potrafi stanąć na rzęsach, zabiega o ciągły kontakt, prawi komplementy, a gdy już coś wydaje mu się takie pewne i oczywiste, to nie musi już się starać. A chyba nie tak to powinno wyglądać. Czasem patrzę na kilkuletni związek mojej bliskiej koleżanki i widzę, jak jej partner o nią zabiega, jak na siebie patrzą, a gdy się z nimi spotykam to aż bije od nich taki spokój i szczęście, i jakoś tak smutno mi się wtedy robi. Szykuję się do jakiejś poważniejszej rozmowy w cztery oczy, ale szczerze? Prawie na 100% wiem, co mi powie. Że jest zmęczony, że pracuje, że akurat miał nieprzyjemną rozmowę z matką jego syna i znowu wychodzi na tego najgorszego, i żebym może od razu mu powiedziała, że po prostu nie chcę z nim być, tylko specjalnie szukam wymówek i powodów. Niemal każdy mój argument on zbije w ten sposób. Nie przyjmuje praktycznie żadnej krytyki, wszystko traktuje jako atak na niego. Nie da się prowadzić rozmowy, gdy jedna strona nie chce wysłuchać, co druga ma do powiedzenia, ani zastanowić się, że może rzeczywiście coś jest nie tak jak powinno. Rok temu pewnie bym to ratowała na siłę, przymilała się, wydzwaniała… Teraz jestem chyba bardziej zdystansowana i tak sobie tkwię w tej relacji, która raczej donikąd nie prowadzi, licząc że jakoś to się samo zakończy – i gdzieś głęboko mając w sobie resztki takiej głupiej nadziei, że może jednak wrócimy na właściwe tory, a przecież dokładnie pamiętam jak to wyglądało poprzednim razem. |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2025-02
Wiadomości: 14
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Jeśli ktoś to jeszcze czyta, to na zakończenie dodam próbkę jednego z typowych zachowań z ostatnich miesięcy.
Parę tygodni temu umówiliśmy się na spacer. Jakoś w rozmowie wyszło, że w jego okolicach jest ciekawe miejsce, którego nie znałam, więc zaproponowałam, żebyśmy się tam przeszli. Przystał na to bez problemu - aż byłam zdziwiona. Miał czekać już gotowy do wyjścia. Przyjechałam o umówionej godzinie, otworzył mi drzwi i nawet się nie witając i na mnie nie patrząc, uciekł do łazienki. Okazało się, że dopiero wstał, musi się jeszcze umyć itp. Próbowałam zagadać, ale tylko coś odburkiwał pod nosem, więc dałam sobie spokój i po prostu usiadłam w pokoju, czekając aż się zbierze. Wyszliśmy, on naburmuszony. Zapytałam czy coś się stało, w odpowiedzi usłyszałam, że nic i jakieś niezrozumiałe pufnięcia, więc już więcej nie pytałam. Po drodze wstąpiliśmy do kawiarni (sam zaproponował) i tam trochę humor mu wrócił, chociaż też bez szału. Wymieniliśmy kilka takich neutralnych zdań. Po wyjściu z kawiarni było to samo. Prawie dwie godziny szedł taki oburmuszony, nie odzywając się ani słowem, pod koniec to po prostu wlókł się kilka metrów za mną ze spuszczoną głową i z miną skrzywdzonego przez cały świat. Aha, wiedząc że jest zimno i leży śnieg, na UMÓWIONY WCZEŚNIEJ spacer po lesie wyszedł w lekkich adidaskach, więc do tego jeszcze trząsł się z zimna. Dla mnie było to zachowanie jakiegoś rozwydrzonego dzieciaka, a nie dorosłego faceta, ale stwierdziłam że nie dam się sprowokować. Kilka razy pytałam, czy wszystko dobrze, może coś się stało w pracy, ale odpowiedzi albo nie było, albo było to kilka burknięć pod nosem, więc dałam sobie spokój. Wróciliśmy do niego i miałam wielką ochotę po prostu sobie pójść, ale uznałam że zobaczę jak się sytuacja rozwinie. Wcześniej się zdarzało, że tak się zachowywał, gdy coś go gryzło i tak to dusił w sobie, a po kilku godzinach wszystko z siebie wyrzucał i jakoś udawało nam się problem przegadać albo rozwiązać. Ale tym razem tak nie było. Spędziłam u niego kolejne dwie godziny, podczas których prawie się do siebie nie odzywaliśmy, po prostu siedzieliśmy na kanapie oglądając film. Dawno nie czułam się tak sztywno i nieswojo. W końcu uznałam, że się zbieram. On na to: "no spoko, jak chcesz, skoro tak ci nie pasuje moje towarzystwo". Aż mnie zamurowało. Tłumaczę, że nie odzywa się do mnie odkąd przyjechałam, nawet się nie przywitał, nie odpowiada na próby kontaktu z mojej strony, przez cały spacer wyglądał jakby szedł co najmniej na ścięcie, a odkąd wróciliśmy wcale nie jest lepiej i nie mam pojęcia o co chodzi. Jakie było wytłumaczenie jego zachowania? "Bo przyszłaś jak nie byłem jeszcze gotowy i wiedziałem, że zaraz będą pretensje ile jeszcze... A w ogóle to WYMYŚLASZ SPACER W MIEJSCE GDZIE JA BYŁEM JUŻ ZE 20 RAZY, WIĘC PO CO TAM ZNOWU IŚĆ, jakby nie było innych miejsc..." Gdzie z moich ust ani razu tego dnia nie padły żadne pretensje xD Mówię, że przecież od razu sam się zgodził na to miejsce, mógł zaproponować inne wiedząc, że ja nie znam tak dobrze tych okolic i chętnie