Odejść czy dać szansę? - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Intymnie

Notka

Intymnie Forum intymnie, to wyjątkowe miejsce, w którym podzielisz się emocjami, uczuciami, związkami oraz uzyskasz wsparcie i porady społeczności.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2016-08-03, 09:48   #1
LorennE_91
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2016-07
Wiadomości: 2
Unhappy

Odejść czy dać szansę?


Wybaczcie, jesli wątek się już w jakiś sposób przewijał..albo historia będzie przydługa...ale w miarę mozliwości chce naświetlic sytuację...potrzebuję obiektywnego osądu/oceny sytuacji i ewentualnych rad, co zrobiłybyscie na moim miejscu (nie życzę nikomu). A może któraś z Was miała już podobne doswiadczenia...
Jestem z jednym facetem od blisko 10 lat: szczęnięca miłość, pierwsze pocałunki, doświadczenia, jak się domyslacie szmat czasu, wspomnien, nawyków, przyzwyczajen.... W tym około 4 lat związku "na odległość" (ze względu na moje studia w innym miescie).
Na początku wiadomo; piekne słowa, czułe gesty, non stop razem, itd.
Z czasem zaczęło brakować romantyzmu, tych czułych gestów- próby rozmowy niewiele dawały....od "poprawię się" do 'wymyslasz, bo nie masz zajęcia".
Bywały momenty krytyczne, kłotnie w których latały talerze (to ja) i padały mocne, często chamskie tesksty (To on).
Próbowalismy kilka razy odchodzić od siebie, zapominac- jednak zawsze wracaliśmy do siebie.
Ja mimo naszego mlodego wieku (25 lat0 bylam już gotowa na ślub i mowiłam czesto o tym- zwłaszcza, że tyle lat razem. Byly rozmowy, pertraktacje, "umowy" i znów od 'przecież wiesz, że chcę żebyś była moja żoną" do "dziewczyno, wybij to sobie z głowy,jestem za młody"
Powoli zaczełam mieć dość- zwyczajnie..dośc sytuacji, dość rozmów bez skutku, braku zdecydowania- nie czulam się kochana, atrakcyjna....Zdesperowan a postawiłam sprawę: zaręczyny albo rozstanie- nie widziałam innego rozwiązania. Miał na przemyslenie około roku. Mówiłam, że jeśli nie czuje się gotowy, ma to robić tylko dla mnie- to nie chce, wole się rozstać.
Byly oświadczyny (bez kwiatów, troche mnie to uraziło, pierscionek kupiony leżal przez 4 msc zanim się zdecydował....ale sie zdecydował), zaręczyny oficjalne w domu moich rodziców- kolejny paradoks, którego do tej pory nie mogę sobie ułożyć w głowie: prawie na wejsciu jego rodzice powiedzieli zebysmy sobie wybrali jakas date slubu, ale teraz na tapecie jest jego siostra (zareczyli sie tydzien przed nami- chociaz to my mielismy plany zareczyc sie na święta, ale że jego szwagier wczesniej sie ujawnił z zamiarem, to okej- przełożylismy na Nowy Rok- choc już wtedy było mi przykro)- i na tym sie zakonczył temat. Całe "zareczyny" gadali o nieistotnych sprawach. Było mi dziwnie i przykro...Wiem teraz ze powinnam sie odezwac: że jak to, że przecież o dacie możemy porozmawiać teraz...no ale byliśmy z rodzicami w takim szoku....ze nikt jakos sie nie upierał.
Po samych zareczynasz był okres kiedy było fajnie, narzeczony wciaz pytał jak to zrobimy i w ogole....ale daty żadnej nie ustalilismy....
I tak mineło 8 miesięcy: w ktorych temat slubu coraz bardziej zaczął go draznic...Od czerwca zamieszkalismy razem: ja wykonywałam obowiązki jak żona i Pani domu (teraz wiem, że tez to mój bład): pranie, sprzątanie, gotowanie, kanapki do pracy, ciasto do kawy, zakupy, seks.
Mój ciężko pracuje....a na każdą wzmiankę, że mógby choć raz w tyg odkurzyć czy pozmywać raz dziennie skoor ja ciagle gotuje nie spotkałam się ze zrozumieniem: "nie gotuj, kto ci każe, moge chodzić jeść na miasto", "czepiasz się, jestem zmęczony", "robisz się zołzowata" (a jak mialam się nie robić? skoro wszystko robiłam źle, byłam za gruba, za mało/za bardzo się malowałam/nie gotowałam tak jak "mama") no i bez przerwy chciałam rozmawiac- to byl dla niego największy problem- ze chce rozmawiac, powaznie, robić plany. Kazda rozmowa o dacie/slubie kończyła się kłótnią: płakałam, prosiłam, groziłam- było coraz gorzej.
Coraz częściej po chamskich tesktach zastanawiałam się co ja tu k888wa robie, chciałam spakować rzeczy i uciec. TŻ coraz częsciej mówił, że nie chce slubu, że nie jest gotowy, że wciąz się kłócimy. Nie potrafił mi wyjaśnić, dlaczego więc zdecydował sie na oświadczyny.
Było coraz gorzej, poza nielicznymi przebłyskami- i zaczełam się poddawac, rozumieć że nic nie zdziałam, że za chwilę zacznę się upokarzać- on wiedział, że nigdy nie chciałam życia bez ślubu na dłuższą metę.
Próbowałam rozmawiać, niewiele to dało. W koncu zaczęłam slyszeć, że chyba powinniśmy zerwać zaręczyny i powinnam się wyprowadzic. Powiedziałam, że wtedy nie będzie już żadnych powrotów, kontaktów- nic. Wracam do swojego uczelnianego miasta i tyle. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Poczułam się wykorzystana i oszukana.
I teraz klasyka dramatu: zaczął spóxniać mi się okres (nie przejełam się: mam nieregularne cykle, często się spóxniał, poza tym brałam tabsy no i ciągłe neryw). Jednak zaczełam się dziwnie czuć, inaczej. Test; druga blada kreska, test z krwi:pierwszy, drugi (ciagłe klótnie), wizyta u gina: płacz, niedowierzanie. Pomyslałam w końcu:trudno, oby tylko było zdrowe. Wyprowadzę się, jakoś dam sobie radę. I kiedy mu powiedziec?
Wiedziałam, że on nie chce ślubu, ale domyslałam się że jak się dowie to zaproponuje ślub (przeciez tak trzeba, bo co mama powie itd).
Najpierw był plan:wyprowadzić się bez słowa, zostawić informację. Ale pomyślałam, że to ucieczka przed problemami. Zresztą wyszło..."spontanicznie"-w kłótni?- najpierw z całym spokojnem na jaki bylo mnie stać zapytałam czy dalej uważa, z e powinniśmy się rozejść i ślub nie wchodzi w grę. Powiedział, że tak chyba będzie lepiej, że żyjemy jak pies z kotem.
Powiedzialam, że rozumiem, i że pogodzę się z tym. Że się wyprowadzę, ale nie jestesmy już sami, choć dla mnie niczego to nie zmienia, ale ma prawo wiedzieć.
TŻ powiedział, ze dla niego wszystko to zmienia, zaczał wypytywac, mówił że "trzeba wziąć ślub teraz" (nie, że mnie kocha i chce tego). Probowałam wytłumaczyć dlaczego uważam, że się nie uda. TŻ wytoczył mnóstwo argumentów:finansowe (mam slabą pracę:zleceniowkkę), lokacyjne, nie chce mi pozwolić żebym przeprowadziła się do innego miasta ani żebym opuscila mieszkanie. Od kilku dni jest jak w podręczniku:robi mi kanapki, masuje stopy. Co dzień pyta kiedy powiemy rodzicom, że nie pozwoli mi odejść, że wszystko rozumie, że prosi bym mu dała szansę, ze nie chce życ beze mnie.
Ale ja nie wiem. Boje się, że to potrwa chwilę. Najdłużej do urodzenia dziecka..a potem?
Paradoks :zawsze tego pragnełam..jego, slubu, dziecka, abyśmy byli rodziną, ale inaczej sobie to wyobrażałam.
Teraz co szybki slub bo wpadka, a potem szybki rozwód?
Mam zostać a potem znów słyszec, że jestem gruba po ciązy, że się powinnam wziąć za siebie...?
Wiem, ze to tylko moja strona, mój punkt widzenia....
I że musze myślec o sobie...ale i o dziecku.....A jeśli on bedzie fatalnym ojcem...jeśli nas zostawi? To potem będzie jeszcze gorzej.
Dziewczyny piszcie, co myslicie. Jakie widzicie plusy i zagrożenia tej sytuacji.
Na razie bije się z myślami i pocieszam, że jeszcze kilka miesięcy mam czas.
