moja historia - tak po prostu - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2014-01-26, 21:00   #1
kate26
Raczkowanie
 
Avatar kate26
 
Zarejestrowany: 2010-02
Wiadomości: 90
Post

moja historia - tak po prostu


Siedzę w ciemnym pokoju, przed monitorem i zastanawiam się od czego rozpocząć swój post...

Zacznę może od tego, co skłoniło mnie położenia dłoni na klawiaturze. Prawdopodobnie główną przyczyną jest dojmująca samotność, poczucie pustki. Gdybym musiała zobrazować to jak się czuje, napisałabym, że stoję na środku skrzyżowania czterech dróg, jest ciemno, rozglądam się na boki i kompletnie nie wiem, w którą stronę mam pójść i to dotyczy każdej dziedziny mojego życia.

Mam 30 lat, obiektywnie rzecz ujmując dobrą pracę, znajomych i rodzinę. Nie jestem zadowolona ze swojej pracy, mimo że w niej jestem osobą pewną siebie, umiejącą zawalczyć o swoje, pomocną, uśmiechniętą to jednak nie jest to, to co chciałabym robić.

W sprawach związkowo-uczuciowych jest nie lepiej. Prawie rok temu rozstałam się z osobą, z którą być nie mogłam, nie umiałam przezwyciężyć jego wad, zresztą pisałam tutaj o tym. Rozstanie i poczucie winy jakie we mnie wzbudził były chłopak sprawiło, że wylądowałam u psychologa z bardzo zaniżonym poczuciem wartości i objawami załamania nerwowego. Z czasem poradziłam sobie z tym (tak mi się wydawało) zawsze, nawet w najgorszych momentach wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. Zostałam jednak sama z poczuciem winy, że to ja wszystko zepsułam, zburzyłam itd.

Pod koniec roku spełniłam swoje marzenie i wyjechałam na krótkie wakacje do mojego wymarzonego miejsca. Pojechałam sama, co spotkało się z niedowierzaniem bliskich mi osób i spojrzeniami pełnymi litości - taka biedna, samotna itp.

Dla osób "z zewnątrz" jestem uśmiechniętą, wesołą, inteligentną, pomocną dziewczyną. W środku jestem strzępkiem nerwów, obaw, strachu przed samotną przyszłością. Mam 30 lat, a czuje jakby życie się dla mnie skończyło. Może dlatego, że w głowie mam wyryty obraz kobieta szczęśliwa, spełniona i wartościowa (?) = kobieta mająca męża, dziecko, mieszkanie, fajny dojrzały związek.

Często zastanawiałam się jakie czynniki o tym decydują. Przeczytałam bardzo dużo historii kobiet szczęśliwie zakochanych. Zastanawiałam się czy powinnam być ładniejsza, szczuplejsza, grubsza, bardziej zabawna, mniej zabawna, bardziej spontaniczna? Co jest we mnie takiego, że każdy związek się rozsypuje, że nadchodzi magiczna data 2 lat i wszystko się wali? Dlaczego boję się ludzi? Dlaczego nie mam odwagi rozpocząć nowej znajomości? Dlaczego tak bardzo boję się tego, co pomyślą inni? Dlaczego w każdym związku starałam sie dopasować do partnera, polubić jego hobby, być bardziej spontaniczna, żeby tylko lepiej do niego pasować?

Przeżyłam dwa "poważne" 2 letnie związki. Pierwszy jako 21 latka z 8 lat starszym facetem. Pomijając wszystko, został mi po tym bardzo duży uraz psychiczny, ale nie przyszło mi do głowy żeby prosić o fachową pomoc. Po prostu minęło sporo czasu, wydawało mi się, że zapomniałam. Uczucie rzeczywiście minęło i to dość szybko. Ból i rozczarowanie już nie.

Głupio mi o tym pisać, ale może jak to z siebie wyrzucę to będzie mi lepiej? Chodzi o seks, który nigdy nie był dla mnie źródłem radości. Minęło prawie 10 lat, ale wspominam wszystko jak jeden wielki koszmar. Początki i pierwszy raz totalnie rozczarowujące, ale wtedy jako młoda dziewczyna myślałam, że tak po prostu musi być, bo to początki i z czasem wszystko się unormuje w myśl powiedzenia "trening czyni mistrza". Z czasem było tylko gorzej.. nie chcę się wdawać w szczegóły, napiszę tylko, że wielokrotnie do zbliżenia dochodziło mimo mojego ogromnego bólu fizycznego i wręcz łez, które ciekły mi po twarzy. Ktoś z was mógłby teraz powiedzieć - no ok, ale nie powiedziałaś "nie". Tak, nie powiedziałam "nie", wiedziałam że jeśli to zrobię to on odejdzie, a potrzeba bycia z kimś była silniejsza. Kiedy w końcu nie umiałam się zmusić do współżycia i unikałam tego jak mogłam on... odszedł. Pewnie przebolałabym stratę, zwłaszcza, że pod koniec związku nie było we mnie żadnego uczucia oprócz bardzo dużego przywiązania, ale on odchodząc powiedział coś co zostało we mnie już na zawsze "od seksu oczekuję czegoś więcej, czegoś na innym znacznie wyższym poziomie, a ty nie umiałaś mi tego dać". Równie dobrze mógł mnie wtedy uderzyć mnie w twarz - bolałoby mniej.

Bardzo długo nie mogłam się pozbierać. Było mi potwornie ciężko wrócić do siebie, zaakceptować siebie. Moje poczucie wartości było zerowe. Kiedyś tak uwielbiane przeze mnie szpilki, spódnice i różne dziewczęce sprawy zastąpiły adidasy, luźne mało twarzowe swetry i generalna obojętność do tego jak wyglądam (bo skoro nie nadaje się do związku, bo nie jestem dość dobra w łóżku to po co mam ładnie wyglądać, co to zmieni?) Uwierzycie, że od 10 lat nie założyłam spódnicy? Sukienkę mam jedną, na wyjątkowe okazje, które zdarzają się raz w roku albo rzadziej.