poszłabym gdziekolwiek. "No a może ja jestem ZMĘCZONY PO PRACY i nie miałem ochoty na żadne spacery?" Czyli stara śpiewka... Nie będę przytaczać całej rozmowy, bo była tak absurdalna, że szkoda gadać. Że znowu to on jest ten najgorszy i takie tam. W końcu jak się ubrałam i miałam zamawiać ubera, to stwierdził że rzeczywiście przesadził i w ramach przeprosin mnie odwiezie. Zgodziłam się - trochę moja duma nie chciała na to pozwolić, ale z drugiej strony nie lubię tak wieczorami sama jeździć uberem, a komunikacją też już nie chciało mi się tłuc ponad godzinę. W samochodzie rozmawialiśmy już w miarę normalnie, przyznał że bardzo słabo się zachowywał przez cały dzień. Rozstaliśmy się niby pogodzeni, ale i tak przez kilka następnych dni kontakt między nami był taki mocno oficjalny. Od tamtego momentu żadna podobna sytuacja nie miała miejsca (na razie...), widzieliśmy się parę razy - oczywiście to ja byłam u niego, było miło i w ogóle, ale poza tymi spotkaniami jest jak było - czyli parę smsów w ciągu dnia, czasem rozmowa telefoniczna wyglądająca zwykle tak jak to opisałam wcześniej, ewentualnie rozmowa podczas jego drogi do lub z pracy, więc bardziej jest skupiony na drodze niż na rozmowie. Już sama nie wiem, może po prostu mam za miękkie serce i za łatwo uwierzyłam w jego obietnice i jakąkolwiek zmianę? Sama widzę jak słabo to musi wyglądać z boku, a mimo to nie potrafię po raz kolejny powiedzieć stop ![]() Po prostu chciałabym wreszcie czegoś konkretnego, albo idziemy w jedną stronę, albo w drugą, bo ileż można tak się spotykać-nie spotykać? Zwłaszcza że nie mamy już po 15 lat, żeby się bawić w takie rzeczy. Nie mówię, że od razu ma być ślub, dzieci i kredyty, ale jakaś wspólna perspektywa na przyszłość czy podobne cele w życiu. Tymczasem gdy pytam, czego on oczekuje od związku, słyszę: "żebyśmy się nie kłócili", i to trochę dziwnie brzmi z ust człowieka, który potrafi się wkurzyć o dosłownie każdą pierdołę. Jak sobie wyobraża wspólne zamieszkanie? Że będę się dokładała do rachunków, o innych aspektach za wiele nie wspominał. Gdzie nas widzi za dwa lata, za pięć? On nie wie. I jakoś tak tej wspólnej perspektywy nie mogę dojrzeć... Edytowane przez Nie_pewna Czas edycji: 2025-02-06 o 12:33 |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2021-09
Wiadomości: 2 487
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Na pewno zwykłe, fajne związki tak nie wyglądają. Gdyby on był Twoim znajomym a nie partnerem już dawno uznałabyś go za męczącego/irytującego i odcięła się.
Przykro mi to napisać, ale nie ma co rozpatrywać tego związku w kategoriach co będzie za 2-4 lata, ślubu, dzieci itd. Wy już teraz nie dogadujecie się, znikoma szansa że w ogóle dotrwacie do tego etapu. Z Twojego opisu facetowi niestety mało zależy i zachowuje się jakby z jednej strony chciał być w relacji, ale najlepiej takiej w którą nie trzeba wkładać żadnego wysiłku. Fajnie że jesteś, ma sobie z kim pogadać, obejrzeć film i pomiziać się, ale jak trafi się okazja wyskoczyć gdzieś z kumplami już schodzisz na boczny plan. O przyszłości nie chce rozmawiać bo jej po prostu nie planuje. Jest dobrze tak jak jest teraz, ale te ciągłe foszki i pretensje do Ciebie sugerują, że on tak naprawdę nie chce tego związku, nie chce się starać ani nic zmieniać. Wiecznie coś mu nie pasuje. Do tego jest humorzasty, kapryśny, atencyjny, nerwowy, ma jakieś problemy emocjonalne nad którymi nie chce pracować (zrezygnował z sesji u psychologa). Jest dorosłym człowiekiem i odpowiada za siebie, a Ty nie jesteś jego matką, więc skoro oferowałaś mu rozmowę, pomoc i wsparcie, a on dalej robi swoje oraz nie zmienia postępowania, nie możesz wiecznie się nim zajmować ani usprawiedliwiać jego zachowania. Edytowane przez Aelora Czas edycji: 2025-02-06 o 12:44 |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-03
Lokalizacja: Hiszpania
Wiadomości: 5 544
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Ja bym nie traciła więcej czasu. Facetowi na Tobie nie zależy, pozwala sobie na fochy i krzywe akcje, po ci taki związek? Ani nie możesz na nim polegać ani nie jest miło. Zero plusów, strata czasu i młodych lat.
Wysłane z aplikacji Forum Wizaz |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2008-10
Wiadomości: 1 594
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Zastanawiałaś się dlaczego z nim jesteś? Co ma takiego w sobie, że chcesz kontynuować ten związek? Kochasz go? Czujesz, że to ten jedyny na zawsze? Czujesz się przy nim bezpiecznie? Czujesz, że jesteś dla niego tą jedyną? Okazuje Ci swoj zachwyt Tobą? Mówi, że kocha i nie może żyć bez Ciebie? Tęskni i nie może doczekać się kolejnego spotkania?