LorennE_91 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 10:05   #2
201803290936
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2006-10
Wiadomości: 43 611
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Cytat:
Napisane przez LorennE_91 Pokaż wiadomość
Wybaczcie, jesli wątek się już w jakiś sposób przewijał..albo historia będzie przydługa...ale w miarę mozliwości chce naświetlic sytuację...potrzebuję obiektywnego osądu/oceny sytuacji i ewentualnych rad, co zrobiłybyscie na moim miejscu (nie życzę nikomu). A może któraś z Was miała już podobne doswiadczenia...
Jestem z jednym facetem od blisko 10 lat: szczęnięca miłość, pierwsze pocałunki, doświadczenia, jak się domyslacie szmat czasu, wspomnien, nawyków, przyzwyczajen.... W tym około 4 lat związku "na odległość" (ze względu na moje studia w innym miescie).
Na początku wiadomo; piekne słowa, czułe gesty, non stop razem, itd.
Z czasem zaczęło brakować romantyzmu, tych czułych gestów- próby rozmowy niewiele dawały....od "poprawię się" do 'wymyslasz, bo nie masz zajęcia".
Bywały momenty krytyczne, kłotnie w których latały talerze (to ja) i padały mocne, często chamskie tesksty (To on).
Próbowalismy kilka razy odchodzić od siebie, zapominac- jednak zawsze wracaliśmy do siebie.
Ja mimo naszego mlodego wieku (25 lat0 bylam już gotowa na ślub i mowiłam czesto o tym- zwłaszcza, że tyle lat razem. Byly rozmowy, pertraktacje, "umowy" i znów od 'przecież wiesz, że chcę żebyś była moja żoną" do "dziewczyno, wybij to sobie z głowy,jestem za młody"
Powoli zaczełam mieć dość- zwyczajnie..dośc sytuacji, dość rozmów bez skutku, braku zdecydowania- nie czulam się kochana, atrakcyjna....Zdesperowan a postawiłam sprawę: zaręczyny albo rozstanie- nie widziałam innego rozwiązania. Miał na przemyslenie około roku. Mówiłam, że jeśli nie czuje się gotowy, ma to robić tylko dla mnie- to nie chce, wole się rozstać.
Byly oświadczyny (bez kwiatów, troche mnie to uraziło, pierscionek kupiony leżal przez 4 msc zanim się zdecydował....ale sie zdecydował), zaręczyny oficjalne w domu moich rodziców- kolejny paradoks, którego do tej pory nie mogę sobie ułożyć w głowie: prawie na wejsciu jego rodzice powiedzieli zebysmy sobie wybrali jakas date slubu, ale teraz na tapecie jest jego siostra (zareczyli sie tydzien przed nami- chociaz to my mielismy plany zareczyc sie na święta, ale że jego szwagier wczesniej sie ujawnił z zamiarem, to okej- przełożylismy na Nowy Rok- choc już wtedy było mi przykro)- i na tym sie zakonczył temat. Całe "zareczyny" gadali o nieistotnych sprawach. Było mi dziwnie i przykro...Wiem teraz ze powinnam sie odezwac: że jak to, że przecież o dacie możemy porozmawiać teraz...no ale byliśmy z rodzicami w takim szoku....ze nikt jakos sie nie upierał.
Po samych zareczynasz był okres kiedy było fajnie, narzeczony wciaz pytał jak to zrobimy i w ogole....ale daty żadnej nie ustalilismy....
I tak mineło 8 miesięcy: w ktorych temat slubu coraz bardziej zaczął go draznic...Od czerwca zamieszkalismy razem: ja wykonywałam obowiązki jak żona i Pani domu (teraz wiem, że tez to mój bład): pranie, sprzątanie, gotowanie, kanapki do pracy, ciasto do kawy, zakupy, seks.
Mój ciężko pracuje....a na każdą wzmiankę, że mógby choć raz w tyg odkurzyć czy pozmywać raz dziennie skoor ja ciagle gotuje nie spotkałam się ze zrozumieniem: "nie gotuj, kto ci każe, moge chodzić jeść na miasto", "czepiasz się, jestem zmęczony", "robisz się zołzowata" (a jak mialam się nie robić? skoro wszystko robiłam źle, byłam za gruba, za mało/za bardzo się malowałam/nie gotowałam tak jak "mama") no i bez przerwy chciałam rozmawiac- to byl dla niego największy problem- ze chce rozmawiac, powaznie, robić plany. Kazda rozmowa o dacie/slubie kończyła się kłótnią: płakałam, prosiłam, groziłam- było coraz gorzej.
Coraz częściej po chamskich tesktach zastanawiałam się co ja tu k888wa robie, chciałam spakować rzeczy i uciec. TŻ coraz częsciej mówił, że nie chce slubu, że nie jest gotowy, że wciąz się kłócimy. Nie potrafił mi wyjaśnić, dlaczego więc zdecydował sie na oświadczyny.
Było coraz gorzej, poza nielicznymi przebłyskami- i zaczełam się poddawac, rozumieć że nic nie zdziałam, że za chwilę zacznę się upokarzać- on wiedział, że nigdy nie chciałam życia bez ślubu na dłuższą metę.
Próbowałam rozmawiać, niewiele to dało. W koncu zaczęłam slyszeć, że chyba powinniśmy zerwać zaręczyny i powinnam się wyprowadzic. Powiedziałam, że wtedy nie będzie już żadnych powrotów, kontaktów- nic. Wracam do swojego uczelnianego miasta i tyle. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Poczułam się wykorzystana i oszukana.
I teraz klasyka dramatu: zaczął spóxniać mi się okres (nie przejełam się: mam nieregularne cykle, często się spóxniał, poza tym brałam tabsy no i ciągłe neryw). Jednak zaczełam się dziwnie czuć, inaczej. Test; druga blada kreska, test z krwi:pierwszy, drugi (ciagłe klótnie), wizyta u gina: płacz, niedowierzanie. Pomyslałam w końcu:trudno, oby tylko było zdrowe. Wyprowadzę się, jakoś dam sobie radę. I kiedy mu powiedziec?
Wiedziałam, że on nie chce ślubu, ale domyslałam się że jak się dowie to zaproponuje ślub (przeciez tak trzeba, bo co mama powie itd).
Najpierw był plan:wyprowadzić się bez słowa, zostawić informację. Ale pomyślałam, że to ucieczka przed problemami. Zresztą wyszło..."spontanicznie"-w kłótni?- najpierw z całym spokojnem na jaki bylo mnie stać zapytałam czy dalej uważa, z e powinniśmy się rozejść i ślub nie wchodzi w grę. Powiedział, że tak chyba będzie lepiej, że żyjemy jak pies z kotem.
Powiedzialam, że rozumiem, i że pogodzę się z tym. Że się wyprowadzę, ale nie jestesmy już sami, choć dla mnie niczego to nie zmienia, ale ma prawo wiedzieć.
TŻ powiedział, ze dla niego wszystko to zmienia, zaczał wypytywac, mówił że "trzeba wziąć ślub teraz" (nie, że mnie kocha i chce tego). Probowałam wytłumaczyć dlaczego uważam, że się nie uda. TŻ wytoczył mnóstwo argumentów:finansowe (mam slabą pracę:zleceniowkkę), lokacyjne, nie chce mi pozwolić żebym przeprowadziła się do innego miasta ani żebym opuscila mieszkanie. Od kilku dni jest jak w podręczniku:robi mi kanapki, masuje stopy. Co dzień pyta kiedy powiemy rodzicom, że nie pozwoli mi odejść, że wszystko rozumie, że prosi bym mu dała szansę, ze nie chce życ beze mnie.
Ale ja nie wiem. Boje się, że to potrwa chwilę. Najdłużej do urodzenia dziecka..a potem?
Paradoks :zawsze tego pragnełam..jego, slubu, dziecka, abyśmy byli rodziną, ale inaczej sobie to wyobrażałam.
Teraz co szybki slub bo wpadka, a potem szybki rozwód?
Mam zostać a potem znów słyszec, że jestem gruba po ciązy, że się powinnam wziąć za siebie...?
Wiem, ze to tylko moja strona, mój punkt widzenia....
I że musze myślec o sobie...ale i o dziecku.....A jeśli on bedzie fatalnym ojcem...jeśli nas zostawi? To potem będzie jeszcze gorzej.
Dziewczyny piszcie, co myslicie. Jakie widzicie plusy i zagrożenia tej sytuacji.
Na razie bije się z myślami i pocieszam, że jeszcze kilka miesięcy mam czas.
Ślub niczego nie zmieni. Co najwyżej przeżyjecie moment zachłyśnięcia się tą myślą i nadzieją na lepsze. A potem problemy zatoczą krąg i skopią Wam d... w najmniej spodziewanym momencie. Pogrubione: no i tutaj masz wg mnie 100% racji.

