Społeczna Akademia Nauk Kraków opinie o tej uczelni i innych ku przestrodze!

[patiicheer]

Niestety miałam do czynienia z tą uczelnią. Piszę, że niestety ponieważ wszystko w mojej 'przygodzie' z nimi było nie tak. Pracownicy dziekanatu niekompetentni i podejrzewam, że pracują tam po znajomości. Tandetna Pani blondi z sekretariatu obstawiam, że regulamin uczelni przeczytała w najlepszym przypadku jeden raz w życiu i to raczej czytała go z niewielkim zrozumieniem (niektóre informacje znałam lepiej ze strony internetowej i załączonych tam regulaminów niz ona). Szkółka ogólnie wyglądająca jak niewielkie liceum. Próbowałam przenieść się tam na drugi rok studiów. Wybrałam tą uczelnie bo moja sytuacja osobista zmusiła mnie do przeprowadzki i rezygnacji z wcześniejszej uczelni. Niestety na wszystkich innych uczelniach krakowskich moje rożnice programowe były bardzo duże i tym sposobem trafiłam w to bagno. Nie chcąc ale musząc bo gdzieś studiować muszę... Po złożeniu wszystich dokumentów i wpłaceniu wpłaty 117 zł związanej z rekrutacją (pierwszej i ostatniej - jak zapewniała wcześniej wspomniana Pani) okazało się że Pani nie była dobrze zorientowana i powiniennam wpłacić nagle jeszcze dodatkowe 400 zł opłaty wpisowej (na stronie internetowej było napisane jak byk że w tym momencie jest promocja i opłaty wpisowej nie ma! No ale okazało się, że ta promocja nie obowiązuje osób chcących się przenieść na drugi rok studiów tylko tych które zaczynają studia od pierwszego semestru ale o tym już nikt mi nie powiedział ani na stronie też nie jest to napisane, co więcej(!) zapewniano mnie że promocja mi też się należy). Kiedy powiedziałem że w tym przypadku chce zrezygnować z podjęcia studiów na tej uczelni i odzyskać swoje pieniądze ponieważ zapewniano mnie że nie będę musiała wpłacać nic dodatkowo to usłyszałem jedynie żałosne tłumaczenie, że uczelnia w Polsce jest od kilkunastu lat natomiast w Krakowie jest ona dopiero od dwóch lat dlatego nikt jeszcze się do nich do tej pory nie przenosił na kolejne lata co było powodem niewiedzy Pani sekretarki i zwrotu pieniędzy nie będzie bo nie ma takiej możliwości. Tylko pytanie dlaczego mam placić za niewiedzę osób niekompetentnych? Kiedy poprosiłam o rozmowę w tej sprawie z dyrektorem/dziekanem usłyszalam że mogę iść do kogo chcę ale tylko się ośmieszę. Czy to nie od tego jest dziekanat żeby wyjaśnić wszystko studentom? Dodam, że Pani sekretarka dowiedziała się od kogos tam o tym że powinnam wpłacić te dodatkowe 400 zł jeszcze przed tym jak zrobiłam pierwszą wpłatę i miała czas na poinformowanie mnie o tym że zaszły pewne zmiany o których nie bylam wcześniej poinformowana ale tego nie zrobiła. No bo po co? Skoro można zarobić na krzywdzie studentów! Podsumowując w dziekanacie Pani sekretarka zrobiła ze mnie tą głupią i niezorientowaną w temacie i odwróciła kota ogonem. Jak żyję nie spotkałem się z takim traktowaniem studentów, złodziejstwem i brakiem jakichkolwiek zasad, wstydu i samokrytyki. Gdyby Pani blondi miała chociaż minimum wstydu to przyznałaby się do błedu i pieniądze byłyby mi zwrócone. No ale cóż. Wolę stracic te 117 zł i szukać innej uczelni na ktorej co prawda będę miała więsze różnice programowe (no i oczywiście z tym związane koszty) niż przez najbliższe lata męczyć się z tak bardzo niepoważnymi ludźmi. Krótko mówiąc nie polecam nikomu tej uczelni!
Jeśli Wy również macie jakieś przykre doświadczenia z tą uczelnią lub jakąkolwiek inną to dzielmy się nimi tutaj! Studenci powinni wiedzieć w co się 'pakują' żeby uniknąć takich sytuacji jaka mnie spotkała.