Wybacz, ale Wasz zwiazek wyglada na kumpelski, a nie na romantyczny. |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2023-12
Wiadomości: 1 580
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
przyznam ze nie przebrnelam calej sciany tekstu ale wystaczy mi to co przeczytalam
napisalas dwa wielkie paragrafy na jego temat,wszystko negatywnie ,wiec nie ,ten zwiazek nie ma sensu,nie pasujecie do siebie ,szkoda marnowac nastepnych lat ,w tym czasie mozesz poznac kogos z kim bedziesz sie czula o wiele lepiej zakoncz to czym predzej dla wlasnego dobra
__________________
z wizazem od 12.2004 |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2023-12
Wiadomości: 790
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Beznadzieja. Nie ma też żadnych podstaw by spodziewać się zmiany. Ale raczej większość związków jest nieszczęśliwych.
|
![]() ![]() |
![]() |
Najlepsze Promocje i WyprzedaĹźe
![]() |
#8 | ||
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2025-02
Wiadomości: 14
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Cytat:
Dochodzę do wniosku, że po tym kryzysie ta jego zmiana na lepsze to chyba była bardziej taka gra, żeby jakoś mnie z powrotem "zdobyć". Wtedy były słowa w stylu, że chciałby ze mną spędzić resztę życia, było przyjeżdżanie po mnie do pracy czy zabieganie o ciągły kontakt. A jak już jestem, to przecież będę zawsze i już starać się nie trzeba. Z rzeczy "romantycznych", to jest właśnie przytulanie się na kanapie przy netflixie (bo w sumie głównie tam spędzamy wspólny czas), jest seks (akurat na to nie mogę narzekać, no ale nie na tym chyba opiera się związek), wcześniej jak szliśmy ulicą to sam mnie łapał za rękę czy obejmował - teraz prawie się to nie zdarza (bo w sumie też prawie nie wychodzimy). O komplementach to już nie wspominam, nie pamiętam kiedy sam z siebie mi powiedział, że ładnie wyglądam czy coś. Szczerze, czasem mam wrażenie, że spotykam się z 60-letnim zgorzkniałym panem, który jest zmęczony życiem i na nic już nie ma siły i ochoty. Wyjechać nigdzie nie chce, bo nie ma pieniędzy ani wolnego czasu. Wyjść na spacer też nie bardzo, bo za zimno. Spróbować czegoś nowego - nie, bo jeszcze mu się nie spodoba i co wtedy? To jest tak, jakbym ja na siłę ciągle gdzieś go wyciągała i organizowała, a on się łaskawie na to zgadzał. No okej, z jednej strony nie mam z tym problemu, bo jestem właśnie takim typem organizatorki, lubię ogarniać takie rzeczy. Ale z drugiej - totalny brak inicjatywy z jego strony jest coraz bardziej męczący. Nie zliczę ile razy rzucałam tak w eter, żebyśmy pojechali tu czy tam, on mówił, że spoko, możemy jechać, po czym jeśli ja tego nie ogarnęłam to lądowaliśmy znowu na tej kanapie z netflixem. Inny przykład: on ma babcię w górach, tyle razy już mówił że możemy do niej pojechać na parę dni, po drodze sobie coś pozwiedzamy, pochodzimy po górach, zrelaksujemy się itp. No i super, ja jestem jak najbardziej za, zwłaszcza że góry uwielbiam. No ale to ja mam to organizować? Wyjazd do jego babci? W rejony, które on dobrze zna? Przez te dwa lata ani razu nie zaproponował nic konkretnego w tym temacie, tylko co parę miesięcy jest: "no to możemy pojechać do babci w góry" i od dwóch lat tam nie możemy dotrzeć... ---------- Dopisano o 16:50 ---------- Poprzedni post napisano o 16:22 ---------- Cytat:
Też w sumie jestem ciekawa co do prezentu, bo jakoś w połowie stycznia już mnie pytał, co bym chciała dostać. A że akurat chwilę wcześniej była mowa bodajże o jakimś muzeum w Gdańsku, to powiedziałam, że może w ramach prezentu zorganizować wypad do Gdańska, na co bardzo chętnie przystał. Wspomniałam, że może być też urodzinowa randka - nie pamiętam, kiedy ostatnio byliśmy tak szczerze - ale do tego za bardzo się nie odniósł. Ale no niestety parę dni temu się okazało, że jednak w moje urodziny pracuje i z wyjazdu raczej nici - gdzie to on podaje w pracy swoją dostępność na kolejny miesiąc, więc najwidoczniej szybko o tym zapomniał (a akurat on jest z takich pracowników co ani na długie zwolnienia nie chodzą, ani na urlopy, więc gdyby poprosił to bez problemu ten dzień czy dwa wolne by dostał). Więc trochę mnie ciekawi co wymyśli... |
||
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#9 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2019-06
Wiadomości: 1 117
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Wybacz, ale nie przeczytalam wszystkiego - nie jest to potrzebne. Facet ma jakeis dziwne napady furii, problemy z emocjami, a caly zwiazek jest wymeczony. Niecaly rok i juz problemy, jakies rozstanie i powrot? Potem krotka poprawa, a on dalej ma cie gdzies? Daj sobie spokoj, tu nie ma czego ratowac. Tylko tobie zalezy na tym zwiazku (nie wiadomo dlaczego). I ty jeszcze piszesz o jakims mieszkaniu z nim, niby po co i w jakim celu?