Cały ten dziwny i trudny okres w moim życiu trwał jeszcze 4 lata. W międzyczasie zmieniłam pracę, rozpoczęłam studia, rzuciłam je, podjęłam kolejne studia w moim ulubionym mieście, w którym czuje się dobrze, spokojnie, zrobiłam prawo jazdy i poznałam kilka fajnych osób. Podczas studiów na ostatnim roku straciłam pracę i szukałam jej 1.5 roku, co też nie wpłynęło na mnie najlepiej. Osoby, które znałam zakładały rodziny, a ja nie miałam ani pracy ani nikogo bliskiego.

W tym czasie poznałam chłopaka, który bardzo mi pomógł przejść przez to wszystko. Był dla mnie wsparciem i dodawał mi otuchy, ale oczekiwał czegoś więcej niż przyjaźni. Byłam sama i zdecydowałam, że dam nam szansę. Wszystko potoczyło się błyskawicznie, po 2 miesiącach padały słowa "kocham", deklaracje wspólnej przyszłości, dzieci, ślubu. Te cztery ostatnie słowa działały na mnie jak magnes. Nagle stawał się osobą, z którą mogłabym związać swoją przyszłość, przy której mogłabym poczuć się bezpiecznie. Bardzo chciałam żeby tak było, bardzo chciałam widzieć w nim osobę, z którą chciałabym być. Były takie momenty, w których byłam naprawdę szczęśliwa, najczęściej ulotne chwile kiedy byliśmy sami i nie dosięgała nas rzeczywistość. Te momenty były bardzo złudne, dawały siłę, napędzały do działania, ale trwały zbyt krótko, żeby budować na nich dojrzały związek. Dzieliła nas 50 km odległość - niewiele, ale nieraz okazywało się to przeszkodą nie do przejścia. Wiele razy chciałam go odwiedzić, poznać jego rodzinę, przyjaciół. Po znalezieniu całkiem dobrej pracy udało mi się kupić samochód, więc 50 km to dla mnie naprawdę nie był problem. Byłam u niego 2 razy, podczas 2 letniego związku. Nie znałam jego siostry, znajomych, praktycznie nikogo. Rozstaliśmy się spokojnie, bo już dłużej nie byłam w stanie wytrzymać tego, że ze mną nie rozmawia, że ukrywał przede mną bardzo poważne rzeczy, które w moich oczach przekreślały nasze wspólne życie. Na końcu używał magicznych słów "chciałem żebyśmy w tym roku się zaręczyli", "przygotowywałem się na to, że będziemy mieli dziecko", "miałem nadzieję, że będziesz w ciąży niedługo". To nie były słowa, które miały mnie przekonać do tego żebym została, ale do tego żebym poczuła się winna, bo "ON walczył, ON się starał" a ja nie.. Cały czas uważam, że to bardzo fajny facet, bardzo dobry dla innych ludzi, pomocny fajny... przyjaciel i na tym powinnam była poprzestać.

Związek się zakończył. Jak już pisałam na początku przypłaciłam to wizytami u psychologa i kompletnym załamaniem. W mężczyźnie zawsze szukałam wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, ale też czego nie ukrywam, potwierdzenia swojej wartości. Jeśli nie brałam pod uwagę uczuć moje decyzje zawsze były słuszne, moje pretensje, uwagi też, ale tak naprawdę w środku byłam małą zagubioną dziewczynką, która bała się zostać sama.

Dziś... mój pierwszy chłopak ma żonę i chyba dziecko - co jest dla mnie dowodem, że skoro on ma rodzinę a ja nie to jednak jest ze mną coś nie tak. Wiem, że rodzina nie jest wyznacznikiem szczęśliwego życia, ale dla mnie jest to coś absolutnie najważniejszego.

Nie mogę poradzić sobie z lękami z przeszłości, nie potrafię jej zamknąć i iść dalej. Przed każdą nową znajomością czuję ten sam lęk, że nie dam rady, że nie jestem dość dobra, że znowu coś się zepsuje. Z ogromnym niedowierzaniem czytam wasze wątki, w których piszecie jak wielkie są Wasze problemy - depresja, choroby i mimo to jest obok Was ktoś, kto Wam w tym pomaga. Gdybym była w takiej sytuacji prawdopodobnie swojemu partnerowi nic bym o tym nie powiedziała, żeby nie oglądał mnie "w takim stanie" i nie widział, że płaczę.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem taka "zosia-samosia" mimo, że jestem w związku to wszystko chcę robić sama i nie daję nikomu dostępu do siebie tak do końca. Poza tym jestem mało spontaniczna i zbyt rozsądna i trzeźwo-myśląca.

Skąd ten wpis? Bo moja przeszłość i moje lęki rozlewają się już na pracę zawodową. Do tej pory praca była dla mnie ucieczką od niewygodnych myśli, od samotności. W pracy spędzałam bardzo dużo godzin, bardzo angażowałam się w każdy nowy projekt. Ostatnio zainteresowało mnie coś, co nie ma kompletnie nic wspólnego z moimi obowiązkami, ale dano mi szansę (a właściwie uznano, że sobie poradzę) zająć się przez chwilę czymś innym. Wielka radość z możliwości uczenia się nowych rzeczy, z pozbawiania jak to wszystko działa, sprawiła, że nabrałam wiatru w żagle. Jednak sytuacja jaka ostatnio miała miejsce wyprowadziła mnie z równowagi do tego stopnia, że musiałam wziąć jeden dzień urlopu. Powiem może tylko tyle, że mój szef ma zgoła inne pojęcie na temat motywowania pracowników. Poza tym ja bardzo nie lubię niejasnych sytuacji, braku zasad i uzależniania wszystkiego od powiązań, jego humorów a nie wymiernych efektów pracy, która powinna być najważniejsza.