Od kilku dni jest lepiej? Jeżeli będzie "lepiej" i dobrze w rok po urodzeniu się dziecka, będziesz mogła uznać że się udało. Natomiast kilka dni zmiany? Kompletnie nic nie znaczy. Zmiana między Wami musiałaby być głęboka i trwała, mieć jakieś podstawy, przepracowanie problemów, a nie bawienie się w czułostki i masowanie stópek (miły gest, ale cóż wnosi do związku?).

Edytowane przez 201803290936
Czas edycji: 2016-08-03 o 11:58
201803290936 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 10:24   #3
Amaranta16
Raczkowanie
 
Avatar Amaranta16
 
Zarejestrowany: 2016-07
Lokalizacja: Macondo
Wiadomości: 250
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Wyzwiska, rzucanie talerzami, krytyka, niedbanie o swoje wzajemne potrzeby. Ja tu nie widzę wielkiej miłości u żadnej ze stron. Ty nie potrafiłaś zaakceptować jego braku gotowości do małżeństwa, on Twoich potrzeb założenia rodziny. Zamiast rozmów i kompromisu - kłótnie, szantaże... Za dużo negatywnych emocji jest między wami. A ta obecna sielanka to moim zdaniem jakiś etap przejściowy spowodowany poczuciem odpowiedzialności o nowe życie, albo strach przed opinią publiczną. Po zaręczynach też pisałaś, ze było fajnie.

Samej będzie Ci ciężko, ale myślę, że jeszcze ciężej będzie Ci w tej przedziwnej relacji.
__________________
Niczego nie żałuję, czasem po prostu nie było warto...
Amaranta16 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 11:44   #4
578537b29e2e39e1d6e3dc9dfc9821e485b809af_62f97e73ceb2a
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2012-07
Wiadomości: 3 518
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Skoro chłopak mądrzeje i się zmienia, grzechem byłoby teraz kończyć relację. Zwłaszcza, że w najbliższych miesiącach kanapki i masowanie stóp mogą Ci się naprawdę przydać Sorry za żarty
Kobieto, bądźcie razem, cieszcie się sobą i jego nagłą przemianą. Ale nie ma mowy o ślubie, to by była głupota. Na 100% rodziny i on będą na Ciebie naciskać. Masz prawo stwierdzić, że na ślub przyjdzie czas po urodzeniu dziecka. Musisz zwyczajnie sprawdzić, czy ten chłopak się nadaje na męża, bo jak dotąd wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że nie.
578537b29e2e39e1d6e3dc9dfc9821e485b809af_62f97e73ceb2a jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 11:55   #5
Djuno
Regulator reniferów
 
Avatar Djuno
 
Zarejestrowany: 2011-03
Wiadomości: 3 155
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Gdzie jest ten drugi temat, o dwójce dzieci, popychaniu i małżeństwie, którego nie ma? Autorko, idź tam, poczytaj sobie.

