|
Notka |
|
Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności. |
![]() |
|
Narzędzia |
![]() |
#1 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2013-04
Wiadomości: 2
|
Nie wiem co robić ze swoim życiem ...
Zdaję sobie sprawę, że zapewne pojawiła się już tutaj co najmniej setka takich tematów, ale potrzebuję indywidualnego podejścia do mojej sprawy, Waszej pomocy i rady.
(Pierwsza część tego posta tylko zarysowuje, w którym momencie narodził się problem, więc jeśli chcecie przeczytać już o konkretnym problemie, będzie się on znajdował w ostatnim akapicie) Mam dopiero 20lat a już nurtuje mnie milion pytań na temat moich obecnych decyzji i przyszłości. Kiedy jeszcze chodziłam do gimnazjum wymarzyłam sobie, że w przyszłości zostanę projektantem wnętrz. Później usłyszałam poradę, że powinnam pójść na architekturę, bo po takich 'konkretnych' studiach łatwiej będzie mi znaleźć sobie pracę (nawet w tym 'wymarzonym' zawodzie). Od tego czasu starałam się poczynić jakieś kroki, aby jak najlepiej przygotować się na egzaminy wstępne na ten właśnie kierunek. w 1 klasie liceum regularnie uczęszczałam na zajęcia z rysunku, jednak strach przed byciem ocenianą zatrzymywał mnie przed robieniem jakiś większych postępów i w drugiej klasie dałam sobie z nimi spokój. W 3klasie powróciłam na te same zajęcia. Tym razem dużo więcej pracowałam i robiłam większe postępy. Problem polegał na tym, że wciąż przed każdymi zajęciami ogarniał mnie strach, a w domu w ogóle nie rysowałam. Ten rok był niesamowicie stresujący, wiadomo matura, egzaminy wstępne, zajęcia z rysunku, rozszerzona matematyka. W wakacje codziennie chodziłam na zajęcia rysunku, dlatego też nie miałam nawet szansy odsapnąć po maturze. Nie poradziłam sobie ze stresem na egzaminie z rysunku i przez to zabrakło mi dosłownie kilku punktów aby przejść do kolejnej tury w której zliczało się punkty z matury. Tego dnia, kiedy dowiedziałam się, że się nie dostałam na architekturę, załamałam się. Tak wiele myśli, nerwów i pracy włożyłam aby dostać się na te studia i czułam że zmarnowałam tylko czas i pieniądze. Tego samego dnia doszło jednak do mnie, że tak naprawdę podobał mi się tylko sam 'pomysł' bycia architektem. Tak naprawdę rysowanie budynków nie sprawiało mi ŻADNEJ radości (w odróżnieniu od człowieka i martwej matury). Już wtedy zaczęłam mieć wątpliwości - tak wiele planów wiązałam z rysunkiem, chociaż tak naprawdę nie sprawiał mi on tyle frajdy ile powinien. Zauważyłam, że sama z własnej inicjatywy nie zabieram się za rysowanie, robię to z przymusu. Pomimo tego, zebrałam swoje wszystkie rysunki, obrazy, szkice i postanowiłam skorzystać ze swojego 'zapasowego' planu - udałam się na egzamin z Wzornictwa. Dostałam się. Byłam jedną z pierwszych osób na liście. Tylko co z tego skoro wiedziałam, że i tak nie chcę wiązać z tym przyszłości? Za namową rodziców (No bo przecież "gdybym zrobiła sobie rok przerwy między maturą a studiami, zmarnowałabym tylko czas") podjęłam się studiów blisko swojego miejsca zamieszkania (właśnie wzornictwa), licząc na to, że może okazać się to czymś co mnie kręci. W tym samym momencie rozpoczęłam pracę dla swojej 'byłej' korepetytorki od j.angielskiego (stwierdziłam, że skoro dostałam taką ofertę pracy, powinnam z tego skorzystać). Biorąc pod uwagę