__________________
If we cannot at least imagine we are free, we are living a life that is wrong for us. - Deborah Levy Zdarza mi się zmieniać niektóre drobne fakty w moich postach, żeby nie zostać rozpoznaną. |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#10 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2019-06
Wiadomości: 94
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
przeczytałem pół ale i tak rozumiem, facet ma jakieś problemy z kontrolwaniem złosci i źle ze przestał chodzić do psychologa, a jesli on nie wykazuje incijatywy ze nie odpisuje i nie dzwoni, nie proponuje sam spotkan to raczej mu nie zalezy, ja byłem w związku z dziewczyna która bardzo kochałem, najmocniej na swiecie, i wtedy to ja wychodziłem z incijatywą zeby cos zrobic razem a wiec? wnioski nasuwają sie same
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#11 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2011-11
Lokalizacja: Pokój z widokiem
Wiadomości: 1 125
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
„ Chciałabym usłyszeć coś w stylu: „proszę, dorobiłem dla ciebie klucz, chciałbym żebyś ze mną zamieszkała, a jeśli nie jesteś jeszcze gotowa, to po prostu przyjeżdżaj kiedy tylko chcesz, tu jest dla ciebie przygotowana półka w szafie”. naprawdę ? Ewakuowałabym się czym prędzej. Blisko 30 latek, któremu nie chce się : zapalić auta by przebyć 30 km, odpisać na sms, rozmawiać z twoimi rodzicami, yyy z tobą? Coś pominęłam? W dodatku o jego dziecku wiesz tyle ile powiedziałam , trochę dziwne takie ukrywanie. W ogóle nie nazwałabym tej relacji związkiem. Nawet trudno stwierdzić , że ten facet cię lubi. Kocha na pewno nie. Chyba, że siebie. Radzę też iść w kierunku samodzielności, zaraz 30 a Ty z rodzicami mieszkasz, fajnie jak po pracy czeka ugotowany obiad i nie musisz martwić się o dach nad głową, ale nie masz 20 lat.
---------- Dopisano o 19:09 ---------- Poprzedni post napisano o 19:08 ---------- * ile powiedział |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#12 | ||
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2025-02
Wiadomości: 14
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Cytat:
Z jego strony nie widać praktycznie żadnej inicjatywy w tym kierunku, pewnie gdybym to ja zaczęła temat, zaproponowała, spakowała się itp., to byłby na tak, ale no właśnie... to chyba nie ja powinnam takie rzeczy wiecznie proponować i zaczynać rozmowy na takie tematy. Plus nie wyobrażam sobie spędzania praktycznie każdego weekendu tak jak to opisałam, na kanapie albo w łóżku do 12, bez żadnych chęci wspólnego wyjścia. Cytat:
Serio żałuję, że już na samym początku nie przycisnęłam go w tym temacie. A, i akurat nie uważam się za osobę niesamodzielną (jeśli to kogoś interesuje, to moi rodzice również pracują i nikt na nikogo z obiadkiem nie czeka i prania też mi nie robią) i nie sądzę, żeby mieszkanie z rodzicami było tego wyznacznikiem. Nie zamierzam też z nimi siedzieć do śmierci, aktualnie odkładam na własny mały domek (marzy mi się w górach ![]() No ale to raczej nie jest głównym tematem tego wątku ![]() Edytowane przez Nie_pewna Czas edycji: 2025-02-06 o 17:57 |
||
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#13 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2011-11
Lokalizacja: Pokój z widokiem
Wiadomości: 1 125
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Nie pisałam, że nie jesteś samodzielna. Czytasz chyba inny tekst, ultimatum nigdy się nie sprawdza w związkach , to nie jest zdrowa relacja. Nic pozytywnego o nim nie napisałaś, a tekstu ściana. Fakty są takie , że on ma pracę, auto i mieszkanie, a Ty mieszkasz z rodzicami i tłuczesz się komunikacją. Większość ludzi to odstrasza, najważniejsze czy coś z tym robisz. Bo tak to i na 5 dom można odkładać.
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#14 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-03
Lokalizacja: Hiszpania
Wiadomości: 5 544
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Szczerze mówiąc nie wiem po co tracić energię na bicie piany na temat dziecka, ultimatum itp. Wasz związek nie rokuje, wyszukujesz tematy zastępcze zamiast ogarnąć główny problem.
Wysłane z aplikacji Forum Wizaz |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#15 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2025-02
Wiadomości: 14
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Ma mieszkanie bo je dostał - gdyby go nie dostał te dwa lata temu, mieszkałby do tej pory z dziadkami. Ja akurat na mieszkanie nie lecę. No i to nie jest tak, że jest super samodzielny w tym mieszkaniu, bo często do czynszu i rachunków dokładają mu się rodzice. Też rodzice często kupują mu np. plecak, bo mu się porwał, buty bo mu zabrakło 100 złotych itp. Jak na coś brakuje, to szybki telefon do rodziców i załatwione.