Ja nie widzę plusów tej sytuacji.
__________________
Bo wy wszyscy naiwnie myślicie, że istnieje jakaś norma. Że wy ją tworzycie. Że do niej należycie.
A gdzieś tam, za murem są oni - nienormalni.
Djuno jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 12:47   #6
Amaranta16
Raczkowanie
 
Avatar Amaranta16
 
Zarejestrowany: 2016-07
Lokalizacja: Macondo
Wiadomości: 250
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Cytat:
Napisane przez Djuno Pokaż wiadomość
Gdzie jest ten drugi temat, o dwójce dzieci, popychaniu i małżeństwie, którego nie ma? Autorko, idź tam, poczytaj sobie.

Ja nie widzę plusów tej sytuacji.
Jakby się uparł to plusy by się znalazły - ekonomiczne. Autorka nie może się zwrócić o pomoc do rodziców, więc na czas ciąży zajmie się nią ojciec dziecka. Jak sielanka się utrzyma dłużej to i z uznaniem ojcostwa nie bedzie problemu - ułatwi to sprawę przy późniejszym staraniu o alimenty. Ale broń Boże ślub z tym człowiekiem.
__________________
Niczego nie żałuję, czasem po prostu nie było warto...
Amaranta16 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 14:37   #7
dorris23
Pyskatka
 
Avatar dorris23
 
Zarejestrowany: 2015-04
Lokalizacja: Daleko w świecie
Wiadomości: 2 819
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Powiem Ci, ze znam kilka przypadkow gdzie takie malzenstwa si udaly. Przyklad z bliskiej rodziny, po slubie juz 16 lat, razem lacznie 22 lata i dwie corki. Zmienili sie obydwoje, rzucali talerzami, rozstawali sie itd. Od lat sa szczesliwym malzenstwem.

Ale moja rada dla Ciebie, jesli chcesz to ratowac to poczekaj na rozwój sytuacji ale na zaden slub sie teraz nie godz! Zobaczysz czy ten czlowiek chce naprawic swoje błędy, Ty sie przekonasz czy chcesz z nim byc czy go zostawic, zobaczysz jakim bedzie ojcem dla dziecka. Czy bedzie zaangazowany w wasze wspolne zycie. Poczekaj, przekonaj sie i nie godz sie na zaden slub bo wiadomo, ze beda naciski. Tyle czasu zyliscie bez slubu to teraz tez nie zaszkodzi.
__________________
Najważniejsza na świecie jest rodzina.
Najpierw ta, w której się urodziłeś.
Później ta, którą sam stworzyłeś.
dorris23 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 14:42   #8
201803290936
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2006-10
Wiadomości: 43 611
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Cytat:
Napisane przez dorris23 Pokaż wiadomość
Powiem Ci, ze znam kilka przypadkow gdzie takie malzenstwa si udaly. Przyklad z bliskiej rodziny, po slubie juz 16 lat, razem lacznie 22 lata i dwie corki. Zmienili sie obydwoje, rzucali talerzami, rozstawali sie itd. Od lat sa szczesliwym malzenstwem.(...)
Jasne, że się może coś tam udać, ale my tutaj odnosimy się do tej konkretnej sytuacji Autorki i ona ma rację: tak, jak jest teraz, to jeszcze dołożyć do tego ślubu "z musu"? Katastrofa gwarantowana. Nagle się nic nie zmieni. Tym bardziej, że moment temu rozmawiali o rozstaniu.

A sam staż i trwanie związku nie oznacza szczęścia.

Edytowane przez 201803290936
Czas edycji: 2016-08-03 o 14:48
201803290936 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 14:46   #9
dorris23
Pyskatka
 
Avatar dorris23
 
Zarejestrowany: 2015-04
Lokalizacja: Daleko w świecie
Wiadomości: 2 819
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Cytat:
Napisane przez Doris1981 Pokaż wiadomość
Jasne, że się może coś tam udać, ale my tutaj odnosimy się do tej konkretnej sytuacji Autorki i on ma rację: tak, jak jest teraz, to jeszcze dołożyć do tego ślubu "z musu"? Katastrofa gwarantowana. Nagle się nic nie zmieni. Tym bardziej, że moment temu rozmawiali o rozstaniu.

A sam staż i trwanie związku nie oznacza szczęścia.
Nie mowie o samym stazu i trwaniu, mowie o mojej bliskiej osobie u której bardzo dobrze wiem co sie dzieje i jak żyja.
__________________
Najważniejsza na świecie jest rodzina.
Najpierw ta, w której się urodziłeś.
Później ta, którą sam stworzyłeś.
dorris23 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 14:50   #10
201803290936
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2006-10
Wiadomości: 43 611
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Cytat:
Napisane przez dorris23 Pokaż wiadomość
Nie mowie o samym stazu i trwaniu, mowie o mojej bliskiej osobie u której bardzo dobrze wiem co sie dzieje i jak żyja.
Spoko, wierzę, ale nijak to się nie ma do sytuacji Autorki. Złej sytuacji w tym do tej pory mało udanym związku. Na pewno ślub tu w niczym nie pomoże i niczego nie zmieni. Czy mają się szansę oni zmieni na lepsze? Tak. Czy na pewno razem, w związku? Nie wiadomo.
201803290936 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 14:52   #11
dorris23
Pyskatka
 
Avatar dorris23
 
Zarejestrowany: 2015-04
Lokalizacja: Daleko w świecie
Wiadomości: 2 819
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Cytat:
Napisane przez Doris1981 Pokaż wiadomość
Spoko, wierzę, ale nijak to się nie ma do sytuacji Autorki. Złej sytuacji w tym do tej pory mało udanym związku. Na pewno ślub tu w niczym nie pomoże i niczego nie zmieni. Czy mają się szansę oni zmieni na lepsze? Tak. Czy na pewno razem, w związku? Nie wiadomo.
Nie namawiałam autorki do ślubu, wręcz odradzałam. Owszem zmiana na lepsze jest mozliwa, ale trzeba tego bardzo chciec. Obydwoje musz atego chcieć. Nigdy nie jest winna jedna strona.
__________________
Najważniejsza na świecie jest rodzina.
Najpierw ta, w której się urodziłeś.
Później ta, którą sam stworzyłeś.
dorris23 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 14:58   #12
c640cdfa886255292692728c9c3f51a456c1754b_657ce90228a24
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2009-02
Wiadomości: 4 716
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Ślub nie zając, nie ucieknie. Jeśli FAKTYCZNIE ta zmiana potrwa dłużej i FAKTYCZNIE będziesz chciała z tym panem wziąć ślub, to zawsze zdążysz. Decyzja o ślubie "bo dziecko", jest najgorszą z możliwych.
c640cdfa886255292692728c9c3f51a456c1754b_657ce90228a24 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 15:10   #13
kennedy
Zakorzenienie
 
Avatar kennedy
 
Zarejestrowany: 2007-02
Wiadomości: 18 345
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Najgorzej ze o zabezpieczenie nie dbalas. Mialabys duzo latwiejsza sytuacje.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
Kiedy kobiety kogoś poznają to myślą, że to fajny facet. Jest już wstępnie zaakceptowany jako partner, a później może to tylko zepsuć lub nie. Kiedy mężczyźni kogoś poznają to myślą: „Ma niezłe nogi”.
kennedy jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 15:29   #14
Fortuna1
Zakorzenienie
 