fakt, że nie pracuję na własną rękę, musiałam oczywiście dostosować się do swojej pracodawczyni - to tyczy się godzin pracy i liczby uczniów. Niestety 23 uczniów i możliwość pracy 'jedynie' od poniedziałku do czwartku (piątki były wydzielone na odrabianie zajęć + musiałam wziąć dodatkowych uczniów na sobotę) bardzo kolidowały ze studiami, które wymagają regularnej pracy i projektowania. Problemy zaczęły się coraz bardziej nawarstwiać - jako niedoświadczona korepetytorka zostałam wrzucona na głęboką wodę, liczby godzin + fakt iż miałam uczniów od przedszkolaków po dorosłych nie pomagał, tym bardziej że pracę przenosiłam do domu. Próbowałam dać z siebie jak najwięcej, żeby jak najlepiej sobie radzić zarówno w pracy jak i na studiach, jednak to było i jest po prostu (dla mnie) fizycznie niemożliwe. Przed pierwszą sesją 4 dni pod rząd nie spałam - nadrabiałam zaległości, których sobie narobiłam przez pracę, i przeklinałam swoje studia. Byłam psychicznie wykończona. Nie chciało mi się żyć. Bez przerwy myślałam o tym aby rzucić studia. W drugim semestrze (czyli teraz) wszystko zaczęło się jeszcze bardziej komplikować. Kilku uczniów (dokładnie 3) zrezygnowało, bo przeprowadziło się do innego miasta, a jeden z nich dlatego, że dostał 2 z testu i jego mama była z tego faktu niezadowolona (chłopiec chciał się u mnie nadal uczyć, tłumaczył mi nawet, że ta ocena wynikła z tego że w ogóle nie nauczył się słówek, sam mówił, że widzi jakie postępy zrobił u mnie). Wtedy też na nowo zaczął się mój horror tym razem w pracy. Moja szefowa zrobiła mi ogromną awanturę o uczniów którzy odeszli (chociaż awantura to mało powiedziane). Wrzeszczała na mnie, obrażała mnie, a ja nawet nie mogłam się odezwać - natychmiast zostałam uciszona. Poczułam się jak za przeproszeniem jakieś nic nie warte gówno. Tak jak ciągle słyszałam, że świetnie się ze mną pracuje, super się przygotowuję i podziwia mnie za to jak sobie radzę, tak nagle usłyszałam, że jest ze mnie niezadowolona, pracuje się ze mną najgorzej (w porównaniu z poprzednimi podwładnymi). Od tego czasu każdy mały detal doprowadza ją do wściekłości - prosty przykład: jeśli ktoś nabrudzi przy wejściu to na 100% zrobił to mój uczeń a nie jej, i ponownie rozpoczyna się krzyk, bo to przecież moja wina. Boję się przychodzić do pracy, robię wszystko żeby tylko tej kobiety nie zdenerwować. Co w tym wszystkim jest 'najlepsze' to fakt, że gdy się nie denerwuje, potrafi być najmilszą osobą na świecie. I teraz właśnie przejdę do sedna: Od początku wiedziałam, że wzornictwo nie jest dla mnie - nie czuję tego. Zastanawiam się czy moje faktyczne podejście do tego wynika z przepracowania i właśnie samej pracy, braku czasu na zajęcie się tymi studiami, czy faktycznie tak je postrzegam. Odliczam tygodnie do końca pracy (w czerwcu chcę zrezygnować), chcę jakoś przeżyć ten czas. No właśnie ‘jakoś’. Wydaje mi się, że jestem osobą ambitną, chciałabym być we wszystkim czego się podejmę najlepsza ale wiem, że przynajmniej na ten moment jest to niemożliwe. Jako korepetytorka bardzo przejmuję się wszystkim co dotyczy moich uczniów, szczególnie maturzystów. Przykładam się do mojej pracy, i spędzam bardzo dużo czasu aby pogłębiać swoją wiedzę i jak najlepiej pomóc swoim uczniom. Przez to nie poświęcam wystarczająco dużo czasu na