Wiecie jakie jest moje marzenie? Żeby w końcu odpocząć. Zamykając drzwi w pracy wiedzieć, że mam do kogo wracać, że mogę się po prostu przytulić i wiedzieć, że żadna praca nie jest od tego ważniejsza. Chciałabym się wyprowadzić od rodziców, zmienić pracę i zamieszkać w mieście, w którym studiowałam. W mojej głowie momentalnie pojawiają się wątpliwości, bo nie jestem wystarczająco silna, bo nie znajdę tam pracy, bo chcąc robić coś nowego bez doświadczenia w obcym mieście... musiałabym upaść na głowę rzucając dobrze płatną pracę i dom na rzecz nie wiadomo czego.

Praca nie stanowi już dla mnie ucieczki, do tego stopnia, że zastanawiam się co pomyśli o mnie współpracownik jeśli napiszę to tak czy inaczej, albo jeśli zwrócę uwagę na to, że nie do końca jest tak jak się umawialiśmy i jak mi jako klientowi to odpowiada. Czuje, że popadam w jakiś obłęd uzależniania swojego życia od innych ludzi i to mnie przeraża.

Nie jest ze mną jednak tak do końca źle. Zdaję sobie sprawę z błędów jakie popełniłam, z tego, że związku nie buduje się na wyobrażeniu jak może być pięknie, ale na tym co jest tu i teraz. Wiem, że sama dla siebie muszę być wartością, że tylko szczęśliwa i spełniona będę w stanie zbudować dojrzały związek i przede wszystkim poszukać odpowiedniego faceta. Życie jest zbyt krótkie, żeby dokonywać złych wyborów, żeby zastanawiać się i testować różne relacje. Postanowiłam, że będę słuchać przede wszystkim siebie i jeśli się nie zakocham i nie będę pewna, że z jakimś facetem chcę być to absolutnie nie będę się w taki związek pakować.
Wiem też, że powinnam zmienić pracę, że to co robię nigdy nie przyniesie mi satysfakcji i nie sprawi, że poczuje się spełniona i w pełni zaangażowana w to co robię. Ja to wszystko wiem, ja nie umiem wbić sobie tego do głowy i uwierzyć, że zmiana myślenia i postrzegania siebie będą miały realny wpływ na zmiany w moim życiu.

Powiem Wam, że mam 30 lat i kompletnie nie wiem co zrobić ze swoim życiem.
kate26 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-01-26, 21:27   #2
Dumna_
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2014-01
Wiadomości: 3
Dot.: moja historia - tak po prostu

mam wrażenie jakbym czytała o sobie...
ja też mając 21 lat związałam się z o 8 lat starszym facetem, zostawił mnie z dnia na dzień a ja pół roku dochodziłam do siebie,
teraz jestem z gościem bo tak cholernie boje się samotności i tego, że nikt mnie nie pokocha, że....z nim jestem
nie umiem ci pomóc bo sama sobie nie potrafie jednak pociesz się tym, że ty już nie musisz cierpieć podczas seksu. Ja wciąż to znosze, bo boje się być sama...
Dumna_ jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-01-26, 21:38   #3
ladymezmerize
Raczkowanie
 
Avatar ladymezmerize
 
Zarejestrowany: 2013-10
Wiadomości: 420
Dot.: moja historia - tak po prostu

Z jednej strony to bardzo rozsądne, że tak podchodzisz do życia, bo mimo tego, że nie układało Ci się w życiu związkowym, to masz dobrze płatną prace, skończyłaś studia... Mieszkanie u rodziców - tutaj się pewnie reszta dowali, ale ja Ci powiem, że to nie jest nic złego, jeżeli masz miejsce, czujesz się okej w domu i chcą byś w nim była - bądź.
Wiadomo, każdy narzeka na coś, co jest dla niego nie osiągalne i pomyśl w ten sposób, że inni nie mają nawet tego czego Ty masz.
Jeden ma to, drugi ma coś innego, Ty nie masz faceta, ale masz rodzinę, dobrą pracę, znajomych. Ja? Ja marzę o tym, by jeden dzień spędzić bez bólu, by móc pójść do zarobkowej pracy, by mieć lepsze zdrowie. Tak, mam dobrego TŻ, ale dla odmiany, jestem cholerną samotniczką bo nie układa mi się w przyjaźniach.. Teraz moje rówieśniczki bawią się na studiach, ciągle mają znajomych, coś robią a mi po prostu w przyjaźni nie wychodziło i też o tym tutaj pisałam, też TŻ, ani nikt ani nic mi tego nie wynagrodzi..
Żyj swoim rytmem, tak jak Tobie jest dobrze. Nie rzucaj pracy, lecz rozglądaj się za inną. Spędzaj więcej czasu ze znajomymi - może jakiś kurs, może jakieś aktywne spędzenie czasu - to pozwoli Ci zapomnieć o tym że nie masz chłopaka, a przynajmniej spędzisz czas w miłym humorze. Myślałaś o urozmaiceniu swojego życia po pracy, masz jakieś hobby ?
__________________
...
ladymezmerize jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-01-26, 21:43   #4
anjuta
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2011-09
Wiadomości: 5 462
Dot.: moja historia - tak po prostu

Cytat:
Napisane przez kate26 Pokaż wiadomość
Siedzę w ciemnym pokoju, przed monitorem i zastanawiam się od czego rozpocząć swój post...

Zacznę może od tego, co skłoniło mnie położenia dłoni na klawiaturze. Prawdopodobnie główną przyczyną jest dojmująca samotność, poczucie pustki. Gdybym musiała zobrazować to jak się czuje, napisałabym, że stoję na środku skrzyżowania czterech dróg, jest ciemno, rozglądam się na boki i kompletnie nie wiem, w którą stronę mam pójść i to dotyczy każdej dziedziny mojego życia.