Avatar Fortuna1
 
Zarejestrowany: 2012-05
Wiadomości: 5 690
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Nie bralabym ślubu na twoim miejscu Autorko, na pewno nie w tym momencie. Sprawdź najpierw jaki będzie po porodzie, jakim będzie ojcem. Daj mu się trochę postarać. Wg mnie powinniście też przedyskutować na spokojnie to co się wcześniej między wami działo - że boli Cię jak mówił takie słowa w twoim kierunku, etc. Wygląda na to, że Ty też nie jesteś bez winy - rzucanie talerzami itd. Niedługo będziecie w nowej roli - rodziców. I dobrze byście mieli sprawy swojej przeszłości przedyskutowane. Mam nadzieję, że zostanie już taki jak się teraz zachowuje. Powodzenia

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
Senza l'amore sarei solo un ciarlatano,
Come una barca che non esce mai dal porto.
Fortuna1 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-03, 15:50   #15
WhySoSerious
multitasking ninja
 
Avatar WhySoSerious
 
Zarejestrowany: 2009-05
Lokalizacja: Arrakis
Wiadomości: 1 379
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Opisałaś typowy toksyczny związek.
Taki ślub skończy się rychłym rozwodem.
__________________
If the doors of perception were cleansed every thing would appear to man as it is, Infinite.
WhySoSerious jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-04, 01:13   #16
LorennE_91
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2016-07
Wiadomości: 2
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Dziękuję Wszystkim za dotychczasowe wypowiedzi.
Wiem, że nasz związek nie jest taki (i nie był, jaki być powinien)- dlatego nie mam zamiaru ulegać naciskom w sprawie ślubu- byc może nie dość jasno to wyrazilam.
Bardziej nurtuje mnie co zrobic i jak postapic teraz. Oczywiście wiem, że powinnam sie uzbroić w cierpliwość, zdystansować i czekać, oceniać jak się zachowuje, na jak długo wystarczy mu zapału itd.
Nie wiem jednak czy powinnam sie od niego wyprowadzić, przenieśc do innego miasta.
On chce kupić mieszkanie dla naszej trojki (tak to określa), Niby fajnie, bo odpowiedzialne podejście, mocny gest (kredyt, zapewnienie lokum itd).
Może to okrutne z mojej strony, ale ja się obawiam- że w takiej sytuacji zostanę niejako uzalezniona finansowo od niego;zarabiam słabo, na umowie zlecenie w call center (stad też wahanie czy powinnam się wyprowadzic bo stancja tez kosztuje, a ja powinnam teraz oszczedzać), dodatkowo On proponuje bym zrezygnowała z tej pracy, żeby się nie męczyć i nie denerwować. Boje sie jednak, że za jakiś czas sie okaze, że jednak nam nie wyszło i wtedy będę się musiała wyprowadzic nawet z dzieckiem.
Ja wiem, że jak sie chce, to można wszystko. Jednak nie bede udawała, że się nie boję zostac sama i sama o wszystko zadbać. Na wsparcie finansowe rodziców nie mogę niestety liczyć, na mentalne bardziej, ale i pomóc by przy dziecku za bardzo nie mogli- bo są daleko.
On kategorycznie nie chce bym wyjechała do innego miasta i prosi bym tego nie robiła. Mówi, że w ten sposób odcinam go od dziecka a on chce byc przy Nas codziennie. Podnosi argumenty typu; co zrobię sama jak będe w obcym mieście, kto mi pomoże, gdy źle się będę czuła, jak wynajmę pokój będąc mamą. I po częsci pewnie ma rację.
A mnie się wydaje, że jak wyjadę, to bede miała więcej spokoju i poczucie panowania nad sytuacją.
Oczywiście macie rację i ja to wiem: nie ma co wnioskować po kilku dniach czułych gestów i to może byc chwilowe, dedykowane emocjami, złudne- i (o dziwo, jak na niego) sporo o tym rozmawiamy, szczerze.
On wydaje sie rozumieć swoje błędy i chcieć to naprawić. Tylko, że właśnie...może "wydaje się".....i mial już sporo szans, ktore spartolił...
Ale czy mam prawo decydowac za siebie, niego i dziecko jak czesto ma być obecny przy nim, tylko (a może aż )dlatego, że zachowywał się jak dupek.
Oczywiście wiem, że na pewno i ja zawiniłam gdzieś w tym wszystkim. Może stworzylismy chory, toksyczny związek, z ktorym nie da się nic zrobic,
Ale od killku dni myslę tylko o tym, co będzie najlepsze dla dziecka,,,czy jest szansa, że stworzymy mu normalny dom. Czy zostając z nim skrzywdzę nas wszystkich.
Może powinnam zgodzic się nie wyjezdzać ,ale pod warunkiem, że pójdziemy razem na terapię dla par? (wiem, znów warunek, ale czuję-juz wczesniej czułam, że potrzebna jest fachowa pomoc). Ale wyprowadzić się do czasu porodu, by nabrać dystansu....? I ewentualnie po urodzeniu zamieszkać razem.....i potem, po kilku miesiaćach zadecydować ostatecznie, co dalej.
9 miesięcy to sporo czasu na myslenie i dużo może się wydarzyć, ale wolę zminimalizować błedy, ktorych zrobiłam już niemało...( tak na marginesie: myslałam o zabezpieczeniu: uważalam bardzo, stosowałam tabletki anty i prezerwatywy, jednak widze swoja winę w tym, że sypialam z nim, choć psuło się między nami- ale teraz mogę tylko żałowac)
Pytanie klucze nie brzmi czy wyjśc za niego tylko : dać mu szansę o nas zawalczyć (i jak to zrobić:jak blisko pozwolić mu być) czy zostawić, zadbac o pieniądze na dziecko i nie oglądać się za siebie(czy to nie będzie ucieczka? ).