studia. Nie chcę powtórki z I semestru studiów i znowu spędzić tyle nieprzespanych nocy przed sesją. Wiem, że piszę dużo za dużo i pewnie większość z Was zanudziłam, ale mam do Was pytanie. Wiem, że wytrzymam te 2 miesiące w pracy i za rok będę miała ten problem z głowy. Tylko co jeśli pomimo tego za rok okaże się, że wciąż ‘nienawidzę’ swojego kierunku studiów? Czy mam się męczyć jeszcze 2,5 roku pomimo tego tylko po to żeby mieć papierek, tylko po to aby ukończyć ‘jakieś studia’? Jestem osobą która lubi kończyć to co zaczęła, dlatego też ciężko jest mi sobie wyobrazić rezygnację ze studiów. Co powie rodzina? Co się ze mną stanie? Co jeśli popełnię błąd? Od 2 klasy liceum zaczęłam mieć obsesję na punkcie makijażu profesjonalnego, ale nie traktowałam tego wtedy jako poważną alternatywę pracy. Jednak w wakacje coś się w moim sposobie myślenia zmieniło i postanowiłam, że zarobię na szkołę wizażu i może po studiach się do niej wybiorę. Moja obecna praca była do tego celu idealna. Po opisanym wcześniej incydencie z moją szefową, postanowiłam, że nie ma na co czekać i już zapisałam się na następny rok na zajęcia do szkoły wizażu i jestem na 99,999999% pewna że to jest to czym chciałabym się zająć na całe życie. Nigdy nie miałam do niczego TAKIEJ pasji. Nie skłamię jeśli powiem, że to kocham – eksperymentować z kolorami, inspirować się różnymi innymi makijażystami, malować innych (nawet pare razy wykonywałam makijaże ślubne). Czy powinnam poświęcić cały swój czas właśnie na to, czy marnować przy okazji czas na ten ‘plan zapasowy’ (czyli studia), jakby coś się nie powiodło, żebym nie skończyła bez wyższego wykształcenia? Moi rodzice traktują moje marzenia związane z makijażem jako hobby i chcą żebym ja też jako takie je traktowała i już naciskają, abym zrobiła magisterkę z Wzornictwa. Tylko po co? Przecież to strata czasu! Błagam doradźcie mi. Czy jeśli na III semestrze wciąż będę czuła taką niechęć do moich studiów, powinnam je kontynuować, skoro już wiem czym chciałabym się zająć? |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2008-10
Wiadomości: 16
|
Dot.: Nie wiem co robić ze swoim życiem ...
Witaj
Ponieważ jesteś w wieku mojej córki, doradzę Ci, abyś realizowała swoje marzenia i robiła to, co lubisz. To jest Twoje życie i nikt, nawet najbardziej kochający rodzic za Ciebie tego życia nie przeżyje. Jeśli w życiu będziesz miała pasję, będziesz miała też sukcesy. Decyduj za siebie. Nie piszesz nic o sytuacji materialnej rodziców, a jest to ważne, bo jeśli są w stanie utrzymać Cię, to nie pakuj się w żadne prace. Studia, szkoła, to Twój czas. Czas na rozglądanie się, na przemyślenia, na zabawę, nowe znajomości, na nudę - też jest potrzebna. I nikt nie ma prawa na Ciebie wrzeszczeć - ta Pani to może sobie powrzeszczeć do lustra. Takim ludziom mówimy żegnaj. To nie są ludzie dla Ciebie. Uważaj na toksyczne relacje, bo widzę, że masz do nich duże ciągoty. Masz 20 lat. Życie jest piękne i całe przed Tobą. Walcz o siebie. Powodzenia.
__________________
Weszłam do szafy. Dziewczyna z koszmarnie krzywymi nogami pyta czy ładnie jej w mini. Forumowiczki odpowiadają, że tak, tylko kolor rajstop trzeba zmienić... |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2013-04
Wiadomości: 2
|
Dot.: Nie wiem co robić ze swoim życiem ...