(tak, wiem, to ja mieszkam z rodzicami, więc o czym w ogóle gadam... tylko że ja od rodziców kasy na nic nie biorę, wręcz głupio by mi było prosić, dokładam się do utrzymania domu itp.) Samochód też ma, bo go dostał - narzeka na niego bez przerwy, ale nie chce go sprzedać i kupić innego, bo współwłaścicielem jest dziadek, więc jest tańsze ubezpieczenie itp., a przy tym dziadek nieraz samochód pożyczy, więc za paliwo też zapłaci. Pracę ma - również na nią bez przerwy narzeka, że mała pensja i beznadziejni ludzie, ale nie rozgląda się za niczym lepszym, bo łatwiej jest narzekać zamiast próbować sobie poprawić sytuację. Dorobić sobie nawet paru stówek gdzieś nie chce (a serio nie ma żadnych obowiązków poza pracą), bo niestety jest ciągle zmęczony. Akurat jeśli chodzi o pracę, to ja zarabiam lepiej, więc na jego pieniądze też nie lecę. Pewnie wiele osób to zdziwi po tych wieeelu negatywnych rzeczach, które napisałam, ale uważam, że on w głębi duszy jest dobrym człowiekiem i jest bardzo wrażliwy, tylko nie chce/boi się/wstydzi się to pokazać albo jest bardzo pogubiony. Było kilka momentów, kiedy się "zapomniał" i naprawdę było to widać. Są przebłyski, gdy jest czuły, gdy rozmawiamy tak "od serca" i spędzamy naprawdę miłe chwile tak jak na początku znajomości - ale to tylko przebłyski. Niestety przez większość czasu zachowuje się tak jak to opisałam w tej pierwszej ścianie tekstu. Nie wiem jak to odpowiednio wyrazić, ale ja chyba coraz bardziej jestem zmęczona tym "wydobywaniem" z niego tej dobroci i wrażliwości. Coraz częściej mam wrażenie, że wręcz muszę chuchać i dmuchać, żeby nic go nie wyprowadziło z równowagi, żeby tylko nie powiedzieć nieodpowiedniego słowa albo źle na niego nie spojrzeć. Nie jestem żadną terapeutką, ale wiele razy oferowałam mu swoją pomoc, rozmowę, proponowałam też wspólne pójście do psychologa, jeśli sam czułby się z tym źle. No ale jeśli ktoś tej pomocy nie chce, to ja zmuszać nie mogę, zwłaszcza że to dorosły człowiek, a ja się nie pisałam na bycie jego opiekunką. Z pozytywów to jeszcze podoba mi się fizycznie - oczywiście, to ważne, ale chyba nie powinno się na samej fizyczności opierać związku. Z takich bardziej przyziemnych spraw to poczucie humoru też mamy dość podobne. Potrafi też bardzo ciekawie opowiadać o swoich zainteresowaniach - mimo że to nie są do końca moje tematy, to naprawdę przyjemnie się go słucha gdy o tym mówi, widać że ma ogromną wiedzę. Myślałam też, że mamy wspólne pasje, bo gdy się poznawaliśmy to opowiadał gdzie to nie był, a to w Stanach, a to na rowerach przez Francję, a to na górskich obozach wędrownych. Ja lubię podróże i wręcz kocham górskie wędrówki, więc myślałam (może to głupie z mojej strony), że będziemy sobie razem jeździć. No ale jak już pisałam, wyciągnąć go gdzieś to wielkie święto. Przy czym o tych dawnych wojażach wciąż opowiada z wielkim zapałem i nostalgią w głosie. Edytowane przez Nie_pewna Czas edycji: 2025-02-06 o 19:11 |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#16 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2011-11
Lokalizacja: Pokój z widokiem
Wiadomości: 1 125
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Istnieje intuicja , przeczucie , które mówi ci, że coś jest nie tak. Może u ciebie było zagłuszane , bo na siłę próbowałaś ciągnąć tę relację, widząc chwilowe zmiany na plus. Ale ten post nie powstał przecież bez powodu. Temat utrzymania może tobie wydaje się poboczny, ale ma on kolosalne znaczenie dla potencjalnych partnerów Opisałaś więcej kwestii - dodam, że masz zupełnie inne koszty mieszkając u rodziców, te argumenty , które podniosłaś są śmieszne, ale typowe niestety. Chciałaś opinię, moja jest taka. Że relacja nie jest zdrowa i mieszkanie z rodzicami w tym wieku też . On nie ma ci nic do zaoferowania . On nie wiąże z tobą przyszłości, dlatego nie ma planów, woli kumpli, nie szanuje ciebie i twojego czasu, jest niesłowny, narzekający , i tak można wymieniać. Piszę ci to, bo lepiej uczyć się na cudzych błędach, rób jak uważasz. Może sama wyciągniesz lepsze wnioski. Zupełnie inaczej zachowuje się osoba, której zależy, która nas kocha. Obyś jak najszybciej się o tym przekonała, tego ci życzę.
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#17 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2008-10
Wiadomości: 1 594
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
To gdzie mieszkasz i z kim, to jest tylko i wyłącznie Twoja sprawa i nikomu nic do tego. Jeśli nie musisz, to głupotą byłoby wynajmować pokój, czy kawalerkę tylko dla zasady.
Nie podejmiemy decyzji za Ciebie, zostać i brnąć w ten związek, czy odejść i zrobić miejsce na coś nowego. Myślę, że wiesz co zrobić. |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#18 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2025-02
Wiadomości: 14
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Bardzo możliwe, że powinnam już wcześniej zauważyć, że coś jest nie tak albo po prostu nie wierzyć w tę zmianę na plus. I szczerze, nie jestem w stanie powiedzieć czemu nie umiem tego tak po prostu zakończyć. Może jakieś takie głupie przekonanie w głowie, że to by było przyznanie się do porażki? Że znowu nie wyszło? Chociaż w innych aspektach życia czasem zdarzały mi się takie "porażkowe" sytuacje i nie miałam większych problemów, żeby to zostawić za sobą.