Mam 30 lat, obiektywnie rzecz ujmując dobrą pracę, znajomych i rodzinę. Nie jestem zadowolona ze swojej pracy, mimo że w niej jestem osobą pewną siebie, umiejącą zawalczyć o swoje, pomocną, uśmiechniętą to jednak nie jest to, to co chciałabym robić.

W sprawach związkowo-uczuciowych jest nie lepiej. Prawie rok temu rozstałam się z osobą, z którą być nie mogłam, nie umiałam przezwyciężyć jego wad, zresztą pisałam tutaj o tym. Rozstanie i poczucie winy jakie we mnie wzbudził były chłopak sprawiło, że wylądowałam u psychologa z bardzo zaniżonym poczuciem wartości i objawami załamania nerwowego. Z czasem poradziłam sobie z tym (tak mi się wydawało) zawsze, nawet w najgorszych momentach wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. Zostałam jednak sama z poczuciem winy, że to ja wszystko zepsułam, zburzyłam itd.

Pod koniec roku spełniłam swoje marzenie i wyjechałam na krótkie wakacje do mojego wymarzonego miejsca. Pojechałam sama, co spotkało się z niedowierzaniem bliskich mi osób i spojrzeniami pełnymi litości - taka biedna, samotna itp.

Dla osób "z zewnątrz" jestem uśmiechniętą, wesołą, inteligentną, pomocną dziewczyną. W środku jestem strzępkiem nerwów, obaw, strachu przed samotną przyszłością. Mam 30 lat, a czuje jakby życie się dla mnie skończyło. Może dlatego, że w głowie mam wyryty obraz kobieta szczęśliwa, spełniona i wartościowa (?) = kobieta mająca męża, dziecko, mieszkanie, fajny dojrzały związek.

Często zastanawiałam się jakie czynniki o tym decydują. Przeczytałam bardzo dużo historii kobiet szczęśliwie zakochanych. Zastanawiałam się czy powinnam być ładniejsza, szczuplejsza, grubsza, bardziej zabawna, mniej zabawna, bardziej spontaniczna? Co jest we mnie takiego, że każdy związek się rozsypuje, że nadchodzi magiczna data 2 lat i wszystko się wali? Dlaczego boję się ludzi? Dlaczego nie mam odwagi rozpocząć nowej znajomości? Dlaczego tak bardzo boję się tego, co pomyślą inni? Dlaczego w każdym związku starałam sie dopasować do partnera, polubić jego hobby, być bardziej spontaniczna, żeby tylko lepiej do niego pasować?

Przeżyłam dwa "poważne" 2 letnie związki. Pierwszy jako 21 latka z 8 lat starszym facetem. Pomijając wszystko, został mi po tym bardzo duży uraz psychiczny, ale nie przyszło mi do głowy żeby prosić o fachową pomoc. Po prostu minęło sporo czasu, wydawało mi się, że zapomniałam. Uczucie rzeczywiście minęło i to dość szybko. Ból i rozczarowanie już nie.

Głupio mi o tym pisać, ale może jak to z siebie wyrzucę to będzie mi lepiej? Chodzi o seks, który nigdy nie był dla mnie źródłem radości. Minęło prawie 10 lat, ale wspominam wszystko jak jeden wielki koszmar. Początki i pierwszy raz totalnie rozczarowujące, ale wtedy jako młoda dziewczyna myślałam, że tak po prostu musi być, bo to początki i z czasem wszystko się unormuje w myśl powiedzenia "trening czyni mistrza". Z czasem było tylko gorzej.. nie chcę się wdawać w szczegóły, napiszę tylko, że wielokrotnie do zbliżenia dochodziło mimo mojego ogromnego bólu fizycznego i wręcz łez, które ciekły mi po twarzy. Ktoś z was mógłby teraz powiedzieć - no ok, ale nie powiedziałaś "nie". Tak, nie powiedziałam "nie", wiedziałam że jeśli to zrobię to on odejdzie, a potrzeba bycia z kimś była silniejsza. Kiedy w końcu nie umiałam się zmusić do współżycia i unikałam tego jak mogłam on... odszedł. Pewnie przebolałabym stratę, zwłaszcza, że pod koniec związku nie było we mnie żadnego uczucia oprócz bardzo dużego przywiązania, ale on odchodząc powiedział coś co zostało we mnie już na zawsze "od seksu oczekuję czegoś więcej, czegoś na innym znacznie wyższym poziomie, a ty nie umiałaś mi tego dać". Równie dobrze mógł mnie wtedy uderzyć mnie w twarz - bolałoby mniej.

Bardzo długo nie mogłam się pozbierać. Było mi potwornie ciężko wrócić do siebie, zaakceptować siebie. Moje poczucie wartości było zerowe. Kiedyś tak uwielbiane przeze mnie szpilki, spódnice i różne dziewczęce sprawy zastąpiły adidasy, luźne mało twarzowe swetry i generalna obojętność do tego jak wyglądam (bo skoro nie nadaje się do związku, bo nie jestem dość dobra w łóżku to po co mam ładnie wyglądać, co to zmieni?) Uwierzycie, że od 10 lat nie założyłam spódnicy? Sukienkę mam jedną, na wyjątkowe okazje, które zdarzają się raz w roku albo rzadziej.

Cały ten dziwny i trudny okres w moim życiu trwał jeszcze 4 lata. W międzyczasie zmieniłam pracę, rozpoczęłam studia, rzuciłam je, podjęłam kolejne studia w moim ulubionym mieście, w którym czuje się dobrze, spokojnie, zrobiłam prawo jazdy i poznałam kilka fajnych osób. Podczas studiów na ostatnim roku straciłam pracę i szukałam jej 1.5 roku, co też nie wpłynęło na mnie najlepiej. Osoby, które znałam zakładały rodziny, a ja nie miałam ani pracy ani nikogo bliskiego.