Sytuacja materialna moich rodziców jest nawet śmiało powiem bardzo dobra, więc to nie jest tak, że muszę pracować. Wydaje mi się, że podjęłam się tej pracy, ponieważ chciałam udowodnić sobie i rodzicom, że nie muszę być od nich zależna, że potrafię sobie sama poradzić pomimo tego, że wciąż z nimi mieszkam. Mam duże poczucie winy za to, że wydali tyle pieniędzy na te zajęcia z rysunku, które teraz zaprowadziły mnie donikąd. Stwierdziłam, że tym razem nie będę im zawracała głowy chęcią rozwijania moich pasji i płaceniem za nie. Sama się tym zajęłam.
Na początku studiów, kiedy zaczęłam pracę czułam się fantastycznie - rodzice byli ze mnie bardzo dumni, nie mówili mi tego bezpośrednio, ale widziałam to po tym jak mnie traktują i po tym jak opowiadają o mnie rodzinie. Czułam, że jestem coś warta, a okres studiów jakoś przetrwam. Tylko właśnie nie chcę marnować tych lat na bezsensowne doczekiwanie końca kolejnego z semestrów. Chodzę ciągle zdenerwowana, bardzo często łapie mnie uczucie niewyjaśnionego niepokoju, strachu jakbym ciągle była przed maturą. Nie potrafię się rozluźnić, kontakty ze światem zewnętrznym mam ograniczone do tych na zajęciach na studiach, w pracy i 2/3 razy na miesiąc z przyjaciółką. Często chce mi się płakać bo czuję, że sobie nie radzę ze studiami i tymi wszystkimi obowiązkami. Tego wszystkiego jest po prostu za dużo. Zero zabawy, wolnego czasu, nowych znajomości, czy nawet odkrywania samej siebie - ledwo znajduję czas na chociaż minimalne realizowanie mojej prawdziwej pasji. Wiem, że muszę wytrzymać jeszcze tylko 2 miesiące w pracy, ale przez ten cały czas nie skupię się tak jak trzeba na studiach, a chcę zdać ten semestr jakoś 'godnie'. |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-08
Wiadomości: 118
|
Dot.: Nie wiem co robić ze swoim życiem ...
Piszę jako osoba, która w tym roku kończy studia. Moim zdaniem, jeżeli to Ciebie w ogóle nie interesuje to rzuć studia, szkoda Twoich nerwów i czasu. Wydaje mi się, że przyjęłaś na siebie zbyt wiele obowiązków naraz. Wiadomo, jakie teraz są czasy i nawet magistrzy inżynierzy mają problem ze znalezieniem pracy (tak samo nauczyciele). Powinnaś robić to co mówi Ci serce, przecież na wykonywaniu makijaży za pieniądze też możesz sporo zarobić i będziesz robić to co kochasz.. Jak osoba powyżej powiedziała "nikt za Ciebie życia nie przeżyje" i musisz być w harmonii sama ze sobą.
![]() |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2008-10
Wiadomości: 16
|
Dot.: Nie wiem co robić ze swoim życiem ...
Myślę, że Ty sama więcej wymagasz od siebie, niż Twoi rodzice. Nie patrz na siebie oczami rodziców, ani innych ludzi. Rodzice zawsze będą Cię akceptować i na pewno będą z Ciebie dumni bez względu na to, co zrobisz - bo tacy są rodzice, kochają nas za to, że jesteśmy (a jeśli nie, to tylko współczuć (rodzicom)), a innymi ludźmi nie powinnaś się przejmować.
To jest Twój czas, w którym określasz jakie będzie to Twoje życie. Nie zmarnuj go. Próbuj, eksperymentuj, popełniaj błędy, ucz się, wyciągaj wnioski. Masz prawo do pomyłek. Nie musisz być idealna dla otoczenia. Nie żyjesz po to, aby wszystkich zadowolić. Musisz znaleźć swój sposób na życie i szukaj go, bo życie masz tylko jedno.