A może przez to że właśnie zdarzają się takie przebłyski fajnej relacji? Że tydzień jest okej, i ja sobie tak głupio wtedy myślę że "ooo no przecież nie jest tak źle, o co ci chodzi?" Możliwe też, że za dużo go w swojej głowie usprawiedliwiam, że takie miał trudne stosunki rodzinne, że w wieku nastoletnim jakieś problemy i teraz przez to taki pogubiony i nie może nawiązać dobrej relacji... Sama nie wiem. @Wicked_Girl oczywiście, zdaję sobie sprawę, że moje koszty utrzymania są inne niż jego w tym momencie. I w sumie finanse są kolejnym tematem, który coraz mocniej mnie zastanawia. Jeżeli ktoś zarabia niewiele ponad najniższą krajową, a żyje ponad stan, to uważam to za raczej niedojrzałe zarządzanie pieniędzmi. Priorytetowym zakupem po zrobieniu wszystkich opłat (nie wiem ile mu zostaje na życie, ale domyślam się że niedużo) często są perfumy, raczej takie z wyższej półki. Ciuchy też głównie z tych droższych. Jedzenia sobie nie przygotowuje, bo nie umie, albo raczej nie chce mu się („raz próbowałem zrobić i nie wyszło, więc nie będę już więcej próbował”) – codziennie myślę lekką ręką idzie prawie stówka na gotowe dania na wynos, burgera itp. I jakoś dziwnym trafem tydzień przed wypłatą nie ma już nic na koncie. Mam wrażenie, że on po prostu wie, że jest to zaplecze finansowe w postaci rodziców i przez to nie myśli o bardziej oszczędnym trybie życia. Od pewnego czasu ja zarabiam trochę więcej niż on plus co 3 miesiące dostaję sporą premię. I nagle zaczęły się wyliczenia. Jak jesteśmy w sklepie i akurat on płaci, to co do grosza wylicza ile mam oddać, nawet gdy chodzi o kwoty rzędu kilkunastu złotych. Niestety nie działa to w drugą stronę – jak płacę ja, to jakoś się tak nie wyrywa do oddawania. Ja z kolei nie robię o to afery, bo to dla mnie idiotyczne upominać się o 15 zł od osoby, z którą jestem w związku. Ale gdybym tak podliczyła, to pewnie niezła sumka już by się uzbierała. Raz mu to tak pół żartem wypomniałam, to nie wiedział jak zareagować. I nie, wcześniej to tak nie wyglądało - raz zapłacił on, raz ja, i nie było jakichś wielkich dyskusji na ten temat. Kiedy proponuję wypad za miasto na weekend, to on nie ma pieniędzy. Na wyjście gdzieś nie ma. Dla mnie na kwiaty też niedawno nie miał, bo pensja mała – a tydzień później się pochwalił nową grą za 300 zł. Jak ja dostałam pierwszą większą wypłatę w nowej pracy, to zaprosiłam go do restauracji, do której od dłuższego czasu chcieliśmy iść, tylko fundusze nie pozwalały. Z jego strony żadnego podobnego gestu nie pamiętam. Tu nie chodzi o to, żeby się licytować kto i za ile, ale o samo sprawienie przyjemności drugiej osobie – gdzie ja serio mówię wprost, co by mi sprawiło przyjemność: właśnie ten głupi kwiatek raz na jakiś czas, nie wiem, piknik nad rzeką (a do rzeki od niego jest dosłownie kilometr) – to nie są duże koszty, a i tak on wiecznie nie ma, bo mało zarabia i to nie jego wina, że musi najpierw wszystko poopłacać. Jasne, każdy robi ze swoimi pieniędzmi co mu się tylko podoba – ale chyba w granicach rozsądku i swoich możliwości? Wiem że powinnam podjąć decyzję i coś z tym w końcu zrobić, ale to wcale nie jest takie łatwe wbrew pozorom. |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#19 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2024-01
Wiadomości: 24
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Nie marnuj przy nim więcej czasu po prostu skończ tę znajomość a on swoją drogą powinien wznowić chodzenie do psychologa
|
![]() ![]() |
![]() |
Okazje i pomysĹy na prezent
![]() |
#20 | |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2019-06
Wiadomości: 1 117
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Cytat:
__________________
If we cannot at least imagine we are free, we are living a life that is wrong for us. - Deborah Levy Zdarza mi się zmieniać niektóre drobne fakty w moich postach, żeby nie zostać rozpoznaną. Edytowane przez ColourTheSmallOne Czas edycji: 2025-02-07 o 10:30 |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#21 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2011-11
Lokalizacja: Pokój z widokiem
Wiadomości: 1 125
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Odnośnie finansów, wyszły widać dodatkowe trupy z szafy, pewnie coś jeszcze znalazłoby się.Nie traktuj tego jako porażki, swoją drogą, też myślę , że mogłabyś się zastanowić nad konsultacją u psychologa, bo utrzymywanie nie wiadomo po co tego typu relacji, gdzie Ty po prostu jesteś dawcą , a on wręcz przeciwnie, ma jakieś podłoże. Jak już pisałam , tak się nie zachowuje osoba, która kocha. On się nie zmieni, bo nie ma żadnego bodźca do tego, widać chciał cię zatrzymać, pochodził do psychologa i odpuścił, bo nie widział potrzeby kontynuacji, robił to na pokaz zapewne. Podejście do finansów ma totalnie lekkomyślne, trudno czuć się wtedy stabilnie. Twoje życie , twoje decyzje. Moim zdaniem szkoda czasu na takie relacje. Masz naprawdę dużo do powiedzenia, co widać po postach, tym bardziej myślę, że wskazany jest psycholog/terapeuta. Dobrze jak ktoś (specjalista) spojrzy na to obiektywnie i bezstronnie , a przy tym nie będzie cię oceniał tylko doradzi.