W tym czasie poznałam chłopaka, który bardzo mi pomógł przejść przez to wszystko. Był dla mnie wsparciem i dodawał mi otuchy, ale oczekiwał czegoś więcej niż przyjaźni. Byłam sama i zdecydowałam, że dam nam szansę. Wszystko potoczyło się błyskawicznie, po 2 miesiącach padały słowa "kocham", deklaracje wspólnej przyszłości, dzieci, ślubu. Te cztery ostatnie słowa działały na mnie jak magnes. Nagle stawał się osobą, z którą mogłabym związać swoją przyszłość, przy której mogłabym poczuć się bezpiecznie. Bardzo chciałam żeby tak było, bardzo chciałam widzieć w nim osobę, z którą chciałabym być. Były takie momenty, w których byłam naprawdę szczęśliwa, najczęściej ulotne chwile kiedy byliśmy sami i nie dosięgała nas rzeczywistość. Te momenty były bardzo złudne, dawały siłę, napędzały do działania, ale trwały zbyt krótko, żeby budować na nich dojrzały związek. Dzieliła nas 50 km odległość - niewiele, ale nieraz okazywało się to przeszkodą nie do przejścia. Wiele razy chciałam go odwiedzić, poznać jego rodzinę, przyjaciół. Po znalezieniu całkiem dobrej pracy udało mi się kupić samochód, więc 50 km to dla mnie naprawdę nie był problem. Byłam u niego 2 razy, podczas 2 letniego związku. Nie znałam jego siostry, znajomych, praktycznie nikogo. Rozstaliśmy się spokojnie, bo już dłużej nie byłam w stanie wytrzymać tego, że ze mną nie rozmawia, że ukrywał przede mną bardzo poważne rzeczy, które w moich oczach przekreślały nasze wspólne życie. Na końcu używał magicznych słów "chciałem żebyśmy w tym roku się zaręczyli", "przygotowywałem się na to, że będziemy mieli dziecko", "miałem nadzieję, że będziesz w ciąży niedługo". To nie były słowa, które miały mnie przekonać do tego żebym została, ale do tego żebym poczuła się winna, bo "ON walczył, ON się starał" a ja nie.. Cały czas uważam, że to bardzo fajny facet, bardzo dobry dla innych ludzi, pomocny fajny... przyjaciel i na tym powinnam była poprzestać.

Związek się zakończył. Jak już pisałam na początku przypłaciłam to wizytami u psychologa i kompletnym załamaniem. W mężczyźnie zawsze szukałam wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, ale też czego nie ukrywam, potwierdzenia swojej wartości. Jeśli nie brałam pod uwagę uczuć moje decyzje zawsze były słuszne, moje pretensje, uwagi też, ale tak naprawdę w środku byłam małą zagubioną dziewczynką, która bała się zostać sama.

Dziś... mój pierwszy chłopak ma żonę i chyba dziecko - co jest dla mnie dowodem, że skoro on ma rodzinę a ja nie to jednak jest ze mną coś nie tak. Wiem, że rodzina nie jest wyznacznikiem szczęśliwego życia, ale dla mnie jest to coś absolutnie najważniejszego.

Nie mogę poradzić sobie z lękami z przeszłości, nie potrafię jej zamknąć i iść dalej. Przed każdą nową znajomością czuję ten sam lęk, że nie dam rady, że nie jestem dość dobra, że znowu coś się zepsuje. Z ogromnym niedowierzaniem czytam wasze wątki, w których piszecie jak wielkie są Wasze problemy - depresja, choroby i mimo to jest obok Was ktoś, kto Wam w tym pomaga. Gdybym była w takiej sytuacji prawdopodobnie swojemu partnerowi nic bym o tym nie powiedziała, żeby nie oglądał mnie "w takim stanie" i nie widział, że płaczę.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem taka "zosia-samosia" mimo, że jestem w związku to wszystko chcę robić sama i nie daję nikomu dostępu do siebie tak do końca. Poza tym jestem mało spontaniczna i zbyt rozsądna i trzeźwo-myśląca.

Skąd ten wpis? Bo moja przeszłość i moje lęki rozlewają się już na pracę zawodową. Do tej pory praca była dla mnie ucieczką od niewygodnych myśli, od samotności. W pracy spędzałam bardzo dużo godzin, bardzo angażowałam się w każdy nowy projekt. Ostatnio zainteresowało mnie coś, co nie ma kompletnie nic wspólnego z moimi obowiązkami, ale dano mi szansę (a właściwie uznano, że sobie poradzę) zająć się przez chwilę czymś innym. Wielka radość z możliwości uczenia się nowych rzeczy, z pozbawiania jak to wszystko działa, sprawiła, że nabrałam wiatru w żagle. Jednak sytuacja jaka ostatnio miała miejsce wyprowadziła mnie z równowagi do tego stopnia, że musiałam wziąć jeden dzień urlopu. Powiem może tylko tyle, że mój szef ma zgoła inne pojęcie na temat motywowania pracowników. Poza tym ja bardzo nie lubię niejasnych sytuacji, braku zasad i uzależniania wszystkiego od powiązań, jego humorów a nie wymiernych efektów pracy, która powinna być najważniejsza.

Wiecie jakie jest moje marzenie? Żeby w końcu odpocząć. Zamykając drzwi w pracy wiedzieć, że mam do kogo wracać, że mogę się po prostu przytulić i wiedzieć, że żadna praca nie jest od tego ważniejsza. Chciałabym się wyprowadzić od rodziców, zmienić pracę i zamieszkać w mieście, w którym studiowałam. W mojej głowie momentalnie pojawiają się wątpliwości, bo nie jestem wystarczająco silna, bo nie znajdę tam pracy, bo chcąc robić coś nowego bez doświadczenia w obcym mieście... musiałabym upaść na głowę rzucając dobrze płatną pracę i dom na rzecz nie wiadomo czego.