__________________
Weszłam do szafy. Dziewczyna z koszmarnie krzywymi nogami pyta czy ładnie jej w mini. Forumowiczki odpowiadają, że tak, tylko kolor rajstop trzeba zmienić... |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
Zadomowienie
Zarejestrowany: 2008-05
Wiadomości: 1 791
|
Dot.: Nie wiem co robić ze swoim życiem ...
możesz wziąć dziekankę? ja bym od razu nie przekreślała wszystkiego, dałabym sobie rezerwę na przyszły rok, tak asekuracyjnie
takie czasy że nie zawsze możemy robić to co kochamy |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2013-09
Wiadomości: 1
|
Dot.: Nie wiem co robić ze swoim życiem ...
Witam, nie wiem czy tu zaglądasz, ale mam podobną sytuację. W liceum byłam jedną z lepszych uczennic (klasa o profilu art.). Nie wiązałam jednak przyszłości ze sztuką i poszłam na zupełnie odrębny kierunek. Coś mi się jednak wbiło na 3 roku, żeby wrócić do rysunku, bo bardzo zazdrościłam moim artystycznym siostrom i braciom. Niestety rysunek nie przynosi mi do końca radości, ale bardzo interesuje mnie jedna z dziedzin artystycznych (niestety tylko teoretycznie). Mimo, że ochoczo namawiano mnie do studiów art. ja zrezygnowałam. Rodzice powtarzają mi, że będę tego żałować, że dzięki temu będę mieć wspaniałą przyszłość. Cóż, nie czuję się na siłach, bo nie jestem tak dobra jakbym tego chciała. Moi rodzice nie są zadowoleni z mojej decyzji i ciągle mi dogryzają. Śmieją się, że może powinnam iść na filozofię. Mi nie jest jednak do śmiechu. Nie mam w nikim oparcia. Nikt nie chce pomóc (wskazać) drogi, bo gdy tylko wspominam o tym, że nie umiem się określić, wszyscy się wymigują od rozmowy, tak jakby był to dla nich drażliwy temat. Z mojej strony mogę powiedzieć Ci, że to cudowne, że znalazłaś pasje (makijaż) i bez wahania radzę kierować wszystkie swoje siły w tym kierunku (jeśli naprawdę sprawia Ci to ogromną radość). Poza tym masz plastyczne zacięcie, więc wiesz, co będzie się dobrze komponowało, jakie dobrać kolory. Skończ studia na etapie licencjackim, gdybyś jednak zrezygnowała ze swych planów, zawsze możesz kontynuować naukę (nawet w innym kierunku). Co do rodziców, to musisz wytrzymać ataki i narzekanie z ich strony. Pokiwaj głową, uśmiechnij się i rób swoje ;-)
![]() |
![]() ![]() |
![]() |
Najlepsze Promocje i Wyprzedaże
![]() |
#8 |
Konto usunięte
Zarejestrowany: 2007-06
Wiadomości: 899
|
Dot.: Nie wiem co robić ze swoim życiem ...
Powiem nieskromnie, chociaż do tego się nie przyznałam mamie - że mnie studia SAME W SOBIE wykończyły psychicznie - ty nie spałaś przed sesją, ja psychicznie wysiadałam, popadałam z depresji na depresję (raczej takie stany lękowe, depresyjne), po wszystkim w wakacje byłam szczęśliwa i radosna, a od października zaczynał się horror - obniżona odporność, stres, wypalenie, szara cera. Ale skończyłam 3 lata, dla satysfakcji rodziców. Studia dość ciekawe, ale to i tak nie dla mnie ,raczej ciekawostka
![]() Więcej Ci nie doradzę, bo sama mam 22 lata i nie wiem co dalej.... |
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#9 | |
Raczkowanie
Zarejestrowany: 2007-09
Lokalizacja: z laptopa
Wiadomości: 130
|
Dot.: Nie wiem co robić ze swoim życiem ...
Cytat:
![]() cestbizzare jak poradziłaś sobie z rodzicami? Moja mama jest nieobliczalna i toksyczna, najpierw mowila zebym wybija ta prace soebi z głowy i odwodziła mnie od niej, a teraz zdarza jej sie powiedziec ,, a trzeba bylo tam zostac.." :| wkurzajace to jest. |
|
![]() ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|



Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości) | |
|
|
Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 21:10.