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#22 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2023-07
Wiadomości: 173
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Napisze ci prosto i może trochę niemiło, ale kiedyś byłam w takim związku i to ja byłam na miejscu twojego partnera. Faceta z którym byłam nawet chyba nie lubiłam ale on tak straszne się starał i przymyka oczy na moje wyskoki które były podobne do wyskoków które tu opisujesz. Nie szanowałam go tak jak twój partner nie szanuje ciebie i fajnie jak by to do ciebie dotarło. Umawialiśmy sie na 16.00 a ja o 15.55 dopiero podnosiłam się z łózka, wiesz dlaczego? Bo wiedziałam ze i tak w finale przymknie na wszystko oczy , to on tańczył w okól mnie a ja cały czas byłam nie zadowolona. Nie szanowałam jego czasu, jego propozycji jego zabiegania o związek . Miałam go jednak na emocjonalnej smyczy tak jak twój facet ma ciebie. W moim bylem związku nie było równowagi której niema u ciebie, twój facet wie ze może być kapryśna primadonna a ty i tak zaciśniesz żeby i będziesz przy nim. Rozstawalismy sie chyba z 3 razy ale wtedy na sile dokonywałam chwilowej przemiany i pokazywałam jaka potrafię być super , on wracał jai znowu po czasie byłam taksa sama o on tkwił w tym bagnie od początku . Zmartwię cię ale nawet jak byś sobie ,,żyły wypruła,, to nic się nie zmieni . Odpuść dziewczyno bo będzie co raz gorzej.
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#23 | |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2025-02
Wiadomości: 14
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze, i te bardziej wspierające, i te bardziej "kawa na ławę". Tak naprawdę utwierdziły mnie w tym, do czego powoli dochodziłam przez ostatnie parę miesięcy.
I przyznaję, że sama też myślałam o wizycie u psychologa, właśnie żeby się wygadać komuś bezstronnemu. Ostatnio jest trochę spokojniej w pracy, więc postaram się w najbliższym czasie znaleźć na taką wizytę przestrzeń. Czy w ogóle jest sens jeszcze próbować z nim jakoś porozmawiać? Lub ewentualnie co mu powiedzieć? Jak powiem, że brakuje mi kontaktu, uważam że nie pokazuje żeby mu zależało, że nie wykorzystuje tej szansy którą dostał, to już mogę się spodziewać co mi odpowie: że no przecież mogę do niego przyjeżdżać, no przecież do mnie dzwoni (w drodze do pracy lub w sklepie, więc skupia się na wszystkim poza rozmową), że to nie jego wina że pracuje i jest zmęczony, a znowu wychodzi na tego najgorszego. On nie przyjmuje argumentów typu wszyscy dorośli ludzie pracują, niektórzy nawet na 2 etaty, i większość jakoś potrafi znaleźć w sobie chęci i siłę na inne sprawy, życie prywatne, rodzinę, związki itp. A ja też nie jestem osobą, która w ciągu sekundy ma w głowie milion ripost na każdą okazję, więc wolałabym się jakoś przygotować. Pewnie to głupie i naiwne z mojej strony, ale mimo wszystko nie chciałabym tego zakończyć w stylu: to koniec, nara, idź sobie - chociaż może tak by było najlepiej. Cytat:
Edytowane przez Nie_pewna Czas edycji: 2025-02-07 o 10:41 |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#24 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2023-07
Wiadomości: 173
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Ja odeszłam od niego. Było to trudne bo wpadliśmy w spirale ,,odejść i powrotów,,. I powiem ci prawdę ze z jednej strony ja naprawdę się przy nim męczyłam, a z drugiej wiedziałam ze nikt nie będzie skakał przy mnie tak jak on. Kiedy zaczęły się z jego strony rozmowy o wspólnym zamieszkaniu powiedziałam koniec. Nie będę ukrywała ze zrobiłam bilans zysków i strat i wypadł na ,,niekorzyść dla niego,,. Naprawdę przemyśl to wszystko bo widzę podobny schemat jaki był u mnie .Pozdrawiam
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#25 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-03
Lokalizacja: Hiszpania
Wiadomości: 5 544
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Zrywanie plastra boli tak samo niezależnie czy zrobisz to jednym szarpnięciem czy powoli. Tylko samo cierpienie trwa dłużej lub krócej.
Ja kiedyś wpadłam w pułapkę takiego zrywania na raty, przeciągnęło to związek niepotrzebnie o około pół roku, skoczyłam bardzo sfrustrowana i praktycznie z nienawiścią do byłego partnera. A można to było zrobić szybko, kulturalnie, rozstać się bez nienawiści. To było potworne miotanie się, minęło ponad 20 lat a nadal wspominam to z dużym niesmakiem, to był chyba mój największy błąd związkowy, zmarnowałam mnóstwo czasu, nerwów, energii i emocji. Wysłane z aplikacji Forum Wizaz |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#26 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2025-02
Wiadomości: 14
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
@skara, właśnie chciałabym to załatwić kulturalnie i że tak powiem z klasą. Tylko za każdym razem jak próbuję kulturalnie porozmawiać, to jest użalanie się nad sobą, że co on komu zrobił że wszyscy mają do niego pretensje, żebym może od razu mu powiedziała jaki jest beznadziejny i tego typu rzeczy.