Praca nie stanowi już dla mnie ucieczki, do tego stopnia, że zastanawiam się co pomyśli o mnie współpracownik jeśli napiszę to tak czy inaczej, albo jeśli zwrócę uwagę na to, że nie do końca jest tak jak się umawialiśmy i jak mi jako klientowi to odpowiada. Czuje, że popadam w jakiś obłęd uzależniania swojego życia od innych ludzi i to mnie przeraża.

Nie jest ze mną jednak tak do końca źle. Zdaję sobie sprawę z błędów jakie popełniłam, z tego, że związku nie buduje się na wyobrażeniu jak może być pięknie, ale na tym co jest tu i teraz. Wiem, że sama dla siebie muszę być wartością, że tylko szczęśliwa i spełniona będę w stanie zbudować dojrzały związek i przede wszystkim poszukać odpowiedniego faceta. Życie jest zbyt krótkie, żeby dokonywać złych wyborów, żeby zastanawiać się i testować różne relacje. Postanowiłam, że będę słuchać przede wszystkim siebie i jeśli się nie zakocham i nie będę pewna, że z jakimś facetem chcę być to absolutnie nie będę się w taki związek pakować.
Wiem też, że powinnam zmienić pracę, że to co robię nigdy nie przyniesie mi satysfakcji i nie sprawi, że poczuje się spełniona i w pełni zaangażowana w to co robię. Ja to wszystko wiem, ja nie umiem wbić sobie tego do głowy i uwierzyć, że zmiana myślenia i postrzegania siebie będą miały realny wpływ na zmiany w moim życiu.

Powiem Wam, że mam 30 lat i kompletnie nie wiem co zrobić ze swoim życiem.
nie trafiłaś jeszcze na tego właściwego
co do sexu - idź do ginekologa, seksuologa, nawet w innym mieście. Nie każdy ma wysokie libido, ale o ile ten pierwszy Cie nie zgwałcił, to 10 lat zycia wspomnieniem koszmaru... współczuję. Skoro seks sprawia ból zamiast przyjemności to może masz jakies zakażenie, wyjątkowo wąską pochwę...
anjuta jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-01-26, 22:32   #5
Voytkova
Zadomowienie
 
Zarejestrowany: 2013-12
Wiadomości: 1 451
Dot.: moja historia - tak po prostu

Cytat:
Napisane przez kate26 Pokaż wiadomość

Nie jest ze mną jednak tak do końca źle. Zdaję sobie sprawę z błędów jakie popełniłam, z tego, że związku nie buduje się na wyobrażeniu jak może być pięknie, ale na tym co jest tu i teraz. Wiem, że sama dla siebie muszę być wartością, że tylko szczęśliwa i spełniona będę w stanie zbudować dojrzały związek i przede wszystkim poszukać odpowiedniego faceta. Życie jest zbyt krótkie, żeby dokonywać złych wyborów, żeby zastanawiać się i testować różne relacje. Postanowiłam, że będę słuchać przede wszystkim siebie i jeśli się nie zakocham i nie będę pewna, że z jakimś facetem chcę być to absolutnie nie będę się w taki związek pakować.
Wiem też, że powinnam zmienić pracę, że to co robię nigdy nie przyniesie mi satysfakcji i nie sprawi, że poczuje się spełniona i w pełni zaangażowana w to co robię. Ja to wszystko wiem, ja nie umiem wbić sobie tego do głowy i uwierzyć, że zmiana myślenia i postrzegania siebie będą miały realny wpływ na zmiany w moim życiu.

Powiem Wam, że mam 30 lat i kompletnie nie wiem co zrobić ze swoim życiem.
Ale przecież Ty wiesz co zrobić..Teraz pozostaje tylko uwierzyć ze to dobra droga i wcielić to wszystko w życie.I przestać myślec ze masz juz 30lat tylko ze to dopiero 30lat.Cale życie przed Tobą a na znalezienie partnera i dziecko masz jeszcze naprawde sporo czasu.
Musisz uwierzyć ze jestes wartościowa osoba także i wtedy kiedy nie jestes w związku oraz ze potrafisz byc szczęśliwa będąc sama.I ze to nie Twoja wina ze nie masz partnera.Po prostu nie trafiłaś jeszcze na tego odpowiedniego a(to tez juz wiesz)nie chcesz byc z kimś kto Ci w 100%nie odpowiada.
Trzymam za Ciebie kciuki.
Voytkova jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-01-27, 10:03   #6
201611090905
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2011-07
Wiadomości: 2 483
Dot.: moja historia - tak po prostu

Chyba najważniejsze jest teraz to,żebyś odpoczęła - jak masz możliwość to wyjedź gdzieś,chociaż by na weekend, w góry,sama. Przemyśl sobie wszystko jeszcze raz, nie bój się podejmować decyzji. Zacznij robić coś dla siebie,życie to nie tylko praca. Jeśli nie masz jeszcze żadnego hobby,to je znajdź próbuj,szukaj,nie poddawaj się.
201611090905 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-01-27, 10:26   #7
201708160922
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2011-10
Wiadomości: 10 444
Dot.: moja historia - tak po prostu

Wiem, ze to nie jest najwazniejsze, ale mnie nie dziwi, ze facet Ci powiedzial, ze taki seks go nie satysfakcjonuje. Normalny czlowiek nie odczuwa radosci z powodu cierpienia innego czlowieka. Rozumiem, ze mialas silna potrzebe bycia z kims, ale nie rozumiem tego, ze nie szukalas pomocy, a zmuszalas sie do czegos, co sprawialo Ci bol

A facet to palant, skoro zadal seksu, a widzial, ze nie sprawia Ci przyjemnosci, wrecz przeciwnie.