[201605300922]

Napisane przez patiicheer

Niestety miałam do czynienia z tą uczelnią. Piszę, że niestety ponieważ wszystko w mojej 'przygodzie' z nimi było nie tak. Pracownicy dziekanatu niekompetentni i podejżewam, że pracują tam po znajomości. Tandetna Pani blondi z sekretariatu obstawiam, że regulamin uczelni przeczytała w najlepszym przypadku jeden raz w życiu i to raczej czytała go z niewielkim zrozumieniem (niektóre informacje znałam lepiej ze strony internetowej i załączonych tam regulaminów niz ona). Szkółka ogólnie wyglądająca jak niewielkie liceum. Próbowałam przenieść się tam na drugi rok studiów. Wybrałam tą uczelnie bo moja sytuacja osobista zmusiła mnie do przeprowadzki i rezygnacji z wcześniejszej uczelni. Niestety na wszystkich innych uczelniach krakowskich moje rożnice programowe były bardzo duże i tym sposobem trafiłam w to bagno. Nie chcąc ale musząc bo gdzieś studiować muszę... Po złożeniu wszystich dokumentów i wpłaceniu wpłaty 117 zł związanej z rekrutacją (pierwszej i ostatniej - jak zapewniała wcześniej wspomniana Pani) okazało się że Pani nie była dobrze zorientowana i powiniennam wpłacić nagle jeszcze dodatkowe 400 zł opłaty wpisowej (na stronie internetowej było napisane jak byk że w tym momencie jest promocja i opłaty wpisowej nie ma! No ale okazało się, że ta promocja nie obowiązuje osób chcących się przenieść na drugi rok studiów tylko tych które zaczynają studia od pierwszego semestru ale o tym już nikt mi nie powiedział ani na stronie też nie jest to napisane, co więcej(!) zapewniano mnie że promocja mi też się należy). Kiedy powiedziałem że w tym przypadku chce zrezygnować z podjęcia studiów na tej uczelni i odzyskać swoje pieniądze ponieważ zapewniano mnie że nie będę musiała wpłacać nic dodatkowo to usłyszałem jedynie żałosne tłumaczenie, że uczelnia w Polsce jest od kilkunastu lat natomiast w Krakowie jest ona dopiero od dwóch lat dlatego nikt jeszcze się do nich do tej pory nie przenosił na kolejne lata co było powodem niewiedzy Pani sekretarki i zwrotu pieniędzy nie będzie bo nie ma takiej możliwości. Tylko pytanie dlaczego mam placić za niewiedzę osób niekompetentnych? Kiedy poprosiłam o rozmowę w tej sprawie z dyrektorem/dziekanem usłyszalam że mogę iść do kogo chcę ale tylko się ośmieszę. Czy to nie od tego jest dziekanat żeby wyjaśnić wszystko studentom? Dodam, że Pani sekretarka dowiedziała się od kogos tam o tym że powinnam wpłacić te dodatkowe 400 zł jeszcze przed tym jak zrobiłam pierwszą wpłatę i miała czas na poinformowanie mnie o tym że zaszły pewne zmiany o których nie bylam wcześniej poinformowana ale tego nie zrobiła. No bo po co? Skoro można zarobić na krzywdzie studentów! Podsumowując w dziekanacie Pani sekretarka zrobiła ze mnie tą głupią i niezorientowaną w temacie i odwróciła kota ogonem. Jak żyję nie spotkałem się z takim traktowaniem studentów, złodziejstwem i brakiem jakichkolwiek zasad, wstydu i samokrytyki. Gdyby Pani blondi miała chociaż minimum wstydu to przyznałaby się do błedu i zwróconoby mi moje pieniądze. No ale cóż. Wolę stracic te 117 zł i szukać innej uczelni na ktorej co prawda będę miała więsze różnice programowe (no i oczywiście z tym związane koszty) niż przez najbliższe lata męczyć się z tak bardzo niepoważnymi ludźmi. Krótko mówiąc nie polecam nikomu tej uczelni!
Jeśli Wy również macie jakieś przykre doświadczenia z tą uczelnią lub jakąkolwiek inną to dzielmy się nimi tutaj! Studenci powinni wiedzieć w co się 'pakują' żeby uniknąć takich sytuacji jaka mnie spotkała.