Edytowane przez LorennE_91
Czas edycji: 2016-08-04 o 01:21
LorennE_91 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-04, 01:27   #17
201803290936
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2006-10
Wiadomości: 43 611
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Cytat:
Napisane przez LorennE_91 Pokaż wiadomość
Dziękuję Wszystkim za dotychczasowe wypowiedzi.
Wiem, że nasz związek nie jest taki (i nie był, jaki być powinien)- dlatego nie mam zamiaru ulegać naciskom w sprawie ślubu- byc może nie dość jasno to wyrazilam.
Bardziej nurtuje mnie co zrobic i jak postapic teraz. Oczywiście wiem, że powinnam sie uzbroić w cierpliwość, zdystansować i czekać, oceniać jak się zachowuje, na jak długo wystarczy mu zapału itd.
Nie wiem jednak czy powinnam sie od niego wyprowadzić, przenieśc do innego miasta.
On chce kupić mieszkanie dla naszej trojki (tak to określa), Niby fajnie, bo odpowiedzialne podejście, mocny gest (kredyt, zapewnienie lokum itd).
Może to okrutne z mojej strony, ale ja się obawiam- że w takiej sytuacji zostanę niejako uzalezniona finansowo od niego;zarabiam słabo, na umowie zlecenie w call center (stad też wahanie czy powinnam się wyprowadzic bo stancja tez kosztuje, a ja powinnam teraz oszczedzać), dodatkowo On proponuje bym zrezygnowała z tej pracy, żeby się nie męczyć i nie denerwować. Boje sie jednak, że za jakiś czas sie okaze, że jednak nam nie wyszło i wtedy będę się musiała wyprowadzic nawet z dzieckiem.
Ja wiem, że jak sie chce, to można wszystko. Jednak nie bede udawała, że się nie boję zostac sama i sama o wszystko zadbać. Na wsparcie finansowe rodziców nie mogę niestety liczyć, na mentalne bardziej, ale i pomóc by przy dziecku za bardzo nie mogli- bo są daleko.
On kategorycznie nie chce bym wyjechała do innego miasta i prosi bym tego nie robiła. Mówi, że w ten sposób odcinam go od dziecka a on chce byc przy Nas codziennie. Podnosi argumenty typu; co zrobię sama jak będe w obcym mieście, kto mi pomoże, gdy źle się będę czuła, jak wynajmę pokój będąc mamą. I po częsci pewnie ma rację.
A mnie się wydaje, że jak wyjadę, to bede miała więcej spokoju i poczucie panowania nad sytuacją.
Oczywiście macie rację i ja to wiem: nie ma co wnioskować po kilku dniach czułych gestów i to może byc chwilowe, dedykowane emocjami, złudne- i (o dziwo, jak na niego) sporo o tym rozmawiamy, szczerze.
On wydaje sie rozumieć swoje błędy i chcieć to naprawić. Tylko, że właśnie...może "wydaje się".....i mial już sporo szans, ktore spartolił...
Ale czy mam prawo decydowac za siebie, niego i dziecko jak czesto ma być obecny przy nim, tylko (a może aż )dlatego, że zachowywał się jak dupek.
Oczywiście wiem, że na pewno i ja zawiniłam gdzieś w tym wszystkim. Może stworzylismy chory, toksyczny związek, z ktorym nie da się nic zrobic,
Ale od killku dni myslę tylko o tym, co będzie najlepsze dla dziecka,,,czy jest szansa, że stworzymy mu normalny dom. Czy zostając z nim skrzywdzę nas wszystkich.
Może powinnam zgodzic się nie wyjezdzać ,ale pod warunkiem, że pójdziemy razem na terapię dla par? (wiem, znów warunek, ale czuję-juz wczesniej czułam, że potrzebna jest fachowa pomoc). Ale wyprowadzić się do czasu porodu, by nabrać dystansu....? I ewentualnie po urodzeniu zamieszkać razem.....i potem, po kilku miesiaćach zadecydować ostatecznie, co dalej.
9 miesięcy to sporo czasu na myslenie i dużo może się wydarzyć, ale wolę zminimalizować błedy, ktorych zrobiłam już niemało...( tak na marginesie: myslałam o zabezpieczeniu: uważalam bardzo, stosowałam tabletki anty i prezerwatywy, jednak widze swoja winę w tym, że sypialam z nim, choć psuło się między nami- ale teraz mogę tylko żałowac)
Pytanie klucze nie brzmi czy wyjśc za niego tylko : dać mu szansę o nas zawalczyć (i jak to zrobić:jak blisko pozwolić mu być) czy zostawić, zadbac o pieniądze na dziecko i nie oglądać się za siebie(czy to nie będzie ucieczka? ).
Bardzo rozsądnie, że się nad tym wszystkim zastanawiasz i przede wszystkim, że nie chcesz być ud... finansowo i zdana na jego łaskę i niełaskę. Jeżeli tak będzie dla Ciebie lepiej, to wyjedź. Na razie jesteś w ciąży, od żadnego dziecka go wyjazdem nie odcinasz. Poza tym ludzie się rozstają, mieszkają w innych miastach. Nie masz obowiązku mieszkać ulicę dalej, bo on tak chce. Z nim też nie musisz.

Na razie to on by musiał zyskać Twoje zaufanie i pokazać, że potrafi dostosować się jednak w większej mierze do Twoich decyzji i życzeń, a nie że musi być tak, jak on chce, bo inaczej coś tam. Nie ufasz mu, nie ma się co dziwić. Jakieś "walki" o związek w takiej sytuacji nie mają sensu. Na razie to musicie wypracować zwykłe, ludzkie lubienie się i dogadywanie nie na poziomie "związek, romantycznie", tylko "dorośli ludzie spodziewający się wspólnego dziecka". Na razie nie twórzcie domu (nie popieraj go w porywaniu się na jakieś kredyty i inne wydatki, bo potem Ci powie, że kasa poszła na mieszkanie, a na pieluchy nie ma), tylko starajcie się stworzyć normalną komunikację.

Rób przede wszystkim to, z czym dobrze się czujesz i co Tobie pomoże. Łącznie z przeniesieniem się bliżej rodziców, jeżeli rzeczywiście wsparli by Cię psychicznie i w opiece (a o kasę zadbałabyś sama plus pieniądze od ojca dziecka). Bo facetowi się może jeszcze 10 razy odwidzieć i "walka" o związek i to, że ma zostać ojcem.
201803290936 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-04, 06:55   #18
Fortuna1
Zakorzenienie
 