Wysłane z aplikacji mobilnej Wizaz Forum.

Edytowane przez 201708160922
Czas edycji: 2014-01-27 o 10:28
201708160922 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2014-01-27, 11:38   #8
kate26
Raczkowanie
 
Avatar kate26
 
Zarejestrowany: 2010-02
Wiadomości: 90
Dot.: moja historia - tak po prostu

Cytat:
Napisane przez Dumna_ Pokaż wiadomość
mam wrażenie jakbym czytała o sobie...
ja też mając 21 lat związałam się z o 8 lat starszym facetem, zostawił mnie z dnia na dzień a ja pół roku dochodziłam do siebie,
teraz jestem z gościem bo tak cholernie boje się samotności i tego, że nikt mnie nie pokocha, że....z nim jestem
nie umiem ci pomóc bo sama sobie nie potrafie jednak pociesz się tym, że ty już nie musisz cierpieć podczas seksu. Ja wciąż to znosze, bo boje się być sama...
Czytając moją historię powinnaś wiedzieć, że tkwienie w takim związku to najgorsze wyjście z możliwych.

Cytat:
Napisane przez ladymezmerize Pokaż wiadomość
Z jednej strony to bardzo rozsądne, że tak podchodzisz do życia, bo mimo tego, że nie układało Ci się w życiu związkowym, to masz dobrze płatną prace, skończyłaś studia... Mieszkanie u rodziców - tutaj się pewnie reszta dowali, ale ja Ci powiem, że to nie jest nic złego, jeżeli masz miejsce, czujesz się okej w domu i chcą byś w nim była - bądź.
Wiadomo, każdy narzeka na coś, co jest dla niego nie osiągalne i pomyśl w ten sposób, że inni nie mają nawet tego czego Ty masz.
Jeden ma to, drugi ma coś innego, Ty nie masz faceta, ale masz rodzinę, dobrą pracę, znajomych. Ja? Ja marzę o tym, by jeden dzień spędzić bez bólu, by móc pójść do zarobkowej pracy, by mieć lepsze zdrowie. Tak, mam dobrego TŻ, ale dla odmiany, jestem cholerną samotniczką bo nie układa mi się w przyjaźniach.. Teraz moje rówieśniczki bawią się na studiach, ciągle mają znajomych, coś robią a mi po prostu w przyjaźni nie wychodziło i też o tym tutaj pisałam, też TŻ, ani nikt ani nic mi tego nie wynagrodzi..
Żyj swoim rytmem, tak jak Tobie jest dobrze. Nie rzucaj pracy, lecz rozglądaj się za inną. Spędzaj więcej czasu ze znajomymi - może jakiś kurs, może jakieś aktywne spędzenie czasu - to pozwoli Ci zapomnieć o tym że nie masz chłopaka, a przynajmniej spędzisz czas w miłym humorze. Myślałaś o urozmaiceniu swojego życia po pracy, masz jakieś hobby ?
Rozglądam się za pracą. Jestem w tej luksusowej sytuacji, że mogę to robić ciągle mając obecna pracę. Są jednak takie momenty, kiedy dopiero ekstremalne sytuacje, które wyprowadzają z równowagi zmuszają do szukania nowych rozwiązań.

Wybieram się na studia podyplomowe - to mi dobrze zrobi. Może okaże się pomocne w znalezieniu pracy, ale też pozwoli na poznanie nowych osób i nauczenie się czegoś nowego.

Cytat:
Napisane przez anjuta Pokaż wiadomość
nie trafiłaś jeszcze na tego właściwego
co do sexu - idź do ginekologa, seksuologa, nawet w innym mieście. Nie każdy ma wysokie libido, ale o ile ten pierwszy Cie nie zgwałcił, to 10 lat zycia wspomnieniem koszmaru... współczuję. Skoro seks sprawia ból zamiast przyjemności to może masz jakies zakażenie, wyjątkowo wąską pochwę...
Co do faceta? Oby Jeśli chodzi o seks - to było bardzo dawno temu, seks w kolejnym związku był o wiele lepszy, bo po prostu facet był... facetem i nie miało to nic wspólnego z moim zdrowiem. Być może trwał za krótko (kilka min?) ale i tak było bez porównania lepiej

Cytat:
Napisane przez Voytkova Pokaż wiadomość
Ale przecież Ty wiesz co zrobić..Teraz pozostaje tylko uwierzyć ze to dobra droga i wcielić to wszystko w życie.I przestać myślec ze masz juz 30lat tylko ze to dopiero 30lat.Cale życie przed Tobą a na znalezienie partnera i dziecko masz jeszcze naprawde sporo czasu.
Musisz uwierzyć ze jestes wartościowa osoba także i wtedy kiedy nie jestes w związku oraz ze potrafisz byc szczęśliwa będąc sama.I ze to nie Twoja wina ze nie masz partnera.Po prostu nie trafiłaś jeszcze na tego odpowiedniego a(to tez juz wiesz)nie chcesz byc z kimś kto Ci w 100%nie odpowiada.
Trzymam za Ciebie kciuki.
Dziękuję, postaram się częściej myśleć w ten sposób

Cytat:
Napisane przez KasiaB954 Pokaż wiadomość
Chyba najważniejsze jest teraz to,żebyś odpoczęła - jak masz możliwość to wyjedź gdzieś,chociaż by na weekend, w góry,sama. Przemyśl sobie wszystko jeszcze raz, nie bój się podejmować decyzji. Zacznij robić coś dla siebie,życie to nie tylko praca. Jeśli nie masz jeszcze żadnego hobby,to je znajdź próbuj,szukaj,nie poddawaj się.
O tak odpoczynek to jest to czego mi trzeba, ale jest to towar luksusowy w moim przypadku. Mam zbyt wiele rzeczy na głowie, a jak już się za coś wezmę to zależy mi, żeby było to zrobione dobrze, więc angażuję się w to całą sobą.