Sorry, ale dla mnie opinia osoby, która robi tak dramatyczne błędy ortograficzne nie jest wiarygodna, zwłaszcza w zakresie oceniania kompetencji innych.

[Karlie69]

Napisane przez Nadis

Sorry, ale dla mnie opinia osoby, która robi tak dramatyczne błędy ortograficzne nie jest wiarygodna, zwłaszcza w zakresie oceniania kompetencji innych.

Mnie też rażą błędy ortograficzne u innych osób, ale taką dysortografię może mieć każdy. Ma ją np. moja była nauczycielka chemii z LO, która 2 lata temu dorobiła się doktoratu. I podejżewam przy jej bykach to nic

[201605300922]

Napisane przez Karlie69

Mnie też rażą błędy ortograficzne u innych osób, ale taką dysortografię może mieć każdy. Ma ją np. moja była nauczycielka chemii z LO, która 2 lata temu dorobiła się doktoratu. I podejżewam przy jej bykach to nic

Wizaż podkreśla błędy w pisowni, nauczycielka niestety takich możliwości nie miała. Mam znajomych z dysortografią, ale nie zmienia to faktu, że gdy piszą gdzieś oficjalnie czy publiczne (np. na forum grupy roku) to sprawdzają wcześniej pisownię w Wordzie. A już zupełnie nie wiem, co ma do kompetencji pani z dziekanatu jej tandetność czy kolor włosów.

[patiicheer]

Napisane przez Nadis

Sorry, ale dla mnie opinia osoby, która robi tak dramatyczne błędy ortograficzne nie jest wiarygodna, zwłaszcza w zakresie oceniania kompetencji innych.

Sprawdziłam to co napisałam dokładnie i z tego co widzę zrobiłam jeden błąd ortograficzny w słowie "podejrzewam" a pozostałe błędy to jakieś zwykłe literówki tak samo jak i mój wcześniej wymieniony błąd spowodowane pośpiechem w jakim pisałam ten tekst na przerwie w pracy. Nie zmienia to faktu, że to jednak mój błąd, przepraszam. Mnie również błędy innych drażnią.
Moja historia i wystawiona po tym opinia nie musi być dla ciebie wiarygodna jeśli nie jesteś osobą która ma zamiar mieć coś wspólnego z tą uczelnią. Nie mam na celu kopać dołków pod żadną uczelnią/osobą, robić na złość, poniżać bez powodów. Po prostu ostrzegam. Jeśli kiedyś mój wpis będzie skutkował tym, że osoby starające się o przyjęcie na tę uczelnię będą bardziej ostrożne i nieufne niż ja to mój cel będzie osiągnięty. Nic więcej.
Pozdrawiam!

---------- Dopisano o 23:01 ---------- Poprzedni post napisano o 22:42 ----------

Napisane przez Nadis

Wizaż podkreśla błędy w pisowni, nauczycielka niestety takich możliwości nie miała. Mam znajomych z dysortografią, ale nie zmienia to faktu, że gdy piszą gdzieś oficjalnie czy publiczne (np. na forum grupy roku) to sprawdzają wcześniej pisownię w Wordzie. A już zupełnie nie wiem, co ma do kompetencji pani z dziekanatu jej tandetność czy kolor włosów.