Avatar Fortuna1
 
Zarejestrowany: 2012-05
Wiadomości: 5 690
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Cytat:
Napisane przez LorennE_91 Pokaż wiadomość
Dziękuję Wszystkim za dotychczasowe wypowiedzi.
Wiem, że nasz związek nie jest taki (i nie był, jaki być powinien)- dlatego nie mam zamiaru ulegać naciskom w sprawie ślubu- byc może nie dość jasno to wyrazilam.
Bardziej nurtuje mnie co zrobic i jak postapic teraz. Oczywiście wiem, że powinnam sie uzbroić w cierpliwość, zdystansować i czekać, oceniać jak się zachowuje, na jak długo wystarczy mu zapału itd.
Nie wiem jednak czy powinnam sie od niego wyprowadzić, przenieśc do innego miasta.
On chce kupić mieszkanie dla naszej trojki (tak to określa), Niby fajnie, bo odpowiedzialne podejście, mocny gest (kredyt, zapewnienie lokum itd).
Może to okrutne z mojej strony, ale ja się obawiam- że w takiej sytuacji zostanę niejako uzalezniona finansowo od niego;zarabiam słabo, na umowie zlecenie w call center (stad też wahanie czy powinnam się wyprowadzic bo stancja tez kosztuje, a ja powinnam teraz oszczedzać), dodatkowo On proponuje bym zrezygnowała z tej pracy, żeby się nie męczyć i nie denerwować. Boje sie jednak, że za jakiś czas sie okaze, że jednak nam nie wyszło i wtedy będę się musiała wyprowadzic nawet z dzieckiem.
Ja wiem, że jak sie chce, to można wszystko. Jednak nie bede udawała, że się nie boję zostac sama i sama o wszystko zadbać. Na wsparcie finansowe rodziców nie mogę niestety liczyć, na mentalne bardziej, ale i pomóc by przy dziecku za bardzo nie mogli- bo są daleko.
On kategorycznie nie chce bym wyjechała do innego miasta i prosi bym tego nie robiła. Mówi, że w ten sposób odcinam go od dziecka a on chce byc przy Nas codziennie. Podnosi argumenty typu; co zrobię sama jak będe w obcym mieście, kto mi pomoże, gdy źle się będę czuła, jak wynajmę pokój będąc mamą. I po częsci pewnie ma rację.
A mnie się wydaje, że jak wyjadę, to bede miała więcej spokoju i poczucie panowania nad sytuacją.
Oczywiście macie rację i ja to wiem: nie ma co wnioskować po kilku dniach czułych gestów i to może byc chwilowe, dedykowane emocjami, złudne- i (o dziwo, jak na niego) sporo o tym rozmawiamy, szczerze.
On wydaje sie rozumieć swoje błędy i chcieć to naprawić. Tylko, że właśnie...może "wydaje się".....i mial już sporo szans, ktore spartolił...
Ale czy mam prawo decydowac za siebie, niego i dziecko jak czesto ma być obecny przy nim, tylko (a może aż )dlatego, że zachowywał się jak dupek.
Oczywiście wiem, że na pewno i ja zawiniłam gdzieś w tym wszystkim. Może stworzylismy chory, toksyczny związek, z ktorym nie da się nic zrobic,
Ale od killku dni myslę tylko o tym, co będzie najlepsze dla dziecka,,,czy jest szansa, że stworzymy mu normalny dom. Czy zostając z nim skrzywdzę nas wszystkich.
Może powinnam zgodzic się nie wyjezdzać ,ale pod warunkiem, że pójdziemy razem na terapię dla par? (wiem, znów warunek, ale czuję-juz wczesniej czułam, że potrzebna jest fachowa pomoc). Ale wyprowadzić się do czasu porodu, by nabrać dystansu....? I ewentualnie po urodzeniu zamieszkać razem.....i potem, po kilku miesiaćach zadecydować ostatecznie, co dalej.
9 miesięcy to sporo czasu na myslenie i dużo może się wydarzyć, ale wolę zminimalizować błedy, ktorych zrobiłam już niemało...( tak na marginesie: myslałam o zabezpieczeniu: uważalam bardzo, stosowałam tabletki anty i prezerwatywy, jednak widze swoja winę w tym, że sypialam z nim, choć psuło się między nami- ale teraz mogę tylko żałowac)
Pytanie klucze nie brzmi czy wyjśc za niego tylko : dać mu szansę o nas zawalczyć (i jak to zrobić:jak blisko pozwolić mu być) czy zostawić, zadbac o pieniądze na dziecko i nie oglądać się za siebie(czy to nie będzie ucieczka? ).
Musisz sobie sama odpowiedzieć na to pytanie, nikt tutaj nie zna sytuacji aż tak dobrze jak ty sama. Kochasz go? Widzisz w nim potencjał by między wami było lepiej? Jesteś w stanie poprawić też swoje błędy które popełniłas? Czy potrafisz być z nim szczęśliwa? Czy ma więcej zalet niż wad?
Na pewno dużym plusem jest to, że zależy mu na wspólnej przyszłości. Ale to musi iść w parze z waszym dograniem się. Koniecznie musicie od zera przedyskutować te kwestie które Ciebie w przeszłości bolały, jego odzywki etc, i rzeczy, na które on się wkurzal. Proponowałabym byście oboje wypisali na kartce właśnie te rzeczy i jedna po drugiej omowili. I przeprosili się. Dojrzałe osoby w związku potrafią rozmawiać o problemach i o tym co je boli.

Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
Senza l'amore sarei solo un ciarlatano,
Come una barca che non esce mai dal porto.
Fortuna1 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-04, 11:11   #19
kennedy
Zakorzenienie
 
Avatar kennedy
 
Zarejestrowany: 2007-02
Wiadomości: 18 345
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Cytat:
Napisane przez LorennE_91 Pokaż wiadomość
Dziękuję Wszystkim za dotychczasowe wypowiedzi.
Wiem, że nasz związek nie jest taki (i nie był, jaki być powinien)- dlatego nie mam zamiaru ulegać naciskom w sprawie ślubu- byc może nie dość jasno to wyrazilam.
Bardziej nurtuje mnie co zrobic i jak postapic teraz. Oczywiście wiem, że powinnam sie uzbroić w cierpliwość, zdystansować i czekać, oceniać jak się zachowuje, na jak długo wystarczy mu zapału itd.
Nie wiem jednak czy powinnam sie od niego wyprowadzić, przenieśc do innego miasta.
On chce kupić mieszkanie dla naszej trojki (tak to określa), Niby fajnie, bo odpowiedzialne podejście, mocny gest (kredyt, zapewnienie lokum itd).
Może to okrutne z mojej strony, ale ja się obawiam- że w takiej sytuacji zostanę niejako uzalezniona finansowo od niego;zarabiam słabo, na umowie zlecenie w call center (stad też wahanie czy powinnam się wyprowadzic bo stancja tez kosztuje, a ja powinnam teraz oszczedzać), dodatkowo On proponuje bym zrezygnowała z tej pracy, żeby się nie męczyć i nie denerwować. Boje sie jednak, że za jakiś czas sie okaze, że jednak nam nie wyszło i wtedy będę się musiała wyprowadzic nawet z dzieckiem.
Ja wiem, że jak sie chce, to można wszystko. Jednak nie bede udawała, że się nie boję zostac sama i sama o wszystko zadbać. Na wsparcie finansowe rodziców nie mogę niestety liczyć, na mentalne bardziej, ale i pomóc by przy dziecku za bardzo nie mogli- bo są daleko.
On kategorycznie nie chce bym wyjechała do innego miasta i prosi bym tego nie robiła. Mówi, że w ten sposób odcinam go od dziecka a on chce byc przy Nas codziennie. Podnosi argumenty typu; co zrobię sama jak będe w obcym mieście, kto mi pomoże, gdy źle się będę czuła, jak wynajmę pokój będąc mamą. I po częsci pewnie ma rację.
A mnie się wydaje, że jak wyjadę, to bede miała więcej spokoju i poczucie panowania nad sytuacją.
Oczywiście macie rację i ja to wiem: nie ma co wnioskować po kilku dniach czułych gestów i to może byc chwilowe, dedykowane emocjami, złudne- i (o dziwo, jak na niego) sporo o tym rozmawiamy, szczerze.
On wydaje sie rozumieć swoje błędy i chcieć to naprawić. Tylko, że właśnie...może "wydaje się".....i mial już sporo szans, ktore spartolił...
Ale czy mam prawo decydowac za siebie, niego i dziecko jak czesto ma być obecny przy nim, tylko (a może aż )dlatego, że zachowywał się jak dupek.
Oczywiście wiem, że na pewno i ja zawiniłam gdzieś w tym wszystkim. Może stworzylismy chory, toksyczny związek, z ktorym nie da się nic zrobic,
Ale od killku dni myslę tylko o tym, co będzie najlepsze dla dziecka,,,czy jest szansa, że stworzymy mu normalny dom. Czy zostając z nim skrzywdzę nas wszystkich.
Może powinnam zgodzic się nie wyjezdzać ,ale pod warunkiem, że pójdziemy razem na terapię dla par? (wiem, znów warunek, ale czuję-juz wczesniej czułam, że potrzebna jest fachowa pomoc). Ale wyprowadzić się do czasu porodu, by nabrać dystansu....? I ewentualnie po urodzeniu zamieszkać razem.....i potem, po kilku miesiaćach zadecydować ostatecznie, co dalej.
9 miesięcy to sporo czasu na myslenie i dużo może się wydarzyć, ale wolę zminimalizować błedy, ktorych zrobiłam już niemało...( tak na marginesie: myslałam o zabezpieczeniu: uważalam bardzo, stosowałam tabletki anty i prezerwatywy, jednak widze swoja winę w tym, że sypialam z nim, choć psuło się między nami- ale teraz mogę tylko żałowac)
Pytanie klucze nie brzmi czy wyjśc za niego tylko : dać mu szansę o nas zawalczyć (i jak to zrobić:jak blisko pozwolić mu być) czy zostawić, zadbac o pieniądze na dziecko i nie oglądać się za siebie(czy to nie będzie ucieczka? ).
Ccesz tego dziecka? Bo to kiepski moment.