Cytat:
Napisane przez CzasKomety Pokaż wiadomość
Wiem, ze to nie jest najwazniejsze, ale mnie nie dziwi, ze facet Ci powiedzial, ze taki seks go nie satysfakcjonuje. Normalny czlowiek nie odczuwa radosci z powodu cierpienia innego czlowieka. Rozumiem, ze mialas silna potrzebe bycia z kims, ale nie rozumiem tego, ze nie szukalas pomocy, a zmuszalas sie do czegos, co sprawialo Ci bol

A facet to palant, skoro zadal seksu, a widzial, ze nie sprawia Ci przyjemnosci, wrecz przeciwnie.

Wysłane z aplikacji mobilnej Wizaz Forum.
Hm... nie dziwi Cię? A mnie dziwi, do dziś. Choćby nie wiem jak było, to żaden normalny, dojrzały (a 29 lat to zdaje się wiek w miarę poważny dla faceta) facet nie mówi dziewczynie, która przeżyła z nim swój pierwszy raz, że jest na niskim poziomie i nie potrafi dać mu seksu jaki on oczekuje. Co to w ogóle znaczy na wyższym poziomie? Nigdy niestety nei zastanowił się nad tym jaki był jego poziom/

Poza tym on nie żądał, on robił to widząc jak po twarzy spływają mi łzy. Mój błąd polegał na tym, że byłam zbyt młoda i zbyt głupia, żeby powiedzieć mu co myślę o tego typu zbliżeniach i o nim samym.

Długo by mówić na ten temat... w każdym razie to było dawno. Dziś jestem starsza (niestety ) i mądrzejsza (stety!), ale czasami w chwilach ogólnego, zbiorowego doła wszystkich dziedzin mojego życia te emocje powracają.

Edytowane przez kate26
Czas edycji: 2014-01-27 o 11:39
kate26 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-01-29, 02:50   #9
OnAnonim
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2014-01
Lokalizacja: Uć
Wiadomości: 82
Dot.: moja historia - tak po prostu

Cytat:
Napisane przez kate26 Pokaż wiadomość
Dla osób "z zewnątrz" jestem uśmiechniętą, wesołą, inteligentną, pomocną dziewczyną. W środku jestem strzępkiem nerwów, obaw, strachu przed samotną przyszłością.
Mam ten sam problem. Nie wiem z czego to wynika, jest inny "na zewnątrz" i inny "wewnątrz".
Mam 26/27 lat i też nie wiem co zrobić z swoim życiem. Czytałem że w życiu należy wyznaczyć sobie cel. Możliwy do zrealizowania. Wtedy mamy do czego dążyć, i życie ma sens. Dla ciebie może być to znalezienie tego jedynego, czy jakieś inne radości. Bo jeżeli coś sprawia nam radość, to jest to coś dobrego
Myślę że jesteś świetną dziewczyną której powiodło się w wielu rzeczach, ale nie we wszystkich.
Nie pamiętam czy napisałaś. Byłaś z swoimi obawami/lękami u psychologa?
Przeczytaj sobie książkę -
"Jak przestać się martwić i zacząć żyć" napisaną przez Dale Carnegie. Ta książka pomoże tobie zrozumieć samą siebie.
OnAnonim jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2014-01-29, 20:40   #10
kate26
Raczkowanie
 
Avatar kate26
 
Zarejestrowany: 2010-02
Wiadomości: 90
Dot.: moja historia - tak po prostu

Wiesz co myślę, że nie byłoby zbyt dobrze gdyby poszukiwanie drugiej połówki było najważniejszym celem dla mnie Obawiam się, że mogłabym zbyt intensywnie dążyć do tego żeby zrealizować ten cel

Byłam u psychologa, bo nie mogłam poradzić sobie z rozstaniem, poczuciem winy i porażka jaką w moim mniemaniu był rozpad tego związku. Terapia mi pomagała ale w pewnym momencie poczułam się lepiej i... odkryłam, że kupno kosmiczne drogich butów przynosi podobne efekty A poważnie - żałuję że przerwałam terapię, może byłoby mi teraz łatwiej.

Moim problemem jest głównie to, że w pracy wiele rzeczy mi nie odpowiada delikatnie mówiąc. Praca była dla mnie zawsze ucieczka od przykrych myśli na temat życia uczuciowego. Gdy praca przestała spełniać ta funkcję poczułam, że tracę grunt pod nogami przeraziłam się, że nic kg nie zostanie.

Dziękuje za książkę - przeczytam na pewno

Wysłane z aplikacji mobilnej Wizaz Forum.
kate26 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2014-01-29 21:40:06


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 06:48.






© 2000 - 2025 Wizaz.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Jakiekolwiek aktywności, w szczególności: pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie, lub inne wykorzystywanie treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, w szczególności w celu ich eksploracji, zmierzającej do tworzenia, rozwoju, modyfikacji i szkolenia systemów uczenia maszynowego, algorytmów lub sztucznej inteligencji Obowiązek uzyskania wyraźnej i jednoznacznej zgody wymagany jest bez względu sposób pobierania, zwielokrotniania, przechowywania lub innego wykorzystywania treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, jak również bez względu na charakter tych treści, danych i informacji.

Powyższe nie dotyczy wyłącznie przypadków wykorzystywania treści, danych i informacji w celu umożliwienia i ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz umożliwienia pozycjonowania stron internetowych zawierających serwisy internetowe w ramach indeksowania wyników wyszukiwania wyszukiwarek internetowych

Więcej informacji znajdziesz tutaj.