Nie powiedziałam, że jej tandetność ma związek z jej brakiem kompetencji. Po prostu zawsze krytykowałam i będę krytykować takie ‘zjawiska’ że osoba będąca na poważnym stanowisku nie potrafi nawet stosownie wyglądać do tego rodzaju pracy. To mówi wiele o danej osobie. Wydaje mi się, że kobieta pracująca w dziekanacie jakiejkolwiek uczelni powinna wyglądać w miarę odpowiednio jak na pracę w tego typu instytucji! Jak dla mnie jest to niepojęte żeby do takiej pracy przychodzić w spódniczce ledwo zakrywającej coś co powinno być zakryte do tego prześwitującej tak bardzo że z daleka widać co kryje się pod spodem, z paznokciami pomalowanymi na mocno jaskrawy róż i do tego makijaż jak na sylwestra. No proszę Was! Byłam tam trzy razy i z każdym kolejnym razem jej wygląd zadziwiał mnie jeszcze bardziej. Gdyby tak ubierała się po pracy to wcale mnie to nie obchodzi i nie mam zamiaru jej oceniać ale jednak to nie jest dyskoteka tylko uczelnia a w takich miejscach jednak powinny być przestrzegane pewne zasady. Dlatego też do tego się przyczepiłam gdzieś tam przy okazji .

[GgochaA]

Miałam do czynienia z kilkoma dziekanatami i sekretariatami na uczelniach i uważam że problem, który przestawiasz jest wyolbrzymiony, a już zwłaszcza postawa "niech już stracę pieniądze, byleby nie mieć z nimi do czynienia". Jeżeli uważasz panią w blond włosach za niekompetentną- prosisz o rozmowę z dziekanem/kierownikiem wydziału/jej przełożonym i nie przejmujesz się tym że ona mówi że się ośmieszysz. Po prostu jak dorosły człowiek załatwiasz swoje sprawy. Gdyby nie chodziło o 117 zł tylko o 1170 też byś odpuściła?
Inna kwestia to że jakoś za przeproszeniem od dupy strony załatwiasz wszystko. Najpierw trzeba był wybadać sytuację, a później się zapisywać. Mówisz że wprowadzono Cię w błąd. Kto? W takich rozmowach (telefonicznych, osobistych, mailowych) zawsze warto wiedzieć z kim się rozmawia. I wtedy pani w blond włosach nie mówisz "wprowadzono mnie w błąd", "zapewniano mnie" tylko "pan Nowak z katedry takiej i takiej udzielił mi innej informacji, chciałabym się z nim zobaczyć". I rozmawiasz z tym, z kim się kontaktowałaś na początku.
Na uczelniach w okresie rekrutacji jest bałagan i nie ma co z tym dyskutować, natomiast obrażanie się na cały świat bo ktoś potraktował Cię lekceważąco, albo był niekompetentny to moim zdaniem dziecinada.

[patiicheer]

Napisane przez GgochaA

Miałam do czynienia z kilkoma dziekanatami i sekretariatami na uczelniach i uważam że problem, który przestawiasz jest wyolbrzymiony, a już zwłaszcza postawa "niech już stracę pieniądze, byleby nie mieć z nimi do czynienia". Jeżeli uważasz panią w blond włosach za niekompetentną- prosisz o rozmowę z dziekanem/kierownikiem wydziału/jej przełożonym i nie przejmujesz się tym że ona mówi że się ośmieszysz. Po prostu jak dorosły człowiek załatwiasz swoje sprawy. Gdyby nie chodziło o 117 zł tylko o 1170 też byś odpuściła?
Inna kwestia to że jakoś za przeproszeniem od dupy strony załatwiasz wszystko. Najpierw trzeba był wybadać sytuację, a później się zapisywać. Mówisz że wprowadzono Cię w błąd. Kto? W takich rozmowach (telefonicznych, osobistych, mailowych) zawsze warto wiedzieć z kim się rozmawia. I wtedy pani w blond włosach nie mówisz "wprowadzono mnie w błąd", "zapewniano mnie" tylko "pan Nowak z katedry takiej i takiej udzielił mi innej informacji, chciałabym się z nim zobaczyć". I rozmawiasz z tym, z kim się kontaktowałaś na początku.
Na uczelniach w okresie rekrutacji jest bałagan i nie ma co z tym dyskutować, natomiast obrażanie się na cały świat bo ktoś potraktował Cię lekceważąco, albo był niekompetentny to moim zdaniem dziecinada.