Wysłane z aplikacji Forum Wizaz
__________________
Kiedy kobiety kogoś poznają to myślą, że to fajny facet. Jest już wstępnie zaakceptowany jako partner, a później może to tylko zepsuć lub nie. Kiedy mężczyźni kogoś poznają to myślą: „Ma niezłe nogi”.
kennedy jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-04, 12:52   #20
EdytkaEdytka71
Raczkowanie
 
Avatar EdytkaEdytka71
 
Zarejestrowany: 2016-07
Wiadomości: 149
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Idź po prostu za głosem serca Jeśli go kochasz to daj mu szanse .Slubu na razie nie bierz ,poczekaj aż ci udowodni że jest odpowiedzialnym fajnym facetem.Napewno nie zmuszaj się do życia razem, ze wględu na dziecko .Żeby dziecko miało szczęśliwy dom ,to musisz szczęśliwa być przede wszystkim ty .Nic na siłe.Ty sama wiesz jako to miedzy wami jest ,po prostu rób tak jak ty chcesz a nie jak ktoś chce.Jesli nie chcesz jednak z nim tworzyć rodziny to wyjedź.To że nie będziecie razem nie znaczy że odetniesz go od dziecka .Jeśli natomiast stworzycie oboje rodzine ,bez miłości to nie będziecie szczęsliwi a dziecko to prędzej czy później wyczuje.A powinno uczyć się mieć przykład z rodziców, jak zyć w przyszłości.I co znaczy żyć szczęśliwie kochac drugiego człowieka .

Edytowane przez EdytkaEdytka71
Czas edycji: 2016-08-04 o 12:55
EdytkaEdytka71 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2016-08-04, 13:21   #21
TrocheOptymizmu
Raczkowanie
 
Avatar TrocheOptymizmu
 
Zarejestrowany: 2016-05
Wiadomości: 59
Dot.: Odejść czy dać szansę?

Może nie będzie to miłe i pocieszające dla Ciebie ale opiszę Ci przykład mojego faceta. Niestety na moje nic z tego nie będzie...
Ze swoją byłą znali się szmat czasu, też poznali się jako szczeniaki. I on był taki sam jak Twój partner - niedojrzały. Jego uczucie bardzo szybko do niej uciekło, ona w tym czasie postanowiła przestać brać tabletki, żeby zrobić sobie z nim dziecko, które uratuje związek - ale niestety, to nie jest takie piękne. Dziecko to potężne zagrożenie dla związku. Ona myślała, że po urodzeniu będzie lepiej a było gorzej. Skończyło się tak, że kupę lat temu zaczął ją zdradzać a został z nią dla dziecka, z przyzwyczajenia. To był jego największy błąd. Bo zmarnował jej szmat czasu a ona nie może się z tym pogodzić. Dla niej ten związek był udany, dla niego nie... Od początku miał przeczucie, że to nie będzie to. Z jej strony wieczne czepialstwo z winy jego niedojrzałego podejścia do życia, kłótnie, znajomi ważniejsi... Skończyło się tak, że żyli ze sobą bo żyli. On ją okłamywał a ona myślała, że jest wszystko ok... Po czasie wyszło na jaw że on ma inne a ona siedząc z dzieckiem w domu nie mogła nic zrobić, nawet w najmniejszym stopniu nie mogła czuć się jako jego dziewczyna. Łykała puste słowa jak pelikan.
To było kupę lat temu, teraz jest to dojrzały facet, który wie czego chce. Do rozpadu tego związku przyczyniło się to, że ona była zbytnio zazdrosna, wolała imprezy. No i młodzieńcza miłość. Większość facetów nie jest gotowych na takie rzeczy no i wychodzi.
Nie bronię ani jego ani jej, ale to klasyczny przypadek gdy chłopak jest niedojrzały i pakuje się w poważny związek dodatkowo z dziewczyną, która potrafi robić niezle na złość.
TrocheOptymizmu jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Intymnie


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2016-08-04 13:21:41


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 20:49.






© 2000 - 2025 Wizaz.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Jakiekolwiek aktywności, w szczególności: pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie, lub inne wykorzystywanie treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, w szczególności w celu ich eksploracji, zmierzającej do tworzenia, rozwoju, modyfikacji i szkolenia systemów uczenia maszynowego, algorytmów lub sztucznej inteligencji Obowiązek uzyskania wyraźnej i jednoznacznej zgody wymagany jest bez względu sposób pobierania, zwielokrotniania, przechowywania lub innego wykorzystywania treści, danych lub informacji dostępnych w ramach niniejszego serwisu oraz wszystkich jego podstron, jak również bez względu na charakter tych treści, danych i informacji.

Powyższe nie dotyczy wyłącznie przypadków wykorzystywania treści, danych i informacji w celu umożliwienia i ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz umożliwienia pozycjonowania stron internetowych zawierających serwisy internetowe w ramach indeksowania wyników wyszukiwania wyszukiwarek internetowych

Więcej informacji znajdziesz tutaj.