Nie potrafię, a może powinnam, powiedzieć komuś wprost: "sp*****j, nie chcę cię więcej widzieć", i być może to też jest jeden z powodów dla których tak się to ciągnie. O, i taka ciekawostka z dzisiaj: Jakąś godzinę temu do mnie dzwonił, akurat wyszedł na przerwę w pracy i chodził po sklepie wybierając coś do jedzenia. Najpierw zapytał co słychać, a przez kolejne kilka minut słuchałam jak sobie pod nosem mruczy "a może te ciastka, o jakieś nowe knopersy są, a tu takie chipsy fajne ostre, i co bym mógł wziąć? co polecasz?" No i tak to często wygląda, kilka razy w tygodniu jestem telefonicznym doradcą do spraw zakupu przekąsek. Przy czym połowy jego słów nie słyszę, bo jak to w supermarkecie, ciągle jakieś trzaski, szumy, komunikaty, a on naprawdę przez telefon bardzo cicho mówi. Jak mówię, że nie słyszę, to przecież to moja wina, że mam taki słaby telefon, a on się nie będzie darł. No nie wiem, jak rozmawiam przez telefon z kimkolwiek innym to nie mam takich problemów ![]() W końcu po tych kilku minutach mówi tak: "dobra, ja kończę, bo znowu się wcale nie odzywasz". No a jak ja mam się odzywać w takich sytuacjach, co drugi dzień dawać jakieś wywody czy lepsze jest oreo czy toffifee? (raczej oreo wygrywa ![]() |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#27 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-04
Wiadomości: 4 375
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
To po prostu powiedz stanowczo, że to koniec i nie słuchaj kolejnych uzalań i usprawiedliwień. Żadnego kontaktu po takiej rozmowie, żadnych powrotów. Po prostu koniec.
Przebrnęłam przez wszystkie Twoje ściany tekstu w tym wątku, ale już po pierwszych akapitach było widać, że tam żadnego związku nie ma, tylko wzajemne męczenie się. Plus sorry, ale masz tylko 28 lat, po co Ci jest potrzebny ktoś dzieciaty (nawet, jeśli ktoś ma to dziecko w pompie i fizycznie daleko)? To jest tylko niepotrzebne dorzucanie sobie potencjalnych problemów w związku, spokojnie można znaleźć kogoś bezdzietnego. Plus kwestia namawiania Cię do oklamywania rodziców i Twoich znajomych, żeby ukryć fakt, że on ma dziecko... Porażka. Wysłane z aplikacji Forum Wizaz |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#28 |
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2007-03
Lokalizacja: Hiszpania
Wiadomości: 5 544
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
To nie chodzi o powiedzenie spierd.alaj, a o konsekwencję. Mówisz, że nie chcesz dalej w to brnąć i nie dajesz się wciągnąć w użalania i dyskusje. Masz być stanowcza, nie chamska, chyba że inaczej się nie da. No ale musisz to wziąć na klatę i zrobić, bo inaczej można tak miesiącami i latami tracić czas, a wtedy frustracja będzie tak duża, że na pewno kulturalnie i z klasą się nie skończy. Po prostu wbij sobie do głowy, że Ty też masz coś do powiedzenia i nie żyjesz po to by chłopaka głaskać po głowie. Jak nie zadbasz o siebie to nikt tego nie zrobi.
Wysłane z aplikacji Forum Wizaz |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#29 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2019-03
Wiadomości: 518
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Ja również przemknęłam przez wszystkie teksty.
I co mi się nasuwa to niestety, wiem, że zostanę pewnie zjechana że przecież równouprawnienie albo że jestem boomber - że to chyba jest jakaś plaga, choroba naszych czasów. Wiem, że zarówno kobiety i mężczyźni mają swoje za uszami ale ja mam wrażenie że co drugi post na internecie to - mam chłopaka, nigdzie nie chce mu się ze mną wychodzić, nigdzie nie jeździmy, nie wychodzimy. Oczywiście wydatki 50/50 i wyliczanie chlopaka żeby przypadkiem mu dziewczyna 7 zł za zakupu nie była winna, okazję, urodziny - zero zaangażowania, ale na grę za 300 zł jest. Wszystkie weekendy na kanapie i nie idziemy bo zmęczony ale w pracy pełny entuzjazm, uśmiech, mnóstwo rozmów. No ale seks jest super, no i to biedny chłopak, pogubiony, więc chodzę przy nim na paluszkach żeby nie urazic biednego misia. A mówią że kobiety tylko lecą na hajs, samochody, liczą na ślub żeby zgarnąć połowę majątku, a tu co chwila w internecie post naprawdę umęczonej dziewczyny która nie otrzymuje minimum i znosi męską księżniczkę. Wysłane z aplikacji Forum Wizaz |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#30 |
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2023-12
Wiadomości: 790
|
Dot.: Czy ten związek ma jeszcze sens?
Bo nie wierzą, że je coś lepszego czeka. Zresztą może często mają rację...
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|



Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 12:20.