Od samego początku aż do samego końca załatwiałam wszystkie sprawy z ta samą osobą także jedyne pretensje mogę mieć do niej. Na samym początku pojawiłam się w dziekanacie i złożyłam dokumenty poprosiłam o pokazanie mi wszystkich umów i załączników związanych z rozpoczęciem studiów. Nie mogłam jeszcze nic podpisać dopóki nie miałam potwierdzenia wpłaty za opłatę rekrutacyjną jednak poprosiłam już wcześniej o wyjaśnienie mi wszystkich punktów, kosztów itd. O których była mowa w umowie. Pani pokazała mi załącznik do umowy w którym były wypisane wszystkie oplaty w tym opłata wpisowa 400 zł. Od razu zapytałam o tę opłatę ponieważ byłam zaniepokojona faktem, że Pani zapewnia że nie musze wpłacac opłaty wpisowej a na załączniku jest napisane że taka opłata jest konieczna. Szybko usłyszałam że tak tutaj jest napisane ale spokojnie bo w tym momencie mamy okres w którym jest promocja i opłata na pewno nie będzie mnie obowiązywać. Poczułam się spokojna. Nie czułam potrzeby dociekania. Podobno zaraz po tym jak wyszłam jakaś inna osoba poprawiła ją że tą opłatę powinnam wpłacić ale nie poinformowano mnie nadal o tym (zostawiłam do siebie numer telefonu i adres e-mail) aż do czasu jak zadzwoniłam do nich po zapłacie 117 z pytaniem kiedy mogę donieść potwierdzenie wpłaty. Dopiero wtedy Pani sekretarka przyznała się że ma dla mnie złą wiadomość i przepraszała mnie chyba z 5 razy. Nawet obiecała, że postara się wywalczyć jeszcze tego samego dnia mimo wszystko brak tej opłaty dla mnie i za chwile mi napisze czy udało się czy nie. Minęły trzy dni a odpowiedzi od niej nie było. Po raz kolejny mnie olała. Myślałam że jak tam przyjdę to mimo wszystko przyzna się do błedu i postara się mi po prostu pomóc, pójdziemy na jakąś ugodę ale ona od samego początku rozmowy była tak bardzo nastawiona wrogo do mnie, że o żadnym dogadaniu nie było mowy. Nie szłam tam nastawiona na kłótnie czy rezygnację z tej uczelni. Po prostu to jak mnie tam potraktowano doprowadziło mnie do takiej decyzji.
Tak, poprosiłam w końcu o rozmowę z Panią dyrektor. Niestety nie miałam przyjemności porozmawiać z nią sam na sam bo ciągle w rozmowę wcinała nam się Pani ‘kompetentna’. Stanęło na tym że sekretarka wyparła się tego że wprowadziła mnie na początku w błąd. Przy Pani dyrektor stwierdziła, że o wszystkim byłam poinformowana. No i kto wygra? Studentka czy sekretarka? Komu uwierzą? I rzeczywiście, Pani dyrektor stwierdziła że skoro taki mają regulamin to nie będą mnie z niczego zwalniać tym bardziej, że musiałam być poinformowana o opłatach o których poinformowana nie byłam. Nie widzę tu w swoim zachowaniu żadnej dziecinady.

[GgochaA]

I nadal uważasz że postawa "niech już biorą te 117 bylebym ich nie oglądała" jest normalna? Myślenie "komu uwierzą" też jest zwodnicze - bo potencjalna studentka to dla nich przypływ gotówki, a teraz każda uczelnia walczy o studenta.

[patiicheer]

Napisane przez GgochaA

I nadal uważasz że postawa "niech już biorą te 117 bylebym ich nie oglądała" jest normalna? Myślenie "komu uwierzą" też jest zwodnicze - bo potencjalna studentka to dla nich przypływ gotówki, a teraz każda uczelnia walczy o studenta.

W takim razie co mogę zrobić w tej sytuacji? Uczelnia ma główną siedzibę w Łodzi i wiem, że na pewno jeszcze będę się kontaktować właśnie z SAN w Łodzi bo może oni będą mogli mi w jakiś sposób pomóc.. Natomiast jeśli chodzi o krakowski oddział i ich pracowników to po dzisiejszej wizycie wiem, że na jakiekolwiek sensowne wyjaśnienie sprawy nie ma tam szansy.